12
a/n: tak, ja wiem, że słowo 'udaność' nie istnieje. Potrzebowałam go, więc sobie wymyśliłam (czasem autorzy tak robią <: )
Jungkook zasłonił zeszyt ręką, kreśląc coś zawzięcie. Z głośnym westchnieniem jeszcze raz otworzył podręcznik, przelatując wzrokiem po wzorach. Yoongi wiedział, że powinien skupić się na skrypcie do zajęć, który powinien przeczytać już jakiś tydzień temu, ale nie potrafił. Inżynieria oprogramowania przegrała już na starcie, kiedy Yoongi uzmysłowił sobie, że jakimś cudem jest już w połowie rozdziału, a nie zakreślił nawet jednego słowa.
Obserwowanie nieszczęśliwego licealisty było znacznie bardziej interesujące i w jakiś sposób kojące. Przede wszystkim dlatego, że sam już nie był w liceum i nie musiał uczyć się tych wszystkich niepotrzebnych rzeczy, które miały być takie niezbędne w późniejszym życiu. Jakby bez wiedzy o rozmnażaniu się iglaków człowiek nie był w stanie już nic zrobić. Yoongi nie miał pojęcia o rozmnażaniu roślin, a w życiu radził sobie całkiem nieźle. Przynajmniej w większości jego aspektów.
Śledzenie poczynań Jungkooka miało jeszcze jeden plus; świadomość, że ktoś jednak czuje się gorzej od niego, była niezwykle krzepiąca. I już nawet nie dlatego, że źle temu smarkaczowi życzył (generalnie dość go lubił nawet), ale ostatnio miał trochę fazę na użalanie się nad sobą.
Jungkook wreszcie odłożył podręcznik i wrócił do gapienia się tępo w kartkę, jakby liczył na to, że zagubiony "X" sam się w końcu odnajdzie.
- Prędzej Taehyung znajdzie sobie dziewczynę niż zaliczę w końcu matmę - westchnął głęboko, kładąc się na stole, a Yoongi pokiwał głową, całkowicie zapominając o skrypcie, który w tym momencie znajdował się na samym dole jego listy priorytetów. Nie miał bladego pojęcia o Taehyungu i jego życiu emocjonalnym, ale sądząc po porównaniu, musiało być z nim kiepsko. Prawdopodobnie radził sobie w bliskich relacjach z ludźmi równie świetnie jak Yoongi.
- Heeej! - zaprotestował od razu Taehyung, odrywając się od konsoli. - Ja już prawie mam dziewczynę! Właściwie mam dziewczynę, ok? Followujemy się na insta i na youtubie, poza tym komentuje mi wszystkie filmiki!
- Nie może być aż tak źle - pocieszył Jungkooka Yoongi, nawet nie wnikając w wirtualne związki drugiego chłopaka. Związki, ich udaność lub nie zdecydowanie nie było tematem, na który chciał się wypowiadać. - Pokaż - Yoongi przyciągnął do siebie jego zeszyt. Młodszy chłopak jęknął przeciągle, opierając znowu czoło o blat stołu.
Yoongi mógł mu przyznać jedno - nie przesadzał. Było faktycznie tak źle, jednak postanowił się nie odzywać, żeby nie dołować nastolatka bardziej.
Taehyung wstał z podłogi, poprawiając pogniecioną koszulkę. Stanął za krzesłem Yoongiego i zaglądając mu przez ramię, zabrał się za przeglądanie nieistniejących notatek Jungkooka.
- Gówno prawda - mruknął. - Nadal mam większe szanse na znalezienie haremu, niż ty na zaliczenie matmy w terminie, Junggoo - powiedział z satysfakcja, zakładając ręce za głowę i z poczuciem niewypowiedzianego tryumfu wrócił na kanapę. Yoongi oczywiście zgadzał się z nim w zupełności, ale postanowił siedzieć cicho.
- W końcu ludzie jakoś to zaliczają - powiedział niepewnie po chwili.
