#Chapter Forty-Eight
Została...
Poznała kolejne oblicze Park JiMin'a...
Mur zaczął się walić...
Ranek wydawał się tym co było najlepsze. W ich przypadku właśnie tak było. Poranny. Leniwy seks. Tego potrzebowali po dobrze przespanej nocy. DaHee już dawno nie spała tak dobrze. Jak dziecko. Naprawdę. To nie była jedynie zasługa ciepłego, idealnego ciała, które było tuż obok. Tutaj chodziło o coś więcej. Poznała prawdę, przynajmniej tak sądziła, więc nie czuła się już zagrożona. Nie bała się, że JiMin ją zdradza. Nie musiała o tym myśleć. Bo znała prawdę. Gorszą co prawda, ale ta prawda była lepsza. Dla niej.
Wzięli prysznic razem, a następnie w planach mieli zjeść kolację z wczoraj na śniadanie. Kiedy tylko weszli do jadalni zastał ich nieciekawy widok. Jedzenie leżało na stole, a wśród niego ich ubrania. Kwiaty zdążyły już zwiędnąć. Szpilki pozostały przy oknie. Oknie, na którym były ich odciski. Dokładnie jej. Pośladki. Plecy. To właśnie odbijało się na szybie. Patrzyli na to wszystko. JiMin stał za kobietą i obejmował ją. Jego ramię oplatało jej ramiona.
-Dobrze się bawiliśmy.- wyszeptał jej do uch odgarniając włosy na drugą stronę
-Można tak powiedzieć.- stwierdziła odwracając się w jego stronę.
Stał przy niej w spodniach od garnituru. Boso. Objęła go w pasie i wtuliła się w jego ciepłe ciało. Potrzebowała tej bliskości. Potrzebowała jego bliskości. Nie widziała go taki szmat czasu, a świadomość, że mogliby się rozstać zabolała ją. Nie chciała tego. Pierwszy raz w życiu nie chciała, żeby jakiś związek się kończył. Ale gdyby ją zdradził... nie wybaczyłaby tego. Nigdy. Jednak nie musiała się o to martwić.
Boss narkotykowy.
Brzmi lepiej niż kobieciarz i zdrajca. Tak. Zdecydowanie.
-Powinniśmy coś zjeść.- zasugerowała wydostając się z jego uścisku i podeszła do stołu siadając na odsuniętym krześle. Na tym samym na którym siedziała wczoraj.
JiMin westchnął ciężko. Podszedł do niej i sięgnął po swoją koszulę, która leżała na dywanie. Następnie złapał jej czarny biustonosz, który zaczepił się o żyrandol. Na koniec wyjął z wiaderka na lód przemoczone, i to bynajmniej nie w pożądany przez niego sposób, czarne koronkowe majtki DaHee. Położył wszystko na wolnym krześle i sam zajął miejsce obok niej.
Jedli w przyjemnej ciszy. Nie przeszkadzał im brak wymiany zdań. Właściwie nie potrzebowali tego teraz. Wczorajszego wieczoru i w nocy dużo się wydarzyło. Niewiele zostało powiedziane, a jeśli już to wszystko brzmiało jak bomby spuszczone na nich oboje. Więc musieli teraz ochłonąć.
-Masz dziś wolne?- spytała niepewnie wsuwając do ust kawałek sera
-Owszem.- przyznał kiwając głową -Właściwie to nie.- zaśmiał się, a Lee uniosła głowę patrząc na niego w pełnej konsternacji. Nie rozumiała co miał na myśli. -Miałem iść do biura na spotkanie z zarządem, ale naprawdę nie chcę cię dziś zostawiać. To o czym wczoraj rozmawialiśmy dużo namieszało. Wolałbym spędzić z tobą czas i upewnić...
-Upewnić się, że nie ucieknę? Czy, że się ciebie nie boję?- spytała i po jego minie dobrze wiedziała. Trafiła w sedno. Właśnie tego się bał. Ale nie miał powodu. Prawda? -Nie musisz się o nic martwić JiMin. Naprawdę.- stwierdziła zachęcająco i dość przekonująco. -Znam już prawdę. Może masz rację byłam wystraszona, gdy to powiedziałeś. Ale byłam. Już nie jestem. Wierzę ci, że mnie nie zdradzasz. Wiem już co tam robisz. Masz rację. Nie podoba mi się twój biznes narkotykowy, ale nie mam na to wpływu. Starałeś się mnie przed tym chronić. Nie chciałeś mi nic powiedzieć. Więc jest w porządku. Nie martwię się. A wiesz dlaczego? Bo wiem, że nie zrobisz mi nic, że to co jest twoją pracą tam. Twoją pracą tutaj. A tym co jest między nami. To się w żaden sposób nie łączy. Nie ma między tym żadnego powiązania. Tam jesteś szefem. Tutaj jesteś moim facetem. I nic co dotyczy twojej pracy nie będzie miało wpływu na nas. Na nasz związek.- dodała
JiMin na słowo „związek" zdecydowanie się ożywił. Wreszcie i ona zaczęła traktować ich związek poważnie więc jakby mógł się z tego powodu nie ucieszyć. Przecież to było wręcz niemożliwe. Doprawdy. Zależało jej. To wiele zmieniało. I wiele znaczyło. Wreszcie mógł mieć pewność, że Lee DaHee zaczyna zależeć na związku, a jeśli zaczyna jej zależeć na związku to i na nim. To było najważniejsze. JiMin również stanowił dla niej kogoś ważnego. Cudownie.
