#2

- Witaj Marinette Dupain - Cheng. - powiedział pewnym siebie i władczym tonem. Jej postawa nie wyrażała strachu ani niepokoju, ale jej oczy tak. Wstał z fotela, po drodze zapinając marynarkę i ruszył wolnym stanowczym krokiem w jej stronę. Zilustrował ją powoli wzrokiem i notował w głowie pojedyncze, wyróżniające się cechy, zgrabne, nie za chude nie za grube nogi, wąska talia, biodra i piersi podobnej wielkości, czyli figura klepsydry. Drobna i filigranowa, pod tym względem idealna. Twarz też była niczego sobie, piękne, prawdopodobnie sięgające max do połowy pleców, czarne z przebłyskiem granatowego włosy. Świetnie wykrojone, pełne usta, mały zgrabny nosek. Oczy, chyba jej główny atut, fiołkowe, duże i tak jak cała reszta, piękne, brwi, dzięki Bogu, miała gęste i ciemne oraz dobrze wymodelowane, nic nie poprawiane kredką.

Kiedy doszedł do niej wydawała się jeszcze mniejsza, a świadomość, że miała na sobie szpilki i tak mu do brody nie dosięgała, rozwalała go. Uśmiechnął się życzliwie i wyciągną dłoń w jej kierunku.

- Witam Panie Agreste. - podała mu rękę i uścisnęli, dodatkowo ucałował ją.

Kobieta była zdziwiona takim zachowaniem swojego przełożonego, ale postanowiła to zignorować i działać dalej. Mężczyzna zaprowadził ją do biurka, wcześniej zabierając od niej płaszcz i wieszając go na wieszak. Pokazał Mari, gdzie ma spocząć i sam usiadł na przeciwko. Sięgnął dłonią do szuflady, która otworzył i wyjął z niej plik dokumentów i podzielił na dwie części.

- Muszę przyznać, że Pani CV jak i referencje zachwyciły mnie i mojego ojca, najlepsze. Tylko mam jeszcze parę pytań, dlaczego dopiero teraz aż 3 lata po studiach zdecydowała się Pani na pracę w jakieś firmie związanej z Pani wykształceniem? Wcześniej widzę tylko jakieś spożywczaki, piekarnię i inne prace dorywcze. - strach ją oblał niczym kubeł lodowatej wody, musiała się opanować, przecież musiała się spodziewać takiego pytania, prawda?

- Cóż... Pewna osoba mi radziła bym nie szła pracować do jakiegoś biurowca, ponieważ będę musiała, kolokwialnie mówiąc "rozkładać nogi" przed przełożonymi, by coś osiągnąć. - blondyn nawet nie mrugnął na to, jedynie miał nadzieję, że jego propozycji nie przydzieli do tej kategorii, on chce pomóc firmie, nie dojdzie pomiędzy nimi do zbliżeń dalszych niż są one konieczne.

- Rozumiem, chcę tylko, by wiedziała Pani, że ja nie należę do szefów, którzy, przymykają oko na takie donosy, nie chcę, by w mojej firmie cokolwiek było nie tak. Jeżeli jakikolwiek przełożony zaproponuje Pani taki układ, proszę mi o tym mówić, a ja się tym zajmie. Chodzi tu o cały mobbing, rozumiemy się?

- Tak, oczywiście, proszę Pana.

- Dobrze. Kolejne pytanie, wyjaśni mi Pani, dlaczego w ciągu ostatniego roku, często zmieniała Pani pracę? Z tego co się doczytałem jest Pani rzytelnym pracownikiem, ale zostawała Pani i tak zwolniona, co było przyczyną tego? - "ta rozmowa będzie trudniejsza niż myślałam".

- Cóż, miałam bardzo skomplikowaną sytuację osobistą, niestety musiałam często wychodzić wcześniej z pracy, w wyniku czego byłam zwalniana.

- Rozumiem. Czy ta sytuacja... Została zażegnana, czy muszę się przygotować na Pani częste wczesne wychodzenie?

- Tak, nie musi się Pan o to martwić, jestem nawet chętna, by zostać po godzinach.

- Dobrze, ostatnie pytanie, zanim przejdziemy do umowy i regulaminu. Przepraszam od razu, ale muszę to wiedzieć, czy ma Pani dzieci lub oczekuje je Pani w niedługim czasie?

- Nie, nie mam i nie oczekuje.