- W końcu ludziom udaje się też tworzyć związki, o których wiedzą obie zaangażowane w niego osoby, a patrz na Taehyunga - powiedział ponuro Jungkook, podnosząc głowę. W tym momencie strasznie przypominał swojego brata i Yoongi nie był pewien, czy chodzi o ciętą odpowiedź, czy tę specyficzną minę wyrażającą ekstremalne zestresowanie i desperację, które cechowały Jina.
- Zazdrościsz - prychnął Taehyung z kanapy.
- Wyjątkowo nie - odciął się Jungkook i widać po nim było, że jest wyjątkowo bliski kapitulacji, a Yoongi naprawdę nie wiedział, czy jest dla niego jeszcze jakaś nadzieja.
- Nie każdy musi skończyć liceum - powiedział pogodnie Taehyung, skrollujac feed na swoim Facebooku. Yoongi miał niesamowita ochotę go palnąć, ale nie wiedział do końca, jaki chłopak w tym domu ma w ogóle status. Próbował to rozgryźć nawet kilka razy, ale nie potrafił. Taehyung przychodził kiedy chciał, na ile chciał i kompletnie nie zachowywał się jak gość. Nie był jednak domownikiem, o ile w mieszkaniu nie istniał jakiś inny wymiar ukrywający jego pokój.
- Nie zależy mi - mruknął Jungkook, zdejmując z kolan zaspanego psa. Yoongi co prawda nie do końca cieszył fakt, że jego pies okazał się zdrajcą i ze zdecydowanie za dużym, jak na jego gust, entuzjazmem reagował na pojawienie się najmłodszego chłopaka, ale nie potrafił nic na to poradzić. - I tak nie pójdę na studia - dodał lekko, podchodząc do okna.
Yoongi spojrzał na niego zaskoczony. Możliwe, że była to kwestia jego własnego liceum albo środowiska, ale nie potrafił skojarzyć nawet jednej osoby, która nie chciałaby iść na studia. Nawet największe matoły z jego licealnej klasy miały takie ambicje.
- To co zamierzasz zrobić? - zapytał, chociaż nie miał takiego zamiaru. To nie były jego sprawy i kompletnie nie chciał się w nie angażować. Zwykła ciekawość.
- Zrobię sobie papiery na wózki widłowe i będę pracować w hurtowni albo gdzieś - wzruszył ramionami. Taehyung entuzjastycznie pokiwał głową.
- Ja też - powiedział, rzucając komórkę na poduszki - Bo przecież po kulturoznawstwie trzeba będzie poważnie myśleć o przyszłości - wyjaśnił, a Yoongi miał coraz większe wątpliwości co do zdrowia psychicznego tego chłopaka. - I zatrudnimy się w tym samym miejscu, będziemy robić wyścigi wózkami - opowiadał z coraz większym entuzjazmem. - Będzie zajebiście. A Jin hyung będzie mógł dokończyć swoje studia. Taki jest plan.
- Taki jest plan - przytaknął Jungkook poważnie. - Tae. Chodź, chodź, chodź! Wyjeżdża! - krzyknął w pewnym momencie. Taehyung zerwał się z kanapy, a Holly podbiegł do niego, szczekając głośno, jakby rozumiał, że stało się coś ważnego i ekscytującego.
- Jezu, on jest taki stary - westchnął Taehyung stając przed balonowymi drzwiami, obok Jungkooka - Jak to w ogóle możliwe, że jeszcze się rusza? - pytał dalej coraz bardziej przybliżając się do okna.
Yoongi planował udawać, że kompletnie go to nie interesuje, zająć się swoją komórką albo czymkolwiek, ale to było wyjątkowo trudne.
- Pewnie pamięta wojnę z Japonią - Jungkook pokiwał głową, przyklejając nos do szyby.
- Pewnie jeszcze te z czasów Joseon - Taehyung również przykleił się do niej i obserwował coś na ulicy z coraz większymi oczami.
- Pewnie pamięta założenie Joseon... - zaczął znowu Jungkook, a Yoongi nie wytrzymał w końcu i podszedł do nich. Na ulicy nie działo się nic szczególnie ciekawego, jeśli nie liczyć jakiegoś staruszka, który właśnie wsiadał do samochodu. Chłopak poczuł się oszukany, naprawdę nie widział powodu, żeby się tym aż tak ekscytować.
