Rozdział 24

|3052 słowa|

Chciałbym się uwolnić od tego gówna. Chciałbym być normalnym nastolatkiem z normalnej rodziny, być zakochany w kimś, z kim się nie wychowałem. Chciałbym nie mieć krwi na rękach. Chciałbym...

Wiesz co, brzmisz jak w musicalu bajek braci Grimm. I wish, I wish. Nic poza tym. Skończ się nad sobą użalać. Gdyby nie to gówno, nie miałbyś żadnej miłości, która trzymałaby nas wszystkich w ryzach. Nawet ta wariatka go lubi.

Podniosłem po raz kolejny hantle, będąc napiętym, niczym struna. Gdybanie nie ma żadnego sensu, a marzenia powinienem zachować na swoje urodziny, żeby móc pomyśleć o czymś absurdalnym, kiedy zdmuchnę świeczkę na babeczce, którą przyniesie mi Jimin. Tamten ma absolutną rację. Ciągu wydarzeń nie da się zmienić. Przeszłość na zawsze zapisuje się w kartach naszego życia.

Dostałem wiadomość od Aidana. Możliwość stracenia wzroku, kiedy przychodził czas na zobaczenie swojego dzieła byłaby najlepszym rozwiązaniem. Wtedy każdy mój problem w związku z halucynacjami przestałby nim być ot tak.

- Przerwa. - Zażądał trener. - Odpocznij chwilę, bo przez ten martwy ciąg naprawdę będziesz martwy.

- Tak jest - mruknąłem, po czym odłożyłem ciężkie przyrządy na swoje miejsce. - Idę do szatni.

- Tylko nie ucieknij, bo mam cierpliwość jedynie do przedmiotów nieożywionych.

Intelektualista się znalazł.

- Nie mam najmniejszego zamiaru wychodzić przed siedemnastą.

- No ja myślę. - Zagroził mi palcem, bo było dość dziwne. Niebywała masa mięśniowa, która nie była normalna dla Azjatów, sprawiła, że ten gest wykonany z uśmiechem nabrał pewnego rodzaju grozy.

Odwrócony już do niego plecami, pomachałem mu. Usiadłszy na ławce tuż obok swojej szafki, wygrzebałem kluczyk z kieszeni i otworzyłem kłódkę. Musiałem dostać się do swojego telefonu. Czy rozmowa mi pomoże? Jak myślisz?

Już mówiłem, że opinia kogoś z zewnątrz bardzo nam pomoże.

Moja lista kontaktów jakoś kurczyła się czterech osób. Jimin, Yoongi, Namjoon i Soyeon. Ta ostatnia kazała mi zapisać swój numer w razie gdybym miał jakieś wątpliwości. I niech nikt nie zrozumie mnie źle. Jeśli jakieś bym znalazł, siostra mojego przyjaciela na pewno sprawiłaby, że znikną jak kamfora.

Długo zastanawiałem się nad tym do kogo zadzwonić. Najpierw wybrałem numer do Yoongiego, ale ten był zajęty. Namjoon więc odpada. Zostaje mi tylko mój... Brat? Chłopak? Po prostu Jimin i Soyeon. Oczywiste było to, że wybrałem numer do Jimina. Nim zdążyłem się dobrze rozsiąść, chłopak odebrał połączenie. I co ja mam mu powiedzieć?

- Halo? - odezwał się po drugiej stronie słuchawki. - Jeszcze nigdy do mnie nie dzwoniłeś.

- Wiem, ale muszę z kimś porozmawiać, bo zwariuję. - Westchnąłem, przymykając powieki. Musiałem się odprężyć. - W zasadzie nie wiem o czym moglibyśmy porozmawiać.

- Ja też nie wiem, Jungkookie... Hm - mruknął - a co powiesz na grę w pytania? Lubię pytać.

- To świetnie się składa, bo ja lubię odpowiadać. - Wysiliłem się na entuzjazm. Całkowicie losowa rozmowa powinna jakoś oderwać mnie od natłoku poważnych spraw. Dziś miałem zobaczyć coś, co nie było przeznaczone dla mojej kruchej psychiki.

Kto jest kruchy, ten jest kruchy.

Zamknij się. Czekam na pytanie.

- Co takiego ciekawego robisz na siłowni?

- Ciężko nadrabiam straconą masę mięśniową. Strasznie się zaniedbałem - powiedziałem dobitnie.

