Rozdział 23
|2556 słów|
Jestem najzwyczajniej w świecie szczęśliwy. Jungkook zareagował na moje wyznanie całkiem inaczej, niż się spodziewałem. Pokazał, że mimo wszystko że mną zostanie. Fakt, wygrał swoją małą wojenkę z mamą, ale to nic nie znaczy. Teraz jestem dla niego otwartą księgą bez zakazanych rozdziałów. Tylko... Troszkę wystraszyłem się jego szeptu. Nie pasował do niego nawet w najmniejszym stopniu.
Wstałem od stołu, ciągnąc za sobą Jungkooka. Ktoś na pewno posprząta po naszym śniadaniu. Najważniejsze było zabranie go z kuchni. Wróciliśmy na piętro i w sumie nie miałem żadnego dylematu, żeby pójść do jego pokoju. Tam też była moja szczoteczka do zębów, dlatego też bez słowa poszliśmy do łazienki w celu dokończenia porannej toalety. Tuż po zakończeniu czynności, oparłem się o umywalkę i spojrzałem w jego oczy.
- Jesteś zadowolony? - zacząłem pierwszy.
- Absolutnie. Pozbyłem się pewnego ciężaru - odparł zupełnie spokojnie.
- Ja też, ale... Ach, nie wiem co chciałem powiedzieć. - Westchnąłem. Automatycznie sięgnąłem do okularów, żeby je poprawić, choć były na swoim miejscu. Sam nie wiem dlaczego opuściłem wzrok. Gdzieś wewnątrz mnie, a właściwie na dnie żołądka czułem, jak coś mi ciąży, a nie wiedziałem jak dać temu upust.
Moje myśli rozwiały się, kiedy brunet uniósł moją twarz poprzez zwykle wsunięcie palców pod brodę.
- Nabrałem przekonania, że to, co zrobiłem, wcale nie było takie złe, a teraz wiem, że sprawdzam się w swojej roli.
- Kocham cię - powiedziałem cicho, aczkolwiek nawet nie rozumiem po co. Wiem tylko, że nie czułem żadnego stresu w związku z tym. Jungkook zareagował wprost przeciwnie. - I dziękuję za wszystko - kontynuowałem - jesteś dla mnie ważną osobą, którą nie chcę się z nikim dzielić, ale jeśli znajdziesz sobie kogoś innego, ja... - Nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego słowa, ale nie musiałem.
Jungkook westchnął, uniósłszy rękę. Cmoknął pod nosem, jakby szukał odpowiednich słów
- Po pierwsze: nie znajdę, po drugie: nie chce mi się ciągle poważnie rozmawiać, po trzecie: za dużo mówisz.
Jedyne co zrobił, to pochylił się w moją stronę i darował mi pocałunek, ale jak dla mnie był zdecydowanie za krótko, więc sam przystanąłem na palcach, żeby ponowić gest. Zrobiłem to chyba zbyt nadgorliwie, bo Jungkook musiał oprzeć się bokiem o ścianę, żeby utrzymać równowagę. Tak bardzo lubiłem to, jak delikatnie mnie całował. Lubiłem też dotykać go gdzie tylko się dało. Najlepiej pozbyłbym się tego mundurku i oddał mu w całości, ale on do tego nie dążył. Pocałunek dla samego pocałunku. Dokładnie taki, jak w filmach, a chciałbym nabrać trochę pikanterii, żeby poczuć coś mocniejszego, niż tylko motyle w brzuchu.
Musiałem spróbować. Chwyciłem go za krawat, żeby przycisnąć go do siebie i zmusiłem do oparcia się o ścianę plecami. Bardzo chciałem zbadać ustami każdą, bez wyjątku, część jego ciała. Teraz musiałem nacieszyć się jedynie dotykiem. Chłopak zresztą nie pozostawał mi dłużny. Od razu zrozumiał czego chce, a przynajmniej tak mi się zdawało. Wodził dłońmi po moich plecach, coraz bliżej pośladków, jednak świadomie ich nie dotykał.
Może właśnie tak chciałem odreagować wypowiedziane w kuchni słowa?
Chwyciłem jego ręce i położyłem je na swoich pośladkach. To było to, czego potrzebowałem. Dźwięk żarliwych pocałunków huczał mi w głowie. Podobało mi się to, lecz Jungkook musiał przerwać całą zabawę. Oddychał troszkę szybciej i patrzył na mnie błędnym wzrokiem. Niemal od razu pokochałem to spojrzenie.
