Rozdział 3
|2184 słowa|
Gdy Jungkook zamknął za sobą drzwi, wypuściłem z płuc jak dotąd wstrzymywane powietrze oraz rozluźniłem się, od razu upadając twarzą na otwartą książkę. Nie miałem pojęcia, że mój brat się tu zjawi. Byłem wręcz pewien, że wybierze jakąś siatkówkę, czy piłkę nożną, dlatego próbowałem być spokojny, ale kiedy stanąłem w progu pokoju klubowego i zauważyłem jego czerwoną czuprynę, doznałem skurczu żołądka, który swoją drogą nie należał do najprzyjemniejszych. Musiałem przybrać maskę obojętności i udać, że jego obecność była tu zupełnie naturalna.
Zachowałem się tak, jakby moja oaza, moja przystań, czyli tak właściwie jedyne miejsce, gdzie mogłem poczuć się bezpiecznie, nic dla mnie nie znaczyła, jakby była zwykłym miejscem, w którym spędzałem czas z koleżankami, a nie przyjaciółkami.
Chociaż byłem pewien, że nie będę mógł tutaj mówić o dosłownie wszystkim, miałem świadomość, że mimo wszystko Jungkook był po mojej stronie.
Nie znałem go jeden dzień, dzięki czemu wiedziałem, że jeśli raz mi pomógł, nie odpuści do samego końca. On nigdy nie odpuszczał i zawsze kończył to, co zaczynał z dokładnością chirurga, za co tak właściwie podziwiałem go przez całe swoje życie...
- No i poszedł - mruknęła Yeowoo. - Ale teraz przynajmniej wiem, jak wygląda Jungkook z każdej twojej prywatnej opowieści. - Rzuciła mi podejrzliwie spojrzenie.
- No właśnie. Jak się przedstawił, od razu zrozumiałam, kim on jest... Właściwie zgadywałam, a on to potwierdził - dorzuciła się Yoona, przez co poczułem się przynajmniej osaczony, jeśli Soyeon...
- Nie sądziłam, że pisząc o sobie i jakimś Jungkooku będziesz miał na myśli swojego brata, którego imienia do dziś nie poznaliśmy. Gdyby nie mój młodszy brat, nie miałybyśmy pojęcia, że uratował cię z opresji - wtrąciła Soyeon. Tak bardzo obawiałem się jej zdania, a w rzeczywistości nie było źle... - Masz jakieś fantazje ze swoim rodzonym bratem?
Okej, było źle.
- Oczywiście, że nie. - Oburzyłem się, zamykając z trzaskiem książkę. - Po prostu, jeśli miałbym mieć chłopaka, to chciałbym, żeby był taki, jak mój brat. - Próbowałem się jakoś bronić, ale marne to były próby.
Co miałem im powiedzieć? Nie kochałem Jungkooka w ten konkretny sposób. On zwyczajnie był moim ideałem, wzorem do naśladowania, więc musiałem przynajmniej spróbować zadbać o niego, aczkolwiek przy trudnym charakterze zarówno matki, jak i samego Jungkooka, moje próby nawiązania z nim braterskiej relacji kończyła się niepowodzeniem.
- Więc to jest powód do tego, by pisać opowiadania o charakterze erotycznym z samym Jungkookiem w roli głównej? - dopytała Yoona. - Jiminie, to się leczy kochany.
Popatrzyłem na nią, wsuwając okulary po nosie palcem wskazującym. Jeśli ona naprawdę myślała, że to jego widzę w każdym z tych opowiadań... Właściwie się nie myliła, ale to tylko opowiadanie, prawda? Może było ich kilka...naście, ale to nie miało żadnego znaczenia. Jungkook był tylko bohaterem mojego opowiadania. To tak, jakby idol miałby obrazić się za fanfiction z nim w roli głównej. Mimo wszystko nie powiem im tego, bo tylko pogłębię swój dołek, w którym znalazłem się tak nagle.
- Hm, wymyśliłem całkiem dobrą fabułę. Polega ona na potajemnych morderstwach. - Zacząłem inny temat, żeby zboczyć ze ścieżki, którą podążała każda z dziewczyn. - Gazetka rusza dopiero w kwietniu, więc mamy czas dla siebie aktualnie. Pomożecie mi dopracować to, co warto ogarnąć?
Cała trójka spojrzała na mnie wymownie oraz każda z nich z westchnieniem skinęła głową. Byłem pewien, że niejednokrotnie powrócą do tego tematu, ale dziś nie miałem ochoty wyciągać na światło dzienne brudów rodzinnych. O ile tak można było je nazwać.
