7

Obudził go krzyk i to nawet nie czyjś tylko jego własny. Nie było to jakieś konkretne słowo, po prostu dźwięk. Długi, przerażony i donośny, którego Jin nie potrafił opanować. Dopiero, gdy czyjaś ręka dotknęła jego policzka, zamknął usta i otworzył oczy.

- Co to było? - spytał roztrzęsionym głosem. Klęczący obok niego Namjoon wachlował go wolno ulotką pizzeri, którą musiał znaleźć pod stolikiem. - Co to było? - powtórzył, bo chłopak wydawał się go nie rozumieć. Pokręcił tylko głową w odpowiedzi, co w żaden sposób nie było pomocne.

- A jak ci się wydaje? - spytał Yoongi.

Jin podniósł się na przedramionach i zaczął szukać go wzrokiem po pokoju. Znalazł go wreszcie w kącie, gdzie on i Jungkook trzymali sprzęt do nagrywania. Yoongi stał odwrócony do nich plecami i próbował, bez podchodzenia do balkonu, zasłonić okno selfie stickiem Jungkooka, który musiał znaleźć za tłem do zdjęć. Nawet mu to wychodziło, bo szpara między zasłonami była już prawie nie widoczna.

- Czy to...- Jin zawahał się. To nie było przecież możliwe, to musiał być jakiś dowcip. Takie rzeczy jak demony nie istniały. No dobra, może w horrorach, ale tylko tam. Nie na żywo i na pewno nie w jego własnym domu. - Ale..- zająknął się znów.

- Pozbyłeś się go - głos Yoongiego brzmiał trochę oskarżycielsko, kiedy chłopak odwrócił się wreszcie w ich stronę. - Ale tylko na tydzień i znów wrócił - wyjaśnił. Jin czuł, jak na moment jego mózg się zawiesza. Prawie słyszał dźwięk wylogowywania systemu windows w swojej głowie. To było tak abstrakcyjne, tak głupie, tak...

- Taehyung - powiedział pod nosem. Tak bardzo Taehyungowe.

Rozejrzał się po pomieszczeniu, co prawda nigdzie nie zauważył żadnych kamer, ale musiały gdzieś być. Pewnie poukrywane między książkami albo w załamaniach materiału firany, albo gdzieś między kwiatami. Na tym polegały przecież ukryte kamery. Na elemencie zaskoczenia i nieprzewidywalności. Jin skarcił się w myślach.

Mógł się już dawno domyślić, że to była sprawka Taehyunga. Chłopak do dłuższego czasu cierpiał na niemoc twórczą jeśli chodzi o kontent na swojego youtuba, spadały mu wejścia i był bardziej niż zdesperowany, by nakręcić w końcu jakiś przełomowy filmik, który pomoże mu odzyskać publikę.

- Ja pierdolę - Jin zaklął cicho pod nosem, uspokajając się momentalnie. Dał się nabrać. I to jeszcze jak. Nawet odprawił jakiś oszukańczy rytuał i teraz pół świata zobaczy, jakim jest idiotą. Wstał na miękkich jeszcze nogach, odtrącając dłoń Namjoona, którą chłopak położył na jego talii. Już nie był przerażony, teraz był po prostu zły. Na nich, a zwłaszcza na siebie. - Sam wstanę - warknął na Namjoona, który dalej próbował mu pomóc. Podszedł w dwóch krokach do balkonu i złapał za zasłonkę. Miał ją już pociągnąć, ale Yoongi był szybszy.

- Nie - powiedział przerażonym tonem. Jin zaśmiał się krótko. W sumie sam nie wiedział dlaczego. Z absurdu tej sytuacji, a może dlatego, że zobaczył, jak bardzo rozszerzone źrenice ma drugi chłopak; jak nierówny ma oddech.

Yoongi był naprawdę kiepskim aktorem i wszystko wygrywał przesadnie dramatycznie.

- Nie rób tego - dodał już cichszym głosem, który może normalnie zadziałałby na Jina, ale był teraz zbyt zły na wszystko, żeby go posłuchać. Wyszarpał materiał z dłoni Yoongiego i odsłonił balkon.

Demon, a może raczej Taehyung w przebraniu demona, wciąż stał na balkonie. Jin uśmiechnął się do niego szyderczo i odblokował przesuwane w bok drzwi.

