#Chapter Ten

Znów je dostała...

Jednak tym razem jej nie przeszkadzały...

Decyzja została podjęta...

Klamka zapadła...

DaHee nie miała zamiaru ulegać słowom Tae, ale jakimś cudem udało mu się. Siadła w swojej pracowni i zaczęła. Szkicowała. Mierzyła. I cholera naprawdę zabrała się za uszycie tej sukni. Zabrała się do zrobienia tego. Do tej cholernej pracy. I boże! To było najlepsze co robiła w swoim życiu!

Nie sądziła, że to zrobi. Naprawdę nie wiedziała. To się stało samo. Po prostu usiadła i zaczęła. Nie bardzo to kontrolowała. Nie wiedziała nawet jak. A nawet jakby chciała... nie potrafiłaby. Siedziała i szyła. Szyła jak głupia. Głupia, bo dobrze wiedziała, że nie pójdzie z nim na to przyjęcie. Była tego pewna. Po prostu wielki Park JiMin jej to zaproponował w ramach bycia miłym, ale to nic więcej. Nic co byłoby chociaż trochę ważne. Nic co mogłoby się wydarzyć. Przecież nie była cholernym Kopciuszkiem. A takie rzeczy działy się tylko w bajkach. Filmach. I książkach. A ona nie była żadną z powyższych. Była jedynie Lee DaHee, która właśnie szyła najpiękniejszą suknię jaką tylko mogła zrobić.

Jednak kluczowe pytanie brzmiało.

Po co? Po jaką cholerę ona to właściwie robiła? Dlaczego?

Przecież dobrze wiedziała, że to nic wielkiego. Tworzyła to na daremne. Bo nic się nie stanie. Ona nie będzie Kopciuszkiem.

Park JiMin. Zapłacił za garnitur. Dał jej sporo kasy. Zaprosił na lunch. Koniec historii. Nic więcej nie miało prawa się wydarzyć. Naprawdę. Była tego po prostu pewna. Nie chciała, żeby coś się więcej stało.

Nie chciała. Nie mogła chcieć.

***************

Usłyszała dzwonek, wiedziała, że właśnie ktoś wszedł do salonu. Nie miała na dziś planowanych przymiarek więc podejrzewała, że to jakiś zwykły, nagły klient, który tak nagle potrzebował pomocy i zakupu garnituru.

Jak cholerny Park JiMin. On też był takim klientem. Nagłym. Niespodziewanym. Przystojnym. Bogatym.

Jednak pomyliła się. Wiedziała, że się pomyliła, gdy usłyszała donośny krzyk modela. Jego krzyk rozniósł się po całym salonie. Cholerny Kim TaeHyung. Po tym krzyku zaczęła się zastanawiać czy właściwie dalej powinna się z nim przyjaźnić. Niemal jej uszy krwawiły. Był taki głośny. Jak pieprzenie głośny.

-Lee DaHee! Jakiś Pan do ciebie!- Tae naprawdę nie potrafił być dyskretny ani w żadnym wypadku normalny.

Mógł po prostu po nią przyjść i powiedzieć to jak cywilizowany człowiek, a nie krzyczeć przez cały salon. Wydawało jej się nawet, że natychmiast powinna jak najszybciej zakończyć ich znajomość. Może dzięki temu jej słuch chociaż trochę ocaleje. Jednak jaki byłby tego sens? TaeHyung to TaeHyung. Istniał tylko jeden taki wyjątkowy facet. I właśnie był tutaj. Z nią. Przy niej. I był jej najlepszym przyjacielem. Jej bratem.

Westchnęła ciężko i podniosła się z fotela na którym dotychczas siedziała. Nawet nie zdążyła dokończyć spisywania wydatków na bieżący miesiąc. Wyszła z zaplecza.

Owszem. Był tam jakiś mężczyzna.

Nie. Zdecydowanie go nie znała. I nawet nie wiedziała czego może od niej chcieć.

-Ten Pan jest do ciebie.- stwierdził Kim nawet nie odchodząc. Naprawdę nie lubiła, kiedy taki był. Zaborczy. Jednak w tej sytuacji. Mógł tutaj stać i podsłuchiwać ile tylko chciał.

