16 - Incorporation Of The Plan Into Force




-Zbieramy się.

-Jungkook, jak chcesz się tam dostać? – Spytał niepewnie V, pakując sprzęt.

-Yoongi, dzwoń po Hobiego. Gdzie masz kluczyki od kuloodpornego? – Suga podniósł dywan i otworzył pomieszczenie nazywane przez nas sejfem, jednocześnie nie odrywając smartfona od ucha.

Gdy schodziłem na dół, widziałem jeszcze kątem oka minę zaszokowanego Jina.

Zabrałem z sejfu kluczyki, dodatkowo jeszcze kilka drobiazgów takich jak granaty ogłuszające i tym podobne. Przebrałem się w strój bojowy. Uzbrojony i gotowy do akcji wyszedłem, zamykając sejf.

Wszyscy byli gotowi do drogi.

-A ty gdzie? – Zapytał Suga patrząc niepewnie na Jina, który włożył buty i wcisnął w kieszeń zabezpieczony nóż.

-Idę z wami. – Odpowiedział pewnie.

-Nie, nie, nie. Zostajesz w domu. – Wyczułem w głosie Sugi, nie tylko lekką irytację, ale też zmartwienie.

-Jimin to mój przyjaciel, a ty jesteś moim narzeczonym, czy ci się to podoba, czy nie. Lecę z wami.

-Suga, pozwól mu lecieć. Zostanie w samolocie z V. Będą się pilnować nawzajem. Jimin będzie szczęśliwy, gdy zobaczy nas wszystkich.

-Jin... - Yoongi nie dokończył, bo Jin ucałował go delikatnie w usta i pogłaskał po policzku, następnie skierował się do drzwi.

-Nie martw się Suga, wszystko będzie dobrze, ale teraz już chodźmy, bo mam ochotę kogoś zabić i ukochać moje słońce.

Dotarcie na lotnisko wojskowe zajęło nam jakieś 30 min z czego, nie byłem zadowolony, ale szybciej się niestety nie dało.

Wjechaliśmy samochodem na pokład samolotu. Od razu kierując się do część, dla pasażerów. Powitał nas J-Hope, jak zwykle był radosny i szczerzył się jak pojebany, ale mimo wszystko go lubiłem.

-Cześć j-Hope, Suge znasz, to jest Jin, jego...Narzeczony. A to jest... Hobi? Hobi? – Pomachałem mu przed nosem, wołałem, a ten nic. Zrozumiałem, o co chodzi dopiero, gdy się odwróciłem. Nasz promyczek J-Hope znalazł sobie obiekt westchnień w postaci V. Kto by pomyślał...

-J-Hope! Startujemy, później nawet pójdziemy na potrójną randkę, ale kurwa, zanim to nastąpi muszę odzyskać mojego Jimina. Błagam pośpiesz się, bo cię rozkurwię, jak coś się stanie mojemu Słoneczku.

Udało mi się ogarnąć tych szajbusów. Lecieliśmy już od jakiejś godziny. Próbowałem się skupić, chociaż przestać na chwilę myśleć co teraz się dzieje z moim kochaniem, ale nie mogłem. Starałem się grać twardego, ale w środku byłem załamany. Wizja stracenia Jimina, byłą najgorszą w moim życiu. Nie jesteśmy razem długo, ale chciałbym budzić się i zasypiać tylko przy nim, chciałem go trzymać już zawsze w ramionach i nie puszczać. Chciałem zasmakować jego słodkich, pulchnych ust i zatopić się w głębi jego oczu. A co najważniejsze chciałem szeptać mu na ucho jak bardzo go kocham, pokazać jak bardzo mi zależy. Byłem rozdarty.

- Jimminie kochanie trzymaj się, twój króliczek już po ciebie leci. – Szeptałem siedząc za sterami i pilnując wszystkiego. Hobi pobiegł poznać V, który aktualnie był lekko zirytowany jego towarzystwem, ponieważ był zajęty śledzeniem mojej kruszynki.

