#1
Przyjemne rozmowy, kiepskie żarty ojca i ciepły posiłek, dla Marinette to była definicja domu. Całe szczęście, że rodzice codziennie chętnie ją przyjmowali na obiad, to była jej jedyna szansa, by się najeść. Oczywiście, że rodzice wiedzieli o jej rozstaniu z tym nierobem i babiarzem, jednak nie wiedzieli o jej sytuacji finansowej, a tym bardziej o jej norze. Są święcie przekonani, że ich córka miesza w całkiem przyzwoitych warunkach, podobnych do ich.
Byli właśnie po drugim daniu, Sabine poszła po ciasta, na deser. W tym czasie Mari rozmawiała z Tomem na temat rozmowy kwalifikacyjnej. Bardzo chciała wierzyć, że dostanie tą posadę, zarobki w tej firmie są bardzo dobre, nawet jeśli jest się na okresie próbnym, a poza tym, to było jej marzenie, odkąd zobaczyła po raz pierwszy kolekcje Gabriela Agreste. Ta praca pozwoli jej na lepsze życie. Nie chciała już dłużej żerować na rodzicach, musiała się w końcu usamodzielnić. Mama postawiła na stole półmisek z mnóstwem smakołyków. Ledwo niebieskooka zdążyła sobie nałożyć tarte czekoladową, gdy nagle jej telefon zaczął wibrować i grać melodię, która była przeznaczona tylko dla nieznanych kontaktów. Drżącą ręką chwyciła go i odblokowała połączenie oraz przyłożyła aparat do ucha.
- Marinette Dupain - Cheng z tej strony.
- Dzień dobry, Nathalie Sancoeur, starsza asystentka Adriena Agreste. Dzwonie do Pani w sprawie z dzisiejszą rozmową kwalifikacyjną.
- Yyy... Dzień dobry, o co chodzi? Coś nie tak? - momentalnie cała krew odeszła jej z twarzy.
- Zazwyczaj na jej wyniki czekamy 2 - 3 dni, ale Pan Agreste kilka minut temu do mnie zadzwonił z prośbą, bym się z Panią skontaktowała i powiadomiła Panią, żeby jutro się Pani zjawiła na godzinę 9 przed biurem Pana Agreste. Tam omówią Państwo warunki umowy oraz zapozna się Pani z regulaminem.
- Eee... Tak, oczywiście. Rozumiem. Dziękuję za poinformowanie.
- Dobrze, gratuluję przyjęcia do firmy oraz powodzenia. Do widzenia.
- Jeszcze raz dziękuję. Do widzenia.
Dziewczyna odłożyła telefon i oparła się o oparcie krzesła. Przez kilka minut patrzyła tempo w stół. Nagle się wybudziła i zaczęła się głupio uśmiechać. Spojrzała na obojga rodziców.
- Dostałam. Dostałam pracę u "Gabriela"! - Krzyknęła. Sabina przytuliła córkę do piersi i ucałowała ją w oba policzki. W tym czasie Tom wyjął z lodówki butelkę szampana oraz kieliszki, ponieważ "chcieli być przygotowani na taką okoliczność".
Jakąś godzinę później Mari wracała autobusem do domu cała podekscytowana. Mimo że była zmuszona spędzić noc w nie ogrzewanym domu, który śmierdział wilgocią, to była w stanie to przeżyć. Tyle dobrego, że prąd i woda były, więc mogła się umyć i włożyć przynajmniej ciasta do lodówki, by się nie zepsuły.
Szła przez ciemny chodnik, słońce schylało się ku horyzontowi. Mari mieszkała w dość nieciekawej okolicy, dlatego w jej torebce od kilku tygodni był gaz pieprzowy. Do puki miała faceta, nikt się do niej nie przyczepiał, ale teraz to inna bajka była. Bała się. Szybkim krokiem starała się pokonać odległość od domu. Gdy weszła na obskurną klatkę schodową zauważyła i się grzecznie przywitała z Panią Lacroix, była tu dozorczynią, miła starsza Pani, która się troszczy o wszystkich mieszkańców, ale wie też o których.
Nora składała się z kuchni połączonej z salonem, łazienki i małej sypialni. Mari wzięła ciepły prysznic, przebrała się w ciepłą piżamę i zapakowała się do łóżka, ustawiła budzik na godzinę 6, nie mogła sobie pozwolić na żadną pomyłkę, nie teraz, gdy wszystko zaczęło się układać w jej powalonym życiu. Wyjdzie na prostą, zawsze się wychodzi. Prawda?
