Chapter Eleven
Son YeJin
Victor zapiął walizkę. Tego poranka był niezwykle milczący w czasie przygotowań do wyjazdu. Wydawał się pogrążony w myślach. W pewnym momencie położył dłoń na moim przedramieniu i przyciągnął mnie do siebie.
-Żałuję, że nie jedziesz ze mną.- wyszeptał mi do ucha, przytulając je mocno.
Wciągnęłam w nozdrza zapach jego charakterystycznej wody kolońskiej Givenchy.
-Ja też, ale nie zaprosiłeś mnie. Nawet nie wiedziałam, że jest taka możliwość.- powiedziałam.
-Wydaje mi się, że potrzebujemy tego tygodnia z dala od siebie. Musisz sobie poukładać pewne rzeczy. Chcę ci dać tę możliwość przez ten tydzień. Nie będę pytał o to, co się wydarzy w tym czasie. Nie chcę wiedzieć.- Odsunął się nieco, aby na mnie spojrzeć. -Ale, YeJin, nie chcę zawsze żyć w ten sposób. W pewnym momencie będę chciał wiedzieć, czy twoje serce należy do mnie. Mogę się wydawać silny, jednak ostatnio coraz bardziej sobie uświadamiam, że chyba nie jestem tak silny, jak sądziłem. Tak bardzo cię kocham. Ale nie dam rady być z tobą, jeśli twoje serce nie będzie należało do mnie.
Jego słowa były niczym kubeł zimnej wody. Milczałam, gdy on mówił dalej.
-Te dwa lata z tobą były najlepszymi w moim życiu. Nigdy nie wątpiłem, że będziemy razem na zawsze- aż do niedawna. A gdy poznałem powód twojego dziwnego zachowania, zrozumiałem, że moje obawy nie były bezpodstawne.
-Przepraszam, że naraziłam nasz związek na taki stres.
-Nie przepraszaj. Byłaś wobec mnie szczera i naprawdę to doceniam. Ale nie będę kłamał. To, że twój dawny ukochany na dodatek wygląda jak model Calvina Kleina, cóż, to nie ułatwia mi sprawy.
Zaśmiałam się, bo nie wiedziałam, jak zareagować ani co powiedzieć. TaeHyung naprawdę wyglądał jak pieprzony model, chociaż to nie miało tak naprawdę nic wspólnego z tym, dlaczego znaleźliśmy się w obecnej sytuacji.
-Wiesz, że nie jestem płytką osobą. Znasz mnie. Moja więź z nim była głębsza, tak samo jak moja więź z tobą.
-Wiem, że podejmujesz decyzje sercem i umysłem, więc jeśli w pewnym momencie poczujesz, że twoje serce nie jest już przy mnie, wolałbym, żebyś zerwała ten plaster szybko, choć boleśnie. Tylko o to proszę. Nie chcę być kimś na doczepkę.
-Przysięgam, że nigdy bym ci tego nie zrobiła, Vic. I obiecuję, że przemyślę to wszystko, abyśmy mogli ruszyć dalej z naszym życiem.
Zerknął na zegarek.
-Spóźnię się, ale zanim wyjdę, jeszcze jedno.- Ujął moją twarz w swoje dłonie. -Jeśli postanowisz jednak wybrać mnie, to chcę zaangażować się w pełni. Uświadomiłem sobie, że moje uczucia do ciebie nie pozwalają mi żyć na pół gwizdka, i chyba nie wiedziałem tego, dopóki nie zrozumiałem, że mógłbym cię stracić. Chcę się z tobą ożenić. Chcę mieć z tobą dzieci. Chcę kochać cię do końca życia i uszczęśliwiać cię. Musisz jedynie zadecydować, którą drogą chcesz pójść. Jeśli postanowisz iść przez życie ze mną, obiecuję, że nie będziesz tego żałować.
Łzy napłynęły mi do oczu. Victor nigdy wcześniej nie powiedział mi niczego takiego.
-Kocham cię, Vic. Naprawdę.
-Ja też cię kocham, YeJin. Uważaj na siebie w tym tygodniu, dobrze?
-Dobrze.
I wyszedł.
*******
Tego ranka, gdy próbowałam prowadzić lekcję, miałam głowę w chmurach. Nie mogłam przestać myśleć o Victorze. Nigdy wcześniej nie odsłonił przede mną swojej duszy w ten sposób. To naprawdę sprawiło, że uświadomiłam sobie, ile mogę stracić, jeśli pozwolę, aby moje uczucia do TaeHyung'a stanęły na drodze związkowi z jedynym mężczyzną, który powiedział, że mnie kocha.
W późniejszej części dnia mój nastrój jeszcze się pogorszył. Uczniowie pisali ćwiczenie, a ja sprawdzałam ich poprzednie klasówki.
-Rozmawiałam rano z Clarissą. Wspomniała, że TaeHyung był wczoraj u niej w domu.- powiedziała cicho Lorelai, stając za mną.
Żołądek mi się ścisnął.
-Co?
-Podobno spędzili cały dzień razem.
