Rozdział Szesnasty

Oczy Hoseok'a stają się niemal granatowe. Uśmiecha się szyderczo, pożądliwym spojrzeniem przesuwając po moim ciele. Dopada mnie strach. O co chodzi? Czego on chce? Choć w ustach mam sucho, znajduję w sobie odwagę, aby wypowiedzieć kilka słów, gdyż w mojej głowie niczym mantra powtarza się zdanie z zajęć samoobrony: „Rozmawiaj z nim".

- Hoseok, to chyba nie jest najlepsza pora. Za dziesięć minut podjedzie twoja taksówka, no i muszę ci przekazać całą dokumentację. - Mówię cicho, ale chrapliwie. Głos mnie zdradza.

Uśmiecha się - to despotyczny uśmiech mówiący „pieprz się", który w końcu dociera do jego oczu. Błyszczą w ostrym świetle wiszącej nad nami jarzeniówki w tym ponurym, pozbawionym okien pomieszczeniu. Stawia krok w moją stronę, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. Rozszerzają mu się źrenice - granat zastępowany czernią. O nie. Mój strach przybiera na sile.

- Musiałem się kłócić z Elizabeth, aby dać ci tę pracę... - Stawia jeszcze jeden krok, a ja cofam się i opieram plecami o obskurne szafki.

„Rozmawiaj z nim. Rozmawiaj z nim. Rozmawiaj z nim".

- Hoseok, o co konkretnie ci chodzi? Jeśli chcesz dać wyraz swemu niezadowoleniu, to może powinniśmy zaangażować w to kogoś z kadr. Na przykład razem z Elizabeth podczas bardziej formalnego spotkania.

Gdzie są pracownicy ochrony? Przebywają jeszcze w budynku?

- Nie potrzebujemy nikogo z kadr, żeby sobie z tym poradzić, Rin. - Uśmiecha się drwiąco. - Kiedy cię zatrudniałem, sądziłem, że będziesz ciężko pracować. Sądziłem, że masz potencjał. Ale teraz już nie wiem. Zrobiłaś się roztargniona i niedbała. I tak sobie pomyślałem... czy to twój chłopak ma na ciebie taki zły wpływ? - Słowo „chłopak" wypowiada z lodowatą pogardą. - Postanowiłem sprawdzić twoje konto pocztowe, aby się przekonać, czy mam rację. I wiesz, czego się dowiedziałem, Rin? Wiesz, co okazało się dziwne? Jedyne osobiste mejle, jakie wysyłałaś ze swego konta, były do twojego ważniackiego chłopaka. - Czyni pauzę, badając moją reakcję. - I tak się zacząłem zastanawiać... gdzie są mejle od niego? Nie ma żadnych. Nada. Nic. Więc co się dzieje, Rin? Jak to możliwe, że jego mejli do ciebie nie ma w naszym systemie? Jesteś szpiegiem, wysłanym tutaj przez organizację Jeona? Tak właśnie jest?

Rany boskie, maile. O nie.

- Hoseok, o czym ty mówisz? - Próbuję udawać zdumienie i chyba mi się udaje. Ta rozmowa nie idzie zgodnie z planem i ani trochę nie ufam temu człowiekowi. Jest zły, wybuchowy i kompletnie nieprzewidywalny. - Przed chwilą powiedziałeś, że musiałeś przekonywać Elizabeth, abyście mnie zatrudnili. Więc jak mogłabym być szpiegiem?

Zdecyduj się.

- Ale to Jeon spierdolił ten wyjazd do Nowego Jorku, prawda?

Jasna cholera.

- Jak mu się to udało, Rin? Czym zajmuje się twój nadziany chłopak z Ivy League?

Z mojej twarzy odpływa cała krew i chyba zaraz zemdleję.

- Nie wiem, o czym mówisz, Hoseok - szepczę. - Zaraz przyjedzie twoja taksówka. Mam iść po twoje rzeczy? - Och, proszę, daj mi odejść. Skończ z tym.

Hoseoka wyraźnie cieszy moje zakłopotanie.

- I on uważa, że przystawiałbym się do ciebie? - Uśmiecha się drwiąco. - Cóż, chcę, żebyś się nad czymś zastanowiła podczas mojego wyjazdu. Dałem ci tę pracę i oczekuję od ciebie choć odrobiny wdzięczności. Właściwie mam do niej pełne prawo. Musiałem walczyć o ciebie. Elizabeth chciała kogoś z lepszymi kwalifikacjami, ale ja... ja zobaczyłem coś w tobie. Musimy więc zawrzeć umowę. Taką, która przyniesie mi jakieś korzyści. Rozumiesz, o czym mówię, Rin?

Kurwa!

- Jeśli chcesz, uznaj to za doprecyzowanie twoich obowiązków służbowych. I jeśli będę dzięki tobie zadowolony, nie będę dalej zgłębiał tematu twojego chłopaka ani tego, w jaki sposób pociąga za sznurki, uruchamia kontakty czy wymusza przysługi od swoich koleżków, pochlebców z Ivy League.

Opada mi szczęka. On mnie szantażuje. Chce seksu! I co mogę powiedzieć? Przejęcie wydawnictwa przez Christiana zostanie ujawnione dopiero za trzy tygodnie. Nie mogę w to uwierzyć. Seks - ze mną!

Hoseok podchodzi jeszcze bliżej, tak że stoi tuż przede mną, patrząc mi w oczy. Czuję dusząco słodki zapach jego wody kolońskiej i chyba też alkohol w jego oddechu. Cholera, on pił... kiedy?

- Jesteś taką sztywną podpuszczalską, wiesz, Rin - syczy przez zaciśnięte zęby.

Co takiego? Podpuszczalska... Ja?

- Hoseok, nie mam pojęcia, o czym mówisz - szepczę, czując w ciele buzowanie adrenaliny. Czekam na odpowiedni moment, aby wykonać swój ruch. Suga będzie ze mnie dumny. Suga mnie nauczył, co trzeba robić. Suga zna zasady samoobrony. Jeśli Hoseok mnie dotknie - jeśli choć zbliży się bardzo - znokautuję go. Oddycham płytko. Nie mogę zemdleć, nie mogę zemdleć.

- Spójrz na siebie. - Obrzuca mnie lubieżnym spojrzeniem. - Jesteś taka podniecona, widzę to. Wodzisz mnie na pokuszenie. Tak naprawdę też tego pragniesz. Wiem to.

Ten człowiek cierpi na urojenia. Mój strach osiąga najwyższy stopień, grożąc przejęciem nade mną kontroli.

- Nie, Hoseok. Nigdy nie wodziłam cię na pokuszenie.

- Ależ tak, ty poduszczalska suko. Potrafię odczytywać sygnały. - Unosi rękę i delikatnie dotyka wierzchem dłoni mego policzka, a potem brody. Palcem wskazującym przesuwa mi po szyi, a mnie serce podchodzi do gardła. Dociera do górnego guzika czarnej koszuli i łapie mnie za pierś. - Pragniesz mnie. Przyznaj to, Rinnie.

Nie przerywając kontaktu wzrokowego i koncentrując się na tym, co muszę zrobić - a nie na uczuciu odrazy i strachu - delikatnie kładę swoją dłoń na jego dłoni. Uśmiecha się triumfalnie. Chwytam go za mały palec i wykręcam go mocno, ciągnąc do dołu.

- Aaaa! - krzyczy z bólu i zaskoczenia, kiedy zaś traci równowagę, jednym szybkim ruchem kopię go kolanem w krocze. Odsuwam się na bok, a on pada z jękiem na podłogę, trzymając się za krocze.

