Rozdział 2

|2019 słów|

Bułki faktycznie były tak dobre, jak mówił Yoongi, dlatego też przepuściłem pozostałości swojego kieszonkowego w trzy przerwy. Gdyby mój trener dowiedział się o tym, ile dziś zjadłem, już bym nie żył, ponieważ jego spojrzenie może zabić.

O Jiminie zapomniałem tak szybko, jak zapomina się o przeciętnym obiedzie z ubiegłego dnia. Zwyczajnie wyparłem go ze świadomości. W końcu nie mogłem żyć z myślą, że pomogłem komuś, kto codziennie jest przedmiotem zniszczenia mojego życia rodzinnego. Mógłbym, a nawet chciałbym skrywać w sobie żal o to, że mu pomogłem, ale jakaś część mnie zatrzymywała mnie przed tym. Zwyczajnie nie potrafiłem.

Z tymi oraz innymi myślami przetrwałem pozostałe lekcje, mając u boku Yoongiego, który ciągle podsuwał mi karteczki, żeby po prostu pogadać, co było dobrą alternatywą, bo słuchanie rzeczy, które usłyszałem na poprzednich lekcjach, było tak nudne, że miałem ochotę umrzeć.

Gdy zadzwonił ostatni dzwonek, spakowałem swoje zeszyty do plecaka, uprzednio wyjmując z jednego z nich swój formularz. Przypomniałem sobie o nim, dopiero gdy pomyślałem o zajęciach pozalekcyjnych.

- Nie przekonam cię do koszykówki, co? - zapytał Yoongi, gdy wyszliśmy z klasy.

- Jestem zdeterminowany, by zostać kolejnym Stevenem Kingiem. - Zaśmiałem się, po czym położyłem rękę na jego ramieniu. - A tak na poważnie to za dużo sportu za bardzo uderzy mi do głowy.

- I w klubie koszykarskim jest twój brat. - Zrobił z kciuka i palca wskazującego pistolecik oraz wycelował we mnie, puszczając mi porozumiewawcze oczko.

- Dokładnie. Masz mój numer. Napisz do mnie po zajęciach, to pójdziemy razem na siłownię. - Posłałem mu uśmiech, kierując swoje kroki do tego szkolnego skrzydła, w którym miały znajdować się pokoje kółek wzajemnej adoracji.

Nawet nie przekroczyłem progu, ba, nawet nie znalazłem się w odpowiednim korytarzu, a ja już chciałem stamtąd wyjść. Wyobrażałem sobie uczestników klubu jako nieporadnych nerdów, którzy błyszczą tylko w tym, co napiszą, bo normalnie nie mają życia. Dlaczego nie wybrałem siatkówki albo piłki nożnej, tylko jakieś kółko pisarzy?

Tym razem szedłem według instrukcji podanych przez naszego wychowawcę. Próbowałem nie uciekać za bardzo myślami, żeby nie zabłądzić, jak podczas poszukiwań sklepiku, który w tamtej chwili był dla mnie i Yoongiego pieprzoną Atlantydą.

W końcu dotarłem tam, gdzie chciałem. Z kieszeni marynarki wyciągnąłem długopis i oparłem się o ścianę tuż obok drzwi do klubu nerdów.

Wpisując swoje personalia, przez przypadek posłuchałem fragment rozmowy, która najwyraźniej toczyła się wokół mojej osoby.

- Miał czerwone włosy i był zbudowany lepiej, niż mur chiński! - powiedziała jakaś dziewczyna.

- Dołączy do naszego klubu - dodała kolejna, zapewne przewodnicząca, ponieważ znałem już ten głos.

Do tego dołączył jakiś szept, którego nie byłem w stanie rozszyfrować. Uznałem, że to idealna pora na wkroczenie do tego pokoju, dlatego szybko wypełniłem ostatnie pola, następnie schowałem długopis do kieszeni, by po chwili nacisnąć klamkę i bezceremonialnie wejść do środka.

- Cześć, jestem Jeon Jungkook - przywitałem się z lekkim uśmiechem, zamykając za sobą drzwi.

Rozejrzawszy się po trzech obecnych osobach, ze zdziwieniem przyznałem, że żadna z obecnych nie wyglądała mi na nerda. Były to osoby, a przede wszystkim dziewczyny, które mogły należeć do każdego normalnego klubu w tej szkole.

