#Chapter Seventy-Eight
Jedyna córka...
Najlepszy facet na świecie...
Zabiłby dla niej...
Nadszedł czas na kawę. Wreszcie. Może wreszcie DaHee przestanie boleć głowa. Chociaż sama w to wątpiła. Ten cholerny ślub wisiał nad nią jak kat nad dobrą duszą. Nie chciała tam iść. Ale jeśli by się nie pojawiła oznaczałoby, że MiRin i jej matka wygrały. A tak nie mogło być. Musiała jakoś to rozegrać chociaż sama jeszcze nie wiedziała jak.
Siedzieli przy basenie. Na leżakach. Znaczy DaHee siedziała opierając się o leżącego Park'a. Jin siedziała na drugim leżaku, a NamJoon stał w basenie oparty o poręcz. Pogoda była naprawdę dobra. Ciepło i bezwietrznie. Tego właśnie potrzebowali. Spędzić miło czas. Ale czy ten czas naprawdę mógł być miły? Naprawdę?
-Co się dzieje, maleńka?- spytał JiMin przeczesując jej włosy i zgarniając je na jedno ramię
DaHee zagryzła wargi. Nie chciała się odzywać. Nie chciała mówić co ją trapi. A w szczególności po prostu nie chciała nic mówić. Żadnemu z nich. Nie potrzebowała kolejny raz opowiadać tego samego. Naprawdę. Wystarczyło, że JiMin wiedział więcej niż chciała mu powiedzieć.
-Nic wielkiego.- odpowiedziała. Nie było to do końca kłamstwo, ale prawdą również nie można tego nazwać. Starała się po prostu nie odzywać i tyle. Tako plan byłby najlepszy.
JiMin jednak podejrzewał, że coś jest na rzeczy a co gorsza wiedział, że chodziło tutaj o rozmowę z Tae. Nie miał jednak bladego pojęcia czy chodziło właśnie o jego osobę czy może raczej o kogoś, kto przekazał jedynie informacje. Natomiast zdecydowanie chciał wiedzieć o co chodzi. Nie dlatego, że był ciekawski, ale dlatego, że martwił się o DaHee.
Park podniósł się i ucałował jej odsłonięte ramię. To miało dać jej znać, że może mu powiedzieć o wszystkim. Dosłownie o wszystkim o czymkolwiek chciałaby pogadać. On tutaj jest. Jest i może jej pomóc w każdej chwili.
-Jesteś pewna? DaHee nie duś tego w sobie.- prosił ją, aby wreszcie wyjaśniła co od razu popsuło jej nastrój
-Moja siostra wychodzi za mąż.- stwierdziła, co od razu przykuło uwagę obu Kim'ów
-Siostra?- zapytał NamJoon -Nie wspominałaś, że masz rodzeństwo.
-Mam starszą siostrę i młodszego brata.- odpowiedziała uśmiechając się do starszego. Naprawdę nie potrzebowała, aby którykolwiek z nich musiał znać jej historię.
-Fajowo.- dodał Jin -Ale co z tym ślubem?- dodał szybko
-TaeHyung dzwonił do mnie. Dała mu moje zaproszenie.- odpowiedziała obojętnie. Stwierdziła nawet, że muszę pojawić się z facetem i zdecydowanie nie może być o TaeHyung.
-To raczej żaden problem. Masz JiMin'a.- oznajmił NamJoon
-No dokładnie!- potwierdził szybko Jin -A co do ślubów. Muszę wam opowiedzieć historię. Jeszcze czegoś takiego nie słyszeliście. Byłem w naszym hotelu przed naszym wyjazdem. Do mojego biura wpadły dwie babki, córka z matką. Chciały się dowiedzieć jak wygląda wynajęcie u nas sali weselnej.- zaczął, a DaHee od razu nie podobała się ta historia. Za bardzo przypominała jej matkę i MiRin. Jednak nie potrafiłaby powiedzieć tego wprost. Zaczeka aż historia się skończy. -Wspominały, że to wielkie wydarzenie i zaproszą tak wiele osób. Matka nawet stwierdziła, że zapłaci każdą cenę skoro to jej jedyna córka, a syn pewnie nigdy się nie ustatkuje.- dodał, na co NamJoon i JiMin zaśmiali się, kiedyś przecież też tacy byli. Nie chcieli nic poważnego. A teraz proszę. Mieli coś wow. Jednak DaHee dalej słuchała opowieści w zupełnej ciszy. -No i nawet zaprosiła mnie jako współwłaściciela na wesele. Także NamJoon szykuj garnitur, bo się zabawimy!- zakończył
-Jin?- zaczęła DaHee patrząc na starszego -Ten hotel? Jak się nazywa?- ciągnęła
-Signiel Seoul. JiMin cię tam nie zabrał? Jesteśmy wspólnikami.- odpowiedział.