- Siema - powiedział do niego. Demon zachwiał się w miejscu, na co Jin zaczął się śmiać jeszcze głośniej niż poprzednio. - Myślałeś, że nigdy na to nie wpadnę, co? - spytał go i pokręcił głową z niedowierzaniem.

Jeśli miał być szczery to nawet mu ulżyło. Przez ostatni czas, dzień w dzień, rozmyślał o Yoongim i rytuale, który przeprowadzili i za każdym razem odczuwał lekki stres. Sama wizja tego, że być może to prawda, że jest jednak coś poza tym namacalnym światem, że te wszystkie bzdety, o których gadał co tydzień na swoim kanale, istnieją, przerażała go.

Po prostu. Nie mógł przez to spać tak naprawdę. Jin czuł jak ciężar, który nosił w sobie od dłuższego czasu, unosi się i nie mógł już opanować ulgi, która falami zalewała jego ciało. Pozbył się w końcu tego obciążającego uczucia odpowiedzialności. Już nie był zły, był szczęśliwy, oszołomiony tym uczuciem, lekki, tak bardzo...

Złapał za klamkę, przekręcił ją w dół i zaczął przesuwać drzwi balkonowe w bok. Chodziły ciężko i skrzypiały niemiłosiernie, kiedy to robił, ale gdy wreszcie stanęły otworem, Jin uśmiechnął się szeroko z satysfakcją. Nie trwało to jednak długo. Balkon był pusty. Kącik ust Jina zadrżał lekko.

- Uh - powiedział mało inteligentnie. Chłopak wyciągnął rękę przed siebie i machnął nią w powietrzu. Ta nie napotkała żadnego oporu.Taehyunga nie było na balkonie, chociaż jeszcze sekundę temu tam stał. Jin widział to na własne oczy. Jego serce podskoczyło w piersiach z przerażenia.

- Co ty robisz? - Yoongi złapał go za przedramię i ciągnął w swoją stronę, nie mając nawet odwagi wyjrzeć na zewnątrz. - Zamknij drzwi, zamknij - powtarzał coraz szybciej.

Jin zamknął drzwi balkonowe z hukiem. Twarz demona znów pojawiła się przed nim w odbiciu szyby. Tym razem była jednak bliżej. Lśniła jakimś nienaturalnym blaskiem, a może była po prostu śliska. Chłopak nie mógł się zdecydować, podobnie jak nie mógł oderwać od niej wzroku. Nawet nie patrzył na klamkę, kiedy przesunął drzwi ponownie w bok. Patrzył przed siebie, cały czas przed siebie. .

- Uh - powiedział znów, gdy zimny powiew owiał jego policzki.

Znów nic. Balkon był pusty, nie licząc pousychanych kwiatków Jungkooka na podłodze. Tylko powietrze się zmieniło. Teraz pachniało lasem. Żywicą, ziemią, wodą i słodkawym zapachem rozkładu. Jakby jesiennymi liśćmi, które ktoś wygrzebał spod spróchniałej kłody. Jin potrafił ją sobie dokładnie wyobrazić . Pełną życia: robaków, grzybów i mrówek, których zawsze się trochę bał. Na jej powierzchni rósłby mech, którego zapach czuł teraz tak dokładnie. Zamknął z hukiem drzwi. Twarz demona pojawiła się od razu, a może raczej on był tam cały czas, tylko Jin go nie widział. Chłopak znów wpatrywał się w jego mocno zarysowane kości policzkowe, a potem zerwał się wiatr, unosząc do góry jego włosy. Drzwi skrzypnęły cicho, gdy uchylił je i teraz patrzył na połowę twarzy demona odbitej w szybie. Balkonowa strona uporczywie pozostawała pusta.

- On tam jest - stwierdził cicho spokojnym tonem. Odwrócił wolno głowę w stronę Yoongiego, który wciąż stał przy nim, zaciskając coraz mocniej knykcie na jego bufiastym rękawie.