- Jeszcze raz przepraszam, za to pytanie. Dobrze - sięgnął po plik dokumentów i podał jej. - to jest umowa i regulamin, oryginał naszej umowy jest u mnie, na tym może Pani nanieść swoje wątpliwości bądź nieścisłości związane z jakimiś punktami. Chciałbym, by jutro Pani mi dostarczyła spowrotem kopię, a to drugie to regulamin, proszę się z nim zapoznać oraz go przestrzegać, oczywiście pierwszy tydzień będzie taki trochę ulgowy. Jakieś pytania?

- A co, jeżeli nie będę mieć żadnych uwag do umowy?

- Tym lepiej, ale jednak zawsze jakieś są, to umowa na okres próbny, za jakiś miesiąc podpiszemy umowę na czas nieokreślony, zarobki będą większe, to mogę zapewnić. A teraz zapraszam na wycieczkę, pokażę Pani najważniejsze miejsca w mojej firmie i gdzie jest Pani dział pracy oraz zapoznam z całym personelem. - oświadczył wstając i ponownie zapinając marynarkę.

Jechali w ciszy windą, Marinette pokryjomu zerkała na blondyna. Wysoki, dobrze zbudowany, przystojny, nic dziwnego skoro jest modelem. Dodatkowo był szarmancki, prawdziwy gentelman. Znała całą jego historię, a i tak to było mało. Lubił prywatność, tak jak cała jego rodzina, nigdy nie pozwolili, by ktoś im wchodził buciorami w życie prywatne. A życie uczuciowe? to zagadka dla każdego jego fana i dziewczyny czy kobiety. Nigdy z żadną go nie widziano z kobietą czy dziewczyną. Jakieś wzmianki pojawiły się ok. 4 lata temu jak przygotowywała się powoli do obrony pracy magisterskiej. Były jakieś słuch, że źle z modelem i właśnie z powodu kobiety, jednak zostało to uznane za plotkę bez większego znaczenia. Potem rok milczenia i blondyn został szefem firmy, a Gabriel od czasu do czasu pełni rolę doradcy czy wsparcia dla syna.

Przechodzili przez hol, wycieczka przez dział projektowania, wizualizacji, szycia i magazynie została skończona. Po drodze zapoznała się z kolegami z jej miejsca pracy, jak z personelem, wszyscy grzeczni, ułożeni, bez skazy. Zupełnie tak jak zapewniał Pan Agreste, ale ile w tym pokazowym, przy szefie zachowaniu. Kiwnęła głowa w stronę Sabriny i wyszła ze swoim szefem na dwór. Marinette namawiała Adriena, by wrócił do środka, bo się przeziębi, ten jednak nie słuchał i stał dalej bez płaszcza. Kobieta pożegnała się grzecznie przez uścisk dłoni oraz ponowny pocałunek pracodawcy w nią. Udała się na przystanek autobusowy, gdy się odwróciła, by jeszcze raz spojrzeć na modela, jego nie było. Nie miała czasu się tym przejmować, bo nadjechał jej autobus.

Była już w mieszkaniu, umyta i ubrana w dwie bluzy ciepłe rajtuzy, puchate skarpetki i pod kocem. Czytała umowę, a w pogotowiu miała ołówek by zakreślić ewentualne kwestie do dyskusji, jednak takowych nie było. Pensja spokojnie starczy na zapłacenie rachunków i zakupy, a nawet na odłożenie części pieniędzy, by kupić nowe mieszkanie. Jakby mogła to już teraz by ją podpisała, ale nie mogła, jedyne co mogła zrobić to zapoznać się i podpisać regulamin, był prosty, wręcz banalny i przewidywalny. Szybko złożyła na nim podpis, włożyła oba dokumenty do teczki. Podniosła się, pogasiła światło i wskoczyła do łóżka, które potwornie skrzypiało. Po delikatnym ogrzaniu swojego ciała i stwierdzenia, że wszystko jest przygotowane na rano oddała się w ramiona Orfeusza.

