Rozdział 10
|3427 słów|
Atmosfera w klubie pisarskim była podejrzanie lekka. Nie miałem pojęcia o co chodziło, ale ciągle towarzyszyło mi dziwne uczucie. Kiedy nie myślałem o skutkach swojej zbrodni, myśli chodziły na zbyt realny sen. Dodatkowo Jimin siedział bardzo blisko mnie. Czasem miałem wrażenie, że zbyt blisko, ale później zdawałem sobie sprawę, że to nic nadzwyczajnego. Praktycznie leżał na moim ramieniu, żeby widzieć co piszę. Często wskazywał mi palcem błąd, lub kreślił swoim ołówkiem poprawki i zakreślał ewentualne powtórzenia, które nie powinny mieś miejsca. Czułem poważny dyskomfort, ale nie śmiałem mu o tym powiedzieć... Za każdym razem, gdy próbowałem, serce podskakiwało mi do gardła.
Ale w końcu przyszedł i czas na zakończenie zajęć. Soyeon była zadowolona z mojej pracy, a Yoona nawet nie zauważyła mojego dziwnego zachowania, bo skupiła się na upominaniu Yeowoo, która ciągle mówiła o Aidanie. Informacje o tym chłopaku przewijały się przez mój umysł i wypadały drugim uchem. Pogrążony w przemyśleniach dotyczących jedynie dwóch tematów byłem odporny na wszelką wiedzę... Nie licząc tej przekazywanej przez Jimina. Jego głos szczególnie zapadał mi w pamięć i nie chciał stamtąd wyjść.
Wyszedłem z pokoju klubowego jako pierwszy, a zaraz za mną Jimin. Nie obyło się bez propozycji wspólnego powrotu do domu.
- Dziś idę do fryzjera. Yoongi na mnie czeka - wyjaśniłem pokracznie, przemierzając szkolne korytarze bez zastanowienia prosto do szafek z butami. - A raczej ja na niego - mruknąłem, widząc, że w szatni nikogo nie było.
- Będziesz zmieniał kolor? - Zdziwił się.
- Ta - burknąłem, w trakcie przebierania obuwia. Już po chwili staliśmy już przed szkołą, a Yoongiego dalej nie było widać, ani słychać.
- A siłownia? - zapytał nagle, kiedy znów pojawił się za mną.
- Pójdę wieczorem.
- Mogę jechać z wami? W sumie też musiałbym zrobić coś z włosami. - Westchnął, chwyciwszy kosmyk swojej mocno przydługiej grzywki. I co powinienem zrobić? W pewnej chwili spojrzał na mnie również błagalnie, co Yoongi jeszcze rano. - Błagam, Jungkook. - Doprawił swoją scenkę uroczym tonem.
- Co ci to da? - zapytałem niby to od niechcenia, chociaż zaciskałem dłonie na szelkach plecaka tak mocno, że pieczenie knykci znów wymieszało się z ich bólem. Dlaczego właśnie teraz nie mogę wiedzieć krwi, tylko swoje chore marzenie senne?
- Będę blisko ciebie. - Wzruszył ramionami, jednak odwrócił wzrok, wyraźnie zawstydzony swoimi słowami. Co z nim nie tak? Zapragnąłem go przytulić, więc co ze mną nie tak? Bracia nie powinni się tak zachowywać. Dlaczego Jimin nie mógł urodzić się starszą siostrą? Nie miałbym wtedy problemu z jakimikolwiek czułościami.
Jego zachowanie diametralnie się zmieniło od wczoraj, a ja nie miałem pojęcia co na to wpłynęło. Sęk tkwił w tym, że poprzedniego wieczora za bardzo się uzewnętrzniłem? Czy w tym, że zacząłem przejmować rolę starszego brata, mimo że to on był ode mnie starszy?
- Co jest? - zapytał znienacka Yoongi, który niczym duch pojawił się po mojej prawicy.
- Mogę iść z wami do fryzjera? - wtrącił Jimin, nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. - Zapłacę za waszą stylizację.
- Nawet za kosztowne rozjaśnianie włosów? - Zmierzył go taksującym spojrzeniem spod przymrużonych powiek.
