Cz. 6 - Idea

Nie jestem sobie w stanie przypomnieć kiedy ostatni raz byłem w kościele. Kiedy pchnąłem drzwi i przekroczyłem próg małej kaplicy, która od niepamiętnych czasów stała pusta na terenie naszej parafii, okazało się, że wszyscy już są. Nienawidziłem się spóźniać, jednak chwilę przed ślubem zadzwonił do mnie Lucyfer, informując, że namierzył już Charona i prawdopodobnie za parę godzin będzie go w stanie odstawić z powrotem do Hadesu. Byłem naprawdę nieźle zdziwiony tą nagłą zmianą w jego nastawieniu. Obawiałem się trochę, że nie pomaga nam ani ze względu na swojego syna siedzącego w moim ciele, ani z czystej chęci niesienia pomocy. Jakby nie patrzeć, pomagał tym samym swojemu znienawidzonemu ojcu. A może wiedział to co ja?
Usiadłem obok Agaty, która z podnieceniem przyglądała się pozostałym gościom. Byli wśród nich oczywiście Wojna i Śmierć, którzy siedzieli tuż obok nas, był Hermes, Atena, a nawet Chronos. Puszek leżał sobie grzecznie w kącie, zajmując miejsca dla co najmniej ośmiu osób. Zaraz przed nim, w pierwszym rzędzie siedzieli św. Jan i Jezus, którzy wystroili się w śnieżnobiałe garniturki i oczojebne, czerwone muchy.
Miałem złe przeczucia. Może mówię to przez pryzmat czasu, trudno to teraz ocenić. Ale dobrze pamiętam dreszcz, którzy przeszedł mi po plecach, gdy otworzyły się drzwi kapliczki i młoda para wmaszerowała do środka. Coś było nie tak, dało się tam wyczuć czyjąś dziwną obecność. Jak gdyby ktoś cały czas na ciebie zerkał, gdy tylko na chwilę spojrzysz w drugą stronę. Tylko nigdzie nie mogłem dostrzec natręta, którego wzrok bez przerwy czułem na swoich plecach. Przez chwilę ogarnął mnie irracjonalny atak paniki, ale na szczęście szybko stłumiły go wiwaty pozostałych zgromadzonych. Przyłączyłem się do nich i powitaliśmy Adolfa i Michała, którzy ruszyli w stronę ołtarza, radośnie machając do wszystkich. Wyglądali pięknie. Nie sądziłem, że mnie jeszcze na to stać, ale uroniłem jedną czy dwie łzy. Albo dziesięć.
Z zakrystii wynurzył się Głód i z uśmiechem stanął przed ołtarzem. Wciąż nie mogłem się przyzwyczaić do jego nowego wcielenia. Wszyscy umilkli, aby uroczystość mogła się wreszcie zacząć. Miałem szczerą nadzieję, że nasz brat nauczył się wszystkich formułek na pamięć. Jak się okazało, nie miałem się o co martwić i wreszcie przyszła chwila, dla której wszyscy przyszliśmy.
- Ja, Michał Archanioł biorę ciebie, Adolfie Hitlerze za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do Apokalipsy. Tak mi dopomóżcie Jeźdźcy wszechmocni w Czwórcy i wszyscy bogowie. – powiedział Michał, którego nigdy nie widziałem tak szczęśliwego. Czy jeśli zostałby w Niebie, pod boskimi rządami, czy miałby kiedykolwiek okazję do przeżycia czegoś podobnego? Szczerze w to wątpiłem.
- I ja, Adolf Hitler biorę ciebie, Michale Archaniele za męża i również ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do...
Nie wiem czy dam radę opowiedzieć wam, co dokładnie się w tym momencie stało. Czasem myślę sobie, że przecież nie jesteśmy ludźmi, że nie odczuwamy tak silnych emocji jak śmiertelnicy. Ale to gówno prawda. W momencie gdy to piszę, na moją klawiaturę spływa prawdziwy wodospad łez. Jednak muszę opowiadać dalej, musicie wiedzieć co wydarzyło się po tym, jak na ślub naszych przyjaciół wprosił się nadprogramowy gość.
