#Chapter Fifty-Two
Marina Bay Sands...
Bordowe róże...
Czarna karta ze złotymi literami...
Wreszcie wylądowali. Powinno się stwierdzić, że to była męcząca podróż, ale wcale tak nie było. Nie była ani trochę męcząca. DaHee dobrze się bawiła. A jedna z jej fantazji się spełniła. Seks w samolocie. Może to nie był ten rodzaj seksu o jakim myślała. W ciasnej łazience, ale w luksusowej sypialni. Jednak to zawsze było coś niezwykłego.
Na miejscu już czekały na nich podstawione samochody. Limuzyna i cztery samochody ochrony. I właśnie teraz dotarło do niej jak bardzo się wjebała. Facet, z którym była naprawdę był bossem. Był niebezpieczny. A po niej spływało wszystko jak po kaczce. Nawet się tym nie przejęła. Przecież to nie tak, że za chwilę ktoś może w nich celować, prawda? Oczywiście, że tak mogło być jednak nie zrażała się i nie miała najmniejszego zamiaru zastanawiać się nad tym co może się stać, a co nie. Liczyło się tu i teraz. Liczył się tylko Park JiMin.
Wsiedli do limuzyny obstawionej przez inne samochody. Siedzieli we czwórkę i żadne z nich się nie odzywało.
Dlaczego?
Nikt nie wiedział co powinien powiedzieć. Głównie przez to, że JiMin nie poinformował NamJoon'a i MiRa, że DaHee wie o części tego czym JiMin się zajmuje. Nie pisnął ani słówkiem na ten temat więc i żadne z nich nie chciało podejmować tej rozmowy. Właściwie to logiczne. Dbali o swojego szafa. Tyle. Szefa i przyjaciela. Tyle.
Wreszcie po dłuższej podróży dotarli na miejsce. Marina Bay Sands. Najdroższy hotel w Singapurze. I gdyby sama jechała na taką wycieczkę na pewno nie pomyślałaby o wynajęciu tam pokoju. Ale jechała z JiMin'em więc to nie ona przejmowała się meldunkiem. I w prawdzie rzeczy nie musiała o tym myśleć nawet jeśli miałby zajmować się tym JiMin. A przecież w Singapurze to nie on się tym zajmował. Również nie robił tego NamJoon czy MiRa. Och nie. Tym zajmował się tutejszy król podziemia, do którego należał hotel. W prawdzie prowadził on legalnie hotel, a reszta jego interesów była w zupełności nielegalna.
***************
Apartament, który został im przydzielony był standardowym apartamentem, w którym to JiMin się zatrzymywał.
Apartament Królewski.
Idealnie do nich pasował. Bo przecie żyli jak król, a DaHee jak jego nieoficjalna królowa. Bo przecież media nie trąbiły o ich związku. A to zasługa jego pieniędzy i znajomościom, które wreszcie mogły się do czegoś przydać.
Mieli chwilę, żeby odpocząć. Od jutra zacznie się cyrk, w którym to DaHee nie będzie mogła brać udziału. Nie. To złe określenie. Oczywiście, że będzie mogła. Mogłaby, gdyby tylko chciała i gdyby JiMin tego zapragnął. Ale mimo, że milczeli na ten temat wydawali się w ten sposób ze sobą zgadzać. Lee DaHee jest tutaj. W Singapurze. Ale nie musi brać udziału w niczym co jest związane z jego gorszą stronę. Nie gorszą. To również złe określenie. To jego mroczna strona. Tak. To zdecydowanie pasowało. Jego mroczna. Ciemna strona. O której DaHee nigdy nie powinna się dowiedzieć. Ale tak się stało. I już nie było odwrotu.
Po kąpieli mogli wreszcie odpocząć na tarasie napawając się widokiem tętniącego życiem miasta milionerów. Pokochała ten widok. Było tu pięknie, ale z tyłu głowy ciągle miała fakt, że nie przyjechali tutaj na wycieczkę. JiMin nie przyjechał tu na wycieczkę.
