#Chapter Fifty-Seven
Nie tylko Lee posiadała coś magicznego...
Jimin również miał to coś...
Zawsze Lee...
Patrzyła w okno jednak niewystarczająco długo. JiMin szybko wszystko zmienił. Przejął kontrolę. Stał się tym czego DaHee w tym momencie potrzebowała. A potrzebowała jego. Nikogo innego. Tylko jego. Jego bliskości. Jego miłości. Jego ciała. Jego ciepła. Jego ust. Jego zapachu. Jego dotyku. Po prostu JiMin'a w każdym znaczeniu tego słowa. Potrzebowała jego.
Tylko Jego.
I JiMin miał zamiar spełnić niewypowiedzianą prośbę kobiety.
Jeszcze chwilę patrzyła w okno. Patrzyła na ich odbicia. I widziała to co pokochała. Widziała mężczyznę, którego zaczynała kochać. Który w subtelny sposób, powoli wyznaczał ścieżkę ustami na jej szyi i ramieniu, obojczyku. Nawet się nie spostrzegła, gdy odsunął jej włosy na bok, a jego usta przyssały się do jej szyi. Patrzyła jedynie na to jak jej ciało reaguje na niego. Jak wspaniale ze sobą współgrają. Oboje. Tworzyli jedność.
JiMin zdołał nawet, zupełnie niepostrzeżenie, zabrać się wolną ręką za rozpinanie sukienki kobiety. Nawet nie zdała sobie sprawy, że JiMin jest tak zręczny, znaczy to powiedziała, ale nie sądziła, że swe wspaniałe palce wykorzysta do tak prędkiego pozbycia się jej ubrań.
Poszło.
Sukienka została rozpięta do samego końca. A materiał swobodnie upadł na podłogę. Pod jej nogi. Stała w samej bieliźnie i butach. Wystawiona na publiczny widok. Nie. Oczywiście, że nie na publiczny. Szyby były przyciemniane, z resztą JiMin nie dałby komukolwiek podziwiać tej kobiety. Była tylko jego. I coraz bardziej był pewien tych słów. Tylko jego. Zatem została poddanego jedynie jego osądowi. Tylko on mógł ją podziwiać. Tylko on.
-Jesteś tak piękna.- wyszeptał tuż przy jej uchu całując fragment skóry. -Tak bardzo tęskniłem za tobą.- dodał odwracając kobietę w swoją stronę. Spojrzała na niego zaskoczona. Przecież tak niedawno dokładnie to samo się działo. Jakby deja vu. Ona opierająca się plecami o lodowaną szybę. I on. Z drugiej strony. Stanowiący zupełny antonim. Przeciwieństwo tego lodu. On był jak prawdziwy ogień. Ogień, który nigdy nie gaśnie.
Spodziewała się, że to zrobi. Że po prostu przyciśnie ją jeszcze bardziej do tego cholernego okna. Dokładnie tak samo jak zrobił to w swoim mieszkaniu. Dokładnie tak samo. Ale nie zrobił tego. Oczywiście, że nie. JiMin nie jest typem człowieka, który od tak robi dwie rzeczy pod rząd. On musi być oryginalny. I tę oryginalność zaraz jej pokarze. Oj może być tego pewna.
Instynktownie złapał ją za pośladki i uniósł. Okay. Była pewna, że od tak nie wejdzie w nią. Ciągle miała przecież na sobie bieliznę, a co więcej JiMin był ciągle ubrany. Nie było nawet takiej możliwości, żeby właśnie coś zaczął.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, postawił na... położenie jej na wielkim biurku. Dziękował sobie w duchu, że miał teraz przerwę. I porządek na biurku. Oj jak bardzo był z tego powodu szczęśliwy. Raz się do czegoś przydało trzymanie porządku w miejscu pracy. Raz w życiu. Bo oto właśnie przed nim. Na jego biurku leżała najpiękniejsza kobieta na świecie. Kobieta, którą kochał. I której pożądał. Kobieta, która była dla niego całym światem. A cały świat był tą kobietą. Tak. Była dla niego ważna. Była tak cholernie ważna. Aż sam był w szoku, że zaczęło mu tak zależeć. Ale wiedział, że to było naprawdę ważne. Że ona była ważna. Bo czuł to. Czuł, że mu zależy. Czuł, że raz w życiu się nie pomylił. Że raz w życiu nie bawił się kimś tak jak robił to już miliony razy. Że tym razem, z nią. Było tak cholernie na serio. Było zbyt na serio. Bał się. Ale wiedział jedno. Wiedział, że skoro Lee DaHee przemyślała sobie wszystko i sama się zdecydowała wrócić. To on nie może podjąć innej decyzji niż zostać tutaj, gdzie był. Nie miał już innego wyjścia. Musiał zostać. Nawet jeśli się bał. Musiał.
