Rozdział 18
|3000 słów|
Aidan chciał, żebym przyszedł do portu. Musiałem mu odmówić, bo byłem w Daegu. Było mi głupio, że go nie uprzedziłem, chociaż on i tak nie napisał mi nic, co by świadczyło o jego zawodzie. Nawet się ucieszył. Nie miałem pojęcia dlaczego, rzecz jasna, ale nadal czułem się źle.
- Znasz powód, dla którego Yoongi tak ochoczo zaproponował tobie pokój ze mną? - zapytał Namjoon.
No tak, kwestia Kima. Zastanawiałem się czy mógłbym przy nim zapalić. Musiałem jakoś się odstresować. Ten dzień był dla mnie jednym z gorszych. Nie dość, że ciągle widziałem twarz Hyunkiego i Minseoka, to jeszcze wszędzie była krew. Wyrzuty sumienia były okropną sprawą, a nie byłem w stanie o nich pomyśleć podczas gdy złość wzięła górę.
Yoongi wysłał mi wiadomość z rzeczami, które powinienem omówić z Namjoonem z dopiskiem na końcu, że powinienem to zrobić jako jego przyjaciel. Miałem do tego sceptyczne podejście, ale skoro tu z nim byłem, nie miałem innego wyjścia, bo różowowłosy mógłby nie dać mi spokoju.
- Zaraz po tym co zrobiłeś w szatni, przyszedł do mnie się wygadać - zacząłem bez ogródek. - Znając to, co przydarzyło się Jiminowi, boi się, więc dostałem wytyczne. Powinienem był przeprowadzić z tobą wywiad, ale tego nie zrobię.
- Dlaczego? - Zdziwił się. - Myślałem, że jesteś jego przyjacielem.
- Zapytam się tylko jaki masz interes w tym, że go poderwiesz, hyung.
- Żaden. Po prostu podoba mi się i tyle. - Wzruszyłem ramionami. - Tak jak ty podobasz się swojemu bratu, co brzmi przynajmniej dziwnie.
Przechyliłem głowę na bok. Czy ja naprawdę usłyszałem to, co usłyszałem? Nigdy bym nie podejrzewał, że Jimin może coś do mnie czuć. Przecież tak zachowują się bracia, prawda? Nie mogło być inaczej.
- Nie mów głupot. Jimin to mój brat.
- Jak na moje oko to akurat jest kompleks młodszego brata. Widziałem, jak cię przytulał, zresztą ty ochoczo się na to godziłeś. Jest coś między wami?
- Oczywiście że nie! - zaprzeczyłem oburzony. - Tak przecież zachowują się bracia.
- No nie bardzo. Żaden starszy brat nie traktuje tak tego młodszego.
To ja miałem prowadzić rozmowę, a nie on. Chciałem mu zagrozić, że jeśli Yoongiemu stanie się jakaś krzywda, nie przeżyje tego błędu. Miałem zamiar zapalić trawkę, żeby się odstresować, a nie żeby zatrzymać emocje, które mną targały.
- Pieprzysz głupoty, hyung. - Prychnąłem, po czym wstałem z łóżka, by sięgnąć po plecak. Z ukrytej kieszonki na dnie plecaka wyciągnąłem skręconego już blanta oraz zapalniczkę, otworzyłem okno i zapaliłem jego końcówkę.
- Ja niczego nie chcę od Yoongiego poza jego uczuciami. - Chwała ci, że zmieniłeś temat. - Myślisz, że nie widziałem, jak obserwował mnie ukradkiem; jak wzdychał, kiedy przechodziłem na treningu; jak subtelnie stykał nasze palce, gdy podawał mi piłkę przed treningiem? W tej szkole nie warto się ujawniać, ale swój swojego pozna. Dlatego też widzę, jak Jimin na ciebie reaguje. Brat...
- On nie jest moim bratem - mruknąłem i zaciągnąłem się. Już czułem efekty tego specyfiku. Przestałem drżeć i nagle tak jakoś zrobiło mi się weselej.
- On o tym wie?
- Sam mi powiedział.
- W takim razie jest w tobie zabujany. Tego spojrzenia nie da się powtórzyć. Było coś między wami?
- Nie.
