Rozdział 13
|3011 słów|
Te wszystkie dni były dla mnie udręką. Brak możliwości zbliżenia się do niego w ten specjalny sposób zabijał mnie od środka tak, że z każdą chwilą byłem coraz bardziej martwy w środku.
Do tego jeszcze złość mamy. Nie popierała mojej zmiany koloru włosów. Ciągle pytała dlaczego to zrobiłem. Odpowiadałem, że chcę być bardziej rozpoznawalny na boisku, choć tak naprawdę musiałem pokazać, że wewnątrz mnie coś się zmieniło. Chciałem, żeby Jungkook zobaczył we mnie kogoś innego. Nie byłem jego bratem, ale nie mogłem mu o tym powiedzieć, aczkolwiek nie dostałem żadnego zakazu. Po prostu nie potrafiłem tego zrobić. Nie miałem zamiaru niszczyć atmosfery, jaka między nami powstała. Wpuścił mnie do swojego życia, otwarł zamurowane drzwi, żebym mógł tam zagościć.
To grzech, że chciałem być dla niego nie jako brat, a ktoś więcej? Ktoś, kogo może kochać całym sercem. Oddałbym mu się bez słowa. Byłbym na każde jego skinienie i zrobiłbym dosłownie wszystko.
Pozostało mi jedynie zakradanie się do jego pokoju, podczas gdy on spędzał czas na siłowni i zamykanie się w garderobie, która była przesiąknięta nim. Zapach ten uspokajał mnie za każdym razem, gdy wątpiłem w swoje istnienie. W końcu dlaczego miałbym żyć, skoro cały świat zawsze był przeciwko mnie? Już raz próbowałem...
- Jimin, skarbie, dziś przyjdzie do mnie kierownik produkcji na rozmowy. - Rozproszyła mnie mama, która właśnie zakładała perłowe kolczyki. Wyglądała tak, jakby przygotowywała się przynajmniej do bankietu, a nie na przyjście wspomnianego kierownika produkcji. - Chciałbyś go może poznać?
- Nie dziękuję. Sam czekam na kogoś - odpowiedziałem, mieszając pałeczkami zupkę błyskawiczną. Mama całe popołudnie przygotowywała się na przybycie gościa, więc jakoś nie chciałem zawracać jej głowy kolacją.
- Tak, a na kogo? - Zdziwiła się. - Przyjdzie do ciebie Soyeon?
- Nie. Czekam na Jungkooka - mruknąłem. Nawet nie oderwałem wzroku od miski. Naprawdę chciałem się z nim zobaczyć, a później choć chwilę porozmawiać o, na przykład, szkole. Kochałem jego głos, bo wiedziałem na co go stać.
- Dlaczego akurat na niego?
- Tak jakoś... Lubię spędzać z nim czas. - Wzruszyłem ramionami.
- Więc stąd wziął ci się ten blond. - Prychnęła. - Dobrze, że sam zmienił kolor, bo czerwień mu nie pasowała.
- Pasowała - szepnąłem, czego nie była w stanie usłyszeć.
- Powiedz mu, że może zrobić pranie. Pokojówka uprała wszystkie nasze rzeczy, poza tymi należącymi do niego - powiedziała na odchodne. Nie dała mi dojść do słowa, dlatego to zignorowałem.
Teraz to traktowanie Jungkoka doskwierało mi jeszcze bardziej. Świadomość, że ten chłopak był jej biologicznym synem, a nie ja, dobijała mnie. Znów poczułem potrzebę znalezienia się w miejscu, które koiło moje nadszarpnięte nerwy.
Wziąłem więc miskę i przemknąłem się na piętro, gdzie czym prędzej zawitałem w garderobie Jungkooka. Zapaliłem niewielką lampkę i usiadłem w kącie tuż pod koszulkami chłopaka, a zaraz obok jego szuflad z bielizną. Wpasowałem się w to miejsce jak kameleon. Nie potrzebowałem zbyt wiele do szczęścia. Wystarczyło mi to miejsce i miska parującego Ramyeonu.