- Nigdy więcej nie waż się mnie dotykać - warczę. - Plan podróży i broszury leżą spakowane na moim biurku. Ja teraz wychodzę. Miłej podróży. A na przyszłość sam sobie rób tę cholerną kawę.

- Ty pieprzona dziwko! - na pół krzyczy, na pół jęczy, ale ja jestem już za drzwiami.

Pędzę do biurka, chwytam marynarkę i torbę i opuszczam redakcję, ignorując dobiegające z kuchni jęki i wyzwiska. Wypadam z budynku i zatrzymuję się na chwilę, gdy w moją twarz uderza chłodne powietrze. Oddycham głęboko i próbuję wziąć się w garść. Ale przez cały dzień nic nie jadłam i kiedy poziom adrenaliny powoli opada, nogi się pode mną uginają i osuwam się na ziemię.

To, co rozgrywa się potem, przypomina film w zwolnionym tempie: JeongGuk i Kim, obaj w ciemnych garniturach i białych koszulach, wyskakują ze stojącego na krawężniku samochodu i biegną w moją stronę. JeongGuk pada na kolana, a ja mam w głowie tylko jedną myśl: „On tu jest. Mój kochany tu jest".

-Rin, Rin! Co się stało? - Sadza mnie sobie na kolanach i przesuwa szybko dłońmi po moich ramionach, sprawdzając, czy nic sobie nie uszkodziłam. Ujmuje moją twarz i patrzy mi prosto w oczy. Jego spojrzenie jest pełne troski i strachu. Opieram się o niego, nagle ogarnięta uczuciem ulgi i zmęczenia. Och, ramiona JeongGuk'a. Nie chcę być teraz w żadnym innym miejscu.

-Rin. - Potrząsa mną delikatnie. - Co się stało? Jesteś chora?

Kręcę głową, gdy dociera do mnie, że muszę się zacząć komunikować.

- Hoseok - szepczę i bardziej wyczuwam, niż widzę szybkie spojrzenie, które JeongGuk posyła Kim'owi. A ten szybko wchodzi do budynku.

- Kurwa! - JeongGuk tuli mnie mocno. - Co ten złamas ci zrobił?

I nagle z mojego gardła zaczyna wydobywać się chichot. Przypomina mi się szok na twarzy Hoseok'a, gdy go chwyciłam za palec.

- Raczej co ja zrobiłam jemu. - Chichoczę i nie mogę przestać.

- Rin! - JeongGuk ponownie mną potrząsa i milknę. - Dotknął cię?

- Tylko raz.

Jego mięśnie natychmiast się napinają, gdy dopada go wściekłość. Wstaje szybko - zaskakująco szybko - nie wypuszczając mnie z objęć. Jest wkurzony. Nie!

- Gdzie jest ten skurwiel?

Z budynku dochodzą zduszone krzyki. JeongGuk stawia mnie na chodniku.

- Możesz stać?

Kiwam głową.

- Nie wchodź do środka. Nie rób tego, JeongGuk. - Nagle wraca strach, strach przed tym, co JeongGuk zrobi Hoseok'owi.

- Wsiadaj do samochodu - warczy do mnie.

- JeongGuk, nie. - Chwytam go za ramię.

- Wsiadaj do tego cholernego samochodu, Rin. - Strząsa moją rękę.

- Nie! Proszę! Zostań. Nie zostawiaj mnie samej. - Uciekam się do małego wybiegu.

Kipiąc z wściekłości, JeongGuk przeczesuje palcami włosy i patrzy na mnie gniewnie.

Widać, że walczy ze sobą. Krzyki w budynku stają się głośniejsze, po czym cichną.

O nie. Co Kim zrobił?

JeongGuk wyjmuje BlackBerry.

- On ma moje mejle.

- Co takiego?

Moje mejle do ciebie. Chciał wiedzieć, gdzie się podziały twoje mejle do mnie.

Próbował mnie szantażować.

Spojrzenie JeongGuk'a jest mordercze.

O cholera.

- Kurwa mać! - wyrzuca z siebie i mruży oczy, patrząc na mnie. Wciska w BlackBerry jakiś klawisz.

O nie. Mam kłopoty. Do kogo dzwoni?

- Barney. Tu Jeon. Musisz się dostać do głównego serwera SIP i usunąć wszystkie mejle SooRin Min do mnie. Następnie wejdź do osobistych plików Hoseok'a Jung'a i sprawdź, czy nie ma tam tych mejli. Jeśli są, usuń je... Tak, wszystkie. Natychmiast. Daj mi znać, gdy już to zrobisz.

Rozłącza się, po czym wystukuje kolejny numer.

- Roach. Z tej strony Jeon. Jung, chcę się go pozbyć. Teraz. W tej chwili. Zadzwoń do ochrony. Ma natychmiast zabrać swoje rzeczy, inaczej jutro z samego rana zlikwiduję to wydawnictwo. Masz już przecież powód, aby wręczyć mu wymówienie. Rozumiesz? - Słucha przez chwilę, po czym rozłącza się, wyraźnie zadowolony. - BlackBerry - syczy do mnie przez zaciśnięte zęby.

- Proszę, nie złość się na mnie.

- W tej chwili jestem na ciebie taki zły - warczy i raz jeszcze przeczesuje palcami włosy. - Wsiadam do auta.

- JeongGuk, proszę...

- Wsiadaj do tego pieprzonego auta, SooRin, inaczej sam cię tam wsadzę - grozi, a oczy płoną mu wściekle.

- Nie rób niczego głupiego, błagam cię.

- GŁUPIEGO! - wybucha. - Mówiłem ci, żebyś, kurwa, korzystała z BlackBerry. Więc nie mów mi o głupim zachowaniu. Wsiadaj do tego pierdolonego samochodu, SooRin, NATYCHMIAST! - warczy, a mnie oblatuje strach. To jest Bardzo Zły JeongGuk. Jeszcze go nie widziałam tak wściekłego. Ledwie nad sobą panuje.

- Dobrze - burczę ugodowo. - Ale proszę, bądź ostrożny.

Zaciskając usta w cienką linię, pokazuje gniewnie na samochód.

Jezu, rozumiem przecież.

- Bądź ostrożny. Nie chcę, by coś ci się stało. To by mnie zabiło - mówię cicho. Mruga szybko powiekami i nieruchomieje, po czym bierze głęboki oddech.

- Będę. - Wzrok mu łagodnieje.

Och, dzięki Bogu. Wwierca we mnie swoje spojrzenie, gdy idę do samochodu, otwieram drzwi od strony pasażera i wsiadam. Dopiero wtedy znika w budynku, a mnie serce podchodzi do gardła. Co on zamierza zrobić?

Siedzę i czekam. I czekam. Pięć minut, które zdają się trwać całą wieczność. Przed audi zajeżdża taksówka Hoseok'a. Dziesięć minut. Piętnaście. Jezu, co oni tam robią, no i co z Kim'em? To czekanie jest prawdziwą męką.

Dwadzieścia minut później z budynku wyłania się Hoseok, piastujący w objęciach kartonowe pudło. Za nim idzie ochroniarz. Gdzie był wcześniej? Za nimi wychodzą JeongGuk i Kim. Hoseok wygląda okropnie. Kieruje się prosto do taksówki, a ja się cieszę, że audi ma przyciemniane szyby i że mnie dzięki temu nie widać. Taksówka odjeżdża - zapewne nie na lotnisko - gdy JeongGuk i Kim docierają do audi.