- A chcesz, żeby było? - Usiadł naprzeciw mnie. Jedynie skrzywił się, kiedy dmuchałem w niego dymem.
- Tak... - Debil i idiota. Przy obcym się tak nie mówi. Zresztą skąd mi się to wzięło? Nigdy wcześniej tak nie myślałem. - Znaczy nie. Po prostu czasem mam z nim nieprzyzwoite sny. Tylko tyle. Niczego więcej nie chcę. Zresztą wątpię, że on czegoś ode mnie chce.
- To przekonajmy się. - Zaproponował z uśmiechem. - Palisz trawkę, więc pewnie masz więcej odwagi, żeby go pocałować. Po tym będziesz wiedział wszystko.
Musiałem jakoś zboczyć z tematu. Nigdy się nie całowałem. Nie chciałbym wyjść na głupka przed Jiminem... O czym ja myślę? Nie chcę tego robić. Nic do niego nie czuję. On tylko nieświadomie mnie wspiera i dodaje mi otuchy. Nawet jeśli towarzyszyły mi jakieś uczucia podczas czytania jego opowiadań... Tłumaczenie się przed sobą nie ma sensu, co nie?
- Skąd wiesz co palę?
- Mój brat podpala, a wracając do tematu - kurwa - zrób to. Lepiej dowiedzieć się czegoś nie tylko o nim, ale i o sobie, niż się domyślać.
- Dobra. Zrobię to, jeśli zabierzesz Yoongiego i z nim porozmawiasz.
•••
- Namjoon powiedział mi, że masz kompleks młodszego brata - wyszeptałem mu do ucha. Zastanawiałem się tylko dlaczego wybrałem ten sposób, a nie inny. Mógłbym być mniej arogancki, a bardziej spokojny, ale było na to za późno.
- Wcale nie mam - powiedział drżącym głosem. - Nie palił z tobą?
- Nie palił. - Nadal zastanawiam się dlaczego ciągle byłem tak blisko niego. Dzieliło nas może trzydzieści centymetrów, a może mniej. Nie mogłem tego określić. Pierwszy raz wszystko zaczęło wirować wokół mnie. Bicie mojego serca dudniło w uszach. - Myślę, że ja też mam taki kompleks.
Cholera, nie to miałem powiedzieć. Dlaczego usta nie mogą słuchać moich myśli? Chciałem powiedzieć coś całkiem innego... Nawet nie wiem co, ale na pewno nie to.
- S-słucham? - Odchylił się do tyłu, poprawiając swoje okulary. Czy ja zauważyłem zaszklone oczy?
- Nie wiem. - Odsunąłem się, żeby wyciągnąć z kieszeni połowę skręta, którą sobie zostawiłem. Musiałem to dopalić, bo tylko to mogło pomóc mi utrzymać stan lekkości.
- Nie pal tego.
- Nie wystarczy mi odwagi na pocałunek - mruknąłem, trzymając między ustami filtr.
Zapalniczka jak na złość nie chciała wypluć z siebie ognia... Czy ja powiedziałem to, co powiedziałem? Przeszył mnie dreszcz niezidentyfikowanych emocji. Odwróciłem się w jego stronę, żeby upewnić się, że takie słowa na pewno wyszły z mojego gardła. Jego zazwyczaj niewielkie oczy wyglądały jak dwie monety. Kurwa, nie tak to miało wyglądać. Nie ma gdzieś przycisku przewijania? Albo takiego pilota, jaki był w filmie z Adamem Sandlerem. Jak na złość nie mogłem przypomnieć sobie tytułu.
- Na co? - zapytał tak cichutko, że ledwo to usłyszałem.
Zirytowany zachowaniem swojej felernej zapalniczki wyciągnąłem skręta z usta i oparłem rękę tuż obok jego głowy na łóżku, a drugą na policzku. Teraz albo nigdy. Pocałunku powiedz mi prawdę o mnie i Jiminie.