- Ok... jedzie. Tym razem na pewno mu się nie uda!
- Ale co się nie uda? - zapytał zdezorientowany Yoongi.
- Pod takim kątem, to byś nawet ty wycofał - westchnął zawiedziony Jungkook, a Taehyung odwrócił się w jego stronę, wyraźnie urażony.
- Przepraszam bardzo, ale jestem bardzo dobrym kierowcą!
- W Mario Kart chyba.
- Nadal tego nie rozumiem - westchnął Yoongi, kiedy staruszek w ślimaczym tempie zaczął wytaczać swój samochód z parkingu, prawie zahaczając o stojące naprzeciwko niego auto. Powtarzał manewr kilka razu, aż w końcu z sukcesem dotarł do głównej ulicy, w nic po drodze nie wjeżdżając - To chyba dobrze, że wyjechał? - zapytał niepewnie.
- Nie... nie... I chuj OC strzelił - westchnął dramatycznie Taehyung. - Chodziło o to, żeby w końcu wjechał w samochód hyunga...w samochód Jina.
- ...znowu - dodał Jungkook.
- Znowu - zgodził się z nim Taehyung. - Żeby dostał odszkodowanie, chociaż temu samochodowi to już nic nie pomoże.
- Ej! To całkiem dobry samochód - oburzył się Jungkook. Yoongi nie do końca się z nim zgadzał. Stojące na parkingu auto, o którym mówili, nie wyglądało, jakby w ogóle mogło jeszcze jeździć.
- Dobra, dobra - Taehyung machnął ręką lekceważąco - Weź, ogarnij się, bo chce już pograć czy coś - Jungkook z jękiem usiadł przy stoliku.
Yoongi też, chcąc nie chcąc, postanowił wrócić do nauki. Sięgając po swoje notatki, które jakimś sposobem znalazły się na podłodze, obok wejścia do pokoju, zawadził o jakąś reklamówkę.
- Co to jest? - zapytał podejrzliwie, bo przyprawy z Targetu wyglądały i pachniały prawie zupełnie tak jak "indywidualnie wyselekcjonowane zioła", które dostał wcześniej od Jina.
***
Hyung, musisz szybko wrócić do domu
- tak brzmiała wiadomość, którą kilka minut wcześniej wysłał mu Jungkook. Od kiedy Jin ją przeczytał, nie stało się praktycznie nic. Nie przyszedł kolejny sms z wyjaśnieniem, co się właściwie wydarzyło. Jungkook nie zadzwonił również, aby cokolwiek wyjaśnić.
Jin wziął głęboki oddech, czując, że ogarnia go coraz większe przerażenie. W wyobraźni widział dziesiątki scenariuszy i żaden z nich nie miał pozytywnego zakończenia.
Prawdopodobnie powinien zrobić coś, ale był tak zestresowany, że nie potrafił nawet odpisać. Jungkook nie panikował, nigdy nie prosił go o wcześniejszy powrót, ani o to, żeby został w domu. Nigdy, o ile naprawdę nie działo się coś złego.
- W porządku? - usłyszał za sobą głos Namjoona. Odwrócił się wolno w jego stronę. Nie było w porządku. W ogóle było prawdopodobnie chujowo i Jin bardzo chętnie by mu o tym powiedział, ale właśnie przechodził załamanie nerwowe. Albo udar. I nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. - Hyung? Czy wszystko w porządku? - powtórzył Namjoon.
Jin zignorował to, że najbardziej to miałby ochotę zacząć płakać. I to na ramieniu Namjoona najlepiej. Nie mógł tego zrobić. Nie chodziło nawet o to, że średnio za Namjoonem przepadał. Potrzebny mu był po prostu człowiek, o którego mógłby się oprzeć i zacząć ryczeć, a Namjoon był zwyczajnie najbliżej. Musiał zacząć coś robić. Jin nie miał nigdy tego komfortu, który pozwoliłby mu na dłuższe kryzysy i na wypłakiwanie się.
