#Chapter Fifty-Four

Pistolet...

Znał ją... aż zbyt dobrze...

Zróbmy sobie przerwę...

Oto podjechał swoim samochodem. Maserati już stało przed budynkiem. Zanim zdążyła jeszcze wyjść z klatki dostrzegła, że JiMin niemal wypada z samochodu. Biegnie w stronę wejścia. A w dłoni trzyma coś czego w pierwszej chwili nie rozpoznała. Jednak zaraz zdała sobie sprawę z tego co to jest.

Pistolet.

Miał w dłoni pistolet. ASG M9 na którym mocno zaciskał palce. Uchyliła ostrożnie drzwi. Miała szczęście, że JiMin od razu ją rozpoznał. Wpadł na nią i mocno przycisnął do siebie.

-Co się dzieje?- spytał. Jego głos był spokojny. Opanowany. Ale serce drżało z przejęcia.

Jej głos.

Głos, który usłyszał wtedy w słuchawce. Przeraził go. Brzmiała tak jakby coś tragicznego się właśnie działo. Jakby była bliska śmierci. Jakby ktoś jej groził.

-Ja... wszystko dobrze więc możesz schować broń.- stwierdziła najciszej jak się da, aby przypadkiem nikt nie mógł tego usłyszeć. Miałby naprawdę wielkie problemy, gdyby ktoś zobaczył go z bronią.

-Na pewno nic się nie dzieje? Brzmiałaś na przerażoną. Od razu tu przyjechałem. Czy coś się dzieje na górze? Mam zadzwonić po chłopaków?- wolał się upewnić co wcale nie było czymś niesłychanym. Każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo.

Każdy martwiłby się o kobietę, którą kocha.

-Wszystko gra. Piłam z TaeTae na górze. A później zadzwoniłam do ciebie. Nie musisz fatygować swoich ludzi. Chyba tylko Jeon by się przydał, żeby eskortować TaeHyung'a bezpiecznie do jego mieszkania.

-Ale jesteś pewna, że nic złego się nie działo?- ciągnął temat nieugięty

-Uderzę cię, jeśli nie przestaniesz o to pytać.- mruknęła i wyminęła go wychodząc z klatki i zajęła miejsce pasażera w samochodzie.

JiMin usiadł obok niej i zapiął pas.

-Możemy pojechać do willi? Czułbym się lepiej wiedząc, że są tam ludzie, którym mogę ufać i przy nich nic ci nie grozi.- zapytał, chociaż mógłby spokojnie podjąć sam decyzję. Jednak wolał być przykładnym facetem i nie postępować pochopnie. Liczyć się z jej zdaniem.

-W porządku. Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej. Pewnie.- odparła obojętnie.

Nie. Nie chciała tak jechać.

Nie czuła się tam tak dobrze jak w jego apartamencie. Ale nie chciała z nim na ten temat dyskutować. Powinna po prostu ulec. Być jego wsparciem. A jeśli to mogło sprawić, że JiMin nie będzie się martwił, dlaczego miałaby protestować. Nie było w tym większego sensu. Niech jedzie, gdzie woli i gdzie czuje się bezpieczniej.

***************

Dotarli tam. Znaleźli się w jego willi. Willi, za którą to DaHee nie przepadała. Nie. Nie lubiła tam być. Wolała jego mieszkanie. Tutaj aż roiło się od uzbrojonych po zęby ludzi. Wiedziała o tym już wcześniej. Wiedziała, że ci ludzie pilnują jego bezpieczeństwa. Ale nie sądziła, że będzie aż tak odczuwała tą dziwną atmosferę. Nie sądziła, że znów się tutaj pojawi. Ci ludzie, którzy obserwowali ją za każdym razem. Chociaż nie. To nie było tak. Ona nie była podejrzana. Przynajmniej oni jej tak nie odbierali. Ich zadaniem było dbać o jej bezpieczeństwo. O jej życie. Dlatego obserwowali ją na każdym kroku. Aby mieć pewność, że nic jej nie jest. Nie po to by ją szpiegować.

Lee nie chciała żadnej kolacji. Potrzebowała jak najszybciej położyć się do łóżka i zasnąć. Im szybciej tym lepiej. Przynajmniej JiMin nie będzie męczył ją pytaniami. A wiedziała, że takowe się pojawią. Zada ich masę. A tego wolała uniknąć.

