15 - BONUS 1

UWAGA!

Rozdział nie jest napisany przeze mnie. Otrzymałam pewien czas temu propozycje, która mi się spodobała, dlatego też zdecydowałam się to opublikować. Są tutaj tylko moje uwagi, trochę edycji tekstu i ogólny zamysł. Gratuluje i dziękuje tej osobie za pracę, którą wykonała. Dużo miłości i do następnego ;)


Ciemnowłosa dziewczyna szła pewnym krokiem po firmowym korytarzu, wszyscy pracownicy ustępowali jej drogę, nikt nie chciał się narazić wściekłej Jisoo. Dziewczyna cały czas miała przed oczami widok jej ukochanego mężczyzny, który ujeżdżał jakiegoś frajera, a żeby tego było mało to ten bezczelny dupek miał czelność z niej zadrwić... - Nie! Jisoo, nie myśl o tym!- Skarciła się w myślach. Wściekła brunetka wyszła głównym wejściem i wyciągnęła z kieszeni smukłą, posrebrzaną papierośnicę i wyciągnęła z niej jednego cienkiego papierosa. Zaczepiła jakiegoś przypadkowego przechodnia, który użyczył jej zapalniczki. Gniew Jisoo powoli wygasał i zniknął równie szybko, jak dym, który wypuszczała przez usta, a jego miejsce zastępował smutek. Po jej zaczerwienionych policzkach zaczęły spływać gorące łzy. Otarła je szybko i zgasiła papierosa o marmurową donicę. Z tylnej kieszeni spódnicy wyciągnęła telefon i nerwowo nabijała kolejne cyfry na klawiaturze. Trzy krótkie sygnały i usłyszała głos ojca w słuchawce.

-Tatku... Potrzebuję Cię...- Powiedziała i wybuchnęła płaczem.

#

Tokio, Shibuja.

Dwóch mężczyzn siedziało w ciemnym pomieszczeniu przy małym okrągłym stole. Obydwoje mieli po dwóch ochroniarzy za swoimi plecami. Starszy z nich odebrał telefon, sądząc po jego zdenerwowaniu nie była to miła rozmowa. Siedzący naprzeciw niego Japończyk zaśmiał się pod nosem.

-Coś nie tak, Panie Kim?- Odezwał się czarnowłosy.

-To nie twoja sprawa Okita.

-Może jednak?

Japończyk spojrzał na niego wręcz uwodzicielsko, a z twarzy nie znikał mu uśmiech. Kim pokręcił się chwilę na krześle i pogłaskał po brodzie. Spojrzał jeszcze raz na Okite i wziął głęboki wdech.

-Dobijmy targu. Aktualnie ja potrzebuje najlepszych najemników, jakich masz, a ty potrzebujesz mojej forsy. Zorganizuj moją sprawdzoną szóstkę i...-Japończyk wciął mu się w pół zdania.

-Zaraz, zaraz, Panie Kim, może zanim zaczniesz wydawać mi polecenia to porozmawiamy o cenie?

Okita rozsiadł się na krześle i spoważniał, splótł palce i podparł na nich brodę, Kim machnął ręką i odpalił cygaro.

-Myślałem, że cena jest ta sama co zawsze?- Powoli wypuścił dym.

-Sprawy się pokomplikowały. Do jakiej roboty ich chcesz?

-Porwanie. Jeden człowiek, szybka akcja. Oczywiście mają go przetransportować do Tokio. Dokładne namiary dostaną jak już wylądują w Japonii. -Zaciągnął się cygarem i spojrzał na Okitę.- Ile chcesz, gnido?

-30 000 000 jenów.

-Okita! Chyba cię popierdoliło!- Kim podniósł się z krzesła i uderzył pięściom o stół. Japończyk był niewzruszony zachowaniem kontrahenta.