Mężczyzna podszedł do niej i stanął za nią. Pochylił się i ucałował czubek jej głowy.
-Jesteś zmęczona?- spytał zatroskanym głosem.
To nie było jego zwyczajne zachowanie. On się naprawdę zaczął martwić. Martwić o to, że cała sytuacja przerosła DaHee. Wiedział, że jego kobieta jest twarda i niczego się nie boi. Jednak to co tutaj robili... robił mogło wydawać się jej zbyt przerażające. To właśnie go martwiło. Że Lee DaHee nie poradzi sobie z tym co może tutaj zobaczyć albo usłyszeć.
-Nie bardzo. Czuję się dobrze. A jak z tobą? Co robisz, gdy tutaj jesteś?- spytała. Może to pytanie miało drugie dno. Tak. Zdecydowanie je miało. Każda kobieta dobrze by wiedziała co DaHee miała na myśli. I chyba JiMin również dobrze zrozumiał przekaz, którego miał tak naprawdę nie dostrzec.
-Siedzę z NamJoon'em i omawiam sprawy związane ze spotkaniami. Nie mam czasu na zabawę, DaHee. A już w szczególności od kiedy jesteśmy w związku.- stwierdził i obchodząc jej krzesło usiadł na drugim zaraz obok niej.
-Czyli zrozumiałeś sugestię.- mruknęła pod nosem może trochę zawstydzona. Nie. Nie była zawstydzona. To było raczej zażenowanie, które poczuła, gdy ich wzrok się spotkał.
-Nawet martwy wyczułby aluzję, maleńka. Nie testuj mnie w ten sposób.- ostrzegł ją. Jednak to nie ostrzeżenie jakiego normalny człowiek powinien się spodziewać. Oj nie. Tutaj chodziło o to, że jeśli przegnie JiMin zrobi wszystko. Wszystko. Aby dobrze wiedziała, że wcale nie żartuje. A DaHee uwielbiała się o tym przekonywać w sposób jaki oboje kochali.
Normalny człowiek mógłby spokojnie stwierdzić, że oboje byli uzależnieni od seksu i że powinni się leczyć. Jednakże oni byli innego zdania. Nie potrzebowali lekarzy, bo oni sami byli dla siebie idealnym lekarstwem. Nie potrzebowali nikogo poza sobą. Czy to była zdrowa relacja? Zdecydowanie nie. Jednak nie przejmowali się tym wcale. Bo nic się nie liczyło. Nic poza nimi.
-W porządku. Rozumiem.- stwierdziła, gdy JiMin złapał za jedną z jej kostek i podniósł nogę do góry kładąc obie łydki na swoich udach.
-Świetnie, piękna. Bo nie mam zamiaru kolejny raz ci tego tłumaczyć.- na zgodę z jego słowami przytaknęła po prostu głową
-NamJoon i MiRa wydawali się skrępowani. Czy... czy oni nie wiedzą, że ja wiem?- spytała
Od kiedy tylko spotkała ich dziś rano na lotnisku zastanawiała się czy oni wiedzą. Wydawało jej się, że nie. Jednak nie mogła niczego zakładać. To nie było w jej stylu. I może powinna zapytać ich o to osobiście. Jednak zabrakło jej głowy, aby to zrobić. Tutaj nie chodziło o to, że brakuje jej odwagi, bo z pewnością by to zrobiła. Ale w czasie, gdy lecieli myślała o czymś zupełnie innym. I nie był to jedynie sprawny język JiMin'a oraz jego zręczne palce. Ale cała ta chora sytuacja, w której się znalazła.
