#3
Jechali w ciszy, która była tak ciężka i nie do zniesienia, że ledwo auto ją wytrzymywało. Adrien miał ochotę się strzelić w łeb. Co go podkusiło, by od razu na pierwszym spotkaniu mówić jej o jego planach? Teraz to się już na pewno nie uda, był tego pewien na 100%, jeszcze jej reakcja go dobiła. Dla niego najgorsze było znoszenie jej wzroku, który wyrażał tylko to co czuła, a jednak "oczy to zwierciadła duszy". Pewne zawiedzenie, otępienie i to brutalne ściągnięcie na ziemię. Modlił się w duchu, by kobieta nie pomyślała sobie Bóg wie czego przy tym spotkaniu, nie chciał teraz już mieć kłopotów, a jeżeli teraz się pojawiają, to znaczy, że później będzie trudniej. Może faktycznie byłoby lepiej zaangażować w ten plan jedną z córek przyjacieli rodziny? Zajechali w to samo miejsce, gdzie Adrien przyjechał kilka godzin wcześniej. Marinette jak oparzona odpięła pas i wyskoczyła z samochodu, rzucając niemrawe "Dobranoc".
Jak najszybciej chciała być już w swojej ruderze, nie chciała już analizować tego wszystkiego, co ona sobie myślała, gdy się zgadzała na to wszystko, na gest, słowa, odprowadzanie, niespodziewane odwiedziny i ten wypad do kawiarni. Jak mogła być tak głupia, że nabrała się na ten "zarezerwowany" już stolik. Stała przed drzwiami i nerwowo szukała w torbie kluczy, gdy w końcu je wygrzebała czekała ją kolejna niespodzianka, szarpała się z drzwiami wyklinając je i wszystko co było do okoła winne. Kopała, szarpała i nie wiadomo co jeszcze robiła, by otworzyć te przeklęte drzwi. Co ona zrobiła jak się nie dostanie do mieszkania? Sąsiadów nie znała, a rodzicom nie chcę zwracać głowy. Aly'a? Nie, ona dziś ma Nina u siebie, to też nie wypada. Inni znajomi? Nie miała ich, przez tego dupka, który co chwile miał do niej pretensje, że ma własne życie i, że oprócz pracy spotyka się z innymi osobami. A teraz była w zupełnej kropce...
Siedział nadal w samochodzie. Z niego był idealny widok na mieszkanie Marinette. Chciał przynajmniej tak jej zrekompensować to całe zajście, że jej pilnował, by bezpiecznie dostała do mieszkania, o ile tak mógł je nazwać. Nawet jeżeli ona mu nie pomoże, to on to zrobi. Przecież to niedopuszczalne, by ktokolwiek tak mieszkał, może pierwsza wypłata będzie dla niej szybciej i będzie z premią? Przecież jej projekty były lepsze niż pracowników, którzy mieli już lata praktyki u niego. Nagle zauważył postać, która szybko szła w jego kierunku, jak się okazało, była to dozorczyni z bloku kobiety, ta sama co ją spotkał, gdy szedł po swoją pracownicę. Wyszedł z samochodu i zapytał się staruszki, co się stało.
- Marinette ma problem, by dostać się do domu. Właśnie miałam iść do siebie, gdy usłyszałam jak się z nimi mocuje, proszę, niech jej Pan pomoże. - mężczyzna się chwilę wahał, jednak w końcu postawił iść za kobietą, która miała na imię Łucja.
Nie miała już siły, wiedziała, że nie może się załamywać z tego powodu, ale co może innego zrobić? Odwróciła się tyłem do drzwi, oparła się o nie i zjechał w dół. Zakryła twarz dłońmi, był to jej sposób na opanowanie się. Usłyszała kroki i skrzypienie schodów. Odsłoniła oczy i zobaczyła Adriena i Panią Lacroix idących w jej kierunku. Mężczyzna podał jej rękę, którą bez większego entuzjazmu pochwyciła.
- Marinette... Wszystko w porządku?
- Tak, tylko do domu nie moge się dostać. - mruknęła. Głupio sie zachowywała, wiedziała o tym, ale jakoś nie mogła tego wszystkiego przełknąć.
