Chapter Eighteen
Kim TaeHyung
Wiedziałem, że nie odpuści mi tak łatwo. Szczęście bez wywracania do góry nogami całego mojego świata zaraz potem najwyraźniej nie było mi dane.
Kilka dni po tym, jak Torrie przyłapała mnie z YeJinnie, przyjechałem do niej do domu i zobaczyłem ją w towarzystwie pośrednika w handlu nieruchomościami. Na trawniku pyszniła się nowa plastikowa tablica.
JiHoon nie chodził do szkoły. W następnym tygodniu miał iść do szkoły publicznej do czasu, aż będziemy w stanie znaleźć odpowiednią szkołę prywatną blisko jej domu. A przynajmniej sądziłem, że taki właśnie był plan.
-Co się dzieje, Torrie? Gdzie JiHoon?
-Opiekunka zabrała go do Targetu. Czy mogę na chwilę przeprosić?- zwróciła się do pośrednika.
Jak tylko weszliśmy do domu, aby porozmawiać na osobności, Torrie rzuciła prawdziwą bombę.
-Wystawiam dom na sprzedaż.
-Dlaczego?
-Poprosiłam o zwolnienie mnie z umowy.
-Nie rozumiem.
-Dobrze, wyjaśnię ci to. Moje życie od czasu przeprowadzki do Bostonu było beznadziejne, a po tym, co odkryłam na twój temat, stało się jeszcze gorsze. Nie chcę tu dłużej mieszkać. Wracamy do Waszyngtonu.
-Kiedy dokładnie zamierzałaś mi powiedzieć, że planujesz wyjechać razem z moim synem?- wrzasnąłem, nie przejmując się tym, że pośrednik może to usłyszeć.
-To w jego najlepszym interesie. Nigdy nie był tu szczęśliwy. A szczerze mówiąc, ty nie okazałeś mi szacunku, gdy zacząłeś pieprzyć jego nauczycielkę, dlaczego więc miałabym się z tobą konsultować w tej sprawie? Ty w oczywisty sposób nie masz na względzie przede wszystkim jego dobra.
Zacisnąłem dłonie w pięści i starałem się pohamować, aby nie zrobić czegoś głupiego — na przykład nie zacząć demolować jej domu. Wziąłem głęboki oddech, zanim się odezwałem.
-Rozumiem, że jesteś zła, że nigdy ci o niej nie powiedziałem, ale nie możesz się mścić na naszym synu.
-Robię to, co najlepsze dla JiHoon'a. Nie powinien oglądać was razem. Teraz rozumiem, dlaczego byłeś tak chętny do przeprowadzki do Bostonu. Powinnam była wiedzieć, że to nie miało nic wspólnego z nami.
-To, że mnie z nią zobaczy, nie będzie miało na niego złego wpływu. JiHoon wie o mojej przyjaźni z YeJinnie. Wyjaśnię mu to, jak trzeba. Poza tym nie będzie już jego nauczycielką.
-To nie ma znaczenia. Ona jest głównym powodem, dla którego związek jego rodziców się rozpadł.
-To nieprawda.
-Sam mi powiedziałeś, że byłeś w niej zakochany już w czasach poczęcia JiHoon'a. Nigdy nie miałam szans. Pewnie wtedy myślałeś o niej, pieprząc się ze mną.
To zdecydowanie nie był najlepszy moment, aby przyznać, że nie myliła się co do tego.
-Nie jest powodem rozpadu naszego związku i dobrze o tym wiesz. Gdyby nie JiHoon, w ogóle nie przetrwalibyśmy tak długo. Staraliśmy się, Torrie, ale to nigdy nie miało szans powodzenia.
-Ja się starałam. Ty nie.
-Starałem się. Przez siedem lat.
-Siedmioletnia katorga. Cudownie. Powiedziałeś mi kiedyś, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochałeś. Teraz wiem dlaczego.- Jej spojrzenie było lodowate. -Przepraszam, muszę wrócić do rozmowy z pośrednikiem.