-Mówiłem już, trochę się pokomplikowało, poza tym oni chcą zarobić trochę grosza, sam rozumiesz, takie czasy, a Chogiwa się cenią.- Wyszczerzył białe zęby w podłym uśmiechu.

-To ty się kurwa cenisz, oczywiście twoja marża to pies? -Kim wyprostował się i wziął głęboki wdech. Zgasił cygaro o ramię krzesła i poprawił garnitur. - Jutro rano widzę ich gotowych do akcji.- Zabrał czarny płaszcz i ruszył w stronę drzwi. Jego ochroniarze nie tracili czujności.

-Będą gotowi, kiedy tylko zobaczę pieniądze na koncie.- Krzyknął Okita, zanim drzwi zamknęły się z hukiem.

Japończyk podśmiechiwał się pod nosem, kiedy wybierał numer.

-Ten stary dziadyga nigdy się nie zmieni -Zaszczebiotał do siebie, po chwili usłyszał głos w słuchawce.

-Halo?

-Park! Co robicie z ekipą?

-Eee... Aktualnie gramy w pokera.

-Macie robotę, po szczegóły macie się zgłosić do mnie osobiście, macie być w pełnej mobilizacji. Jasne?

-Tak jest!

-Świetnie.

  #

Chanyeol pov.

-A! W sumie ile za to dost... Rozłączył się... Kurwa.

Jebany Okita zawsze tak robi, jeszcze nigdy normalnie nie załatwił żadnej sprawy. Nawet nie wiem ile za to dostaniemy... Kurwa! Żebym chociaż wiedział co mamy zrobić!

-Chłopaki mamy robotę!

#

Ale zanim ten chuj zadzwonił... Miałem lepsze zajęcia do roboty...

-Mam karetę.- Spojrzałem po moich towarzyszach oczekując jakiegoś odzewu, nie lubię grać w pokera, ciężko jest zachować PocerFace albo zapamiętać te wszystkie ustawienia. Ja i Baekhyun zawsze przegrywamy w to w chuj hajsu. Znaczy ja bardziej, ale to nie jest teraz ważne.

-Chanyeol ty raku, po pierwsze to nie kareta trefl, a po drugie gramy w makao.

Przewróciłem oczami i rzuciłem karty na stół.

-Nie gram już.

Nikt nawet na mnie nie spojrzał, może to i dobrze, że są tak przejęci grą. Zawsze mogę to jakoś wykorzystać. Po mojej prawej stronie siedział Baekhyun. Postanowiłem nie tracić czasu ani okazji, a w mojej głowie już powstawał iście niecny plan, który miałem wcielić w życie. Schowałem prawą rękę pod stół i przejechałem delikatnie po udzie Baeka grzbietem palca wskazującego od kolana wzwyż i poczułem jak napina mięśnie. Czułem też jego wzrok na sobie, ale nie spojrzałem w jego stronę. Wszyscy byli skupieni na swoich kartach, kiedy moja dłoń powoli przesuwała się niebezpiecznie w górę. Próbował mnie zatrzymać przez co, coraz mocniej zaciskał uda, ale ja i tak dostałem to, czego chciałem i za chwile moja dłoń wylądowała na kroczu mojego książątka. Słyszałem jak głośniej nabrał powietrza w płuca. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, kiedy czułem pod dłonią, że mały Baek jest twardy jak skała, ale ja wcale nie byłem lepszy. Natychmiast zabrałem dłoń, wstałem z miejsca i z kieszeni spodni wyciągnąłem telefon.

-Zmywam się.- Odblokowałem telefon i napisałem wiadomość wychodząc.

CY: Czekam na ciebie na parkingu, masz 10 minut, żeby tu przyjść, albo tam wracam i przelecę cię na tym stole przy wszystkich.<3

BH: Nawet nie próbuj, chory pojebie <3 Zaraz będę.

Baekhyun prv.

