EPILOG



Jungkook pov.

Cały dzień spędziłem z moim kochanym Jiminem w domu, wylegują się na kanapie, oglądając telewizje i miziając się nawzajem.

-Jiminnie, kochanie moje jedyne. – Objąłem blondyna od tyłu. Stał przy oknie i podziwiał panoramę nocnego miasta, jaka rozciągała się za szybą.

-Jungkookie zrobimy sobie wakacje po tym całym bankiecie? Chce odpocząć od tego wszystkiego. Tylko ty i ja. Co ty, na to?

-Tylko ty i ja. Polecimy gdzieś w ciepłe miejsce. Będę mógł cię kochać całymi dniami...I nocami... - Wypowiadając te słowa obróciłem Jimina przodem do siebie, nadal pozostawiając w moich ramionach.

Skradłem mu czuły i romantyczny pocałunek. Gdy skończyliśmy Jimin ziewnął, za zmęczenia. Ostatnie wydarzenia były bardzo wyczerpujące i wymagały dużej ilości odpoczynku.

Wzięliśmy jeszcze wspólny prysznic, podczas którego nie szczędziliśmy sobie czułości i w swoich objęciach udaliśmy się do krainy morfeusza.

Obudziłem się rano, chociaż chyba właściwie nie było tak wcześnie, jak na początku pomyślałem. Sięgnąłem po telefon. Była dwunasta. Rzadko się zdarzało, że spałem tak długo, ale Jimin cicho pochrapujący, wtulony w mój bok utwierdził mnie w tym, że nie tylko ja potrzebowałem takiej ilości snu.

Opracowałem plan, dzięki któremu będziemy tak naprawdę razem, już zawsze. Porwę go dzisiaj z tego nudnego bankietu przy pierwszej, lepszej okazji.

Obudziłem Jimina, bo musieliśmy się zacząć szykować na dzisiejszy bankiet. Odstawieni i odświeżeni, byliśmy gotowi do wyjścia. Jimin już chciał wyjść, ale złapałem go za rękę, zatrzymując przy tym. Zdziwiony chłopak odwrócił się do mnie z pytającym spojrzeniem.

-Myślałeś, że to już wszystko i możemy tak po prostu wyjść? – Zapytałem, będąc przy tym wyjątkowo rozbawionym.

-Jungkookie, później będziemy się kochać, a teraz ... - Nie dałem mu dojść do słowa, bo zanim chłopak się zorientował przyciągnąłem go do siebie z radosnym śmiechem i zacząłem całować moje ulubione usteczka.

- Kochanie, chodziło mi o pocałunek, ale skoro tak bardzo chcesz.... – Jimin zarumienił się i równie zaśmiał, wtulając się przy tym w mój tors.

-Chodźmy już Jungkookie. Czeka nas kilka godzin nudzenia się, ale może tym razem będzie fajnie, bo w końcu idę tam z największym ciachem w mieście.

-Masz racje, moja kochana kruszynko.

Jimin pov.

Byliśmy już na bankiecie jakieś dwie godziny, podczas których ja i Jungkook zajmowaliśmy się głównie sobą. Miło spędzaliśmy czas śmiejąc się, jedząc, a nawet ukradkiem skradając sobie buziaki i przytulasy. Jungkookie naprawdę o mnie dbał. Odsuwał mi krzesło, otwierał drzwi. Cały czas był u mojego boku. Widziałem też, jak mierzy niektórych mężczyzn, którzy, choć na chwilę się na mnie popatrzyli. Ja nie musiałem na nich patrzeć, a tym bardziej nie chciałem, bo mój mąż był najlepszy na świecie. Mogliśmy zachowywać się swobodnie, bo przedstawiciele poszczególnych firm byli z każdego zakątka świata. Niektórzy prezesi, tak jak i my przychodzili ze swoimi partnerami, a nawet znalazło się parę kobiet ze swoimi partnerkami. W każdym razie nie musieliśmy się ukrywać ze swoją miłością. Każdy zdawał się tutaj akceptować każdego, choć wiem, że to nie jest do końca prawda, to nikt z Koreańczyków nie śmiał się na ten temat odezwać, skoro chciał z nimi współpracować.

Przyszła w końcu ta chwila, kiedy ja, jako organizator tegorocznego zjazdu musiałem wyjść na scenę i powiedzieć kilka słów do publiczności.