Samo pomieszczenie też nie wyglądało źle jak na zwykły, kwadratowy pokój. Ściany odznaczały się przyjemną dla oka zielenią, a podłoga w kolorze białego drewna idealnie z nimi współgrała. Temu miejscu szczególny charakter nadawały niskie może na metr regały pełne książek, znajdujące się prawie przy każdej ze ścian, a na nich leżały różnego rodzaju kartki, zeszyty i tego typu rzeczy. Nie mogłem oczywiście przeoczyć umywalki znajdującej się na wprost od drzwi na prawą od okna, a zaraz obok niej na niewielkim stoliczku dostrzegłem pożółkły czajnik elektryczny. Może kiedyś był biały. Nikt tego nie wiedział. Właściwie nie było tutaj tak źle, tylko przestrzeń ponad regałami była troszkę pusta. Oczywiście nie mogłem zapomnieć o okrągłym stole umieszczonym na środku pomieszczenia, a wokół niego zostały ustawione krzesła wyściełane jakąś gąbką. Na pewno będzie mi wygodnie.

- Właśnie rozmawiałyśmy o tobie! - Krzyknęła dziewczyna, która porównała mnie do muru chińskiego. Wyglądała na dość zadziorną. Miała w nosie kolczyk z fioletowym kryształkiem, a jej krótkie czarne włosy ozdobione zostały równie fioletowymi pasemkami, co jej biżuteria. - Yoon Yeowoo. Chodzę do drugiej klasy. - Wykrzywiła buzię w uśmiech.

- Miło mi poznać, noona. - Ukłoniłem się z szacunkiem, po czym spojrzałem na kolejną osobę.

- Min Soyeon. Trzecia klasa. Przewodnicząca tegoż klubu - odezwała się dziewczyna, od której zabrałem rano formularz. Gdy wyciągnęła dłoń, pomyślałem, że chce ją uścisnąć, jednak jej wyraz twarzy nie mówił mi tego, że właśnie to zamierzała zrobić, więc zorientowałem się, że chce dostać tę kartkę, więc podałem ją obiema rękami, kłaniając się.

- Miło mi, noona. Mam nadzieję, że nie będę problemem.

- Jesteś drugim chłopakiem u nas, więc nie będziesz sam wśród dziewczyn - powiedziała, czytając uważnie formularz. - Zaopiekuj się Yoongim, okej? Powiedzmy, że w gimnazjum miał ciężko, więc jeśli przez ciebie poczuje się źle, ty poczujesz się źle przeze mnie - mówiła, mierząc we mnie palcem z przymrużonymi oczyma.

- W porządku Soyeon noona. Nie zamierzam go krzywdzić... Jakkolwiek to brzmi. - Zaśmiałem się, po czym spojrzałem na trzecią ciągle spoglądającą na mnie dziewczyną. Gdy zauważyła, że na nią patrzyłem, zamrugała kilkakrotnie z uśmiechem. Jej uroda była specyficzna, ale przyciągała wzrok. Mogłem przypuszczać, że nie była stuprocentową Koreanką, ale wolałem się nie odzywać. Włosy zaplecione w dwa warkocze nadawały jej trochę dziecinnego wyglądu, ale jej walory skutecznie zaprzeczały tej dziecinności. Nie, żebym się jakoś specjalnie przyglądał. Po prostu tak mi się jakoś wzrok omsknął.

- Kwon Yoona. Również trzecia klasa. - Skinęła na mnie głową, jakby zauważyła, jak się jej przyglądałem. - Tylko błagam, nie wyjeżdżaj mi tu z nooną. Nie zamierzam czuć się przy tobie staro. - Prychnęła teatralnie.

- No ale kultura tego wymaga. - Próbowałem jakoś się bronić.

- Jimina jakoś nie obejmuje. - Wzruszyła ramionami.

Przechyliłem głowę i zmarszczyłem brwi w geście niezrozumienia. Skąd ona mogła wiedzieć o moim bracie, skoro on nawet nie był w tym klubie... O nie.

- Chcesz mi przez to powiedzieć, że mój brat jest tu zapisany? - zapytałem niedowierzająco.

- W zasadzie tak - odpowiedział sam Jimin, który stał w drzwiach z kilkoma książkami w rękach. Ciekawe jak długo tam był.