Czemu on musi mieć ochotę akurat wtedy, kiedy mam takie zajebiste kary? Nie mam wyjścia i muszę się podłożyć... Po 3 rundach byłem już na przegranej pozycji i spokojnie mogłem zacząć się ulatniać. Zostały mi jeszcze 3 minuty... Powinienem zdążyć, a w najgorszym wypadku spotkam go po drodze jak będę stąd wychodził. On nigdy nie żartował, jeśli chodzi o te sprawy. Rzuciłem karty na stół tym samym się poddając. Spokojnym krokiem szedłem w kierunku drzwi. Chwyciłem za klamkę, wyszedłem powoli i spokojnie zamknąłem drzwi, po czym rzuciłem się do biegu, została tylko minuta i ten zbok weźmie mnie w tym miejscu, gdzie mnie spotka, a bycie przyłapanym przez kogoś jakoś mnie nie kręci. Zdyszany wpadłem na podziemny parking i rozglądnąłem się po ciemnej przestrzeni. Ciężko sapałem... Kondycja to coś, nad czym muszę popracować... Poczułem silne szarpnięcie i poleciałem do tyłu z takim impetem, że odbiłbym się od ściany, gdyby ktoś nie przygwoździł mnie do niej. Chanyeol złapał moje nadgarstki i uniósł je nad głowę, zanurzył nos w moich włosach i zaciągnął się ich zapachem.

-Lubię zapach tego szamponu. Czemu musiałem tak długo czekać?- Zacisnął mocniej dłonie na moich nadgarstkach i zaczął przesuwać się w dół do mojej szyi nie odrywając swoich ust od mojej skóry.

-Miałem dobrą kartę... Ah!- Poczułem zęby na szyi, Yeol nie był delikatny, ugryzł mnie mocno i szarpnął, później polizał miejsce w którym zostały ślady po zębach.

Jedną ręką chwycił moje dwa nadgarstki, a drugą powili wkładał mi pod bluzę. Chłód jego dłoni przyjemnie rozchodził się po moim rozpalonym ciele. Wygiąłem się do przodu tym samym dociskając swoje biodra do jego i uśmiechnąłem się. Poczułem, że ten dupek jest już twardy jak skała, prawdopodobnie był już taki, kiedy rzucił karty na stół, ale nie sprawdzałem.

-No dalej Yeol... Zróbmy to...-Wyszeptałem mu prosto w usta.

On delikatnie się do mnie przybliżył i koniuszkiem języka oblizał moje wargi, po czym mnie pocałował. To jak to robił odkrywało jego całą naturę. Początek jest słodki, zmysłowy i niewinny. Jego język powoli odszukuje mój mięsień, szturcha go i zaprasza do zabawy, delikatnie przesuwa się po podniebieniu, a kiedy chce przerwać odsuwa się i ssie moją dolną wargę. Tak kończy się pierwszy etap. Drugi jest zupełnie inny. Nagły atak, agresywne ruchy, przepełnione pożądaniem, wypełnione obietnicą tego, co mnie czeka. Nasze języki łączą się w dzikim tańcu. Poczułem smak żelaza, dobrze znałem ten smak. Z mojej wargi popłynęła mała ilość krwi. Chanyol przesunął dłoń wyżej na moją klatkę piersiową i błądził palcami tal długo aż znalazł sutek i zaczął wodzić wkoło niego palcem, wtedy przygryzł mój język i pociągnął za niego.

-Ah! Chanyeol!- Odchyliłem głowę do tyłu, chciałem, żeby to się już stało.