Lubiłem sobie wyobrażać, jak po kąpieli wchodził tutaj cały nagi i wciąż wycierając włosy wybierał kolejne ubrania. Przeszywał mnie wtedy przyjemny dreszcz, a w tamtym konkretnym miejscu czułem pulsowanie. Chciałbym, żeby uśmiechnął się do mnie cwaniacko; żeby rzucił oceniające spojrzenie, a na końcu skwitował jakimś komplementem; żeby dotykał mnie z naturalną czułością. Te pragnienia kryły się gdzieś głęboko we mnie, a on je wszystkie aktywował w jedną noc.
Nie byłem do końca pewien, czy chce go za to kochać jeszcze bardziej, czy zacząć nienawidzić, bo każdy dzień stawał się udręką.
•••
Nie wiem, czy propozycja złożona przez Jungkooka była błogosławieństwem, czy przekleństwem. Mógłbym przytulać go podczas snu, zwalając na to, że strasznie się wiercę, ale jednocześnie narażałem się na jego lunatykowanie. Znów mógłbym uprawiać seks z zupełnie nieświadomym chłopakiem, co znowu miało swoje dwie strony; mogłem się spełnić seksualnie, ale jednocześnie wyrządziłoby to wiele szkód w mojej psychice, bo wiedząc, że on nie jest świadom swoich poczynań, seks mógł nie być aż taki przyjemny... Zresztą co ja mogę wiedzieć, skoro tego typu intymność spotkała mnie tylko raz w dodatku z Jungkookiem.
Czułem się przegrany na każdej linii, a jednocześnie wygrany. Ten dysonans doprowadzał mnie do szaleństwa.
W końcu usiadł na swoim łóżku, kładąc obok siebie pościel. Ta łza, niczym chwyt prostych opowiadań, chwyciła mnie za serce. Wiedziałem dlaczego mu się to przydarzyło. Przez chwilę był dla mnie niczym otwarta księga. Czytałem z niego co chciałem i poniekąd opłaciło mi się. Mogłem mu powiedzieć, że mu wybaczyłem i przytulić się do jego nagiego ramienia.
Wyciągnąłem z apteczki niewielką saszetkę, w której schowana była chusteczka nasiąknięta spirytusem. Zaraz po rozpakowaniu jej, nachyliłem się tak, że nasze twarze dzieliło paręnaście centymetrów. Choć chciałbym badać każdy centymetr kwadratowy jego twarzy, musiałem się skupić na lekko opuchniętym oraz skaleczonym łuku brwiowym.
- Może zaboleć - powiedziałem cicho.
- Nieważne.
Przyłożyłem ostrożnie chusteczkę nawiniętą na palec wskazujący i zacząłem ocierać zaschniętą krew. Jungkook był niczym skała. Nawet się nie skrzywił. Tylko na mnie patrzył zaczerwienionymi oczyma. Za wszelką cenę próbowałem się skupić na ranie, ale te próby były bezcelowe, bo zajrzałem w te hebanowe oczy.
Na moje nieszczęście nie odwrócił spojrzenia. Podtrzymywał ten kontakt wzrokowy z zażartością głodnego psa.
Zaczęło się w żołądku, a rozlało po całych trzewiach, ale to nie był koniec, ponieważ elektryzujące uczucie zaczęło uciekać w górę. Czułem, jak wspinało się po plecach, aż dotarło do żeber. Widziałem przed oczami migające sceny z tamtej nocy i wiedziałem, że on też je wspomina, choć w jego mniemaniu był to sen. Wiem co słyszałem u fryzjera.
Nie wiem, jak to się stało, ale obaj odwróciliśmy spojrzenia w tym samym momencie.
- Chcesz krople do oczu na te zaczerwienienia? - zapytałem, usilnie próbując utrzymać spokojny ton. Musiałem wymyślić powód, dla którego tak intensywnie się w niego wpatrywałem. Nie chciałem jakiegokolwiek odczytania znaku, o ile jakiś faktycznie nadałem.
- Jeśli mógłbym prosić. - Uśmiechnął się nikle. Chwyciło mnie to za serce. Polubiłem ten uśmiech niemal od razu. Nie był zbyt śmiały, a jednocześnie ciągle oddawał tę arogancką naleciałość jego charakteru.