Kiedyś cały czas trzymaliśmy się razem, jeśli chodziło o mnie i Jungkooka. Byliśmy wręcz nierozłączni, dopóki młodszy z nas nie rozpoczął przedszkola. Wtedy wyszły na jaw ukryte talenty młodego Jeona, a moja własna matka zaczęła wariować. Do dziś nie miałem pojęcia, co znaczyło to całe „on jest do niego podobny", które usłyszałem przypadkiem, gdy wszedłem do kuchni. Od tamtej pory Jeon Nayeon narzuciła na Jungkooka, można powiedzieć, więzienny rygor, na który nie zasługiwało żadne dziecko. Kochałem moją mamę i nadal ją kocham, bo jest ważną osobą w moim życiu, jednak Jungkook też nią jest, dlatego nie chcę, by cierpiał.
Ten chłopak jest ode mnie lepszy we wszystkim niezależnie od tego, czego sam się podjąłem. Był i zawsze będzie po prostu złotym dzieckiem, które osiągnie więcej, niż ja. Ale to mój brat, więc nawet przez myśl mi nie przeszło, by chociaż spróbować być zazdrosnym.
- I co tam wymyśliłeś? - zapytała Soyeon, wyrywając mnie z myśli.
- Nastoletni morderca, który zaczął od zabijania niewinnych zwierząt dla przyjemności - odparłem z tajemniczym uśmiechem.
- Nieźle masz nasrane w tej głowie. - Zaśmiała się Yoona. - Ale kontynuuj, bo robi się ciekawie.
•••
Zakończenie zajęć przyszło nieoczekiwanie szybko. Cały ten czas poświęciliśmy na szlifowanie naszych fabuł, ponieważ nie było niczego lepszego od wspólnej pracy nad jedną rzeczą. Każdy pisarz powinien mieć swoje wsparcie w pracy, którą wykonywał. Tak się złożyło, że każdy z nas coś pisał, dlatego od założenia klubu wspieraliśmy się wzajemnie.
Po powrocie do domu poszedłem oczywiście do gabinetu mamy. Jak zwykle o tej porze siedziała nad papierkową robotą swojej fabryki, która na skalę kontynentalną produkowała pamięci komputerowe. Fakt faktem zajmowała się księgowością i ogólnym prowadzeniem organizacji firmy, ponieważ to nie ona ją założyła, a mój tata, jednak w swoją pracę wkładała całe serce i zupełnie jak Jungkook - nigdy nie odpuszczała. Oboje mieli ze sobą tak wiele wspólnego, że czasem czułem się jak wyrzutek. Ogromną przeszkodą była ich niezgoda, ale nie będę się nad tym rozwodził, bo to jeden z tych tematów, o których nie mógłbym przestać mówić.
- Cześć mamo. - Przywitałem się, zamykając cicho za sobą drzwi.
- O! Wróciłeś już, skarbie. Chodź tu się z mamą przywitać. - Rozłożyła z uśmiechem ręce, odwracając się na obrotowym krześle tak, bym mógł ją przytulić. Oczywiście podszedłem do niej, by móc się w nią wtulić i dać jej całusa w policzek. - Jak tam w szkole? - zapytała, gdy się wyprostowałem, by poprawić okulary. Denerwowało mnie to, że w zwyczaju miały zsuwać mi się z nosa, no ale to była cena dobrego wzroku.
- Całkiem dobrze. Dziś standardowo przechodziłem przedstawienie zasad oceniania i została omówiona procedura bezpieczeństwa w razie różnych ataków - wyjaśniłem pokrótce, wciskając ręce w kieszenie.
- A klub koszykarski? - dopytywała niebywale zaciekawiona.
- No ten... Pojawił się jeden obiecujący zawodnik. Mam nadzieję zrobić z niego mistrza w fachu, który wybrał - powiedziałem, mając na myśli oczywiście Jungkooka. Naprawdę wierzyłem w to, że uda mi się naprawić jakoś naszą relację, chociażby przez samo pisanie.
- Mam nadzieję, że z twoją pomocą wspólnymi siłami dotrzecie na szczyt. - Posłała mi szczery uśmiech, zaciskając dłoń na moim nadgarstku w geście wsparcia, na co sam się uśmiechnąłem. - Co zamierzasz teraz robić?
- Poćwiczę w pokoju, żeby wprawić się w codzienne treningi.