Blondyn odebrał od niej klucze, przekręcił zamek i pociągnął, a drzwi ani drgnęły. Ponownie spróbował i nic. Jeszcze kilka minut tak stali i siłowali się z drzwiami. Agreste stwierdził, że bez ślusarza się nie obejdzie, ale pora już była zbyt późna by kogoś wyzywać. Była załamana, będzie musiała teraz po nocy jechać do rodziców, tyle dobrego, że rano do pracy iść. Ponownie jej twarz skryła się za dłońmi, odetchnęła głęboko. Wzięła od mężczyzny klucze oraz obojgu podziękowała. Już chciała zejść po schodach, by udać się w kierunku przystanku autobusowego i pojechać do rodzinnego domostwa, gdy rozbrzmiał głos staruszki.
- Marinette, gdzie teraz idziesz?
- Do rodziców pojadę. Może mnie nie zabiją, że tak późno ich odwiedzam. - już jedną nogą była na pierwszym stopniu, gdy poczuła mocny uścisk na ramieniu, oczywiście wiedziała do kogo on należał, ale nie chciała już rozmawiać z tym mężczyzną.
- Panie Agreste, proszę mnie puścić. Jestem wdzięczna za to co dziś dla mnie Pan zrobił, ale teraz muszę iść, by się gdzieś przespać i wykombinować, skąd wziąć pieniądze na ślusarza.
- Marinette... - powiedział przez zaciśnięte zęby. Nienawidził, jak się go tak wywyższało. W dodatku był zirytowany postępowaniem kobiety. Dlaczego od razu miała się tłuc po noc do swoich rodziców, w dodatku nie wiadomo, kto o tej porze może wracać z miasta lub w inne miejsce się przemieszczać. - Jedziesz do mnie, rano zadzwonię do takiej "złotej roczki", wiele lat korzystamy z jego usług, najlepszy jest.
- Nie mogę. Nie chcę. - zaprzeczyła.
- Nie pytałem się Ciebie o zdanie. To postanowione i koniec. - w tym momencie chwycił ją w tali, a na ramieniu oparł jej miednicę. Zszokowana Czarna patrzyła tylko na chichoczącą Panią Lacroix.
Na twarzy Marinette pojawił się grymas złości, zaczęła walić pięściami w plecy, na co Adrien nawet nie reagował, jakby go delikatnie dotykała. Również krzyczała na blondyna, ten tylko jej przypominał, że nie są sami w tym budynku. Wyszli z kamienicy, mężczyzna poprawił kobietę na ramieniu i skierował się w stronę samochodu. Nawet mu do głowy nie przyszło, że gdzieś mogłyby być gdzieś jacyś paparazzi. Otworzył drzwi do pojazdu i posadził na przednim siedzeniu Czarną oraz ją zapiął. Podszedł do siedzenia kierowcy, odpalił samochód i ruszyli. Znowu te niezręczne emocje powróciły, jednak bardzie w agresywnym wydaniu niż w biernym. Oboje byli źli na siebie. Pierwsza małżeńska kłótnia. - zaśmiał się w myślach. Rzucił na nią okiem, mimo iż był zły na nią, chciał się wczuć w jej sytuację, chyba jedyna rozwiązanie na jej zachowanie to duma, doskonale to znał z rodzinnego domu. Stali na światłach, oboje na chwilę odwrócili głowy w swoje strony, by coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili odwrócili je.
Dojechali do willi w ciszy. Marinette była zachwycona przybytkiem mężczyzny. Nawet nie wiedziała kiedy Adrien zaparkował samochód i prowadził ją do drzwi, sprawnie je otworzył i wpuścił ją. Kobieta chodziła urzeczona wystrojem. Nie zwracała uwagi na to jak Zielonooki zdejmuje z niej płaszcz oraz mówi, by zdjęła buty. Poszli do kuchni, tak jak cały dom urządzony w nowoczesnym i ciepłym stylu. Jasne bambusowe blaty z jasnymi szafkami bardzo ładnie ze sobą współgrały. Na ścianach między blatem a szafkami były metalowo - szklane płytki. Usiadła przy czymś co przypominało barek, który mógł pełnić funkcję wyspy kuchennej.