Wrócił do gabinetu pocierając dłonie o siebie próbując się ogrzać, na całe szczęście Max pomyślał o wszystkim i w jego gabinecie czekała już na niego kubek z gorącą kawą. Usiadł przy biurku na którym zalegało kilka dokumentów, ale postanowił to przełożyć na powrót do domu. Otworzył folder z podstawową dokumentacją kandydatów. Pousuwał wszystkich nieprzyjętych kandydatów zostawiając tylko ją. Wszedł na skrzynkę mailową, gdzie miał linki od Nathalie, do Facebooka, Instagrama i innych forów społecznościowych kobiety. Na prawie każdym zdjęciu się uśmiechała albo pokazywała swoje projekty, miała talent do szycia i projektowania oraz była bardzo ładna, może jako modelkę na wybieg się tak średnio nadawała, mogłaby zrobić furorę jako fotomodelka. Upił spokojnie jeden łyk kawy pogrążony w pomysłach zaczęcia tego przedstawienia. Nagle coś wpadło do jego głowy, szybko otworzył CV kobiety i spisał jej obecny adres. Przez cały dzień miał kilka spotkań w sprawie nowej kolekcji jesiennej i zimowej. Po tym jak zwykle zabrał swój neseser i wsiadł do samochodu. Później na obiad zrobił sobie makaron i pesto z zielonych roślin, resztę późnego popołudnia spędził na pracy i ogarniania mieszkania, by w końcu według swojej rutyny położyć się spać. Niedługo jego rutyna dobiegnie końca, a na jej miejsce wejdzie pewna nieprzewidywalna kobieta o fiołkowych oczach.

Wstał punktualnie o 7:30, wystarczająco dużo czasu, by wyszukiwać się do pracy, zjeść śniadanie. Wyszedł z mieszkania wcześniej niż zwykle, miał coś jeszcze w planach, po drodze do korporacji była mała kawiarnia, Adrien, gdy był tak zwanym "chłopcem na posiłki" to często tam chodził po kawę dla przełożonych. Wrócił do samochodu po 10 minutach z dwoma kawami na tacy i torbami papierowymi. Gdy dojechał na miejsce pracy, jak zwykle przywitała go Sabrina, zdziwiona trochę widokiem swojego szefa, zwyczajnie ten pijał zrobioną w ekspresie w budynku, a nie jeździł do niej do kawiarni.

- Sabrina, mam prośbę, jak Marinette Dupain - Cheng przyjdzie przekaż jej, by udała się do mojego gabinetu, mamy umowę do omówienia. - rudowłosa kiwnęła głową i wróciła do swoich obowiązków. Blondyn skierował się w stronę wind i pojechał na najwyższe piętro. przywitał się z Maxem uprzedzając go o przybycie nowej pracownicy. Położył tackę na biurku i zaczął przeglądać ważne dokumenty w komputerze, nie minęło pięć minut, a w drzwiach pojawił się Nino z uśmiechem na twarzy, jak zwykle z resztą. Jego wzrok powędrował do kubków.

- Hej stary, ta kawa to dla mnie? - sięgał po napój, ale Adrien zdzielił go po łapach, dając mu do zrozumienia, że to nie dla niego. Zdziwiony mulat zaczął mu się przeglądać.

- To dla kogoś innego, więc proszę Cię, być to zostawił. - powiedział nie odrywając wzroku od wirtualnych dokumentów. Przyjaciel się zdziwił na te słowa.

- Masz dziś drugie śniadanie z jakimś partnerem biznesowym, czy o czymś nie wiem?

- To drugie.

- Co masz przez to na myśli? Czyżbyś...

- Nino... Wiesz jak spawy się miewają, Aly'a Ci wszystko powiedziała, trzeba działać.

- Ale co ty wymyśliłeś znowu? I jaki to ma związek z tą kawą?

- Nino, chce zawrzeć sztuczne małżeństwo, tylko tak rozwieje te plotki i odbiorę im wiarygodność.

- To w takim razie chcesz nawiązać pewnie kontakt ze swoją "przyszłą żoną" tylko pytanie moje brzmi, z kim?

- Marinette Dupain - Cheng. - powiedział blondyn mając w głowie pewne obawy co do tego wyznania. I miał racje, mężczyzna patrzył się na niego jakby mu ogłosił, że chce kogoś zabić, a następnie zaczął chodzić po pokoju i bez ładu i składu coś mówił. Gdy się uspokoił, podjął próbę rozmowy.

- Dlaczego ona? Wiesz, że Aly'a będzie wściekła.

- Nino, ona dostanie tylko propozycję, jest dorosła i sama zdecyduje co z tym zrobi, poza tym to biznes, po roku będzie po zabawie i tyle, nie będzie już do czego wracać.