- Cholera. Przyszedłem tu, bo w domu mówiłeś, że grasz w koszykówkę... Nayeon znowu stwierdzi, że próbuję być w czymś od ciebie lepszy. - Wyrzuciłem z siebie.

- Mama myśli, że jestem w klubie koszykarskim, więc pewnie tak nie stwierdzi - odparł, mijając mnie. Gdy odłożył trzymane przedmioty, poprawił okulary na nosie. Wydawał się tak samo pewny siebie, jak w domu, przez co zniknęło gdzieś zachowanie sprzed kilku godzin.

- To co, mam iść teraz na koszykówkę? - zapytałem, zakładając ręce na piersi.

- Nie! - krzyknęły jednocześnie wszystkie dziewczyny.

- Musisz zostać - powiedziała Soyeon. - Potrzebujemy nowej osoby, bo jak widać, nikt nie chciał tu przyjść poza tobą.

- Nic nie muszę, noona. - Prychnąłem z zamiarem opuszczenia tego towarzystwa, lecz przewodnicząca stanęła mi na drodze.

- Nie pieprz bzdur, Jeon. Yoongi napisał mi esemesa, że chcesz zostać drugim Kingiem, więc go z ciebie zrobię, także siadaj głupia Truskawko na tej zgrabnej dupie i słuchaj mnie, bo zagryzę - mówiła na jednym tchu takim tonem, że poczułem, jak mi się włoski na rękach zaczęły jeżyć, dlatego usiadłem przy stole. Gdyby Nayeon była taka jak Soyeon, to miałbym przesrane. Dobrze, że jedyne co je łączyło, to druga część imienia.

- O boże, Soyeon, przesadziłaś trochę - odezwała się Yoona, obok której usiadłem. - Zdejmij chociaż plecak, Jungkookie. Tak nie siedzi się zbyt wygodnie - zwróciła się do mnie dziwnie życzliwie.

Spojrzałem na Jimina, zajmującego miejsce naprzeciw mnie. Usilnie szukał czegoś w książkach, które wydały mi się starymi słownikami. Wyraźnie nie chciał na mnie patrzeć, dlatego nawet nie szukałem w nim pomocy.

- No i co zrobiłaś, unnie? Teraz wygląda jak zbity szczeniak. - Oburzyła się Yeowoo, przez co uniosłem na nią wzrok.

- Wcale tak nie wyglądam. - Tym razem to ja się oburzyłem.

- Nawet mama nie ma nad nim takiej władzy, jak ty Soyeon - przyznał Jimin.

- Gdybyś był taki mądry między tamtymi typami - mruknąłem, opierając głowę na ręce.

- Jeśli między nimi będziesz zbyt mądry, będziesz tylko gorzej - odezwała się Yoona.

- No ale jeden z nich chciał uderzyć Jimina. - Próbowałem się jakoś wytłumaczyć. - Fakt faktem nie lubię go, ale to jest mój brat i tylko ja mogę go krzywdzić, okej? Taka jest granica.

- Nieważne. - Ucięła Soyeon, która przez chwilę przyglądała mi się tak, jakby próbowała mnie rozgryźć, co po raz kolejny mnie zdziwiło, bo czuła się tak swobodnie w moim towarzystwie, że chyba zapomniała być miła, jak podczas rozdania formularzy. - Co tam sprawdzasz, Jimin? - Zwróciła się do chłopaka, przez co poczułem się tak, jakbym przestał istnieć. Poniekąd było to dla mnie wygodne, więc spróbowałem się rozluźnić, gdyż ciągłe napinanie mięśni świadczyło tylko o tym, że nie czułem się tu pewnie.

- Zbieram informacje do nowego opowiadania - mruknął, nie odrywając wzroku od książki, którą na początku wziąłem za słownik, bo była strasznie gruba. Wychyliłem się do przodu, by unieść okładkę w górę i dostrzegłem, że to podręcznik medyczny. Sądziłem, że Jimin chociaż raz na mnie spojrzy, ale myliłem się. Dalej twardo patrzył w drobne znaki, jakby miały wyjawić mu tajemnicę tego świata.

