#Chapter Sixty-One

Randka...

Kocha ją...

A ona jego...

-Mamo!- krzyknął widząc najpierw swoją matkę, ale gdy tylko dostrzegł DaHee natychmiast dodał -Skarbie!

Podszedł do nich i zaczynając od swojej matki objął ją całując w policzek. Następnie mocno przycisnął do siebie młodszą całując namiętnie. Niemalże musiała go od siebie odsuwać. Nawet można rzec, że odpychać. Przecież nie wypadało całować się w taki sposób przy jego mamie. Właściwie to wcale nie wypadało okazywać tyle uczuć przy rodzicu. Jednak pani Park nie czuła się z tym źle. Wręcz przeciwnie. Z zachwytem obserwowała jak jej ukochany syn okazuje tyle czułości względem swojej partnerki. Robił coś czego nigdy nie widziała.

Czuł.

Pokazywał, że ma uczucia. A co ważniejsze nie bał się tego. Wcześniej nie widziała, żeby traktował w taki sposób żadną inną kobietę. Cóż.... Lee była kolejnym wyjątkiem od reguły. I Park MiJeong miała nadzieję, że już na zawsze tak zostanie. Że tym wyjątkiem będzie właśnie Lee DaHee. I tylko ona.

***************

Więc oto byli we trójkę. Park JiMin. Park MiJeong. Lee DaHee. Siedzieli w jej gabinecie. JiMin i DaHee na sofie, JiMin obejmował kobietę i przyciskał do swojego boku, natomiast pani Park siedziała na fotelu i popijała swoją herbatę delektując się nie tylko dobrym smakiem, ale również widokiem jej syna, który był szczęśliwy. Boże. Właśnie tego potrzebowała. Widzieć, że jej syn jest kochany i sam kocha.

-Mamo co tutaj robisz?- spytał wreszcie.

Zdecydowanie nie spodziewał się zastać swojej matki w pracowni swojej kobiety. Ale, gdy tylko Tae napisał do niego wiadomość od razu musiał tu przyjechać i to sprawdzić. Przecież nie mógłby od tak zostawić swojej ukochanej na pastwę jego równie kochanej matki. Jeśli DaHee przypodobałaby się pani Park to niemalże mogłaby zostać jej nową ulubienicą w rodzinie. Natomiast, gdyby jakimś cudem pani Park nie polubiłaby Lee mogła zostać przez nią niemalże zamordowana. A wolał uniknąć niepotrzebnego morderstwa.

-Byłam u ciebie dziś rano. A że nie odbierałeś to HeeHee była tak kochana i zaprosiła mnie tutaj, żebym mogła ją lepiej poznać.- odpowiedziała zupełnie nie przejmując się słowami swojego syna. Dobrze wiedziała do czego dąży. Jednak tym razem nic nie zrobiła.

-Mogłaś zadzwonić do chłopaków. Na pewno by ci pomogli. DaHee ma swoje życie i swoje obowiązki. I do nich na pewno nie należy zajmowanie się tobą.- odpowiedział gorzko

Okay. Więc przyszedł czas na to, żeby do rozmowy wtrąciła się DaHee. Liczyła jednak ciągle na to, że JiMin w jakiś sposób ucieszy się, że zajęła się jego mamą. Kobietą, którą tak kocha. Że to iż spędziły trochę czas razem poprawi mu humor. Jednak najwidoczniej grubo się pomyliła.

Naprawdę cholernie.

-JiMinnie.- odezwała się Lee łapiąc starszego za dłoń. Spojrzał na nią. A jego wzrok od razu złagodniał. -Proszę cię, przecież to nic. Dziś i tak nie mam nic wielkiego do roboty, a czas z twoją mamą był naprawdę cudowny.- dodała. Co właściwie zgadzało się z prawdą. Polubiła jego mamę i z chęcią sama chciałaby mieć taką.

-Skarbie, nie powinnaś i tak zajmować się moją mamą. Nie raz była w takiej sytuacji i świetnie sobie radziła. Sama.- podkreślenie tego spowodowało jedynie, że pani park zaśmiała się pod nosem co nie uszło uwadze JiMin'a.

-Ale niecodziennie widzę kobietę ubraną w twoje rzeczy i otwierającą mi drzwi.- skwitowała kobieta. Zgodnie z resztą z prawdą.