- Jesteś głodna? - rozbrzmiał głos blondyna. Mari obróciła głowę od gadżetów kuchennych.
- Nie dziękuję, nie jestem.
- Jesteś na coś uczulona? Zboża? Mleko? Owoce jakieś albo warzywa? Ryby, owoce morza?
- Nie... Nie jestem. - odpowiedziała patrząc na niego podejrzanie.
- Świetnie, to może zjesz gyros? Rano naszykowałem wszystko do niego, tylko muszę kurczaka usmażyć.
- Mówiłam, że nie jestem głod... - zamilkła w pół zdania widząc jak mężczyzna wyciąga z lodówki warzywa oraz mięso w marynacie. Gdy otworzył pojemnik z ostatnim składnikiem, kobiecie aż ślinka poleciała. Co nie uszło uwadze Adriena.
Po niespełna pół godziny na blacie pojawiła się szklana miska z warstwami warzyw, mięsa i sosu. Marinette chciała pomoc w przygotowaniu, ale mężczyzna wykręcił się zasadą "Jesteś gościem, a gościowi nakrywanie do stołu nie przysługuje". Spokojnie po tym można było stwierdzić, że raczej ciężko byłoby jej zmienić ten stan rzeczy, jeżeli byłaby faktycznie jego żoną. Dlaczego ona wogóle się nad tym zastanawiała, przecież to oburzające, udawać ukochaną przed całym światem, tylko po to, by za rok się rozstać i być nękaną przez media. Nie miała dużo czasu na zastanowienie się, ponieważ Blondyn wyjmował z piekarnika kromki bagietki. Ułożył je na osobnym talerzyku i położył na blacie. Podszedł do lodówki skąd wyciągnął karawkę z jasno żółtym płynem. Z jednej szafki wyjął dwa kieliszki do wina.
- Masz ochotę? Dzisiejszy dzień był na tyle ekscytujący, że chyba zasługuje na odreagowaniu przy kieliszku.
- Po proszę. - pierwsza rzecz, o którą się zapytał i posłuchał, chyba. - zadrwiła w myślach.
Adrien postawił szkło na stole i nalał do nich wina. Podał dziewczynie jedno naczynie, a drugie wziął w dłoń. Stuknęli nimi delikatnie na znak toastu i upili łyk. Marinette od razu coś nie podpasowało, nieznacznie się skrzywiła.
- Coś się stało Marinette?
- Jakie to wino? Jakoś... Inaczej smakuje. - zaczęła się przyglądać podejrzanie karawce.
- A, zapomniałem Ci powiedzieć, że to wino z wodą.
- Pijesz to samo, co dzieci podczas Wigilii?
- Jest trochę słabsze niż normalne wino i szybciej schodzi z głowy. Bardzo praktyczne, jak rano muszę gdzieś jechać, a mam ochotę na kieliszek. Jednak nie zdaje się tylko na to, że piję przysmak dla dzieci. Mam także alkomat, lepiej dmuchać na zimne.
- Rozumiem. - wymamrotała, była pod wrażeniem tego jaki był zaradny. Nie raz pamiętała jak jej były, nachlany w trzy dupy chciał prowadzić samochód. Wiedziała, że jak idą na imprezę to nie może nawet zastanowić się nad małym łyczkiem alkoholu.
Jeśli w ciszy posiłek, niewątpliwie wszystko było pięknie urządzone, wogóle, wizja życia w takich warunkach do było dla niej coś niebywałego. To może ją czekać przez rok, tylko czy dała rady wytrwać w tych wszystkich zajęciach oraz zasadach jakimi żyje ten mężczyzna? Na pewno nie przychodzi po pracy, rzucając gdzieś w kąt neseser, nie wali się na kanapę z puszką piwa i tak nie siedzi do późnego wieczora. Po zjedzeniu kolacji, Adrien odstawił wszystko do zmywarki.