- Ja... nie... nie, jest - zaczął się jąkać. Wciągnął głęboko powietrze, próbując się uspokoić. Nie chciał również porzygać się na stojącego przed nim chłopaka, a miał pewne przeczucie, że to się nawet możne zdarzyć. - Jest ok - dodał. Namjoon zmarszczył brwi. - Jest w porządku - powiedział trochę pewniejszym głosem, szybko przełykając ślinę. Miał nadzieję, że uda mu się przełknąć tę wielką gulę w gardle, która dusiła go od momentu, w którym dostał wiadomość od brata. - Muszę tylko... możesz... muszę wcześniej wyjść... dzisiaj - udało mu się w końcu powiedzieć.
- Może ci jakoś pomóc? Albo zawołam Jimina, chcesz? - Jin pokręcił głową, powoli wstając z krzesła.
- Tylko... tylko mu powiedz, że musiałem wyjść. Nic więcej - dodał i zaczął zbierać powoli swoje rzeczy, pilnując się przy tym bardzo, by nie wybuchnąć histerycznym płaczem. - Tylko, że trochę wcześniej niż zwykle, ok?
Namjoon przez chwilę obserwował go w ciszy, wciskając ręce w kieszenie spodni.
- Jasne - powiedział w końcu. - Wyślij jakąś wiadomość, jak już wszystko będzie ok - dodał, otwierając drzwi na salę.
Kiedy Jin w końcu wpadł do domu, zdyszany i cały mokry od potu, bo jak na złość winda nie chciała przyjechać albo w ogóle przestała działać, co było równie prawdopodobne, Yoongi siedział na kanapie z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Był zły. Może nie tak zły, jak wtedy kiedy odkrył, że Jin w ogóle nie przepędził tego jego demona, ale zdecydowanie w chujowym nastroju. Jungkook z opuszczoną głową siedział przy stole i wykręcał palce. Bez względu na to, co się stało, był żywy, cały i zdrowy. Przynajmniej fizycznie zdrowy. Yoongi, oprócz widocznie słabego humoru, też wyglądał w porządku.
Holly leżał tuż obok. Pies był żywy, więc Jin nie miał najmniejszego pojęcia co, oprócz nieumyślnego zabójstwa psa, Jungkook mógł zrobić, żeby tak wkurwić Yoongiego.
Przez chwilę obserwował ich, usiłując złapać oddech i czekając, aż w końcu któryś z nich go oświeci, wyjaśniając, czemu Jungkook wysyła wiadomości, które mogą doprowadzić go przynajmniej do zawału.
- Stało... stało się coś? - zapytał cicho, przytrzymując się futryny. Może siłownia nie byłaby najgłupszym pomysłem. Jin już od dawna wiedział, że jego kondycja nie jest najlepsza, ale po przebiegnięciu kilku pięter, zdał sobie sprawę z tego, że jest naprawdę chujowa.
- No nie wiem, Jin - ton głosu Yoongiego wydawał się jadowity i pewnie naprawdę taki był, ale Jin nie do końca był w stanie go usłyszeć przez głośne uderzenia własnego pulsu i szum krwi w uszach, który prawie rozsadzał mu bębenki. - Może to jakoś wyjaśnisz? - chłopak rzucił w jego kierunku jakąś reklamówkę, której Jin nie złapał.
Na podłogę wysypały się torebki z ziołami i przyprawami. Zamrugał nerwowo, nie bardzo wiedząc, co właściwie powinien powiedzieć. Z jednej strony cała torba przypraw faktycznie wyglądała dziwacznie i mogła budzić pewne obawy, jednak nie była niczym obraźliwym, więc nie rozumiał do końca, o co Yoongi się tak wścieka.
Zerknął szybko na Jungkooka, którego cała postawa krzyczała, że zrobił coś strasznego i jest winny wszystkiemu, co zarzucił mu Yoongi.
- Nie bardzo rozumiem - powiedział wolno Jin, schylając się, żeby pozbierać rozsypane torebki.