JiMin spojrzał zaskoczony na Lee i dopiero teraz to dostrzegł. Jego koszula. Boże. Jak dobrze w niej wyglądała. Tak pięknie. I tak podniecającą. Chociaż równie dobrze o ile i nie lepiej prezentowała się bez niej. Tak. Chciał widzieć ją teraz tak piękną i zupełnie nagą. Jednak sam fakt, że obok niego siedziała mama sprawiał, że odechciewało mu się dokładnie wszystkiego.

-Mamo proszę cię.- upomniał ją. Podniósł się i poprawił marynarkę. -Teraz możesz pożegnać się z DaHee. Zabieram cię na lunch.- dodał

-Ale jeszcze tu wrócimy, prawda?- spytała starsza kobieta z nadzieją. Tak, zdecydowanie polubiła Lee. -Prawda?- dopytywała z nadzieją

-Nie ma nawet takiej mowy. Ale jeśli DaHee jest chętna możemy spotkać się razem na kolacji dziś wieczorem.- zasugerował chcąc udobruchać swoją mamę, ale również nie przemęczyć DaHee.

Wiedział bowiem, że jego matka miała tendencję do osaczania innych. A zdecydowanie nie chciał, żeby zrobiła dokładnie to samo z jego kobietą.

Pani Park patrzyła z nadzieją na Lee. Podobnie właściwie jak JiMin. Oboje patrzyli na nią licząc, że zgodzi się. Jak dwa zbłąkane, głodne i potrzebujące miłości pieski proszące o to, żeby ktoś się nimi zaopiekował. Czy ktokolwiek odmówiłby takiemu szczeniaczkowi? Nie. Zdecydowanie nie.

-Z wielką przyjemnością.- przytaknęła uśmiechając się do nich. -Kończę o szóstej.- odpowiedziała uprzejmie

-To o siódmej przyjedź do Jin'a, jak zwykle. W porządku?

DaHee przytaknęła jedynie ruchem głowy. JiMin na pożegnanie pocałował ją w czoło. Pani Park uściskała kobietę i niemalże została zaciągnięta przez swojego syna do wyjścia. Lee była pewna, że pokochała panią Park.

Wyszli z salonu, a ona została sama. Tylko na chwilę. No oczywiście, że tylko na chwilę, bo już po kilku sekundach pojawił się Kim TaeHyung i musiał wysłuchać najnowszych plot na temat tego co się tu działo. Oj musiał wiedzieć wszystko.

-No mów zdziro kim była ta babeczka!- krzyknął wskazując na sofę.

Boże jego zachowanie niczym nie odbiegało od zachowania pięciolatka. Z tym tylko, że z chęcią Kim przeleciałby panią Park. A pięciolatek nie wpadłby nawet na taki pomysł. Na całe szczęście.

-Jak ci powiem, że to mama JiMin'a to mi uwierzysz?- spytała ciągle będąc w lekkim szoku po spotkaniu jego matki

-Skądże. Ta laska wyglądała zajebiście. Boże. I ta kobieta ma dorosłego, podbiegającego pod trzydziestkę syna? Jeśli mają tak zajebiste geny, zazdroszczę ci. Ten facet będzie wyglądał zajebiście. Zrób sobie z nim dziecko. Błagam.

Na te słowa uderzyła go z całej siły pięścią w ramię.

-Będzie po tym siniak.- stwierdził rozmasowując bolesne miejsce. Przez lata Lee doskonaliła swoją metodę walki. Uderzenie z pięści w rękę było idealnym sposobem na wkurzanie go i zadawanie bolesnych uderzeń. -Przeżyję to jakoś a teraz lepiej mi mów o tym co się tutaj działo. Była sytuacja kryzysowa rano, a później przyjeżdżasz z jego matką. Takiego czegoś się nie spodziewałem.

-I ja też nie Tae. Zaskoczyła mnie rano. Myślałam, że to JiMin i po prostu otworzyłam, a tam pani w garniturze.

-Myślałaś, że to...- nie dokończył. Celowo czekał aż to Lee dopowie co w prawdzie myślała. Gdyby sam zasugerował, że mogłaby to być jego kochanka DaHee mogłaby wmówić sobie, że faktycznie JiMin mógł ją zdradzać dlatego też postanowiła nie odzywać się ani słowem dla swojego dobra... i dla dobra ich związku.

-Sądziłam, że może to jakaś jego kontrahentka albo coś w tym stylu, ale gdy powiedziała, że jest jego mamą.

-Zeszłaś na zawał.- dokończył za nią wiedząc dokładnie co chce powiedzieć. Nawet on ucieszył się słysząc wcześniejszą odpowiedź Lee. „Kontrahentka" tyle dobrego. Czyli nawet przez myśl jej nie przeszło, że JiMin może ją zdradzać. Dobrze. Bardzo dobrze.