Już dawno nie gościł u siebie kobiety, która nie była tylko partnerem biznesowym. Zaproponował Mari, że pokażę jej sypialnie, łazienkę i da jakąś piżamę. Całe szczęście, że miał w pogotowiu kosmetyki dla kobiet, ponieważ jego mama uwielbiała niezapowiedziane wizyty na noc. Polecił Czarnej, by się rozejrzała po willi, a sam udał się, by coś jej znaleść. Przeglądał szafę w poszukiwaniu czegoś co było by dobre na tę kruszynę. Jedyne co znalazłam to karton z rzeczami po niej. Bił się z myślami. Ubrania były tylko trochę duże na Marinette, ale czy wypadało ubierać ją w te akurat rzeczy? Czy lepiej po prostu dać jej swoją koszulkę i jakiś dół, nawet jego dresy, choć się ona w tym utopi. Jeszcze chwilę się spierał sam ze sobą. Wybrał jasnożółty komplet, składający się z koszuli nocnej na cienkich ramiączkach wykonaną z jedwabiu. Do tego lekki szlafroczek i kapcie. Zostawił wszystko w łazience, która była przy jego sypialni. Zszedł na dół. Kobieta siedziała grzecznie, ale trochę sztywno na kanapie. Spodziewał się, że będzie wszystko patrzeć i sprawdzać, a tu proszę. Wiedział, że jej warunki życia i jego, to niebo a ziemia, jednak miał nadzieję nadal, że się zgodzi. Dlaczego mu tak zależało na tym? Przecież to nie problem, by znaleść jakąś chętną kandydatów, ale chciał ją.
Muzeum. Tak można było określić ten dom. Wszystko idealnie ułożone, jakby ktoś przygotował projekt wystawy sklepowej. Przeróżne butelki z żelami, mydłami, szamponami, odżywkami i słoiki z siłami do kąpieli stały na półkach. Piżama grzecznie leżała na regaliku. Napuściła wody do wanny i się rozebrała. Nie śmiała użyć innych środków do mycia niż żelu pod prysznic, który i tak pewnie kosztował o wiele za dużo. Sprawnie umyła i opłukała swoje ciało. Wyszła z wanny i wypuściła z niej wodę. Wytarła się miłym puchatym ręcznikiem. Nie pamiętała, kiedy miała okazję, by czuć się tak zadbaną i czystą. Piżama była śliczna, pewnie bardzo dużo kosztowała, zresztą jak wszystko w tym domu. Mimo że była tylko trochę większa od jej faktycznego rozmiaru, to nie przeszkadzało to Mari. Podeszła do umywalki i umyła żeby, rzeczami, które były specjalnie dla niej naszykowane. Poskładała swoje ubrania, umyła jeszcze twarz i wyszła z łazienki. W sypialni nikogo nie zastała. Położyła na krześle swoje rzeczy i zawiązała pasek od szlafroku. Nagle wyczuła potrzebę, by poszukać Adriena. Zeszła cichutko na dol, jakby bała się, że robi coś niedozwolonego. Zastała go w salonie, jak siedział na kanapie z laptopem.
Jak na komendę odwrócił głowę w jej stronę. Musiał przyznać, ze ślicznie w tym wyglądała. Jednak był zdziwiony jej wizytą tu. Dlaczego nie położyła się odrazu spać? Dla niego położenie się o pierwszej w nocy był wynikiem tylko i wyłącznie dodatkowej pracy wziętej do domu, a zazwyczaj zapadał w sen maksymalnie o wpół do dwunastej. Dla niektórych to było nie do pomyślenia, a tu proszę. Chodziło tu głównie o zachowanie odpowiednich godzin snu. Wstał, podszedł do kobiety.
- Marinette, dlaczego jeszcze nie śpisz?
- Dopiero skończyłam się myć.
- Ah... A po co tu przyszłaś?
- Przyszłam tu, bo... - zatkało ją. Nie wiedziała co ma mu powiedzieć. Przecież nie mogła palnąć, że po prostu chciała mu się pokazać. Wlepiła wzrok w podłogę, poraz drugi tego wieczoru wymamrotała dobranoc. Ruszyła po schodach do sypialni.
- Ładnie Ci w niej. Dobranoc. - powiedział, cicho, ledwo słyszalnie. Nie dla niej. Uśmiechnęła się pod nosem i dalej ruszyła w stronę swojego celu.