- Nawet za o wiele kosztowniejsze kolorowe pasemka. - Wzruszył ramionami. Myślałem, że ta opcja nie wpłynie na decyzję Mina, ale widocznie Jimin znał go lepiej, niż ja.
- A będę mógł wybrać stylizację dla ciebie? - dopytał Yoongi bardziej entuzjastycznie.
- W sumie czemu nie. - Wzruszył ramionami.
- W takim razie idziesz z nami. Już postanowione. Chodźcie, bo nam autobus ucieknie - mówił, kierując się już w stronę bramy.
Czyli klamka zapadła. Decyzja została podjęta za mnie... Ruszyłem za Yoongim dość leniwie. Naprawdę wolałbym pójść z nim w pojedynkę. Chciałbym móc z nim porozmawiać sam na sam o tym, co mi się przyśniło. Może i jest to szokujące przeżycie, ale coś mi mówiło, że tylko on mnie zrozumie.
Zostałem chwycony za rękaw, co skutecznie wybiło mnie z rozmyśleń. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem Jimina. Akurat poprawiał swoje okulary. Przypomniało mi się, że w tym śnie ja też je poprawiałem, lecz wtedy miało to bardziej seksualny podtekst, choć nie wiem, jakim cudem.
Znów przeszył mnie dreszcz.
- Szofer czeka - oznajmił, kiedy skinąłem na niego głową, nie wiedząc czego ode mnie chciał.
- Szofer? - zawołał Yoongi, chociaż szedł jakieś pięć metrów przed nami, a sam Jimin nie mówił zbyt głośno.
- No to jedźmy z nim. - Westchnąłem, wyrywając swój rękaw z uścisku chłopaka.
Ruszyłem przed siebie. Chciałem spędzić czas z Yoongim, ale nie mogłem odmówić Jiminowi. Zupełnie jakby coś mi zabraniało. Chyba naprawdę przesadziłem w nocy z tą potrzebą troski. Najwyraźniej mój brat zrozumiał to zachowanie jako przyzwolenie.
Przewidziałem to, że szofer przyjedzie zwykłym Hyundaiem, więc ktoś z nas miał usiąść z przodu i to miałem być...
- Siadam z przodu! - wykrzyknął Yoongi.
...ja. Cholera. Uciekanie przed Jiminem było takie trudne.
Uciekanie? Naprawdę tak bardzo bałem się jego bliskości, że przed nim uciekałem?
Kiedy spojrzałem na niego kątem oka, nie zauważyłem niczego szczególnego, a jednak wzbudził we mnie potężną obawę.
Wsiadłem więc do samochodu i zapiąłem pas, starannie unikając wzrokiem swoich dłoni. Bałem się na nie spoglądać. Ciągle towarzyszący mi niepokój sprawiał jednak, że spojrzenie uciekało w dół. Schowałem więc pokaleczone ręce pod uda i tak siedziałem mimo bólu, wyglądając przez okno. Nie wiedzieć czemu szukałem policjantów, a gdy zdałem sobie sprawę, że niekoniecznie muszą być w mundurach, zacząłem selekcjonować najdziwniej zachowujące się osoby.
Serce podskoczyło mi do gardła, gdy poczułem na ramieniu czyjś dotyk. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że Jimin oparł o mnie swoją głowę.
- Jestem zmęczony, a nie lubię opierać się o ciągle drgająca szybę - wyjaśnił, jakby zorientował się, że na niego patrzyłem. A może czekał, aż odwrócę głową? Chyba, że rzucił wyjaśnienie niezależnie od mojego ruchu?
Ale przecież równie dobrze mógł odchylić głowę do tyłu, wcześniej odpinając zagłówek.
Albo przynajmniej podeprzeć łokieć o wypustkę w drzwiach i na ręce umieścić głowę. Było tyle opcji, ale wyraźnie on wolał skorzystać z tej aktualnie nie potrafiącej odmówić.
Kiedy przymknąłem powieki, żeby odetchnąć, w czasie gdy Yoongi tłumaczył szoferowi drogę do jego ulubionego fryzjera, cały świat stał się przerażająco czerwony. Poczułem ukłucie strachu, zmuszające mnie do niespokojnego poruszenia się na miejscu. Chcąc nie chcąc nie mogłem zamknąć oczu.