-Jasne, że tak. Każdy na moim miejscu tak by się zachował. Niecodziennie widzi się mamę swojego faceta.- dodała

Oczywiście, że miała rację. Słusznie mogła czuć się zaskoczona i może nawet przerażona, ale pani Park była cudowną kobietą. O czym później sama Lee się przekonała. JiMin miał szczęście jeśli chodzi o tą kobietę. Naprawdę. Sama chciałaby mieć taką mamę. Takie wsparcie. Jednak jej los nie podarował kogoś tak cudownego. Nie tym razem. Ale może z czasem... okaże się, że pani Park stanie się jej bliższa niż sama by to przypuszczała.

-Ale z tego co widziałem to zajebiście się dogadywałyście. Jak matka z córką.- stwierdził i dopiero po chwili zdał sobie sprawę ze swoich słów. -HeeHee przepraszam, nie miałem...

-Spoko TaeTae. Pani Park stwierdziła, że jeśli rozstanę się z JiMin'em to przygarnie mnie jako swoją córkę. Więc nie masz za co przepraszać.

Ulżyło mu. Naprawdę mu ulżyło. Już dawno się tak nie przejmował. Wiedział, że Lee nie lubi poruszać tematu swojej rodziny, a tym razem zrobił to zupełnie nieświadomie. Po prostu widząc co w towarzystwie Park poczuł jakby Lee naprawdę odnalazła swoją drugą, a raczej pierwszą matkę. Jakby były zupełnie ze sobą zżyte. To było zaledwie kilka godzin jednak ta więź, która się między nimi wytworzyła. To było coś więcej niż tylko więź między matką a dziewczyną jej ukochanego synka. Zdecydowanie pani Park nie traktowała Lee w tych kategoriach. W jakiś sposób DaHee musiała przypaść jej do gustu. Jednak Kim TaeHyung nie wiedział w jaki sposób.

-TaeTae mam do ciebie prośbę. Musisz podjechać do mnie do mieszkania i przywieźć mi jakieś szpilki, które pasują do tego stroju.- stwierdziła dopijając swoją herbatę

-Szpilki? Na chuj ci szpilki? Siedzisz cały dzień w salonie.- odpowiedział natychmiast

-Mam randkę z JiMin'em i jego mamą, dziś wieczorem.- odpowiedziała i nawet nie musiała kłamać, bo wszystko było stuprocentową prawdę.

Chociaż może niekoniecznie chciała, żeby TaeHyung wiedział o wszystkim co działo się w jej życiu. Chwila... nie chciała? Ona zawsze chciała, żeby TaeHyung wiedział co się z nią dzieje, ale może teraz powinna przemilczeć kilka kwestii.

-Randka? I ty chcesz do cholery iść w tym co masz na sobie?

-A co jest w tym złego?- spytała zaskoczona

-No niech pomyślę.- zastanowił się chwilę w zupełnej ciszy. -Idziesz na randkę nie tylko ze swoim facetem, ale kurwa z jego mamą. Matką, która jest jak bizneswoman nawet jeśli nią nie jest. A ty masz zamiar założyć szpilki do koszuli, którą wzięłaś od JiMin'a i kolarek, których wcale nie widać. Zdziro ja wiem, że ty jesteś niezwyciężona, ale nie przesadzaj. Ubierz się stosownie do okazji.- skwitował.

I zapewne miał zupełną rację. W końcu musiał dbać o dobro swojej przyjaciółki. Bycie szczerym wobec Lee czasem nawet jego bolało. Ale musiał. No bo, gdyby nie on to kto inny miałby ją uświadomić w tym jaki błąd popełnia w tym momencie. Nie lubił być jej głosem rozsądku, jednak to on chciał bardziej zadbać o jej dobre relacje z mamą JiMin'a niż DaHee.

-Tae. Ja idę tylko na kolację do restauracji Jin'a. Jego mama już mnie widziała w tym stroju. Wie czym się zajmuję. Nie chcę przed nią udawać. Nie przed nią.

Nie przed nią.

