#Chapter Sixty-Three

Klejnoty koronne....

Cała rodzina w komplecie...

Park JiHyun...

Mijały kolejne dni. Kolejne dni podczas których DaHee pracowała nad sukienką dla siebie i garniturem dla JiMin'a. Mijały długie, meczące dni. A ona ciągle pracowała, pracowała i pracowała.

Kochała szyć.

To była jej pasja jednak kiedy pracowała za długo, tak jak w tym przypadku, opuszki jej palców, dłonie i nadgarstki cierpiały niesamowite katusze. Krew lała się niemalże każdego dnia. A JiMin nie mógł w żaden sposób jej pomóc. Nie wiedział co może zrobić aby jakoś ulżyć DaHee. Nie potrafił szyć. Gdyby jeszcze NamJoon, JeongGuk albo HoSeok potrafili, to wysłałby któregoś z nich do pomocy jednak z nich żadnego pożytku nie było. Nic nie potrafili. A nie posiadał takiej siły dzięki której DaHee oderwałaby się od pracy i zleciła to komuś innemu. Nie zrobiłaby tego.

Znał ją.

Znał ją za dobrze, żeby mogła zlecić tak ważne zadanie komuś innemu. Nikt nie zrobiłby tego tak dobrze jak ona. Nikt. Dlatego nie było innego wyjścia jak po prostu dać jej pracować. Jeśli zajmie się pracą to szybciej to skończy, tym szybciej JiMin będzie mógł znów sprawić aby Lee dobrze się czuła. Właściwie to z tej perspektywy jej ból wcale nie wydawał się tak zły. Później będzie mógł odwdzięczyć się za jej ciężko pracę. Oczywiście, że nie weźmie za to pieniędzy a więc przyjmie swoją nagrodę w sposób naturalny. Chyba pokocha ten sposób płatności.

***************

Wreszcie nadszedł wielki dzień. Dzień kiedy to Lee DaHee i park JiMin mieli zaprezentować się razem. Pojawić się na wielkim przyjęciu zorganizowanym przez Panią Park MiJeong.

Lee właśnie zapinała swoją sukienkę w garderobie, gdy do pomieszczenia wszedł już gotowy JiMin. Prezentował się jak zawsze wspaniale. Jednak DaHee w lustrzanym odbiciu dostrzegła, że mężczyzna trzyma coś w dłoni.

Pudełko.

-Powinnaś je założyć.- stwierdził otwierając wieczko.

DaHee zamarła.

Klejnoty koronne.

Nie.

Nie.

I jeszcze raz nie.

Nie było takiej opcji, żeby je założyła. Nie miała nawet takiego zamiaru. Oddała mu je. Nie przyjęła tego prezentu za pierwszym razem więc tym bardziej nie miała zamiaru robić tego teraz. Nie chciała. Nie mogła. Po prostu nie mogła.

-Nie mogę JiMin.- zaczęła się bronić. Oczywiście, że nie chciała ich założyć. Były drogie. Cholernie drogie. A kto normalny nosi coś takiego. No kto? Nikt.

-Możesz DaHee. To twój prezent. To jest twoje. Przechowywałem to u siebie, ale wreszcie nadszedł czas, żeby świat dowiedział się kto jest szczęśliwym właścicielem tego naszyjnika.

-I tiary.- dodała z przekąsem.

-I tiary.- przytaknął uśmiechając się. -Załóż ją. Zrób to dla mnie piękna i ją załóż. Będziesz w niej wyglądała pięknie. Zaufaj mi.

DaHee nie musiała mu ufać. Wiedziała o tym bardzo dobrze. Wiedziała, że każda kobieta będzie się dobrze prezentować w czymś takim. Każda. Jednak nie chodziło o to, że nie chciała tego zakładać. Chodziło o sam fakt pokazania się w tym. Musiała pokazać się w czymś co kosztowało dziewięćdziesiąt milionów dolarów. Cholernie drogiej rzeczy, którą JiMin dla niej kupił. Jeśli by to założyła ktoś mógłby uznać, że JiMin ją kupił. Czy była tania? Za cholerę! Miała na sobie coś wartego 90 baniek. Więc w życiu kupienie jej nie było tanie.