JeongGuk otwiera drzwi od strony kierowcy i wsiada, pewnie dlatego, że ja siedzę z przodu, Kim zaś siada za mną. Żaden z nich nie odzywa się ani słowem, gdy JeongGuk uruchamia silnik i odbija od krawężnika. Zerkam na niego ukradkiem. Usta ma zaciśnięte, ale sprawia wrażenie nieobecnego duchem. Dzwoni telefon w samochodzie.

- Jeon - warczy JeongGuk.

- Panie Jeon, z tej strony Barney.

- Barney, używam zestawu głośnomówiącego, a w aucie znajdują się inne osoby.

- Wszystko załatwione, proszę pana. Ale muszę porozmawiać z panem o tym, co jeszcze znalazłem w komputerze pana Jung'a.

- Zadzwonię do ciebie, kiedy dojadę na miejsce. I dziękuję, Barney.

- Nie ma sprawy, panie Jeon.

Barney rozłącza się. Sądząc po głosie, jest znacznie młodszy, niż się spodziewałam.

Co jeszcze jest w komputerze Hoseok'a?

- Odzywasz się do mnie? - pytam cicho.

JeongGuk zerka na mnie, po czym patrzy znowu przed siebie i widzę, że nadal jest wściekły.

- Nie - mamrocze chmurnie.

Och, a więc to tak... jakie to dziecinne. Niewidzącym wzrokiem patrzę na drogę. Może powinnam go prosić, aby podrzucił mnie do mojego mieszkania; tym sposobem mógłby „nie odzywać się" do mnie i oszczędzić nam obojgu nieuchronnej kłótni. Wiem jednak, że nie chcę zostawiać go dzisiaj samego, nie po tym, co stało się wczoraj.

W końcu podjeżdżamy pod Escalę i JeongGuk wysiada. Przechodzi na moją stronę i otwiera mi drzwi.

-Chodź - mówi do mnie, gdy tymczasem Kim siada za kierownicą. Ujmuję jego dłoń i idę za nim do windy.

-JeongGuk, dlaczego jesteś na mnie taki zły? - szepczę, gdy czekamy.

- Wiesz dlaczego - burczy. Wchodzimy do windy i wciska kod swego piętra. - Boże, gdyby coś ci się stało, on by już teraz nie żył. - Ton głosu JeongGuk'a mrozi mi krew w żyłach. Drzwi zamykają się. - Zniszczę mu karierę, żeby ta żałosna imitacja mężczyzny nie mogła już więcej wykorzystywać młodych kobiet. - Kręci głową. - Jezus, Rin! - Chwyta mnie nagle i przyciska do ściany w rogu windy.

Jego palce wczepiają się w moje włosy, gdy unosi mi głowę, a chwilę później jego usta opadają na moje i całuje mnie z desperacją. Nie wiem czemu, ale zaskakuje mnie tym. Czuję jego ulgę, jego pragnienie i resztki gniewu, gdy jego język bierze w posiadanie moje usta. Przerywa pocałunek i patrzy na mnie, opierając się o mnie tak, że nie jestem w stanie się ruszyć. Brak mi tchu. Wpatruję się w tę piękną twarz naznaczoną determinacją i pozbawioną choćby śladu wesołości.

- Gdyby coś ci się stało... Gdyby cię skrzywdził... - Czuję, jak jego ciało przebiega dreszcz. - BlackBerry - nakazuje cicho. - Od teraz. Zrozumiano?

Kiwam głową i przełykam ślinę, nie będąc w stanie oderwać wzroku od jego ponurego, urzekającego spojrzenia.

JeongGuk prostuje się, tym samym mnie uwalniając, a winda się zatrzymuje.

- Mówił, że kopnęłaś go w jaja. - W głosie JeongGuk'a pobrzmiewa nutka podziwu i już wiem, że mi się upiekło.

- Tak - szepczę, dochodząc jeszcze do siebie po intensywności jego pocałunku.

- To dobrze.

- Suga to były wojskowy. Dobrze mnie wyszkolił.

- Bardzo mnie to cieszy. - Po czym dodaje, unosząc brwi: - Będę musiał o tym pamiętać. - Bierze mnie za rękę i wyprowadza z windy. Oddycham z ulgą. Najgorsze chyba minęło. - Muszę zadzwonić do Barneya. To nie potrwa długo.

Znika w gabinecie, pozostawiając mnie w wielkim salonie. Pani Jones kończy właśnie szykować obiad. Muszę się czymś zająć.

- Mogę pomóc? - pytam.

Śmieje się.

- Nie, Rin. Napijesz się czegoś? Wyglądasz na wykończoną.

- Poproszę kieliszek wina.

- Białego?

Chętnie.

Przysiadam na krześle barowym, a ona wręcza mi kieliszek schłodzonego trunku. Nie wiem, co to za wino, ale jest pyszne i od razu koi moje zszargane nerwy. O czym to ja dzisiaj myślałam? O tym, że od poznania Christiana żyję pełnią życia. I jak bardzo to życie jest ekscytujące. Jezu, czy chociaż kilka dni nie mogłoby być nudnych?

A gdybym w ogóle nie poznała JeongGuk'a? Siedziałabym teraz w swoim mieszkaniu, opowiadała wszystko TaeHyung'owi, wytrącona z równowagi tym incydentem z Hoseok'iem, wiedząc, że w piątek znowu będę musiała spotkać się z tą kanalią. A tak wygląda na to, że już nigdy nie będę musiała go oglądać. Tylko dla kogo będę teraz pracować? Marszczę brwi. O tym nie pomyślałam. Kurde, czy ja w ogóle mam jeszcze pracę?

- Dobry wieczór, Gail - mówi JeongGuk, wchodząc do salonu. Podchodzi do lodówki i nalewa sobie kieliszek wina.

- Dobry wieczór, panie Jeon. Kolacja za dziesięć minut?

- Oczywiście.

JeongGuk unosi kieliszek.

- Za byłych wojskowych, którzy świetnie szkolą swoje córki - mówi i spojrzenie mu łagodnieje.

- Na zdrowie - mruczę, unosząc kieliszek.

- Co się stało?

- Nie wiem, czy nadal mam pracę.

Przechyla głowę.

- A chcesz mieć?

- Oczywiście.

- No to masz.

Proste. Widzicie? To pan mojego wszechświata. Przewracam oczami, a on uśmiecha się do mnie.

Pani Jones robi świetnego kurczaka z jarzynami w cieście. Zostawiła nas, abyśmy mogli się raczyć owocami jej pracy, a ja czuję się znacznie lepiej, gdy w końcu coś wrzucam na ruszt. Siedzimy przy barze śniadaniowym i choć próbuję go podejść na wszystkie sposoby, JeongGuk nie chce mi zdradzić, co Barney znalazł w komputerze Hoseok'a. W końcu porzucam ten temat i postanawiam zamiast tego poruszyć drażliwą kwestię zbliżającej się wizyty Jin'a.

- Dzwonił Jin - mówię nonszalancko.

- Och? - JeongGuk odwraca się w moją stronę.

-Chce dostarczyć ci w piątek zdjęcia.

- Osobista dostawa. Jakież to z jego strony uczynne - mruczy.

- Chce gdzieś wyjść. Na drinka. Ze mną.

- Rozumiem.

- A Bi i Jimin powinni już wrócić do tego czasu - dodaję szybko.

JeongGuk odkłada widelec i mierzy mnie bacznym spojrzeniem.

- O co konkretnie mnie prosisz?

Cała się zjeżam.