- Jak tam twoje ręce? - zapytał nagle Jimin przyciszonym, lekko zachrypniętym głosem, który rozpalił coś w moim wnętrzu. Musiałem odkaszlnąć, żeby to jakoś uspokoić.
- Yoongi posmarował mi je kremem, kiedy chciałem je przepłukać. - Próbowałem brzmieć w miarę obojętnie. Nie wiem, czy moje próby zakończyły się pozytywnym wynikiem.
- Po co chciałeś je płukać? Przecież nie krwawiły rano.
- Krwawiły potem... Było dużo krwi... Za dużo - odparłem przyciszonym głosem, przypominając sobie o tym widok.
- Okej... Jak wrócimy do domu, poszukam maść na skaleczenia, żeby rany zasklepiały się szybciej - odpowiedział spokojnie. Ciągle patrzył przed siebie, jakby ta wymiana zdań nic nie znaczyła, a w rzeczywistości była ona najluźniejszą pogawędką, jaką odbyłem z Jiminem od ostatnich dziesięciu lat.
- A jak tam z siatkarzami? - zapytałem, chcąc poznać rezultat mojej zbrodni. Pragnąłem znaleźć choć jeden pozytyw w całym negatywnym uczynku, żeby uspokoić szalejące sumienie.
- Troszkę spokojniej. Hyunkiego dziś nie było w szkole, więc jestem nawet zadowolony.
- To dobrze. - Uśmiechnąłem się do siebie. Chcąc nie chcąc spłynął na mnie spokój. Zupełnie jak wtedy, gdy zapaliłem podsuniętego przez Aidana zaraz po...
Kiedy tylko pomyślałem o Hyunkim, w momencie przypomniało mi się to, jak mówił o Jiminie. Patrzyłem na niego przez wsteczne lusterko i... Tak naprawdę nie miał zbyt dużych ust. Były po prostu pełne... A zdjęcie które zobaczyłem w jego telefonie... Wierzę, że było zwykłą manipulacją grafiki. Jimin nie mógł wysłać takiego zdjęcia. Nie i kropka.
- Dziękuję, wiesz? - powiedział nagle.
- Za co dziękujesz? - dopytałem zdziwiony. - Przecież nie zrobiłem niczego dobrego...
- Próbowałeś mnie obronić, a to wiele dla mnie znaczy. Tak długo czekałem, aż zechcesz zwrócić na mnie uwagę... Chyba się doczekałem.
- Chyba - mruknąłem bez przekonania, bo on naprawdę sądził, że przełamaliśmy jakaś niewidzialną barierę.
Chciałbym wrócić do swojej opryskliwej skorupy, żeby ukryć się przed swoim własnym bratem, ale sam ją stłukłem, a ponowne złożenie jej zajmmie zbyt wiele czasu. Zdążyłem całkowicie się obnażyć, przy czym całkowite dystansowanie nie miało sensu, jeśli naprawdę chciałem go ochronić przed światem. To nie internet. Nie mogłem działać całkowicie w incognito, bo wiedza na temat tego, co działo się z Jiminem była najcenniejsza na świecie. Jedynie u samiuteńkiego źródła dowiem się najwięcej.
•••
Siedzenie u fryzjera było mniej uciążliwe, niż sądziłem. Spędzenie czasu z bratem i bliższym kolegą z klasy wydawało się przyjemne, chociaż ciągle chciało mi się jeść. Mój rozsądek mówił, że nie mogę zjeść większej ilości kalorii, niż powinienem, ale umysł zmusił mnie do poproszenia szofera o przyniesienie mi kilku gotowych bułek z czymkolwiek z pobliskiej piekarni.
Kiedy na mojej głowie spoczęła czarna farba, zostałem poproszony o zajęcie miejsca przy stoliku z kobiecymi czasopismami zaraz obok Yoongiego, bo Jimin właśnie usiadł na jedno z dwóch wolnych miejsc przed lustrem. W końcu miałem czas na zaspokojenie swojego wilczego apetytu.
Czułem chłód na głowie w związku z nałożoną farbą. Czasem miałem wrażenie że coś absurdalnie gorącego spływało po moim czole. Wtedy starannie omijałem wzrokiem swoje lustrzane odbicie, żeby się nie przerazić, zaś całą swoją uwagę skupiałem na jedzeniu.