-Nigdy nie zrobię nic co mogłoby narazić nasz związek. Możesz mi ufać DaHee.- zapewnił ją, ujmując jej dłoń w swoją i pogłaskał jej grzbiet
-Wiem.- przytaknęła cicho. Wiedziała. Naprawdę to wiedziała. Była pewna, że nie naraziłby ich na jakieś niebezpieczeństwo. Jednak nie znali się za długo. Nie powinna mu od tak ufać. Jednak czy nie na tym opierał się związek? Na zaufaniu? Więc musiała wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Że nic złego ich nie spotka. To było jedyne co jej pozostało. Wiara w ich związek, który dopiero co raczkował.
Śniadanie minęło im naprawdę dobrze. Zaskakująco dobrze. Już dawno tak nie miała. Z jednej strony poznała prawdę i dowiedziała się czegoś okropnego, ale jednocześnie zdała sobie sprawę, że to nie wpłynie na ich relację. Nic złego się nie stanie. JiMin handluje narkotykami. W porządku. To jej nie dotyczy. Nie dostała od niego narkotyków więc jest dobrze. Dlaczego miałaby się przejmować czymś co jej nie dotyczy. Nie musiała. Proste. Nie komplikujmy tego.
Zaczęli sprzątać wszystko ze stołu. Przydałoby się wreszcie zrobić z tym porządek. W końcu w apartamencie byli tylko oni. Nikt inny nie mógł ich wyręczyć. Może to i lepiej. Przynajmniej mogła poczuć się jak w normalnym związku. Bez posłańców i innych udziwnień, które jej wcale do życia nie były potrzebne.
-Rozumiem, że SeokJin również wie o tym czym się zajmujesz.- stwierdziła łapiąc talerze i dwa kubki. Była pewna, że tak. W końcu Jin wydawał się nieswój za każdym razem, kiedy NamJoon'a nie było w domu, a był w Singapurze.
-Wie. Jeon. Jung. I MiRa. Wszyscy o tym wiedzą.- przyznał szczerze. Nie było sensu ukrywać przed nią więcej rzeczy. Po co? Skoro i tak dowiedziała się o jego drugim wcieleniu również dobrze mogła wiedzieć również to.
-Okay.- przytaknęła ze zrozumieniem kiwając głową.
Nic więcej już nie mówili. Po prostu zabrali się za sprzątanie. Między nimi wydawało się być znacznie lepiej. Lepiej niż przed jego wyjazdem. Teraz była pewna, że jej nie zdradza. Mogła mu zaufać. Chociaż w jakimś stopniu. Bo oczywistym było, że nie zaufa mu zupełnie to jednak w jakiś tam sposób mogła to zrobić. Małe kroczki. To wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Zasada małych kroków. I wszystko będzie dobrze. Oby. Tutaj zawsze pozostawała obawa, a więc i prawdopodobieństwo, że coś się zjebie. Tyle w tym temacie.
***************
Jak mogli spędzić najlepiej resztę wolnego dnia? Po prostu leniuchując. Oglądając telewizję albo co w ich przypadku bardziej prawdopodobne uprawiać gorący seks pół dnia, o ile nie więcej, niż tylko pół dnia. Mogliby tylko dzięki temu żyć. Seks był ich odpowiedzią na wszystko i tym czego szczerze potrzebowali aby żyć. To budowało ich zaufanie względem siebie. Dziwnie to brzmi. Ale właśnie tak było. Dzięki temu mogli poczuć, że są partnerami w każdy możliwy sposób. I mimo, że mogli sobie z tego nie zdawać sprawy. Tak właśnie było.
Co ciekawsze JiMin poruszył temat ostatniego braku prezerwatywy. Bał się. Owszem. Cholernie się bał. Bał się, że będą skutki. Że DaHee zajdzie w ciążę. Nie planował rodziny. Nie, że teraz. On wcale nie chciał rodziny. Miał swoją... była jaka była. Nigdy o nich nie wspominał, bo nie uważał, że to potrzebne. Kochał matkę. Naprawdę ją kochał. I uwielbiał swojego brata. Jednak jego ojciec... Mógłby wcale nie wspominać tego pojeba. Gdyby miał swoją rodzinę, kiedyś tam w przyszłości, mógłby dokładnie tak samo zjebać jak jego ojciec. Może to było rodzinne? Jaki ojciec taki syn? Nie wiedział, ale wolał tego nie sprawdzać.