Słowa przysięgi przerwała eksplozja. W jednym momencie wszyscy zobaczyliśmy rozmazaną sylwetkę, która nagle pojawiła się pomiędzy nowożeńcami, a chwilę potem kurewsko silna fala uderzeniowa zdmuchnęła nas wszystkich pod ściany. Wszystkie szyby i witraże w oknach roztrzaskały się w drobny mak, a ławki chaotycznie rozjechały się na wszystkie strony. Dobrze, że były tak ciężkie, w przeciwnym razie by nas po prostu zmiażdżyły.
Z trudem łapiąc oddech pomogłem wstać Agacie, do której zaraz podszedł przerażony Wojna i przytulił ją, szczęśliwy, że w żaden sposób nie ucierpiała. Jezus i św. Jan mieli olbrzymiego farta, wyrzuciło ich prosto na Puszka, którego grube futro całkowicie zamortyzowało siłę uderzenia. Pozostała część ekipy była rozstrzelona po całej kaplicy, jednak nic nie wskazywało na to, że komukolwiek z nich stała się większa krzywda. Dopiero wtedy skierowaliśmy wzrok na ołtarz, przy którym wciąż stali Adolf i Michał. Z niewiadomych przyczyn, dziwaczny wybuch w żaden sposób ich nie dotknął. Nawet Głodowi udało się przetrwać go bez szwanku, skubany złapał się żelaznego krzyża, wbitego w podłogę. Ale coś się zmieniło. Na środku kaplicy stały teraz cztery postacie. Powiedzieć, że byliśmy przerażeni, to za mało. Nie da się opisać słowami co czuł każdy z nas, kiedy w nieproszonym gościu rozpoznaliśmy samego Stwórcę.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło, nim ciszę przerwał złowieszczy bas. Nikt nie śmiał drgnąć, zamierając niczym posąg, w pozycji w której się aktualnie znajdował. Poza Jezusem, który nieśmiało wstał z Puszka i podszedł powoli do ołtarza.
- JAK ŚMIESZ?! – wrzasnął nagle Bóg, uderzając swojego syna krzyżem, którego przed chwilą trzymał się Głód. – CO TY SOBIE MYŚLISZ, BIORĄC UDZIAŁ W TYM PROFANATORSKIM I HERETYCZNYM OBRZĘDZIE?! UWAŻASZ, ŻE JEST TO COŚ, CO BYM ZAAKCEPTOWAŁ? HOMOSEKSUALNY ZWIĄZEK POMIĘDZY MOIM ODDANYM SŁUGĄ, KTÓREGO JEŹDŹCY PODSTĘPNIE OSZUKALI, A JEDNYM Z NAJWIĘKSZYCH ZBRODNIARZY W HISTORII LUDZKOŚCI, KTÓREGO WYDOSTALI Z PIEKŁA WBREW MOJEJ WOLI?!
Jezus upadł na podłogę, krwawiąc jak zarzynana świnia. Ramię krzyża rozcięło mu policzek i lewą dłoń. Chyba próbował coś powiedzieć, ale Wszechmogący nie dał mu dojść do słowa.
- A WY WSZYSCY? KIM JESTEŚCIE, ŻE SPRZECIWIACIE SIĘ MOJEJ WOLI? PO TYM WSZYSTIM CO DLA WAS ZROBIŁEM? DAROWAŁEM WAM ŻYCIE, JEŹDŹCY. – rzekł do nas. – POZWOLIŁEM WAM WRÓCIĆ NA ZIEMIĘ, ZEZWOLIŁEM NA ZNIEWOLENIE MEGO SŁUGI, NA POZOSTAWIENIE UCIEKINIERA Z PIEKŁA NA WOLNOŚCI. A WY MI SIĘ TAK ODPŁACACIE?
Wtedy Wojna zrobił coś, co miał ochotę zrobić każdy z nas. Wstał i zaczął mówić.
- To nie my sprawiliśmy, że ta dwójka się w sobie zakochała pajacu. Był to ich własny wybór, w którym nasze zdanie nie miało żadnego znaczenia. Sami wybrali tę ścieżkę i chuj ci do tego, jeśli mam być szczery.