- Ale nad uczuciami nie zapanujesz, skąd wiesz jak się będziecie zachowywać przez ten rok? Może się zakocha, to będzie większe szczęście od...

- Milcz. Nie mów o niej, to transakcja, będą reguły, ona się będzie ich trzymać i ja też, wszystko pójdzie jak po maśle.

- Dobra, ale to ty będziesz rozmawiał z Aly'ą w razie czego.

- Spokojnie, pewnie i tak nie będę musiał... - w tym momencie przerwał telefon od Maxa. Blondyn nacisnął odpowiednie przycisk i zapytał się podwładnego co się stało. Ten poinformował go o przybyciu kobiety. Chwilę później Mari stała w drzwiach, wyminęła się z Nino, ten uśmiechnął się do niej i puścił jej oczko.

Dziś miała na sobie prostą, czarną sukienkę z kołnierzykiem i czarne szpilki oraz torbę. Przez zgięcie łokcia miała przewieszony płaszcz i apaszkę, włosy związała w kucyka, który opadał na jej prawe ramię.

Zostali sami w gabinecie. Mężczyzna wstał i powtórzył całą formułę przywitania z wczorajszego dnia. Ruszyli do biurka i usiedli przy nim.

- Jak się dziś Pani czuje? Umowa już przejrzana, czy nie? Oczywiście, żadnego nacisku.

- Jest dobrze, umowę już przejrzałam już, a co do regulaminu już się z nim zapoznałam i podpisałam. - nagle usłyszeli dziwny dźwięk, kobieta złapała się za brzuch i zaczerwieniła się. Kolejny dzień z rzędu nie jadła nic rano, kolacji dzień wcześniej też nie, jedynie obiad u rodziców, przeprosiła swojego szefa za to.

Adrien się spojrzał na nią, ciekawiło go to, chociaż nie raz i nie dwa przerabiał takie sytuacje, gdzie kobiety się głodziły, by być chudsze lub po prostu z nerwów nie jadły. Nawet nie zapytał się kobiety o zdanie, tylko podał jej torbę z jedzeniem i kawę. Marinette odmawiała i to stanowczo, ale Adrien nawet nie chciał słuchać, wziął swoją kawę i jedzenie. W milczeniu konsumowali, Czarna unikała wzroku blondyna, wstyd jej było, chciałaby to nie wpłynęło na jej ocenę, a tak wszystko było dobrze. Nawet nie była w połowie posiłku, gdy modelu wycierał sobie usta, jednocześnie dając do zrozumienia, że skończył. Zastanawiał się, dlaczego doszło do tego wszystkiego, miał nadzieję, że wszystko w porządku.

- Pierwszy raz jest Pani bez śniadania? - zapytał się.

- Uh... Dziś po prostu nie miałam czas, by zjeść, to wszystko. Dziękuję za kawę i croissanta, oddam Panu za to pieniądze...

- Nie. Niech Pani nic nie oddaje, chce tylko, by taka sytuacja więcej nie miała miejsca, jest Pani moją pracownicą i życzę sobie prawidłowego odżywiania, dobrze?

Marinette była zdziwiona tymi słowami, ale kiwnęła głową na znak zrozumienia. Następnie przeszli do umowy, którą podpisali. Uścisnęli sobie dłonie, kobieta wyszła, żegnając się i zabierając śmieci, by je wyrzucić. Adrien padł na fotel kryjąc twarz w dłoniach, nie lubił jak inni się zaniedbują, można powiedzieć, że miał na tym tle obsesje, ale to dla dobra innych. Musiał coś wymyślić, jeżeli się zgodzi na to, by zostać jego żoną, to musi być na jego zasadach, po pierwsze, by sobie oboje nie zaszkodzili i po drugie, by mieć pewność, że nie dojdzie do podobnych sytuacji. Nadal miał karteczkę z jej adresem, postanowił poczekać do soboty. To musi się udać. - pomyślał.

Była sobota, około 16:00, wjeżdżał do jednej z dzielnic Paryża, która niezbyt cieszyła się dobrą opinią. Jednak co mógł zrobić. Wysiadł z samochodu zabezpieczając go. Podszedł do jednej z starych kamienic, które pamiętały jeszcze chyba czasy przed I Wojną Światową. Ze środka właśnie wychodził jakiś mężczyzna, chyba nie zwrócił na niego uwagi, a tym bardziej go nie rozpoznał, bo butelką był bardziej zajęty. Wnętrze nie zachwycało za bardzo, przypominał dom Syriusza Blacka z książki o Harrym Potterze. Spiralne schody naznaczone zębem czasu prowadziły w górę, ruszył w ich stronę. Nagle wyrosła przed nim postać małej, starej kobiety, która się domagała wiedzieć, kim jest blondyn i czego tu chce.