- Wystarczy, Jimin - powiedział bez przekonania. - Musimy iść do szkoły, przeżyć kolejny dzień i napisać artykuł.
- Ale ja nie chcę - jeknąłem, patrząc na niego z dołu. - Chcę zostać z tobą.
- Proszę cię, nie zachowuj się w ten sposób... - Spojrzał na sufit. - Próbuję przywyknąć do nas i dać ci to, czego pragniesz. Cieszę się, że odkryłeś przede mną każdą kartę, ale to nie bilet na przyspieszenie wszystkiego.
Momentalnie odsunąłem się od niego speszony. Miał cholerną rację, a ja stałem się egoistą.
- Zapalimy przed wyjściem? - zapytałem zupełnie od czapy.
- Jeśli masz papierosy, to chętnie. Ja nie mam jak ich sobie zorganizować. Aidan ma tylko trawkę i... - Wyglądał tak, jakby zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. - Ale on tylko dostarcza mi tego co chcę. Nie widujemy się zbyt często. Wiesz o co chodzi. - Zaśmiał się nerwowo.
- Kolegujesz się z Aidanem?
- Nie. To tylko relacja diler-klient i nic poza tym. Błagam, nie mów nikomu, że mam z nim do czynienia.
- No dobrze, dobrze - powiedziałem, żeby już tak nie panikował. To było naprawdę podejrzane, ale przecież co ja mogłem zrobić w tej chwili. - Po prostu nie kupuj już nic od niego, okej?
- Tak, oczywiście. - Uśmiechnął się do mnie. Zobaczyłem w nim cień szczerości, ale to nie było wystarczające.
Odwróciłem się do niego i wyszedłem z łazienki. Mimo wszystko nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu, który bezustannie wykrzywiał mi usta. Głupi pocałunek załatwił tak wiele.
Jako że w tym pokoju spędziłem całkiem sporo czasu, a był on lustrzaną kopią tego mojego, z łatwością znalazłem idealną kryjówkę. Przykucnąłem obok łóżka i sięgnąłem pod szafkę nocną, do której dna przykleiłem taśmą paczkę papierosów. Ku mojemu zdziwieniu papierowe opakowanie było podgryzione, a jego zawartość troszkę zubożała. Odwróciłem się, by pokazać efekt nocnych spacerków królika.
- To by tłumaczyło dlaczego woli przesiedzieć cały ranek w klatce. - Zaśmiał się chłopak. - Mały narkoman.
- Ma coś po właścicielu. - Wzruszyłem ramionami, po czym z szufladki wyciągnąłem zapalniczkę. - W sumie nie powinienem palić z tobą, bo jesteś moim młodszym bratem.
- W sumie nie powinienem był się z tobą całować, bo jesteś moim starszym bratem. - Skontratakował.
Cmoknąłem pod nosem. Cwaniak.
- To tylko formalność.
- Więc zapal tego papierosa, bo kończy się nam czas - dyrygował, no ale cóż, polubiłem ten władczy ton.
Chwyciłem filtr ustami i zapaliłem końcówkę papierosa. Pierwszy kłąb dymu znalazł się w moich płucach. Poczułem chęć zwymiotowania tego zalążka śniadania, które pochłonąłem, ale po wypuszczeniu sporej chmurki, potrząsnąłem głową i jakoś to minęło. Podałem tlącą się truciznę chłopakowi.
- To taki pośredni pocałunek - powiedziałem, kiedy i on zażył troszkę dymu.
- Wiem.
•••
Lekcja. Przerwa. Lekcja. Przerwa. Spotkanie z Jungkookiem. Lekcja. Przerwa i kolejne spotkanie, na którym Jungkook czuł się opuszczony przez Yoongiego. Kolejna lekcja. Potem koniec lekcji i czas na zajęcia. Tam moją nową-codzienną rutynę przerwała Sunmi. Przysięgam, że uduszenie może być najłagodniejszą zbrodnią, jaką na niej dokonam. Ciągle pytała Jungkooka jak ująć dane zdanie, żeby było dobrze, a on odpowiadał w przypływie empatii, choć nie zawsze mówił dobrze. Całe szczęście, że Yeowoo się nade mną zlitowała i wzięła dziewczynę pod swoje skrzydła.