Przywarłem do jego ust w zasadzie bez pozwolenia, ale chyba go nie potrzebowałem. Sądziłem, że całowanie się jest tajną sztuką mistrzów przeróżnych technik, jednak moje ciało potrafiło wykonać nieznane mi dotąd ruchy. Jimin mimo wyraźnego paraliżu nie odepchnął mnie, a wyszedł mi naprzeciw, wdychając głośno powietrze przez nos, co było naprawdę zabawne, bo ja też tak zrobiłem. Bardzo podobały mi się te dźwięki. Zdawało mi się, że tak ładnie falowały niczym gorące powietrze. Zwykłe mlaskanie, a ile może przynieść radości.
Nie wiem dlaczego odsunąłem się od niego. Może po prostu chciałem popatrzeć na to, co zrobiłem? Jimin oddychał dość niespokojnie, a jego okulary były przekrzywione na bok, więc poprawiłem je tak, by były z powrotem na prosto. No i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Nie wiem co wyrażało moje, ale jego przedstawiało coś w rodzaju kłębka splątanej nici. Jeśli to zrobiłem z jego myślami, to nie wiedziałem, czy mogłem być z tego dumny.
Ale nie wiem co mnie popchnęło do tego, by znów go pocałować. Tym razem było inaczej, bo Jimin odważył się na dotknięcie mnie. Było to nawet przyjemne. Muchy w brzuchu tak zabawnie mnie łaskotały... A może to były motyle? Podobało mi się to, jak przesuwał dłonie po moich udach. Podobało mi się też to, jak zaczepiał mnie językiem. Nie wiedziałem, czy też tak potrafiłem, więc musiałem sprawdzić i co się okazało? Całowanie się z językiem dawało o wiele więcej radości, niż się spodziewałem.
Nie wiem dlaczego każdą nową myśl zaczynałem od "nie wiem". To troszkę dziwne, ale inaczej nie mogłem, bo naprawdę nie wiedziałem kiedy Jimin usiadł na moich udach. Było to na swój sposób... Podniecające?
Hej! Widzisz co się dzieje?
No nie bardzo.
Przecież to twój brat.
Nie do końca.
Ale do niedawna tak go traktowałeś.
Nie mogę traktować go inaczej?
A jeśli skończycie w łóżku? Jesteś na to gotowy?
Właściwie nie.
A czy dotknąłbyś jego pośladków dokładnie tak, jak teraz, gdybyś nie chwycił tego świństwa?
Raczej nie. Dotykam jego pośladków?
Podniecasz się swoim bratem.
Przecież nim nie jest.
Brzydziłeś się nim.
No i co?
Poczekaj tylko aż przestanie działać twój cudowny specyfik.
I od tej chwili zrobiło się cicho w mojej głowie. Wszystkie efekty uciekły gdzieś daleko. Zostałem tylko ja i Jimin, który całował mnie z pasją.
Jimin lubił mnie bardziej, niż powinien. To było to, czego miałem się dowiedzieć? Nie, miałem też dowiedzieć się czegoś o sobie. Chyba chodziło o to, że ja sam też lubiłem go bardziej, niż powinienem. Ale dlaczego?
Otworzyłem oczy, by móc spojrzeć na niego z tak niewielkiej odległości. Niespodziewanie gdzieś za uchem chłopaka zobaczyłem machającą mi postać. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to opuchnięty i zakrwawiony Hyunki. Poczułem gęsią skórkę. Zamknąłem oczy, żeby pozbyć się tego widoku i skupić się na Jimine, który dokładał wszelkich starań, żeby było jak najlepiej, ale obraz ducha wypalił mi się pod powiekami. Zmuszony byłem to zakończyć.
Dyszałem. Dyszał Jimin, lecz różnica polegała na tym, że on uśmiechał się szczerze, bo ja ciągle widziałem Hyunkiego za jego plecami.
- Jimin? - zapytałem cicho.
- Błagam, nie każ mi o tym zapominać - wypalił. Puściłem to mimo uszu, bo nie taki miałem zamiar. A może miałem? Ta rozsądna część mnie siedziała cicho w kącie i nie chciała niczego mi doradzić.
- Nie zapominaj. Po prostu nie pragnij więcej, niż mogę ci dać, bo nie jestem odpowiednią osobą.
Takich mądrych słów po sobie się nie spodziewałem. Przynajmniej nie w tej chwili. On chyba też, bo zaniemówił.
- Jak mam to odebrać? - Zadał to pytanie z trudem. - Mam się nie zbliżać?