- Słyszałem od Soyeon, że Jimin jest bardzo dobrym pisarzem - zagadnął Yoongi w pewnej chwili.
- Nie czytałem niczego, co wyszło spod jego ręki - odpowiedziałem z pełną buzią, przeniósłszy na niego spojrzenie.
- Jak to? Jest twoim nauczycielem, a nie masz pojęcia o tym, jak dobrze pisze? Ty głupi jesteś? - Pretensjonalny ton jasno dał mi do zrozumienia, że nie żartował.
- Yoongi, proszę, uspokój się. - Westchnąłem, gdy w końcu przełknąłem kęs. Spokojnie otarłem usta wierzchem dłoni i odwróciłem się w jego stronę całym ciałem. - Niech sobie tworzy wedle uznania. Ja nie chcę się w to mieszać.
- Jednak jesteś głupi. - Westchnął, przy czym wykonał ruch, jakby chciał przeczesać włosy, ale w porę przypomniał sobie, że były one mokre. Chłopak postanowił rozjaśnić włosy do białości i nadać im barwę, tak bardzo znienawidzonej przeze mnie, wyblakłej czerwieni - Gdzie jest jego plecak? - zapytał niespodziewanie.
- Tu. - Wskazałem bez namysłu na krzesło obok siebie z zamiarem ugryzienia przysmaku, lecz zorientowałem się do czego dążył chwilowy blondyn, gdy oparł się o moje kolana, żeby po niego sięgnąć. - Chwila, nie zrobisz tego.
- Owszem, zrobię. - Z uśmiechem powrócił do swojego miejsca i ułożył torbę Jimina na swoich kolanach. Przerażony spojrzałem w stronę Jimina. Rozmawiał z fryzjerką na temat fryzury, wybranej przez Yoongiego. Powróciwszy wzrokiem do chłopaka, zobaczyłem w jego rękach zeszyt, dokładnie taki sam, jak mój. Zarejestrowałem nawet białego królika. - Zobaczmy co my tu mamy - mruknął pod nosem, wertując kartki w kratkę.
Odwróciłem się do niego plecami i zacząłem pochłaniać jedzenie niczym czarna dziura. Nie obchodziły mnie pomruki pełne zainteresowania, a jednak słyszałem dokładnie szelest każdej przewracanej kartki. Trwało to niesamowicie długo, aż w końcu Yoongo odchrząknął.
- No nieźle. Gdybym mógł włączyć opcję "wyszukaj", założę się, że komputer naliczyłby kilkaset powtórzeń twojego imienia, Jungkook - powiedział tajemniczo, co od razu przykuło moją uwagę.
- Moje imię? - zapytałem, odwróciwszy się do niego przodem. Wyraźnie dałem się złapać w jego pułapkę, bo uśmiechał się do mnie z wymalowanym na twarzy zwycięstwem.
- No tak. Jungkook to, Jungkook tamto. - Wyliczał na palcach, przewracając oczami. - Wszystko pisane w pierwszej osobie, a podmiot liryczny nosi imię Jimin. Moja dogłębna analiza jasno mówi, że to najprawdopodobniej zeszyt snów.
- Zeszyt snów? - powtórzyłem.
- Nie baw mi się tu w papugę, głupku. - Pacnął mnie w czoło otwartym zeszytem. - Wiesz, Soyeon też taki prowadzi, ale jej nie śnią się tego typu sny. Zapisuje je, żeby sprawdzić w senniku ich znaczenie. Może i brzmi głupio, ale to czasem pomaga w uspokojeniu szalejącego umysłu. Ciągłe porównywanie wszystkiego do tego jednego elementu bywa męczące.
Jak to znajomo brzmi...
- A o czym śni Jimin?