No jasne. Już nie raz jej się zdarzyło udawać. Cholera robiła to tak często. Tak często oszukiwała ludzi, których nie powinna. Oszukiwała nawet siebie. Ale przy JiMin'ie i jego rodzinie chciała być sobą. Chciała być prawdziwa jak nigdy dotąd. Nie chciała kłamać. Nie chciała udawać. Nie chciała być kobietą którą nie była. Być kimś innym tylko po to, żeby zadowolić... kogo? Jego? Jego mamę? Siebie? Nie. Nie wiedziała kogo chce zadowolić, ale kogoś na pewno chciała. Może faktycznie starała zadowolić samą siebie. Pokazać sobie, że umie. Że potrafi być tą kobietą, która wszyscy pragną. Kimś kogo chce cały świat. Każdy mężczyzna. Ale nie chciała, żeby JiMin żył w tym kłamstwie. Chciała chociaż dla niego być prawdziwa. Być tą Lee DaHee którą była od zawsze. Być sobą. Być prawdziwa. Być jedyną wersją siebie.

***************

TaeHyung faktycznie przywiózł jej czarne szpilki. Cieszyła się, że jednak zupełnie nie zignorował jej prośby. Jednak musiał postawić na swoim. Wraz z butami przywiózł sukienkę. Czarną, krótką sukienkę. Nie winiła go. Och nie. Ona dobrze wiedziała, że Kim TaeHyung i tak zrobi wszystko po swojemu. Wiedziała o tym bardzo dobrze. Jednak postanowiła to zignorować. Odłożyła sukienkę na wieszak i zmieniając buty wsiadła wreszcie do swojego Dodge. Kim Restaurant już na nią czekało, a w nim nie kto inny jak JiMin i jego kochana mama.

Kiedy to DaHee jeszcze była w drodze JiMin miał okazję spędzić trochę czasu z matką. A następnie od razu udali się do restauracji. Siedzieli i rozmawiali popijając herbatę.

-Kochasz ją?- spytała nagle kobieta wyrywając swojego syna z zamyśleń. Myśli, które krążyły tylko wokół jednej gwiazdy. Lee DaHee.

-Mamo.- upomniał ją zupełnie ignorując pytanie. No bo co miałby odpowiedzieć? Powiedzieć tak wprost „Kocham". Nie. Nie było opcji. Jeśli DaHee jeszcze tego nie usłyszała, to MiJeong również nie powinna.

-Kochasz.- skwitowała biorąc do ust winogrono, które znajdowało się na niedawno co przyniesionej paterze

-Naprawdę nie mam zamiaru tego komentować.- mruknął zupełnie jak dziecko

-Nie musisz. Ja już znam odpowiedź. Widać to po tobie.- przerwała na chwilę zastanawiając się czy powinna kontynuować. Musiała. Musiała powiedzieć to swojemu synowi. -Z resztą ona też cię kocha.

JiMin spojrzał na matkę zaskoczony. Jakby przed chwilą ktoś uderzył go w twarz albo brzuch. Albo wszystko na raz.

DaHee go kocha? Wolne żarty.

Z reszta skąd pani Park mogła wiedzieć o czymś takim? No skąd? Spędziła trochę czasu z Lee i już uważa, że wie wszystko. Nie. Nie było takiej możliwości. JiMin był z nią tyle czasu i ciągle nie był w stanie stwierdzić co jego kobieta o nim uważa i do niego czuje. A jego mama tak po prostu mogła stwierdzić po kilku godzinach? Głupota.

-Skąd możesz to wiedzieć? Byłaś z nią raptem kilka godzin. Okay. Możesz wiedzieć co ja czuję. Ale nie możesz wiedzieć co czuje DaHee.

-Ale ja wiem JiMinnie. Wiem o tym dobrze. Widzę jak na ciebie patrzy. Jak o tobie mówi. Widzę te małe gesty. Maślane spojrzenia. Mówiła do ciebie „JiMinnie". Nikt poza mną do ciebie tak nie mówi. Nie lubisz tego. Pozwalasz mi tak mówić, bo przypomina mi to dobre czasy. To wszystko co było przed. Ale nikt cię tak nie nazywa nawet JiHyun.

Miała racje. Miała zupełną rację, ale JiMin nie chciał się do tego przyznać. Przecież nikt nie mówił do niego „JiMinnie" nikt do cholery. Zastanawiał się nawet chwile kiedy to DaHee zaczęła tak do niego mówić. Myślał. Myślał. I myślał. A wymyślić nie mógł. Przecież musiał być jakiś czas kiedy zaczęła tak się do niego zwracać. A gdyby to zauważył powinien przecież od razu zareagować i zwrócić jej uwagę. Ale nie zrobił tego. Nie zrobił. I to było najbardziej przerażające. Bo przez coś takiego to jak do niego mówiła było zupełnie normalne.

NORMALNE.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!

Pozdrawiam was, Wanessa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top