Krew we mnie zawrzała. Ja rozważałam wywrócenie swojego życia do góry nogami ze względu na niego, a on w tym czasie migdalił się z tą zdzirą?
Byłam zła.
Nie wiedziałam, co robić.
Tęskniłam za Victorem.
-Co jeszcze mówiła?
-Och, nie mogła przestać o nim gadać, jaki jest seksowny, jaki słodki, jakim wspaniałym jest ojcem. Naprawdę zagięła na niego parol, Francesco. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć, co mówiła.
-Dziękuję.
Całe popołudnie udawałam spokój, jednak gdy tylko lekcje się skończyły, miałam wrażenie, że tłumione emocje zaraz we mnie eksplodują. Nie miałam tak naprawdę prawa odczuwać złości ani zazdrości, jednak to niczego nie zmieniało.
Wyjęłam telefon, wzięłam głęboki oddech i wysłałam do niego wiadomość.
YeJin: Słyszałam, że dobrze się bawiłeś z Clarissą.
Trzy kropeczki, które sygnalizowały, że pisze odpowiedź, pojawiły się niemal natychmiast.
TaeHyung: JiHoon chciał się pobawić z jej synem. Nie miałem na to ochoty, ale prosił mnie o to i nie mogłem odmówić. Nie mogłem po prostu zostawić go w obcym domu, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego nerwowość.
YeJin: Jestem przekonana, że Clarissa widziała w tym coś więcej. Ona Cię pragnie.
TaeHyung: Nie ma znaczenia, czego ona pragnie.
YeJin: Może powinieneś spróbować.
TaeHyung: Gdzie teraz jesteś?
YeJin: Wciąż w szkole.
TaeHyung: Poczekaj na mnie, przyjadę po Ciebie.
YeJin: Mam samochód.
TaeHyung: Za dwadzieścia minut przed wejściem.
Serce waliło mi jak młotem, gdy czekałam tuż za drzwiami wejściowymi do szkoły. Gdy zobaczyłam, jak TaeHyung zajeżdża przed szkołę swoją furgonetką, rozejrzałam się, czy nikt mnie nie widzi, po czym ruszyłam w jego stronę.
Wsiadłam do środka i zatrzasnęłam drzwiczki.
-Cześć.- powiedział TaeHyung ze złą miną.
-Cześć.
Wypuścił powietrze i ruszył z miejsca. Jechaliśmy w milczeniu chyba z pół godziny.
Nagle skręcił w wysadzaną drzewami ulicę w dzielnicy mieszkalnej. Wydawało się to miłą okolicą, zamieszkiwaną przez klasę średnią.
-Dokąd jedziemy?
-Do mnie do domu.
Przełknęłam ślinę, zdenerwowana perspektywą znalezienia się z nim tam sam na sam.
-Dlaczego?
-Musimy porozmawiać. Nie chcę tego robić przy innych ludziach.
TaeHyung skręcił w podjazd przed swoim domem i pomachał do starszej kobiety, która wyjmowała pocztę ze skrzynki przed sąsiednim domem.
-Cholera.- wymamrotał.
-Co?
-To pani Migillicutty, moja sąsiadka. Miałem nadzieję, że cię ze mną nie zobaczy.
-Dlaczego?
-Sporo o tobie wie. Może być trochę dziwnie, ale nie przejmuj się, dobrze?- Zanim zdążyłam zareagować, wysiadł z samochodu, po czym obszedł go, aby otworzyć moje drzwi. -Dzień dobry, pani M.- powiedział do sąsiadki, kiwając głową.
Kobieta osłoniła dłonią oczy przed słońcem, po czym ruszyła w naszą stronę, szurając kapciami po podjeździe.
-Ty na pewno jesteś YeJinnie.
-Tak, skąd pani wiedziała?
-Przez rude włosy.
-Cóż, miło mi panią poznać.- powiedziałam.
Mrugnęła do TaeHyung'a.
-Porozmawiamy później, pani M.
-Niczego innego się nie spodziewam.- parsknęła. -Bardzo mi miło cię poznać, YeJinnie Jane.
YeJinnie Jane? O tym też wie? Co u licha?
-O co tu chodziło?
TaeHyung wyglądał na rozbawionego.
-Ona jest dla mnie kimś w rodzaju sąsiadki, psycholożki i barmanki w jednym.
-Wie wszystko?
-Mniej więcej. Rozmowa z nią pomaga mi zachować zdrowe zmysły.
Może to i było dziwne, ale przyjaźń TaeHyun'a ze starszą panią uznałam za uroczą.
TaeHyung mieszkał w dużym, wielopoziomowym domu. Zaraz za frontowymi drzwiami znajdowały się schody, prowadzące na górę do części mieszkalnej, i drugie schody, prowadzące w dół do piwnicy.
Rzucił klucze na niewielki stolik w salonie.
-To jest... dom, który kupiłem dla JiHoon'a i dla mnie. Jak na naszą dwójkę jest zdecydowanie za duży, ale chciałem dać mu prawdziwy dom.
