#Chapter Five
Wszedł do jej pracowni...
Dotknęła jego skóry....
Nie chciała...
A jednak to się stało...
DaHee naprawdę szybko zrobiła herbatę o którą prosił JiMin. Nie była nawet pewna, czy chce mu ją przynieść. Ale nim się obejrzała trzymała za uszy dwa kubki z gorącą herbatą. Niosła je do swojej pracowni. Po drodze minęła nawet dwójkę z garniturowego trio. Bacznie się jej przyglądali. Lustrowali ją i to co trzymała w dłoniach. Niepokojące. Naprawdę niepokojące zważając na to, że JiMin był szychą, a ona zwykłym człowiekiem.
Zatrzymali ją więc. Zagrodzili jej drogę do pracowni, gdzie przebywał Park JiMin. Zaskoczona stanęła jak wryta. Prawie wylała na siebie gorący napój. Prawie.
-Przepuszczą mnie panowie?- spytała patrząc prosto w ich oczy. Nie bała się. Zupełnie się ich nie bała. Ale to nie zmieniało faktu, że zupełnie nie rozumiała ich zachowania. Przecież nie zrobiła nic złego. Ona po prostu zrobiła herbatę. Nic więcej.
-Musimy sprawdzić te napoje.- odpowiedział jeden pochylając się w jej stronę. Chciał złapać za kubek, ale dziewczyna szybko zrobiła krok w tył. Odsunęła się od niego. -Proszę nam tego nie utrudniać, panno Lee. Musimy zadbać o bezpieczeństwo naszego szefa.
-Bezpieczeństwo?- spytała z kpiną -I uważacie, że ja jestem niebezpieczna? Że stanowię jakiekolwiek zagrożenie dla wielkiej czwórki facetów? Nawet nie sięgam wam do brody. I ja mam być potencjalnym zagrożeniem. To chyba jakiś żart.
-Przykro nam. Taką mamy pracę.- dodał drugi
Lee DaHee nie należała do łatwych kobiet, a tym bardziej nie dawała sobą pomiatać. Ona nie mogłaby skrzywdzić takiego potężnego mężczyzny jakim był Park JiMin. Chociaż myśląc o ich przyszłości to wszystko zdawało się jedynie względne. Nie poradziłaby sobie z nim. Więc jak mogłaby niby go otruć. A poza tym. Po jaką cholerę?!
Zaczęła się z nimi szarpać. Trochę gorącej wody spadła na jej rękę, parząc ją. Dziewczyna natychmiast odsunęła się od ochroniarzy. Na jej twarzy malował się wyraz bólu. Nawet cicho jęknęła odczuwając znaczący przypływ bólu.
-Co się tutaj dzieje?- z jej pracowni wyłonił się Park JiMin. Był spokojny, ale to tylko dlatego, że nie miał pojęcia co się właściwie stało. Dopiero gdy dostrzegł wyraz twarzy kobiety zareagował. -JeongGuk?- spytał patrząc na swojego ochroniarza. -Co ty zrobiłeś?
-Szefie, to nie tak.- bronił się
Jednak JiMin miał gdzieś jego wyjaśnienia. Natychmiast, mocnym, trzeźwym krokiem podszedł do DaHee. Odebrał od niej kubki. Miał ochotę nimi rzucić, ale powstrzymał się przed tym. Tylko wystraszyłby ją. A przy tym naprawdę porządnie poparzyłby swojego ochraniarza. JeongGuk mógłby już nie mieć tak przystojnej buźki. Złapał ją za czerwoną rękę.
-Czy to któryś z moich ochroniarzy... czy to ich wina?- spytał przyglądając się zaczerwienieniu
-Nie chciałam dać im herbaty. Chcieli ją sprawdzić.- tłumaczyła -Stwierdzili, że stanowię zagrożenie.
-To naprawdę niedorzeczne, panno Lee. Nie stanowisz dla mnie zagrożenia.- potwierdził uśmiechając się przy tym chytrze
Zanim DaHee zdążyłam zareagować JiMin zrobił coś czego w życiu by się nie spodziewała. Jego usta zetknęły się z zaczerwienioną skórą. Musnął ją ustami. To przyniosło prawdziwy efekt. Naprawdę poczuła się lepiej. Odczuła ulgę. Jego usta ukoiły ból.