DaHee zastygła w bezruchu. Zesztywniała na jego słowa. Ten hotel. Ten sam. Ta opowieść. Nie była głupia. Potrafiła łączyć puzzle. I zdecydowanie złożenie tej układanki nie należało do zadań, które chciałby zrobić. Wiedziała... podejrzewała, a raczej była na 99 procent pewna, że to właśnie jej rodzina rozmawiała z Jin'em.
-Kiedy ma być ślub?- dodała po chwili
-W najbliższą sobotę, a co? Chcesz się z nami zabrać?- spytał ze śmiechem
Im było do śmiechu, ale zdecydowanie tego samego nie potrafiła powiedzieć DaHee. Ona również była zaproszona na dokładnie to samo wesele. I zdecydowanie nie chciała tam iść.
Jedyna córka.
Już dawno nie słyszała tak raniących ją słów. Chciałaby może żyć w słodkiej nieświadomości, że jej matka powiedziała coś takiego. Naprawdę. Ale to się nie uda. Teraz znała prawdę. W przekonaniu tej kobiety ona nie była już więcej jej dzieckiem. Okay. Poradzi sobie z tym.
Spojrzała na JiMin'a. Wiedział, że coś jest nie tak po prostu to widział. I powinien jakoś zareagować, ale sam nie wiedział co najlepiej w tej chwili zrobić. Jak się zachować. DaHee podniosła się, JiMin zdążył jeszcze złapać ją za rękę.
-Idę się położyć. Nie czuję się chyba najlepiej.- stwierdziła i spojrzała na JiMin'a. Jej wzrok błagał go, żeby puścił jej dłoń. Błagała go, żeby ją zostawił. Chciała tylko stąd uciec. Skryć się i nie myśleć.
JiMin nie protestował. Zostawił ją w spokoju. Tak jak tego chciała. Kiedy dziewczyna zniknęła w domu ciągle panowała niezręczna cisza. Wreszcie jednak jin postanowił jakoś zareagować.
-Czy powiedziałem coś nie tak?- zapytał, kiedy JiMin podniósł się ze swojego miejsca i zaczął zakładać koszulkę
-Nie.- zaprzeczył natychmiast -Nie przejmuj się stary. To nie twoja wina.- utwierdzał go i poklepał po ramieniu kierując się w stronę domu -Pójdę sprawdzić co u niej. Serio to nie twoja wina. TaeHyung powiedział jej coś i teraz tak się zachowuje.- przekonywał go
Oczywiście, że nie mógł powiedzieć mu prawdy. On też potrafił łączyć fakty. Połączył te cholerne kropki. A zachowanie DaHee wskazywało jednoznacznie, że coś się działo i to co powiedział Jin miało wiele wspólnego z tym co powiedział jej TaeHyung.
Dlatego jako dobry, kochający partner musiał od razu sprawdzić co się dzieje. Natychmiast. Kiedy wszedł do pokoju DaHee leżała w łóżku przykryta po sam czubek głowy kołdrą. JiMin po cichu podszedł do niej i odkrył ją delikatnie.
-Udusisz się maleńka.- odezwał się cicho patrząc na nią. Nawet nie ośmieliła się spojrzeć na niego
-Może to jest najlepsza opcja.- mruknęła ponownie się nakrywając
Takiej DaHee JiMin jeszcze nie znał. I chciałby powiedzieć, że cieszy się, że ma okazję taką ją poznać. Jednak zdecydowanie nie chciał widzieć jej takiej. Nie taką. Chciał poznać jej delikatną. Kochającą. I kruchą stronę. Jednak to co zastał nie było tym co chciałby wiedzieć każdego dnia. Zdecydowanie nie. To nie była krucha kobieta. Nie pokazywała też, że jest silna. Ona po prostu się poddała. Tak właśnie wygląda osoba, która ma dość walki. A ona przestała walczyć. Coś sprawiło, że walka przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Jednak JiMin nie miał zamiaru pozwolić jej na to. Mogła być krucha. Mogła pokazać swoją słabą stronę przed nim. Jednak nigdy nie pozwoliłby na to, żeby jego Lee DaHee miała się kiedykolwiek poddać. Oh nie.