-Tak? Słucham Pana.- powiedziała i oparła się o kontuar patrząc na mężczyznę wyczekującą

-Proszę, to dla Pani.- odpowiedział uśmiechając się

Co? Dla niej?

Nie rozumiała tego. Nie rozumiała do momentu aż mężczyzna nie podniósł wielkiego bukietu. Zobaczyła wielki. Ogromny bukiet. Bukiet w koszyku. Cholerne kwiaty. Ogromne. Ich liczba przewyższała ostatnią. Myślała, że więcej nie zobaczy takiej ilości kwiatów. Jednak teraz... patrzyła na coś równie, a nawet bardziej potężnego.

-To dla mnie?- zapytała zaskoczona przyglądając się kwiatom

-To dla niej?- powtórzył TaeHyung patrząc najwyraźniej zaskoczony na dostawcę.

-Tak. Do rąk własnych. Tak mi zlecono.

-Kto zlecił?- ciągnęła dalej. Naprawdę nie wiedziała kto pokusiłby się do kupienia dla niej tak wielkich kwiatów.

Nie rozumiała kto. Nie wiedziała po co. A co ważniejsze nie miała pojęcia dlaczego. Czym sobie zasłużyła na taki podarunek. A może czym zawiniła. Nie lubiła prezentów. Nie. Ona po prostu nie lubiła kwiatów. Tandetne. Nudne. Oklepana. Coś co kochała każda kobieta. Kwiaty. Jedna rzecz którą faceci uważali za rozwiązanie wszystkich kłopotów.

Jest zła? Daj jej kwiaty.

Jest smutna? Daj jej kwiaty.

Chcesz jej pogratulować? Daj jej kwiaty.

Kochasz ją? Daj jej kwiaty.

Ile można?! I to był jeden z powodów dlaczego DaHee tak bardzo ich nienawidziła. Faceci wyręczali się kwiatami sądząc, że jest to antidotum na wszystko.

Nie. Tak nie było. Przynajmniej nie w przypadku DaHee.

-Proszę Pani, ja tylko przynoszę przesyłki. Nie znam wszystkich danych naszych klientów. Ale na pewno znajdzie Pani odpowiedź w tym liściku.- wyjaśnił pospiesznie. Oddał jej wielki bukiet i już go nie było.

Zostawił ich samych. Lee DaHee z wielkim koszem wypełnionym wspaniale pachnącymi kwiatami oraz TaeHyung'a, który był naprawdę zaskoczony tym co zobaczył. Okay. Znał DaHee. I wiedział o niej jedno. Nienawidziła kwiatów. W każdej postaci, a już zwłaszcza, gdy jakiś koleś, absztyfikant, przesyłał jej je. Naprawdę tego nie znosiła, a tutaj nagle pojawia się dostawca ze wspaniałym bukietem. Ten facet chyba postradał zmysły. Dosłownie.

-Chcesz, żebym się ich pozbył? Jeśli tak to powiedz tylko słowo, a już się tym zajmuję. Nawet mogę je spalić jeśli to poprawi ci humor? Albo wiem dam je Sissi do zjedzenia wiesz jak ten pies kocha jeść. Zje nawet to.- powiedział zmartwiony w jej stronę. Naprawdę nie lubił, gdy jego przyjaciółka czuła się źle, ale tak właśnie musiało teraz być. Ona nie przepadała za takimi prezentami. Właściwie to ich nienawidziła. Więc dlaczego ktoś zrobił coś takiego?

-Tae? Powiedź mi tylko, że to nie jest wielki bukiet pieprzonych kwiatów.- poprosiła go.

Najwyraźniej zdawała sobie sprawę z tego, że to co widzi jest prawdziwe i nawet Tae nie był w stanie tego zmienić. Chłopaka natomiast bardzo to rozbawiło. Nie sądził, że Lee potrafi być aż tak dziecinna. Naprawdę słodka. Naprawdę niewinna. Naprawdę to do niej nie pasowało.