Idąc za nią do drzwi, wykrzyczałem:
-Nigdzie nie wyjedziesz, dopóki tego nie rozstrzygniemy. To lekkomyślna decyzja. Czy masz chociaż jakąś pracę na oku?
-Będę znowu pracowała dla twojego ojca.
Powinienem był wiedzieć.
Stanąłem jak wryty.
-Powiedziałaś mu o tym?
-Tak. Powiedziałam mu o wszystkim.
-To nie jego zasrana sprawa, Torrie.
-Ty jesteś jego sprawą. I musiałam wiedzieć, że mam do czego wrócić, zanim rzuciłam pracę tutaj. Musiałam mu wyjaśnić, dlaczego potrzebuję wrócić do domu, do Waszyngtonu. Inaczej to nie miałoby sensu. Nie muszę chyba dodawać, że nie jest zachwycony.
-Proszę, nie rób tego.
-Dlaczego? Bo nie chcesz zostawić swojej dziewczyny? To zostań tutaj. Nikt nie stanie ci na przeszkodzie.
-Wiesz, że nie mogę żyć z dala od JiHoon'a. Dlatego właśnie to robisz. Robisz mi na złość, bo winisz ją za to, co stało się z nami.
-Przeprowadzam się z moim synem. Jeśli masz z tym problem, to sugeruję, abyś znalazł prawnika.
*******
Kompletnie przybity pojechałem prosto do St. Matthew's. Pamiętałem, że YeJinnie wspominała, że będzie pracowała do późna.
Gdy pojawiłem się przed jej klasą, wydawała się przestraszona tym, że mnie tam widzi o tej porze.
-Co tu robisz?
-Musiałem się z tobą zobaczyć.
-Czy wszystko w porządku?
-Nie, nic nie jest w porządku.
Wciągnęła mnie do środka.
-Chodź. Nie chcę, aby ktoś cię zobaczył. - Zaprowadziła mnie następnie do pomieszczenia gospodarczego, które przylegało do jej klasy, i zamknęła drzwi na klucz. -Co się stało?
-Zabiera go z powrotem do Wirginii.
-Co?
-Tak. Chce wrócić do swojej dawnej pracy... u mojego ojca. Wyjeżdżają za parę dni.
-Nie możesz jej powstrzymać?
-Nie. Niestety z prawnego punktu widzenia nic nie mogę zrobić.- Wziąłem jej obie ręce w swoje. -Zawsze wiedziałem, że to w końcu nastąpi... Że będzie chciała tam wrócić i ja będę musiał pojechać za nią, ale spodziewałem się, że zostanie tutaj przynajmniej kilka lat.
Łzy napłynęły jej do oczu.
-Co to oznacza?
-Że ja też muszę wyjechać.
-Nie rozumiem tego. Zrobiła zwrot o sto osiemdziesiąt stopni. Przecież mówiłeś, że JiHoon miał pójść do szkoły publicznej w Newton.
-Wygląda na to, że mnie po prostu okłamała w tym temacie, prawdopodobnie po to, żeby osłabić moją czujność. Teraz w ogóle nie chce, aby wracał do szkoły, dopóki nie znajdą się z powrotem w Wirginii. Nie chce nawet czekać, aż dom zostanie sprzedany. Planuje wyjechać razem z nim już w przyszłym tygodniu.
YeJinnie wyglądała tak, jakby za chwilę miała wpaść w panikę.
-A co z twoim domem?
-Też muszę go wystawić na sprzedaż, chociaż sama myśl o tym jest dla mnie bolesna.
-O mój Boże.- Ścisnęła moje dłonie. Wciąż trzymałem ją za ręce. -Jak JiHoon to przyjmuje?
-W tym rzecz, jest szczęśliwy. JiHoon nigdy nie chciał tu przyjechać. Jest związany z matką Torrie i moją siostrą i nie wątpię, że będzie tam dużo szczęśliwszy.