On się tylko zaśmiał i szybkim ruchem oderwał mnie od ściany i pchnął na maskę sportowego samochodu. Wysokość była idealna. Yeol podsunął mi bluzę aż po samą szyję, po czym zaczął całować mój lewy sutek, nie zapominając o prawym, który pieścił dłonią. Wodził językiem wkoło, delikatnie przygryzał i pociągał. Czułem na mokrej skórze przyjemne ciepło jego oddechu i nie mogłem powstrzymać się od jęku przyjemności. W moich spodniach zrobiło się naprawdę ciasno więc prawą ręką przytrzymałem głowę Chanyeola przy swojej klatce piersiowej, mocno ciągnąc go za włosy, sprawiało mu to przyjemność, sądząc po tych stęknięciach, jakie wydawał za każdym razem, kiedy szarpałem. Lewą rękę przesunąłem do pasa i rozpiąłem swój pasek od spodni, rozsunąłem rozporek i włożyłem rękę głęboko w spodnie. Zacząłem sam przygotowywać się na tego sadystę, który wolał męczyć mnie w ten sposób niż pozwolić ulżyć mi i sobie. Wypiąłem biodra mocno w stronę Yeola, oderwał się ode mnie i teraz stał nad mną wyprostowany, zdyszany, królował nad mną. Poczułem, że wyglądam żałośnie. Ale byłem gotowy.

-Chanyeol... Wejdź we mnie... Ty skurwielu...- Ciężko dyszałem i było mi w chuj gorąco w tej bluzie z polarem, ale to się teraz nie liczyło.

-Kto ci pozwolił się tam dotykać?- Uśmiechnął się, jak pierdolony szlachcic do parobka i zsunął nieco swoje dresy w dół. Specjalnie zostawił bokserki, wiedział, że czekam, wiedział, że jestem już blisko. Znęcał się. Jego męskość już błagała o uwolnienie, ale on wolał się nad mną znęcać!

-Calvin Klein?

-Ta. -Rozchylił moje uda i zsunął gumkę od bokserek, na jasnoszarym materiale widziałem mokra plamę. On też był już blisko.

-Zajebis... Ah!

Nie zdążyłem dokończyć. Chanyeol wypełnił mnie całego, czułem jak gorąc rozlewa się po moim ciele. Szybkie ruchy i ciche pojękiwanie Yeola doprowadzały mnie do szaleństwa. Czekałem tylko aż...

-Maah! Chanyeol!

Uderzył w to miejsce, straciłem panowanie nad sobą, głośne sapnięcia przeplatały się z jeszcze głośniejszymi jękami. I nagle. STOP. CO DO CHUJA WAFLA!? Spojrzałem na niego jak na debila, którym z resztą był.

-Powiedz.- Uśmiechnął się szeroko w szyderczym uśmiechu.- Powiedz, Chanyeol oppa.

Co kurwa? Komuś się chyba w dupie poprzewracało. A wtedy pchnął mnie mocno jeszcze raz.

-No powiedz.

-N-nie.

I znów pchnięcie i stop i znowu, i znowu. Za każdym razem trafiał w prostatę, a ja odchodziłem od zmysłów. Dobrze, wygrałeś zagram w twoją grę...

-ChanYeol...Oppa! - Zobaczyłem jak w jego oczach rodzi się dziki ogień. Tym razem nie zamierzał przerwać.

Co raz wypełniał mnie i opuszczał, robił to tak jak lubiłem najbardziej i wtedy...Kurwa...

Chanyeol prv.

- O tak maleńki! Wiedziałem, że w końcu się złamiesz. Powinieneś zostać ukarany przez swojego oppe, za to, jak na mnie działasz. - Uwielbiam go wypełniać, jest taki gorący w środku, jego jęki sprawiają, że mam ochotę krzyczeć. Czułem, że już zbliżam się do końca, zacząłem przyśpieszać a moje maleństwo wiło się pode mną i wbijało paznokcie w plecy. Poczułem ciepłą maź na brzuchu i widziałem jak Baekhyun odpływa w szale białej gorączki, do jakiej go doprowadziłem. ale to jeszcze nie koni... Wtedy za wibrował mój telefon, służbowy. Kurwa!