- Ja cię o nic nie proszę. Informuję cię o swoich planach na piątek. Słuchaj, chcę spotkać się z Jin'em, a on chce zostać na noc. Albo przenocuje tutaj, albo w moim mieszkaniu, ale to drugie oznacza, że ja także powinnam tam być.

Oczy JeongGuk'a robią się wielkie. Wygląda na osłupiałego.

- On się do ciebie przystawiał.

- JeongGuk, to było kilka tygodni temu. On był pijany, ja byłam pijana, ty uratowałeś sytuację, to się więcej nie powtórzy. To nie jest Hoseok, na litość boską.

- TaeHyung tam jest. On może mu dotrzymać towarzystwa.

- Jin chce się spotkać ze mną, nie z TaeTae.

Posyła mi gniewne spojrzenie.

- To tylko przyjaciel.

- Nie podoba mi się to.

No i co z tego? Jezu, ależ on bywa irytujący. Biorę głęboki oddech.

- To mój przyjaciel, JeongGuk. Nie widziałam się z nim od wystawy. A i wtedy bardzo krótko ze sobą rozmawialiśmy. Wiem, że ty nie masz przyjaciół, nie licząc tej paskudnej kobiety, ale ja nie suszę ci głowy o to, że się z nią widujesz - warczę. Zaszokowany JeongGuk mruga powiekami. - Chcę się z nim spotkać. Ostatnimi czasy fatalna jest ze mnie przyjaciółka. - Moja podświadomość jest niespokojna. „Czy ty tupiesz nogą? Natychmiast przestań!"

Szare oczy patrzą na mnie uważnie.

- Czy tak właśnie myślisz? - pyta cicho.

- Myślę o czym?

- O Elenie. Wolałabyś, żebym się z nią nie spotykał?

- Oczywiście. Wolałabym, żebyś się z nią nie spotykał.

- Czemu mi tego nie powiedziałaś?

Bo nie mam takiego prawa. Twierdzisz, że to tylko twoja przyjaciółka. - Rozdrażniona wzruszam ramionami. On naprawdę tego nie rozumie. Jak to się stało, że rozmowa zeszła na jej temat? Nawet myśleć o niej nie chcę. Próbuję wrócić do kwestii Jin'a. - Tak samo ty nie masz prawa mówić mi, czy mam się spotykać z Jin'em, czy nie. Nie rozumiesz tego?

JeongGuk patrzy na mnie skonsternowany.

- Może przenocować tutaj - mruczy. - Będę go miał na oku. - Wydaje się nadąsany.

Alleluja!

- Dziękuję ci! No wiesz, skoro ja też mam tu mieszkać... - urywam. JeongGuk kiwa głową. Wie, co mu próbuję powiedzieć. - Nie w tym przecież rzecz, że brak ci wolnych pokoi.

- Uśmiecham się drwiąco.

Kąciki jego ust unoszą się powoli.

- Czy pani sobie ze mnie drwi, panno Min?

- Zdecydowanie, panie Jeon.

Wstaję na wypadek, gdy miała go zaświerzbić ręka, zabieram nasze talerze i wkładam je do zmywarki.

- Gail to zrobi.

- Już posprzątane. - Patrzę na niego. Przygląda mi się bacznie.

- Trochę muszę teraz popracować - mówi przepraszająco.

- W porządku. Znajdę sobie jakieś zajęcie.

- Chodź tutaj. - Głos ma miękki i uwodzicielski, spojrzenie gorące. Bez chwili wahania robię, co mi każe i zarzucam mu ramiona na szyję. Obejmuje mnie mocno. - Dobrze się czujesz? - szepcze mi we włosy.

- Jak to?

- Po tym, co ci zrobił tamten kutas? Po tym, co się wydarzyło wczoraj? - dodaje cicho, z powagą.

Patrzę w jego ciemne, poważne oczy. Czy dobrze się czuję?

- Tak - szepczę.

Jeszcze mocniej tuli mnie do siebie, a ja czuję się bezpieczna i kochana. Błogie uczucie. Zamykam oczy i delektuję się tym, że znajduję się w jego ramionach. Kocham tego mężczyznę. Kocham jego odurzający zapach, jego siłę, jego zmienność.

- Nie kłóćmy się - mruczy. Całuje moje włosy i oddycha głęboko. - Pachniesz jak zawsze bosko, Rinnie.

- Ty także - szepczę i całuję go w szyję.

Niestety w końcu mnie puszcza.

- Nie powinno mi to zająć więcej niż dwie godziny.

Przechadzam się bez celu po apartamencie. JeongGuk jeszcze pracuje. Wzięłam prysznic, włożyłam spodnie od dresu i własny T-shirt i nudzi mi się. Nie mam dziś ochoty czytać. Jeśli siedzę w bezruchu, przypomina mi się Hoseok i jego dotyk.

Zaglądam do mojej dawnej sypialni, pokoju uległych. Jin może tu spać - spodoba mu się widok. Jest kwadrans po ósmej i słońce już się chowa za linią horyzontu. Światła miasta migają pode mną. Tak, Jin'owi się tu spodoba. Ciekawe, gdzie JeongGuk powiesi jego fotografie. Wolałabym, żeby nie wieszał ich nigdzie. Nie bardzo lubię na siebie patrzeć.

Chwilę później przyłapuję się na tym, że stoję przed drzwiami pokoju zabaw. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, przekręcam gałkę. JeongGuk zazwyczaj zamyka ten pokój, ale teraz, o dziwo, drzwi się otwierają. Czując się jak dziecko, które poszło na wagary do zakazanego lasu, wchodzę do środka. Ciemno. Włączam przycisk i pokój natychmiast spowija łagodna poświata. Takim go właśnie zapamiętam. Pomieszczenie jak matczyne łono.

W mojej głowie pojawiają się wspomnienia ostatniego razu, gdy tu byłam. Pas... Krzywię się. Teraz razem z innymi wisi niewinnie na wieszaku przy drzwiach. Z wahaniem przebiegam palcami po pasach, pejczach, rózgach i szpicrutach. O tym właśnie muszę porozmawiać z doktorem Flynnem. Czy ktoś o takich upodobaniach może po prostu dać sobie z nimi spokój? To się wydaje mało prawdopodobne. Podchodzę powoli do łóżka i siadam na czerwonej satynowej pościeli, rozglądając się.

Obok mnie stoi ława, nad nią różnego rodzaju laski. Aż tyle? Nie wystarczy jedna? Cóż, im mniej wiem w tej kwestii, tym lepiej. I duży stół. Nigdy tego nie próbowaliśmy, to znaczy tego, co JeongGuk ma w zwyczaju z nim robić. Mój wzrok pada na kanapę i siadam na niej. To normalna kanapa, nic w niej nadzwyczajnego, a przynajmniej ja tego nie dostrzegam. Oglądam się i dostrzegam muzealną komodę. Moja ciekawość rośnie. Co on tam trzyma?

Gdy otwieram górną szufladę, czuję, jak mocno wali mi serce. Czemu się tak denerwuję? Czuję się, jakbym robiła coś zakazanego, jakbym wtargnęła na czyjś teren, co oczywiście czynię. Ale skoro chce się ze mną ożenić, cóż...

O w mordę jeża, a co to takiego? W szufladzie leżą poukładane różnego rodzaju urządzenia i dziwaczne przedmioty. Nie mam pojęcia, czym są ani do czego służą. Biorę do ręki jeden z nich. Ma kształt pocisku z taką jakby rączką. Hmm... co, u licha, się z tym robi? Chociaż chyba coś mi przychodzi do głowy. Są w czterech rozmiarach! Robi mi się gorąco i podnoszę wzrok.