- O seksie z tobą - powiedział beztrosko, jakby chodziło o warzywa, a nie o tak intymne zbliżenie. - Każda ze stron jest zapełniona kolejną sceną erotyczną. Sytuacje niby inne, ale ciągle przewijało mi się stwierdzenie "jego pokój" lub "jego łóżko", więc finał był w twoim pokoju. - Wyjaśnił spokojnie. Chyba zauważył na mojej twarzy przerażenie, bo westchnął głęboko. - Spokojnie. On na pewno nie myśli o tobie w ten sposób. Jeśli dobrze pamiętam, to seks z rodziną i przyjaciółmi w senniku oznacza znaczne zacieśnienie relacji, czyli w skrócie: Jimin od jakiegoś czasu śnił o tym, że w końcu będziecie braćmi, a nie obcymi osobami.
- Ale przecież nie jesteśmy obcymi osobami. - Oburzyłem się.
- Na początku roku nie chciałeś mieć z nim nic wspólnego. Oczywiście, że byliście, ale i owszem, teraz już nimi nie jesteście. Widziałem, jak się o ciebie opierał w samochodzie. Ba, nawet porozmawialiście. - Zaśmiał się, machając mi przed twarzą zamkniętym już zeszytem. - Chcesz poznać jego zawartość?
- Nie. - Odwróciłem się do niego plecami. Myślałem, że niczego nie widział, bo był zajęty rozmową z szoferem. Najwyraźniej za bardzo skupiłem się na swoich przeżyciach.
W odpowiedzi otrzymałem jednak szum przewracanych kartek. I dobrze. Niech sobie czyta to, co stworzył Jimin. Kompletnie nie obchodziło mnie to, co działo się w każdej z tych scen, bo... Sam we śnie na pewno widziałem więcej. Nie chciałem wracać do tego po raz kolejny.
Powróciłem do jedzenia bułki, na którą i tak straciłem ochotę, gdyż wyglądała nieapetycznie, ale żołądek wołał donośnie żądania dotyczące kolejnej porcji jedzenia. Byłem zmuszony ją zjeść.
Po chwili Yoongi odkaszlnął niemal tak samo, jak zrobił to Aidan, dzięki czemu przeszył mnie nieprzyjemny dreszcz przesiąknięty wspomnieniami. Mało brakowało, a bym się zakrztusił.
- Dotykał mnie tak, jak lubiłem. - Zaczął, nisko intonując każde słowo. - Jego sprawne palce szybko odnalazły właściwą drogę. Jungkook zawsze był delikatny. Nawet wtedy, gdy jego spojrzeniem władało porządnie. Darował mi pocałunek, zawierając w nim zapytanie. Bałem się, ale ten strach był niczym w porównaniu z głośno dudniącym sercem. Poprawił moje okulary, bo wiedział, że bez nich nie byłem w stanie dokładnie go zobaczyć, a chciałem widzieć go całego...
Nie mam pojęcia dlaczego nie mogłem mu przerwać. Zorientowałem się, że czytał to, czego nie powinien w dodatku na głos, ale... Ale odpłynąłem myślami do snu. Teraz był zdecydowanie bardziej przystępny i zdecydowanie mniej zawstydzający. Przeżuwałem powoli bułkę, zastanawiając się nad ciągiem dalszym opowieści, ale nie usłyszałem jej kontynuacji. Odwróciłem się, żeby zobaczyć minę Yoongiego, który na pewno patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.
Zdziwiłem się gdy zobaczyłem Jimina przed nami. Jego włosy w połowie były zawinięte w aluminium, a miejscami można było zauważyć niebieskie plamy rozjaśniacza, wyłaniające się zza metalowej folii.
- Nie dotykaj moich rzeczy - warknął, rzucając Yoongiemu, a jego wyraz twarzy nie był już taki delikatny, jak zawsze. Zacięcie w spojrzeniu kierowanym do Yoongiego w pewien sposób mną poruszyło. Nie dlatego, że widok był groteskowy.
Nic nie równa się jednak z tym, jak na mnie spojrzał, gdy chował zeszyt do plecaka. Tym razem postawił obok krzesła przy lustrze, gdy wrócił na miejsce. W jego oczach lśniły łzy, lecz wyglądał tak, jakby chciał przeprosić.
Do końca naszej nieplanowanej wizyty siedziałem cicho. Czułem na sobie jego spojrzenie odbijające się w lustrze. Czasem udało mi się złapać kontakt wzrokowy, lecz to on jako pierwszy odpuszczał. W końcu ja niczego złego nie zrobiłem.