Wierzył, że DaHee byłaby cudowną matką. Tak to było pewne. A dzieci, które mógł z nią spłodzić... byłby po prostu idealne. Piękne i mądre. A w dodatku miałyby zapewnioną przyszłość. Masę kasy i szacunek w kręgach. To było ważne. Jednak nie chciałby teraz sprawdzać jak idealne ich dzieci byłyby.
DaHee uważała podobnie. Nie chciała dzieci. Ani teraz, ani w przyszłości. Nie dlatego, że byłaby złą matką. Bo pewnie by nią nie była. Nie martwiła się, że będzie tak zjebana jak jej rodzice, bo oczywiście, że zrobiłaby wszystko inaczej. Ona po prostu nie chciała dzieci. Zwyczajnie to wydawało się zbędne. I w porównaniu do JiMin'a nawet nie rozmyślała jak ich dzieci mogłyby być wspaniałe. Nie musiała o tym myśleć. Bo dzieci przez najbliższe kilkanaście miesięcy nie będzie. Zabezpieczała się. Nie potrzebowała martwić się co jeśli nagle zapomni o prezerwatywie. Nie potrzebowała szukać lekarza i nie miała zamiaru kupować tabletki „dzień po". Wiedziała, że pozbyłaby się dziecka. Nie planowała go teraz. Najpierw kariera. Wpadki nie mogło być.
-Wczoraj my...- zaczął JiMin nie wiedząc zbytnio jak powinien zacząć ten temat.
Leżeli na sofie otuleni jedynie w biały kocyk. Kolejna runda znakomitego seksu. Tym jednak razem JiMin się zabezpieczył. Cztery zawiązane na supeł, pełne prezerwatywy leżały już w koszu. Ta była piąta. A im było mało.
-Nie zabezpieczaliśmy się. Wiem.- przytaknęła podpierając się na ramieniu, aby spojrzeć mu w oczy. Była spokojna. Jednak JiMin wydawał się wyrażać zupełnie inne emocje. I w zupełności go rozumiała. Nie chciał mieć dzieci. Nie teraz. Nie z nią. Pewnie. Logiczne. Ona pewnie również by tak zareagowała, gdy była na jego miejscu.
-Ja... nie chcę zabrzmieć jak desperata, ale zrozum. Jeśli będziesz w ciąży my będziemy...
-Chwila.- przerwała mu natychmiast -Nie jestem w ciąży i nie będę. JiMin zabezpieczam się. Są też inne metody niż prezerwatywa. Naprawdę.- stwierdził, a wyraz twarzy JiMin'a zdecydowanie złagodniał. Zeszło z niego powietrze. Jednak DaHee musiała o to spytać. -Zacząłeś o tym, że gdybym była w ciąży to my co?- spytała dla własnego spokoju
Zastanawiał się chwilę czy powinien jej to powiedzieć. Jego odpowiedź była pod wpływem emocji. Silnych emocji. I niemałego strachu. Więc czy byłby sens to powtarzać?
-Chciałbym zająć się dzieckiem. Być jego ojcem. Bez względu na to czy mielibyśmy dobry czy zły kontakt. Nie chciałbym zostawić cię z tym wszystkim samej.- odpowiedział szczerze
Najpewniej to nie był dobry czas na takie zwierzenia. Oboje byli zupełnie nadzy i zmęczeni po kolejnym orgazmie. Nagle zaczęli temat dzieci, których żadne z nich nie planowało więc dlaczego właśnie teraz? Czemu ta rozmowa nie mogła być w zupełnie innych okolicznościach przeprowadzona, a nie właśnie w tym momencie.
-Naprawdę?- spytała zaskoczona -Chciałbyś dziecka?
-Nie.- odpowiedział natychmiast -Nie chciałbym. Byłbym chujowym ojcem, tak jak mój był. Ale jeśli to byłoby moje dziecko nie zostawiłbym go i kobiety, która nosiła je pod sercem przez cholerne dziewięć miesięcy. Wziąłbym odpowiedzialność za to co zrobiłem i za wychowanie mojego dziecka również.
To ją ruszyło. Nie to, że podjąłby się wychowania. Chociaż... może to również było godne podziwu. Jednak ją ruszyło najbardziej to, że poruszył temat swojego ojca. Nie mówił nigdy nic o rodzinie. Z resztą żadne z nich tego nie robiło. Jednak nagle wspomniał. Powiedział coś co było naprawdę okropne. Jego ojciec. Musiał być naprawdę złym ojcem. Więc logiczne, że JiMin martwił się o to, aby nie być taki sam. Rozumiała go. Naprawdę. Pierwszy raz odkąd byli ze sobą wydawała się być z nim blisko. Nie fizycznie. Nie w taki sposób w jaki od zawsze byli. W sposób, który tylko oni mogli zrozumieć.