Musiał zatem działać i to jak najszybciej. Bo jego dziewczyna właśnie przeżywała ostry kryzys. A on musiał jej jakoś pomóc.
Zatem postanowił położyć się zaraz obok niej. Nie chciał w żaden sposób sprawić, że poczuje presję. Chociaż należałoby zaznaczyć, że jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie zdarzyło mu się poprawiać komuś humoru. Znaczy... robił to wielokrotnie, ale poprawa humoru swoich przyjaciół w żaden sposób nie powinna się liczyć i kropka.
-Gdybyś chciała pogadać. To jestem maleńka.- zaczął delikatnie kładąc dłoń na jej ramieniu... prawdopodobnie to było ramię. Przez kołdrę nie był w stanie tego zobaczyć.
-JiMin.- zaczęła i na chwilę przestała zupełnie się odzywać -Idź do Kim'ów. Naprawdę chcę zostać sama.- dodała ciągle znajdując się pod pościelą
Okay więc zwykła rozmowa nie zda tutaj rezultatu. Należałoby zatem zrobić coś innego. Może śmiech jakoś pomoże jeśli bycie jedynie opiekuńczym nie działało.
-Nie sądziłem, że poduszki mówią.- stwierdził i zaczął dotykać DaHee. Nie w żaden nieodpowiedni sposób. Po prostu miejsce w którym leżała. -A co to za dziwna góra?- spytał i zaczął się na niej kłaść. Tego raczej nikt się nie spodziewał i w życiu nie byłby w stanie przewidzieć. JiMin potrafił być zabawny. A to ci dopiero. I może jeszcze większym zaskoczeniem być fakt, że faktycznie to działało. Jego zachowanie pomagało. Zachowywał się głupio, ale ciągle pomagało. Więc czemu nie.
***************
-Dziękuję.- stwierdziła Lee kładąc głowę na jego udzie. Park siedział na łóżku i opierał się o zagłówek. DaHee natomiast zwinięta w kłębek leżała przy jego boku z głową na jego udzie, przykryta po szyję kołdrą.
-Od tego jestem.- stwierdził kładąc rękę na jej ramieniu
-Wcale nie. Nie jesteś od tego. Zdecydowanie nie jesteś od patrzenia na moje fochy.
-Nie uważam tego za foch.-stwierdził natychmiast. I faktycznie tak było. Jej zachowanie nie było dla niego przejawem zwykłego pogorszenia humoru. Tutaj chodziło o coś więcej. I dobrze zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego postanowił od razu do niej przyjść. Normalnie miałby to zupełnie gdzieś, ale nie przy tej kobiecie. -Ale jeśli czujesz się choć odrobinę lepiej chciałbym wiedzieć co się stało. Co powiedział ci TaeHyung, bo jestem bardziej niż pewien, że nie powiedziałaś mi o wszystkim.- dodał szybko
DaHee westchnęła ciężko. Nie chciała mówić o tym nikomu. W szczególności nie chciała, żeby JiMin o wszystkim dokładnie wiedział jednak powiedzenie mu o tym było raczej najlepszym rozwiązaniem. Jeśli nie powie mu prawdy on i tak się o wszystkim dowie. Prędzej czy później. Dlatego jeśli miał się o czymkolwiek dowiedzieć wolała, żeby wiedział od niej.
-Ślub o którym mówił Jin... to ślub mojej siostry.- to jedno zdanie mówiło więcej niż całe tłumaczenie przebiegu rozmowy z TaeHyung'iem. Mówiło znacznie więcej, a ona wyrzuciła to z siebie.
JiMin milczał przez chwilę. Zastanawiał się nad tym wszystkim. Nie wydawało się to aż takie złe. Przynajmniej wesele miało odbyć się na jego terenie. Jednak to nie samo miejsce martwiło DaHee. Wracał pamięciom do ich rozmowy. Do tego co mówił Jin.
Hotel.
Jej rodzina.
„Jedyna córka."