W drzwiach stoi Christian, przyglądając mi się. Wyraz twarzy ma nieodgadniony. Od jak dawna tu jest? Czuję się, jakby mnie przyłapał z ręką w słoju z ciasteczkami.

- Cześć. - Uśmiecham się nerwowo i wiem, że jestem blada jak ściana.

- Co robisz? - pyta łagodnie, ale w jego głosie kryje się coś jeszcze.

O cholera. Jest zły? Oblewam się rumieńcem.

- Eee... nudziło mi się i byłam ciekawa - mamroczę, zażenowana tym, że mnie tu zastał. Mówił, że zejdzie mu ze dwie godziny.

- To bardzo niebezpieczne połączenie. - W zamyśleniu przesuwa palcem wskazującym po dolnej wardze, nie odrywając ode mnie wzroku.

Przełykam ślinę.

Powoli wchodzi do pokoju i cicho zamyka za sobą drzwi. Oczy ma pełne szarego ognia. O rety. Opiera się swobodnie o komodę, ale według mnie pozory mylą. Moja wewnętrzna bogini nie wie, czy mam się bać, czy wręcz przeciwnie.

- A więc co konkretnie panią ciekawi, panno Min? Niewykluczone, że zdołałbym zaspokoić tę ciekawość.

- Drzwi były otwarte... Ja... - Wpatruję się w Christiana, wstrzymując oddech, jak zawsze niepewna jego reakcji ani tego, co powinnam powiedzieć. Oczy ma pociemniałe. Wydaje mi się, że jest rozbawiony, ale trudno stwierdzić. Opiera łokcie o komodę, a brodę na splecionych dłoniach.

- Byłem tu dzisiaj, zastanawiając się, co z tym wszystkim zrobić. Widocznie zapomniałem zamknąć drzwi na klucz. - Marszczy brwi, jakby pozostawienie otwartych drzwi stanowiło jakieś straszne przewinienie.

- Och?

- Ale teraz ty tu jesteś, ciekawska jak zawsze.

- Nie gniewasz się? - szepczę niemal bez tchu.

Przechyla głowę i uśmiecha się lekko.

- Czemu miałbym się gniewać?

- Czuję się, jakbym wtargnęła na czyjś teren... a ty zawsze się na mnie gniewasz.

JeongGuk ponownie marszczy brwi.

- Owszem, jesteś na moim terenie, ale nie gniewam się. Mam nadzieję, że pewnego dnia zamieszkasz tu ze mną, a to wszystko - pokazuje jedną ręką na pokój - będzie także twoje.

Mój pokój zabaw...?

Dlatego właśnie przyszedłem tu dzisiaj. Próbowałem zdecydować, co zrobić. - Stuka się palcem wskazującym w usta. - Czy naprawdę przez cały czas gniewam się na ciebie? Rano tak nie było.

Och, to prawda. Uśmiecham się na to wspomnienie, które odwraca moją uwagę od tego, co stanie się z pokojem zabaw. Dziś rano JeongGuk był taki radosny i żartobliwy.

- Byłeś wesoły. Lubię wesołego JeongGuk'a.

- Czyżby? - Unosi brew, jego piękne usta układają się w uśmiech, nieśmiały uśmiech.

Wow!

- Co to takiego? - podnoszę to srebrne coś w kształcie pocisku.

- Panna Min, jak zawsze spragniona informacji. To zatyczka analna - mówi łagodnie.

- Och.

- Kupiona dla ciebie.

Że niby co?

- Dla mnie?

Kiwa powoli głową. Minę ma teraz poważną i czujną.

Marszczę brwi.

- Kupujesz nowe... eee... zabawki... dla każdej uległej?

- Niektóre. Tak.

- Zatyczki analne?

- Tak.

Okej... Przełykam ślinę. Zatyczka analna. To twardy metal - na pewno jest niewygodna? Pamiętam naszą rozmowę o zabawkach erotycznych i granicach bezwzględnych. Wtedy powiedziałam chyba, że spróbuję. Teraz, kiedy to rzeczywiście widzę, nie wiem, czy mam ochotę próbować. Jeszcze raz oglądam zatyczkę i odkładam ją do szuflady.

- A to? - Wyjmuję długi, czarny, gumowy przedmiot wykonany ze stopniowo się zmniejszających, złączonych ze sobą kulek. W sumie jest ich osiem.

- Kulki analne - odpowiada JeongGuk, przyglądając mi się uważnie.

Och! Oglądam je z fascynacją i przerażeniem. Wszystkie te kulki, we mnie... tam! Nie miałam pojęcia.

- Potrafią zdziałać cuda, jeśli wyciągnie się je w trakcie orgazmu - dodaje rzeczowo.

- To dla mnie? - pytam szeptem.

- Dla ciebie. - Kiwa powoli głową.

- To szuflada tyłkowa.

-Można tak powiedzieć. - Uśmiecha się z lekką wyższością.

Zamykam ją szybko, czując, że robię się czerwona jak burak.

- Nie podoba ci się szuflada tyłkowa? - pyta niewinnie, wyraźnie rozbawiony. Wzruszam ramionami, próbując ukryć szok.

- Jej zawartość nie zajmuje pierwszego miejsca w liście do Mikołaja - odpowiadam nonszalancko. Otwieram niepewnie drugą szufladę.

- W drugiej szufladzie znajdziesz całe mnóstwo wibratorów.

Zamykam ją szybko.

- A w następnej? - szepczę, tym razem blada z zażenowania.

- Coś bardziej interesującego.

Och! Z wahaniem wysuwam szufladę, nie odrywając wzroku od jego pięknej, zadowolonej z siebie twarzy. Leży w niej cała kolekcja metalowych różności i klamerek. Klamerki! Biorę do ręki coś metalowego, co wygląda jak klipsy.

- Klamerka na genitalia - wyjaśnia JeongGuk. Wstaje i podchodzi do mnie. Odkładam to natychmiast i wybieram coś bardziej delikatnego: dwa małe klipsy na łańcuszku. - Niektóre mają sprawiać ból, ale większość jest dla przyjemności - mówi cicho.

- Co to takiego?

- Klamerki na sutki. Tu akurat do jednego i drugiego.

- Do obu? Sutków?

JeongGuk uśmiecha się znacząco.

- Cóż, to są dwie klamerki, skarbie. Tak, na oba sutki, ale nie to miałem na myśli.

Sprawiają zarówno przyjemność, jak i ból.

Och. Wyjmuje mi je z ręki.

- Wysuń mały palec.

Robię, co mi każe, a on przytwierdza do niego jedną klamerkę. Zacisk nie jest jakoś szczególnie mocny.

- Doznanie jest mocno intensywne, ale największy ból i przyjemność odczuwa się podczas ich zdejmowania.

Zdejmuję klamerkę. Hmm, to mogłoby być fajne.

- Nawet mi się podobają - mruczę, a JeongGuk uśmiecha się.

- Naprawdę, panno Min? Chyba to widać.

Kiwam nieśmiało głową i odkładam klamerki do szuflady. JeongGuk bierze do ręki dwie inne.

- Te są regulowane. - Podaje mi je, żebym się mogła przyjrzeć.

Regulowane?

- Można zaciskać je mocno... albo nie. Zależnie od nastroju.

Jak on to robi, że jego słowa wydają się tak bardzo erotyczne? Przełykam ślinę i chcąc odwrócić jego uwagę, wyjmuję narzędzie, które wygląda jak kolczasta foremka do ciasteczek.

