#Chapter Seventy-Six


Małżeństwo...

Rodzina...

Pragnienia, które się ziszczą...

Kiedy tylko się rozpakowali, Jin od razu postanowił przyjąć w odpowiedni sposób swoich gości. I to nawet nie było zaskoczeniem, że przygotował ogromny obiad. Nic nie było w stanie ich zaskoczyć jeśli chodziło o Jin'a, ale to jak wielki obiad zrobił zaledwie dla czterech osób było aż przerażające. I to jak szybko wszystko garnął. Może był jakimś super bohaterem? Albo kosmitą?

Siedzieli razem przy stole w jadalni. Bawili się i rozmawiali zajadając przy tym pyszne jedzenie, popijając wyśmienitym winem, w przypadku NamJoon'a czy JiMin'a było to jednak soju z piwem. Jakże męski drink dla prawdziwych koreańskich facetów.

-Co myślicie o domu?- zapytał Jin patrząc na swoich przyjaciół

-Jest piękny.- stwierdziła DaHee bez chwili zawahania. Bo przecież taka była prawda. Nawet nie musiała myśleć nad odpowiedzią zbyt długo. Bo to miejsce było piękna.

-Widziałem też cenę.- dodał Park -Koszmarnie drogi. Ale wart tej ceny.- stwierdził łapiąc Lee za kolano pod stołem. Oczywiście, że wszystko to dostrzegli. Ciężko byłoby tego nie wiedzieć pod szklanym stołem.

-JiMin.- upomniała go dziewczyna i to bynajmniej nie przez to, że złapał ją za nogę, ale za to, że śmiał odezwać się na temat ceny domu

-Maleńka. Nie widziałaś ile ten dom kosztuje.- odpowiedział jej szeptem

-To był prezent.- stwierdził SeokJin jakby starał się wybronić z tej sytuacji.

-Właśnie!- wtrąciła szybko DaHee -Z jakiej okazji. Zawsze musi być jakaś okazja.- dodała będąc ciekawa

Chociaż, gdyby się nad tym głębiej zastanowić. Wcale nie potrzebowali okazji, żeby kupić coś takiego. Nie oni.

Każdy normalny człowiek musiałby mieć dobrą okazję, żeby kupić komuś dom. Ale jeśli chodziło o tych ludzi to nie musieli mieć żadnej okazji. Naprawdę. I DaHee zaczęła zastanawiać się czy może było też tak w tym przypadku, że NamJoon po prostu chciał sprawić przyjemność swojemu partnerowi więc kupił dla niego dom nad morzem. Tyle. Bez drugiego dna.

-A to nie było tak, że to była tylko zachcianka Jin'a?- spytał JiMin, ten człowiek czasami totalnie nie potrafił zachowywać się w towarzystwie

Oboje spojrzeli na siebie. Kim SeokJin i Kim NamJoon. Patrzyli na siebie w pełnej konsternacji. Chcieli coś powiedzieć. Na pewno chcieli, ale żaden nie odważył się zacząć. Minęło paręnaście sekund zanim którykolwiek z nich odważył się odezwać.

-Kiedyś wspominałem, że chciałbym mieć dom przy plaży.- zaczął SeokJin

-Ale to był prezent z pewnej okazji.- dokończył NamJoon i wraz z SeokJin'em podniósł w górę lewą dłoń

Palec serdeczny. Świecący się pierścionek. Złoty.

Obrączka.

Boże! Oni właśnie byli małżeństwem. Oni. Znała ich tylko kilka miesięcy, a już cieszyła się ich szczęściem. To niemal komiczne. Kiedy tylko dowiedziała się, że jej siostra wychodzi za mąż była zaskoczona i może nawet zła, że ktokolwiek ją chciał za żonę. A przecież była jej siostrą więc powinna cieszyć się jej szczęściem jednak wcale tak nie było. Zamiast tego tutaj znając tę dwójkę zaledwie kilka miesięcy mogłaby płakać na ich weselu. Mogłaby. Naprawdę. Chciałaby to zobaczyć. Była tak bardzo szczęśliwa, że ich związek został oficjalnie zawarty.