Z drugiej strony czy naprawdę powinna przejmować się tym co ludzie o niej powiedzą? Nikt nie wiedział tyle o JiMin'ie co ona. Nikt nie wiedział o niej tyle co on... no może oprócz TaeHyung'a. Jednak chodziło o sam fakt. Nie może przejmować się tym co ludzie o niej pomyślą czy powiedzą. Już dawno powinna przestać się tym przejmować.

-Pomożesz mi z naszyjnikiem?- spytała patrząc na niego z delikatnym uśmiechem

Zgodziła się. Zgodziła się na coś co JiMin od początku myślał, że jest skazane na porażkę. Bo było. Podejrzewał, że się nie zgodzi. Jednak zrobiła to i była z siebie dumna. A on jeszcze bardziej.

***************

Mieli kolejny raz pokazać się publicznie. Nie było pewne czy są do tego gotowi. Nie. Nie czy oni są. Ale czy Lee DaHee jest gotowa, żeby pokazać się tam z JiMin'em. Nie była. Nie była kolejny raz pokazać się z najbardziej pożądanym mężczyzną w Korei. Jednak wreszcie musiała to zrobić. Była jego kobieta. A on ją kochał. Nie mogła pozwolić, żeby kolejny raz jej strach wygrał. Nie mogła pozwolić na to, żeby jej lęk przejął nad nią kontrolę.

Dlatego właśnie teraz stała przed wejściem do galerii sztuki, trzymana pod ramię przez JiMin'a, który uśmiechał się do niej pogodnie. Tak. Właśnie tego potrzebowała. Jego. I tylko jego. Niczego. Nikogo innego. Tylko jego. Tylko on może w tym momencie być najbardziej przydatny. Najlepszy.

-Nie bój się. Cały czas jestem przy tobie maleńka. Ze mną nie zginiesz.- stwierdził całując jej policzek

Ze mną nie zginiesz.

Czy istniało większe kłamstwo niż te cztery słowa? Nie.

Nie istniało.

JiMin sam nie wiedział co właśnie powiedział. Nie zginie. Też mi coś. Jak właściwie śmiał powiedzieć coś takiego kiedy oboje wiedzieli czym się zajmował. Kiedy oboje byli pewni, że coś może w pewnym momencie pójść nie tak. Oboje zdawali sobie z tego sprawę, więc jak JiMin śmiał mówić takie rzeczy?

-Wiem. Dziękuję.- odparła

Wreszcie weszli do środka. Od razu wyczuła na sobie wzrok wszystkich. Te spojrzenia. Szepty. Których niby miała wcale nie wiedzieć. Niektórzy ludzie po prostu nie potrafią udawać i się kryć. No nie potrafią. I Lee DaHee widziała to wszystko. Widziała, jednak nie czuła się źle. Nie poczuła się tak jak według innych ludzi powinna. Och nie. Zdecydowanie nie. Czuła się dobrze wiedząc, że ludzie ją obserwują i zwracają uwagę na to z kim jest. A była z kimś... naprawdę ważnym. Cholernie ważnym. Więc dlaczego miałaby się źle czuć wiedząc, że właśnie stała obok Park JiMin'a, który w dodatku trzymał ją przy sobie i nie zwracał na nikogo innego uwagi. Liczyła się tylko ona. Tylko ona. Nikt inny.

-Wreszcie jesteście.- znikąd pojawiła się pani Park. Okay. DaHee nie była do tego przyzwyczajona, ale JiMin już owszem. Wiedział, że jego mama miała tendencję do pojawiania się znikąd. Dlatego nawet nie był zaskoczony, gdy wyrosła przed nimi jak cholerne drzewo. JiMin chciał w jakiś sposób skomentować jej nagłe pojawienie się, ale nie dał rady, bo kobieta już kontynuowała. -DaHee świetna sukienka. Pasujecie do siebie.

W rzeczy samej. Pasowali do siebie tak bardzo. I tak dobrze razem wyglądali. Oboje ubrani w białe kreacje wyglądali zupełnie inaczej niż wszyscy. Byli wyjątkowi. Początkowo JiMin'owi nie podobał się pomysł białych ubrań. Trudno mu się dziwić. Jednak po tylko jak Lee najpierw zrobiła dla niego garnitur zdał sobie sprawę z tego jak dobrze wygląda i nie mógł już odmówić.