Skinęła w milczeniu głową. Na chwilę pogrążyła się w myślach, po czym powiedziała:
-Nadal może nam się udać.
-Naprawdę tak sądzisz?
-Wirginia nie jest aż tak daleko stąd. Coś wymyślimy.
Ścisnąłem jej dłonie mocniej.
-Nie chcę znowu się z tobą rozdzielać. Mam wrażenie, że to jakieś pieprzone déjà vu.
-Ja też.
-Powiedz mi, co mam zrobić, a ja to zrobię, YeJinnie. Powiedz mi, jak możemy sprawić, aby nam się udało.
- Chcę zostać tutaj do końca roku szkolnego, ale może w międzyczasie sprawdzę, co muszę zrobić, żeby dostać licencję nauczycielską w tamtym stanie.
Z popiołów w moim wnętrzu zaczynała się rodzić nadzieja.
-Zrobiłabyś to dla mnie? Naprawdę przeprowadziłabyś się dla mnie?
-Jak inaczej moglibyśmy być razem?
Powiedziała to w taki sposób, jakby długotrwałe rozdzielenie w ogóle nie wchodziło w grę. To, że nie tylko była gotowa się dla mnie przeprowadzić, ale i była skłonna zaakceptować mnie z całym moim bagażem, sprawiło, że kochałem ją jeszcze bardziej. Mimo że powinno to być oczywiste już wcześniej, po raz pierwszy naprawdę uderzyło mnie to, że dokonała wyboru.
Wybrała mnie.
Ująłem jej twarz w dłonie i pocałowałem ją mocno.
-Nie chcę cię zostawiać.- wyszeptałem.
-Jestem tu teraz.- odpowiedziała, po czym objęła mnie ramionami i przycisnęła się do mnie całym ciałem.
Jakby coś we mnie się przełączyło, nagle zapomniałem, gdzie w ogóle się znajdujemy. Zatraciliśmy się w pocałunku. Żadne z nas nie przejmowało się, że jesteśmy w jej klasie, chociaż zamknięci w schowku.
Uniosłem jej spódnicę, po czym odwróciłem ją i rozpiąłem spodnie. Mój kutas pulsował, w pełni wzwiedziony. Zsunąłem jej majteczki w dół i pospiesznie w nią wszedłem. Zanurzyłem się w niej, nie mogąc się nadziwić temu, że już jest mokra i gotowa.
Moje początkowo powolne ruchy szybko stały się gorączkowe i pospieszne.
Chwyciłem ją rękami za talię i pieprzyłem rozpaczliwie, nie wiedząc, czy to nie ostatni raz na dłuższy czas, gdy miałem szansę być w niej. Jej cipka zaciskała się wokół mojego kutasa i z każdym pchnięciem wydawała się bardziej mokra i gorąca.
Mógłbym dojść w każdej chwili, jednak zmusiłem się, aby wytrzymać dłużej, bo było mi nieziemsko przyjemnie. Jej ciche jęki rozkoszy jeszcze bardziej mnie podniecały, podobnie jak niewielkie prawdopodobieństwo, że ktoś mógłby nas nakryć, chociaż miałem nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Uniosłem jej spódnicę jeszcze wyżej, aby zobaczyć niebieski kwiat lotosu na jej plecach. Ten widok wzbudził we mnie uczucie posiadania. Przeniosłem spojrzenie jeszcze niżej. Nie było niczego bardziej podniecającego niż ten widok, to, że mogłem patrzeć na to, jak w nią wchodzę i wychodzę z niej.
Widok jej wilgoci pokrywającej mój członek sprawił, że szybko straciłem nad sobą kontrolę.
Poruszała tyłeczkiem coraz szybciej, aż poczułem, jak zadrżała pode mną z rozkoszy.
-Cholera.- Wbiłem się w nią jeszcze mocniej, zaciskając mocno oczy, gdy wystrzeliłem w nią swój ładunek i wypełniłem ją spermą.