- Hm, w mojej głowie było tyle pytań, gdy ci to zaproponowałem, ale okazało się, że było tylko jedno i w dodatku nie miało większego znaczenia. - Zaśmiał się beztrosko. - No nic. Brnijmy w siłownię.

- Okej - odparłem z uśmiechem na ustach. - O co chcesz mnie zapytać?

- Zabierzesz mnie kiedyś ze sobą? Strasznie chciałbym zobaczyć, jak prężysz muskuły. - Przeciągnął ostatnią samogłoskę, niczym te wszystkie nastolatki z filmów, które akurat rozmawiały ze swoim chłopakiem.

- Możemy pójść na basen, jeśli chcesz.

- Strefa komfortu?

- Coś w ten deseń. Za to możemy chodzić regularnie po wypłacie kieszonkowego - odpowiedziałem zachęcająco. Oczywiście nie miało to żadnego podtekstu, bo nie chciałem, żeby za to płacił. Ja to miałem w karnecie, a po kieszonkowym mógłbym płacić za Jimina. - A i nie, nie możesz zapłacić za siebie.

- Szkoda - mruknął. - Kurcze, naprawdę nie wiem o co jeszcze zapytać...

- O cokolwiek, Jiminie. Masz może z dwie minuty, bo muszę wrócić na trening.

- O kurcze, a ja myślałem, że już wracasz do domu - powiedział niezbyt zadowolony, ale za moment zakrył to najspokojniejszym tonem, na jaki był w stanie się zdobyć i zapytał: - Lubisz mnie bardziej, niż brata?

Mogłem się tego spodziewać, ale... To dobra okazja, żeby coś powiedzieć bez spoglądania mu w oczy, które momentami były bezdenną esencją oddania i optymizmu. Nigdy w życiu nie spodziewałbym się, że próbował... Wiadomo co.

- Nawet bardziej, niż lubię. - Pokręciłem głową z uśmiechem. Beztroskie życie nastolatka bardzo by mi odpowiadało. Słodkie rozmowy przepełnione czułością. W obecnej chwili wiem, że to wszystko zostanie zburzone łatwiej, niż domek z kart i to za jakąś godzinę. - Dziś wrócę około dwudziestej. Zabrałbyś moją kolację do pokoju?

- Zjemy razem przy świecach?

- Jeśli chcesz na mnie czekać to nie ma sprawy, ale nie gwarantuję, że będę w stanie normalnie się zachować.

- Brzmi tak, jakbyś znowu wychodził na bójkę - stwierdził podejrzliwym tonem. - Nie chcę widzieć żadnej rany na twoim ciele.

- I żadnej nie zobaczysz.

- Przyrzekasz?

- Przyrzekam.

- Minęły trzy minuty. Leć na trening. Zaczekam na ciebie z kolacją.

- Dziękuję. Do zobaczenia wieczorem!

Już odsunąłem komórkę od ucha, żeby się rozłączyć, kiedy usłyszałem te dwa słowa, które tak bardzo mnie przerażały. Wcisnąłem czerwoną słuchawkę i czym prędzej odłożyłem telefon na miejsce w szafce.

Jak ktoś może kochać takiego potwora? - To chciałeś pomyśleć, prawda? Wiem, że tak. Widzisz, on jest w stanie kochać cię za to, że jesteś i tyle. To porąbana miłość, ale miłość.

Czasem mówisz z sensem, a czasem nie mam ochoty cię słuchać. Da się jakoś wyciszyć twoją aplikację?

Tylko poprzez samobójstwo, bro. Nie uwolnisz się ode mnie.

Świetnie.

•••

Bardzo łatwo wyciągnąć w nioski, kiedy idzie się na pewną śmierć. Jeszcze łatwiej je wyciągnąć, kiedy się idzie na czyjś pogrzeb. Wszystko wydaje się dziecinnie proste, kiedy idzie się na pogrzeb kogoś, kto jeszcze żyje. Idąc do tej samej hali, co ostatnio, zaciskałem mocno dlonie na paskach plecaka i patrzyłem pod nogi, żeby móc kopnąć ten sam kamień, wytarzany spod samej siłowni. Chciałem wydłużyć czas, który mijał nieubłaganie szybko. Gdyby tylko przytrzymanie zegara coś mi dało, z chęcią zatrzymałbym się w sklepie i zatrzymał wskazówki, ale czas to czas.