Stała ponownie przed tym budynkiem, była podekscytowana jak nigdy, nawet jak dostała się na studia na jednym z lepszych uniwersytetów w Paryżu. W recepcji zastała Sabrinę, dziś ożywiła swój strój zielonym, uśmiechnęła się miło do niej.
- Hej, czyli jednak na stałe?
- Cześć, wygląda, że tak.
- To fantastycznie. Pan Agreste już jest w swoim gabinecie, spokojnie, on zawsze taki jest, z wyjątkiem wczoraj. Zobaczysz, szybko się tu zaaklimatyzujesz się. Masz jeszcze 7 minut, leć do windy, nie stresuj się i powodzenia.
- Ok, dzięki za rady, ale za powodzenia podziękuję. Nie chcę zapeszyć. - Mrugnęła czarna i udała się do windy.
Oparła się plecami o drzwi, błagając w myślach, by nikt nie wsiadał. Spojrzała się w lustro. Dziś swoje włosy zaczesała w wysokiego kucyka, zestaw stał się trochę bardziej niebieski. Marynarka była granatowa z podwiniętymi rękawami, które ukazywały białe podszycie z niebieskimi, cienkimi prążkami. Koszula była błękitna z kołnierzykiem, górny guzik był odpięty. Ołówkowa spódnica była w tym samym kolorze co marynarka. Na stopach miała szpilki w kolorze cielistym, płaszcz, który odziewał ją był tego samego koloru, a na jednym zgięciu łokcia wisiała torba, którą miała wczoraj. Jeżeli chodzi o makijaż, to postanowiła jedynie lekko podkreślić oczy, przy pomocy tuszu do rzęs i delikatnych cieni do powiek. Podobny zabieg wykonała z ustami, tu jednak skorzystała z permanentnej szminki, w odcieniu jej naturalnego koloru ust. Winda stanęła. Ostatni raz na siebie spojrzała i poprawiła swoje włosy i odwróciła się na pięcie i ruszyła wzdłuż korytarza. Oświetlał ją bielą i prostotą. Można było zauważyć duże logo marki, na ścianach, gdzie nie gdzie, były rozmieszczone abstrakcyjne obrazy. Na końcu korytarza były wielkie masywne drzwi wykonane z ciemnego drewna. Po prawej stronie była kolejna portiernia Za nią stał czarno skóry mężczyzna z czarnymi okularami na nosie. Przed nim na blacie, była plakietka z imieniem, nazwiskiem oraz z jego funkcją. To był Max - narzeczony Sabriny.
- Dzień dobry. - powiedziała ciepłym głosem, nie było po co się wywyższać.
- Dzień dobry. - kiwnął głową. - Pani to Marinette Dupain - Cheng, jak mniemam. - dziewczyna kiwnęła głową w odpowiedzi. Zerknęła na zegarek, za dwie minuty ma się zacząć spotkanie. Mężczyzna kliknął guzik na panelu wbudowanym w mebel. Poinformował szefa o przybyciu gościa, ten wydał polecenie, by ją wpuścić.
- Proszę za mną. - nakazał asystent. Podszedł do drzwi, które otworzył przed nią. - Proszę bardzo.
- Dziękuję. - odpowiedziała lekko speszona tym gestem. Weszła do gabinetu. pierwsze co rzuciło się w oczy to biurko, w nienagannym stanie utrzymanym. Fotel był odwrócony tak, że nie widziała postaci, która na nim siedzi, jednak doskonale wiedziała, kim jest ów postać.
- Witam Panno Marinette Dupain - Cheng. - odezwał się głęboki, aksamitny głos. Kobiecie oddech stanął w gardle.
~*~
Pożegnał się z Sabriną i ruszył do swojego auta. Miejsca pasażera poleciał neseser, to był w sumie jego stały pasażer, a oprócz tego to czasem jego rodzice mu towarzyszyli. Kolejny dzień z jego idealnego życia. Teraz wiedział co będzie robił, tak samo jak następnego dnia. Ten "romans" pewnie pokomplikuje mu życie, ale jednocześnie urozmaici. Jak na razie musi pojechać do rodziców na obiad, naradzić się w sprawie pracowników z ojcem, awantura z matką, że dom nie jest miejscem do rozmów biznesowych, później szybko się pogodzą , zjedzą w spokoju. Potem pojedzie do siebie i załatwi wszystkie formalności na jutro, a na koniec kolacja, porządki, do łóżka, spać.