- Dzień dobry, nazywam się Adrien Agreste, jestem tu bo chciałem się spotkać z Marinette Dupain - Cheng.

- Ah... To Pan jest tym słynnym projektantem, co Pana sprowadza do naszej Marinette?

- Sprawy osobiste.

- Oczywiście, Mari mieszka pod 26, dobrze, że na Pana trafiła, należy jej się coś od życia, tyle ostatnio przeszła i ten jej niewydarzony artysta - darmozjad. - prychnęła. - Niech Pan nie każe jej na siebie czekać, do widzenia.

- Do widzenia. - powiedział lekko zszokowany. Ruszył na górę, dotarł pod drzwi wskazane przez dozorczynię. Zapukał dwa razy cierpliwie czekając, aż kobieta otworzył. Po kilku chwilach stanęła w nich brunetka, która miała na sobie duży dres i włosy zwinięte w nieeleganckiego koka. Gdy ujrzała swojego szefa szybko zaprosiła go do środka i czmychnęła, by się przebrać.

Adrien przechadzał się po salonie nadal mając płaszcz na sobie, był gotów zaryzykować stwierdzeniem, że w jej mieszkaniu było zimniej niż na klatce schodowej, jednak wygląd był podobny. Na poniszczonych regałach, były jakieś książki i ramki ze zdjęciami. Jedno z nich przykuło jego uwagę. Było ono schowane za całą resztą, jakby jego właścicielka chciała je ukryć. Przedstawiało ono Marinette i jakiegoś mężczyznę, dosyć długie włosy i brodę, przez co wyglądał jak jakiś jaskiniowiec, rozumiał, że moda rządził się własnymi prawami, ale to było już bardzo nieprzyjemne dla oka. W dodatku nie rozumiał takich mężczyzn, on ledwo wytrzymywał z dwudniowym zarostem, a co dopiero z takim czymś. Następne co zwróciło jego uwagę to to, że kobieta obejmowała go od tyłu i wyglądała na bardzo szczęśliwą, czyżby to był jej były? Jeżeli tak, to miał nadzieje, że z nim wszystko skończone i to raz na zawsze. W między czasie pojawiła się Czarne ubrana w jasnoróżowy gruby golf i ciemne spodnie, zaprosiła gościa na kanapę i zaproponowała coś do picia, dzięki Bogu miała jeszcze trochę ciasta od rodziców. Po nie z pełna dziesięciu minutach siedzieli i każde z nich starało się znaleźć dobry temat na zaczęcie rozmowy, jednak po kolejnych minutach ciszy rozbrzmiał głos Mari.

- Co Pana tu sprowadza? Osobiście nie wygląda mi Pan na kogoś, kto często przebywa w takich miejscach.

- Bynajmniej to samo mogę o Pani powiedzieć. Tak się składa, że byłem w okolicy i pamiętałem Pani adres, więc postanowiłem wpaść i zapytać jak się Pani czuje po pierwszym tygodniu w pracy.

- Ah... dziękuję, dobrze jest, ale jeszcze się przyzwyczajam.

- Rozumiem. Może poza biurem będziemy sobie mówić na "Ty"? Trochę staro się czuję słysząc tę formułkę grzecznościową.

- Oczywiście, jeżeli Panu to pasuje. - jeszcze nigdy, chyba, wcześniej nie spotkała się z przypadkiem, że szef chce jej poza pracą mówił do niego po imieniu. Cóż między nimi nie było jakieś wielkiej różnicy wieku, więc tym bardziej było dziwniejsze, by ciągnąć taką szopkę. Nagle blondynowi zawibrował telefon, ten go odblokował, było widać, że mu mina trochę zrzedła.