-Aaaaa!- zaczęła krzyczeć na cały głos

Ten kto ogląda dramy BL dobrze zna to uczucie. Dwójka ulubionych bohaterów wyznaje sobie miłość. I jest ta jedna przyjaciółka, która od zawsze ich shipowała. Tę rolę przyjęła DaHee. Z całej tej radości kiedy tylko się podniosła krzesło upadło. Jednak to wcale jej nie uspokoiło. Przebiegła stół dookoła i rzuciła się im na szyję. Dokładnie. Obejmowała ich szyje i przytulała. Jedną ręką jednego i drugą drugiego. Niezapomniany widok. W szczególności dla JiMin'a, który przecież ciągle siedział naprzeciwko nich i tylko patrzył zaskoczony.

-Chyba dalej nie rozumiem.- stwierdził Park krzyżując ramiona, DaHee westchnęła ciężko

-Obrączki.- odpowiedziała łapiąc Jin'a i Joon'a za ręce -Zobacz. Oficjalnie są państwem Kim.- dodała

-Oh.- westchnął zaskoczony -No. Gratuluję wam. Szkoda, że nawet nie byłem zaproszony na wesele. Kiedy w zasadzie to wszystko się wydarzyło?

-Kilka dni temu pojechaliśmy na małą wycieczkę na Tajwan. I tak jakoś wyszło. Poszliśmy do kasyna i zrobiliśmy zakład, że jeśli wypadnie dana liczba bierzemy ślub.- odpowiedział w skrócie NamJoon

-Nawet nas to zaskoczyło.- dodał Jin śmiejąc się z całej sytuacji -W ramach naszego prezentu ślubnego kupiliśmy ten dom. Chcieliśmy świętować ze wszystkimi, ale większość miała swoje plany. Dlatego jesteście tutaj tylko wy.- dodał

To było dość smutne. Gdyby tylko wszyscy wiedzieli czemu chłopaki zapraszają na wyspę od razu każdy zmieniłby swoje plany. Tylko po to, żeby móc świętować ze swoimi przyjaciółmi. A tak byli tylko on. Tylko Lee DaHee i Park JiMin. Nikt poza nimi.

DaHee postanowiła od razu jakoś zaradzić tej sytuacji. Musiała coś zrobić. Bo to wszystko wydawało się zbyt smutne. Przecież reszta ich wystawiła więc natychmiast musiała jakoś działać.

-Jinnie.- zaczęła, a mężczyzna podniósł głowę patrząc na nią -Nie wiem czy JiMin ci wspominał, ale przyjęłam waszą propozycję pracy. Może w ramach waszego wesela powinniśmy zabawiać się w jeden wieczór. Klub cały dla nas, co o tym myślisz?- zapytała

Plan wydawał się dobry. Naprawdę dobry. Więc raczej nie powinien mieć nic przeciwko. Miała chociaż taką nadzieję, że spodoba mu się ten pomysł. Oby.

Przez chwilę nikt się nie odzywał. Jin spojrzał na JiMin'a. Dyskretnie. Tak, że DaHee tego nie widziała. I o to właśnie chodziło. JiMin kiwnął twierdząco głową. Lee naprawdę tego nie widziała. A to źle. Coś tutaj śmierdziało, a ona nawet nie miała o tym pojęcia. Cholera. To nie może zakończyć się w żaden dobry sposób.

-Brzmi fajnie. Jeśli tylko wszystkim się zajmiesz.- odpowiedział jej Jin

-Pewnie!- zapewniła go i złożyła na jego czole niewinny pocałunek -Jeszcze raz wam gratuluję.- dodała i pocałowała NamJoon'a w policzek -Wyglądacie razem uroczo.- kończąc zajęła znów swoje miejsce przy stole

To było miłe z jej strony. A chłopaki naprawdę doceniali jej wsparcie. Obracali się w niewielkim gronie zaufanych osób. Kiedy ktoś wchodził w ich towarzystwo zawsze była obawa. Obawa, że coś się stanie albo co gorsza rozejdą się ploty. Jednak kiedy DaHee weszła w grono znajomych i dobrych przyjaciół JiMin'a od razu ją polubili. I wręcz zżyli się z nią. Teraz trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby DaHee nie było wśród nich. Aż dziwne by to było. Naprawdę.