-Bo nie wiedzą. Nie chciałem ich tym martwić. Im więcej osób wie o naszym biznesie tym bardziej staje się to dla nas niebezpieczne. I nie zrozum mnie teraz źle DaHee, nie chciałem ci tego mówić. Nie dlatego, że ci nie ufam, ale dlatego, że się martwię o ciebie. Nigdy nie planowałem ci tego mówić ze względu na twoje bezpieczeństwo. Wolałbym, żebyś z nimi o tym nie rozmawiała.- przyznał szczerze
Cieszyła ją jego szczerość. Naprawdę. Może powinna czuć się pod jakimś względem źle z tym co właśnie powiedział. Może powinna uznać, że JiMin jej nie ufał, że chciał ją okłamywać. Może tak by pomyślała. Ale Lee DaHee nie była głupia. Ona dobrze wiedziała, że JiMin troszczył się nie tylko o swój biznes, co przecież było zrozumiałe i zupełnie logiczne, ale i o nią. O jej bezpieczeństwo, które mogło znaleźć się na włosku, gdyby tylko ktoś dowiedział się, że ona wie o wszystkim. Chociaż... może tak się jej tylko wydawało, a JiMin wcale nie dbał o nią, a jedynie o swoje dobro? Ciężko było na tę chwilę stwierdzić jaki był dokładnie jego motyw.
-Rozumiem to JiMin, naprawdę.- przyznała potulnie, jakby wstąpiła w nią zupełnie inna osoba. Jakby wcale nie była Lee DaHee, którą to JiMin dobrze już zdążył poznać.
Nie odpowiedział już nic.
Był późny wieczór. Powinni się położyć, bo jutro czekał go naprawdę ciężki i długi dzień. Wziął ją więc w ramiona i zaniósł do sypialni. Plan był prosty. Iść spać. Nie uprawiać seksu. Tak. Taki był plan. Który wcale się nie sprawdził. A oboje to wszystko zrujnowali. Oczywiście, że między nimi doszło do kolejnych intymnych relacji. Jakby mogło być inaczej. Przecież każdy wiedział jacy są. Jaka jest Lee DaHee i jaki jest Park JiMin. Nie było im równych.
***************
Kolejnego dnia DaHee obudziła się sama w sypialni, ale jak się okazało nie tylko tam była zupełnie sama. JiMin zostawił ją i pojechał. Nawet nie wiedziała, dokąd. Zostawił jej tylko karteczkę na stoliku po jej stronie łóżka. Tak. Doszło już do tego, że mieli swoje strony łóżka. DaHee spała zawsze po prawej stronie. Tak już było i tak pozostało. Właściwie to nawet nie zdawała sobie wcześniej sprawy z tego, że tak daleko zabrnęli. Ale jakby wrócić do samego początku ich znajomości... tak faktycznie od samego początku spała po prawej stronie, a JiMin po lewej. Jednak wracając do meritum sprawy. JiMin'a nie było.
DaHee sięgnęła po karteczkę, którą zostawił i zaczęła ją czytać na głos:
„Dzień dobry piękna. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. Wybacz, że nie mogłem zostać dłużej, ale nie chciałem też cię budzić, skoro tak słodko spałaś. Cały dzień będę poza zasięgiem więc proszę, nie martw się o mnie. Powinienem, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, wrócić około dwudziestej drugiej może trochę później. Na stole zostawiłem ci kartę i mały prezent. MiRa jest do twojej dyspozycji. Wie co ma robić. Nie przejmuj się i nie martw o nic tylko korzystaj z tego wyjazdu. Jeśli nie ze mną to baw się dobrze z Rin. Jeszcze sobie ten czas odbijemy. Twój JiMin."
To naprawdę kochane z jego strony, że się o nią martwi. Jednak najbardziej była ciekawa tego czym owy prezent jest. Przecież nie mógł nic wielkiego zaplanować, skoro wyszedł wcześnie rano. Podniosła się z łóżka i od razu udała do salonu. Faktycznie na stolik coś leżało. Podeszła bliżej. Bukiet kwiatów. Długie, bordowe róże.