- To Nino, miałem z nim się spotkać, ale nie może, a w kawiarni mamy już stolik zajęty, może byś chciała się ze mną wybrać? Może to nie będzie spotkanie biznesowe, jak planowałem, ale lubię znać moich pracowników, mam nadzieje, że się nie obrazisz na tą propozycję. - projektantka chwilę analizowała propozycję, nie chciała się doszukiwać podtekstów tylko szczerą chęć poznania pracownika. Zgodziła się. Szybko ogarnęła dom i siebie, po chwili była gotowa do wyjścia, upewniając się, że wszystko co niezbędne zabrała do swojej torebki. Wyszli przed mieszkanie, kobieta szarpała się z drzwiami, które nie chciały się zamknąć, kolejny problem. Adrien jak przystało na gentlemana pomógł kobiecie zamknąć je, nie dało się ukryć, że miał więcej od niej siły. Zeszli po schodach zachowując od siebie pewną odległość. Wszytko to z uśmiechem obserwowała pani Lacroix. Wyszli z kamienicy i udali się do auta, w jego wnętrzu było ciepło i miło, Marinette mimowolnie przymknęła oczy rozkoszując się ciepłem. Zapięli pasy, mężczyzna włożył klucze do stacyjki i odpalił samochód, który cicho zamruczał.

Jechali pół godziny, Adrienowi przeszkadzała trochę cisza panująca w pojeździe, jednak sam nie wiedział jak ją zabić, miał nadzieję, że jeżeli fiołkowooka zgodzi się na układ to nie będą mieć podobnych problemów, wręcz przeciwnie, że znajdą wspólne tematy poza pracą. Dojechali do kawiarni, Agreste po zgaszeniu silnika wyskoczył z samochodu i potruchtał do drzwi, by je otworzyć swojej towarzyszce. Wystawił jej ramię, by je pochwyciła i razem weszli do środka. Bynajmniej miejsce to nie przypominało kawiarni, bardziej restauracje, która musiała się zmienić nagle w nią. Obsługa poprowadziła ich w miejsce, które było czymś na kształt szklarni, drzwi były zamknięte z powodu pogody i pory roku, jednak na ciepłe wiosny i lato była ona otwierana, a w ogrodzie były dodatkowe stoliki poustawiane. Usiedli przy stole, blondyn cały czas pokazywał swoje dobre wychowanie, otwieranie przed nią drzwi, zabranie płaszcza, odsuwanie krzesła, musiała przyznać, schlebiało jej to i podobało. Po chwili pojawił się kelner i wręczył im karty dań, zanim zdążyła powiedzieć słowo decyzja została podjęta za nią.

- Poproszę dwa razy Crème brûlée oraz herbatę jaśminową. - Marinette była zdziwiona, zdecydowanie nie lubiła jak za nią podejmowało się decyzję, mimo okoliczności i tego, że to jej szef chrząknęła, by zwrócić jego uwagę. Adrien spojrzał w jej stronę, jednak zaraz odwrócił wzrok zdając sobie sprawę z tego co zrobił.

- Przepraszam, zazwyczaj, jeżeli wychodzę, to jestem sam albo już z przyzwyczajenia zamawiam za kilka osób, chcesz coś innego? Jeżeli tak, to nie ma problemu, możemy zmienić zamówienie.

- Nie, jest dobrze, naprawdę, ale nie lubię, jak ktoś za mnie zamawia. - mężczyzna, kiwnął głową na znak zrozumienia. Niedługo potem kelner przyniósł zamówienie, Marinette miała opory, przed zjedzeniem, gdyż nie miała pieniędzy, by za nie zapłacić, a przynajmniej nie tyle, Adrien uspokoił ją zapewnieniami, że on zapłaci za całość. Powoli ich rozmowa się rozwijała, było mile zaskoczony jej inteligencją oraz od czasu do czasu żartem,nie pamiętał kiedy ostatnio mu się tak przyjemnie rozmawiało. Właśnie skoczyli się przekomarzać na temat tego, czy mężczyzna jest bardzo sztywny i oficjalny, ten usprawiedliwiał to przyzwyczajeniem z pracy. Przypomniał sobie o powodzie zaproszenia tu kobiety, spiął się, co nie uszło uwadze kobiety, jednak nic nie powiedziała.

- Marinette, ostatnio, zdarzyło się coś bardzo niedobrego i zagrażające mojej firmie, jedynym logicznym i właściwym wyjściem z tej sytuacji, jest małżeństwo... - Czarna była zszokowana, drżącym, cichym głosem zapytała:

- C-czy to znaczy, że, ja...

- Tak Marinette. Chcę byś została moją żoną, na rok...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top