***************
JiMin udał się wraz z DaHee do jej pracowni. W dłoni trzymał swój kubek z gorącą herbatą. Zdążył jeszcze rzucić swoim ochroniarzom spojrzenie doprawdy oczywiste "Policzę się z wami później". JeongGuk, który wiedział, że najbardziej za to oberwie przełknął głośno ślinę. W rzeczywistości wszyscy się go bali. JiMin był jak prawdziwy... cóż ktoś naprawdę ważny i naprawdę cholernie potężny. Nie powinno się z nim zadzierać. Nie powinno się mu przeciwstawiać. I co najważniejsze wszystko musiało zawsze iść po jego myśli inaczej sprawa mogła przybrać nieoczekiwanie gówniany obrót. Zły dla tej drugiej strony, oczywiście.
Siedział chwilę w jej pracowni. Pił swoją herbatę w ciszy. Nie wiedział co powinien powiedzieć. Najczęściej nie miał takich problemów. Cholera! On nigdy nie miał takich kłopotów. Teraz wydawało mu się wszystko nieodpowiednie. Wolał więc milczeć. Chciał przeprosić za zachowanie jego ochroniarzy, ale tłumaczenie tego wszystkiego wydawało się strasznie męczące. I momentami wręcz kłopotliwe. Stwierdził, że najlepiej będzie po prostu odpuścić. A sprawy jakoś się potoczą.
Przyszedł czas na jego wyjście. I tak spędził tutaj więcej czasu niż powinien i niż mógł sobie pozwolić. Czas cholernie go gonił. Był już naprawdę mocno spóźniony. Musiał wyjść teraz albo zawali kolejne spotkanie z kontrahentem.
Stali w holu. Jej współpracownice zdążyły już się pożegnać z całą czwórką. DaHee skutecznie je spławiła jednym ostrym spojrzeniem.
-Naprawdę miło było z panią pracować, panno Lee.- odezwał się jako pierwszy
Jego ochroniarze stali w naprawdę niedalekiej odległości. Ich zdaniem DaHee ciągle stanowiła znaczne zagrożenie.
-Mnie również panie Park. Naprawdę dziękuję za danie nam tej szansy.
-Nie "wam". Dałem ją pani. I wiem, że zrobisz wszystko, żebym wyglądał naprawdę dobrze na przyjęciu.
-Nawet bez tego garnituru będzie wyglądał pan zabójczo.- stwierdziła. Naprawdę nie powinna tego mówić. Jeden z ochroniarzy. Najpewniej JeongGuk odchrząknął. Lee wyjrzała zza ramienia JiMin'a. Patrzył na nią naprawdę karcącym wzrokiem.
JiMin odwrócił się i spojrzał na swojego pracownika. Jego wzrok od razu spiorunował chłopaka. Obaj dobrze wiedzieli. Będzie naprawdę mocna pogadanka o tym jak jego ochroniarz ma się zachowywać.
-Proszę się nie martwić. Moi ochroniarze nie zrobią nic na co im nie pozwolę. Naprawdę przepraszam za to nieporozumienie. Dostaną ode mnie reprymendę za to co stało się wcześniej.
-Panie Park.- przerwała mu. DaHee miała zbyt dobre serce. Nie chciała, żeby jego pracownicy ucierpieli. W końcu wykonywali swojej zadanie. Nic złego nie robili. Mieli dbać o bezpieczeństwo swojego szefa. To było najważniejsze.
-Proszę. Panno Lee.- stanął o krok bliżej. Dzieliło ich może dziesięć centymetrów. Pochylił się nad nią. -Nie stanowi pani żadnego zagrożenia. Ich zachowanie było niedopuszczalne, aby skrzywdzić taką słodką istotę jak pani. Dlatego muszą ponieść konsekwencje. Rozumie pani?- spytał patrząc jej głęboko w oczy
Przytaknęła ruchem głowy. Rozumiała. Nie. Nie rozumiała, ale jego wzrok nakazywał jej rozumieć. Nawet jeśli było inaczej.
-Wspaniale, panno Lee.- odsunął się i zaczął szukać czegoś po wewnętrznej stronie marynarki -Właśnie. Moja wizytówka. Jeśli garnitur będzie gotowy proszę dać mi znać.- złapał jej prawy nadgarstek w swoją dłoń i wyciągnął do siebie. Otworzył jej dłoń i wsunął w nią małą karteczkę. Sztywną wizytówkę. Zacisnął jej palce. Trzymała mocno w dłoni jego wizytówkę. Pochylił się i ucałował jej nadgarstek -Wspaniale było panią poznać, panno Lee. Naprawdę wspaniale.
Odsunął się i wyszedł. Po prostu wyszedł. Wraz ze swoim triem garniturowym. Drzwi zamknęły się za nimi. A DaHee spojrzała na wizytówkę.