Nie dziś.
•••
Po opuszczeniu salonu piękności odmówiłem podwózki do domu. Postanowiłem pójść do jedynego miejsca, w którym mogłem zostawić swoje problemy za sobą. A przynajmniej tak mi się zdawało.
Kiedy wszedłem na siłownię, trener od razu zauważył moja zmianę fryzury. Dalej nie wiem dlaczego pozwoliłem Jiminowi na wybór cięcia przydługich włosów. Fakt faktem stylizacja mi się podobała, bo jedyne co musiałbym zrobić rano, to przeczesać je grzebieniem. Czyli to samo co zwykle.
- W końcu coś normalnego - zagadał do mnie trener, wskazując na mnie skinieniem głowy z uśmiechem na twarzy.
- Czerwony był uciążliwy, trenerze Shin. - Westchnąłem, teatralnie przeczesując grzywkę.
- Biłeś się - stwierdził nagle, a ja poczułem, jakby to stwierdzenie przypadło mnie do ściany za gardło. - Mam nadzieję, że to było legalne.
- Było - wydusiłem z siebie, co zwróciło uwagę niebywale umięśnionego mężczyzny, ale jedyne co zrobił, to zmarszczył brwi.
- No dobrze. Skoro masz tak zranione knykcie, to dziś ćwiczymy nogi. Migusiem do szatni i widzę cię tu za trzy minuty.
Jak zwykle nie dał mi odpowiedzieć, więc po prostu skierowałem się do wskazanego miejsca. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że czułem się naprawdę lżej. Dwie najbardziej dręczące mnie rzeczy zostały wyjaśnione... Znaczy prawie wyjaśnione, ponieważ dalej odczuwałem poczucie winy, spływające krwią po moich dłoniach, ale mogłem je uspokoić prostymi słowami Jimina. Dzięki temu, że Hyunkiego nie było, on mógł zaznać choć odrobinę spokoju. Jeśli chodziło o sen... Zdążył wyblaknąć, ale mimo tego nadal odciskał się bardzo wyraźnie w moim umyśle.
Nim całkowicie przekroczyłem próg pomieszczenia, omiotłem spojrzeniem całą siłownię. Zatrzymałem się w pół kroku, zauważywszy ring, a na nim dwóch mężczyzn. Jeden siedział na drugim i oddawał zamaszyste ciosy, celując prosto w tamtego. Czas momentalnie się zatrzymał, a ja na powrót zostałem wrzucony w wir wydarzeń z ubiegłego wieczora. Ciężki oddech, krew, ale w tym wszystkim nakreśliło się coś innego. Dotąd niezidentyfikowane uczucie okazało się być najprostszą w świecie satysfakcją.
W momencie, w którym świat ponownie ruszył w dobrze znanym sobie kierunku, sztywnym krokiem podszedłem do swojej szafki, wyciągnąłem kluczyk z plecaka i ją otworzyłem. Moje i tak szybko bijące serce, przyspieszyło swój rytm do granic możliwości.
Na ubraniach treningowych spoczywała niewielka paczka z wielką literą "A" na wierzchu. Nie musiałem się zastanawiać nad tym, kto ją tu podrzucił, tylko jak on to zrobił?
Sięgając po pakunek, rozejrzałem się szybko w poszukiwaniu kogoś podejrzanego, jednak widziałem tylko znajome twarze przewijające się tutaj praktycznie codziennie. Ci sami kulturyści, ci sami sportowcy, ci sami biznesmeni, ale coś się zmieniło. Nagle ciężki, metaliczny zapach dotarł do moich nozdrzy. Z przerażeniem spojrzałem na trzymające niewielki pakunek dłonie. Całe skąpane były we krwi, a ja wiedziałem, że cały ten mechanizm uruchomił tamten sparing.
Automatycznie niczym robot zamknąłem szafkę jedną ręką, usilnie unikając jej spojrzeniem. Schowałem kluczyk i z paczką pod pachą opuściłem szatnię, a później siłownię. Modliłem się o to, żeby nie spotkać trenera na swojej drodze, ale wątpiłem, że po tym, co zrobiłem, Bóg chociażby skinie palcem w celu spełnienia moich próśb.
