#Chapter Fifty-Three
Zabiłby dla niej...
Sytuacja Kryzysowa...
Jego... stało się ich...
Czas w Singapurze minął naprawdę cudownie. Pomijając to, że JiMin dużo pracował naprawdę dobrze się bawiła. Starała się go wspierać. Tak jak mogła oczywiście. A to zupełnie nie było łatwe. Bo jak można wspierać człowieka, który pracował... ale nawet nie wiedziało się co można zrobić. Oprócz zaspokajania jego seksualnych potrzeb. Oczywiście, że to było tym czego oboje potrzebowali. Ale słowa wsparcia, gesty... nie wiedziała, jak to robić. I może to były jej deficyty, które miała z przeszłości. Bardzo możliwe. Nie wykluczała przecież tego.
Jednak powinna dobrze przemyśleć, jak może wspierać JiMin'a. Więc starała się. I nawet, ku jej zaskoczeniu, pojawiła się z nim na kolacji. Na ważnej dla niego kolacji. Nie chciał jej tam zabierać. Nie dlatego, że coś było z nią nie tak. Za cholerę! Była piękna i mądra. Więc niemalże miał obowiązek się nią chwalić. A już szczególnie w takim środowisku. Jednak bał się. Bał się ją tam zabrać. A co, jeśli ktoś będzie ostrzył sobie zęby na jego kobietę. Jego kobietę. Nie mógłby tego przeboleć, że ktoś miał zamiar mu ją odebrać.
Zabiłby dla niej.
Jednak nie musiał się posuwać do takich rzeczy. Nie musiał. Kolacja przebiegła spokojnie. Bankiet wśród samych złych facetów. Ludzi, których DaHee się bała. Bała się ich wszystkich i każdego z osobna. Jednak musiała to przetrwać. Dla JiMin'a. Nie dla siebie.
Dla niego.
Aby poczuł się wspierany. Aby wiedział, że zawsze i wszędzie może na nią liczyć. Że nigdy nie jest z niczym sam. I właśnie to powinien odczuć. I odczuwał. Między strachem i zazdrością o nią. Faktycznie było to jedno z uczuć, które nim targało. Stanowiło jakieś 30 procent wszystkiego co czuł. Pozornie niewiele. Ale w ich przypadku to potwornie olbrzymia liczba. Mógł liczyć na kobietę, w której się zakochiwał. I mimo, że dobrze nie znał znaczenia tego słowa. Tak właśnie było. Zakochiwał się. I miał jej wsparcie.
***************
Wreszcie wrócili do Korei. Nareszcie. Ich... jej utęskniona Korea. I mimo, że wróciła do domu z masą wspaniałych rzeczy, prezentów, które JiMin jej zafundował. Nie pragnęła niczego bardziej niż położyć się w swoim łóżku. Nie łóżku, które dzielili w jego apartamencie, ani to w jego willi. Ale jej cholerne łóżko. W tym małym, przeklętym mieszkaniu. Potrzebowała tego. Zdała sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy JiMin magicznie wspomniał, że naprawdę cieszy się, iż wrócą do „ich" domu.
Zamarła.
Automatycznie zamarła. I gdyby jej zachowanie miało świadczyć o ataku paniki... tym właśnie by było. Atak paniki. Jej problemy z zaangażowaniem właśnie wróciły. Ten strach, który starała się przezwyciężyć. Znów się pojawił. A ona była bezsilna. Nawet nie wiedziała, jak powinna sobie z tym wszystkim poradzić.
Kim TaeHyung.
Potrzebowała jego porady. Oczywiście, że niekoniecznie chciała prosić zdrajcę o pomoc. Tym bardziej, że sprawa dotyczyła Park JiMin'a z którym to TaeHyung trzymał i wspierał go w kroczeniu na przód w ich związku. Jednak nie mogła polegać na nikim innym. Na nikim. TaeHyung był jej najbliższy więc tylko on mógł jakoś zaradzić w tej całej sytuacji.