- To? - Marszczę brwi. Ciasteczek to się w tym pokoju z pewnością nie piecze.

- To kółko Wartenberga.

- Po co?

Bierze je ode mnie.

- Podaj mi dłoń.

Unoszę lewą dłoń, a on ujmuje ją delikatnie, przesuwając kciukiem po knykciach. Przebiega mnie dreszcz. Jego skóra na mojej, zawsze mnie to podnieca. Przesuwa kółkiem po mojej dłoni.

- Ał! - Ząbki wbijają się w moją skórę. Ale trudno to nazwać bólem, właściwie czuję łaskotanie.

- Wyobraź to sobie na piersiach - mruczy zmysłowo JeongGuk.

Och! Oblewam się rumieńcem i zabieram dłoń. Oddech i bicie serca mam przyspieszone.

- Jest cienka granica między przyjemnością a bólem, SooRin - mówi miękko, odkładając kółko do szuflady. - Klamerki? - szepczę.

- Sporo można zrobić przy użyciu klamerki. - Oczy mu płoną.

Opieram się o szufladę, zamykając ją.

- To wszystko? - JeongGuk wygląda na rozbawionego.

- Nie... - Otwieram czwartą szufladę i moim oczom ukazują się skóra i paski.

Pociągam za jeden z pasków... jest przytwierdzony do piłki.

- Knebel. Aby cię uciszyć - wyjaśnia.

- Granica względna - mówię cicho.

- Pamiętam. Ale da się z tym oddychać. Zęby zaciska się na piłce. - Bierze ją ode mnie.

- Sam też ich używałeś? - pytam.

Nieruchomieje.

- Tak.

- Aby nie słychać było twoich krzyków?

Zamyka oczy, chyba z irytacją.

Nie, nie o to w tym chodzi.

Och?

- Chodzi o kontrolę, SooRin. Jak bardzo byś się czuła bezradna, gdybyś była związana i nie mogła mówić? Jakim zaufaniem musiałabyś mnie darzyć, wiedząc, że mam nad tobą taką władzę? Że zamiast twoich słów muszę słuchać twego ciała i twoich reakcji? Dzięki temu jesteś ode mnie uzależniona, a ja mam nad tobą kontrolę.

Przełykam ślinę.

- Mówisz to tak, jakby ci tego brakowało.

- To coś, na czym się znam - burczy. Oczy ma wielkie i poważne, a atmosfera między nami uległa zmianie, jakbyśmy siedzieli w konfesjonale.

- Masz nade mną władzę. Wiesz o tym - szepczę.

- Naprawdę? Przez ciebie czuję się... bezradny.

- Nie! - Och, mój Szary... - Dlaczego?

- Ponieważ jesteś jedyną mi znaną osobą, która jest w stanie naprawdę mnie zranić. - Unosi rękę i odgarnia mi za ucho kosmyk włosów.

- Och, JeongGuk... to działa w obie strony. Gdybyś mnie chciał... - Wzdrygam się, wbijając wzrok w splecione palce. W tym właśnie się kryje mój lęk. Czy gdyby nie był taki... poraniony, pragnąłby mnie? Kręcę głową. Muszę się starać tak nie myśleć. - Ostatnie, czego bym chciała, to cię zranić. Kocham cię - mówię cicho i dotykam palcami jego policzków.

Wtula twarz w moje dłonie, wrzuca knebel do szuflady i obejmuje mnie w talii. Przyciąga mnie do siebie.

- Skończyliśmy już tę prezentację? - pyta uwodzicielsko. Jego dłoń przesuwa się po moich plecach, docierając aż do karku.

- A dlaczego? Co chciałeś robić?

Całuje mnie delikatnie, ja zaś cała się topię w jego ramionach.

- Rin, prawie cię dzisiaj zaatakowano. - Głos ma łagodny, lecz czai się w nim nieufność.

- No i? - pytam, delektując się dotykiem jego dłoni i jego bliskością.

Patrzy na mnie gniewnie.

- Co masz na myśli przez to „no i"?

-JeongGuk, nic mi nie jest.

Jeszcze mocniej mnie obejmuje.

- Kiedy pomyślę, co mogło się stać... - wyrzuca z siebie, chowając twarz w moich włosach.

Kiedy dotrze do ciebie, że jestem silniejsza, niż by się mogło wydawać? - szepczę mu uspokajająco w szyję, wdychając jego nieziemski zapach. Nie ma nic lepszego na tym świecie niż przebywanie w ramionach Christiana.

- Wiem, że jesteś silna - mówi cicho. Całuje moje włosy, a potem, ku memu rozczarowaniu, puszcza mnie. Och?

Schylam się i z otwartej szuflady wyjmuję następny przedmiot. Kilka kajdanek przytwierdzonych do deski.

- To - mówi JeongGuk, a oczy mu ciemnieją - jest rozpórka z ogranicznikami do kostek i nadgarstków.

- Jak to działa? - pytam, autentycznie zaintrygowana.

- Mam ci pokazać? - pyta zaskoczony, zamykając na chwilę oczy.

- Tak, poproszę o prezentację. Lubię być związywana - szepczę, a moja wewnętrzna bogini wykonuje skok o tyczce i ląduje na swoim szezlongu.

- Och, Rinnie - mówi chicho. Nagle wygląda, jakby odczuwał ogromny ból.

- Co takiego?

- Nie tutaj.

- To znaczy?

- Chcę cię w swoim łóżku, nie tutaj. Chodź. - Bierze rozpórkę, drugą ręką chwyta moją dłoń i wyprowadza mnie szybko z pokoju.

Czemu stąd wychodzimy? Oglądam się.

- Czemu nie tam?

JeongGuk zatrzymuje się na schodach i podnosi na mnie wzrok. Minę ma poważną.

-Rin , może i jesteś gotowa na to, aby tam wrócić, ale ja nie. Kiedy byliśmy tam po raz ostatni, odeszłaś ode mnie. Kiedy to w końcu do ciebie dotrze? - Marszczy brwi i puszcza mnie, gestykulując wolną ręką. - Cały mój światopogląd radykalnie się wtedy zmienił. Mówiłem ci to. Nie mówiłem ci za to... - Urywa i przeczesuje palcami włosy, szukając odpowiednich słów. - Jestem jak leczący się alkoholik, okej? To jedyne porównanie, jakie przychodzi mi do głowy. Przymus zniknął, ale nie chcę wystawiać się na pokusę. Nie chcę zrobić ci krzywdy.

Wygląda na tak skruszonego, że w tej samej chwili przeszywa mnie ostry, dręczący ból. Co ja zrobiłam temu mężczyźnie? Poprawiłam jego życie? Był szczęśliwy, zanim mnie poznał, prawda?

Nie mogę znieść myśli o zrobieniu ci krzywdy, ponieważ cię kocham - dodaje, wpatrując się we mnie. W jego spojrzeniu jest sto procent szczerości, jak u małego chłopca, wygłaszającego bardzo prostą prawdę.

Uwielbiam go najbardziej na świecie. Naprawdę kocham go bezwarunkowo.

Rzucam się na niego tak szybko, że upuszcza na ziemię to, co trzyma, aby mnie złapać. Ujmuję w dłonie jego twarz i przyciągam jego usta do swoich, rozkoszując się jego zaskoczeniem, gdy wciskam mu język do ust. Stoję jeden stopień nad nim - znajdujemy się na tym samym poziomie i czuję euforyczny przypływ siły. Całuję go namiętnie, palce wplatam mu we włosy, pragnę go dotknąć, wszędzie, ale się powstrzymuję, znając jego strach. Ale i tak w mym ciele budzi się pożądanie, gorące i duszne. JeongGuk jęczy i chwyta mnie za ramiona, odpychając od siebie.