Siedziała na łóżku i analizowała wszystko, przecież nie powiedziała mu "nie". Na stoliku nocnym dostrzegła kartkę i ołówek, sporządziła listę "wad i zalet" tego układu. Zdecydowanie miało to dużo plusów. Jednak dopytać się o szególnego Adriena. Ogarnęło ją zmęczenie, nic dziwnego, tyle ile dziś się nadenerwowała. Zdjęła szlafrok, który ułożyła na oparciu krzesła i weszła pod kołdrę. Już prawie zasypiała, gdy usłyszała, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Wiedziała oczywiście, że to może być tylko blondyn, mimo to jej serce szybciej zabiło. Mężczyzna, stał nad nią i się patrzył. Po chwili ukucnał przy niej. Nic nie mówił, jakby się obawiał, że może ją zbudzić samym oddechem. Poczuła jak przejeżdża jej palcami po włosach i cicho wzdychał. Po chwili wstał i udał się spowrotem do salonu, gdzie jeszcze siedział długo nad dokumentami.
Rano obudziły go apetyczne zapachy z kuchni. Był trochę zaskoczony tym stanem rzeczy, ruszył do kuchni, żałując, że zdecydował spać na kanapie, zamiast wcześniej pójść do jednego z pokoi gościnnych. W pomieszczeniu zastał ciekawy widok, Marinette, była jeszcze w piżamie, właśnie przyrządzała coś na gazie, kręciła przy okazji biodrami w rytm, który mruczała pod nosem. Mężczyzna oparł się o framugę, już zapomniał jak to jest zastać taki miły widok w kuchni. Szczególnie, że musiał przyznać, i robił to już wielokrotnie, że kobieta była przepiękna. Jednak ten miły dla oka widok musiał się skończyć. Mari odwróciła się, by nałożyć zawartość patelni na talerz. Spanikowała. Zdała sobie sprawę jak głupio się zachowała przy swoim pracodawcy w jego domu. Spaliła buraka i zaczęła się jąkać. Postawiła talerz z omletem nadal tłumaczą się, a raczej próbując.
- Marinette, jadłaś już? - zapytał się marszcząc brwi.
- Nie, zjem jak wrócę do domu. - odetchnął głęboko. Nie chciał kolejnej kłótni z samego rana.
- Posłuchaj... Ja Ci tam nie pozwolę wrócić, nawet jak ślusarz je naprawi. Te warunki są opłakane, nikt nie powinien tak mieszkać. Nawet jak nie chcesz wejść w plan małżeństwa, chce byś tu została. A teraz zjedz to, co zrobiłaś, bo zemdlejesz.
- Ale... Ja to zrobiłam dla Ciebie. Przynajmniej tyle mogę zrobić w podzięce za to, że mnie tu przyjąłeś. - powiedziała lekko się rumieniąc.
Miłe ciepło rozlało się po jego sercu. Uśmiechnął się i tym razem grzeczniej, poprosił ją o to, by zrobiła sobie śniadanie. W tym czasie dopełnił posiłek sokiem pomarańczowym. Czuł się jakby coś, za cym bardzo tęsknił wróciło do niego. Obserwował każdy jej ruch, jak wykonywała ponownie te same gesty, by przyrządzić posiłek. W końcu usiedli na przeciwko siebie. Ujął w dłoń szklankę i uniósł do góry.
- Za szefa kuchni. Za to, jaki pyszne danie możemy jeść.
- Oh... Dziękuję... - zarumieniła się po raz kolejny. - Ale to nic takiego, zwykły omlet.
- "Danie zrobione z uczuciem, zawsze jest niezwykle." - zacytował swoją rodzicielkę z czasów, gdy sam się uczył gotować.
Jedli w przyjemnej atmosferze, chociaż oboje byli odzwyczajeni od jedzenia rano posiłku z kimś jeszcze. Po skończonym śniadaniu, Adrien bezapelacyjnie powiedział, że pozmywa naczynia, na co Mari się zgodziła. Ruszyła do łazienki, by umyć się i przebrać, mimo że miała ubrania z wczoraj. Gdy ogarnęła się, zeszła do salonu, gdzie zastała blondyna rozmawiającego przez telefon. Usiadła po cichu na kanapie i czekała, aż skończy rozmawiać.