Moje ruchy spowolniły się, aż znieruchomiałem. Delikatnie pocałowałem jej szyję. Moim największym pragnieniem było móc kończyć każdy dzień w ten sposób. Wiedziałem, że minie trochę czasu, zanim to życzenie będzie mogło się spełnić.
Włożyłem koszulę z powrotem do spodni. Znalazłem ręczniki papierowe i podałem je jej. Odwróciła się twarzą do mnie. Twarz YeJinnie była zaróżowiona, włosy rozczochrane. Wyglądała tak, jakby właśnie ktoś ją porządnie wychędożył, i fakt, że to byłem ja, sprawił, że miałem ochotę, aby to natychmiast powtórzyć.
Potrzebowałem jeszcze raz skosztować jej ust. Pochyliłem się nad nią, mówiąc:
-Najbliższe tygodnie nie będą łatwe.
-Jakoś to przetrwamy.
-Muszę pojechać do Wirginii, dopilnować, aby nie przekręcała faktów i nie próbowała nim manipulować. Nie wspominając już o tym, że znowu muszę znaleźć dom.
-Oboje musimy uporządkować swoje życie. Zrób co trzeba dla JiHoon'a. To najważniejsze. W międzyczasie ja skoncentruję się na znalezieniu mieszkania i wyprowadzę się od Victora.
-Nie podoba mi się to, że z nim mieszkasz. Naprawdę doprowadza mnie to do szału.
-Nie jest tak źle. Zachowujemy się w stosunku do siebie dość serdecznie, ale mało go widuję, bo mieszkamy właściwie na innych piętrach. To niedługo się skończy.
-Gdybym nie musiał wyjechać, osobiście przeniósłbym twoje rzeczy do mnie do domu.
-Jestem dużą dziewczynką, poradzę sobie.
Te słowa miały w przyszłości odbić się jej czkawką.
Nie mogłem się otrząsnąć ze złych przeczuć, które towarzyszyły mi podczas powrotu do Wirginii. Wkrótce miało się okazać, że nie były bezpodstawne.
Nie powinno mnie dziwić, że stał za tym mój ojciec.
*******
Dwa tygodnie później wprowadziłem się do mieszkania, które wynająłem w Alexandrii tuż pod Waszyngtonem.
Było niewielkie i zimne, jednak musiało mi na razie wystarczyć. Nie planowałem kupować nowego domu, zanim nie sprzedam nieruchomości w Massachusetts. Zimą na rynku nieruchomości panował zastój. Do wiosny musiałem się wykazać cierpliwością.
Jedną z najtrudniejszych rzeczy związanych z wyprowadzką z Bostonu było też to, że musiałem zostawić panią Migillicutty. Ona polegała na mnie w pewnych kwestiach, a ja potrzebowałem jej dobrych rad i zdrowego rozsądku. Umówiliśmy się, że będziemy utrzymywać kontakt telefoniczny, i obiecałem, że będę ją odwiedzał, gdy będę przyjeżdżał, aby zobaczyć się z YeJinnie. Jednak i tak pożegnanie z nią było smutne. Gdybym mógł, mieszkałbym w tym domu po sąsiedzku z nią przez resztę życia.
Teraz, otoczony przez pudła w nowym mieszkaniu, otworzyłem butelkę piwa i usiadłem po raz pierwszy od wielu godzin po ciężkim dniu.
Byłem wyczerpany i ostatnie, na co miałem ochotę, to usłyszeć pukanie do drzwi.
Gdy je otworzyłem, zobaczyłem za nimi mojego ojca, ubranego w trzyczęściowy garnitur i trzymającego w dłoni dużą kopertę.
-Co tu robisz?
-To niezbyt ciepłe powitanie, synu.- powiedział, przechodząc obok mnie do mojego mieszkania.