Później po powrocie do domu miałem jakieś trzy godziny na spędzenie leniwie czasu w samotności. Tu o dziwo jedyną dziewczyna, która miała mi przeszkadzać, okazała się ratunkiem, dla osoby zamkniętej w slow-motion zegarka. Sunhi, której imię było podobne do wiedźmy z klubu pisarskiego, wcale nie była tak denerwująca jak na początku. W zasadzie była miła i wyraźnie tylko czekała, aż ktoś z nią porozmawia.
- Dlaczego tu pracujesz? - zapytałem, siedząc na schodach, kiedy ta wycierała ich poręcz.
- Chcę sobie przyrobić na wynajęcie detektywa.
- Po co ci detektyw? - Zdziwiłem się.
- Zaginął mój brat. Mama nie chce z tym nic zrobić, bo jak na pewno wiesz, woli być królową narkotyków. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce - wyznała.
- Wiesz... - Wziąłem głębszy oddech, zbierając tym samym w sobie odwagę. - Głupio to zabrzmi, a raczej dość egoistycznie, ale cieszę się, że nie ma go w szkole.
- Wiem. Nie trafiłam na osobę, która da mi współczucie, ale lepiej mieć coś, niż nic. - Wzruszyła ramionami. Kiedy płukała ścierkę w wiadrze, pochlapana mnie nieco wodą, przez co musiałem wytrzeć się rękawem bluzy. - Przepraszam.
- Spoko. - Uśmiechnąłem się do niej.
- I przepraszam cię też za brata. Ma problemy i chociaż nic go nie usprawiedliwia, po prostu chciałam przeprosić.
- Dziękuję.
Spojrzałem na swoje dłonie, które dziwnie drżały. To chyba był znak, że się stresowałem, no ale nic. Zostałem przeproszony i jak na razie czułem się troszkę lepiej. Przynajmniej wiedziałem, że Sunhi jest osobą, z którą nie muszę toczyć wojny.
A propos wojny, jakoś tak przypomniała mi się poranną kłótnia mamy i Jungkooka. W tamtych chwilach przez myśl przeszedł mi ojciec bruneta. Chciałbym go znaleźć, żeby chociaż spróbować z nim porozmawiać.
- Jak dużo masz jeszcze do zrobienia? - zapytałem, przerywając ciszę.
- Teraz właściwie robię to, co powinnam zrobić za parę dni, a co?
- To będziesz stała na czatach. Muszę znaleźć ojca Jungkooka.
- Ojca Jungkooka? - powtórzyła zdziwiona.
- Długa historia. Chodź.
Podniosłem się ze schodów i wspiąłem się na ich sam szczyt. Wiedziałem gdzie szukać zdjęć, tylko co mi to da, skoro nie znajdę do niego obecnego numeru... Dobra, potem o tym pomyślę.
Skręciłem w prawy korytarz i wszedłem w drugie drzwi, gdzie mama składowana wszelkiego rodzaju pamiątki. W tym zdjęcia. Mam nadzieję, że nie zdawało mi się, iż widziałem w starych, szkolnych albumach imię tego mężczyzny.
Zapaliłem światło i zacząłem grzebać w kartonach postawionych obok ściany za drzwiami.
- Stoisz tam? - zawołałem cicho do Sunhi.
- Tak. Jak pani Jeon będzie szła, to dam jakoś znak.
- Okej. No to do roboty.
Zacząłem grzebać pośród stosów zdjęć i nie musiałem długo szukać. Niemal od razu znalazłem album absolwentów liceum. Wyciągnąłem go spod wszystkich rzeczy i wyszedłem z pomieszczenia, gasząc za sobą światło.
- Już? - zapytała zdziwiona Sunhi.
- O dziwo tak. Chodź na schody. Mama nie korzysta z nich tak często, jak się zdaje. - Skinąłem, żeby poszła za mną. Zamknąłem za sobą pomieszczenie i pognałem we wskazane miejsce.
Nie wiem dlaczego czułem swego rodzaju podekscytowanie, skoro to tylko pierwsza poszlaka. Musiałem się upewnić, czy Junghyun, jakikolwiek miał na nazwisko, na pewno znajdował się właśnie w tym miejscu. Usiadłem na pierwszym stopniu, żeby na wszelki wypadek zobaczyć mamę, nim ona zobaczy mnie. Nie czekałem na Sunhi. Po prostu przewracałem stronnice albumu w poszukiwaniu klasy mamy. Kiedy znalazłem to, czego szukałem, musiałem tylko znaleźć Junghyuna, którego szukałem.