Zdecydowanie wyglądał dobrze. Za dobrze, żeby nie pokazać się w takim wydaniu. A to było ważne. Bardzo ważne dla jego mamy i dla DaHee więc nie mógł zrobić swojej kobiecie przykrości. Musiał się prezentować nienagannie.

-Cześć mamo.- stwierdził starając się znaleźć wzrokiem swojego brata. Spojrzał w stronę grupki kobiet. Pięknych kobiet, nie dało się temu zaprzeczyć. Ale nie tak pięknych jak DaHee. Właśnie tam powinien znajdować się jego brat. Jednak... nie było go tam.

-Miło panią dziś widzieć. Świetna kreacja.- stwierdziła Lee. Pani Park postawiła na butelkową zieleń. Naprawdę ten kolor pasował do niej. Wyglądała świetnie. Nawet Lee zdawała się zaskoczona jak dobry gust miała pani Park.

-Hej HeeHee naprawdę cieszę się, że tutaj jesteście. Potrzebuję całej mojej rodziny w komplecie. A JiHyun'a jeszcze nie ma.

-I nie będzie znając życie.- mruknął pod nosem JiMin. DaHee szturchnęła go łokciem w ramię. Nie powinien tak mówić. Pani Park może zrobić się przykro, tym bardziej, że mówi to jej własne dziecko. -Możemy go poszukać jeśli chcesz.- dodał dopiero po pewnym czasie, gdy dostrzegł wściekły wzrok DaHee, którym niemal chciała go zabić.

-Nie musicie. Znajdzie się.- stwierdziła i już po chwili wyglądała na znacznie bardziej szczęśliwą -Powinniście się rozejrzeć. Dziś będą też licytacje niektórych dzieł, może coś kupisz JiMin?- zasugerowała

-Największe dzieło jakie mam stoi przed tobą mamo.- odpowiedział obejmując pewnie Lee. Tak to było dzieło sztuki.

-Jestem tego pewna JiMinnie.- potwierdziła kobieta. Tak, wiedziała jak bardzo JiMin kocha Lee. Widziała to. -Więc to ty.- dodała po chwili. Wskazała na naszyjnik, który Lee miała na sobie. -Wiedziałam, że osoba, która go kupiła musiała być szalona, ale nie sądziłam, że aż tak.

-Dlaczego sądzisz, że to jak go kupiłem? To DaHee ma go na sobie.- odpowiedział. Naprawdę nie rozumiał dlaczego od razu podejrzewała jego. Przecież Lee również mogła kupić sobie coś takiego.

-JiMinnie, HeeHee jest odpowiedzialną kobietą i w życiu nie kupiłaby tak drogiej błyskotki. Zresztą nikt o zdrowych zmysłach by tego nie zrobiło.

Cóż... pani Park miała rację i trudno było się z nią nie zgodzić. Jednak dla JiMin'a to nie był wystarczający argument. Nie wystarczający. Przecież nie był aż tak szalony. Wracając do tego co zrobił... właściwie to dzięki temu ich związek się zaczął. Dzięki temu. Nie dzięki temu, że akurat u niej zamówił i akurat jej kazał wszystko robić. Nie. Nie od tego.

To mogło skończyć się tylko jedną nocą i tyle... ale to co działo się między nimi zaczęło ewoluować. I tak znajdowali się w tym miejscu, gdzie żadne z nich nie chciało jako pierwsze powiedzieć kocham się. Żadne z nich. Zobaczymy jak długo to potrwa.

***************

Spacerowali po galerii oglądając rzeźby, obrazy i konstrukcje, które znajdowały się w pomieszczeniach. Pani Park odwaliła kawał naprawdę dobrej roboty. Przygotowała się na ten dzień jak nikt inny. I wszyscy mogli być z niej dumni. Zarówno JiMin jak i JiHyun, a tym bardziej DaHee, która uwielbiała takie klimaty.