#

Sześciu młodych, uzbrojonych po zęby mężczyzn stało w pustej hali jakiejś opuszczonej fabryki. Okita umówił się z nimi, że mają tam czekać na rozkazy od niego. Czerwono-włosy chłopak szybkim ruchem wyciągnął telefon z tylnej kieszeni:

Cel - Jeon Jimin, macie go uprowadzić, towar ma dotrzeć drogą powietrzną prosto do Tokio, ma być żywy i dostarczony w stanie idealnym. Siedziba jego firmy znajduje się w dzielnicy Gangam, będzie na parkingu podziemnym około 18.00, może mieć towarzystwo, uważajcie. W Japonii dostaniecie dalsze wskazówki.

Chanyeol uśmiechnął się do telefonu, po czym zwrócił wzrok na kompanów i z powrotem schował telefon.

-Dobra chłopaki idziemy się zabawić! Ja, Sehun i Xiumin jedziemy po przesyłkę, Baek i Soo obstawiają nam tyły, jasne? Jasne! To jedziemy!

-Yyy...! Czejak Yeol!- Po wstrętnej hali rozległ się milutki głosik, a z samochodu wychyliła się urocza twarz, młodego chłopaka... Z idealnie równymi kreskami.- A co z kapitanem?

-Gdybyś nie spał Baek to byś wiedział, że załatwia transport.- Odezwał się najmłodszy w grupie.

-Dobra dość pierdolenia! Ładować się do auta.

Najemnicy się rozdzielili, trzech z nich wsiadło do czarnego vana z przyciemnionymi szybami a dwóch pozostałych do czarnego Range Rovera. Po godzinie drogi dotarli na miejsce. Odnaleźli samochód Jimina i zaparkowali naprzeciwko niego. Druga ekipa z Rover'a przyczaiła się za filarem i tylko czekali na sygnał. Minęła 18.00 i cel miał się pojawić lada moment. 18.07 i oto jest.

-BH do Raka, odbiór.

Sehun parsknął śmiechem, kiedy usłyszał nową ksywę Chanyeola w krótkofalówce, po chwili oberwał w potylicę od Xiumina. Yeol gwałtownie złapał za mikrofalówkę.

-Van do BH... Jaki rak kurwa!? ... Odbiór.

-Cel się zbliża, bądźcie w gotowości. Bez odbioru.

Drzwi windy się zamknęła i dwie postacie poruszały się w pół mroku, kiedy przeszli przez znak stop wymalowany na podłodze, to był ten moment.

-TERAZ!

Van ruszył z piskiem opon i zatrzymał się zaraz przed Jiminem i jego towarzyszem. Chanyeol i Sehun zajęli się walką z czarnowłosym, który okazał się być mocnym skurwielem. Chłopak był dobry w walce wręcz, nawet dwóm świetnie wyszkolonym najemnikom było ciężko go pokonać. W czasie kiedy Yeol i Sehun mocowali się z czarnowłosym bydlakiem, Baek podjechał bliżej Jimina chłopak nawet nie zauważył, kiedy Soo przyłożył mu szmatę nasączoną eterem. Blondyn prawie na natychmiast odpłynął. Soo złapał go pod pachami przeciągał w stronę samochodu, kiedy usłyszał wystrzał z broni. Zastygł na chwilę i otworzył szeroko oczy, ale szybko się opamiętał i razem z Jiminem wsiadł do samochodu. Ruszyli w stronę wyjazdu z parkingu. Za nimi jechał van.

                                                                                                 #

Kiedy samochody znalazły się na obrzeżach miasta obydwa pojazdy zatrzymały się na poboczu. Czerwono włosy miał podartą kurtkę i widać było, że niedawno krwawił z nosa. Sehun nie prezentował się lepiej. Soo wysiadł z samochodu i skinieniem głowy nakazał Xiuminwi pójść za nim. Obydwoje zaczęli szykować nieprzytomnego Jimina do dalszej podróży. Kiedy wiązali mu ręce z tyłu pleców, blondyn cicho stęknął. Xiu i Soo spojrzeli na siebie.