- Jak ma na imię? - dopytać Sunhi zza moich pleców.
- Junghyun. Boże, czemu te klasy liczyły czterdzieści osób? - Prychnąłem pod nosem, wodząc palcem po śliskiej stronie pełnej czarno-białych zdjęć.
- Tutaj. - Dziewczyna wyciągnęła rękę ponad moim ramieniem i wskazała to, czego szukałem. - In Junghyun.
- Wygląda zupełnie jak Jungkook - mówiłem, niedowierzając temu, co widziałem. Przesunąłem palec po zdjęciu.
- To Jungkook wygląda zupełnie jak on.
- Racja.
Bardziej zadziwiał mnie fakt, że Sunhi okazała się tak przyjemną osobą, niż podobieństwo między ojcem, a synem. I pomyśleć, że jakoś niespecjalnie za nią przepadałem, kiedy była przewodniczącą.
- Tylko jak go znaleźć?
- Mama ma w biurku notatnik z numerami do paru osób z liceum, z którymi nadal utrzymuje kontakt - wyjaśniłem. - Zadzwonię do nich wszystkich po szkole, zanim Jungkook wróci z siłowni.
- Przecież macie osobne pokoje.
- Jungkook lunatykuje, więc śpimy razem, żeby czegoś nie narobił. - Wzruszyłem ramionami. - Ostatnio obudził się pod prysznicem w zimnej wodzie.
- Okej...? Musisz czekać, aż pani Jeon wyjdzie z biura, prawda? - Spojrzała na mnie. Teraz już stała wyprostowana i patrzyła na mnie z góry. Musiałem wstać, żeby nie rozbolał mnie kark od patrzenia prawie że na sufit.
- Dokładnie. - Właściwie nie wiedziałem o czym dalej mógłbym z nią rozmawiać. Chciałem coś powiedzieć, żeby cisza nie panowała tutaj zbyt długo, ale bałem się powiedzieć więcej, niż mogłem. Zresztą nie wiedziałem, o czym mogłem mówić, a o czym mnie, więc ta luka w postaci braku zaufania szybko dało się we znaki.
Już westchnąłem, żeby przeprosić dziewczynę za niezręczna ciszę, ale zadzwonił mój telefon, rozprzestrzeniając piosenkę Jay'a Parka na cały korytarz.
- To Soyeon - powiedziałem do niej i pozbierałem się z podłogi, żeby uciec do pokoju Jungkooka, który był bliżej. Dopiero, gdy zamknąłem za sobą drzwi, wcisnąłem zieloną słuchawkę.
- No co tak długo? Ileż mogę czekać? - jako pierwsza odezwała się Soyeon.
- Przepraszam pani i władczyni tego wymiaru. Musiałem uciec od Sunhi. - Odkaszlnąłem, żeby pozbyć się dziwnej chrypki.
- Co do diaska robi u ciebie Sunhi?
- Sprząta. Podobno chce zarobić na detektywa...
- Węszy. - Wtrąciła. - Pewnie podejrzewa cię o Hyunkiego. No nic, nawet jeśli byś coś zrobił, przecież nie zostawiłbyś noża na półeczce z pisemnie przeprosinami - powiedziała, używając wymownego tonu.
Usiadłem na łóżku Jungkooka i skrzyżowałem nogi, kładąc na nich album.
- Znalazłem tatę Jungkooka na zdjęciu w szkolnym albumie absolwenta mojej mamy.
- O cholera i co teraz?
- No nic. - Przeciągnąłem się, po czym wsunąłem palce w swoje błąd włosy. - Będę kombinował, żeby znaleźć do niego numer. Może Jungkook poczuje się jakoś wsparty.
- W sumie ludzie z liceum twojej mamy to same szychy biznesu. Może poszukaj go w internecie i pójdź do niego osobiście.
- To wygląda na zbyt łatwe. Przecież nie znajdę go tak szybko - powiedziałem prześmiewczym tonem. Naprawdę nie wierzyłem w to, że moje poszukiwania zakończą się po wstukaniu dwóch słów w internet.