- Chcesz, żebym cię zerżnął na schodach? - wyrzuca z siebie. Oddech ma urywany. - Bo jeszcze chwila, a tak właśnie zrobię.

- Tak - mruczę i jestem pewna, że moje spojrzenie jest równie mroczne jak jego.

- Nie, chcę cię w swoim łóżku. - Przerzuca mnie sobie przez ramię, a ja piszczę głośno. Klepie mnie mocno w pupę, więc piszczę raz jeszcze. Gdy schodzi po schodach, schyla się, aby podnieść upuszczoną rozpórkę.

Kiedy przechodzimy przez korytarz, z pomieszczenia gospodarczego wychodzi akurat pani Jones. Uśmiecha się do nas, a ja macham jej przepraszająco ręką. JeongGuk chyba jej nawet nie zauważył.

W sypialni stawia mnie i rzuca rozpórkę na łóżko.

- Nie uważam, abyś zrobił mi krzywdę - mówię bez tchu.

- Ja też tak nie uważam. - Ujmuje moją twarz w dłonie i całuje mnie, długo i mocno, na nowo wzniecając we mnie ogień pożądania. - Tak bardzo cię pragnę - szepcze zdyszany. - Jesteś tego pewna, po dzisiejszym dniu?

- Tak. Ja także cię pragnę. Chcę cię rozebrać. - Nie mogę się doczekać, kiedy go dotknę.

Jego oczy stają się wielkie i przez sekundę chyba się waha.

- Dobrze - mówi ostrożnie.

Sięgam do drugiego guzika przy jego koszuli i słyszę, jak łapie głośno oddech.

- Nie dotknę cię, jeśli nie będziesz tego chciał - szepczę.

- Nie - odpowiada szybko. - Zrób to. Wszystko w porządku.

Delikatnie odpinam guzik i przechodzę do następnego. Oczy JeongGuk'a są wielkie i błyszczące, usta uchylone, oddech płytki. Jest taki piękny, nawet gdy się boi... dlatego, że się boi. Rozpinam trzeci guzik i moim oczom ukazują się pierwsze włoski na jego piersi.

- Chcę cię tam pocałować - mówię cicho.

- Pocałować?

- Tak.

Oddycha szybko, gdy rozpinam kolejny guzik i bardzo powoli nachylam się, nie kryjąc swoich zamiarów. Wstrzymuje oddech, ale stoi bez ruchu, gdy składam delikatny pocałunek pośród miękkich, odsłoniętych włosków. Rozpinam ostatni guzik i podnoszę głowę. JeongGuk wpatruje się we mnie i na jego twarzy widnieje wyraz satysfakcji, spokoju... i zaskoczenia.

- Jest już łatwiej, prawda? - pytam go szeptem.

Kiwa głową, a ja powoli zsuwam koszulę z jego ramion i pozwalam jej upaść na podłogę.

- Co ty mi robisz, Rin? - mruczy. - Ale cokolwiek to jest, nie przestawaj.

Po tych słowach bierze mnie w ramiona i pociągając za włosy, odchyla mi głowę tak, aby mieć swobodny dostęp do szyi. Przesuwa ustami po mojej brodzie, kąsając delikatnie. Jęczę. Och, tak bardzo pragnę tego mężczyzny. Moje palce biegną ku paskowi spodni, rozpinają guzik i pociągają za suwak.

- Och, maleńka - wyrzuca z siebie i całuje mnie za uchem. Czuję jego wzwód, twardy i duży, napierający na mnie. Pragnę poczuć go w ustach. Odsuwam się i padam na kolana.

Pociągam mocno za spodnie i bokserki, aż jego męskość wyskakuje na wolność. Nim JeongGuk zdąży mnie powstrzymać, biorę go do ust i ssę mocno, rozkoszując się jego zaszokowanym zdumieniem. Patrzy na mnie, obserwując mój każdy ruch, a oczy ma niemal czarne. O rety. Ssę jeszcze mocniej. Zamyka oczy i oddaje się tej błogiej, zmysłowej przyjemności. Wiem, co mu robię, i jest to hedonistyczne, wyzwoleńcze i seksowne jak diabli. Mam nad nim pełną władzę.

- Kurwa - syczy i delikatnie przytrzymuje mi głowę, wysuwając biodra do przodu, tak że mam go w ustach jeszcze głębiej. O tak, pragnę tego i mój język wiruje wokół niego, raz za razem...

Rinnie- . - Próbuje się cofnąć.

O nie, nie tak szybko, panie Jeon. Mam na pana ochotę. Trzymam go mocno za biodra, podwajając wysiłki, i czuję, że jest blisko.

- Proszę - dyszy. - Zaraz dojdę, Soo - jęczy.

Świetnie. Moja wewnętrzna bogini odrzuca w ekstazie głowę, a JeongGuk dochodzi, głośno i mokro, prosto w moje usta.

Otwiera szare oczy, a ja uśmiecham się do niego, oblizując wargi. Odpowiada mi szelmowskim, zmysłowym uśmiechem.

- Och, a więc tak się pani bawi, panno Min? - Pochyla się, bierze mnie pod pachy i podciąga. Nagle jego usta znajdują się na moich. Jęczy. - Czuję siebie. Ty smakujesz lepiej - mruczy mi do ust. Ściąga ze mnie T-shirt i rzuca go na podłogę, następnie bierze mnie na ręce i kładzie na łóżku. Chwyta za skraj spodni i pociąga tak mocno, że w jednej chwili jestem naga. Leżąca na jego łóżku. Czekająca. Spragniona. Powoli pozbywa się reszty ubrań, nie odrywając ode mnie wzroku.

- Piękna z ciebie kobieta, SooRin. - stwierdza z uznaniem.

Hmm... Kokieteryjnie przechylam głowę i uśmiecham się promiennie.

- A z ciebie piękny mężczyzna, JeongGuk, i fantastycznie smakujesz.

Uśmiecha się wesoło i sięga po rozpórkę. Chwyta mnie za prawą kostkę, szybko ją na niej przypina i mocno zaciska pasek, ale nie za mocno. Wsuwając mały palec pomiędzy metal a kostkę sprawdza, ile mam miejsca. Nie spuszcza wzroku z mojej twarzy; nie musi patrzeć na to, co robi. Hmm... ma wprawę.

- Będziemy się musieli przekonać, jak pani smakuje. O ile dobrze pamiętam, to rzadki, wyjątkowy smak, panno Min.

Och.

To samo robi z drugą nogą. Teraz moje kostki dzieli mniej więcej pół metra.

- W rozpórkach dobre jest to, że się rozsuwają - mruczy. Naciska coś, po czym pcha, tak że moje nogi jeszcze bardziej się od siebie oddalają. Och, na prawie metr. Otwieram usta i biorę głęboki oddech. Ależ to jest podniecające. Cała płonę, niespokojna i spragniona.

JeongGuk oblizuje dolną wargę.

- Och, trochę się teraz pobawimy, SooRin. - Chwyta rozpórkę i obraca ją tak, że przekręcam się na brzuch. Bardzo mnie to zaskakuje. - Widzisz, co mogę ci zrobić? - Przekręca ją nagle raz jeszcze, tak że znowu leżę na plecach, patrząc na niego bez tchu. - Te drugie kajdanki są do nadgarstków. Zastanowię się nad tym. Zależy, czy będziesz się dobrze zachowywać.

