Rozdział 22
|3101 słów|
Nie wiem do czego dążę.
Do tego, żeby Jimin nie czuł do ciebie czegoś głębszego.
Niby tak, ale chciałem, żeby był szczęśliwy, a tymczasem ma minę, jakby zaraz miał zacząć płakać.
Ty to zrobiłeś, bro.
Chciałem odnieść inny efekt, a teraz jestem sam w swoim łóżku i nie mogę zasnąć.
To nadal była twoja decyzja. Wystarczyło go przeprosić wtedy w kamerniku i byłby spokój. Znów zacząłby się uśmiechać.
Ale ja nie wiem co do niego czuję. Ciągłe dążenie do tego, żeby był szczęśliwy gubi mnie.
Wiem.
To co mam zrobić?
Pogadać z kimś z zewnątrz, bo ja jestem tobą, a ty mną. Mimo wszystko myślimy tak samo.
Fajnie. Idealna odpowiedź. Nie wiem po co w ogóle z tobą gadam. Po co zresztą mam z kimś gadać?
I tak przede mną nie uciekniesz, więc co za różnica? I rób jak uważasz.
Zakryłem twarz poduszką. Czułem wewnątrz siebie, że coś jest nie tak. Brakowało mi części siebie. Położyłem dłoń na miejscu, gdzie powinien być Jimin. Sam do tego doprowadziłem. Sądziłem, że nie będę tak tego znosił. Przecież przedtem sobie radziłem bez niego.
Przedtem nie zabijałeś.
Zamknij się.
Teraz musiałem podjąć kolejną decyzję. Nie chciałem wyjść na idiotę, ale przecież tak się zachowywałem od samego rana. Myślę, że głównym powodem stała się chwilą, w której się obudziłem. Nie mogłem przestać o tym myśleć. Nigdy wcześniej nie przeżyłem czegoś takiego. Ciągle myślałem o tym, co Jimin powiedział i co tak naprawdę ściągnęło mnie na ziemię. Kochał mnie. Zresztą powiedział to na głos patrząc mi prosto w twarz i nie przejmował się tym, że byłem w pełni świadom.
Odrzuciłem poduszkę na podłogę i wyszedłem spod kołdry. Stawiałem przed siebie niepewne kroki. Iść do jego pokoju, czy nie iść? Patrzyłem jak bez udziału mojej woli naciskam klamkę i wychodzę na korytarz. Klimatyzator dał się we znaki, ponieważ zrobiło mi się chłodno. Skuliłem się nieco w sobie. Kiedy szedłem do jego pokoju moje nogi spoczęły chyba w betonowych butach, bo musiałem włożyć sporo siły w postawienie stopy do przodu.
Bałem się? Oczywiście, że tak. Ale mimo to dotarłem do jego drzwi i otworzyłem je po cichu. Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem zapaloną lampkę nocną. Jimin siedział że skrzyżowanymi nogami, a na kolanie spoczywał zeszyt. Wyraźnie coś pisał.
- Stało się coś? - zapytał cicho, poprawiwszy okulary. Wtedy zdałem sobie sprawę, że stałem tak, wychylając głowę do środka, odrobinę za długo.
- Nie ma cię w moim łóżku - odpowiedziałem.
- Jasno dałeś mi do zrozumienia, że nie tam moje miejsce.
Ma rację.
Westchnąłem tylko nim wszedłem do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.
- Głupio się zachowałem...
- Wiem - powiedział bez ogródek.
- Chciałem tylko stworzyć dystans.
- Chyba jest na to za późno, nie sądzisz? - Po tych słowach nie byłem w stanie się odezwać. Oparłem się o drzwi z ponownym westchnieniem.
Zdziwiłem się, kiedy Jimin zamknął swój zeszyt, żeby zaraz zejść z łóżka. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że podszedł do mnie. Musiałem coś powiedzieć, żeby zapobiec ciszy.
- Trochę jest... Ale wolę, kiedy śpisz ze mną. Lubię czuć twoje ciepło u swojego boku.
- A ja lubię ciebie.
- To dlaczego dziś nie przyszedłeś do mnie?
- Bo dałeś mi do zrozumienia, że mnie nie lubisz. Ty też mnie wykorzystałeś w chwilach swoich słabości, a kiedy poczułeś się lepiej, od razu zrezygnowałeś, jak...
- Nie jestem jak oni. - Wtrąciłem stanowczo.
- Tak? - zapytał z uniesioną brwią.