Kobieta leżała na jego biurku. JiMin trzymał jej kostki i unosił na wysokość swoich bioder. Patrzył na nią. Patrzył z pełnym podziwu wzrokiem. Z wyrazem uznania i z pełną aprobatą.
Lee czuła się adorowana. Czuła się jak nigdy wcześniej. Może adorowana to złe określenie. Nie powinna tak myśleć leżąc w samej bieliźnie na jego biurku. Nie kiedy, ktoś mógłby tutaj wejść. Cholera! Zupełnie zapomniała o jakimkolwiek wstydzie. Aż do teraz.
-JiMin. Drzwi.- wychrypiała. Nagle zabrakło jej śliny. Dziwne. Nigdy tak dotychczas nie miała.
-Spokojnie.- wyszeptał pochylając się nad nią. Boże. Ten głos. Mogłaby dla niego zabić. -Wszystkim się zająłem.- dodał w jej usta
I nagle jakakolwiek obawa zniknęła zupełnie. Nie wiedziała jak to robił. Ale nie musiała wiedzieć. Ufała mu. To było najważniejsze. Nic więcej się nie liczyło.
Kontynuując ten pełen tęsknoty pocałunek JiMin zdołał pozbyć się reszty rzeczy, które na niej były. Majtki jak i stanik leżały rozrzucone przy oknie za nimi. Pozostały już tylko buty, które jak można było się spodziewać miały tam pozostać.
DaHee miała w planach zabrać się za rozebranie JiMin'a. Sprawić, aby on również stał przed nią zupełnie obnażony i tak piękny. Taki jakiego kochała go najbardziej. Nagi. Już nawet wzięła się za rozwiązywanie krawatu.
-Hola. Spokojnie maleńka.- upomniał ją odsuwając się na bezpieczną odległość
Nagły chłód przeszył jej ciało. Nie lubiła tego. Chciała, żeby znów znalazł się przy niej. Aby ogrzewał ją tak jak robił to chwilę temu.
-Najpierw muszę się zająć tobą. Dwa tygodnie tęskniłem za każdym skrawkiem twojego ciała. Za każdym cholernym milimetrem tego pięknego, rozgrzanego ciała.- mówił i przeszywał ją palącym wzrokiem.
Zatrzymał swój wzrok na jej oczach łapiąc kontakt wzrokowy. Patrzyli sobie głęboko w oczy. A Lee czuła to. Czuła to co powinna czuć. Tę żądzę. To pożądanie. To co tak rozpalało ich zmysły.
Następnie zjechał niżej. Na jej usta. DaHee wiedząc na co JiMin patrzy instynktownie przygryzła wargę. Dziękować mogła sobie, że dziś jej usta były krwistoczerwone, a sądząc po wcześniejszych pocałunkach jej szminka mogła znajdować się nie tylko na jej wargach, ale na połowie twarzy. Widząc to jak wyglądał JiMin. Tak mogła być pewna, że na jej ciele znajdzie więcej czerwonych plan. Jego usta, które oblizał. Te pełne, kształtne i zazwyczaj lekko zaróżowione wargi teraz przybrały kolor... czerwony. Były tak cholernie czerwone. Jej szminka nie tylko oznaczyła jego ciało, ale i jego wargi. Nicki będzie miała niespodziankę, jeśli tylko się stąd wydostaną.
Patrz na to suko!
On jest tylko Lee DaHee! On należy tylko do niej.
Następnym jego punktem stały się piersi. Pełne. Jędrne piersi. Z zaróżowionymi, sterczącymi od podniecenia sutkami. Z którymi pragnął zrobić wiele. Miał ochotę przyssać się do nich. Zassać się na nich. Lizać. Ugniatać aż nie usłyszy jęków kobiety. Podgryzać aż samymi tymi czynami nie sprawi, że Lee DaHee będzie szczytować. Wiedział, że jest do tego zdolny. To byłaby tortura dla niej. Ale przyjemność dla nich. Już niemal wyciągnął rękę, aby sprawdzić czy jej piersi są równie wspaniała co kilka minut temu. Powstrzymał się jednak. Musiał. Bo jego planem było zupełnie inne miejsce.
-Jednak najbardziej brakowało mi tego.- dodał po chwili i klękając. Znalazł się tuż przy niej.