Nie patrząc nawet w stronę okna, Jin przesunął rękę w bok, złapał za drzwi balkonowe i zamknął je z powrotem. Te kliknęły cicho. W mieszkaniu od razu zrobiło się cieplej. I jeszcze cieplej, gdy zaciągnął zasłonę, nie odrywając wzroku od czubku głowy stojącego obok niego chłopaka. Trwali tak jeszcze przez chwilę. W milczeniu, z Yoongim schowanym między własnymi ramionami i bufką koszuli Jina, który stał wyprostowany jak struna, zaciskając pobielałe od wysiłku palce na szarej tkaninie. Yoongi wreszcie uniósł głowę i napotkał jego spojrzenie.

- Pojebało cię? - spytał odsuwając się od niego gwałtownie. - Mówiłem ci, żebyś nie otwierał tych jebanych drzwi! - teraz niższy chłopak krzyczał już na całe gardło.

- Skąd miałem wiedzieć?! - wydarł się Jin w odpowiedzi. Jego ręce drżały lekko, ale nie puszczał zasłony. Jeszcze nie. Czuł, że jeśli to zrobi to padnie znów na ziemię zemdlony. Tylko dzięki niej stał prosto.

- Jesteś wróżem! Coachem astralnym. Powinieneś wiedzieć takie rzeczy - odparł Yoongi już trochę spokojniejszym głosem. Potarł mocno całą swoją twarz, zerwał z szyi czarną, antysmogową maseczkę, która wisiała tam bezużytecznie od dłuższego czasu i rzucił się na kanapę, popychając Namjoona w bok. - Po cholerę otwierałeś ten jebany balkon!? - Jin nie był w stanie nic mu odpowiedzieć. Powiedzenie prawdy nie wchodziło w rachubę.

- Ja...- zawahał się. - Musiałem przekonać się, że...- miał w głowie pustkę. Żadne kłamstwo nie przychodziło mu na myśl, a nie chciał się przyznać do tego, że myślał, że jest w ukrytej kamerze. - Chciałem się przekonać, czy jest prawdziwy - odparł wreszcie. Była to prawda.

- No to teraz już wiesz - westchnął zrezygnowany Yoongi. Namjoon chrząknął cicho, co zaskoczyło zarówno Jina jak i Yoongiego. Obaj zapomnieli na moment o jego istnieniu.

- To...- zaczął nieśmiało dryblas. - Jaki mamy plan? - zatarł ręce i podciągnął rękawy bluzy. Wyglądał jakby szykował się na jakąś walkę. - Co mamy zrobić? Zapalić więcej świeczek, kadzidełek, czy co?

- Plan? - powtórzył za nim Jin, puszczając wreszcie zasłonę.

- No plan. Już raz udało ci się go pozbyć, więc wiesz, jak to zrobić - wyjaśnił Namjoon. - Trzeba kuć żelazo póki gorące i wypędzić to coś najszybciej, jak się da - dodał zadowolony z siebie. - Nie ma co zwlekać z powtórką rytuału, a poza tym to jedziemy z Yoongim do Stanów za kilkanaście dni i....- urwał na moment, wzdychając ciężko. - Lepiej pozbyć się tego czegoś przed wyjazdem. Takie coś może wpłynąć na kontakty, które będziemy próbować tam zawiązać i nie potrzebujemy takiej reklamy dla naszej firmy. To będzie raczej antyreklama i lepiej tego uniknąć na starcie - Jin aż otworzył usta zaskoczony. Nie miał pojęcia, o czym mówi Namjoon.

- Chyba nie nadążam - powiedział.

- Ja i Yoongi - Namjoon pokazał na siebie, a potem na chłopaka, który rozglądał się dalej nerwowo po pomieszczeniu. - Mamy taki start-up, który chcemy zaprezentować kilku osobom w USA. Chodzi o aplikację mobilną dla...

- Nie o to mi chodzi - wtrącił Jin, przerywając mu. Chciał już dodać, że ma gdzieś ich firmę, ale się powstrzymał. - Mówisz o jakimś planie, w który nie jestem wtajemniczony, a to trochę brzmi tak, jakbyś chciał, żebym go wykonał teraz.

- W końcu się tym zajmujesz, nie? Wypędzaniem demonów - Jin zmiął w ustach przekleństwo. Po cholerę brał to zlecenie? Od początku mógł się domyślić, że będą z nim problemy. - I skoro taka jest twoja praca, i mój kolega zapłacił ci za usługę, która nie zadziałała, to powinieneś ją powtórzyć nieodpłatnie - wyjaśnił Namjoon, jakby to było coś zupełnie oczywistego.