Jechali jego samochodem. JiMin prowadził, a Lee właśnie wymieniała wiadomości ze swoim najlepszym przyjacielem. Szukając u niego wsparcia. Wystarczyły dwa słowa. „Sytuacja kryzysowa". Podczas jazdy nie rozmawiali. A jej telefon nagle zadzwonił. Nie wahając się odebrała.
-Mów natychmiast co jest! Nie czekaj... jesteś w Korei, racja? Jeśli mam rację to jesteś z JiMin'em. A hasło „Sytuacja Kryzysowa" oznacza coś wielkiego. Mów co potrzeba.
-Tak Tae. Naprawdę?- zaczęła udawać. Idealne przedstawienie. Tym bardziej, że JiMin nie mógł usłyszeć tego co TaeHyung mówił. -Potrzebujesz mnie? Ale to coś ważnego? Nie! No oczywiście, że cię z tym nie zostawię. Jasne. Przekażę JiMin'owi. Właśnie wracamy do Seul. U mnie czy u ciebie?- odczekała chwilę -U mnie? W porządku. Do później TaeTae.
Rozłączyła się i westchnęła ciężko. Jej ręka dalej się trzęsła. Z nerwów. Ale te nerwy nie miały żadnego wspólnego mianownika z TaeTae. Chodziło tylko o nią. O jej życie. I jej uczucia.
-Czy coś się stało? TaeHyung jest cały? Nic mu nie jest? Czy mam dzwonić do chłopaków?- zaczął JiMin. Jej serce zmiękło. Widząc jak bardzo przejął się nieistniejącą sytuacją... niemal powiedziała mu całą prawdę. Niemal. Musiała dalej grać. Musiała być dobrą aktorką. Dla swojego dobra. Dla siebie.
-Nie jest chory. Ani nie miał wypadku. Chyba ma jakieś rozterki miłosne czy coś w tym stylu. Bardzo potrzebuje mojego wsparcia.- stwierdziła. Jednak to co mówiła było prawdą. Było cholerną prawdą. Ale nie wiązało się z TaeHyung'iem. Ale z nią właśnie.
-Jasne. Rozumiem. To twój przyjaciel. Więc jaki jest plan?- ciągnął temat ściskając jej dłoń jeszcze mocniej, aby dodać jej otuchy.
-Zawieziesz mnie do mojego mieszkania. Tam spotykam się z Tae.
Pokiwał twierdząco głową. Nie odezwał się jednak od razu. Jakby nad czymś myślał. I autentycznie myślał nad czymś. Jednak nie mógł powiedzieć tego na głos. Nie w formie w jakiej pojawiło się wszystko w jego głowie.
-Czy wrócisz do domu na noc? Może, gdy już skończycie zadzwonisz do mnie i podjadę po ciebie?- padły te słowa
Poczuła się jakby właśnie spadło na nią milion głazów przygwożdżając do ziemi. Do domu. Do domu. Do cholernego domu. Nie! Po prostu kurwa nie! Nie mógł tego powiedzieć. Nie w taki sposób. Poczuła się z tym źle. Naprawdę źle.
On pojmował ich wspólne, od czasu do czasu mieszkanie jako prawdziwe mieszkanie. Ale to czymś takim nie było. Nie w jej mniemaniu. Ona tam tylko sypiała. Spędzała czasami czas. Dobrze się z nim bawiła nie myśląc, że coś z „jego" może zmienić się w „nasze". A już w szczególności nie myślała, że to odniesie się do czegoś tak prywatnego jak dom. Samochód. Jego ubrania. W porządku to mogło być ich. Ale nie dom. Nie łóżko. Nie chciała tego. Nie. Ona nie potrzebowała tego. Już raz wszystko zmieniło się dla niej w „nasze" i źle na tym wyszła. Nie potrzebowała kolejnego takiego epizodu. Nie z facetem, który naprawdę przyprawiał ją o szybsze bicie serca. Nie z Park JiMin'em.