Najwyraźniej wysłuchał je ktoś inny, ponieważ wyszedłem z budynku niemal niezauważalny.
Oddychałem nienormalnie szybko, a moje dłonie drżały, przez co krew jeszcze szybciej po nich skapywała. Rozejrzałem się w poszukiwaniu policji, ponieważ gdzieś w tle śródmiejskiego hałasu słyszałem syreny radiowozu. Szybko znalazłem zaułek. Ukryłem się w nim, mając nadzieję, że to wszystko jakoś się uspokoi. Siedziałem za kontenerem na śmieci i wycierałem krew w spodnie, lecz na nich nie pozostawał żaden ślad, jakby czerwona, lepka maź nie chciała oderwać się od nagiej skóry.
- Dlaczego ja!? - wykrzyknąłem, uderzając sinymi i lekko opuchniętymi rękami w swoje podciągnięte kolana. - Dlaczego!?
- Bo w twoich oczach kryła się nieposkromiona furia. Tylko czekała, aż ktoś ją uwolni.
Podniosłem gwałtownie głowę, przez co uderzyłem się w jej tył o ścianę. Zamroczyło mnie na moment, lecz i tak rozpoznałem sylwetkę kryjącą się w cieniu.
- Aidan? Skąd ty tu...?
- Czekałem na ciebie. Nie sądziłem jednak, że zjawisz się tak późno i w dodatku wbiegniesz tutaj, kryjąc się jak kryminalista.
Usłyszałem siorbanie soku z kartonika, a chwilę później zarejestrowałem upadek papierowego opakowania, dzięki pustemu dźwiękowi rozchodzącemu się po zaułku.
- Jestem kryminalistą. Mam krew na dłoniach. Widzisz? - Wyciągnąłem przed siebie szkarłatne ręce, na co ten tylko się zaśmiał. Nie zrozumiałem.
- Tam niczego nie ma, Jungkook. To tylko poczucie winy ingeruje w twoją wyobraźnię, mój drogi. - Spojrzawszy na swoje bandaże, były tak białe, jak w szkole, czy nawet u fryzjera. Czyli że krwi tam naprawdę nie było? - I nie jesteś kryminalistą. Jesteś mścicielem. Czyż Jimin nie był dziś o wiele szczęśliwszy, niż zwykle?
- Nie mieszaj w to Jimina - warknąłem. - On nie jest niczemu winien.
- A jednak zabiłeś przez niego i dla niego, przecież... - Wyszedł z cienia, a spojrzawszy na mnie uniósł pięść przed siebie, zaciskając wargi, wieńcząc wszystko westchnieniem. - Dobra, możemy się tak przegadywać w nieskończoność. - Odkaszlnął niczym baśniarz. Nie wyglądał na kogoś zmęczonego. Patrzył na mnie z góry, wyciągając z kieszeni batonika. - W paczce masz niezarejestrowany telefon. Możesz z niego zadzwonić lub napisać tylko do mnie i do nikogo więcej. Znajdziesz tam też mały prezencik. Myślę, że po jego zażyciu poczujesz się lepiej, gdy znów dopadnie cię tak ciężkie poczucie winy.
- Mogłeś o tym napisać list i wrzucić do paczki - mruknąłem tym razem niepewnie. Czułem się tak, jakby zapędził mnie w kozi róg, a jednak stał oddalony ode mnie o jakieś trzy metry. Aura, jaką roztaczał wokół siebie sprawiała, że czułem się malutki. Moja arogancja schowała się za dużo większym od siebie strachem, a bogaty wachlarz słownictwa zawęził się do minimum.
- Napisałem, ale stwierdziłem, że chciałbym zobaczyć jak radzi sobie mój mały mściciel. W szkole zachowywałeś się w miarę normalnie, co mnie zaintrygowało. Jesteś doprawdy osobliwym człowiekiem. - Prychnął pod nosem. - Napiszę, gdy będę cię potrzebował. Myślę, że nie będziesz musiał zbyt długo czekać. Goodbye, my friend.
Po tych słowach ulotnił się. Zostawił po sobie pustkę w moim umyśle. Jedyna myśl, która była w stanie w nim egzystować, dotyczyła Jimina, a dokładniej tego, na ile był bezpieczny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top