21 - Calmness And Nervousness


Jimin pov.

Siedziałem na wyspie kuchennej, machając sobie nogami i obserwowałem mojego Jungkookiego, jak doskonale radzi sobie w kuchni. Siedząc sobie tak beztrosko przypomniało mi się, że jutro w pracy organizowany jest coroczny bankiet, a moja, właściwie nasza firma w tym roku ma w to największy wkład. Dobrze, że mam odpowiedzialnych pracowników, bo kompletnie o tym zapomniałem i wyszedłem pewnie na nieodpowiedzialnego szefa. No, ale cóż, po ostatnich wydarzeniach myślę, że puszczą to w niepamięć. Wracając do tematu. Dużo szych z najwyższych półek, jednym słowem rekiny biznesu, nazywane też potocznie przez Jina - pizdokleszczami. Jinni uważa, że jak zwęszą interes to już się nie odczepią. Zgadzałem się z nim w całości.

Pochłonięty rozmyślaniami, nie zauważyłem jak Jungkook do mnie podszedł i zaczął się przyglądać mojej twarzy.

-Jiminnie, gdzie jesteś?

-Zamyśliłem się... Jungkookieeee, bo jutro jest taki bankiet... Co roku taki sam i ja nie mogę tego opuścić, zawsze chodzę sam, bo muszę, ale... Chciałbyś mi potowarzyszyć tym razem? Ja wiem, że to nudne i nie jesteśmy...

Jungkook przerwał moją bełkotliwą mowę czułym pocałunkiem. Odsuną się ode mnie i cicho zaśmiał, głaszcząc mnie po policzku, zaczepiając jednocześnie kciukiem o moją wargę.

-Słońce, nawet nie musisz pytać. Oczywiście, że z tobą pójdę.

-Ale...

-Ale?

-Chce, żebyś był na tym bankiecie jako mój...

-Jako twój przyjaciel, tak?

-Nie! Właśnie o to chodzi, że chciałbym cię przedstawić jako mojego męża i oficjalnego współwłaściciela, ale jeśli to za dużo to...

-Kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę z tego, że nie chcesz ukrywać naszego związku. Ale pamiętaj... Nie odstąpię cię na krok, jasne?

-Jasne. – Zaśmiałem się i ukochałem mojego króliczka. Co będę się oszukiwać, wpadłem po uszy. Nie wyobrażam sobie już życia bez niego.

-A teraz blondyneczko zabieraj się za jedzenie, które twój króliczek dla ciebie przygotował.

-Jungkookie, zjesz ze mną?

-Chętnie zjadłbym ciebie, ale to zapewniam cię, że też jest niezłe. Ojciec mnie tego nauczył...

Suga pov.

Po powrocie z misji od razu pobiegłem do Jina. Zerwało nam połączenie podczas strzelaniny, mieli jakiś system zagłuszający sygnał, ale tak się zdarza. Dla mnie i chłopaków było to normalne, ale dla mojego Jina, zapewne nie.

Wpadłem na pokład i rozejrzałem się naokoło. Zobaczyłem Jungkooka startującego maszyną i śpiącego Jimina. Mój wzrok zatrzymał się chwilowo na nim, wyglądał na całego, co mnie cieszyło, bo mój drogi przyjaciel Jungkook by nie przeżył, zresztą mój Jin również. Przez ten cały czas, kiedy pilnowałem Jimina zdążyłem zauważyć, że jest naprawdę wartościową osobą o złotym sercu, więc jestem jednym z największych zwolenników związku nazywanego potocznie przez Jina - Jikook, choć wszyscy sobie raczej zdajemy sprawę, że to zdecydowanie Kookmin, co nie oznacza, że Jimin nie opiekuje się Jungkookiem, tak samo, jak on nim. Zobaczyłem jak mój przyjaciel włącza autopilota i kieruje się w stronę śpiącego Jimina. Nasz wzrok się spotkał. Jungkook i ja rozumieliśmy się bez słów. Kiwną mi głową na fotel drugiego pilota, co mnie trochę zdziwiło, ale nic, raz się żyje.