Namjoon to dupek. Jin tak właśnie postanowił. Dupek i tyle. Wysoki, z zajebistymi włosami, dziwnym eleganckim słownictwem i wywyższającą się postawą, której nienawidził. Pewnie też ma kasy jak lodu, ocenił, patrząc na nowe buty chłopaka i spodnie od jakiś znanych projektantów. Pieprzony, cholerny... Z trudem przełknął kolejne przekleństwo.

- Za ile dni jedziecie do tych Stanów? - spytał zamiast tego.

- Trzy tygodnie - odparł Yoongi z kanapy. Jin spojrzał na niego przelotnie. Chłopak zakopał się między poduszkami i wyglądał teraz, jakby mebel miał go zaraz wciągnąć do środka. W dodatku marszczył śmiesznie swój mały nos i Jin ledwie powstrzymywał się przed parsknięciem. Yoongi nie wyglądał groźnie, raczej komicznie, chociaż widać było, że bardzo się stara.

Jin westchnął cicho, przywołując się do porządku. Teraz nie był dobry moment na rozmyślanie o dziwnie atrakcyjnym kolesiu, który ma czelność wchodzić do jego mieszkania w butach. Musi opracować plan, albo chociaż jego połowę, albo cokolwiek. Cokolwiek byłoby dobre. Na to tak naprawdę liczył, ale to "cokolwiek" nie przychodziło mu do głowy, choć naprawdę bardzo, ale to bardzo się starał.

- Sekstyl jest niekorzystny - wymamrotał wreszcie. Nie wiedział dlaczego, ale była to pierwsza myśl jaka przyszła mu do głowy.

- Co? - spytał Namjoon

- Sekstyl, Joon. Sekstyl. Głuchy jesteś? - powiedział Yoongi. - Jak się tam coś...- machnął ręką w powietrzu. Widać było, że szuka jakiegoś słowa, ale nie przychodzi mu ono do głowy. Spojrzał na Jina trochę bezradnym wzrokiem. - ...zesra w gwiazdach to jest chujowy? - zakończył niezręcznie, ale słychać było w tonie jego głosu pytanie.

Kącik ust Jina zadrżał niebezpiecznie. Yoongi jednak nie miał większego pojęcia o magii i magicznym słownictwie. Chłopak miał ochotę płakać ze szczęścia. A może jednak uda mu się z tego wywinąć po raz drugi? Nie będzie musiał fakeować swojej śmierci dziś, tylko jutro. Jak wróci Jungkook i będzie mógł z nim o tym wcześniej porozmawiać, żeby oszczędzić mu szoku. Da się to odwlec jakoś. Yoongi był magiczną dziewicą i Jin mógł wmówić mu wszystko. Nawet istnienie wężownika. Gwiazdy mu choć trochę sprzyjały. Nie to, że wierzył w takie rzeczy, ale jednak. To był cud. Albo szczęśliwy zbieg okoliczności.

- No... tak - powiedział cicho, wciąż dzielnie utrzymując kontakt wzrokowy z Yoongim, który wyraźnie zrelaksował się. - To musi być mocniejsza data. Koniunkcja albo trygon najlepiej, a te będą dopiero za jakieś... siedemnaście dni.

To było ryzykowne. Jin wiedział, że gra vabank, ale może się udać. Oczy Yoongiego były takie niewinne. Mógł wyczytać z nich wszystko. Chłopak mu ufał, a Jin doskonale wiedział już, jak to wykorzystać. Nie chciał kłamać, ale czego się nie robi dla rodziny, dla przyszłości. Dwa i pół tygodnia to sporo czasu. On i Jungkook zdążą wyprowadzić się do innego miasta, nawet dwa razy, zmienić nazwisko jak będzie trzeba, a Yoongi nawet się nie zorientuje...

- Namjoon - Yoongi odwrócił się w stronę dryblasa i rzucił w jego stronę klucze od samochodu, które o mały włos nie wpadły do sztucznego kominka, który Jin zapalił przed ich przyjściem. Chłopak złapał je w ostatnim momencie. - Duża walizka jest w schowku z bojlerem. Spakuj mnie jakoś i przywieź mi też komputer. Jest na łóżku... - Jin zamrugał nerwowo.