- Dobra, teraz odchyl głowę - powiedziałem, chwyciwszy jego podbródek w dwa palce, jakbym chciał go pocałować, ale nie zrobiłem tego, choć pokusa była ogromna. Nie wiem, czy poczuł, jak zadrżała mi dłoń, ale na wszelki wypadek ją odsunąłem.
Odwróciłem się do apteczki po rolkę taśmy, która miała zastąpić tradycyjne szwy. Kupiłem ją na wypadek podjęcia głupich decyzji. Odciąłem sprawnie nożyczkami dwa niewielkie paski i zakleiłem nimi ranę chłopaka, po czym z uśmiechem się odsunąłem.
- Długo będę musiał to nosić na twarzy? - zapytał.
- Dopóki się nie zrośnie, ale myślę, że to i tak lepsze, niż bandaże na rękach, które właśnie tak dokładnie chowasz.
- To... Marzną mi dłonie i chciałem je ogrzać w jakiś sposób. - Wzruszył ramionami, nadal trzymając je pod pośladkami.
- W takim razie ubierz się. Równie dobrze mogłeś już wcześniej włożyć coś na górę, a w razie czego przebrać to.
Choć użyłem karcącego tonu, który nie znosił sprzeciwów, tak naprawdę nie chciałem, żeby się ubierał. Chciałem móc ciągle patrzeć na tę dobrze zbudowaną klatkę piersiową; na to, jak napina nieświadomie mięśnie; na niego całego, lecz to pragnienie było przynajmniej nieprzyzwoite.
- No już, nie marudź, bo kociej mordki dostaniesz. - Westchnął, niczym stary Jungkook, a tamten Jungkook poprzez swoją dzikość był jeszcze bardziej pociągający, aczkolwiek nie mówię, że teraz nie jest. Po prostu wtedy jego niedostępność miała swoją moc. Teraz ją tracił w zastraszającym tempie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy młodszy wszedł do garderoby, a nawet kiedy z niej wrócił w niebieskiej bluzie odznaczającej się nadrukiem wieloryba w okolicach mostka.
- A właśnie, chciałeś te krople. Ja po nie pójdę, a ty możesz w tym czasie zrobić pranie. Mama powiedziała, że pokojówka uprała już wszystko - powiedziałem, przypomniawszy sobie o jej słowach.
- No nareszcie! Ile można czekać przez pościel, która zbierała się chyba pół roku? - mruknął, szybkim krokiem zmierzając do łazienki.
Ja w tym czasie ulotniłem się do siebie. Mama zaopatrzyła mnie w spory zapas kropel na suchość oczu, właściwie nie wiem w jakim celu, ale miałam ich pod dostatkiem w swojej łazience.
W zasadzie miałem tyle lekarstw w tym kropel do praktycznie wszystkiego, że musiałem poprawić okulary na nosie, żeby wczytać się w etykietki. Udało mi się znaleźć odpowiednie opakowania w łazienkowej szafce. Wziąłem od razu trzy. Kiedy dostanę od mamy jakieś pieniądze, mógłbym kupić ich trochę więcej, aczkolwiek nie miałem pojęcia w jakim celu.
Kiedy wyszedłem z pokoju, jak za dotknięciem magicznej różdżki, spotkałem mamę i jej gościa, którzy zmierzali w stronę sypialni. Mama wydawała się znacznie zażenowana tym niespodziewanym spotkaniem.
- Jiminie, skarbie, to jest Sancheong. Wspominałam ci o nim dzisiaj - powiedziała z uśmiechem, choć wiedziałem, że wolałaby zapaść się pod ziemię.
- Dobry wieczór - ukłoniłem się, po czym poprawiłem okulary.
- Dobry wieczór - odparł.
- Gdzie idziesz? - dopytała mama.
- Do Jungkooka. Chciałem mu dać krople do oczu. Zbyt długo siedzi przy komputerze - wyjaśniłem, wyciągnąwszy przed siebie trzy opakowania kropli do oczu. Oczywiście skłamałem, co poszło mi zdecydowanie łatwiej, niż się spodziewałem.
- Martwisz się o niego? - Mama zadała kolejne pytanie z nutą niedowierzania.
- Próbuję dać mu trochę ciepła rodzinnego, które jakoś go omijało. - Wzruszyłem ramionami.