- Serio? Wysyłasz je swoim klientom, wmawiając wszystkim, że to magiczne, wyselekcjonowane indywidualnie zioła! - Yoongi rzucił w jego kierunku paczkę z szałwią białą. - Jungkook mi powiedział. Kupujecie je w Targecie i wysyłacie do ludzi. Nie są magiczne! - Jin zamarł na chwilę, czekając, co jeszcze do powiedzenia ma chłopak. Czego jeszcze mógł się dowiedzieć od Jungkooka. - Nie są nawet organiczne!! - krzyknął, jakby to było największe jinowe przestępstwo.
Faktycznie, zioła nie były organiczne, nie rosły szczęśliwie, grzejąc się w słońcu w jakimś ogrodzie ze świadomością, że w przyszłości odegrają ważną rolę w czyimś życiu. Jin i Jungkook kupowali zawsze te najtańsze, w Targecie albo innym sklepie, który akurat oferował najlepsze ceny, potem mieszali je ze sobą w różnych konfiguracjach, zmieniali naklejki i wysyłali jako antidotum na różne problemy.
-I Jungkook ci to powiedział - upewnił się, wstając szybko. Może za szybko, bo aż zakręciło mu się w głowie. Jungkook skulił się jeszcze bardziej.
- Tak, to mi właśnie powiedział! - zapieklił się Yoongi. - Kupujesz jakieś gówno i oszukujesz ludzi! Też mi je dałeś! - Jin szybko przeanalizował całą sytuację i wyglądało na to, że Jungkook tak naprawdę nie zdradził Yoongiemu nic, co w jakiś sposób ich pogrążało.
- A pytałeś mnie kiedykolwiek, skąd pochodzą? - Jin odgarnął z czoła wilgotne włosy i skrzyżował ręce na piersiach.
- Czemu miałbym o to pytać?
- To czemu masz problem z tym, gdzie je kupiłem? - odparł. Nie daruje temu gnojowi. Najbardziej nie zamierzał podarować mu tego, że zestresował Jungkooka.
- Bo kupujesz je w Targecie i sprzedajesz jako coś zupełnie innego!
- Bo są czymś zupełnie innym - wyjaśnił Jin spokojnie. Skoro Yoongi chciał wkroczyć na jego magiczne tereny i dyskutować o czymś, o czym naprawdę nie miał kompletnie pojęcia, to proszę bardzo. Jin był na to gotowy. Był również zły i cholernie zmęczony, a to wszystko z winy Yoongiego. - Moi klienci nie kupują ziół, to może zrobić każdy. I wszędzie. Płacą za odpowiednie mieszanki, które są przygotowywane w konkretnych warunkach. W dodatku przeze mnie - dodał z dumą. - Gdyby ktoś zapytał, gdzie je kupuję, nie miałbym żadnego problemu z tym, żeby o tym powiedzieć. Też mogłeś zwyczajnie spytać, a nie robić gówno-burzę i traumatyzować mi brata - warknął.
Yoongi spojrzał na Jungkooka, który nawet nie musiał udawać. Naprawdę wyglądał jak nieszczęście. Zawsze źle reagował na stresowe sytuacje, a w dodatku ta cała sytuacja z Yoongim i z jego wprowadzką nadal była dla niego nowa.
- Nadal uważam...
- Nadal uważam, że w niesprawiedliwy sposób umniejszasz moją rolę i nie traktujesz mojej pracy poważnie - Jin przerwał mu, wracając do swojego zwykłego, spokojnego i rzeczowego tonu. Właśnie takim tonem w korpo omawiały swoje projekty. To był zajebisty ton profesjonalisty. - Robiłeś kiedyś wodę księżycową? - zapytał, chociaż znał odpowiedź. Yoongi nie miał nawet pojęcia, czym jest woda księżycowa. Jin co prawda wiedział o niej, dzięki pinterestowi i uważał ją za jeszcze większy scam niż miksy ziół, ale była popularna i miała instagramowy potencjał, więc postanowił zainwestować w nią w przyszłości.
Yoongi pokręcił głową, nadal patrząc na niego dość nieufnie.
- To na początku zwykła woda, ale dzięki odpowiedniemu przygotowaniu może zostać użyta przy rytuałach oczyszczających i zaklęciach korzystających z mocy trygonu wody - wyrecytował jeden z pinterestowych artykułów. Yoongi zaczął się łamać, nie wyglądał już, jakby bezsprzecznie wierzył w to, że ma rację.