-Cóż, mam za sobą długi dzień i nie mam nastroju na przesłuchanie. Powinieneś był najpierw zadzwonić.
-Muszę z tobą porozmawiać o czymś istotnym i to nie może czekać.
-Dlaczego nie może czekać?
Usiadł na krześle.
-Wiesz, że bardzo lubię Torrie. Pracowała dla mnie bardzo ciężko i nigdy nie zrozumiem, dlaczego postanowiłeś porzucić ją i swojego syna.
-Nie muszę ci się tłumaczyć. Jestem lepszym ojcem dla JiHoon'a, niż ty kiedykolwiek byłeś dla mnie. Przynajmniej jestem obecny w jego życiu. Nie można powiedzieć, abym go porzucił. Nie podoba mi się to, że przychodzisz tu i oceniasz mnie w moim domu.
Rozejrzał się wokół.
-To ma być dom?
-To tymczasowe lokum.
-Torrie powiedziała mi o tej drugiej kobiecie... Son YeJin. Boli mnie, że matka twojego dziecka została tak zraniona i czuje się zdradzona.
-Nie musisz niczego wiedzieć o YeJinnie. To nie twoja sprawa.
-YeJinnie?- Zmarszczył brwi. -Urocze. Tak czy siak, obawiam się, że Torrie i mój wnuk to moja sprawa, więc muszę wiedzieć o wszystkim, co może zagrozić ich szczęściu. Gdy pojawia się ktoś, kto niszczy strukturę mojej rodziny, a także rani ludzi, którzy są dla mnie ważni, to jest to moja sprawa.
-Odkąd to twoja rodzina jest dla ciebie ważna? Wtrącasz się mi na złość, bo jesteś rozczarowany, że nie możesz już mnie kontrolować. A YeJinnie nie zrobiła niczego, aby kogokolwiek skrzywdzić. Mój związek z Torrie i tak nie mógłby przetrwać. A moje szczęście z inną kobietą nie jest twoją sprawą.
-Naprawdę sądzisz, że znasz tę kobietę? Wywróciłeś do góry nogami całe swoje życie dla kogoś, o kim nic nie wiesz.
-Nie, żeby to była twoja sprawa, ale wiem o niej wszystko, co trzeba. Jest dobrą, piękną kobietą i fantastyczną nauczycielką. I znałem ją całe lata przed tym, zanim się o niej dowiedziałeś.
-A co, jeślibym ci powiedział, że mam dowód, że przez te wszystkie lata nie miałeś pojęcia, z kim się zadajesz?
Gniew przeszywał mnie aż do kości.
-O czym ty, do diabła, mówisz?
-Poszperałem trochę na jej temat.
To oznaczało, że przeprowadził drobiazgowe śledztwo.
-Nie miałeś prawa tego zrobić.
Naprawdę miałem ochotę skrzywdzić mojego ojca. Jego znajomości oznaczały, że mógł zdobyć dostęp do osobistych informacji na temat niemal każdego. Wiedziałem jednak, że blefuje. Nie było niczego, co mógłby znaleźć na temat YeJinnie, co byłoby dla mnie niespodzianką. Jednak sam fakt, że próbował, był wysoce niepokojący.
-Może masz ochotę się temu przyjrzeć.- Podał mi jasnobrązową kopertę.
Chwyciłem ją i zajrzałem do środka. Znalazłem tam serię artykułów z gazety z Filadelfii, wszystkie z lat dziewięćdziesiątych. Jeden z tytułów brzmiał: „Freddie Higgins oskarżony o morderstwo McCabe'a".
-Co to, do cholery, jest? I co ma wspólnego z nią?
-To album rodzinny twojej dziewczyny.
Usiadłem, wpatrując się w wycinki.
-O czym ty mówisz?
-YeJin Son jest nieślubną córką Karen Son i Freddiego Higginsa, skazanego za morderstwo i obecnie odsiadującego dożywocie w więzieniu w Filadelfii.