"Park JiMin. Prezes, Park Company."
Trafiła na naprawdę niebywale bogatą. Tajemniczą i seksowną osobowość.
***************
DaHee pracowała ciężko. Bardzo. Bardzo ciężko nad garniturem dla Park'a. Chciała, żeby wyglądał idealne. Żeby był tak idealny jak jego właściciel. Cóż to wcale nie było takie łatwe jak mogło się wydawać. Po kilku godzinach jej palce były pokaleczone i zdrętwiałe. Naprawdę nie lubiła szyć. Kłamstwo. Kochała to. Kochała to co robiła, ale od kiedy stała się managerem starała się o tym zapomnieć. Aż do momentu, kiedy w salonie pojawił się Park JiMin.
Pojawił się i wszystko zniszczył. Zniszczył to tak dobrze jak jeszcze nikt tego nie zrobił. I teraz siedziała tutaj. W swojej chłodnej pracowni z dala od innych i tworzyła. Tworzyła jego idealny garnitur. Małe dzieło sztuki, które chciała, żeby nosił z dumą. To nie tylko wielkie wyróżnienie dla salonu, ale głównie dla niej. To jej projekt będzie nosił na sobie podczas przyjęcia. To jakaś inna kobieta będzie go trzymała pod rękę. Będzie mogła się do niego przytulić. Pocałować.
Lee potrząsnęła głową. Nie mogła myśleć o czymś takim. JiMin był jedynie jej klientem. Nikim więcej. Przyszedł tylko do najlepszego salonu. Spotkał się z managerem, a nie krawcowymi. Poprosił. Kazał. Żeby to ona wszystko zrobiła. W tym momencie aż oczywiste było, że rościła sobie do niego prawa. Ale czy słusznie.
-Hee! Hee!- słyszała jak ktoś ją woła. Zanim jednak zdążyła wyjść ktoś otworzył szeroko drzwi do jej pracowni. W progu stanął TaeHyung.- DaHee przyszedł kurier. Ma coś dla ciebie.- stwierdził podchodząc do niej
-Odbierz to za mnie. To pewnie materiały, które zamówiłam.- odparła lekceważąco. Nie odwracając swojej uwagi od materiału, który zszywała
-To nie są materiały. Po prostu chodź ze mną.
Złapał ją za rękę i szarpnięciem. Lekkim. Nie mogącym zrobić jej krzywdy pociągnął za sobą.
Stanęli w holu salonu. Faktycznie. Dostawca nie przywiózł materiałów. Ale kwiaty. Naprawdę piękne. Cudowne kwiaty. Nie były to róże. Nie. Były to frezje. Piękne frezje. Bukiet wydawał się naprawdę bogaty. Wielki. Piękny.
-Pani Lee DaHee?- spytał dostawca
-Zgadza się.
-Proszę tutaj podpisać.- podał jej kartkę i długopis. Wskazał na miejsce w którym powinna podpisać, a następnie dał jej bukiet
-Od kogo to kwiaty?- zapytała trzymając je mocno w dłoniach. Były naprawdę piękne.
-Park Company je przysłało. Nie wiem dokładnie kto kazał je wysłać.- odpowiedział.
-Dobrze. Dziękuję panu bardzo.
Pożegnali się. DaHee trzymając je w dłoni udała się na zapleczy w poszukiwaniu dużego wazonu. TaeHyung szedł za nią. Stanął przy blacie i patrzył na nie.
-Park Company? Kogo stamtąd znasz? Co mnie ominęło?- pytał patrząc na nią wyczekująco
-Tydzień temu. Nie było cię tutaj. Przyszedł do nas Park JiMin i chciał garnitur. Szyję go dla niego.- odparła
-Szyjesz?- spytał zaskoczony. Znał dość długo DaHee dlatego to co powiedziała stanowiło dla niego naprawdę spore zaskoczenie. -Cholera, przecież ty chciałaś to rzucić ponad pół roku temu! Hee co się z tobą dzieje!? A teraz ten facet po prostu wysyła ci kwiaty!?
-TaeTae.- spojrzała na niego, jej głos był spokojny -To tylko kwiaty. Poza tym nawet nie wiemy od kogo są. Równie dobrze mógł to przysłać jakiś jego ochroniarz. Nie możesz od razu uważać, że to sam prezes fatyguje się, żeby podarować kwiaty mnie.
-DaHee.- odezwał się ostro. -Znam cię. Nie lubisz kwiatów. Ty ich nienawidzisz. Ostatni facet, który ci je dał... cóż skopałaś mu jaja. Teraz dostajesz je od prezesa. Nie od jakiegoś pierwszego lepszego gościa. To jest cholerny prezes Park Company!