***************

Wieczór był znacznie chłodniejszy niż można było się tego spodziewać. Mimo, że ognisko już się paliło chłopaków jeszcze nie było. Jin siedział ciągle w kuchni i przyrządziła przekąski. NamJoon zajął się robieniem drinków. Kiedy DaHee pojawiła się w kuchni, aby im pomóc od razu została z niej wyrzucona. I to niemal w dosłowny sposób. Jin złapał ją za ramiona i prowadził przed sobą twierdząc, że to ona jest tutaj gościem i nie powinna nic robić. Bo to źle świadczyłoby o nim jak „panu domu".

Do niczego zdały się jej argumenty związane z tym, że przecież on jest świeżo upieczonym małżonkiem więc nie powinien od razu brać się do pracy. I jej argument, że przecież też może pomóc, a przynajmniej dzięki temu szybciej zasiądą przy ognisku. Na nic jej protesty.

Jin zaprowadził ją na zewnątrz i stwierdził, że ma sobie usiąść gdziekolwiek chce i nie przeszkadzać mu. Złośliwy. Jednak wolała go nie prowokować. Zły SeokJin to SeokJin, który nie daje jedzenia. A wolała dostać jego dobre jedzonko.

Więc zostało jej tylko siedzenie na drewnianej huśtawce ogrodowej. Znajdowała się niemalże przy samej skarpie. Widok z niej był przepiękny, a do tego jeszcze ten piękny zachód słońca. Piękne. Aż chciała, żeby JiMin był przy niej.

Małżeństwo chłopaków sprawiło, że zaczęła myśleć. Do tej pory miała dwie okazje, żeby stać się czyjąś żoną. Zawsze jednak zrywała zaręczyny nie widząc siebie w roli czyjejś kobiety. Nie wiedziała czy chciała być czyjąś żoną. Teraz jednak zaczęła o tym myśleć.

Była z JiMin'em. Kochała go.

Jednak co dalej? Co później?

Nie było żadnego planu. Wiedziała jednak, że JiMin nie był facetem, który chciałby się żenić. Nawet.... Kurwa nawet gdyby o tym myślał to nie wybrałby DaHee. Wiedziała jak to wygląda. Oglądała tyle dram, że doskonale zdawała sobie sprawę, że nie była dobrą partią dla Park JiMin'a.

Nie dla niego.

Więc nie miała co nawet myśleć o tym, że stanie się kiedyś panią Park.

-Nad czym tak myślisz?- usłyszała obok siebie głos

Spojrzała w prawo. JiMin właśnie podchodził do niej. W jednej dłoni trzymał kubek z parującą jeszcze herbatą, a na ramieniu miał zawieszony koc. Usiadł na wolnym miejscu obok niej i podał kubek. Kiedy miał już wolne ręce okrył ją kocem, aby przypadkiem nie zmarzła i przysunął do siebie obejmując. Otulona w koc i jego ramiona czuła się tak bezpiecznie. Czuła się kochana.

-Podoba mi się tutaj.- odpowiedziała jakby zupełnie ignorując jego pytanie. Nie mogłaby powiedzieć mu prawdy. Nigdy.

-Chciałabyś tutaj zostać na zawsze?-dopytywał

JiMin był facetem, który mógł spełnić wszystkie marzenia. Dosłownie. Więc gdyby tylko DaHee powiedziała, że chciałby tutaj zostać był w stanie kupić działkę i odwzorować ten dom jeden do jednego tylko dlatego, że Lee chciała tutaj zostać.

-Nie.- zaprzeczyła i upiła łyk. Tego JiMin się nie spodziewał. -Podoba mi się tutaj, ale nie widzę siebie tutaj.- zawahała się na moment -Przynajmniej nie teraz. Jak będę po pięćdziesiątce może wtedy, ale nie teraz. Na starość to miłe miejsce.