- Tak. Właśnie dlatego tu jestem. Chcę wszystko odkręcić.
- Ciekawe jak to zrobisz.
Właśnie, jak? Patrzyłem na niego, a właściwie w jego oczy, które chroniły tafle szkła. Przekonałem ślinę niewyobrażalnie głośno.
- Tymi... Ustami...? - wydusiłem z siebie. Co za głupia sytuacja. Dałem mu do zrozumienia, że zaraz go pocałuję, a tymczasem bałem się to zrobić.
Chyba zauważył to wahanie, bo w jednej chwili zbliżył się do mnie i stanął na palcach, żeby przycisnąć swoje usta do moich. No i się zaczęło drżenie dłoni, lecz tym razem powstrzymałem się przed przerwaniem tego aktu. Oddałem pieszczotę, układając ręce na jego policzkach. Kiedy nakrył je swoimi, poczułem, że on też drży. Czyli nie tylko ja tak się czułem?
Pochyliłem się, żeby mógł stanąć normalnie i kontynuowałem czynność. Uwielbiam jego usta. To szaleństwo, ale łaskotanie w brzuchu nasilało się z każdą nadchodzącą myślą o tym, jak to mogło się skończyć. Dotarłem nawet do tego, że chwytając go za pośladki, podniosłem go na tyle, żeby mógł opleść mnie swoimi nogami. Sam zaś poszedłem usiąść na łóżko dla wygody. Cholera, jak mogłem z tego zrezygnować? Był powodem pozytywnych emocji, jakie samoistnie nie potrafiły we mnie zapłonąć.
Szokiem dla mnie był ten pomruk rozkoszy, jaki z siebie wydał. Miałem wrażenie, że na moment zatrzymała się akcja mojego serca. Musiałem się odsunąć, bo... Nie wiem jakby się to skończyło. Kiedy tylko uchyliłem powieki, zauważyłem promienny uśmiech na jego ustach. Opierał ręce na mojej klatce piersiowej, która niespokojnie unosiła się i opadała. Z rozczochranymi włosami wyglądał mniej niewinnie, niż zwykle.
- Ulżyło mi, wiesz? Jeszcze chwila, a zacząłbym przed tobą płakać - zaśmiał się cicho.
- Przecież mówiłeś do mnie w tak karcący sposób...
- Mało brakowało, Jungkookie. Byłem zły i smutny. Sunmi nie poprawiła za bardzo mojego nastroju. - Westchnął. - Cieszę się, że nie chciałeś napisać z nią artykułu.
- Jesteśmy duetem, a duet to dwie osoby, nie trzy.
- No tak... Przepraszam cię za swoje zachowanie. Motywowałem się...
- Tym, że jesteś potworem. Wiem. Mimo wszystko tak nie jest. Może i masz trzecie okrągłe oparzenie na udzie, co oznacza kolejną bójkę, ale to nie oznacza, że musisz ciągle się obwiniać.
Moja dłoń automatycznie powędrowała na udo. Jakim cudem to zauważył? I, cholera, powinienem mu podziękować za krycie mnie przed detektywem. Miałem szczerą nadzieję, że podłapie to, o czym mówiłem i się nie zawiodłem. Tylko jak to zabrzmi?
Definitywnie źle.
Cudownie. Może lepiej się nie odezwę na ten temat? Tak będzie lepiej.
- Wiem... Chciałem tylko wrócić do dawnego stanu rzeczy. Bałem się, okej?
- Nie musimy przecież uprawiać seksu co noc, jeśli o tym myślałeś. - Pogładził mnie wierzchem dłoni po policzku. - Nie ma co się spieszyć. Dla ciebie mogę sobie poczekać.
- Przecież... - Chciałem powiedzieć, że nie to miałem na myśli, ale blondyn przystawił palec wskazujący do moich ust.
- Nie wykręcisz się. Z nas dwóch, to ty jesteś twardy. - Zachichotał, wskazując przestrzeń w dole między nami. Powędrowałem tam spojrzeniem i... Miał rację. Od razu wróciłem do niego wzrokiem nieco spanikowany.
- Ale to nie tak, Jiminie. Aish, źle ze mną... Poniekąd właśnie tego się bałem. Zejdź - nakazałem, podnosząc go za talię. Musiałem się tego pozbyć i to najlepiej zimną wodą.
Wstałem i czym prędzej skierowałem się do drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytał zdziwiony.
- Do siebie pod prysznic.
Dlaczego go nie poprosisz o pomocną dłoń?
Nie chcę.