Zrozumiałem, że niczego długo nie ukryję; że Jimin prędzej czy później się dowie o tym, co zrobiłem. Nadal zastanawiam się nad tym, dlaczego nie zapytał o Hyunkiego i Minseoka oraz że nie zainteresował się tym z kim idę się bić i z jakiego powodu. Puścił mi to płazem, ale coś mi podpowiada, że tak łatwo nie odpuścił.

Ja przepraszam bardzo, ale nie jestem "czymś". Jestem tobą, a ty jesteś człowiekiem, a więc i ja jestem zalążkiem człowieka.

Niezła dedukcja. W takim razie podpowiedz mi coś jeszcze, a może nadam ci imię.

Przeciągasz czas, co? No ale dobra. Nie będę się droczył, bo nasza szalona przyjaciółka wie co się święci i nie chodzi tutaj o żaden chrzest ani Wielkanoc. Skoro jesteśmy przy Jiminie, pamiętaj o twoich nocnych wybrykach.

Nie da się o nich zapomnieć tak łatwo. Jimin mówił, że zawsze to robiłem, kiedy wracałem od Aidana. Czy to może oznaczać, że nadmiar emocji odbija się na moim nieszczęsnym lunatykowaniu?

Wiem tyle, co ty, ale obaj czytaliśmy trochę o tym w internecie jakieś dwa lata temu. Jesteśmy nastolatkiem, a nastolatki potrzebują drugiej osoby, bo seksualność, bla, bla, bla. Gdyby to był ktokolwiek inny, pewnie byłaby ta sama sytuacja. Spróbujemy rozładować się seksualnie przed snem i zobaczymy co się stanie.

Mam z nim to zrobić tak po prostu?

A wolisz po krzywemu?

Chciałbym móc zawrócić do domu i zapomnieć o Aidanie raz na zawsze. Dopiero co zaczęło mi się wszystko układać. Wprawdzie dzięki niemu, ale nie mógłbym tak po prostu go zostawić? Nie musisz odpowiadać. Stresuję się, a potem ten stres zwykle znika przez Furię. Muszę zapalić, nim dotrę do hali.

Może to dziwnie zabrzmieć, ale kiedyś śmiałem się, że jeśli chcę porozmawiać z kimś inteligentnym, rozmawiam ze sobą. W obecnej chwili nie jest to zabawne. Ani trochę. Czasem jestem przerażony, chcę, żeby zniknął raz na zawsze, bo mój umysł jest tylko mój, a tymczasem mam tam dzikiego lokatora, który nie płaci za czynsz.

Przeciągam, zwalniam tempo chodu. Nie chcę tam iść. Tak bardzo nie chcę. Wolałbym odwrócić się na pięcie i... Obaj znamy zakończenie. W dodatku pomysł Drugiego był absurdalny. Nie chciałem dotykać Jimina w ten sposób aż tak szybko. Nawet nie minęła doba od chwili, kiedy względnie poskładałem się do kupy. Dlaczego czas pędzi tak szybko?

I znowu czas, który działa na moją niekorzyść pełną parą. Nienawidzę go, a jednocześnie jestem od niego uzależniony. Zwalnia i przyspiesza swoje obroty kiedy tylko zapragnie, a ja jestem zamknięty w jego klatce. Zresztą jak każdy. Jeszcze trochę i tam dotrę. Zostanę zamknięty w krwawym slow-motion, żeby na pewno nie przegapić żadnego fragmentu, który wypali piętno w mojej pamięci. A później Jimin okryje to peleryną niewidką. Problem nadal będzie, ale nie zobaczę go, dopóki ktoś przypadkiem nie odsunie materiału. Później naznaczę swoje ciało kolejną blizną.

Co za paradoks. Nie chcąc zapomnieć, zostawiam pamiątki po swoich czynach, żeby zapamiętać. Muszę z tym żyć. Najlepiej owiać to narkotyzującą mgłą i na chwilę stracić uczucia, by odzyskać je ze zdwojoną siłą. Zupełnie tak, jakbym zamykał je wszystkie w butelce w trakcie dokonywania zbrodni, a później wypijałbym je wszystkie, żeby to przeżyć po cichu. A gdyby tak się stłukła, a emocje rozlałyby się na dywanie albo zostałyby wciągnięte wgłąb ziemi?