Nie udało jej się to.

JiMin w trakcie, gdy ona brała prysznic zdążył sam się odświeży w drugiej łazience, ale dodatkowo przeprowadził szybką rozmowę odwołującą chłopaków. Tak. Postawił na nogi połowę swojego wojska. Szalone, ale to Park JiMin był szalony. A DaHee nie wiedziała nawet jak bardzo jest szalonym człowiekiem.

Leżeli razem w łóżku. Na dwóch jego końcach. Z dala od siebie. Zero kontaktu fizycznego. Zero. Nic.

Brakowało nawet głupiego dotyku jej skóry. Brak trzymania za rękę. Nic. JiMin dobrze wiedział co to znaczy. Trzymała gardę. Nie chciała kontaktu, aby przypadkiem jej mur, który postawiła, a który i tak zaczął się już sypać nie mógł rozpaść się na miliony kawałeczków. Coś do niej dotarło. Wiedział, że z TaeHyung'iem prowadziła ważną rozmowę. Musiało to być o nim. Nie było innego wyjścia. Jednak jako jej partner wolałby się dowiedzieć o co dokładnie chodziło.

Podparł się na ramieniu i spojrzał na nią z pełnym konsternacji spojrzeniem.

-Możesz mi powiedzieć co się stało?- spytał.

Nie był subtelny. Za cholerę nie potrafił być subtelny. Jednak czy w tym momencie powinien być? Nie. Skądże. On po prostu musiał dowiedzieć się jak najszybciej co takiego działo się w jej głowie. A jeśli miała podobnie napieprzone co on. Mogło być różnie.

-Nic JiMin. Naprawdę. Mam po prostu gorszy dzień.- odpowiedziała obojętnie, bo co innego powinna mu powiedzieć?

No przynajmniej wyjaśnić o czym rozmawiała z Tae. Ale jednak zdecydowanie nie chciała, żeby JiMin wiedział coś więcej. Okay. Byli razem. Okay. Chciała zobaczyć, dokąd zajdą we dwoje.

Ale czy była gotowa na szczerość?

Nie.

Za jebaną cholerę nie była. Chciała to przemilczeć. Chociaż ten wieczór. Może nawet obmyślić co powie mu kolejnego dnia. Ale nie chciała konfrontacji. Przynajmniej nie dziś. I tyle.

-Daj spokój. Opuść tą cholerą gardę i wyduś to z siebie. Znam cię DaHee. Znam kobietę, z którą jestem. Wiem, że myślałaś o czymś. Wiem, że z nim rozmawiałaś. Wiem, że to coś o mnie. Wyduś to z siebie i spraw, żeby to przestało pieprzyć ci w głowie.- był zdeterminowany, żeby się dowiedział.

Musiał. Jeśli miał pozbyć się problemu najpierw musiał dowiedzieć się co to było.

-Pieprz się.

Jej obrona była dziecinna. Po prostu dziecinna. Podniosła się z łóżka i ignorując mężczyznę, który patrzył na nią rozpalonym, bynajmniej nie z pożądania wzrokiem, otwierając drzwi balkonowe wyszła. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem i przemyśleć. Przemyśleć jak to załatwić.

Stanęła przy marmurowej balustradzie i patrzyła na oświetlony ogród.

Przeszły ją ciarki, nie przez powiew zimnego powietrza, który w obliczu jej piżamy składającej się jedynie z koszulki JiMin'a i majtek był zbyt skromny jak na taką noc, jednak fakt, że JiMin ją znał.

Znał ją.

JiMin wiedział o niej to czego się obawiała. Wiedział, że trzymała go mimo wszystko na dystans. Pozwalała mu tylko na to na co sama się zgadzała. Nie dała mu szansy przekroczyć granicy. Trzymała swoją gardę. Mur również ciągle tam był. Jednak JiMin o tym wszystko wiedział. Skąd? Proste. On wiedział dobrze jak DaHee jest popieprzona. Ale skąd? Bo on również był taki. Był tak samo. Może. Nie. Na pewno bardziej popieprzony niż ona. Znał te uniki. Bo sam je stosował. Znał to zachowanie. Dystansowanie się? Robił to od lat. Ale przy Lee DaHee zaczął odpuszczać. Jego garda już nie była tym samym co przed DaHee. To ona go zmieniła. Jednak on... on nie potrafił zmienić je. A może już to robił, tylko ona starała się tego nie zauważyć?