-YeJinnie nie wie, kim jest jej ojciec. Nie zna nawet jego imienia.
-Mam tu też kopię jej aktu urodzenia. Jak widzisz, Frederick Higgins jest wymieniony jako jej ojciec.
-Urodziła się w Bostonie, nie w Filadelfii. Skąd wiesz, że to ta sama YeJin Son? Prawdopodobnie jest mnóstwo osób, które tak się nazywają.
-Naprawdę kwestionujesz moje umiejętności weryfikowania informacji, TaeHyung? Wiesz, że mam swoje sposoby. To dane potwierdzone przez wiele źródeł. Mogę powiedzieć ci wszystko, co powinieneś wiedzieć o tej dziewczynie, dla której odrzuciłeś swoją rodzinę. Obecnie mieszka na Cambridge Street w Bostonie, chodziła do szkoły średniej w południowym Bostonie, skończyła Uniwersytet Bostoński. Co jeszcze chcesz wiedzieć? Powiem ci.
Pełen lęku zacząłem podejrzewać, że w tym, co mówi, może być ziarenko prawdy, jednak nie chciałem w to uwierzyć.
-No więc ten człowiek jest jej ojcem biologicznym. Ona nie ma z nim nic wspólnego. O co ci chodzi? Co masz zamiar zrobić?
-Nic nie zrobię, jeśli dokonasz właściwego wyboru i pozostaniesz przy rodzinie. To zostanie między nami.
-Szantażujesz mnie?
-Jeśli nadal będziesz się z nią widywał i nadal będziesz żył z dala od rodziny, ta informacja może zostać upubliczniona, że spotykasz się z córką bandyty. Został skazany za morderstwo, TaeHyung. Tacy ludzie są niebezpieczni.
-Kłamiesz. Nigdy byś nie pozwolił na ujawnienie tej informacji. Nie pozwoliłbyś, aby coś takiego wyszło na jaw i zagroziło twojej bezcennej reputacji.
-Nie rozumiesz. To nie moja reputacja byłaby narażona, gdyby to wyszło na jaw, tylko życie YeJinnie. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, ilu osobom musiał się narazić Freddie Higgins? Karen Son musiała uciekać z Filadelfii razem z rodziną, aby chronić nie tylko ich, ale też swoje nowonarodzone dziecko. Nie sądzę, żebyś chciał podjąć ryzyko, aby ta informacja mogła wyjść na jaw. Jeśli ci ludzie zorientują się, że on ma córkę, i dowiedzą się, gdzie ona przebywa, natychmiast stanie się dla nich celem. Kryminalna rodzina ofiary Freddy'ego nadal jest aktywna. To ogromna siatka przestępcza, rozciągająca się od południowego New Jersey do północnej Filadelfii. Tak naprawdę teraz jest większa, niż była wtedy. Pogadaj tam z kimkolwiek na ulicy, a będą wiedzieli, kim są Freddie Higgins i Timothy McCabe. Wszystkie informacje są w tej kopercie. Chciałbym powiedzieć, że to zmyśliłem, ale tak nie jest.- Wskazał na mnie palcem. -Nikt nie dowie się o jej powiązaniach z Higginsem, jeśli przestaniesz się z nią widywać i skupisz się na swojej rodzinie.
-Nie ma takiej opcji.
-W takim razie nie zrobię nic, aby chronić te informacje.
-Rany... Zawsze wiedziałem, że masz w dupie moje osobiste szczęście, ale ze wszystkiego, co kiedykolwiek zrobiłeś lub powiedziałeś, to jest zdecydowanie najgorsze.
-Przykro mi, że przynoszę ci złe wieści, TaeHyung. To nie ja wprowadziłem to do naszego życia, tylko ty. Pozwolę ci się zastanowić, co chcesz z tym zrobić.