-Jak azyl.- potwierdził jej słowa

-Dokładnie.- przytaknęła -Chciałabym, żeby przyjeżdżali tutaj przyjaciele co weekend. Masa ludzi i zwierząt.

JiMin miał to przed oczami tylko....

Gdzie dzieci i wnuki? Co z nimi?

Zastanawiał się nad tym chwilę. DaHee nie wspomniała o tym ani słowem. Ludzie, przyjaciele i zwierzęta. Czemu nie powiedziała tego wprost. Nie stwierdziła, że ona i jej mąż, może nawet Park JiMin. I dzieci. Ich dzieci. A później te dzieci mające swoje dzieci. Czyli ich wnuki. Widział to przed oczami. Ich na starość. Chciał tego. Jednak ona nie powiedziała o tym ani słowa.

Dlaczego? Może to nie był dobry moment, jednak musiał się wreszcie o to zapytać. Lepszej pory by nie było.

-Zwierzęta. Przyjaciele. A co z dziećmi albo wnukami? Nie chciałabyś tego?- spytał niepewnie

Sam początkowo nie był przekonany do wizji siebie jako ojca, a co dopiero do roli dziadka jednak z czasem wszystko zaczęło się zmieniać.

Zaczęło się zmieniać przez nią.

DaHee milczała przez moment.

-Planowałam to wiele razy.- stwierdziła i znów nastała cisza -Byłam nawet dwa razy zaręczona.- zaśmiała się gorzko na same słowa -Zawsze zrywałam zaręczyny. Z czasem przestałam myśleć o tym, że nadaję się do bycia żoną albo matką. Wiesz... oni nie byli odpowiedni.

JiMin słuchał jej uważnie. I zapragnął powiedzieć, że on właśnie jest tym odpowiednim. Naprawdę chciałby to powiedzieć. Że to właśnie on jest tym mężczyzną, który jest odpowiedni. Jednak... może sam nie był do tego przekonany.

-Może to nie był dobry czas.- stwierdził i sam miał ochotę uderzyć się w czoło. Najgorszy sposób na poprawę humoru. Naprawdę. -W każdym razie psy nie są takim złym pomysłem.- dodał śmiejąc się cicho. I to zadziałało. DaHee również zaśmiała się słysząc jego słowa.

Jednak JiMin ciągle myślał o tym co powiedziała mu wcześniej. JiMin widział to przed oczami. Dzieci... może nawet wnuki. Psy i ich przyjaciele ze swoimi dziećmi. To było dziwne. Naprawdę dziwne. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie widział. Nawet nigdy nie chciał widzieć. Po prostu to nie było w jego stylu. Natomiast wizja pięknych dzieci i równie pięknych wnuków. Ich dzieci. To było to. To właśnie go ujęło. Posiadanie dzieci z taką kobietą jak ona. Mogło być spełnieniem jego najskrytszych marzeń. Może nawet sam nie wiedział, że tego chciał.

Zawsze utwierdzał się w przekonaniu, że to nie dla niego. Że będzie równie chujowym ojcem co jego. Że nie poradzi sobie z tak wielkim ciężarem. Że będzie tyranem. Jednak DaHee już dawno. Już na samym początku ich znajomości utwierdziła go w przekonaniu, że tak się nie stanie. Że jest za dobry, aby się taki stać. Więc to czego tak bardzo nie chciał. To co wydawało się najstraszniejsze na świecie. Chciał do tego dążyć. Chciał, żeby wszystko stało się prawdą. I aby panna Lee DaHee stała się panią Park DaHee.

Marzył o tym. Jednak JiMin był człowiekiem czynu. Więc jego marzenia nie pozostaną jedynie marzeniami. On będzie dążył do ich spełnienia. Marzenia wyjdą ze strefy pragnień. Staną się rzeczywistością.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

*

Do końca zostały już tylko cztery rozdziały.

*


Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!

Pozdrawiam was, Wanessa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top