#Chapter Nineteen
Pojawił się...
Wraz z nim Kim NamJoon...
Dała mu swój czas...
Przepraszam...
Dni mijały tak szybko. A zarazem tak powoli. Naprawdę się dłużyły. Czasami leciały zbyt szybko. Jednak każdego dnia było to samo. Dosłownie to samo. Jak cholerna monotonia. I tutaj nawet nie chodzi o cholerną pracę.
Nie.
Skądże.
DaHee kochała swoją pracę i to co robiła najbardziej na świecie. Miała sporo zamówień, jednak tego zainteresowania nie łączyła w żaden sposób z swoim występem na gali jako partnerka P.J.
Zgadza się. Postanowiła nie używać jego pełnego imienia i nazwiska. Po co? To nie miało sensu. Ale dlatego, że chciała o nim zapomnieć, ale dlatego, że codziennie. Każdego. Każdego cholernie pieprzonego dnia było to samo.
P.J.
Otrzymywała z samego rana prezenty.
Kwiaty.
Kwiaty.
Czekoladki albo dobre wino.
Każdego dnia z rana ten sam dostawca przywoził jej kosz pełen kwiatów albo słodyczy. Albo i tego i tego. Zawsze z tą samą cholerną dopiskom:
"Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Nie chciałem, żebyś tak myślała. Proszę, Panno Lee. Skontaktuj się ze mną.
P.J. Park Company"
Dlatego został P.J.
Bezosobowo.
To były tylko inicjały. Nic poza tym. I DaHee miała taką nadzieję. Za każdym razem czytała kartkę. W przypływie złości gniotła ją i wrzucała do niszczarki. Za każdym pieprzonym razem. Kwiaty czy słodycze przekazywała swoim współpracownikom.
Nie miała zamiaru do niego napisać. Nie chciała dzwonić. A tym bardziej nie miała w planach pojechać do jego firmy i z nim rozmawiać. Zastanawiało ją jedno. Jeśli tak bardzo o to błaga. Bo już nie można powiedzieć, że prosił. On błagał. To dlaczego sam nie ruszy się ze swojej kilkupiętrowe twierdzy i nie przyjedzie do salonu. Nie przeprosi jej osobiście i nie poprosi o rozmowę.
Dupek. Po prostu dupek. I kutas. Nic więcej.
***************
Piątek. Dziś kolejny raz dostała od niego kwiaty. Piękne. Złote róże. Naprawdę były cudowne. Dlatego nie oddała ich. Wsadziła je do wazonu i postawiła obok jednej z sukni na wystawie. Niech przyciągają potencjalnych klientów.
Zadzwonił mały dzwoneczek nad drzwiami.
Ktoś wszedł.
DaHee siedziała za kontuarem i zajmowała się finansami. Zbliżał się koniec miesiąca, a ona jeszcze nic nie zrobiła. Musiała zaplanować wydatki na następny miesiąc i zapisać ile w tym miesiącu zarobił salon. Podniosła jednak głowę. Nie spodobało jej się to co zobaczyła.
P.J.
Cóż. Nawet się nie podniosła. Wróciła wzrokiem do swojej pracy zerkając co jakiś czas na ekran laptopa i zapisywała rzeczy na kartce. Nie zwracała na niego uwagi. Wcale. Najwidoczniej właśnie to go zirytowało. Podszedł do niej i oparł się łokciem na kontuarze chrząkając. Wyjęła końcówkę długopisu spomiędzy warg i spojrzała na niego.
-Słucham Pana.- odezwała się, a ile siły i samokontroli ją to kosztowało.
-DaHee możemy porozmawiać?- spytał patrząc na nią swoimi pięknymi, czekoladowymi oczami
-Słucham Pana. Chciałby Pan zamówić jakiś garnitur? Jestem pewna, że jedna z pań z wielką przyjemnością pomoże Panu w tym.- odpowiedziała wzrokiem wracając do ekranu. Była bardziej niż pewna, że jeśli jeszcze trochę będzie patrzyła w jego oczy. Po prostu pęknie. A do tego dopuścić po prostu nie mogła.