Sięgnęła po nie i powąchała. Piękne. Mimo, że normalnie nie przepadała za kwiatami. Nienawidziła róż, te wydały jej się dość znośne i naprawdę ładne. Ładne. Cholera. Ona naprawdę nie pamiętała, kiedy ostatni raz nie była wściekła, gdy ktoś dawał jej kwiaty. Jednak, kiedy to dotyczyło JiMin'a sprawa wydawała się zupełnie inna. Te kwiaty od niego były piękne, a co gorsza pragnęła ich dostawać coraz więcej i więcej. Jakby to wcale nie ona myślała, tylko kobieta, która zakochała się w nim. Czyli faktycznie... to była Lee DaHee.
Odłożyła kwiatki i spojrzała. Czarna karta ze złotymi literami. Karta kredytowa JiMin'a. Zostawił jej swoją kartę. Cóż za zaufanie. Jednak wiedziała, że nie wykorzystałaby nawet dolara z jego konta. Nie była taka. Nie miała w planach ruszać jego funduszy. Z prostego względu. Nie należały do niej. A ona znała wartość pieniędzy. Może i JiMin miał miliony... miliardy na koncie, ale to w żaden sposób nie oznaczało, że ma zamiar korzystać z nie swoich pieniędzy nawet jeśli dostała od niego pozwolenie. Nie była taka. I nie miała zamiaru zmieniać swoich przyzwyczajeń tylko dlatego, że JiMin dał jej swoją kartę. Miała swoją dumę.
Kiedy była już gotowa do wyjścia. Po zjedzeniu śniadania, wypiciu kawy i co ważniejsze przygotowaniu się na wyjście, aby podbić miasto milionerów napisała do MiRa, że mogą się spotkać. I tak się właśnie stało. DaHee kwiatki wstawiła do wazonu, a kartę kredytową schowała do szuflady przy łóżku.
Nie przewidziała tylko jednego, że JiMin zabezpieczył się na taką ewentualność. Że znał ją już wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że właśnie tak się stanie. Że DaHee jak zawsze sprzeciwi się jego słowom. Że postawi na swoim. Z tą kobietą nie wygra w czystej walce. Och nie. Więc musiał wymyślić coś zupełnie innego. Podstęp. I udało mu się. A we wszystkim pomogła mu, nie kto inny, jak Choi MiRa. Oczywiście, że pomoże mu. Przecież dla niego pracowała. Ale poza tym, że była jego podwładną, przyjaźniła się też z Lee DaHee. Jak już dobrze zauważył DaHee szanowała swoich przyjaciół i liczyła się z ich zdaniem. Więc chytry plan JiMin'a mógł się powieść. Wystarczyło dać jeszcze jedną kartę MiRa i kazać jej płacić za wszystko co DaHee będzie chciała kupić. Wielkiej filozofii w tym nie było. A jego plan się powiódł.
I tak oto świadomie lub już mniej DaHee wydawała pieniądze JiMin'a bez protestowania i denerwowania się na kogokolwiek. Prawda była jednak zupełnie inna. Dobrze wiedziała, że są to jego pieniądze. Jego karta. I jego pomysł. Jednak nie dyskutowała. Wiedziała, że nie było większego sensu, bo w pewnym momencie JiMin i tak wygra. To było wręcz pewne. JiMin mógł się cieszyć z małego zwycięstwa. A DaHee z kolejnych nowych par butów. Nowych ubrań czy dobrej kawy w centrum miasta. Dziewczyn nie ominęła również przejażdżka najnowszymi drogimi samochodami. Były na torze, z którego Lee mogła skorzystać. Co oczywiście zostało skrytykowane przez jej przyjaciółkę-opiekunkę. Chociaż przysięgły sobie, że JiMin nie dowie się o niczym. Mógłby zejść na zawał, gdyby dowiedział się, że Lee jechała z zawrotną prędkością i nie miała na sobie żadnej folii bąbelkowej tylko marny kask i była przypięta jedynie pasami bezpieczeństwa. To nie na jego słabe nerwy. A miał przecież ważniejsze sprawy w tym momencie niż martwić się o jej życie i zdrowie.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top