Przejechał dłonią po wewnętrznej stronie uda. Zadrżała. Tak jak powinna. Zadrżała z podniecenia. Dobrze. Bardzo dobrze. Drugą dłoń umieścił na kostce i prowadził ją coraz to wyżej. Łydka. Kolano. Udo. Znalazła się w tym samym miejscu co druga. Kreślił nimi niewielkie kształty. Kółka. Lub mniej zidentyfikowane kształty. Dla odwrócenia uwagi. Udało mu się. Gdy DaHee się tego najmniej spodziewała. Rozsunął je. Jednym. Płynnym. Szybkim ruchem. Nie spodziewała się tego zupełnie. I dobrze i źle.
-Tego właśnie brakowało mi najbardziej.- dodał tuż przy jej cipce.
Po tych dwóch tygodniach bez seksu. Tak. Dokładnie drodzy państwo. Park JiMin wyzbył się jakichkolwiek aktów seksualnych... z kobietą. Nie było nic powiedziane co do niemasturbowania się. Bo robił to wyjątkowo często. Niemalże non stop. Myślał wtedy o DaHee. Wyobrażał ją sobie. I sceny, sytuacje, których jeszcze nie przetestowali. I to była jedna z nich. Ona zupełnie naga. Leżąca na jego biurku, w jego biurze. I on. Nurkujący między jej udami. Zaspokajający ją ustami, językiem i palcami. Kochał to. Mógł sam nie dojść, ale uwielbiał sprawiać, aby ona szczytowała. To sprawiało mu przyjemność.
Jedna z rozmów z TaeHyung'iem. Dała mu jeszcze więcej do myślenia. Nie raz TaeTae wspominał o „magicznej cipce Lee DaHee". I JiMin często o tym słyszał. Nie wiedział co przyjaciel Lee miał na myśli. Oczywiście, że każdy fragment jej ciała był wyjątkowy i wspaniały. No to był wręcz oczywiste i nikt nie śmiałby się z tym sprzeczać. Ale dlaczego akurat „magiczna cipka". I przez te dwa tygodnie uzyskał odpowiedź na swoje pytanie. Ona. Jej ciało. Jej cipka. Były uzależniające. Uzależniła go od siebie. Uzależniła wszystkim. Nie pragnął niczego innego jak zatopić się w niej. Posmakować ją. Pragnął tylko tego. I właśnie teraz wykorzystywał okazję. A miał zamiar zrobić to najlepiej jak tylko potrafił.
Może Lee posiadała „magiczną cipkę".
Ale on również miał swoją tajną broń. Jego „magiczny język", który właśnie miał zamiar wykorzystać.
Natychmiast zassał się na jej łechtaczce. Tak. Od tego musiał zacząć. Musiał sprawić, aby podnieciła się jeszcze bardziej. Musiał sprawić, aby pragnęła go jeszcze bardziej. Chociaż to było wręcz niemożliwe. Niemożliwe, aby pożądała go jeszcze bardziej. Nie mógł tego sprawić. Bardziej się już nie dało.
Lee podpierając się na łokciach patrzyła na swojego mężczyznę. Na swojego faceta, który niemalże jak wygłodniała bestia przystąpił do swojego długo wyczekiwanego obiadu. Tak. JiMin był wygłodniała bestią. A teraz przyszedł czas na nakarmienie go. Lee stanowiła idealny obiad. JiMin nie odrywając się od jej miejsc intymnych patrzył na nią. Boże. To było więcej niż DaHee mogłaby znieść. Jego wzrok w trakcie tego jak jego język wykonywał powolne, pełne liźnięcia jej łechtaczki. Nie. Nie mogła tego przeżyć.
-JiMin.- wyszeptała pragnąć uciec od niego. Od jego palącego wzroku. Od jego dotyku. Od jego cholernie genialnych ust. Jego dłonie trzymały jej uda. Nic z tego. Nie ucieknie tak łatwo.
JiMin oderwał się od niej słysząc jak wyszeptała jego imię. Pocałował jej łono. I spojrzał z wyższością.
-Spokojnie maleńka. Zabiorę cię w najpiękniejsze miejsce jakie tylko znasz.- to było ostrzeżenie i obietnica. On wcale nie żartował, a dowodem na to miało być jego zachowanie. Prawa dłoń znalazła się na jej mostku i zdecydowanym, aczkolwiek delikatnym gestem nakazał jej położyć się płasko na blacie. To też uczyniła. -Po prostu mnie słuchaj i poddaj się temu. Poddaj się temu skarbie. Zaufaj mi. Nie skrzywdzę cię.- te słowa. Te słowa wypowiedziane w jej stronę. Paliły. Paliły jak cholera. Lee wiedziała, że jest pewna moc w tym co powiedział. I miała zamiar wykonać jego prośbę. Teraz była już zupełnie zdana na jego łaskę.