Teraz już dobrze wiedział co sprawiło, że DaHee od razu odebrało jakiekolwiek chęci do życia. Znał ją. I wiedział, że mimo tego jak traktuje ją rodzina.. ona ciągle chce być ich częścią. Jednak po tym co usłyszała wszystko nad czym pracowała i co chciała osiągnąć legło w gruzach.
Oni jej nie kochali.
Ale on ją kochał. Tak cholernie kochał.
Może to odpowiedni czas, żeby wreszcie powiedzieć DaHee, że naprawdę darzy ją głębszym uczuciem niż mogłaby się tego spodziewać. Może to odpowiedni czas... chociaż z drugiej strony... moment kiedy dziewczyna niemalże traci chęci do życia i zalewa się łzami nie jest odpowiednim momentem do powiedzenia komuś, że się go kocha. Dlatego na razie musi po prostu ją pocieszyć i najlepiej nie wspominać o rozmowie.
-Jeśli chcesz mogę w piątek odwołać ich rezerwację sali. W końcu ślub się nie odbędzie.- stwierdził nagle. To nie był mądry pomysł i chyba tylko debil chciałby zrobić coś takiego. Jednak jaki lepszy pomysł mógł wymyślić na szybko. No nie dało się.
Na jego słowa DaHee zaśmiała się. Bo kto normalny mówi o czymś takim. No nikt. Tylko park JiMin mógł wpaść na taki pomysł.
-To kochane, ale nie sądzę, żebym tego potrzebowała.- zaprzeczyła, jednak była naprawdę wdzięczna, że pomyślał o czymś takim
-Maleńka.- zaczął -Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko.- dodał całując jej dłoń
Ten gest. Te słowa. DaHee wiedziała, że JiMin mimo tego, iż był naprawdę niebezpiecznym człowiekiem potrafił być kochający i opiekuńczy. Dokładnie tak jak teraz. I kochała to w nim. Kochała to, że potrafił pokazać tego park JiMin'a, którego zapewne nikt wcześniej nie widział. I była mu za to wdzięczna.
Jednak JiMin mówiąc „wszystko" miał na myśli „wszystko". Wiedział, że nie jest ideałem. Że nie jest spełnieniem marzeń większości kobiet... znaczy był ideałem i spełnieniem marzeń. Każdej kobiety jeśli chodziło jedynie o wygląd albo o kwestie majątkowe. Ale gdy w grę wchodziły emocji. Nie. Nikt nie był dla niego odpowiedni. Jednak DaHee zmieniała wiele. Naprawdę wiele. I to było najgorsze. Ona zmieniała wszystko. A JiMin byłby w stanie poświęcić dla niej wszystko. Zrobiłby wszystko tylko po to, aby sprawić jej przyjemność, aby czuła się dobrze.
Byłby w stanie kogoś zabić dla jej dobra.
-Dziękuję. Ale wystarczy, że pojedziemy tam i będziemy się dobrze bawić.- stwierdziła podnosząc się i spojrzała mu w oczy -O ile chcesz mi towarzyszyć.- dodała już mniej pewnie
Patrzył na nią w niedowierzaniu. Jak mogłaby do cholery pomyśleć, że nie pójdzie z nią. Przecież to było oczywiste. I nawet jeśli nie chciałaby, żeby jej towarzyszył to przecież był współwłaścicielem hotelu. Nie było więc opcji, żeby miał ją zostawić. No nie było takiej opcji. Wszedłby nawet przez okno, gdyby musiał.
Złapał ją za policzki obejmując jej twarz.
-Żartujesz sobie ze mnie?- spytał, a DaHee patrzyła na niego ciągle nie wiedząc co ma na myśli. Czy powiedziała coś złego lub niewłaściwego? A może po prostu nie chciał z nią iść? -Nawet nie przeszłoby mi przez myśl, że zostanę w domu, a ty będziesz tam sama. W końcu musisz pokazać wszystkim swojego najlepszego na świecie faceta.- zapewniał ją
Jednak sam miał ku temu wątpliwości. Wcale nie czuł się najlepszym na świecie facetem. Ba! Naprawdę wiele mu brakowało do tej roli. Zatem nawet nie czuł się taki. Ale wiedza i świadomość, że w jakiś sposób jest w stanie sprawić przyjemność DaHee wszystko rekompensowało.
Naprawdę.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
*
Do końca zostały już tylko dwa rozdziały.
*
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top