Nie odpowiedziała. Nie odezwała się ani słowem. Nie potrafiła. No bo co powinna mu powiedzieć? Chyba nieprawdę? To byłoby najgorsze co mogła zrobić. Prawda? Za żadne skarby świata. Nie w tym życiu. I nie z tym facetem. Nie przerobi kolejnego bolesnego zerwania.
***************
JiMin zaparkował pod jej blokiem. Podróż minęła w znaczącej ciszy, której nawet on nie potrafił przerwać. A może nawet nie chciał. Wiedział, że coś było na rzeczy. A on się o wszystkim dowie. Prędzej czy później on będzie wiedział. Wiedział od niej. Od TaeHyung'a. Albo od swojego pracownika Jeon JeongGuk'a. Dobrze wiedział, że ten mężczyzna jest w stanie wydobyć wszelkie informacje ze swojego faceta. Był do tego zdolny. I dobrze wiedział, jak to zrobić. A więc nie musiał się za bardzo przejmować, bo i tak uzyska odpowiedź na to pytanie co się z nią dzieje i TaeHyung'iem tak samo.
Pożegnał się z nią całując w policzek. Nie dlatego, że chciał. No zdecydowanie do cholery nie dlatego. To ona nadstawiła policzek. Boże. Totalna porażka. Dla niego oczywiście. Czuł, że coś było na rzeczy, ale nie miał pojęcia co takiego. Wolał się jednak jak najszybciej dowiedzieć co to było. Musiał do cholery, bo inaczej ich związek mógł zacząć wisieć na jednym, cienki włosku. A to było dla wszystkich cholernie niebezpieczne.
JiMin odjechał, a DaHee weszła do mieszkania, w którym to TaeHyung już rezydował. Rozsiadł się wygodnie na sofie i oczekiwał na jej przybycie. Zrobił nawet „małe" zakupy. Zapas piwa, soju i przekąsek. Tego potrzebowała po wakacjach, które wcale nie były wakacjami.
-Siadaj i lepiej opowiadaj co się znów dzieje w twoim pojebanym umyśle.- stwierdził jak prawdziwy, dosadny terapeuta. Czasami ich rozmowy naprawdę mogły się wydawać serią spotkań terapeutycznych. Potrzebowała tego. Jego wsparcia, które nie znało granic.
-Jestem w dupie Tae. Naprawdę.- przyznała otwierając piwo i natychmiast upiła łyk
-Jeśli twoje „jestem w dupie" nie oznacza tego, że to ty zabawiałaś się tyłeczkiem JiMin'a to nie używaj tego określenia. Nie może być aż tak źle.- mruknął machając lekceważąco ręką
-Nazwał swoje mieszkanie „naszym domem".- odpowiedziała mu zerkając na niego i obserwując reakcję przyjaciela.
-Kurwa! Jest w chuj źle!- stwierdził natychmiast. Okay. Właśnie tego się spodziewała. Wiedziała, że TaeHyung zrozumie to. Zrozumie to co czuła i w jakim stanie właśnie była. Była tego pewna, że jej przyjaciel jest w stanie to wszystko zrozumieć. Bo jak nie on to kto niby inny? No nikt.
-Mówiłam ci, że sytuacja jest chujowa i że jestem w dupie. Dlatego użyłam kodu. Nie używam go bez powodu.
-Racja.- przytaknął i zamyślił się na moment -Ale poczekaj. Jeśli JiMin nie miał nic zbyt mocnego na myśli. Może tak po prostu użył tego zwrotu. No wiesz. Praktycznie tam mieszkasz. Nosisz jego rzeczy. Używałaś jego szczoteczki, a już masz tam swoją. Masz swój ulubiony kubek i kilka szkicowników jest w jego biurze na piętrze. Nie możesz mi powiedzieć, że to nie jest definicją mieszkania razem. Może to dla niego tak normalne jak dla mnie bzykanie się w każdym miejscu z Guk'iem?