Nie czekałem na jej odpowiedź, tylko szybko ewakuowałem się do pokoju Jungkooka. Trzasnąłem za sobą drzwiami i oparłem się o nie. Chciałem powiedzieć o tym Jungkookowi, ale nie było go ani w łazience, ani w garderobie.
No tak. Wysłałem go do pralni.
Ustawiłem więc pudełka na jego biurku i usiadłem na łóżku, lecz długo tam nie zabawiłem, bo zdałem sobie sprawę, że moja pościel nie była ułożona. Nie miałem pojęcia po której stronie Jungkook lubił spać. Tamtej nocy spał zwrócony do drzwi, więc swoją poduszkę i kołdrę położyłem po stronie okna i ułożyłem ją równiutko. Teraz to łóżko wyglądało zabawnie, bo lubowałem we wzorzystych motywach, kiedy Jungkook stawiał na minimalizm. Nic nie mogłem poradzić na to, że miałem niebieską pościel przedstawiającą duże, niebieskie kwiaty, które tak mocno kontrastowały z czernią pościeli młodszego.
Nie wiedziałem kiedy chłopak wróci z pralni, więc postanowiłem się wykąpać w jego łazience. Ostrożnie, niemal na paluszkach wszedłem do wykafelkowanego pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi. Jakież to było ekscytujące. Łazienka, która widziała tylko i wyłącznie jego nagość, mogła zobaczyć również moją.
Nie czekałem długo na to, żeby się rozebrać. Ułożyłem swoje ubrania na krawędzi umywalki, bo zamierzałem do nich powrócić. Okulary położyłem zaraz obok. Co z tego, że nie wziąłem ze swojego pokoju bielizny. Pożyczę tę Jungkooka. Pewnie nawet nie zauważy. Albo... Może lepiej pójdę spać bez? Nie chciałbym popełnić świętokradztwa.
Nie mogłem się powstrzymać przed użyciem jego środków czystości, kiedy wszedłem pod prysznic. Nie byłem pewien, czy mi się zdawało, że woda tutaj była inna, czy było tak naprawdę. Ciepło, które mnie ogarnęło było niebywale przyjemne. Zacisnąłem mocno powieki i odchyliłem głowę do tyłu, żeby woda mogła swobodnie spływać potwarzy. Miałem wrażenie, że to pocałunki wodnego króla, chociaż zdecydowanie wolałem te Jungkooka.
•••
Za oknem panowała rozgwieżdżona noc. W pokoju było całkiem ciemno, a cisza była zakłócana jedynie przez niespokojny oddech Jungkooka. Bałem się do niego zbliżyć, ale jednocześnie bardzo tego chciałem.
Wyglądałem za okno, jakbym chciał się upewnić, że noc mi nie ucieka przez palce; że na zewnątrz na pewno nie budzi się do życia słońce, które odebrałoby mi możliwość spania tuż obok śpiącego bruneta. Nieważne, że tak naprawdę nie spałem.
W końcu podjąłem decyzję. Duże, dwuosobowe łóżko pozwalało nam na prawie metrowy dystans, ale postanowiłem go skrócić. Chciałem go przytulić, zasnąć z głową na jego falującej klatce piersiowej i tak też zrobiłem. Z ostrożnością, jaką cechuje się kot w trakcie polowania, przysunąłem się do chłopaka i najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, ułożyłem głowę tam, gdzie chciałem, przerzucając zaraz po tym rękę przez jego ciało. Biło od niego niewyobrażalne ciepło, które chciałem zatrzymać tylko dla siebie i nikomu nie oddawać.
Wsłuchiwałem się w bicie jego serca. Chciałbym, żeby było tylko dla mnie.
Kiedy tylko o tym pomyślałem, puls chłopaka przyspieszył, a on sam zrobił wdech, jakby właśnie się obudził. Odskoczyłem od niego jak oparzony.
- Och Jungkookie, ja tylko zastanawiałem się, czy żyjesz i... - Patrzyłem na niego, poprawiając okulary.
Musiałem coś zrobić z rękami, a ten nawyk wydał mi się jedyną drogą ucieczki. W świetle księżyce dojrzałem, że jego spojrzenie było puste i zaszklone. Strach ścisnął mnie za gardło. Nie poruszył się znacznie. Tylko odwrócił głowę w moją stronę, żeby zlustrować mnie spojrzeniem. Zostałem podzielony na dwie części. Jedna z nich chciała, żebym pozwolił mu chodzić bez świadomości po domu, lecz pilnował, aby nie zrobił niczego głupiego. To była ta rozsądna strona. Ta druga krzyczała, żebym wykorzystał okazję.