- Matole, mamy jeszcze... - W tym momencie ktoś włączył suszarkę do włosów i zagłuszył słowa Soyeon. Musiałem chwilę poczekać, żeby cokolwiek usłyszeć. - Przepraszam, jestem u fryzjera. Właściwie po to do ciebie zadzwoniłam.
- O, a co robisz z włosami? - zaciekawiło się, ponieważ moja przyjaciółka chyba nigdy nie chodziła do takich miejsc. Zawsze sama dbała o swoje włosy.
- Skracam to do połowy szyji i rozjaśniam do blondu - odparła radośnie.
- O cholera. Dlaczego tak?
- Trzeba wyglądać groźniej. Teraz jak patrzę na siebie w lustrze, widzę groźną badgirl. Czuję się niesamowicie. Ale! A propos ojca Jungkooka, możesz też poszukać na Facebooku. Kto w tych czasach nie ma mediów społecznościowych?
- Moja mama. - To stwierdzenie wypadli bardziej jako pytanie, niż to, czym miało być, ale co z tego. Nigdy nie można być niczego pewnym.
- Ostatnio zaprosiłam ją do znajomych. Gdybyś odwiedzał częściej ten portal, na pewno byś wiedział.
- Wolę oglądać się za Jungkookiem, niż patrzeć na jakichś tam ludzi z internetu.
Położyłem się, wyrzucając dłonie nad głowę. Oczywiście telefon przytrzymałem policzkiem. Wiem, że mama kupiłaby mi nowy w razie czego, ale jakoś przywiązałem się do tego szmelcu.
- Tego nawet nie skomentuję. Yoongi już coś mi o tym wspomniał, ale wolałam poczekać, aż sam mi powiesz. - Zaśmiała się. - No to jak?
- Hm... Naprawdę muszę ci o tym opowiadać? - Wciągnąłem powietrze przez zęby, żeby pozbyć się zażenowania, jakie mnie ogarnęło.
- Tak. - Stanowczość jej głosu mnie zmroziła.
- No więc... Mogę się do niego przytulać bez podania konkretnego powodu, całować, choć i to ma swoje ograniczenia. Ogólnie to sam Jungkook jest zdystansowany.
- To akurat zrozumiałe. Z jednej strony to fajne, że kogoś znalazłeś, a z drugiej dziwnie, że to osoba, która przez całe życie była twoim bratem.
Jej wymowny, a raczej byle jaki ton mówił sam za siebie, ale przecież nie mogłem wymagać od niej zbyt wiele.
- Znalazłem w kimś ideał, a tak się okazało, że ten ideał potrzebuje mnie bardziej, niż kogokolwiek innego. - Zacząłem bawić się swoją grzywką. Jakoś tak leżenie w bezruchu zaczęło mnie denerwować.
- Och, więc to takie obopólne. Rozumiem. Życzę wam powodzenia. A teraz temat, który chciałam omówić już na początku rozmowy.
- Słucham uważnie. - Usiadłem, żeby się przeciągnąć. Naprawdę zachciało mi się spać, a nie wypadało ziewać, kiedy Soyeon do mnie mówiła.
- Zamierzasz coś powiedzieć na temat Yoongiego?
- Nie. Chciałem, żeby sam się dowiedział.
- To dobrze. Yoongi chce się mu pokazać jeszcze w tym tygodniu. Taki coming out przed Namjoonem i Jungkookiem.
- Wiesz o Namjoonie?
- Dostałam od niego telefon w środku nocy, kiedy byliście w Daegu, więc wiesz. - Zaśmiała się.
- Mogłem się domyślić. Dobra, kończę. Idę do Sunhi.
- Zdradzasz mnie. - Stwierdziła dość poważnie.
- Ale tylko chwilkę. - Zaświergotałem, niczym dziewczyna. - O Jungkooka nie jesteś zazdrosna.
- O Jungkooka się nie da. Poza tym przyjaciółkę masz tylko jedną - powiedziała dobitnie.
- Drugiej nawet nie chcę. Po prostu jestem ciekaw jej planów w związku z zaginięciem Hyunkiego.
- Oj no dobra. Idź, bo sama jestem ciekawa.
- No to do jutra.
- Narazie.
I to by było na tyle z rozmowy. Właściwie plan w związku z Sunhi pojawił się w ułamku chwili, ale warto go zrealizować, co nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top