14.

- To...co mam robić? - spytałam nie pewnie.

- Widzisz te pacynke z czerwoną czapką (XD?)? - odparł pokazując na kukłe przede mną.

- No. -

- Zaatakuj ją. -

- No okej. - odpowiedziałam.

Zaczęłam biec do niej. Podczas biegu zmieniłam się w wilka. Rzuciłam się na nią i ją rozszarpałam.

- Dobra. Teraz tamtą. - wskazał na kukłe, która była na drzewie.

Wzięłam rozbieg i skoczyłam na nie. Po chwili z niego spadłam. Próbowałam tak parę razy, ale kończyło się to moją klęska. Słyszałam jak Toby się śmiał. Warknełam.

Nagle poczułam ból na plecach. Zamknęłam oczy, po czym je otworzyłam i byłam w powietrzu.

- [T.I]! Ty...ty! Masz skrzydła! - powiedział przerażony Toby. On miał rację. Miałam czarno białe skrzydła.

Nie myśląc dłużej, złapałam słomianą lalkę (XD?) i zrobiłam to samo co z tamtą. Wylądowałam ma ziemi. Skrzydła znikły, a ja zmieniłam się w człowieka.

- Toby... Słabo mi. - powiedziałam chwiejąc się. Chłopak pobiegł do mnie i złapał mnie za ramiona, żebym nie upadła.

- Chwyć się mnie. Zaprowadzę ciebie do rezydencji. - posłuchałam się chłopaka i położyłam rękę na jego ramię. Oparłam się o niego.

Zaczął dość spokojnie mnie prowadzić do budynku. Przez ten cały czas mówił mi, żebym oddychała głęboko, że wszystko będzie dobrze. Trochę lepiej poczułam. Ale on był coraz to bardziej zestresowany. Doszliśmy do drzwi. Otworzył je i mnie zaprowadził do kanapy.

- Toby, spokojnie. Jest już dobrze. - staram się uspokoić chłopaka, ale bez skutku.

- Chłopie! Uspokój się. Nie będę Ci melisy parzyć! - powiedziałam to dobitnie, tak żeby dał już spokój. Po chwili on się ogarnął i powiedział, żebyśmy poszli na śniadanie. Tylko pokiwałam twierdząco głową.

W tym momencie cała creepypasta zaczęła schodzić i iść w stronę jadalni. Gdy już byliśmy usiadłam obok Toby'ego i chłopaka z czarnymi włosami i ubraniami, szarą skórą i czapką oraz z złotymi oczami.

Wzięłam sobie kawę i naleśniki. Mniam. Gdy byli już wszyscy, Toby wydarł się na całą jadalnię.

- Ludzie! Niusa mam! - krzyczał.

- No dajesz. - powiedział nie zbyt zainteresowany Masky? Chyba tak się nazywał.

- Chodzi o [T.I]. - gdy to usłyszałam od razu zaiterweniowałam. Dałam dłoń mu na usta.

- Starczy. - powiedziałam poważnie zabijając go wzrokiem.

- O co mu chodziło? - spytała się Jane. Westchnęłam.

- O nic. - powiedziałam wracając do śniadania. Wszyscy niby przestali się tym interesować, ale i tak wiedziałam, że po posiłku będzie masa pytań.

Podczas jedzenia rozmawiałam z wieloma osobami. Poznałam bardziej osoby takie jak: Masky, Hoodie, Nina the killer, Ben, Jason the toy maker, Puppeteer, Bloody Painter, Candy Pop, Eyeless Jack. I jeszcze parę innych, których nie znam.

Śniadanie się skończyło, więc udałam się do salonu. Usiadłam o zaczęłam oglądać coś. Dosiedli się do mnie parę creepypast. Oglądaliśmy w ciszy gdy do salonu teleportnął się Slender.

- [T.I] musimy poro... - nie zdążył nic powiedzieć, bo usłyszeliśmy otwieranie drzwi frontowych. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Zobaczyliśmy około 17 letnią dziewczynę. Obróciła się w do nas energicznie.

- Slendy~! - wydarła się na całą rezydencję. Zatkało mnie. Dziewczyna już biegła w stronę Operatora, gdy nagle spojrzała na mnie.

- [T.I]? - spytała prawie pękając że śmiechu. Czemu? Nie wiem.

- Daria... - to jedna z moich "koleżanek" z klasy. Boże jak ja jej nie nawidze.

- Serio? Tu się ukrywałaś? W sumie dobrze. Oni i tak ciebie za nie długo zabiją. Dlaczego? Bo jesteś bezużyteczna, nie potrzebna i w ogóle spójrz na siebie! Jesteś niczym! - powiedział śmiejąc się. Zagotowało się we mnie.

- Jeffrey. - powiedziałam dość spokojnie.

- Tak? - spytał lekko zdziwiony.

- Pożyczysz nóż? - spytałam z nie winnym uśmiechem. On też się uśmiechnął i podał mi nóż. Ta idiotka była zajęta śmianiem się. Skorzystałam z tego. Rzuciłam się na nią przykładając nóż do jej gardła. Ona dalej się śmiała. Okej? Wstałam z niej.

- My może pójdziemy na zewnątrz. - powiedziałam łapią ją za dość długie czarne włosy. Ciągłam ją aż przed rezydencję. Ona dalej się chichrała.

- Zobaczymy czy będzie Ci tyle do śmiechu! - powiedziałam pewna siebie. Trzymając ja dalej za włosy, (tak jakby stworzyłam dop. aut.) znowu moje piękne skrzydła i podleciałam kawałek do góry. Może z 20 metrów.

Dziewczyna ucichła. Poleciałam wyżej, a ona zaczęła się drzeć. Byłyśmy już na wysokości około 40 metrów. Puściłam ją. Leciała w dół, aż wreszcie dotknęła ziemi. Cisza! Ah jak ja ją lubię. Wylądowałam obok zwłoków. Złapałam ją za wlosy. Zaczęłam kręcić się jak baczek, aż wreszcie ją puściła. Poleciała daleko. Skrzydła znikły.

- Okej, teraz do do... - obróciłam się i zobaczyłam cała creepypaste i Slendermana w drzwiach. Zignorowałam ich i przeszłam między nimi do środka budynku. Poszłam w stronę łazienki by umyć ręce.

Po tej czynności wróciłam do salonu. Wszyscy patrzyli na mnie jak na obrazek.

- No co? - spytałam.

- O tym chciałem wam powiedzieć. - odparł Toby stając obok mnie.

- Ona ma skrzydła. - powiedział mój przyjaciel. Mi znowu zrobiło się słabo. Nogi miałam jak z waty.

- Toby, daj mi jakieś tabletki przeciwbólo... - nie zdążyłam dokończyć, bo zaczęłam mdleć. Upadłam ale chłopak stojący obok, złapał mnie.

- Masky! Przynieś tabletki! - wydarł się lekko przestraszony Toby. Masky nie czekając dłużej, pobiegł po nie. Miałam już mroczki przed oczami.

- [T.I]! Patrz na mnie! - krzyczał. Starałam się jak mogłam.

- Mam! - głos chłopaka, wybiegającego z kuchni z tabletkami, odbijał się echem w moich uszach.

- [T.I], połknij! - powiedział przerażony Toby. Poczułam coś twardego w buzi. To była tabletka. Zrobiłam to o co mnie przyjaciel prosił. Straciłam przytomność.

~~~~~Później~~~~~

Obudziłam się w pokoju. Tylko czyim?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Heyo 

Ten rozdział został zrobiony po części dla LedyBuh

Miałam mniej więcej pół rozdziału, więc dopisałam.

Do następnego

Bayo~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top