-Musiałeś wplatać w to wytłumaczenie jakąś swoją opowieść erotyczną?- spytała przewracając oczami
-Nie. Nie musiałem. Ale chciałem. Zawsze dobrze jest się pochwalić zajebistym partnerem w łóżku. Ale to nie jest ważne. Ty. Ty piękna. Może za bardzo to przeżywasz. No wiesz, powiedział tak. I tyle. Nie wspominał nic o stałym mieszkaniu razem. Nie wspomniał o ślubie. Dzieciach ani nawet zaręczynach. Jesteście tylko wy.
-I masa psów, które adoptował ze mną.- mruknęła przypominając sobie, że w jego mafijnej willi są zwierzęta, które razem przygarnęli.
Tak. Było poważnie jak chuj. A tylko ślepiec mógł tego nie zauważyć.
-Daj spokój. Może powinnaś dać się ponieść i zobaczyć, dokąd cię to zaprowadzi?- zasugerował, bo na lepszą radę nie był w stanie się zdobyć.
Chociaż możliwe jest, że to właśnie była najlepsza rada jaką mógł tylko udzielić. Gdyby sam był na jej miejscu pewnie by tak zrobił. Chociażby liczyłby, że ktoś właśnie w taki sam sposób mu doradzi. Żeby chociaż miał szansę spróbować tak jak ona teraz mogła.
-Nie pamiętasz już? Ja się już raz bawiłam w „co przyniesie przyszłość". Im ChangKyun. Leczyłam się po tym wszystkim ponad rok TaeTae. Nie chce znów tego przeżywać tym razem z innym gościem. Chcę po prostu dobrze się bawić i tyle.- mówiła szczerze, ale dobrze wiedziała, że tak się nie stanie.
Kochała Im ChangHyun'a.
Kochała go wtedy.
Ale to była zupełnie inna miłość niż ta, którą czuła do Park JiMin'a. Ta miłość zadawała się dużo bardziej dojrzała. Inna. Zupełnie inna niż ta poprzednia. Możliwe, że to było jedynie jej wyobrażenie. Przecież to był również zupełnie inny facet więc logiczne, że miłość również musiała być inna. Kompletnie odbiegająca od tej, którą czuła wtedy. Jednak czy to dawało prawo jej sercu do decydowania o tym co stanie się później... tak. Niestety, ale odpowiedź brzmi tak.
I zanim umysł zdążył zadecydować. Serce już podjęło decyzję.
-JiMinnie. Przyjedź po mnie proszę.- rozłączyła się. Powiedziała tylko te kilka słów do słuchawki. I rozłączyła się nie czekając na jego odpowiedź.
-Coś ty zrobiła?- zapytał zaskoczony Kim patrząc na kobietę, która właśnie szła do swojej sypialni, aby spakować torbę. Co prawda miała trochę rzeczy w mieszkaniu JiMin'a, ale potrzebowała ich więcej.
-Masz rację.- przyznała z ciężkim sercem. Tak trudno było jej przyznać, że ktoś miał rację, a ona była w błędzie. -Muszę sprawdzić, dokąd zaprowadzi mnie to co mam z JiMin'em. Czy zostanę ze złamanym sercem czy też nie. Nie ma to dla mnie znaczenia. Jeśli miałabym zamartwiać się co stanie się później i jak skończę nigdy nie będę szczęśliwa.
-Dobrze! I to jest właśnie moja laska! Taką cię poznałem!- krzyknął klaszcząc przy tym w dłonie.
Właśnie taką ją pamiętał i taką chciał widzieć. Chciał widzieć dziewczynę, która nie bała się tego co przyniesie przyszłość. Która sama ustalała zasady. Która przezwyciężała swój własny strach. Musiała być silna. Nie dla niego. Nie dla JiMin'a. Dla nikogo poza sobą. Musiała być silna i niezależna dla siebie.
Być sobą.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top