- W końcu przyszedłeś - rzucił krótko Aidan, jak zwykle bez przywitania. Utonąłem w głębi swoich myśli. Nie zdążyłem nawet zapalić chociażby zwykłego papierosa, który spoczywał na dnie plecaka w specjalnej kieszonce zaraz obok skręta. - Za chwilę... Nie, za dziesięć minut przyjdzie Yugyeon. - Wyciągnął w moją stronę rękę z białym ubraniem ochronnym. Od razu je przechwyciłem i zdjąłem plecak.

- Co zrobił Jiminowi? - zapytałem najbardziej rutynowo, jak tylko mogłem.

- Błąd. Co zrobił Yoongiemu.

Spojrzałem na niego zdziwiony, przerwawszy szukanie zamka kombinezonu.

- Yoongiemu?

- Wiedziałeś, że Yoongi jest homoseksualnym transwestytą?

- Transwestytą? - powtórzyłem z niedowierzaniem.

- Przebiera się za kobietę. Nam tym tle przeżył całkiem sporo. Udało mi się dowiedzieć, że spędził troszkę czasu w szpitalu psychiatrycznym po prawie udanej próbie samobójczej. Przeżył depresję. Wyczytałem to w aktach z dyrektorskiej kartoteki, jeśli chciałeś o to zapytać.

- Ale dlaczego był tak traktowany? Przecież nie paradował tak po szkole, poza tym z tego co wiem, to pochodzi z Daegu, co ten cały Yuhyun robi w Busan?

- Po pierwsze Yugyeom, po drugie byliście ostatnio w Daegu, a Min pojechał z wami. Nietrudno dowiedzieć się takich rzeczy, szczególnie, że byli koledzy Yoongiego brali udział w zawodach. Plotki szybko się rozchodzą, a ty wyraźnie za bardzo byłeś zajęty Jiminem, żeby słuchać co piszczy w tłumie, który stoi obok ciebie na każdej przerwie.

- Chcesz mi powiedzieć, że przenieśli swoją uwagę na Yoongiego? - Spojrzałem na niego pretensjonalnie. Przecież usłyszałbym, kiedy tylko zaczęliby mówić o różowowłosym w ten obraźliwy sposób. - Zafarbował włosy na dość niemęski kolor. To raczej niczego nie oznacza. Pogadają i przestaną.

- Nie rozumiesz - powiedział chłodno. - Nawet nie próbujesz dopytywać. Myślisz, że każdą informację dostaniesz na złotej tacy, ozdobioną kawiorem i złotymi monetami?

- Tak, dotąd tak było. Dlaczego wymagasz ode mnie oddania się sprawie? Nawet nie chcę w tym uczestniczyć. - Wyrzuciłem ręce w górę, nim zdążyłem zapiąć zamek kombinezonu. - Wszystko co robisz jest poza mną. Ja tylko przychodzę, zabijam i wracam do domu.

- Chyba zapomniałeś dlaczego tu jesteś. - Prychnął z uniesionym kącikiem ust. - To ty wszystko zacząłeś. Fakt - odkaszlnął - naprowadziłem cię na odpowiednią, acz dla mnie wygodną ścieżkę, jednak to ty zabiłeś Hyunkiego gołymi rękami. - Wskazał na mnie palcem w tak protekcjonalny sposób, że poczułem się przy nim malutki, chociaż Aidan był wzrostu Jimina. - Nawet nie wiesz, że masz na karku Sunmi i Sunhi. Ta pierwsza wtyka nos nie tam, gdzie trzeba, a ta druga sprząta w twoim domu. Kto wie - wykrzyknął tak, że jego głos odbił się echem po hali, odwróciwszy się do mnie plecami - czy już nie porozmawiała sobie z Jiminem, który na bilion procent coś podejrzewa. Na mojej głowie jest utrzymanie wszystkiego w jakimś porządku. Nawet Jung Hoseok jest po naszej stronie. Poświęcam sporo czasu...

- Po co? Co robisz z ciałami? Chyba nie kopiesz hobbistycznie dwumetrowych dołów w babcinym ogródku - Zakpiłem.

- Uważaj na słowa, bo życie Jimina w każdej chwili może się skończyć, a teraz przygotuj się, bo Yugyeon zaraz przyjdzie.