- Jeśli przestaniesz się zbliżać, stracę część siebie. - Wzruszyłem ramionami.
- Mówisz głupoty.
- Głupotą jest to, że oddałem ci swój pierwszy pocałunek.
- Mogę ci go zwrócić, jeśli chcesz. - Uśmiechnął się.
Możliwość zobaczenia tego, jak bardzo szczęśliwy był ten chłopak, uświadomiła mi jedną ważną rzecz. Nie musiałem zabić, by on mógł się uśmiechnąć.
- Poproszę.
•••
Obudziłem się dość gwałtownie. Usiadłem, łapiąc powietrze, jakbym wydostał się na powierzchnię wody. Jimin spał u mojego boku. Jego okulary leżały na szafce nocnej obok łóżka. Wyglądał tak niewinnie. Czy ja naprawdę wczoraj go całowałem? Chyba tak, bo żadne wspomnienie mi nie umknęło. Doskonale pamiętałem miękkość jego ust i każde jego westchnięcie, które nawet teraz napawało mnie nieznanym mi dotąd uczuciem.
Mimo wszystko wychowałem się z myślą, że to mój brat. Kiedy chciałem się do niego zbliżyć, żeby spróbować, kiedy spał, ale czułem jakąś blokadę. Może to działało tylko wtedy, kiedy zapaliłem? Musiałem sprawdzić.
Nie byłem pewien dlaczego serce chciało mi wyskoczyć przez gardło, kiedy ostrożnie przechodziłem przez Jimina, ale postanowiłem to zignorować. Na palcach podszedłem do mojego plecaka. Fakt, że byłem bez koszulki sprawił, że przeszył mnie dreszcz chłodu. Za oknem nie było zbyt przyjemnie, a ja zostawiłem je otwarte. Nie miałem czasu, żeby je zamknąć. Musiałem skręcić sobie specyfik Aidana, bo przygotowałem tylko jednego. Tamtą połówkę wypaliłem w nocy, więc teraz musiałem się postarać.
- Nie pal tego gówna. W moim plecaku są papierosy - mruknął Jimin. Niemal doprowadził mnie do zawału, bo odskoczyłem od swoich rzeczy.
- Skąd wiesz, co chcę zrobić?
- Zgadywałem - wybełkotał. Nawet nie podniósł głowy z poduszki.
- Dobra. - Westchnąłem i chwyciłem za jego plecak. Przeszukałem chyba każdą kieszonkę, nim znalazłem to, co chciałem. - Skąd je masz?
- Odkąd wiem, że palisz, jakoś to przemyciłem. Wczoraj akurat nie byłem w stanie ci tego zaproponować. - Podniósł się na łokciu, żeby sięgnąć po okulary. Wyglądał naprawdę uroczo z rozkosmanymi włosami. Szczególnie podobała mi się ich barwa. Jego twarz wydawała się wtedy jeszcze bardziej niewinna. - Znalazłeś?
- Tak. Mam. - Wyciągnąłem papierosa i chwyciłem ustami filtr, żeby zapalić końcówkę ogniem zapalniczki, która wczoraj nie chciała działać. Ten dym nie był tak nieprzyjemny, jak się spodziewałem. Wypełnił delikatnie moje płuca, a z wydechem przyprawił o dreszcze.. - Nie jesteś na mnie zły za wczoraj?
- Dlaczego miałbym być? - Usiadł. Jak się okazało on też nie miał koszulki.
- Nie wiem... Nie dawałeś mi żadnego znaku...
- Było ich całe mnóstwo. - Zaśmiał się. - Te bójki źle na ciebie wpływają, Jungkookie.
- Ta, bójki...
Jak na zawołanie wszystko do mnie wróciło. Już nawet słyszałem ciężkie krople uderzające o podłogę. Bałem się odwrócić, więc jeszcze raz zaciągnąłem się papierosem. Nie był zły. Poniekąd odprężył mnie, ale to nie jest marihuana.
- Jak... Jak teraz będzie wyglądała nasza relacja? - zapytał niezbyt śmiało.
- A jak ma wyglądać?
- Nadal chcę być blisko, ale nie będę żądał więcej, niż możesz mi dać... A pocałunki...