-Powoli się budzi, szybciej.

Reszta stała w ciszy, aż w końcu Baek wysiadł z samochodu i głośno trzasnął drzwiami.

-Kto strzelał!?

Sehun i Chanyeol spojrzeli po sobie. Czerwono włosy wyprostował się i głośno wypuścił powietrze.

-Ten skurwiel, był mocny. To nie był pierwszy lepszy frajer z firmy. Gdybym nie strzelił skręciłby kark Sehunowi!

-Możemy jechać!- Krzyknął Xiumin i zasunął drzwi od vana. Wszyscy weszli do samochodów i ruszyli w dalszą drogę.

#

Jimin się budzi...

-O! No proszę nasza księżniczka się obudziła. -Wykrzyknął Yeol, złapał go delikatnie za podbródek i skierował głowę Jimina w swoją stronę. Chłopak próbował coś powiedzieć, ale miał zaklejone usta taśmą. Oj, gdyby tylko Jungkook się o tym dowiedział... - Co jest? HAHA! Coś ci przeszkadza mówić? Oj nie martw się, pomogę ci.- Czerwono włosy zaśmiał się szyderczo i brutalnie zdarł taśmę z ust Jimina. Blondyn stęknął, na jego twarzy została czerwona gruba linia w miejscu, gdzie była taśma.

-Wy... Czego ode mnie chcecie? Kim w ogóle jesteście? Co zrobiliście z Jungkookiem!?

-Z kim?- Yeol zrobił duże oczy i przekrzywił głowę delikatnie w prawo.- O nie! Nie mów, że to ten skurwiel, który z tobą był!

-Co z nim zrobiliście!?

-Pewnie zdechł na tamtym parkingu.- Odezwał się Sehun z przedniego siedzenia.- Zaklej mu z powrotem usta, bo mnie wkurwia.

-Tyle krzyku o jednego blondaska. Kto by pomyślał?

-Skup się na drodze Xiu.

-Już prawie jesteśmy.

Samochody kierowały się na miejsce, które wcześniej wskazał im Okita. Zjechali z głównej drogi i przekroczyli ogrodzenie lotniska wojskowego. Samochód poruszał się szybkim tempem po dziurawej drodze. Szorstka lina ocierała się o nadgarstki i kostki Jimina. W tym samym czasie Chanyeol wyglądał jak dziecko, które właśnie wchodziło do Disney landu.

-Nie pierdol, że Kim ma wtyki w wojsku!- Zaśmiał się głośno.

Samochody zaparkowały niedaleko odrzutowca. Silniki już pracowały, samolot był gotowy do odlotu. Przy trapie czekał na nich ich przywódca. Cała piątka kierowała się w jego stronę. Xiumin niósł Jimina jak worek ziemniaków, chłopak próbował się wyrywać, ale nie wiele to dało.

-Mamy przesyłkę. -Odezwał się Xiu i klepnął Jimina w pośladek.

Kapitan zmrużył oczy, a jego wieczny uśmiech zszedł mu z twarzy, kiedy zobaczył jak wglądają Chanyeol i Sehun.

-Co... Co do chuja ciężkiego się wam stało!? Pojechaliście po jednego. JEDNEGO małego człowieka i wracacie w TAKIM stanie!?

-To wszystko przez tego chuja, co się z nim prowadza.

-Wyrażaj się gówniarzu.

-Wszystko gotowe do odlotu.- Wykrzyknął Soo próbując przekrzyknąć pracujące silniki. Suho machnął ręką na swoich poturbowanych podwładnych i wszyscy weszli do samolotu. Lot nie trwał długo i przebiegał spokojnie. Przez cały czas Jimin miał taśmę na ustach i jedynie zmieniono mu linę na kajdanki. Samolot zbliżał się do lądowania na lotnisku wojskowym niedaleko Tokio.