Jechał, spokojnie, dobrze znaną mu trasą. Z głośników nie grała żadna muzyka, zawsze tak było, nudno, ale idealnie, idealny porządek, nawet żadnego kurzu na desce rozdzielczej, żadnych plam na siedzeniach, żadnego denerwowania się, że na drodze są korki, ewentualnym dźwiękiem to był dzwonek jego telefonu, który był w uchwycie, przyklejony do szyby pojazdu. Teczka spokojnie dalej leżała na swoim miejscu. Za oknami było już pochmurnie, oznaka zbliżającej się jesieni. Temperatura była coraz niższa, a dni krótsze. Mężczyzna skręcił na podjazd posiadłości, znajdowała się ona w jednej z eleganckich dzielnic stolicy, w sumie jego rodzice nie byli zadowoleniem, że syn nie chce mieszkać w niej. Zgasił silnik w garażu obok innych ekskluzywnych maszyn, wziął główne narzędzie pracy i ruszył do drzwi wyjściowych.
U ich progu czekała już na niego matka, Ann Agreste. Wysoka blondynka o zielonych oczach, niewątpliwie, że Adrien całą urodę. Miała ten typ urody, że nawet mogła założyć worek na ziemniaki, a wyglądałaby fenomenalnie, mimo, że za kilka lat będzie miała 50 to spokojnie wyglądała na 20 paro latkę. Miała na sobie białe rurki, kremowy podkoszulek i niebieską skórzaną kurtkę. Podbiegła do niego z szerokim uśmiechem, przytuliła i ucałowała w oba policzki.
- Cześć synku, chodź do środka, obiad zaraz będzie gotowy. Chcesz coś może ciepłego do picia? Kawy? Herbaty? Kakao?
- Hej mamo, nie, dzięki, nic mi nie trzeba. Ojciec w gabinecie?
- Eh... Tak oczywiście, staram się go wygonić, ale do jego śmierci mi się to nie uda.
- Oh mamo... Na pewno Ci się uda, twarda z Ciebie sztuka. - uśmiechnął się, w holu zostawił jednej dziewczyny ze służby, zdjął buty zamieniając je na kapcie i natychmiast się udał do miejsca, w którym często bywał jako dziecko, bo coś po prostu przeskrobał.
Zapukał dwukrotnie do brązowych, drewnianych drzwi. Po chwili usłyszał charakterystyczne "Proszę". Nic się w tym domu nie zmienia, gabinet dalej był, jakby wyjęty prosto z magazynu wnętrzarskiego, aż dziwne, że jego ojciec postawił na raczej tradycyjne wyposażenie wnętrza, czerwień, brąz, rzeźbione meble. Cóż, może starszy Agreste miał na celu, by mógł się odgrodzić od tego wszystkiego, nie wiedział.
- Witaj ojcze. - podali sobie dłonie i męsko się uścisnęli
- Witaj Adrienie, jak sprawy się mają? - usiedli na przeciwko siebie. Z teczki blondyn wyciągną dziś otrzymane CV, podał ojcu.
Po niespełna piętnastu minutach Gabriel oderwał się od ostatniego papieru. Spojrzał na syna. Ręce miał splecione pod broda, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili z jego ust padło pytanie:
- Adrienie, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz w tej sprawie, jak mogę Ci pomóc?
Mężczyzna spojrzał na starszego pytającym spojrzeniem.
- Jak to "jak"?
- Synu, sprawa jest prosta... Ta kobieta - podał mu CV. - Moim skromnym zdanie, bije wszystkich na głowę, a jej dawny profesor jest moim znajomym ze studiów, jak chcesz mogę zadzwonić w jej sprawie, ale możliwe, że wcześniej już jego referencje przekazała. - szybko weszli na skrzynkę pocztową, gdzie blondyn miał wszystkie zeskanowane dokumenty dotyczące wszystkich kandydatów. Znaleźli to czego szukali, niewątpliwie, dziewczyna już od samych studiów była uważana, za zdolną projektantkę, tak samo w szkole średniej. Faktycznie sprawa była banalna. Po tym przeszli do tematu plotki i jej zręcznego zniszczenia. Adrien przedstawił swoje rozwiązanie, lekko ono zdziwiło go jego ojca, jednak sam przyznał, że nad czymś takim myślał. Jednak zanim padło następne pytanie, do gabinetu wdarła się niczym wichura Ann ogłaszając, że jest już obiad i chce mieć obojga mężczyzn przy sobie. Z doświadczenia widzieli, że nie warto się z tą kobietą kłócić, szybko umyli ręce i skierowali się do jadalni. Atmosfera była już luźniejsza i przyjemniejsza, Adrien używał formy "tato", co wywołało uśmiech na twarzy Gabriela, choć w głębi serca, tak jak i Ann, chcieliby słyszeć "dziadku" i "babciu". Niestety, przy deserze, trzeba było wtajemniczyć kobietę w plany mężczyzn, jak można było się spodziewać wpadła w lekki szał, pogwałcenie sakramentu, ale się zgodziła. Adrien również powiedział kogo widzi w roli głównej. Gabriel był przekonany do tego wyboru, blondynka, przed całą szopką chce się spotkać z kobietą i jej rodzicami, by wszystko było omówione od początku do końca.