Podszedłem cicho, stając koło fotela. Jin miał zamknięte oczy, a po jego policzkach spływały łzy.

-Jinni...?

-Tak? – Zapytał cicho, po dłuższej chwili milczenia, nie otwierając przy tym oczu.

-Jinnie, wszystko okej?

Nagle Jin zerwał się z siedzenia i sprzedał mi cholernie... Nie, kurewsko mocnego liścia.

Po kilku sekundach otrząsnąłem się z szoku i przyciągnąłem go do siebie. Nasze spojrzenia się spotkały, a usta i języki splotły w pożądliwym tańcu. Nie wiem ile się tak całowaliśmy, ale jak skończyliśmy to siedziałem w fotelu pilota, a Jin siedział okrakiem na moich kolanach, ściskając w rękach podkoszulek, który miałem na sobie. Moje dłonie ułożone były na jego cudownych pośladkach.

-Nienawidzę cię Yoongi... Jeszcze raz mi tak zrobisz, a obiecuję, że spotka cię taka kara, że do końca życia będziesz ją odczuwał.

-Jedyną karą, na jaką możesz mnie skazać, jest opuszczenie mnie na zawsze. Ale skoro już zgodziłeś się spędzić ze mną całe życie, to cię nie wypuszczę, nigdy.

-No może jeszcze celibat...- Zaśmialiśmy się sobie w usta, po chwili znów je łącząc, ale tym razem w niezwykle czułym i tęsknym pocałunku, przepełnionym miłością.

-Jin, kurwa, przysięgałem, że cię nigdy nie zostawię, a ty płaczesz.

-Yoooonnieee... - Puścił moją uwagę kołu uszu.

-Hmm? – Wymruczałem, przytulając go jeszcze mocniej. Królewna oparła czoło o to moje.

-Chcesz mi coś powiedzieć? – Zapytał. Przez chwilę nie wiedziałem, o co mu chodzi i coś mi się przy okazji przypomniało, ale to zaraz.

-Zawsze chce ci coś powiedzieć, aleee... Co to było....? – Dostałem wcale nie takie delikatne uderzenie w tors. Dobrze, że byłem umięśniony, bo pewnie stękną bym jak jakaś pizda, ale teraz postanowiłem trochę poudawać, co z tego, że mój narzeczony mi nie uwierzył, skoro udało mi się wywołać uśmiech na tej ślicznej buźce?

- Kocham cię. – Byłem pewien swoich słów, nadal czasami sprawiało mi to trudności, bo z Hobim i Jungkookiem zazwyczaj szaleliśmy gdzie się dało i pojęcie miłości było nam nieznane, a teraz każdy z nas znalazł sobie osobę, która przedarła się przez betonowy mur i skradła serce nam wszystkim z osobna.

- Ja ciebie też Yoongi.

- Królewno, a pamiętasz co mi obiecałeś, jak wrócę do ciebie cały i zdrowy?

- Nie pamiętam. – Widziałem ten błąkający się uśmiech na buźce Jina. Niegrzeczna księżniczka, ale i tak go kocham.

Ścisnąłem pośladek i złapałem za udo, jednocześnie przygryzając i ciągnąc wargę Seokjina.

- To ja ci przypomnę. Normalnie już byśmy się dziko kochali, ale że to będzie pierwszy seks po zaręczynach, musimy wytrzymać do domu. Mam zamiar ochrzcić nasze nowe łoże.

- Jak to nasze, w sensie u ciebie, czy u mnie?

- U nas kotku, bo jesteśmy tylko my, a nie ty i ja. Jasne?

- Okej?

- Później ci wyjaśnię.




*******************************************************

Zbliżamy się niestety do końca, ale będzie jeszcze niespodzianka i jest oczywiście nowe opowiadanie na profilu♥

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top