-Przestań dramatyzować.- przewróciła oczami -Robię dla niego garnitur. Tyle. Nic nie zaszło okay? Nie obciągnęłam mu. Nie pieprzyliśmy się. Nie całowaliśmy się. Nie było między nami nic. Zupełnie nic. Moja spódniczka jest zupełnie bezpieczna.
-Mam taką nadzieję Hee. Naprawdę nie mam ochoty pilnować tego, żeby ktoś nie dobrał się do twoich majtek. A w szczególności nie chcę stawać na drodze takiego potężnego faceta jakim jest Park JiMin. Wiesz o tym prawda?
-Spokojnie.- położyła dłoń na jego ramieniu -Nawet nie mam na sobie majtek TaeTae. Nie masz mnie przed czym bronić.- na jej słowa starszy mocno wciągnął powietrze
-Cholera! DaHee! Takich rzeczy nie mówi się facetowi!
-Jesteś moim przyjacielem Kim. Poza tym jesteś gejem. Nie obraź się, ale ciebie chyba nie rusza fakt, że nie mam na sobie nic, prawda?- zaśmiała się.
Stanęła do niego przodem i podtrzymując się usiadła na blacie. Skrzyżowała nogi w kostkach. TaeHyung omiótł jej nagie nogi wzrokiem. Westchnął jeszcze ciężej. Rozpiął swoją marynarkę i zdjął ją z ramion. Położył materiał na jej nogach.
-Teraz lepiej.- mruknął sam do siebie -Poza tym. Jestem bi, kochanie. I nie zapominaj kto był już w tobie.
Na jego słowa DaHee zaśmiała się. To był naprawdę pogodny. Spokojny śmiech. Wspomnienie starych lat.
-Serio chcesz mi to teraz wypominać?- spytała szturchając go w ramię
-Nie. Chcę ci tylko przypomnieć, że taka sytuacja miała miejsce. I tak właściwie lubię do tego wracać.
-Wiem.- przytaknęła -Bo przypominasz sobie, że dzięki mnie stwierdziłeś, że jednak lubisz cycki i waginę.- dodała łapiąc go za ramię
-Dokładnie. Dlaczego człowiek ma się ograniczać tylko do kobiet? Albo tylko do mężczyzn? Czemu nie można lubić wszystkiego? Przecież to bez sensu!
-Jasne TaeTae. Bo każdy kocha wsadzać i jak jemu wsadzają.- zażartowała
Naprawdę kochała TaeHyun'a, ale czasem jego sposób bycia... był jaki był. A Kim była jaki był. I nikt nie miał na to zupełnie żadnego wpływu. Nawet Lee DaHee.
-Dobra! DaHee masz mi powiedzieć co cię z nim łączy.- stwierdził wreszcie patrząc na nią wyczekująco.
-I w tym cały bajer. Nic. Zupełnie nic, TaeTae. Park JiMin, prezes cholernego Park Company jest po prostu moim klientem. Nic więcej. Robię dla niego garnitur. Wiesz jaki to dla nas prestiż?
-Wiem, ale nie powinnaś się do tego zmuszać.
TaeHyung naprawdę się o nią martwił. Zdawała sobie z tego sprawę, ale JiMin nie stanowił dla niej żadnego zagrożenia. Kłamstwo. On był jednym wielkim zagrożeniem. Zagrożeniem, którego Lee DaHee powinna unikać za wszelką cenę. Jednak jakimś cudem pojawił się w jej salonie. Pojawił się i wszedł do jej życia. Musiała dla niego zaprojektować i uszyć garnitur. Musiała poświęcić temu swój czas. A jej czas był cenny. Podobnie jak jego. Jemu również zależało na czasie. Zależało mu również na władzy którą posiadał.
-Nie zmuszam się Tae.- odparła spokojnie -Park JiMin nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia. On po prostu jest moim klientem.
-Mam nadzieję Hee. Naprawdę nie chcę stawać jemu na drodze. I nie chcę skopać tyłków jego ludziom. Ma ogromną władzę.
-Wiem Tae. Wiem to.
I właśnie tego się bała. Jego władzy, którą posiadał. Bo każdy człowiek który ma władzę zawsze jest zły. Ale czy Park JiMin był tym złym? Był kimś kogo powinna się obawiać? Przed kim powinna drżeć ze strachu? Czy Park JiMin był kimś przesiąkniętym złem?
Oczywiście.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top