Głupi jesteś.
Nim zdążył ułożyć słowa w sensowne zdanie, wymknąłem się z jego pokoju. Przemknąłem przez korytarz i przed wstąpieniem do łazienki, wysłałem do Jimina wiadomość z zapytaniem, czy mogę do niego wrócić.
Uśmiechnąłem się na jego odpowiedź.
•••
Ten poranek był zdecydowanie inny, niż poprzedni. Wczoraj w mojej głowie siedziało całkiem coś innego, chociaż nie miało takiej mocy, jak poprzednim razem.
Przywykłeś do zabijania. Tym razem nie uderzałeś ślepo gdzie popadnie, tylko używałeś przemyślanych ataków.
Tak uważasz?
No pewnie, bro. Nie widzieliśmy przecież krwi na dłoniach.
Masz rację. Przyzwyczailiśmy się... Przyzwyczailiśmy?
Przyzwyczaj się do tego, bro, bo ja się nigdzie nie ruszam.
Westchnąłem troszkę za głośno, przez co Jimin w moich ramionach poruszył się dość niepewnie. Nie chciałem, by jeszcze się budził, dlatego delikatnie zacząłem gładzić jego splątane blond kosmyki. Zegarek na ścianie pokazywał dość wczesną godzinę. Zostało nam jakieś pół godziny do budzika.
Wczoraj wyszedłem na idiotę. Nie mam pojęcia dlaczego podnieciłem się tym pocałunkiem. Przecież miałem pustkę w głowie.
Ja tu ciągle jestem, bro i uwierz mi, że nie musiałeś myśleć.
Zostaw mnie już w spokoju...
Masz jakieś wahania nastrojów?
Przymknąłem powieki i odchyliłem głowę do tyłu. Ten głos był mój, ale nigdy nie wyraziłbym tego typu myśli... To znaczy czułem w tym siebie, ale ta osobowość chyba wyparowała wraz z pierwszą zemstą.
To ślad po dawnym tobie, bro... Dobra, będę już cicho. Zajmij się Jiminem, bo chyba się budzi.
Spojrzałem w dół i faktycznie, Jimin przecierał pięściami sklejone snem powieki. I jak teraz powinienem się zachować? Znów spanikowałem, przez co automatycznie zacząłem drżeć. Akcja serca chyba też przyspieszyła.
- Miło jest usłyszeć, jak bicie twojego serca przyspiesza, kiedy się budzę - wybełkotał zaspany chłopak.
- Dzień dobry - odpowiedziałem z braku laku. No bo co miałem powiedzieć, kiedy Jimin patrzył na mnie w ten sposób z dołu. Z tej odległości chyba widział mnie wyraźnie, bo nawet nie mrużył powiek.
- Zawsze chciałem obudzić się u czyjegoś boku właśnie w ten sposób.
Jego wyznanie okraszone słodkim uśmiechem, na swój sposób wzbudziło we mnie pozytywne uczucia, których miałem ciągły niedostatek.
- A ja zawsze chciałem być kochany - wymsknęło mi się.
To nie ja.
Akurat.
Patrzyłem na blondyna w poszukiwaniu czegoś negatywnego, ale na jego ustach zarysował się dość szeroki uśmiech. Nie wiedziałem co mógłbym powiedzieć, żeby zatuszować jakoś poprzednie słowa. Wtem Jimin podniósł się, żeby... Zostawić na moich ustach krótki pocałunek.
- Chciałbym tak trochę dłużej, ale nie umyłem zębów. - Zachichotał zupełnie nieskrępowany. Gdzie się podział ten nieśmiały Jimin?
Zniknął razem z tym wrednym Jungkookiem.
Nie pytałem cię o zdanie.
- Czego mogłem się spodziewać po tym, jak dopiero się obudziłeś? - Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Równie dobrze mogłem obudzić się przed tobą, oporządzić się i wrócić do łóżka, żeby udać, że śpię.
- Równie dobrze mógłbyś tego nie robić. Z włosami w nieładzie wyglądasz tak... - Seksownie. Nie, nie powiem tego. Po prostu zostawiłem to zdanie w spokoju, udając, że nie potrafiłem znaleźć żadnego słowa, które jakkolwiek opisałoby moje myśli.
- Niezdarnie?
- Nie-e, tak dość...
- Rozkosznie?
- Raczej tak, jakbyś przed chwilą smakował tej rozkoszy.
Nie jest źle. Przynajmniej zdanie zabrzmiało bardziej poetycko, niż zwykłe, niezbyt ładne określenie.