- Tak, dziękuję bardzo Panu, mam nadzieje, że uda się wszystko dziś załatwić... Tak, wiem, że ma Pan dużo zleceń, ale może to być robota na niepełne pół godziny... Do zobaczenia Panie Sol.
Odwrócił się do kobiety, uśmiechnął się i usiadł koło niej.
- Wszystko załatwione, za dwie godziny mamy być pod kamienicą. Może chcesz coś porobić? Pooglądać film, coś może przeczytać albo po prostu porozmawiać. Decyzja należy do Ciebie.
- Uh... Panie Agreste... - zaczęła cicho, znowu poczuła tę potęgę, która od niego biła. Przytłaczała ją, mimo że on jej nie okazywał.
- Żaden pan, już Ci to mówiłem Marinette. - powiedział zrezygnowany, wczoraj myślał, że wszystko jest w porządku, jednak nie.
- Przepraszam, Adrien. Możemy porozmawiać o tej twojej... Propozycji?
- A o czym konkretnie? - poprawił się na kanapie, niby miał opracowaną odpowiedź na każde pytanie, ale jednak go to trochę stresowało. Z drugiej strony, pochwalał takie zachowanie.
- Jak to będzie wyglądać, nasze małżeństwo i jak będzie po rozwodzie.
- Otóż, będziesz ze mną na spotkaniach biznesowych, bankietach, balach charytatywnych, gale, rozdanie nagród. Będziesz tez pewnie udzielała wywiadów, jako osoba, która pracuje na projektami i do tego będziesz moją partnerką. Spokojnie, przygotujemy Cię do tego, będziesz wiedziała co i jak. A co do rozwodu sprawa tez jest prosta. Po rozwodzie, będziesz pewnie zaczepiana przez paparazzi, ale tym ja i ojciec się zajmiemy. Dodatkowo masz już zapewnione mieszkanie...
- Wrócę do tego mieszkania, w którym teraz mieszkam. - zaprotestowała.
- Tłumaczyłem Ci, to, w czym teraz mieszkasz nie jest dobre dla Ciebie. Poza tym, rok będziesz tu mieszkać, zaoszczędzisz na tym sporo, bo utrzymanie tego domu należy do mnie, tak samo jak kupowanie żywności. Ubrania, kosmetyki i inne rzeczy, też Ci mogę załatwiać, jak przykładny mąż, będę się troszczyć o Ciebie. - była zszokowana, nie wiedziała co powiedzieć, faktycznie, jeżeli tak na to popatrzeć, to może by starczyłoby na jakieś ładne mieszkanie z widokiem na jej ukochaną Wierzę Eiffel, jednak powinna się dokładać.
- Mamy problem. - powiedziała.
- Jaki?
- Tego mieszkania nie kupiłam sama, tylko z moim byłym chłopakiem. - zamknął oczy. No tak, nic nigdy nie może być proste.
- Jak za to mieszkanie zapłaciliście?
- Niedawno zapłaciłam ostatnią ratę za nie.
- Ile już twój chłopak z Tobą nie mieszka i ile dorzucił się do tego mieszkania?
- Faktycznie to już nawet od 3-4 miesięcy, ale zerwaliśmy jakoś miesiąc temu. Prawie nic się nie dorzucił do mieszkania, tyle, że je znalazł. - Jest!
- Możesz je spokojnie sprzedać. On nic się nie dorzucił, nie ma do niego prawa, no może, że podpisaliście umowę razem, ale wątpię.
- Tak, tylko ja podpisałam, on miał również to zrobić, ale wyszło jak wyszło. Co mi to niby daje? On tam mieszkał.
- On tam po prostu spał, nic tam nie robił, nie był z tym miejscem związanym. To jest twoje mieszkanie, więc spokojnie możesz je sprzedać. Jemu się gówno należy.