-Powinniśmy dać znać, że już jesteśmy czy...?- Zapytał Baekhyun, który właśnie próbował napoić Jimina podając mu kubek wody i słomkę, którą włożył pod taśmę, ale blondyna opluła go sokiem.

-A oczekujesz jakiegoś specjalnego komitetu powitalnego?-Chłopak zawstydził się i z powrotem oparł głowę o kolana.

Kiedy wylądowali od razu skierowali się do hangaru. Odsunęli ciężkie metalowe drzwi. Na środku hangaru był zaparkowany czarny Jeep, kluczyki do samochodu znajdowały się w kopercie którą wcześniej Suho dostał od Okity. Cała szóstka wpakowała się do samochodu, Jimin wylądował w bagażniku. Miał zawiązane oczy, a do uszu włożyli mu słuchawki i puścili usypiającą muzykę. Jechali około 3 godzin, ciężko to stwierdzić, kiedy siedzi się w bagażniku. W samochodzie panowała kompletna cisza, wszyscy byli skupieni i zmęczeni. Ożywili się dopiero na dźwięk sms.

Czekamy na was w Ikebukuro, za kluczem w prawo, wiecie gdzie.

-Jakim kluczem?

-Wiolinowym. - Suho nawet nie spojrzał na Baekhyuna.

Pół godziny później ekipa była na miejscu. Razem z Kimem i Okitą zeszli do piwnicy. Xiumin posadził Jimna na fotelu, chłopak dalej miał słuchawki na uszach i opaskę na oczach. Okita dopiero w piwnicy zauważył poturbowane twarze Yeola i Sehuna. Spojrzał pytająco na Suho. To długa historia szefie, mówiły jego oczy. Okita przytaknął i zwrócił się do Kima.

-Zadanie wykonane, przesyłka na miejscu.

-Pieniądze na koncie.

Mężczyźni spojrzeli sobie głęboko w oczy i uścisnęli sobie dłonie. Okita skinął na swoich najemników, od razu zrozumieli przekaz tego gestu i zaczęli po kolei wychodzić z lokalu.

-Polecam się na przyszłość.- Czarnowłosy zasalutował.

Kiedy wchodził po schodach w przeciwnym kierunku szła brązowo włosa kobieta. Okita złapał ją za ramię i delikatnie przysunął do siebie. Wyszeptał jej prosto w ucho.

-Po co ci ten chłopak, Jisoo?

-Nie twoja sprawa.

-Braciszkowi nie powiesz? Jak mi nie powiesz, to komu powiesz Jisoo?

-Dowiesz się w swoim czasie, a teraz puść, nie mam czasu.- Dziewczyna schodziła dalej. Okita ostatni raz się za nią obejrzał.

-Będziesz miała przez niego kłopoty, Jisoo!- Uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.

                                                                                                   #

Obcasy uderzały równomiernie o betonową podłogę. Ojciec ruchem ręki wskazał na siedzącego na fotelu, skutego Jimina. Dziewczyna posłała ojcu promienny uśmiech i podeszła do chłopaka. Wyciągnęła mu z uszu słuchawki i odkleiła taśmę z twarzy. Ujęła jego twarz w dłonie i zbliżyła się do niego, czuła na swoich ustach jego ciepły oddech. Zbliżyła się jeszcze bardziej i już miała go pocałować, a ten nagle opluł jej całą twarz, śmiejąc się sam do siebie. Blondyn próbował się wyswobodzić, ale jego ruchy były ograniczone. Jisoo usiadła okrakiem na udach Jimina i pogłaskała go po policzku. Przejechała palcem powoli od podbródka aż po opaskę, którą miał na oczach i powolnym ruchem ją ściągnęła. Uśmiechnęła się szeroko, pewna siebie, jakby podbiła cały pierdolony świat i stała się jego królową.

-Dzień dobry, kochanie. – W odpowiedzi dostała z główki w nos.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top