Nie zostawił jej samej. Nawet nie miał takiego zamiaru. Musiał załatwić tę sprawę już dziś. Wyszedł do niej. Podszedł i stając za nią okrył swoim szlafrokiem. Otulił ją zapach mężczyzny, którego kochała. Kochała, ale nie chciała się do tego przyznać. Następnie jego ramiona... nie. Nie dotknął jej. Nie chciał, aby się wściekła. Potrzebowała przestrzeni i tę przestrzeń otrzymała. Ale nikt nie wspominał, że nie może zagrodzić jej drogi ucieczki. I prawa i lewa strona były zablokowane przez jego ramiona. DaHee odetchnęła ciężko widząc, że nie poradzi sobie z nim. Po prostu nie da rady. Musi jakoś przeboleć rozmowę, na którą wcale nie była gotowa.

-Proszę cię. Nie chcę o tym rozmawiać.- stwierdziła spokojnie, jednak jej serce biło jak szalone ze zdenerwowania

-Chodzi o mnie? O broń? O narkotyki? Obiecałem ci, że nie będziesz zagrożona.- wtrącił starając się wyczuć o co dokładnie chodzi. Jednak... to nie było to.

-Przestań. Nie chodzi o ciebie. Nie o ciebie, JiMin. Chodzi o mnie, jasne. To ja jestem problemem. Ja. Nie ty.- westchnęła ciężko -To moja wina. Jestem popieprzona. Jestem... ja ciągle się dystansuję. Dystansuję ciebie. I nasz związek. To nie ma sensu.

-Jasne, że nie ma.- przytaknął bez chwili zawahania. Spojrzała na niego przerażona. Nie. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi z jego strony. Nie sądziła, że facet, którego kochała. W którym się zakochiwała powie od tak coś takiego. Spieprzyła. Cholernie zjebała. -Nie ma sensu. Ja chcę wiedzieć co się dzieje Lee. Poradzimy sobie z tym, mała. Musisz tylko ze mną rozmawiać. Rozmowa. Rozumiesz. Potrzebujemy tylko tego. Nie mogę nic naprawić. Nie mogę ci pomóc, jeśli nie powiesz mi w czym leży problem.

-We mnie. We mnie leży problem JiMin.- mruknęła nawet na niego nie patrząc. JiMin złapał za jej podbródek i uniósł go tak, aby mogła patrzeć mu w oczy. Jego ciemne, głębokie, czekoladowe tęczówki.

-Nie pieprz. Nie chodzi o ciebie tylko o nas. Jesteśmy razem, maleńka. Ty i ja. Poradzimy sobie ze wszystkim. Rozumiesz? Ze wszystkim.- złożył na jej czole delikatny, czuły pocałunek.

Uwierzyła. Uwierzyła, że mówi prawdę. Jego słowa brzmiały niemalże terapeutycznie. Były tak hipnotyzujące. Lee uwierzyła. Byli on. On i Ona. Jeśli byli razem to nie musiała się bać. Bo ktoś stał po jej stronie.

-A teraz chodź do środka. Jest zimno, a ja naprawdę nie chcę, żebyś się przeziębiła.- obejmując ją w pasie uniósł. Niósł ją do pokoju, a następnie posadził na fotelu. Przyciągnął drugi i usiadł na wprost. Konfrontacja. To było to czego potrzebowali, a czego oboje się obawiali.

-Proszę cię. Weź głęboki oddech i wyjaśnij mi co dzieje się w twojej głowie. Powiedź czego tak bardzo się boisz.- złapał ją za dłoń i wierzch zaczął swobodnie głaskać kciukiem. Dodawał jej w ten sposób otuchy. Niewinny gest, a jak wiele potrafił zdziałać.

-Ja się boję, rozumiesz. Boje się.- niemalże wyrzuciła z siebie te słowa -To wszystko...- dłonią wskazała na pomieszczenie, jednak miała na myśli cały dom. Wszystko co ją otaczało. -I ty.- dodała ciszej. -Przeraża mnie to wszystko...