Leżała więc płasko na blacie, kiedy to JiMin robił to co potrafił najlepiej. Najlepiej na świecie posługiwał się swoim językiem. I robił z nim magiczne rzeczy. Magiczne rzeczy, które dosłownie kochała Lee. Kochała to co robił, ale przede wszystkim kochała mężczyznę, który sprawiał jej taką przyjemność. Bo to co robił było rzeczywiście magią samą w sobie. On robił z nią co tylko chciał. Dosłownie.
Ale to w żaden sposób nie świadczyło o tym, że robił coś złego. Skądże. A nawet wręcz przeciwnie. Robił wszystko to co kochała Lee. To czego ta kobieta potrzebowała i pragnęła. Robił prawdziwie cholernie piękne rzeczy. Trudno uznać to za coś rozsądnego, jeśli pomyślimy tylko, że ten mężczyzna właśnie miał swoją głowę między jej rozłożonymi jak najszerzej udami. A jego język znajdował się w niej. I nikt tutaj nie ma na myśli francuskiego pocałunku, chyba, że myślimy o innej części ciała niż usta. Wtedy to najprawdziwszy, mokry pocałunek. I jeden z lepszych jakie tylko mógł jej podarować. Podobnie jak orgazmy. Ten był jednym z lepszych. Pomijając, że każdy podarowany przez Park JiMin'a orgazm jest nieziemski.
***************
Doszła. Dochodziła przynajmniej cztery razy, a z każdym jednym coraz to mocniej i mocniej. Właśnie tego potrzebowała. Dobrego orgazmu, relaksu i świadomości, że sytuacja z JiMin'em wróciła do normy, że znów byli na serio. A to serio. Wydawała się nawet bardziej prawdziwe niż te wcześniejsze. Może teraz wreszcie im się uda. Oby.
Widziała gwiazdy tego przedpołudnia tyle razy, że w pewnym momencie, kiedy JiMin objął ją w pasie i pomógł jej się podnieść nie wiedziała czy może po prostu to jej się zdaje czy naprawdę JiMin ją podnosi. Jej ciało było jak z waty. Nie miała ani odrobiny siły. Jednak to był wspaniały stan, który lubiła. A JiMin lubił ją w takim stanie. Lubił widzieć, że to co zrobił i jak zrobił rozluźniło ją. Dosłownie.
-Wyglądasz jakbyś przebiegła maraton.- stwierdził pomagając jej i posadził na swoim skórzanym fotelu prezesa. Skóra była zimna. Tak to było miłe uczucie. Jej rozgrzane, spocone, blade ciało i lodowata czarna skóra. Idealny kontrasty.
JiMin kucając przyjrzał jej się. Była naga. Jednak nie to tym razem zwróciło jego uwagę. Patrzył na nią. I doszedł do naprawdę dziwnego wniosku. Chciałby widzieć ją każdego dnia na tym fotelu. Nie dlatego, że mógłby spokojnie zanurzać się między jej udami, ale dlatego, że chciałby ją widzieć na tym fotelu.
Na fotelu pani prezes.
Niemalże sam się uderzył. Nie w myślach, ale naprawdę. Ta myśl mogła być przerażająca. Niemalże zbyt straszna, żeby powiedzieć to na głos. Dlatego dobrze, że było to tylko w jego myślach. Jednak nawet to zdawało się niepokojące. Chciał, żeby zamiast panną Lee starała się w przyszłości panią Park. Nie sądził, że kiedykolwiek w swoim życiu zacznie myśleć o ślubie. A tu proszę. Pojawia się taka Lee DaHee i zaczyna rozpierdalać jego życie. Żałował tylko, że taka Lee nie pojawiła się wcześniej.
-Bo jakbyś nie zauważył czuję się jakbym przebiegła przynajmniej cztery maratony.- stwierdziła uśmiechając się do niego promiennie. Ten uśmiech. Uwielbiał, gdy ta kobieta się uśmiechała.
-Też tak uważam. Więc między nami jest dobrze?- spytał kucając przy jej prawym boku
-Nawet lepiej niż dobrze. Ja naprawdę przepraszam JiMin za wcześniej...- JiMin w połowie jej uciął
-Koniec z tym maleńka. Jest między nami lepiej niż dobrze. Więc nie psujmy tego niepotrzebnymi rozmowami o tym co było wcześniej. Jest teraz, a to najważniejsze. Skupmy się na tym co będzie w przyszłości, a jeszcze lepiej skoncentrujmy się na tym co mamy teraz. A teraz jesteśmy tylko my. Nic, poza tym.