- Że co? - spytał, ale siedzący na kanapie chłopak albo go nie słyszał, albo specjalnie ignorował. Namjoon wyglądał na równie zaskoczonego.

- Hyung, ale.. - zaczął mówić cicho i ścisnął w dłoni guzik od alarmu samochodu przy pęku kluczy. - Ja dawno nie prowadziłem. Może raz po tym, jak dostałem prawo jazdy.

- Dasz radę, Joon. To nie jest skomplikowany samochód, ma automatyczną skrzynię biegów - odparł Yoongi. Teraz nawet nie patrzył na niego, tylko w komórkę. Znów marszcząc komicznie nos, co normalnie pewnie i rozbawiłoby Jina, ale teraz miał ochotę go w niego uderzyć, bo chłopak podnosił właśnie router od ICH internetu do góry i bez pytania wpisywał do komórki ICH hasło do wi-fi, co było zamachem na jinową prywatność. - Jaki tu jest adres? - zwrócił się do Jina, unosząc na chwilę wzrok. - Mieszkania sześć przez siedem?

- Siedem przez sześć - odparł za niego Namjoon.

- Chcecie jakąś pizzę? Ja jestem jeszcze głodny - Yoongi wstał z kanapy i wyszedł na korytarz. Jin słyszał, jak otwiera drzwi do łazienki, a potem do jego własnej sypialni. Jedynej sypialni w ich mikro-mieszkaniu. - Podwójne łóżko! - krzyknął zadowolony, a Jin poczuł, jak robi mu się słabo. Chciał krzyczeć, chciał zrobić coś. Cokolwiek, ale nie potrafił.

- Umieram - powiedział szeptem sam do siebie. To był albo zawał, albo resztki jego psychiki właśnie postanowiły runąć i się jebać. Tylko takie znalazł na tę niemoc wytłumaczenie. A może miał w mózgu jakiegoś tętniaka, który pod naporem stresu i jakiejś ekstra dawki krwi do mózgu, postanowił właśnie pęknąć. Usiadł ostrożnie na kawowym stoliku. Namjoon na szczęście nie skomentował tego i poszedł za Yoongim do sypialni.

- Zostajesz tu? - spytał z niedowierzaniem. - Ale uczelnia i praca..

- Mogę to robić przez neta - odparł Yoongi z zadowoleniem. Drzwi od sypialni skrzypnęły i zaraz był z powrotem w progu salonu. Jin podniósł wolno głowę do góry. A jednak się mylił. Oczy Yoongiego nie były takie niewinne, jak myślał. Przejrzał Jina od razu, nie dał się oszukać.

"To był błąd. Błąd." Nie powinien mówić, że trzeba czekać siedemnaście dni. "To był błąd." Ta jedna, samotna myśl powtarzała się w jego głowie jak zapętlona. Yoongi poweselał raptownie i teraz chodził po całym pokoju i podnosił różne rzeczy i przeglądał się w nich. - Nic nie widać - powiedział głośno do figurki buddy, która była prezentem od któregoś z widzów.

- A co miałoby by być widać? - spytał go Jin, chociaż nie zamierzał tego do końca robić. Powinien go opierdolić, bo kto normalny wprasza się do kogoś na noc bez pytania, ale nie potrafił. Nie wiedział dlaczego, ale coś w tym dzikim i nagłym przypływie energii u chłopaka go zastanawiało.

- Demona - ton głosu Yoongiego był tak mocny, że Jin nie potrafił opanować drżenia. - W moim mieszkaniu widziałem go wszędzie. W każdej odbijającej światło powierzchni. W telefonie, w lustrze...- wymieniał. - A tu nic. Czysto - mówił dalej coraz bardziej podekscytowany. - Nigdzie go nie ma - rozejrzał się po pokoju i wszedł do aneksu kuchennego. Zapalił szybko światło, przejrzał się w garnku, a potem wrócił znów do salonu - To wszystko?

- Ty mi powiedz - odparł Jin szybko, ale czuł, że nie o to chodzi chłopakowi.

- Chodzi mi o to, czy to całe mieszkanie? - wyjaśnił Yoongi - Nie masz pokoju gościnnego?