- No wiesz. - Odwrócił wzrok zawstydzony. - Kiedy w nocy robiliśmy TO, bardzo lubiłeś układać chaotyczne fryzury z moich włosów.
Odchrząknąłem, nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Uprawianie seksu przez sen nadal było dla mnie jakieś takie... Dziwnie. Zresztą inne nie mogło być. Nikt normalny nie kocha się z kimś, nie będąc tego świadomym.
- Ale zawsze możemy tego spróbować, kiedy będziesz zupełnie rozbudzony - odezwał się Jimin. - Przysięgam, że będziesz mógł zrobić ze mną co tylko zechcesz, ponieważ cały należę do ciebie.
Jakoś tak na sam wydźwięk tych słów zrobiło mi się niedobrze.
- Przepraszam. - Ostrożnie wysunąłem się z jego objęć i poszedłem do łazienki, żeby opłukać twarz zimną wodą. Zrobiło mi się niesamowicie gorąco.
Mógłbyś robić z nim to, co widziałeś w internecie. Nie oszukujmy się, bro, chciałbyś móc poczuć...
- Daj spokój - mruknąłem.
Uwolnisz się częściowo od zabijania w taki dziecinnie prosty sposób. Nie będziesz musiał myśleć o widoku swojego dzieła, bo przykryje je inne dzieło. Zresztą wiesz, jak działały na ciebie te "sny". Bardziej skupiałeś się na nich, niż na zmasakrowanych twarzach.
- Mógłbym to zrobić, ale wykorzystywanie niewinnej osoby nie jest fajne.
To nie wykorzystywanie. Obaj czujecie do siebie miętę, więc co za różnica?
- Jesteś głupi.
- Kto jest głupi? - zapytał Jimin, który znikąd pojawił się u łazienki.
- Co? - Podniosłem głowę znad umywalki i spojrzałem w swoje odbicie, które się do mnie uśmiechało. Nie mógłbym być normalnym nastolatkiem z normalnymi problemami?
- Rozmawiałeś z kimś.
- Ze sobą. Ten drugi ja lubi budować długie wypowiedzi. - Zaśmiałem się. Miałem nadzieję, że uzna to za żart, ale on zlustrował mnie spojrzeniem.
- Nie jestem taki niewinny, jak ci się zdaje. - Rzucił na odchodne.
Autentycznie poczułem się tak, jakbym dostał w twarz i to dość boleśnie. Musiałem jeszcze raz opłukać twarz zimną wodą. Czy obudziwszy się wczorajszej nocy nie znalazłem się przypadkiem w alternatywnej rzeczywistości?!
Długo siedzieć tu nie mogłem, toteż wymaszerowałem z łazienki. Jimin chyba wszedł do swojej garderoby, więc nie musiałem na niego patrzeć.
- Idę się przebrać! - zakomunikowałem.
Znowu się zaczyna...
Było lepiej, jak się nie odzywałeś, wiesz?
Jeon Jungkook, to ty masz poprzestawiane w głowie. Zrobiło się tu takie przemeblowanie, że ktoś otworzył moje drzwi i voilà, pojawiłem się.
Za dużo gadasz.
Gdyby ta plugawa Nayeon wychowała cię inaczej, założę się, że ta wredna część ciebie zostałaby zamknięta na cztery spusty, a ja byłbym podstawową świadomością.
Wolę być wredny, niż bez skrupułów chcieć uprawiać seks z Jiminem.
Obaj wiemy, że już nigdy nikomu nie zaufasz tak, jak jemu, więc co ja mogę na to poradzić?
- Dobra, koniec. Przez ciebie nie zauważyłem, kiedy znalazłem się w garderobie. Nie rób ze mnie debila.
Nie da się zrobić czegoś, co już jest zrobione, bro.
Mam dość. Nie zdążyłem się pogodzić z tym, że wszystko się zmieniło, a w dodatku ten głos ma coraz więcej do powiedzenia. Źle ze mną, a nikt nie może mi pomóc. Nikt poza Jiminem i obaj to wiemy aż za dobrze.
Włożyłem na siebie mundurek, z trudem odszukałem parę skarpet, które były rozrzucone po całej szufladzie w nieładzie. Naprawdę źle się ze mną dzieje. Coraz trudniej mi utrzymać porządek i zaniedbuję samego siebie. Zarys mięśni brzucha staje się mniej widoczny. Będę musiał się przyłożyć. Z kieszonkowego, które dziś dostanę, wykupię miesięczny karnet na siłownię i basen. Na to drugie będę mógł zabrać Jimina. Może nabierze troszkę kształtów.