Była zszokowana tą rozmową, spodziewała się, że będzie musiała iść do sądu, by cokolwiek zrobić z tym mieszkaniem, ale pewnie tyle spraw, by wyszło przy tym, zaczynając od warunków tam panujących, a pewnie kończąc na sposobie załatwieniu tej transakcji. Rozmawiali jeszcze trochę o małżeństwie, ale z czasem przeszli na przyjemniejsze i lżejsze tematy do rozmów. W końcu trzeba było się zbierać. Czuła żal, że musi wracać do dziury, może mieć lepsze życie za udawanie kogoś innego. Musi to przemyśleć, to jest trudna i skomplikowana decyzja, która wymaga przemyślenia. Jednak to niebyło koniec wrażeń na dziś.
- Kochana Pani, te drzwi pamiętają spokojnie mojego pradziadka, nie da się wymienić zamka bez wymiany drzwi, tego nie załatwię w pół godziny, bo drzwi muszą być zrobione na wymiar. A nawet wymiana zamka byłaby skomplikowana. - oświadczył Pan Sol pakując swoje przyrządy do torby. Był to starszy mężczyzna, po którym było widać lata doświadczenia, jakie się bardzo ceni.
Jęknęła, była załamana, kolejna noc u swojego szefa, w dodatku jutro musi iść do pracy, w dodatku nie ma ubrań do pracy, dokumentów, projektów, niczego. Miała ochotę płakać, wszystko było już dobrze. Poczuła ciepłe ramię, które ją obejmowało. Uspokoił ją, że wszystko będzie dobrze. Zabrał ją na obiad, próbował nawiązać rozmowę, jednak niewiele z tego wyszło. Cały dzień minął w ciszy, do której przywykł, ale nie pasowała mu jakoś ona, szczególnie nie do Marinette. Było zbyt nudno, bez miłego dla ucha głosu. Bzdura, nie mógł aż się tak przyzwyczaić po jednej dobie z nią. Fakt miło, że było miło z jakąś osobą. Siedział na kanapie starając się skupić nad dokumentacją na nadchodzący sezon. Nagle przy nim pojawił się kubek z brązową, parującą cieczą. Westchnął ciężko.
- Mari, prosiłem byś poszła spać. - odwrócił się, zobaczył kobietę w pięknym czarnym komplecie piżamy. Co sprawiało, że wyglądała niesamowicie seksownie. Przełknął ślinę, coś się ponownie w nim odezwało, co już od dawna nie dochodziło do głosu.
- Wiem, ale pomyślałam, że Ci to pomoże. Jest to gorąca czekolada z odrobiną kawy. Daje to małego kopa. - mrugnęła okiem, powiedziała jeszcze dobranoc i poszła do sypialni.
Wypił napój, pomogło mu to, skończył trochę szybciej niż zazwyczaj. Jednak był zbyt zmęczony by racjonalnie myśleć. Szedł do pomieszczenia zdejmując ubrania, ostatecznie został w samych bokserkach. Wszedł pod kołdrę i momentalnie zasnął. Obudził się wtulony w jej ciepłe ciało, sam nie wiedział, jak doszło. Akurat w tym momencie kobieta się obudziła, krzyknęła na widok Adriena i wyskoczyła z łóżka. Natychmiast zaczęli siebie przepraszać na wzajem. Bali się cokolwiek, w konsekwencji nie odzywali się i omijali się. Nawet Mari nie zaprotestowała, gdy blondyn chciał ją podwieźć.
Rozeszli się przy wejściu do budynku. Czarna popędziła do swojego działu gdzie zastała już prawie całą ekipę. Została pochwalona za swój strój, który by zasługą jej szefa. Zdjęła marynarkę zostając w samym fioletowym kombinezonie. Kilka godzin popracowała nad szczegółami projektów, które miała w domu. Jednak w trakcie przerwy na lunch została poproszona o przekazanie projektów Agreste'owi. Było jej to na rękę, ponieważ chciała z nim porozmawiać. Stukając obcasami podeszła do portierni Maxa. Poprosiła, by ją wpuścił ją do szefa. Weszła do gabinetu, witając się z nim. Patrzyła jak przeglądał kartki z rysunkami. Uśmiechnął się i podziękował. Gdy była pewna, że główne zadanie zostało wykonane, usiadła na krześle.
- Adrien, zastanowiłam się już nad twoją propozycją. Wchodzę w to. Chce zostać twoją żoną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top