-Jungkookie, idziesz ze mną? Skoro to też twoja firma, to pomyślałem, że wszyscy powinni cię poznać... A no i chce się tobą pochwalić.

-Jak sobie mój skarb życzy.

Weszliśmy na małą scenę. Wszystkie spojrzenia natychmiast skierowały się na nas. Dostałem mikrofon. Nigdy nie lubiłem takich publicznych wystąpień, ale stojący koło mnie Jungkook i patrzący na mnie w ten niesamowity sposób dodawał mi odwagi.

-Dobry wieczór. Jak państwo pewnie wiecie nazywam się Jeon Jimin, a to jest mój mąż Jeon Jungkook. Współwłaściciel firmy, który od teraz będzie wspólne ze mną zarządzać firmą. Wracając. Chcielibyśmy podziękować wszystkim tu zebranym, za przybycie. Bardzo się cieszę, że tak wielu wspaniałych biznesmenów zdecydowało się tutaj dzisiaj przybyć. Ten rok mówi sam za siebie. Nasza branża wchodzi na wyższy poziom, a w przyszłym roku wzniesie się jeszcze wyżej. Nie przedłużając. Życzę państwu wspaniałego wieczoru i jeszcze raz dziękuję.

Oklaski rozbrzmiały po całej sali, ale ja słyszałem tylko jedne. Najgłośniejsze i najważniejsze... Te należące do mojego Jungkooka.

Gdy zeszliśmy ze sceny Kookie od razu złapał mnie za rękę i pociągną w stronę wyjścia z sali bankietowej.

-Jiminne świetnie sobie poradziłeś. Jestem z ciebie bardzo dumny. – Powiedział wciskając odpowiedni guzik w windzie.

-Wiem Jungkooki, widzę to w twoich oczach. – Posłaliśmy sobie szczere uśmiechy.

-Jungkook, gdzie ty mnie zabierasz?

-Porywam cię słońce.

-Ale... Jak to? – Nie ukrywałem swojego zdziwienia słowami Jungkooka, ale też nie zamierzałem uciekać, bo zapewne pozwoliłbym się mu porywać codziennie.

Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, a Jungkook, zamiast pozwolić mi normalnie wyjść wziął mnie na ręce, jak księżniczkę.

Moim oczom ukazał się cudowny widok. W miejscu osłoniętym od wiatru leżało chyba ze sto koców, porozkładanych i ponakładanych na siebie, do tego chyba tysiąc poduszek, a wszystko było w serduszka. Nie wspomniałem jeszcze o kolejnych setkach róż, które były dosłownie wszędzie w większych, mniejszych bukietach, a nawet luzem. Cały obrazek dopełniały lampki, które dawały ciepły, złoty odblask na to wszystko.

-Jungkookie... - Byłem zachwycony, to mało powiedziane. Brakowało mi jakichkolwiek słów.

Chłopak postawił mnie na środku miękkiego kocyka, pod którym chyba był materac, ale to nie jest ważne. Mój mąż miał bardzo poważną minę, co mnie nieco zmartwiło, ale zanim zdążyłem się odezwać Jungkook złapał moją pulchną dłoń i klęknął przede mną. Patrzyłem na niego wielkimi oczami, nie rozumiejąc, o co chodzi, bo przecież byliśmy już małżeństwem.

-Jiminnie... Wiem co teraz sobie myślisz, ale chce oficjalnie to załatwić. Pamiętaj tylko, że nic nie musisz oczywiście, jeśli nie chcesz. Do niczego cię nie zmuszam, tak?

-Tak.

-No dobrze, to przejdę do rzeczy... Czy zgodzisz się zostać moim mężem nie tylko na papierze, ale też w prawdziwym życiu i sercu? Zgodzisz się być mój, już na zawsze?

-Tak! Jungkookie przecież wiesz, że jestem twój, już od dawna. – Mówiąc to parę łez skapnęło z mojej buzi, ale były to łzy szczęści, bo patrzyłem właśnie, jak moja największa i jedyna miłość zakłada mi obrączkę z białego złota na palec.

Jungkook podniósł się z ziemi, a ja rzuciłem się w jego ramiona, oplatając rękami jego szyję i zaciskając z całej siły.

Mój mąż odsunął się trochę po dłuższej chwili i spojrzał mi w oczy.

-Kocham cię.

-Ja ciebie też Jungkookie.

A nasze usta złączyły się w pocałunku przepełnionym miłością.




Ale to jeszcze nie koniec...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top