- Co ciekawego wymyśliłeś? - zainteresowała się Yoona. - No i chyba bohater nie będzie miał tego imienia, którego zwykle używasz w zestawieniu ze swoim, hm? - zapytała tak, jakby próbowała zwrócić moją uwagę, ale nie zamierzałem się tym interesować, więc odwróciłem wzrok i wyjrzałem przez okno, które wychodziło na ogród klubu ogrodniczego.

- Oczywiście, że nie - odparł zbyt szybko i zbyt ostro, dzięki czeku miałem wrażenie, że próbował coś przede mną ukryć, a to z kolei mnie zainteresowało. Przeniosłem więc swoje spojrzenie z powrotem na mojego brata, który piorunował Yoonę spojrzeniem.

Właśnie w tej chwili do mnie dotarło to, że przez cały ten czas Jimin nie był gwiazdą koszykówki, a zwykłym początkującym pisarzem, który tworzył historie, a nie rzucał piłką i w dodatku nie miał dziesiątek znajomych, a zaledwie trójkę, w dodatku to dziewczyny. Znaczy... Tak tylko przypuszczałem, ponieważ w ciągu całego dnia ani razu nie widziałem go z żadnym chłopakiem poza tamtymi idiotami.

Nagle wizerunek, jaki sobie zbudował w domu, gwałtownie spadł z piedestału, a na jego miejscu zjawiła się inna jego odsłona. Delikatniejsza i bardziej krucha, a siniaki, które tłumaczył zderzeniami z piłką, były tak naprawdę... Śladami pobicia? Wiedziałem, że to tylko teoria, ale się we mnie zagotowało, chociaż próbowałem to powstrzymać. Zacisnąłem dłonie w pięści, żeby jakoś się uspokoić. Dlaczego nie mogę go nienawidzić tak, jakbym tego chciał?

- Przepraszam was bardzo - powiedziałem w końcu, podnosząc się z miejsca. - Pozwólcie, że pójdę na siłownię...

- Nigdzie nie idziesz. - Przerwała mi Soyeon.

- Niech idzie, So. - Wtrącił Jimin. - On wróci.

Mówiąc to, patrzył na mnie z nadzieją, jakby przez samo spojrzenie chciał zapytać, czy na pewno wrócę.

- Wrócę. - Potwierdziłem w końcu jego słowa. - Ale nie dziś. Jutro będę mógł zacząć kurs pod tytułem „Jak stać się nowym Stevenem Kingiem" autorstwa Min Soyeon, dobra? - Spojrzałem na nią, siląc się na uśmiech, a jej odpowiedzią było westchnięcie.

- No dobrze. W interesie twojego brata leży przyprowadzenie cię tutaj. Trzymaj się go, okej?

- Cokolwiek - mruknąłem, kierując się już w stronę wyjścia. - Do jutra. - Machnąłem na odchodne, po czym opuściłem pomieszczenie, zamykając za sobą cicho drzwi.

Dlaczego aż tak bardzo zdenerwowałem się przez jedną głupią myśl? Odpowiedzi było kilka, a chodziło między innymi o fakt, że ktoś go krzywdził w sposób tak głupi i oczywisty gdzieś, gdzie powinien ode mnie odpocząć. Może to egoistyczna opcja, ale tylko ją byłam w stanie zaakceptować, bo reszta skłaniała się ku współczuciu Jiminowi, a on na to zdecydowanie nie zasługiwał.

Nie zdążyłem spostrzec, jak szybko znalazłem się przy szafce na buty. Nawet się nie zgubiłem, co było dla mnie zdziwieniem.

Wkładając swoje buty na stopy, rozejrzałem się po pustej szatni, właściwie nie wiedząc po co. W końcu przez okno zobaczyłem boisko do koszykówki, którego się w ogóle nie spodziewałem w tym miejscu. Teraz przynajmniej będę miał pojęcie, gdzie szukać Yoongiego.

Schowawszy swoje obuwie zmienne, zatrzasnąłem drzwiczki, by po chwili możliwie luźnym krokiem skierować się w stronę wyjścia. Jak dobrze, że miałem w szafce na siłowni swoje rzeczy, bo inaczej musiałbym wracać do domu. Oczywiście dziś będę musiał zabrać wszystkie przepocone ubrania treningowe, żeby je w końcu uprać.

Na przystanku przed szkołą szybko złapałem autobus, którym mogłem dojechać do swojego celu, żeby móc sobie wszystko przemyśleć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top