Nim zdążyłem podjąć jakąkolwiek decyzję, ten zdążył usiąść i przetrzeć twarz, jakby własnie się obudził. Rozejrzał się po ciemnym pokoju. Chyba czegoś szukał. Jego wyraz twarzy zmienił się, kiedy trafił na mnie. Chyba znalazł swoją zgubę. Nie wiem, jak to się stało, że nachyliłem się w jego stronę, lecz nie byłem w stanie go pocałować. Zatrzymałem się kilka centymetrów przed nim i czekałem na jego reakcję. Słyszałem wyraźnie jego oddech. Patrzenie sobie oczy z tej odległości było naprawdę dziwne.
Nie byłem pewien, czy mam dziękować mu za to, że sam mnie pocałował, czy przeklinać. Przymrużyłem powieki. Mogłem się odsunąć. Póki co byłem bezpieczny, ale moje ciało krzyczało, bo za wszelką cenę chciało znów go poczuć.
Uległem nawet szybciej, niż ostatnim razem. Oddałem pocałunek, chwytając go za poły bluzy, aby móc poczuć całe jego ciało przylegające do mojego. Czułem się jak w raju, mogąc po tylu dniach znów poczuć jego usta. Byłem spragniony ich dotyku tak bardzo, że aż zacząłem drżeć z podniecenia. Mojego stanu na pewno nie poprawiały dłonie chłopaka, które bezpruderyjnie wędrowały tam, gdzie chciały. Najczęściej zahaczały o pośladki i wodziły palcami po śliskim materiale tak, jakby chciały się dostać pomiędzy nie, prosto do pulsującego miejsca.
Ja nie byłem na tyle śmiały, by posunąć się do takich czynów. Już wystarczyło mi to, że plątałem swój język z tym Jungkooka w trakcie pocałunku. Możliwość dotykania go była kusząca, to oczywiste, ale zbyt wiele wrażeń mogłaby doprowadzić do przedwczesnego orgazmu. Nie sprawdziłem tego jeszcze, ale czytanie artykułów o tym mi wystarczyło.
Dlatego wymieniałem z nim oddechy i ślinę, dopóki nie postawił kolejnego kroku, który znałem z poprzedniego razu. Tym razem dokładnie wiedziałem kiedy wylądowałem na plecach; kiedy on zawisł nade mną; kiedy pocałował mnie z zażartością spragnionego zwierzęcia. Jego dotąd ukrywane instynkty porwały mnie całego. Zatracałem się w nim z każdą chwilą coraz bardziej, aż doszło do tego, że przełamałem barierę wstydu i sam zacząłem dotykać go tak, jak on mnie, aczkolwiek starannie omijałem krocze. On zaś nie miał żadnych przeszkód w związku z wepchnięciem kolana między moje nogi.
W końcu nadszedł czas na rozbieranie. Zdjął mi koszulkę szybciej, aniżeli bym tego chciał. Nie pytał o zdanie. Po prostu to zrobił jednym sprawnym ruchem, a później odsunął się ode mnie i zsunął moje spodenki.
- Kocham cię - powiedziałem zupełnie niezamierzenie. Nie wiem co mnie do tego ruszyło, ale wraz z wypowiedzeniem słów magia chwili prysła. Rozpadła się na setki milionów kawałków, bo on nawet nie drgnął. Rozbierał się w trybie ekspresowym. W świetle księżyca, które jak na złość wpadało przez okno widziałem dokładnie, jak każdy jego mięsień się napinał i rozkurczał pod wpływem ruchów.
Kiedy już obaj byliśmy nadzy, zsunąłem spojrzenie po jego ciele i zobaczyłem, jak bardzo podniecony był tą sytuacją. Najprawdopodobniej czułem to samo. Suche podniecenie i nic poza tym. Miałem wrażenie że ta świadomość mnie przydusiła.