Dobra, nie oszukuję się. Zwyczajnie chciałbym popatrzeć sobie na jego smukłą sylwetkę... W dodatku mokrą. Nie musisz się odzywać.
Dzięki!
Wróciłem do pokoju chłopaka, który właśnie układał włosy przed lustrem w łazience. Zazwyczaj tego nie robił, więc dlaczego? Przyglądałem mu się tak dłuższą chwilę, by zrozumieć i się nie zawiodłem na sobie. Z pomocą grzebienia i lakieru do włosów modelował grzywkę w artystyczny nieład przerzucony na lewą stronę.
- Nigdy wcześniej się tak nie czesałeś - powiedziałem, samemu zdając sobie sprawę, że moje włosy nadal sterczały na wszystkie boki.
- Nigdy wcześniej nie usłyszałem, żebym komuś się podobał z fryzurą w nieładzie - oznajmił, spoglądając na mnie z ukosa. - Więc chce dla ciebie dobrze wyglądać.
- No dobrze. - Westchnąłem, rozglądając się za jakimś innym grzebieniem. Jego łazienka zdecydowanie przypominała tę dziewczęcą. Wszędzie pełno kremów kosmetycznych, różnego rodzaju płynów do kąpieli, szamponów i leków.
Po dłuższej chwili trafiłem spojrzeniem na szczotkę. Została postawiona w kubeczku na wiszącej szafce. Podszedłem więc do Jimina i sięgnąłem po upatrzony przedmiot ponad jego głową. Nie miałem najmniejszego pojęcia dlaczego patrzyłem na niego zamiast na to, co właśnie próbowałem chwycić. Trudno ukryć, że serce przyspieszyło swój rytm, gdy nasze spojrzenia się spotkały.
Dzięki niemu zdołałem przenieść się do świata bez krwi i postaci, które już nigdy nie będą żyły. Chciałbym zostać w nim na zawsze razem z Jiminem, ale złośliwa pamięć wysuwała na powierzchnię niechciane obrazy. Ucałowałem jego czoło, kiedy w końcu chwyciłem wymagany przedmiot. Wszystko to, co zdawało się być kosmicznie trudne, zaczynało ujawniać swoje rozwiązania. Może i życie z Jiminem stanie się o niebo łatwiejsze?
Łatwiejsze się stanie, gdy przestanę zabijać.
Aidan tak łatwo cię nie wypuści ze swych objęć.
•••
Dziś poszedłem na śniadanie z Jiminem. Poprosił mnie, żebym zachowywał się tak, jak zwykle, żeby Nayeon niczego nie zauważyła. Miałem ochotę na swoje musli, toteż przygotowałem je, nawet nie próbując spojrzeć na tę kobietę. Zajęty swoimi myślami, a także planami na nadchodzące treningi, nawet nie zauważyłem, że coś rozsypałem. Wziąłem swoją misję i usiadłem do stołu. O mojej wpadce uświadomiła mnie Nayeon.
- Masz rację, samo się posprząta - fuknęła, odstawiwszy kubek z kawą na blat.
- O co ci chodzi? - zapytałem, spoglądając na nią znad miski.
- Zostawiłeś płatki na stole.
Zmrużyłem oczy, żeby odszukać wspomniane płatki i faktycznie tam je znalazłem, ale były to może trzy, może cztery ziarnka owsa oraz jedna rodzynka. Wstałem z westchnieniem od stołu i zabrałem swoje śmieci, żeby wrzucić je sobie do miski.
- Prawie cię to zabiło, Nayeon. - Spojrzałem na nią, stojąc za swoim krzesłem. - Długo będziesz się mnie czepiać?
- Tak długo, aż nauczysz się być...
- Idealnym synem, którym nigdy nie będę? Błagam cię.
Usiadłem do stołu, a kiedy tylko zacząłem jeść, zostałem szturchnięty w żebra. Wzrok Jimina jasno przedstawiał jego myśli. "Miałeś zachowywać się jak zwykle, ale bez przesady".
- Widzisz, Jimin? Nie wiem jak możesz się nim opiekować - zaakcentowała ostatnie słowo w dość ironiczny sposób - skoro on ciągle szuka dziury w całym? Nawet nie próbuje się zmienić.