Mimo, że zwiedzili już całą galerię, a DaHee została obgadana przez wszystkich tutaj nie było jej mało. I może zrobiłaby jeszcze jedną rundkę po galerii, gdyby nie mama JiMin'a, która do nich niemalże przybiegła. Stanęła przed JiMin'em i wystawiła w jego stronę telefon. Cóż... nie zobaczył zbyt wiele, bo ekran znajdował się tuż przed jego twarzą. Tuż przed. JiMin złapał matkę za nadgarstek i odsunął jej rękę spojrzał na zdjęcie, które widniało na wyświetlaczu. Nie można powiedzieć, że był zaskoczony, bo nie był. Nie był i tyle. Zdjęcie przedstawiało jego brata pozującego przy jednej z rzeźb. Rzeźb, która znajdowała się w tym miejscu. On tutaj do cholery był i nie pokazał się.

Cholerny dupek.

-Poszukać go?- spytał spokojnie. Wiedział, że nie może się denerwować. Jeśli on się wkurzy to i jego mama. A później również będzie zła DaHee. A JiMin zdecydowanie nie potrzebował dwóch wściekłych kobiet i jeszcze tego, aby sam był zły na tego nieodpowiedzialnego dzieciaka. Musiał to sam załatwić. A znając jego. Znajdzie go. Znajdzie za wszelką cenę.

-Nie musisz.- zaprzeczyła szybko patrząc zaniepokojona na Lee

Okay. Cała trójka dobrze wiedziała co się dzieje. JiMin chciał pomóc matce. Ona chciała jego pomocy. Chciała. Naprawdę bardzo chciała, ale bała się, że to może jakoś wpłynąć na relację JiMin'a i DaHee. Znała obu swoich synów i wiedziała, że DaHee jest zbyt piękną kobietą, żeby młodszy park mógł sobie odpuścić. Nie było nawet takiej opcji. I o ile nie wątpiła w uczucia, którymi darzą się z JiMin'em. Bardziej martwiła ją możliwość wybuchu JiMin'a. On nie panował nad sobą jeśli na czymś mu bardzo zależało. Więc i tym razem mogło tak być. Mogło do cholery. A zdecydowanie tego żadne z nich nie chciało.

DaHee załapała JiMin'a za rękę i tymi niemymi gestami dała mu bezgłośną zgodę na to, żeby poszedł szukać brata.

Pani Park poszła za nim, a DaHee została sama. Dlatego też udała się w stronę baru. Potrzebowała się napić. Jeśli nie alkoholu to chociaż napije się jakiegoś soku albo wody. Cokolwiek byle by się napiła.

Stała przy jednym ze stolików i przeglądała Instagram'a. Cóż... siedziała właśnie na otwarciu galerii sztuki, a mimo to przeglądała zdjęcia celebrytów. Nic nie mogłoby zmienić tej kobiety. Nic.

-Przepraszam.- usłyszała obok siebie męski głos. Uniosła głowę i spojrzała na mężczyznę... chłopaka. -Czy mogę zrobić ci zdjęcie? Muszę pokazać znajomym, że anioły jednak istnieją.- dodał

DaHee o mało nie zadławiła się wodą, którą właśnie miała w ustach. Okay. Lubiła facetów, którzy znali jakieś teksty na podryw. Lubiła to. Ale chyba właśnie przestała. To było tandetne... żenujące i głupie.

Tak można opisać próbę zaimponowania. W dodatku wiedziała kim jest ten mężczyzna i naprawdę nie chciała tego zaczynać. Nie chciała nawet go słuchać. Wystarczyło, że spojrzała na niego i już wiedziała, że ten facet to same, czyste kłopoty. Nic nie mogło w nim zmienić tego pierwszego wrażenia. Czuła się zażenowana, jednak patrzyła na niego pełna konsternacji. Obcięła go od stóp po sam czubek głowy. Okay. Był przystojny. I seksowny. Nie byłaby zaskoczona, gdyby tak głupi tekst faktycznie działał. Nie musiał działać. Wystarczyło na niego spojrzeć. Ten urok osobisty i ten uśmiech wystarczał, aby zaimponować kobiecie. To wystarczyło. Tylko to, nic więcej nie potrzebowała żadna z kobiet, aby się w nim zakochać.

Wreszcie przełknęła wodę i wyprostowana odezwała się pewnie.

-Park JiHyun jak mniemam.- stwierdziła, a jej słowa zdecydowanie zaskoczyły młodego mężczyznę

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!

Pozdrawiam was, Wanessa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top