-Cholera dziewczyno to właśnie jest wielki, pieprzony bukiet kwiatów. To co wolisz, żebym się ich pozbył czy chcesz je zostawić? Zostaje jeszcze Sissi, ale wątpię, żeby ten pies tyle zjadł.- zaśmiał się cicho

-Chce je. Tylko potrzymaj.- odezwała się i oddała mu kwiaty.

Tae trzymał je przy sobie, naprawdę jakby ich pilnował. W tym czasie Hee po prostu zaczęła szukać pośród gałązek i łodyg czy gdzieś znajdzie kartkę. Jakąś wskazówkę. Znalazła. Była tam. Mała jakby pozłacana kremowa kartka. Wyrwała ją i zaczęła czytać.

"Dzień dobry piękna Panno Lee. Mam nadzieję, że bukiet się podoba. Liczę również, że pamiętasz o bankiecie na który chcę cię zabrać. Przyjadę po ciebie, napisz mi tylko miejsce. Odpiszę od razu.

Z wyrazami szacunku dla pięknej DaHee, Park JiMin.

PS To bukiet ode mnie, a nie od moich pracowników."

-Cholera.- szepnęła sama do siebie patrząc na bukiet który to Tae trzymał w ręce.

JiMin był.... zaskakujący

Naprawdę zaskakujący i niebezpieczny. Zdawał się kimś, kogo DaHee nie powinna nigdy poznać, jednak tak się już stało. Poznała go, a teraz miała iść z nim na bankiet. Nigdy kurwa w życiu. Nie ma nawet takiej pieprzonej opcji.

TaeHyung złapał za kartkę i przeczytał ją na głos. Jego oczy powiększyły się. Naprawdę go to zaskoczyło. Był pewien, że JiMin to nic poważnego. W głębi duszy miał nadzieję, że to dobry facet, ale bez przesady. Wiadome było jacy są bogaci faceci. A jeszcze jeśli ten facet był tak przystojny jak Park Cholerny JiMin. To już po wszystkim. Nie można być dobrym goście z kupą kasy i przystojną buźką. Coś musiało z nim być po prostu nie tak. Jednak ten liścik i te kwiaty. Boże! Nie spodziewał się tego. Naprawdę.

A teraz JiMin wprost powiedział czego oczekuje, a oczekuje jej jako partnerki przy jego boku na gali. Na gali. Na bankiecie. Chce pokazać się z nią. Co mogło również świadczyć, że chce pokazać czyj jest ten teren. Czyja jest DaHee.

W małej główce TaeHyung'a wszystko zaczęło już pracować. Dokładnie zaczął kalkulować co i jak. Nie martwił się. Wiedział że jego przyjaciółka jest silna i niezależna. A nikt nie mógłby jej zranić. Bał się jednak o jaja JiMin'a, które mogły naprawdę mocno ucierpieć, gdyby chciał ją zranić. Tak DaHee należała do kobiet, które potrafiły walczyć o swoje i nie bały się pobrudzić sobie rąk.

-Co zamierzasz zrobić Hee?- zapytał patrząc na swoją przyjaciółkę wyczekująco. Zastanawiało go to. Co DaHee ma zamiar zrobić? Co siedzi w jej głowie? Och, chciał to wiedzieć.

-Jeszcze nie wiem, Tae. Ale boję się, że decyzja została już podjęta. Bez mojego udziału.- mruknęła patrząc na bukiet, na coś czego nie lubiła. Nie lubią dostawać kwiatów. Nie znosiła tego, a jednak te jej nie przeszkadzały. Były ładne. Nawet mogłaby je zatrzymać.

-Tak myślisz? No wiesz JiMin napisał ci, że czeka na wiadomość. Kiedy masz zamiar napisać do niego?- spytała

DaHee uśmiechnęła się. Miała już pewien plan. Zły. Może nawet bardzo zły, ale nie przeszkadzało jej to. Musiała postawić na swoim, aby JiMin zobaczył, że nie jest marionetka. Że nie jest kolejną z jego kobiet.

-Rozegramy to po mojemu Tae. Po mojemu.


(Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał. Zostawicie po sobie ślad w formie komentarza i gwiazdki.)

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Pozdrawiam was, Wanessa

PS

Nowa książka już jest na moim profilu. TaeHyung na was czeka!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top