- Lubię twoje usta - wypaliłem. No i wpadłem. Nie mogłem tego tak zostawić. - Wiesz, Hyunki mówił, że nie są fajne, ale ja naprawdę je lubię. Szczególnie gdy pokazują swoją radość. Gdybym mógł ciągle widzieć twój uśmiech... Przesadziłem?
- Jak dla mnie możesz kontynuować. - Posłał mi uśmiech.
- Może lepiej nie. - Wciągnąłem dym do płuc i wypuściłem go, mając w głowie pytanie. - Dlaczego akurat ja?
Wyglądał na zbitego z tropu, ale nie zawstydził się aż tak bardzo, jak sądziłem.
- Byłeś poza moim zasięgiem, więc czułem się bezpiecznie.
- To było po Hyunkim?
- Potrzebowałem jakiegoś impulsu... Wiesz, byłeś mi całkiem obcy; nawet nie chciałeś na mnie patrzeć i jakoś tak zacząłeś chodzić na siłownię... To był czysty, fizyczny pociąg.
Westchnąłem. Zastanawiałem się nad tym, jak doszło do tego, że uczucia Jimina zaszły tak daleko. To dlatego, że zacząłem się nim interesować? W zasadzie nie doszłoby do tego, gdybym nie wszedł w jego obronę. Byłoby całkiem inaczej, gdybym zgodził się na znalezienie sobie dziewczyny.
Ale czy było mi potrzebne? Po co wtajemniczać kogoś obcego, skoro miałem na miejscu Jimina?
- Był? - zapytałem, na co się zarumienił. Dlaczego wczoraj jego policzki nie płonęły w tej uroczej czerwieni?
- No był... - Spojrzał w stronę okna. - Ładna dziś pogoda, co?
Ta zmiana tematu chyba była tutaj bardzo potrzebna.
- Nie do końca, ale przeżyjemy. - Podniosłem się z podłogi, dopalając papierosa. Swoją drogą był nawet dobry. - Kto ci sprzedał papierosy?
- Przemiła pani w niewielkim sklepie, jakiś rok temu. Długo nie paliłem.
- Paliłeś?
- Tak jakoś wyszło. - Wzruszył ramionami. - Kąpiel, nim zaczną chodzić po pokojach, żeby nas obudzić?
- Idź pierwszy. Ja jeszcze sobie zapalę i możemy się zbierać. - Wyciągnąłem z paczki kolejnego papierosa i odpaliłem jego końcówkę.
Fakt, dym sprawiał mi suchość w gardle, ale nie była ona tak uciążliwa jak po narkotyku Aidana. Myślę, że uczucie, którym obdarza mnie skręt zarezerwuję tylko na skrajne sytuacje. To będzie rozsądne. Ograniczę spalanie tego gówna do minimum... Może Jimin całym sobą zajmie moje myśli...? Tego typu myśli nie były ani smaczne, ani na miejscu. Po prostu muszę się opanować i nawet nie myśleć o tym do czego może dojść w przyszłości, ponieważ ja tego po prostu nie chciałem. Na pocałunki mogę się zgodzić, ale nic poza tym. Jimin powinien znaleźć sobie kogoś, kto będzie godny mieć go w posiadaniu, a nie zadowalać się ćpunem i mordercą.
- No dobrze. Daj mi dziesięć minut. - Zakomunikował, wychodząc z łóżka.
- Nie spiesz się. Muszę do kogoś zadzwonić.
- Okej. - Podszedł do swojej torby i wyciągnął z nich świeże ubrania, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Przez myśl mi przemknęło, że mógłbym wykąpać się razem z nim, ale wciąż nie znałem jego oczekiwań. Przynajmniej nie dokładnie. W końcu czytałem tylko jego opowiadania, które były naszpikowane moją osobą.
Kiedy upewniłem się, że blondyn się kąpie, a potwierdziłem to chlapaniem wody, które nie brzmiało, jakby jedynie został odkręcony korek, wyciągnąłem z ukrytej kieszonki telefon z klapką i wybrałem jedyny numer, jaki był w nim zapisany. Miałem nie dzwonić, ale pisanie na tym cholerstwie trwało wieczność.