Znów pocałował mnie, a ja oddałem tę pieszczotę, ale to nie było to samo, co wtedy. Nie ekscytowałem się tym w ten sam sposób, jak za pierwszym razem. On spał. Rano obudzi się z przeświadczeniem, że to tylko sen lub nic nie będzie pamiętał, a ja znów będę cierpiał, bo nie będę mógł zbliżyć się do niego tak, jakbym tego chciał.
Oddawałem się jego pocałunkom; jego ustom, które błądziły coraz bliżej wzburzonej męskości; jego palcom, które ostrożnie mnie rozciągały, przygotowywały do jego kolejnego ruchu.
Fakt, było to przyjemne, ale ta przyjemność przyprawiała mnie o ból egzystencjalny.
W końcu wszedł we mnie niemal do samego końca, wydając z siebie przeciągle westchnienie, które wymieszało się z tym moim.
Wbiłem palce w jego ramiona, kiedy pierwszy raz się poruszył. Co z tego, że zrobię mu ślady, jak ostatnim razem? Wtedy uznał to za wynik bójki. Tym razem też może, prawda?
Na chwile uniesienia czekałem długo. Czym bliżej końca byliśmy, tym więcej łez uciekało z moich kącików oczu. Płakałem nie dlatego, że on niczego nie był świadom, chociaż to też było częścią tego powodu. Płakałem, ponieważ było mi tak dobrze, kiedy patrzył na mnie tym pustym wzrokiem. Chciałem uczucia, a nie samej żądzy.
Gdy nadeszła pora na finał, zacisnąłem dłonie z całej siły i szczytowałem chwilę przed nim z pomocą jego ręki. On skończył zaraz po mnie. Sądziłem, że położy się obok mnie tak, jak ostatnim razem, ale nie. Po zakończeniu zabawy zostawił mnie i poszedł do łazienki, jakby nic tutaj nie zaszło. Jedyną oznaką tego, że wykonywał czynności fizyczne był przyspieszony oddech.
Zebrało mi się na szloch. Po tym wszystkim... Nawet on uważał mnie za kogoś, kim można się jedynie zabawić. Zakryłem usta kołdrą odrzuconą na bok, żeby przypadkiem nie obudził się przeze mnie.
Nagle usłyszałem jakieś poruszenie w łazience. Spanikowany wystrzeliłem z łóżka niczym z procy, żeby odszukać choć swoje spodenki. Musiałem sprawdzić, czy coś mu się nie stało. Na szczęście znalazłem je szybko i jeszcze szybciej je założyłem. Swoje nasienie z brzucha otarłem kołdrą.
Dotarłszy do progu łazienki, zapaliłem światło. Kiedy tylko się rozjaśniło, otarłem wierzchem dłoni mokre oczy, unosząc tym samym swoje okulary, żeby móc cokolwiek zobaczyć. Jungkook stał pod strumieniem wody, ocierając czoło z grymasem bólu wymalowanym na twarzy.
- Co się stało? - zapytałem.
- Chyba znowu lunatykowałem - mruknął zaspany. Nie wiem dlaczego jeszcze bardziej zachciało mi się płakać. Chyba fakt, że naprawdę niczego nie zapamiętał, uderzył zbyt mocno w moje biedne serce. - Hej, co się dzieje? - spytał. Wyglądał tak, jakby w sekundzie się rozbudził. Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik, nawet nie odrywając ode mnie wzroku. - Jimin?
- Miałem szalenie okrutny koszmar - skłamałem. Patrzyłem bezwstydnie na Jungkooka, który wycierał się niezbyt dokładnie, a później zawiązał ręcznik na biodrach. Patrzył na mnie pytająco, ale potrzebowałem chwili, żeby coś wymyślić. Coś, o czym nie miał prawa wiedzieć. - Śniłem o tym, jak ktoś w potworny sposób mnie wykorzystał.
W jego spojrzeniu zauważyłem cień zrozumienia. Czy on wiedział coś, czego nie powinien nigdy się dowiedzieć?
- Nie przejmuj się - powiedział że współczuciem, kiedy zupełnie niespodziewanie mnie przytulił. - To tylko koszmar, a koszmary mają to do siebie, że nigdy nie stają się prawdą.
- Mój trwa nadal - burknąłem, wtulając się w niego.
- Co?
- Nic...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top