Przypomniało mi to domy, w których mieszkały rodziny moich przyjaciół. Mama i ja zawsze mieszkałyśmy w mieszkaniach na przedmieściach Bostonu, jednak wiele moich przyjaciółek mieszkało w domach z wielkimi ogrodami w tego typu spokojnej okolicy.
W milczeniu przechadzałam się po wnętrzu, muskając palcami zadziwiająco wygodne meble. TaeHyung przez cały czas szedł dwa kroki za mną.
-Sam go urządzałeś?
Gdy się odezwał, niemal czułam wibracje jego głosu na skórze mojej szyi.
-Był już wyposażony. Para, która mi go sprzedała, właśnie się rozwiodła. Każde z nich poszło w swoją stronę i zostawili wszystko tutaj. Mieli kilkoro dzieci. Można powiedzieć, że żyję wśród wspomnień innego potrzaskanego życia. To zakrawa na ironię.- powiedział żartobliwie.
-To trochę smutne.- odpowiedziałam, idąc w stronę dużego wykuszowego okna za sofą. Wyjrzałam na zewnątrz. TaeHyung stał tuż za mną. Bliskość jego ciała sprawiła, że dostałam gęsiej skórki. Nie dotykał mnie, ale miałam wrażenie, jakby to robił.
Jego niski głos sprawił, że zadrżałam.
-Wyjechał dziś rano?
-Tak. Jakim cudem o tym pamiętałeś?
-Zapisałem to w kalendarzu zaraz po naszej wycieczce na Castle Island.
Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć. Przeszywał mnie palącym spojrzeniem. Pochylił się w moją stronę, aż serce zabiło mi szybciej.
-O co chodziło z tym twoim esemesem?
-O co chodziło?
-Naprawdę sądzisz, że przyjechałem do Bostonu po to, aby znowu cię zranić?
-Nie mam prawa mówić ci, z kim możesz się pieprzyć. Jestem z kimś.
-Czy masz w ogóle pojęcie, jak działa na mnie słowo pieprzyć, gdy ty je wypowiadasz?- Przysunął się bliżej, sprawiając, że moje sutki stanęły na baczność. -Nigdy nie zrobiłbym niczego, co mogłoby cię skrzywdzić. Rozumiesz? W ogóle nie jestem zainteresowany tą kobietą. Czy ona pozwoliłaby mi się przelecieć w spiżarni w czasie, gdy chłopcy się bawili? Tak. Sądzisz, że tego nie wiem? Ale czy naprawdę uważasz, że jestem tu po to, aby podrywać mamuśki ze szkoły? Naprawdę za taką osobę mnie uważasz? Bo jeśli tak, to mam przed sobą większy problem, niż początkowo sądziłem.
Zamknęłam oczy, aby zapanować nad reakcją mojego organizmu na niego.
-Czego chcesz, TaeHyung?- wyszeptałam.
-Chcę tego tygodnia.- odpowiedział bez wahania.
-Tego tygodnia...
-Chcę, żebyś dała mi ten tydzień. Będę cię odbierał każdego dnia po szkole. Będziemy razem, porozmawiamy, przedyskutujemy to, co się wydarzyło między nami, może przy okazji spędzimy przyjemnie czas. Wykorzystamy tę szansę, aby się na nowo poznać. Bez żadnych oczekiwań, poza tym, żeby nadrobić trochę czasu, który straciliśmy. Tylko o to cię proszę. Daj mi ten tydzień.
TaeHyung zamilkł i wpatrywał się we mnie błagalnie.
Przypomniały mi się słowa Victora z tego poranka. Mój facet dawał mi tę jedyną okazję, abym doszła do tego, czego pragnę. TaeHyung w gruncie rzeczy robił to samo. Musiałam to wykorzystać.
-Dobrze, TaeHyung.
Jego oczy rozszerzyły się.
-Zgadzasz się?
-Tak.
Odetchnął z ulgą, tak że poczułam powiew powietrza na ustach. Nie mogłam zaprzeczyć, że niewielu rzeczy pragnęłam tak bardzo, jak go pocałować. Z tego, co pamiętałam, raz byliśmy bliscy pocałunku- ostatniego wieczoru, który spędziliśmy razem. Tamtej nocy upiliśmy się, więc moje wspomnienia były mgliste.
Głos TaeHyung'a przerwał ciąg moich myśli.
-Były takie dni, YeJinnie, gdy wydawało mi się, że zapomniałem wiele z naszych rozmów. Czasami mogłem nawet nie pamiętać, jak dokładnie wyglądałaś. Jednak nawet przez sekundę nie zapomniałem tego, jak się przy tobie czułem i jaka była między nami więź. To uczucie, którego nigdy nie będę w stanie odtworzyć. Brakuje mi go. Brakuje mi ciebie. Tak kurewsko mi ciebie brakuje.
Znowu zamknęłam oczy i pozwoliłam jego słowom wybrzmieć.
-Od czego zaczniemy?
-Od tego, co najtrudniejsze. Porozmawiamy o tym, co wydarzyło się ostatniej nocy, gdy byliśmy razem. I o tym, co wydarzyło się później.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top