- Nie zrobię tego - oznajmiłem z myślą o swojej przyszłości z Jiminem. Znaczy Drugi podsunął mi obraz blondyna. - Może i masz kolegów w policji, ale to nic nie znaczy.

- Więc do tronu dołączy śliczna buźka Jimina. Wedle życzenia - rozłożył w dość gościnny sposób ręce, jakby chciał mnie do czegoś zaprosić.

Jaki tron?

- Jaki tron? - powtórzyłem za nim.

- Och! Nagle zainteresowany. Chcesz zobaczyć? - zapytał niczym małe dziecko. Po raz kolejny jego protekcjonalny ton wybił mnie z ścieżki prowadzącej do pewności siebie. - Wtedy będziesz jeszcze bardziej zmieszany, ale przynajmniej nie będę musiał wymyślać argumentów dla kolejnych ciał. Chodź - zachęcił mnie gestem dłoni do pójścia za nim.

Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Zdjąć kombinezon, czy w nim pozostać? W końcu Aidan odszedł tak daleko, że chwyciłem plecach postawiony tuż obok nogi i pobiegłem za nim. Co on knuł.

Nic dobrego, ale ma rację. Jesteś zamieszany. Trzy morderstwa ze szczególnym okrucieństwem plus wróżba śmierci, która kołuje nad Jiminem to nie przelewki. Cholera, dlaczego jesteśmy tacy spokojni?

Głupie pytanie. Mało brakowało, a bym prychnął pod nosem idąc ramię w ramię z Aidanem.

Nasza wariatka to chyba czarownica.

- Oby tylko czarownica - mruknąłem.

- Głos w głowie? - Chłopak zapytał jakby zupełnie bez zastanowienia. Zmierzyłem go wzrokiem z ukosa.

- Po prostu myślę na głos i tyle. - Wzruszyłem ramionami, zaciskając dłonie na paskach plecaka. Poczułem drżenie na całym ciele. Wiedziałem, że czeka mnie coś, co mnie zniszczy.

Ale nie mamy wyjścia, bro. Albo miłość i wolność, albo cierpienie i niewola.

A jeśli w naszym bagażu są te wszystkie rzeczy?

To by tłumaczyło jego wagę.

•••

Stres rósł w miarę zmniejszania się odległości dzielącej nas od domu Aidana. Bałem się jak diabli. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Do głowy napływały mi kolejne strzępki informacji wydobyte gdzieś z otchłani niepamięci. Lodówka to główna myśl, która zakrzątała mi główny strumień przemyśleń. To tam chował ciała? Czy tradycyjnie kopał doły w oczywistym miejscu, jakim był ogród? Na jego posesję weszliśmy od tyłu. Za ozdobną altaną udekorowaną w kwietniki z białymi surfiniami znajdowała się stara, spróchniała furtka, a jej zawiasy dały o sobie znać przeciągłym jękiem. Wszystkie te elementy otuliły mnie otoczką niepewności i wzmogły strach. Moje serce gdyby mogło, przestałoby bić raz na zawsze.

Szedłem ostrożnie równo przystrzyżonym trawnikiem prosto do tylnego wejścia dwukondygnacyjnego budynku. Wnętrze było urządzone w babciny sposób. Wszędzie zostały ustawione wazy z różnymi kwiatami, a gdzieniegdzie mogłem zauważyć figurki buddy oraz kadzidła. Ponadto w kącie mijanego salonu dostrzegłem niewielki ołtarzyk ze zdjęciem kobiety. Wokół ramki zostały ustawione na pierwszy rzut oka losowe przedmioty takie jak: stara, szmaciana lalka, czerwona kokarda, czy nawet obrazek narysowany na pożółkłej kartce, zdradzającej swój wiek.

Dawno tak dokładnie nie przyglądałeś się swojemu otoczeniu.

Skąd mam wiedzieć, czy coś tu na mnie nie czyha? Mamy do czynienia z Aidanem. Skoro na zewnątrz nie widziałem żadnych śladów świeżo zasypanych dziur, naprawdę nie wiem czego się spodziewać.

- Dobra - powiedział niespodziewanie Amerykanin. - W piwnicy znajduje się stara część zakładu pogrzebowego, który prowadziła babcia w latach swojej świetności. Kiedy tylko przekroczymy pierwsze drzwi, zamknę je - instruował, jakby chodziło o coś niebywale łatwego. - Nie mogę sobie pozwolić na twoją ucieczkę. Skoro tak bardzo chcesz wiedzieć gdzie podziewają się ciała, pokażę ci, ale pamiętaj, że sam sobie jesteś winien.