- Ty chyba nawet nie podjęłaś próby zmiany. Krokodyle łzy. Tylko tyle byłaś w stanie mi dać. - Prychnąłem z krzywym uśmiechem na ustach. - Przepraszam, że istnieję i najwyraźniej charakter odziedziczyłem po tacie, którego pewnie nigdy nie poznam.
- Jesteś taki sam, jak mama - wtrącił Jimin. - I mamo, nawet nie próbuj się odzywać, bo już wiem co zamierzasz.
- Ale jak mam się nie odzywać!? Ten smarkacz jawnie nie okazuje mi szacunku. - Zaczęła masować sobie skroń, jakby męczyła ją jakaś migrena. Dobrze, przynajmniej coś innego mnie wyręczy. - Wypruwam z siebie flaki, żeby pogodzić się ze swoim losem, a on nawet nie chce dać mi szansy.
- Bo o nią nie zabiegasz? - Rozłożyłem ręce w geście dezaprobaty. - Przepraszam bardzo, ale nie wszystko na tym świecie kupisz za pieniądze, a już na pewno nie mnie.
- Nie zamierzam niczego kupować - odparła nagle opanowana, co zbiło mnie z tropu. - Owszem, warto odkupić swoje winy, ale jest mi trudno, nie rozumiesz tego?
Poczułem w gardle szczypanie współczucia, ale musiałem je przełknąć. Nie czas na takie pierdoły.
- No to już wiem dlaczego osoby, które skrzywdziły Jimina nadal chodzą bezkarnie po szkole - powiedziałem protekcjonalnie. - Sam zrobiłem o wiele więcej w ciągu dwóch miesięcy szkoły, niż ty przez rok. Zaraz mamy maj, a Jimin chodzi o niebo szczęśliwszy. Czym jesteś tak bardzo zajęta, huh?
- Szukaniem nowego terapeuty dla niego. Widocznie sam ci tego nie powiedziały, ale w ciągu roku Jimin...
- Mamo, nie mów tego - przerwał jej sam Jimin dość stanowczo. To z kolei wybiło mnie z rytmu myślowego. Pogubiłem się.
- No to sam mu powiedz. Najlepiej teraz, bo próbuje obarczyć mnie czymś, za co nie jestem odpowiedzialna.
Spojrzałem wyczekująco na Jimina. Nawet odsunąłem od siebie miskę że śniadaniem. Jakoś odechciało mi się jeść. Miałem złe przeczucia co do jego nadchodzącej wypowiedzi.
- Kiedy w wakacje byłeś na obozie - zaczął cicho, wpatrując się w ręce pod stołem - to wszystko się zaczęło. Są rzeczy, z którymi mogę sobie radzić, a są takie, które całkowicie mnie niszczą... - Zapadła cisza na parę długich chwil. Musiałem być cierpliwy. - Zostałem zniszczony przez szkolną społeczność. Nie widziałem ratunku w nikim. Przecież każdy mógł mnie wyśmiać do woli i - westchnął - połknąłem opakowanie jakichś leków od mamy, zapiłem whisky... Reszta chyba jest oczywista.
Zrobiło się naprawdę cicho. Patrzeniem na jego smutny wyraz twarzy niczego nie mogłem zdziałać, więc przysunąłem się do niego i objąłem.
- Czyli wtedy nie wyjechałeś...?
- Niecały miesiąc spędziłem w szpitalu psychiatrycznym... Przepraszam, że ci nie powiedziałem.
Wyrzuty sumienia? Śmieszne. Zabiliśmy odpowiednie osoby, co nie?
"No pewnie" - odpowiedział dobrze mi znany głos.
Musiałem jakoś odpowiedzieć, lecz miałem zupełną pustkę w głowie, więc postąpiłem zgodnie z JEJ wolą. Nachyliłem się w jego stronę tak, aby móc mówić cichym szeptem.
- Teraz przynajmniej wiem, że nie skrzywdziłem nikogo niewinnego, skarbie. - Odsunąłem się od niego z delikatnym uśmiechem, a on poprawił okulary na nosie. Po chwili przerzuciłem spojrzenie na Nayeon, która stała jak wryta. - Nadal uważam, że zrobiłem więcej, niż ty. Terapeuta nie zmieni rzeczywistości szkolnej, a ja zmieniam ją, jak chcę. - Pstryknąłem palcami niczym Thanos.
Chyba pierwszy raz Furia przyszła z pokojowym nastawieniem. Uczucia wewnątrz mnie buzowały niebezpiecznie.
Teraz to możesz pocałować mnie w cztery litery, Hyunki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top