Po wyjściu mojego ojca zacząłem odczuwać narastającą panikę. Siedziałem bez słowa w kuchni przez długi czas, nie mając pojęcia, co robić. Nie mogłem zataić tej informacji przed YeJinnie, jednak czułem, że muszę ją w jakiś sposób chronić przed tym wszystkim. Nie byłem pewny, czy wierzę, że mój ojciec faktycznie byłby gotowy to ujawnić. Może była to jedynie czcza pogróżka, jednak nie mogłem być tego pewien.
Z jednej strony był zbyt próżny, aby pozwolić, żeby coś takiego splamiło jego reputację. Z drugiej strony możliwe było, że nawet jeśli tego nie upubliczni, to poinformuje niebezpiecznych ludzi o YeJinnie i miejscu jej pobytu.
Pomijając dzień, w którym dowiedziałem się o ciąży Torrie, nigdy jeszcze nie czułem się tak bezradny. Nie mogłem nawet prosić nikogo o radę, bo nie chciałem, aby ktokolwiek o tym wiedział.
*******
Sparaliżowany lękiem, nadal siedziałem w tym samym miejscu jeszcze godzinę później. Jedyna różnica polegała na tym, że niewielka ilość światła dziennego, która wpadała wcześniej do kuchni, teraz została wyparta przez czystą ciemność.
Gdy zadzwonił mój telefon, odebrałem, sam nie wiedząc, jak zareagować.
-Cześć, YeJinnie.
-Wszystko w porządku?- Zdziwiło mnie, że potrafiła wyczuć, że coś jest nie tak, mimo że powiedziałem tylko dwa słowa.
-Ta przeprowadzka była trudniejsza, niż się spodziewałem. Tęsknię za tobą.
-Ja za tobą też. Byłam dzisiaj odwiedzić panią M.
-Naprawdę?
-Tak. Wiem, że nie możesz jej dłużej pomagać, więc wpadłam zapytać, czy czegoś nie potrzebuje.
-Dziękuję, to naprawdę miłe z twojej strony. Doceniam to.
-Wysyła ci buziaki oraz wirtualny rum z colą.
Myślałem, że moje życie wcześniej było trudne. Teraz oddałbym wszystko, żeby cofnąć się w przeszłość o miesiąc lub dwa, móc znowu żalić się pani M., że nie wiem, czy uda mi się odzyskać YeJinnie. Wszystko byłoby lepsze niż mój obecny dylemat.
-Wciąż fantazjuję o naszej przygodzie w szkolnym schowku.- powiedziała YeJinnie.
Przymknąłem oczy. Też bym oddał wszystko, żeby powrócić do tamtej chwili.
-Trzymam się tego wspomnienia.- powiedziałem. -I w ogóle usiłuję się trzymać.- Wysiliłem się na żart, mając nadzieję, że się nie domyśli, że coś jest naprawdę nie tak.
-Już niedługo. Myślałam o tym, żeby przyjechać w przyszły weekend.
O, cholera.
-Naprawdę?
-Sądzisz, że się to nie uda?
-Uwierz mi, niczego nie pragnę bardziej, niż cię zobaczyć, tylko chcę się przygotować. To mieszkanie nie jest zbyt przytulne.
-Będzie jak za dawnych lat. Nie ma tam czasem wilgotnej piwnicy, gdzie moglibyśmy zrobić pranie?
-Szczerze mówiąc, nie ma tu nawet pralki, będę musiał chodzić do pralni.
- Możemy pójść razem.
Nie mogłem jej powiedzieć, aby nie przyjeżdżała.
-Nie ma znaczenia, gdzie będziemy, YeJinnie. Tak długo, jak jestem z tobą, nic innego się nie liczy.
-Już wkrótce zobaczysz.
Gdy się pożegnaliśmy, poczułem, jak robi mi się niedobrze. Wiedziałem, że nie mogę przed nią zatajać informacji o jej ojcu. Obiecałem sobie, że powiem jej o tym osobiście przy najbliższej nadarzającej się okazji. Miało to nadejść szybciej, niż byłem na to gotowy.
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top