Usłyszawszy sygnał, zaciągnąłem się dymem papierosowym. Aż poczułem szczypanie na podniebieniu.
- Miałeś nie dzwonić - usłyszałem niespodziewanie.
- Nie potrafię na tym pisać... Chciałem tylko jeszcze raz przeprosić cię za wczoraj. - Westchnąłem, wydychając z siebie dym.
- Nie masz za co. To tylko uskuteczniło mój plan - odparł rzeczowo. - Widzimy się jutro, ale tym razem w ruinach magazynów rybackich. Hala trzecia. Godzina siedemnasta. Tym razem musisz przyjść, bo inaczej wiesz, co cię czeka.
- Przyjdę.
Myślałem, że w jakiś sposób mi odpowie, ale nic z tego. Rozłączył się równie niespodziewanie, co odebrał. Czym prędzej schowałem telefon, przy czym popiół spadł mi na nogę. Próbując go strzepać, odsłoniłem nogawkę spodenek, dzięki czemu mogłem zobaczyć dwa okrągłe oparzenia. Hyunki i Minseok. Wodziłem po ranach palcami. Dziwne łaskotanie zmusiło mnie do spojrzenia przed siebie i wtedy to, co zobaczyłem było o niebo gorsze.
Przede mną, tuż pod ścianą, stał Minseok. Uśmiechał się. Miałem wrażenie, że zaraz przewierci mnie swoim spojrzeniem. Drżącą rękę uniosłem do ust, żeby chwycić ustami filtr papierosa. Myślałem, że wciągnięcie dymu jakoś rozwieje jego osobę, ale nic z tego. Słyszałem w uszach dudnienie własnego serca, a żołądek kurczył się w najmniej spodziewanych momentach. Nie wiedziałem jak zareagować, dlatego tylko patrzyłem. Nawet nie mrugałem. Bałem się, że gdy zamknę na chwilę oczy, on będzie bliżej mnie.
Widziałem jak powoli się rozkładał; jak jego skóra czernieje. Nawet poczułem odór nie do wytrzymania. Nagle zaczęły po nim przemykać różne robaki, które w trybie ekspresowym wyjadały zgniłą tkankę, aż w końcu zostały prawie same kości. Prawie, ponieważ oczy nadal miały swoje miejsce w oczodołach. Stał tak, dopóki nie obrócił się w proch. Nie potrafiłem niczego powiedzieć. Chciałem zwołać Jimina, ale chwilę później po ścianie zaczęła płynąć krew niczym z wodospadu. Słyszałem, jak gęsta ciecz pokonuje kolejne centymetry białej ściany. Z przerażeniem oparłem się o parapet za sobą, lecz i on był lepki. Niemożność wyduszenia z siebie ani jednego słowa przyprawiała mnie o fizyczny ból. Nigdy tak bardzo się nie bałem.
Skupiłem się pod oknem, kiedy Jimin otworzył dość gwałtownie drzwi. Minęła chwila, nim mnie zauważył. Miałem wrażenie, że przed chwilą przebiegłem parę kilometrów, ponieważ nie potrafiłem uspokoić swojego oddechu, a tym samym opanować płomieni w płucach.
- Co ci jest Jungkookie? - zapytał zmartwiony Jimin. W końcu zamrugałem, a wtedy wszystko zniknęło jak za sprawą różdżki.
Nie odpowiedziałem mu, tylko go przytuliłem. Próbowałem pozbyć się drżenia, ale nic z tego. Papieros nadal się tlił. Już widziałem jak popiół opada delikatnie na jego wilgotną skórę. Nie mogłem na to pozwolić, dlatego musiałem odsunąć się od drobnego blondyna, żeby przypadkiem go nie poparzyć.
- Nie wiem - odparłem cicho, patrząc na swoje dłonie.
- Potrzebujesz czegoś? Mogę ci jakoś pomóc? Cały drżysz i jesteś blady - mówił szybko, unosząc moją twarz za podbródek.
- Nie zostawiaj mnie, dobrze? - Spojrzałem w jego oczy, szukając w nich ratunku dla siebie. - Obiecaj mi.
- Obiecuję, że nigdy cię nie zostawię, Jungkookie. Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top