- A co jeżeli pojawią się plotki o tym, że ona dostała się do twojej firmy ze względu na wasze osobiste stosunki? - zapytała Ann
- Kochanie, mamy jej CV jak i jej opinie od wykładowców, są one nie do podważenia, że będą zadzierać z Uniwersytetem Paryskim. Tacy głupi to nie są.
- Mam nadzieje, że jest ładna, dobrze wychowana...
- Spokojnie mamo, z tego co wiem, to jest to naprawdę porządna kobieta, serio, jest przyjaciółką Aly.
- Tej co nam dała cynk do tej plotki?
- Tak mamo, ta sama.
- Dobrze, już mnie uspokoiłeś, chcesz coś do picia, sok? Na alkohol nawet się nie patrz.
- Mamo, kiedy ja po raz ostatni się upiłem?
- Mam Ci przypomnieć?
Od razu przed oczami mu stanęły sceny, on w barze, po obu stronach jakieś atrakcyjne brunetki, blondynki, szatynki, rude, ale on ich nie widział, kieliszek, wódka i jej zdjęcie w telefonie. Żal ścisnął mu serce i zawstydzenie, te chwile wiele go kosztowały, ale nie może się nad sobą użalać, ma ważniejsze rzeczy na głowie. jeszcze z godzinę posiedział z rodzicami przy stole słuchając i zabawnych kłótni, gdy był dzieckiem zamykał oczy i zasłaniał uszy, by tego nie słyszeć. Jednak teraz wiedział, że to oznaka ich miłości, trzeba było czytać między wierszami.
Po tym, zaskakująco miło, spędzonym popołudniu, ruszył w drogę powrotną, odprowadzony przez rodziców do samochodu wsiadł i odjechał. Po jakieś pół godzinie wrócił do domu, gdzie wykonał telefon do Nathalie, przekazując jej wyraźne instrukcje dotyczące jutra. Sam udał się do gabinetu, gdzie wydrukował i skopiował umowę, jedna dla niego i jedna dla niej. Nie załatwią tego jednego dnia, ale trudno. Spojrzał na jej zdjęcie z CV wydawała się taka... Intrygująca, jednak wiedział, że coś głębszego niż zwykłe zainteresowanie do mody kryje się za jej fiołkowymi oczami. Zjadł kolację pozmywał i przygotował się na jutrzejszy dzień. Nie miał w swoim domu służby, tylko była ochrona. Lubił samodzielność i samotność, nie lubił pokładać nadzieje w kogoś nieodpowiedniego, jednak... Ta kobieta to zrobiła, nie wiedział jak, ale jakimś cudem. Z takimi myślami odszedł do krainy snów.
Jechał do swojego imperium. Czarny garnitur rozjaśniała lekko zielona koszula, a nie do końca zapięty płaszcz z podniesionym kołnierzem i przewieszonym szalem zrobiły swoje. Smak, który odziedziczył po matce i ojcu był głównym powodem, dlaczego jest tym kim jest. Przywitał się z Sabriną jak każdego dnia, sprawdził czas, miał jeszcze godzinę do przybycia kobiety, w sam raz na kawę i zaplanowanie rozmowy. Max o wszystkim mu dokładnie doniósł co i tak, z najnowszą kolekcją, do której został tydzień. Miał nadzieje, że jedna pracownica podkręci tempo.
Pięć minut. Zaraz powinna być, sprawdził czy wszystko jest w porządku, żuł gumę do żucia by pozbyć się jakiś skutków kawy.
Dwie minuty. Dzwoni Max, wyrzuca gumę. Klika guzik prosząc o wpuszczenie gościa. Siada na fotelu, odwrócony do drzwi. Mało grzeczne, ale jakie efektowne. Zmiękczy ją, doskonale znał się na ludziach. Wiedział jaki przy kim musi być. Drzwi się otwierają. Słyszy stukot szpilek. Czas zacząć.
- Witam Panno Marinatte Dupain - Cheng.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top