Zakład pogrzebowy przeraził mnie. Naprawdę bałem się tego, co mogłem tam zastać. Ciała równo ułożone obok siebie? Znów będę musiał na nich wszystkich patrzeć i na nowo przeżywać ich widok nie tylko w snach, ale i na jawie?

Sam się na to pisałeś, a od tego nie ma odwrotu.

To nie pora na rezygnację. Muszę wiedzieć dlaczego Aidan wyglądał na zdecydowanie bardziej wyluzowanego, kiedy oświadczył, że nie będzie musiał szukać powodów do mordowania.

- Zrozumiałem - odparłem, nim zdążył zadać rzeczowo pytanie. Choć nie wiedziałem, że było to możliwe, zacisnąłem palce jeszcze mocniej na paskach plecaka.

Kiedy szedłem za nim na dół po wąskich, stromych schodach, poczułem, że dogoniło mnie zmęczenie, przed którym uciekłem, wychodząc z siłowni. Ból w nogach sprawiał, iż nie mogłem ugiąć kolana z taką łatwością, jakbym tego chciał, a więc schodzenie po kolejnych stopniach stało się potworną katorg. Ale w końcu znaleźliśmy się na samym dole. Drzwi nawet nie zaskrzypiały, kiedy chłopak, zaraz po tym, jak przekręcił klucz w zamku, popchnął je. Zapalił światło, jakby wchodził do swojego pokoju, zdjął plecak i położył go na krześle tuż obok futryny. Nie chciałem powtórzyć jego gestu. Niemal sparaliżowany nie mogłem dokładnie przyjrzeć się pomieszczeniu. W zasięgu mojego wzroku znajdował się długi, metalowy stół, jaki można zauważyć na salach operacyjnych. Zaraz za nim stała najzwyczajniejsza w świecie meblościanka, a za przeszkloną częścią mogłem dostrzec antyramy z cytatami o przemijaniu życia.

Chwilę później Aidan otworzył ciężkie drzwi, które tym razem odezwały się przerażająco mroźnym jękiem. Chwilę później poczułem chłód. Już wiedziałem czego się spodziewać, chociaż tak naprawdę to, co zobaczyłem zaraz po tym, jak chłopak zaprosił mnie do środka sprawiło, że zakręciło mi się w głowie. Musiałem oprzeć się o lodowatą framugę.

Moim oczom ukazało się zbite z desek dość duże krzesło, a raczej tron, do którego zostały przywiązane części ciała. Zabrakło mi powietrza, przez co nie byłem w stanie się odezwać.

- Chciałem zrobić tron na wzór tego z Gry o Tron - zaczął niewinnie Aidan. - Miecze tysięcy wrogów przetopione w tron władcy Westeros. Ja, dokładnie tak, jak mój mentor, Peter Jughead, zrobię swój własny tron, żeby cały świat dowiedział się kto jest władcą życia i śmierci. - Pochylił się do przodu, żeby spojrzeć mi prosto w twarz z uśmiechem, którego nie byłem w stanie określić. - Ale brakuje mi jeszcze dziesięciu ofiar, żeby powtórzyć jego arcydzieło, a ty mi w tym pomożesz... Jungkookie, liczę na ciebie. Jeśli zrezygnujesz, głowa Jimina znajdzie się o tutaj. - Przeszedł spokojnym krokiem do swojego tronu i wskazał miejsce pośrodku oparcia. - Zaszyję mu usta tak, jak reszcie i szeroko otworzę oczy, żeby mógł sobie popatrzeć.

I ty sądziłeś, że jesteś potworem, tak?

- M-mogę zapalić? - zapytałem cicho.

- Pewnie. Masz swój, czy mam ci dać?

Rozchyliłem usta, aby udzielić odpowiedzi, ale spomiędzy nich wydostało się tylko tchnienie, bynajmniej nie ostatnie. Najwyraźniej wiedział co zrobić, bo już po chwili na języku poczułem szczypanie dobrze mi znanego dymu, a gdy dostał się do płuc, zrobiło mi się jeszcze gorzej. Uruchomiłem mechanizm współczucia tak silnego, że ukląkłem i zacząłem płakać

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top