- Te przypraw... zioła - poprawił się, co było dobrym znakiem. Powoli zaczynał wierzyć w swój błąd. - A zanieczyszczenia i w...
- Magia ma silniejszą moc niż zanieczyszczenia. Jak w ogóle możesz to porównywać? - prychnął Jin i nawet nie musiał udawać oburzenia. To był wystarczająco abstrakcyjne, bo przecież zanieczyszczenia były realne. - Jak kupujesz obraz, to nie kwestionujesz talent artystycznego malarza na podstawie tego, jakiej firmy były farby, których użył do namalowania dzieła, prawda?
- No... chyba nie - odparł niepewnie Yoongi.
- Więc również nie powinieneś kwestionować mojego profesjonalizmu. To analogiczna sytuacja.
- Twój brat usiłuje wymusić odszkodowanie na jakimś staruszku, wiedziałeś o tym? - wypalił zupełnie niespodziewanie Yoongi. Jin zmarszczył nos, zdegustowany. Chłopak musiał być w szkole straszną skarżypytą i pewnie nikt go nie lubił. Sam pewnie by go kilka razy niechcący walną łokciem w szatni, gdyby chodzili do jednej szkoły oczywiście. I gdyby Yoongi na niego naskarżył.
Jin nic nie odpowiedział na pytanie, bo oczywiście wiedział o tym. Co więcej, to nawet nie Jungkook usiłował zdobyć to odszkodowanie, tylko on sam. Koleś już dwa razy rąbnął w jego samochód, jeśli rąbnie po raz kolejny, to Jin będzie mógł wymienić swoją wysłużoną Mazdę na coś nowszego. A przynajmniej młodszego od Jungkooka.
Poza tym facet już dawno nie powinien prowadzić i według Jina byłoby zdecydowanie lepiej, żeby miał kolizję na parkingu, uderzając w jego stare auto (prawidłowo zaparkowane, chociaż dość trudne do wyminięcia) niż na skrzyżowaniu obok szkoły, uderzając w gromadę dzieci. Być może Yoongi ma gdzieś młode pokolenie Korei, ale Jin nie i w ten sposób może wyświadczyć społeczeństwu przysługę.
Oczywiście, mógłby to wszystko powiedzieć Yoongiemu, ale to niekoniecznie pomogłoby mu w budowaniu wizerunku uczciwego wróża.
- Porozmawiam z nim na ten temat - obiecał pojednawczo Jin, zupełnie nie zamierzając tego robić. - Yoongi, ja wiem, wiem, że jesteś zły i nie czujesz się pewnie - powiedział spokojnie i powoli, tak jak zwracał się do swojego świętej pamięci psa, kiedy tamten zamierzał go ugryźć (co zdarzało się często, bo Jjangu był nienormalny). - Ale naprawdę możesz mi zaufać.
- Niby dlaczego? - cała postawa Yoongiego nadal mówiła, ze jest zły i nie zamierza, ale to absolutnie nie zamierza ustąpić, ale Jin wiedział już, że najgorsze minęło. Praca w kawiarni nauczyła go całkiem sporo o ludziach i ich zachowaniu, więc czasem potrafił wyczuć ich faktyczny nastrój, zanim sami zdali sobie z tego sprawę.
- Bo jestem jedyną osoba, która wie, jak rozwiązać twój problem - odparł, mocno akcentując każde słowo. I wtedy, w tamtej chwili Jin naprawdę wierzył w to, że ma rację.
a/n: do końca zostało pińć (5) rozdziałów mniej więcej. jeśli odkryłam genialną metodę wspomagającą regularne pisanie,to spodziewam się wstawić ostatni z nich koło połowy marca.
następny rozdział: wtorek chyba
jeśli nie... no to zobaczymy. A i jeszcze jeśli "i" jest w środku zdania z dużej, a zamiast od jest "of" to trudno, sprawdziałam rozdział 2 razy. mój komputer postanowił się zangielszczyć na amen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top