- Fantastycznie. Mam nadzieję, że w tym roku sięgniecie, chociaż po mistrzostwo naszej prowincji. Pamiętam, jak twój tata grał w koszykówkę. Chodziłam na każdy jego mecz... - Westchnęła, przy czym wyraźnie posmutniała, przenosząc swój wzrok na wieszak na kurtki za mną. - Szkoda, że teraz nie mogę przychodzić, popatrzeć, jak mój własny syn gra na boisku.
- Nie musisz. Dobrze wiesz, że twoja obecność mnie stresuje. - Pospieszyłem ze swoim stałym wytłumaczeniem, które przygotowałem na początku pierwszej klasy liceum. - Pracujesz ciężko dla nas, więc wybaczam ci każdą przyszłą nieobecność. Jungkook też ci wybaczy.
- Do jakiego klubu on się przyjął? - Wbiła we mnie swój podejrzliwy wzrok, przez co poczułem pewien dyskomfort.
- Klub pisarzy. - Wypaliłem. Musiałem jakoś obronić go przed atakiem matki, który mógł skończyć się przynajmniej źle przez wzgląd na to, jaki dziś miała humor. - Podobno nie trzeba zbyt wiele robić, więc może w pełni oddać się siłowni.
- Spryciarz. - Prychnęła pod nosem. - No dobrze, zmykaj przygotować się do ciężkich treningów. - Pogoniła mnie machnięciem ręki z pełnym matczynej miłości uśmiechem - Musisz być dobrze rozciągnięty, pamiętaj o tym.
- Pamiętam, pamiętam - odpowiedziałem, kierując się już w stronę drzwi. - Kto dziś przygotowuje kolację?
- Gosposia, bo ja nie dam rady. - Rzuciła mi przepraszające spojrzenie. - Nagle komuś zachciało się pójść za technologią naszym zamorskim sąsiadom. Myślałam, że od dawna mieli elektroniczne archiwum, ale pomyliłam się. Nadal tkwią w papierologii, a ja muszę dopilnować, by nowiuteńkie serwery dotarły tam cało. Dodatkowo trzeba zaksięgować tę transakcję i zorganizować transport, bla, bla, bla. Same pierdoły. - Machnęła ręką, powracając do laptopa.
- W takim miłej zabawy - powiedziałem na odchodne, po czym opuściłem biuro mamy. Nim jednak skierowałem się na schody, prowadzące na piętro, postanowiłem zagościć w kuchni, żeby zwędzić coś ze stołu, krzątającej się gosposi.
Kobieta była tak zaabsorbowana siekaniem warzyw, że nie zauważyła, iż właśnie podkradłem zielone jabłko ze stołu. Cóż, nie trudziłem się, nawet jeśli chodziło o witanie jej. Po prostu zawróciłem, podrzucając w ręce skradziony owoc z nadzieją, że Jungkook wróci szybko.
Będąc w swoim pokoju, przebrałem się ze sztywnego mundurka na coś wygodniejszego. Grafitowe spodnie dresowe były moimi ulubionymi spodniami, a żółta koszulka z nadrukiem mężczyzny, którego twarz została zastąpiona klawiszami pianina moją ulubioną koszulką.
Spojrzawszy na zegarek, zauważyłem, że była prawie osiemnasta, czyli Jungkook powinien być już w domu. W końcu jego treningi trwają zawsze dwie godziny, a w okresie wiosennym decyduje się na powrót truchtem, co sprawiało, że nie musiał czekać godzinami na jedyny autobus, który docierał do tej bogatszej części miasta.
Odłożyłem jabłko na biurko, a z garderoby wyciągnąłem prawie dwumetrową drabinę i postawiłem ją tuż pod kratką wentylacyjną, łączącą nasze pokoje.
Często zastanawiałem się, dlaczego ta ściana działowa nie była tak gruba, jak wszystkie inne, dlatego postanowiłem pogrzebać w dokumentach tego domu i tam spostrzegłem, że poprzedni właściciele po prostu podzielili ten pokój na pół. Dziwne było to, że właśnie tam mama pozwoliła nam zamieszkać, ale istniała szansa, że nie miała pojęcia o tej kratce. W zasadzie Jungkook też o niej nie wiedział i raczej nie miał świadomości, jak często jej używałem.
Rozłożywszy drabinę, zacząłem się wspinać na sam jej szczyt, by w końcu stanąć na jej najwyższym szczeblu. Wysoko powieszony sufit nie należał do najprzyjemniejszych elementów wyglądu tego pomieszczenia, ponieważ można by pomyśleć o zbyt dużej przestrzeni, ale w tym jednym przypadku lubiłem go. Nie sprawiał, że musiałem pochylać się nienaturalnie przy każdej obserwacji.