- A czy ja kiedykolwiek zachowałam się źle?

- Przychodzi mi do głowy kilka okazji - mówi miękko, przebiegając palcami po podeszwach mych stóp. To łaskocze, ale rozpórka unieruchamia mnie, choć próbuję się wywinąć jego palcom. - Po pierwsze twój BlackBerry.

Łapię głośno powietrze.

- Co zamierzasz mi zrobić?

- Och, nigdy nie ujawniam swoich planów. - Uśmiecha się figlarnie.

Wow. Jest tak oszałamiająco seksowny, że aż mi zapiera dech w piersi. Wchodzi na łóżko i klęka pomiędzy moimi nogami, cudownie nagi. A ja jestem zdana na jego łaskę.

Palcami obu dłoni przesuwa w górę wewnętrznej części mych nóg, powoli, pewnie, zataczając małe kółka. I ani na chwilę nie przerywa kontaktu wzrokowego.

- Oczekiwanie, na tym to właśnie polega, Rin. Co ja ci zrobię? - Łagodnie wypowiadane słowa docierają bezpośrednio do najgłębiej położonej, najbardziej mrocznej części mnie. Wiję się na łóżku i jęczę. Jego palce kontynuują powolny spacer w górę mych nóg, przechodząc pod kolanami. Mimowolnie chcę zacisnąć uda, ale nie jestem w stanie.

- Pamiętaj, jeśli coś ci się nie spodoba, po prostu każ mi przestać.

Pochyla głowę i obsypuje pocałunkami mój brzuch, gdy tymczasem jego dłonie wędrują po wewnętrznych częściach ud, dotykając i drażniąc.

- Och, błagam, JeongGuk.

- Och, panno Min. Właśnie miałem okazję się przekonać, że bywasz bezlitosna w swych miłosnych atakach. Uważam, że powinienem ci się zrewanżować.

Moje palce zaciskają się na narzucie, gdy poddaję się JeongGuk'owi. Jego usta zmierzają powoli coraz niżej, palce coraz wyżej, aż do wrażliwego i bezbronnego zwieńczenia mych ud. Jęczę, gdy wsuwa we mnie palce, i wypycham biodra mu na spotkanie. JeongGuk jęczy w odpowiedzi.

- Nieustannie mnie zadziwiasz, SooRin. Jesteś taka wilgotna - mruczy z ustami w miejscu, gdzie włoski łonowe łączą się z brzuchem. Wydaję głośny jęk, gdy jego usta odnajdują moją kobiecość.

Przypuszcza powolny i zmysłowy atak, jego język obraca się i wiruje, gdy tymczasem palce poruszają się w moim wnętrzu. Ponieważ nie jestem w stanie zacisnąć nóg ani nimi ruszyć, to wszystko jest intensywne, mocno intensywne. Wyginam plecy w łuk, poznając te nowe odczucia.

- Och, JeongGuk- wołam.

- Wiem, maleńka - szepcze i aby mi nieco ulżyć, dmucha delikatnie na najbardziej wrażliwą część mego ciała.

- Aaach! Błagam.

- Wypowiedz moje imię - nakazuje.

- JeongGuk- wołam, ledwie poznając swój głos; jest taki wysoki i pełen pożądania.

- Jeszcze raz - mówi bez tchu.

- JeongGuk, JeongGuk, JeongGuk Jeon - wołam głośno.

- Jesteś moja. - Głos ma miękki i poważny i wystarcza jeszcze jeden ruch językiem, a ja szczytuję spektakularnie, ponieważ zaś nogi mam szeroko rozstawione, orgazm trwa i trwa, i trwa.

Ledwie dociera do mnie fakt, że JeongGuk przewrócił mnie na brzuch.

- Spróbujemy tego, maleńka. Jeśli ci się nie spodoba albo będzie ci zbyt niewygodnie, natychmiast przestaniemy.

Słucham? Prawdę mówiąc, nie jestem jeszcze w stanie zebrać myśli. Siedzę na kolanach JeongGuka. Jak do tego doszło?

Pochyl się, skarbie - mruczy mi do ucha. Głową i klatką piersiową opieram się na łóżku.

W oszołomieniu robię, co mi każe. Pociąga mi ręce do tyłu i przypina do rozpórki, obok kostek. Och... Kolana mam zgięte, pupę w powietrzu, totalnie bezbronna i cała jego.

- Rin, tak ślicznie wyglądasz. - W jego głosie słychać zachwyt. Rozrywa foliową paczuszkę. Przesuwa palcami wzdłuż moich pleców, zatrzymując się nad pośladkami. - Kiedy będziesz gotowa, tego też pragnę spróbować. - Łapię głośno oddech i cała się spinam, gdy jego palec delikatnie mnie gładzi. - Nie dzisiaj, słodka Rinnie, ale pewnego dnia... Pragnę cię w każdy możliwy sposób. Chcę posiąść każdy centymetr twojego ciała. Jesteś moja.

Myślę o zatyczce analnej i wszystko się we mnie zaciska. Palce JeongGuk'a przesuwają się niżej, w stronę znajomego terytorium. Chwilę później wbija się we mnie.

- Aach! Delikatnie! - wołam, a on nieruchomieje.

- Wszystko dobrze?

- Delikatnie... muszę się do tego przyzwyczaić.

Wycofuje się ze mnie powoli, po czym wraca, tym razem delikatnie wypełniając mnie sobą, rozciągając, drugi raz, trzeci.

- Tak, dobrze. Już jest dobrze - mruczę, delektując się tym doznaniem.

JeongGuk jęczy i lekko przyspiesza. Poruszając się, poruszając, niestrudzenie... do przodu, do tyłu, wypełniając mnie... i to jest naprawdę niesamowite. Czerpię radość ze swojej bezradności, radość z poddania się temu mężczyźnie i świadomości, że może zatracić się we mnie tak, jak tego pragnie. Potrafię to zrobić. Zabiera mnie ze sobą do tych mrocznych miejsc, miejsc, o których istnieniu nie miałam pojęcia, i razem wypełniamy je oślepiającym światłem. O tak... jaskrawym, oślepiającym światłem.

I wtedy to się dzieje - odnajduję słodkie, słodkie spełnienie, gdy znowu szczytuję, głośno, wołając jego imię. A on nieruchomieje, wlewając we mnie swe serce i duszę.

- Rin! - woła i pada obok mnie.

Sprawnie mnie uwalnia i pociera kostki, potem nadgarstki i wreszcie wolną, bierze mnie w ramiona. Odpływam wycieńczona.

Kiedy ponownie wypływam na powierzchnię, leżę przy nim skulona, a on wpatruje się we mnie. Nie mam pojęcia, która jest godzina.

- Bez końca mógłbym patrzeć, jak śpisz, Rin - mruczy i całuje mnie w czoło.

Uśmiecham się i przeciągam sennie.

- Nigdy ci nie pozwolę odejść - mówi cicho i obejmuje mnie mocno.

Hmm.

- A ja nigdy nie będę chciała odejść. Nie pozwól mi na to - mamroczę sennie. Powieki mam tak ciężkie, że nie chcą się unieść.

- Potrzebuję cię - szepcze, ale jego głos to odległa, ulotna część mego snu. Potrzebuje mnie... potrzebuje... a kiedy wreszcie osuwam się w ciemność, widzę małego chłopca z szarymi oczami i potarganymi miedzianymi włosami, uśmiechającego się do mnie nieśmiało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top