- A widziałeś drzwi do jakiegoś? - odparł pytaniem na pytanie Jin.

Namjoon wyczuwając napiętą atmosferę, machnął do nich ręką i bez pożegnania wyszedł z mieszkania. Niedługo potem dało się słyszeć, jak winda w bloku zaczęła charczeć i buczeć przeciągle, co oznaczało tyle, że musiał już do niej dotrzeć i zjechać na dół.

Cisza przeciągała się. Jin wiedział, że Yoongi nie wie, co powiedzieć i zastanawia się, czy to nie jest podchwytliwe pytanie. Być może też zorientował się, że go niechcący uraził, ale Jin szczerze w to wątpił. Osoby, które pytają o to, czy gdzieś jest gościnny pokój i w ogóle pytają o taki w czyimś mieszkaniu, nie były w jego słowniku, osobami, które kiedykolwiek zastanawiały się nad takimi rzeczami. Yoongi i Namjoon byli tacy sami. Kasiaści i dupkowaci, postanowił.

- To gdzie mam spać? - spytał wreszcie Yoongi. Jin wstał ze stolika.

- A jak ci się wydaje?

- Tutaj? - chłopak był wyraźnie wzburzony. Jin spojrzał na niego i wbił w niego świdrujące spojrzenie, którego zazwyczaj używał, gdy musiał przywołać Jungkooka do porządku. Ta mina działała na młodszego chłopaka zawsze i była jedną z ulubionych metod wychowawczych Jina. Yoongi też miał do niej respekt. Jin widział to, bo oburzenie w niższym chłopaku wyparowywało w zastraszająco szybkim tempie i zaraz pojawiło się zamiast niego zwątpienie i wreszcie strach, które Jin doskonale widział w jego oczach, które rozszerzyły się nienaturalnie. - No tak, sypialnia jest twoja. No tak - zamruczał wreszcie pod nosem Yoongi. - Nie no, spoko. Dam radę. Siedemnaście dni, dam radę spać na kanapie - Jin miał już zamiar iść do siebie. Dawał nawet kroka.

- Ile? - krzyknął, zatrzymując się. - Co?

- No zostaje tutaj do tego macho, mega sextylu co ma być za siedemnaście dni - Trygonu, Jin poprawił go automatycznie w myślach.- A co myślałeś? - odparł szybko Yoongi. Widać było, że wciąż się trochę bał, ale z każdą upływającą chwilą wydawał się coraz pewniejszy siebie.

- Na noc chciałeś zostać, jedną noc! - Jin znów krzyknął. - Chyba cię...

- Myślisz, że po co Namjoon ma mnie spakować i przywieźć moje graty? I nigdy nie mówiłem czegoś takiego, że zostaję na jedną noc. Na siedemnaście dni - chłopak mówił teraz tak szybko, jakby właśnie rapował. Jin aż zaniemówił z wrażenia. - Zostaję aż do maczo sekstylu. Postanowione.

- Trygonu - poprawił go Jin tym razem na głos, zamiast zaprotestować, bo on w zasadzie nic z Yoongim nie postanawiał. - I nigdzie...

- Mamy kontrakt, mam maile - przerwał mu Yoongi. To jedno zdanie ostudziło Jina od razu. Przywołało go do porządku, jak wiadro zimnej wody. Drugi chłopak musiał widzieć jego zwątpienie, bo bez przeszkód i już spokojniejszym tonem, kontynuował. - Tak jak mówił Namjoon. Zapłaciłem za usługę, która nie działa i musisz ją powtórzyć. Zostanę tu, dopóki tak się nie stanie - wyjaśnił spokojnie.

Dupek, pomyślał Jin. Yoongi to dupek. 

a/n:

1. nadal mam przerwe, wiec kolejny update moze nie byc za tydzien, ale... zobaczymy

2. pewnie powinnam dodac to przed pierwszym rozdziałem, bo prędzej czy później znajdzie się jakiś magiczny, urażony ekspert, ale coż... too late więc:

jeśli ktoś ma zamiar mi napisać, że nie mam pojęcia, o czym piszę, to może sobie darować, bo to to już sama wiem XD (no wiecie, że niby nie leviosa, tylko levioSAA)

każdy komentarz innego typu przyjmę z miłością (albo na klatę), więc proszę się nie krępować :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top