Obserwacji, bo to nie było podglądanie.
Zadowolony zdjąłem mosiężną kratkę zdobioną w liście winogron. Musiałem położyć ją na specjalnej półeczce przeznaczonej na wiadro z farbą, by móc cokolwiek zobaczyć, a żeby tego dokonać, zmuszony byłem do przytrzymywania się dziury. Mimo wszystko nawet wtedy widok był ograniczony, bo widziałem tylko jego łóżko, biurko i drzwi do garderoby, ale nie powiedziałem, że to źle, gdyż to tam Jungkook robił najciekawsze rzeczy.
Usłyszałem szmer, który powiadomił mnie o jego obecności. Pewnie wyszedł ze swojej łazienki.
Nie myliłem się. Wkrótce zobaczyłem go, jak przecierał swoje czerwone włosy, idąc do garderoby. Był całkiem nagi. Przygryzłem dolną wargę. Teraz nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku, żeby nie zostać przyłapanym. Uwielbiałem przyglądać się strukturze jego mięśni. Nie były przesadnie duże, zresztą jak on sam. Jungkook miał smukłą, ale wysportowaną sylwetkę. Szczególną uwagę przykuwały wyrzeźbione chyba przez samego Michała Anioła plecy. Nie raz chciałbym ich dotknąć, ale nie miałem takiej możliwości. Mój brat trzymał mnie na niemożliwie długi dystans. To naprawdę bolało, bo chciałbym móc spędzać z nim każdą wolną chwilę jak brat z bratem.
Gdy zniknął w ciemności niewielkiego pomieszczenia, wypuściłem z płuc nadmiar powietrza w oczekiwaniu na niego. Po chwili wyszedł z garderoby, mając już na sobie białe bokserki. To były te, które dostał ode mnie na gwiazdkę. Naprawdę nie wiedziałem, co mógłbym mu kupić, a wiedząc, że od mamy niczego nie dostanie, musiałem sam się postarać. Teraz przynajmniej miałem świadomość tego, że nie odrzucił tego prezentu.
Ręcznik miał przewieszony przez kark, a włosy nadal były tak mokre, że krople wody spływały po pojedynczych kosmykach na jego ramiona, pozostawiając po sobie czerwony ślad, ale jemu to chyba nie przeszkadzało. Ciekawiło mnie to, co miał zamiar zrobić, ponieważ po niebywale stresujących dniach miał w zwyczaju...
Aha, zabrał z biurka swój laptop i położył go na łóżku, po czym wrócił do szuflady, wyciągnął dokładnie taki sam nawilżacz, jaki miałem ja i chusteczki. Wiedziałem, co zaraz będzie chciał zrobić.
W momencie poczułem, jak moje serce przyspieszyło rytm. Na moich ramionach usiadły dwie postacie, które podpowiadały mi, co powinienem zrobić w takiej sytuacji, jak ta. Z jednej strony powinienem dać mu trochę prywatności, a z drugiej byłem jego bratem, więc takie rzeczy nie powinny być czymś wstydliwym. Rozważałem wszystkie za i przeciw, dopóki Jungkook nie zaczął czegoś szukać w laptopie. Jeśli chodziło o dobór filmu pornograficznego, zawsze długo szukał tego jedynego, lecz tym razem wyraźnie zajęło mu to o wiele mniej czasu, bo już po chwili przy pomocy dozownika wypuścił trochę nawilżacza na dłoń.
Postanowiłem zejść z tej drabiny, ale nim to zrobiłem, musiałem założyć kratkę z powrotem. Ręce mi drżały, a oddech niemożliwie przyspieszył. Próbowałem skupić uwagę na tym, że żelastwo może spaść, jeśli źle je włożę, ale gdy próbowałem to zrobić, dostrzegłem, że Jungkook właśnie robił... Sobie dobrze.
Wziąłem głęboki wdech i umiejscowiłem kratkę na swoim miejscu.
Musiałem zejść i się uspokoić. To mój młodszy brat, prawda? To nie powinno być tak wstydliwe, jak uważało moje ciało, a jednak czułem niesamowity gorąc na twarzy.
Będąc w połowie drabiny, ujechała mi stopa. Poczułem, jak serce podskoczyło mi do gardła, gdy upadłem razem z nią na podłogę. Zderzenie się z posadzką odebrało mi oddech i spowodowało niesamowicie głośny huk. Czułem, że brakuje mi powietrza, ale nie mogłem ponownie go złapać. Dusiłem się i nic nie mogłem na to poradzić. To kara za to, że popatrzyłem, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top