-DaHee. Proszę cię. Od pieprzonych dwóch tygodni wysyłam ci prezenty. Liczyłem, że do mnie napiszesz...- chciał kontynuować jednak Lee wystawiła w jego stronę dłoń przerywając mu tym
-Nie potrzebuję prezentów, Panie Park. Wyjaśniliśmy to sobie kiedy ostatnio się z Panem spotkałam. Poszłam z Panem na galę jedynie dlatego, że Pan tego chciał, nie ja. Nie brałam roboty dziwki i teraz też tego nie chcę. Dlatego proszę. Jeśli chce Pan garnitur pójdę po jedną z wolnych dziewczyn i się tym zajmą. Jeśli jednak to nie jest nic związanego z moją pracą, prosiłabym o opuszczenie tego lokalu. Utrudnia mi Pan pracę.- jej słowa były zimne.
Ton spokojny. Cholernie poważny. Sama była pod wrażeniem swojego opanowania. Nie sądziła, że uda jej się to wszystko powiedzieć patrząc mu w oczy. Jednak udało się.
-Wyrzucasz mnie?- zapytał zaskoczony
-Jeśli tak Pan to zrozumiał. Przeszkadza mi Pan w pracy, a to.- wskazała na kwiaty -Można uznać za nękanie. I proszę mi wierzyć to, że jest Pan bogaty nie znaczy, że policja się tym nie zajmie.
Była pewna, że się tym zajmą. Wystarczył jeden telefon. Cholera jedna głupia wiadomość, a ChangKyun od razu zjawiłby się tutaj z którymś z chłopaków i zabrał P.J. Na komisariat. A to nie byłaby zbyt przyjemna przejażdżka. Nawet jeśli był obrzydliwie bogaty.
-Daj mi kwadrans. Głupie piętnaście minut.- spojrzał na nią błagalnie
-Nie.- zaprzeczyła nie patrząc na niego
-Proszę. Nie proszę o tak wiele.
-Nie. Nie rozumiesz co mówię? Mam zadzwonić na policję?
-DaHee.- zza Park'a wyłonił się jego ochroniarz. Kim NamJoon. -Dziesięć minut. Daj mu tylko cholernie dziesięć minut. Mogę ci obiecać, że już więcej nie będzie cię gnębił. Zostawi cię w spokoju.- słowa NamJoon'a brzmiały dość sensownie i naprawdę szczerze. Jakby wcale nie kłamał.
Nastała cisza. DaHee zastanawiała się co powinna zrobić. Czy aby nie kłamią. Może właśnie starał się wyprać jej mózg tymi słowami. Tym co właśnie mówił.
-Okay. Dziesięć minut. Nie więcej. Tylko tyle. I robię to dla ciebie NamJoon.
-Dziękuję.- odetchnął z ulgą.
Naprawdę był jej wdzięczny. Ale nie tylko jej. Główna zasługa przypadała na NamJoon'a. To dzięki niemu DaHee zgodziła się. Zrobiła to cholernie niechętnie, ale tylko on potrafiłby ją do tego przekonać. Wydawała się wystarczająco kompetentny i wiarygodny, żeby móc mu zaufać.
Park już kierował się w stronę pracowni DaHee. Jednak ta zatrzymała go swoim głosem.
-Nie tam.- zaprzeczyła, a J.P. odwrócił się w jej stronę -Zapraszam za mną, Panie Park.
***************
Szedł za nią aż nie znaleźli się na parkingu za budynkiem. NamJoon i jeszcze dwóch ochroniarzy stało przy drzwiach, jednak wystarczająco daleko, żeby nie słyszeli o czym mają zamiar rozmawiać.