-Masz na myśli moją pracę?- spytał patrząc na nią. Rozumiał. Naprawdę rozumiał, że zaczęło ją to wreszcie przerażać. Podejrzewał, że tak będzie. Pierwszy szok i etap wstępnej akceptacji minął. Jednak, gdy dziś zobaczyła go z bronią. Mogła się poważnie wystraszyć.

-Pieprzę to co robisz. Nie obchodzi mnie to czym się zajmujesz. Mógłbyś handlować bronią, bawić się w burdele, sprzedawać organy... mógłbyś być nawet mafiosom. Póki nie dotknie to mnie. Póki nie stanę się twoją ofiarą, nie obchodzi mnie to co robisz. Mam to gdzieś.

Nie.

Jednak nie rozumiał. Był pewien, że chodziło o to. Był święcie przekonany, że bała się ze względu na to co robił. Czym się zajmował. Jednak to nie tutaj był pies pogrzebany. Więc co miała na myśli?

-Więc w czym tkwi problem?

-To co nas łączy.- zawahała się -Jest intensywne. Naprawdę intensywne. Wszystko rozwija się drastycznie. Tak cholernie szybko. Zajrzałam do twojego świata. A ty do mojego. Adoptowaliśmy psy, a to spore zobowiązanie. Spędzamy ze sobą masę czasu. Zasugerowałeś, żebym poleciała z tobą do Singapuru, a ja się zgodziłam. To szybkie tempo. Cholernie szybkie. Aż wreszcie powiedziałeś, że wracamy do „naszego" domu. To mnie przeraziło. Właśnie to. My posuwamy się za szybko w tym wszystkim.

-Boisz się, że w pewnym momencie to zajdzie za daleko?- spytał. Wiedział co miała na myśli.

Sam miał momenty, kiedy myślał nad tym czy nie robią czegoś w zbyt szybkim tempie. Naprawdę o tym myślał. Jednak o dziwo z tą kobietą mu to wcale nie przeszkadzało. Mógłby na spokojnie z nią zamieszkać, gdyby tylko tego chciała.

-Tak.- przytaknęła

-Mogłaś mi to od razu powiedzieć.- zaśmiał się delikatnie starając się rozładować atmosferę. Jego piękny uśmiech przykuł jej uwagę. -Nie miałem nic złego na myśli mówią o apartamencie jak o „naszym" domu. To wydawało mi się naturalne. Może nawet właściwie. Spędzamy tam większość czasu razem. Nie ma tam moich ludzi, a ty czujesz się swobodnie. Sądziłem, że lubisz to miejsce tak samo jak ja.

-Bo je lubię. Uwielbiam. Ale nagle wspomniałeś o nim jakbym tam mieszkała.

-W pewnym sensie to tak jest.- mruknął -Jednak w żaden sposób mi to nie przeszkadza. Lubię ten stan rzeczy. Ja mam swoją willę. Ty swoje mieszkanie. To miejsca w których nie spędzamy tyle czasu razem. To nasze azyle. Ale apartament w Hannam to miejsce ziemi bezpańskiej. Tam łączą się nasze życia, zawodowe i prywatne. Spotykamy się tam, bo tam jest dla nas najwygodniej. Czy to coś złego, że czuję jakbyś była częścią tamtego miejsca?

Nie.

Oczywiście, że nie było w tym nic złego. Jednak on dalej nie rozumiał. A ona jego. Polubiła jego mieszkanie. Ale ono ciągle było jego. Nie jej. Nie należało do niej. Była tam gościem. Jednak ciągła jej obecność sprawiała, że to miejsce w jego mniemaniu stało się ich miejscem. Czymś wspólnym. I tu był problem.

Za dużo czasu razem.

Zdała sobie sprawę z tego dopiero teraz. Chciała być z nim bliżej. Chciała zobaczyć co z tego wyniknie. Chciała sama opuścić gardę, jednak nie potrafiła. To co działo się w przeszłości. Jej doświadczenie nie pozwalało jej na szczęście teraz. Jednak, jeśli sama o to nie zawalczy, nigdy nie będzie szczęśliwa. A przecież to JiMin potrafił ją uszczęśliwić.

Westchnęła ciężko. Spojrzała mu w oczy i z drżącym serce wypowiedziała słowa, których sama się nie spodziewała.

-Zróbmy sobie przerwę.

Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!

Mój instagram: wanessa_w._

Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!

Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.

Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!

Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!

Pozdrawiam was, Wanessa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top