Po wylądowaniu i zapakowaniu się do samochodu od razu ruszyliśmy w trójkę, cały czas będąc na łączu z V i będąc prowadzonym przez niego odpowiednią i najkrótszą drogą. Oczywiście, przed wyruszeniem i zostawieniem dwóch chłopaków, ich rycerze musieli się z nimi pożegnać. Yoongi obściskiwał się z Jinem przez dobre pięć minut, na co prawie dostałem gorączki, a J-Hope i V bawili się w podchody co skończyło się całusem w policzek,, na szczęście" dla Hobiego, który wsiadł do samochodu cały w skowronkach, ale widząc moje spojrzenie opanował się i skupił na tym, co najważniejsze, czyli moim blond skarbie.

Na miejsce dotarliśmy w jakieś 2 godz. Zapierdalałem jak pojebany. Miałem tylko jeden cel – Jimin. Plan był prosty chłopaki odwracają uwagę, a ja przemykam po blondynkę.

-Gotowi? Czas zacząć zabawę. – Powiedziałem, a moje słowa zostały zatwierdzone kiwnięciem głów moich kompanów.

V cały czas nawigował każdego z nas poprzez słuchawki, które mieliśmy w uszach. Gotowi i uzbrojeni po zęby wkroczyliśmy do akcji.

Jimin pov.

-Jisoo!?! Właśnie zobaczyłem kogo walnąłem z główki. Pomińmy już to, że boli mnie bardzo głowa, ale jej nos jest chyba w gorszym stanie, ale mam nauczkę, że to, co na filmach, nie koniecznie wygląda tak samo w prawdziwym życiu.

Gdy już zdołałem skupić swoje myśli na tym, w jakiej sytuacji się znajduje, uderzyła we mnie rzeczywistość. I to, że ta puszczalska suka jeszcze chwilę temu siedziała mi na kolanach. Co jest kurna?

-Jisoo do jasnej cholery, odwiąż mnie! Co ty tu robisz? Ciebie też porwali?

-Nikt mnie nie porwał, to ja kazałam cię porwać, rozumiesz!

-Co ty pieprzysz?

-Pieprzyłeś to się ty z tym mięśniakiem w swoim biurze, gdy weszłam do środka!

-Coo... Widziałaś jak kocham się z Jungkookiem? – Byłem zaskoczony, nie powiem, że nie. Nie wiedziałem, że nas widziała.

W jednym momencie Jungkook znowu zajmował, każdą część mojego ciała. Czułem nieprzyjemne skurcze na myśl, co się z nim teraz dzieje i gdzie jest. Pamiętam, że zanim zemdlałem, ktoś został postrzelony, ale moje serce było spokojne, dlatego zakładałem, że to nie mógł być mój Jungkookie.

-Myślałeś, że co? Ja cię kocham do szaleństwa, a ty ruchasz się z jakimś modelem? To ja chce się z tobą ruchać i będę czy tego chcesz, czy nie.

-Jisoo zamknij się i mnie posłuchaj. Nigdy, ale to nigdy nie będziemy razem, a tym bardziej się w tobie nie zakocham, bo już znalazłem miłość swojego życia. Jeżeli chcesz nas rozdzielić, będziesz musiała mnie zabić, bo życie bez mojego męża nie ma żadnego sensu. Rozumiesz? I wcale nie żartuje. Proszę teraz byś mnie wypuściła, bo chciałbym wrócić do domu i ukochanego.

-Po moim trupie! Ten twój kochaś ze mnie zakpił, rozumiesz? Bezczelnie śmiał mi się w twarz, kiedy doprowadzał cię do orgazmu, chciał żebym to widziała. Ten sukinsyn wszystko zaplanował! – Wykrzyknęła ta zdesperowana suka, która doprowadzała mnie do białej gorączki, jeszcze bardziej niż zawsze.

-To się już zabij, ale najpierw mnie wypuść. – Postanowiłem grać obojętnego, ale w środku błagałem, żeby ktoś mnie uratował, a najlepiej, żeby Jungkook też przyleciał. Myślę, że jakby się tak stało mógłbym być już w stu procentach pewny, że mnie szczerze kocha tak, jak ja jego, a nasze wyznania nie były puszczone w powietrze.

-Nie! Nie! Nie! Nie pozw... - Nie zdążyła dokończyć, bo drzwi wyleciały z hukiem, a w nich staną mój wybawca.

-Jungkook!?!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top