-Więc? Ma Pan dokładnie 10 minut. Słucham.- spojrzała najpierw na zegarek, a później krzyżując ramiona na Park'a
-DaHee tak bardzo cię przepraszam za to nieporozumienie. Nie chciałem, żebyś poczuła się w ten sposób. Właściwie to naprawdę chciałem sprawić ci radość tym prezentem.
-Chciałeś sprawić mi radość prezentem wartym prawie sto milionów dolarów? Oszalałeś? Nie sądziłam, że będziesz chciał mnie kupić w tak okropny sposób.- wtrąciła
-Nie chciałem!- jego głos się podniósł -Nie miałem zamiaru sprawić, że będziesz się czuła kupiona. Dopiero w dzień gali zdałem sobie sprawę, że nie zaprosiłem cię na nią tak jak powinienem. Powiedziałem, że "masz tam iść ze mną". Nie wziąłem pod uwagę, że możesz mieć inne zdanie. Kazałem ci siedzieć nad tym garniturem i nad suknią. Widziałem twoje rany na palcach.- dodał, a DaHee odruchowo spojrzała na swoje palce. Opuszki były już dawno zagojone, jednak w niektórych miejscach widoczne były niewielkie blizny. -Pomyślałem, że chcę ci to wszystko jakoś wynagrodzić. Tę koszmarną niedogodność. Cóż.... pomyślałem, że kupię to co sama wybierzesz i będzie to idealny prezent przeprosinowy. Wybrałaś piłkę. Chciałem ją kupić, ale szczególnie nie przepadam za piłką nożną. Jednak podobały ci się klejnoty koronne. Stwierdziłem, że będą idealne. Nie wygrałem ich, ale udało mi się dotrzeć do szczęśliwego kupcy. Odkupiłem ci je i od razu chciałem ci je podarować. Jednak źle mnie zrozumiałaś.
-A ty jakbyś mnie zrozumiał? Co? No jak?- spytała i podchodząc do niego dźgnęła go paznokciem w pierś.
JiMin spojrzał na nią zaskoczony. Naprawdę zdziwiony. Nikt wcześniej nie zrobił czegoś takiego jak ona. Nikt nie wymierzył mu takiego policzka. Chociaż nie dosłownie.
-Wiem. Przepraszam za to. Naprawdę nie chciałem cię obrazić. Nie na to liczyłem. Nie na taką reakcję.
-W takim razie na co liczyłeś?- spytała jednak nie czekając na jego odpowiedź sama zaczęła -Nie czekaj. Wiem. Liczyłeś, że rzucę się na ciebie, prawda? Że będę chciała się odwdzięczyć seksem. Albo wiem. Będę chciała obciągnąć ci. Na to liczyłeś prawda? Że zrobię wszystko czego tylko sobie zażyczysz.- zaśmiała się cierpko. Naprawdę była na niego zła. Może nawet nie powinna być wściekła aż do takiego stopnia zła, ale była. Nie chciała, żeby ktoś uważał ją za taką kobietę, a Park JiMin właśnie to robił. Stawiał ją w niewygodnej sytuacji.
-Nie DaHee. Nie na to liczyłem.- podniósł głowę i spojrzał na nią. Patrzył jej głęboko w oczy. -Liczyłem na zwykłe dziękuję. I może na drugą szansę. Na prawdziwą randkę. Tylko my we dwoje. Bez głupich dziennikarzy. Nadętych milionerów i wścibskich spojrzeń. Po prostu. Randka. Co ty na to piękna, DaHee? Przyjmiesz moje przeprosiny i propozycję?
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Pozdrawiam was, Wanessa
PS
Powstaje całkiem dobre opowiadanie o Tae, także zapraszam! (The Player II Kim TaeHyung II (+18) (The Player #1))
W dodatku mamy NOWĄ OPOWIEŚĆ O JEONGGUK'U!!!! (Soldier II Jeon JeongGuk II +18)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top