Przeszłość.
Może mieli podobnie. Może wcale tak bardzo się od siebie nie różnili.
-Zbyt surowo się oceniasz, JiMin. Byłbyś dobrym ojcem. Zapewniłbyś dziecku wszystko czego potrzebuje.
To była prawda. Jednak dlaczego ciągle ciągnęli ten temat? Nie było przecież żadnego dziecka. Nie musieli o tym rozmawiać. Nie musieli wcale poruszać tego tematu. Jednak właśnie to teraz rozbili.
-Skarbie.- zaczął mocniej ją obejmując. To był znak. Była tego pewna, że JiMin chciał coś przekazać. Chciał wsparcia. Wsparcia, które od razu mu dała. Wtuliła się w niego, a wolą dłoń wsunęła w jego posklejane od potu włosy. Zaczęła przeczesywać je palcami. -Mój ojciec był naprawdę okropny. Pił, palił... i bił.- na chwilę zamilkł. DaHee przełknęła ciężko ślinę. Nie spodziewała się, że zacznie ten temat. Otwierał się przed nią. Jednak czy ona byłaby w stanie to zrobić? Nie. -Nie mnie i nie mojego brata. Tylko mamę. Przez lata nas broniła. Robiła wszystko, żeby tylko ten potwór nie podniósł na nas ręki. Powinienem już wtedy zareagować. Powinienem coś zrobić, ale nie potrafiłem, bałem się. A kiedy już to zrobiłem... nigdy więcej nie będzie mógł już nikogo skrzywdzić.- zakończył spokojnie. Był opanowany. Jakby wcale nie powiedział czegoś bolesnego. Jakby to co zrobił nie było czymś złym.
Przez jej kręgosłup przeszły ciarki. Prawdziwy zastrzyk nagłego zimnego potu przeszedł przez jej organizm. Jednak nie bała się. Podejrzewała co JiMin zrobił. Jednak musiała się upewnić. Musiała się od niego dowiedzieć co takiego zrobił.
-Zabiłeś go?- spytała cicho
-Śledczy uznali to za samoobronę. Miałem świadków. Musiałem to zrobić, rozumiesz? On niszczył wszystkich i wszystko. Był pieprzoną destrukcją, która była niepotrzebnym kawałkiem mojej rodziny. Nie mogłem pozwolić na to, żeby ciągle ranił moją matkę. Gdyby z nią skończył... na mnie i na moim bracie by się wyżywał.- stwierdził przymykając powieki. Wspomnienia wróciły. Te najgorsze chwile właśnie pojawiły się przed jego oczami. Zbyt bolesne.
Pierwszy raz zobaczyła to oblicze. Oblicze człowieka, który był skrzywdzony. To oblicze, które nie pokazywał. Może nawet nikt nigdy nie widział go w takim stanie. Bardzo możliwe. Jednak właśnie teraz pokazał się taki DaHee. Był zupełnie obnażony. Nie w sposób fizyczny. Ale psychiczny i emocjonalny. Był kimś kogo ta kobieta nie znała. Ale widząc go takiego, skrzywdzonego, złamanego, boleśnie dotkniętego. Chciała go. Chciała go jeszcze bardziej niż wcześniej. I może ona sama była popierdolona. Jej życie tak samo. JiMin mógł być kawałkiem. Puzzlem, którego potrzebowała, aby stać się w pełni człowiekiem. Normalnym człowiekiem. Którym nigdy wcześniej nie była.
Nie potrafiła go pocieszyć. Nawet nie wiedziała co powinna mu w tym momencie powiedzieć. Nie miewała takich sytuacji. Nawet, gdyby bardzo chciała coś powiedzieć, a naprawdę chciała. Nie umiała.
-Na szczęście bycie kutasem nie jest dziedziczne.- mruknęła cicho. Bardziej do siebie niż do niego, ale usłyszał to. Niestety.
Spojrzał na DaHee, a na jego ustach pojawił się pełen radości, promienny uśmiech. Poprawiła mu humor. Jej nieumiejętność zrobienia tego zadziałała. Coś niesamowitego mogłoby się zdawać. Poprawił się i złożył na jej czole czuły pocałunek.
-Dziękuję.- stwierdził, ponownie dotykając tego miejsca -Jesteś pierwszą osobą, której o tym opowiedziałem.- dodał
DaHee zrobiło się gorąco. Jej serce zabiło szybciej. Lodowy mur zaczynał topnieć.
Niebezpiecznie.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top