Tak. JiMin miał zdecydowaną rację. Na jego słowa Lee przytaknęła ruchem głowy. Zgadzała się z tym. Miał przecież rację. Nie mogła myśleć o przeszłości. O tym co było. Ale skupić się na tym co mają teraz i mogą mieć w przyszłości. Podobał jej się ten tok myślenia. Wolała to niż roztrząsanie jej błędów. Bo musiała przyznać to był tylko jej błąd. I niczyj inny.
-Powinnam wracać do salonu. Moja przerwa skończyła się...- zerknęła na zegarek leżący na jego biurku -Prawie godzinę temu. TaeHyung będzie wściekły, jeśli nie wrócę do dwóch godzin.- stwierdziła szukając wzrokiem swoich porozrzucanych ubrań.
-Chyba jednak ci wybaczy.- odpowiedział JiMin podając kobiecie sukienkę -Raczej będzie zadowolony, jeśli dowie się, że wróciliśmy do siebie. Uzna, że to też jego zasługa.- na te słowa oboje się zaśmiali, chociaż JiMin miał stuprocentową rację
-Tak zdecydowanie. Zawsze macza palce w tym jak wracamy do siebie więc pewnie i tym razem przydał się, żebyś to ty dał mi drugą szansę.- stwierdziła ubierając sukienkę.
JiMin stał za nią i patrzył, jak kobieta męczy się z zamkiem. Sięgnął po niego i sam powoli zaczął zapinać.
-Nie musiałby mi w tym pomagać. Zawsze. Zawsze dam ci kolejną szansę. Nie skończę na drugiej i nie zatrzymam się na piątej. Jeśli będziesz odchodziła tysiąc razy dam ci tysiąc pierwszą okazję do powrotu. Zawsze Lee.
Miał ją. Totalnie miał to. To właśnie chwyciło Lee za serce. JiMin był w stanie dawać jej kolejne szansy. Tysiące szans. Ale ona nie była do tego zdolna. Jeśli ktoś popełnił błąd... trudno. Szła dalej.
-Co powiesz na zorganizowaniem małego przyjęcia dla wszystkich?- zapytał całując jej odsłonięte ramię
-Przyjęcie?- zapytałam zaskoczona patrząc na niego
-Zwykłe spotkanie w restauracji Jin'a. Moglibyśmy na spokojnie świętować ze wszystkimi nasz powrót do siebie. Co ty na to?
-Właściwie to nie jest zły pomysł. Kiedy?- spytała. Spodobał jej się ten pomysł. Był naprawdę dobry.
Podejrzewała, że wszyscy martwili się stanem ich związku. Że każdemu zależało. A przynajmniej na to liczyła. Polubiła tych ludzi. Wszystkich z jego otoczenia, a ten czas, który spędzała z dala od nich. Naprawdę okropne. Więc, teraz gdy JiMin zaproponował wspólną kolację była wręcz uradowana, że będzie mogła spotkać się ze wszystkimi.
-Dziś? Zaraz zadzwonię do Jin'a i pogadam z nim, żeby zorganizował nam salę VIP. Będzie w porządku?
-Jasne.- zgodziła się -Pojadę do salonu, a później do domu. Wezmę prysznic i przebiorę się. Wyślesz mi o której mam być u Jin'a?- spytała sięgając po torebkę
-Przecież teraz wyglądasz pięknie. Nie potrzebujesz nic więcej. A poza tym przyjadę po ciebie. Dam ci tylko dziesięć minut wcześniej znać, że już jadę.- odpowiedział
No jasne, że teraz była dla niego piękna. Nie tylko teraz, ale w tym momencie szczególnie. Opuchnięte usta od pocałunków i ten uśmiech. Z daleka można było stwierdzić jedno. Ta laska miała za sobą kilka morderczych orgazmów. I owszem tak było. Ale DaHee również zdawała sobie sprawę z tego, że było to wszystko po niej widać.
Zgodziła się jedynie z JiMin'em. Pocałowała go ostatni raz i otworzyła drzwi. Wyszła pewnym krokiem patrząc na Nicki.
3:0 zdziro.
Nicki obserwowała ją uważnie.
Tak jest. Patrz suko. Patrz. I wiedź do kogo należy Park JiMin. Twój jebany szef ma już swoją kobietę.
A prawdopodobnie kilka minut wcześniej wszystko było słychać. Więc teraz Lee DaHee mogła w spokoju wyjść z firmy i wrócić do swojego salonu, aby jeszcze przez kilka godzin skupić się jedynie na pracy i nie myśleć o tym jak wspaniale i lekko czuje się po tym jak pogodziła się z JiMin'em.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Wesołych Świąt kochani!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top