Stwórca nie był na to przygotowany. Z oczami płonącymi od gniewu przeniósł swoją uwagę na Hitlera i Archanioła, którzy wciąż stali obok niego, sparaliżowani ze strachu. Dopiero wtedy zauważyłem, że św. Jan oraz nasi greccy przyjaciele zniknęli, podobnie jak Puszek, co niezwykle mnie ucieszyło. Chociaż im się upiecze.
- A WIĘC MIŁOŚĆ, TAAAK? BARDZO CIEKAWE. – mruknął i pochylił się nad Michałem. – ZOBACZYMY JAK TO TERAZ NAZWIECIE.
To mówiąc uniósł głowę Archanioła delikatnie do góry i spojrzał mu prosto w oczy.
- PAMIĘTAJ.
Wtedy przyszedł ten moment, którego zawsze się obawiałem. Michał zamrugał i rozejrzał się dookoła. Przejechał wzrokiem po naszych twarzach i skrzywił się.
- Wybacz mi Panie, to nie byłem ja, ta banda...
- WIEM, MÓJ SŁUGO, ALBOWIEM JAM JEST WSZECHWIEDZĄCY. WYBACZAM CI WIĘC WSZYSTKO, CO UCZYNIŁEŚ WBREW MEMU SŁOWU I STAWIAM CIĘ OTO PRZED PRÓBĄ. UDOWODNIJ, ŻE NIE UWIERZYŁEŚ W KŁAMSTWA JEŹDŹCÓW. UDOWODNIJ, ŻE JESTEŚ GODZIEN WRÓCIĆ DO NIEBA.
Michał kiwnął głową.
- Co mam zrobić Panie?
- MASZ UNICESTWIĆ ADOLFA HITLERA. – powiedział Bóg, a my wszyscy zamarliśmy z przerażenia. – TO OSTRZE, KTÓRE CI TERAZ OFIAROWUJĘ, NIE ZABIJA. JAKAKOLWIEK ISTOTA PADNIE POD JEGO CIOSEM, ZNIKNIE NA ZAWSZE Z TEGO ŚWIATA I NIE WRÓCI JUŻ NIGDY.
Po chwili w rękach Archanioła pojawił się długi sztylet, przypominający kształtem ostrza mój Nóż. Znowu dostałem ataku paniki, który tym razem był zupełnie uzasadniony. Musiałem coś zrobić, musiałem go powstrzymać.
- Stój! – wrzasnąłem, gdy Michał uniósł miecz do góry. Adolf nie próbował nawet uciekać. Płakał jak dziecko, które nie ma absolutnie żadnego pojęcia, co się wokół niego dzieje.
- JAK ŚMIESZ! – wrzasnął znowu Stwórca i odwrócił się w moją stronę.
- Wystawiłeś list gończy za Charonem. – zacząłem mówić, a głos łamał mi się tak, że sam ledwo mogłem siebie zrozumieć. – Nagroda miała być dowolna, prawda?
- OWSZEM. – potwierdził Bóg. – ALE NIE MASZ SZANS GO ZNALEŹĆ, ON...
- Cóż, muszę cię więc zaskoczyć. – uśmiechnąłem się zawadiacko. – Jest już w drodze do nas.
Ignorując zdziwione spojrzenie Boga, które tylko utwierdziło mnie w tym, co już od dawna podejrzewałem, kontynuowałem dalej.
- Skoro więc mogę sobie wybrać jaką tylko nagrodę chcę... Masz zostawić nas w spokoju. Masz sprawić, żeby Michał znowu zapomniał o swojej służbie. Daj nam wreszcie kurwa żyć!
Śmierć podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Zaraza, nie możesz tego zrobić, przecież miałeś poprosić o miłość... Miałeś wreszcie spełnić swoje największe pragnienie bycia kochanym...
No nie powiem, że się wtedy nie rozpłakałem.
- Chuj z tym! – wykrzyczałem przez łzy. – Jebać wszystko! Jebać! Chcę tylko, żeby wszystko zostało takie, jakim jest. Żebyśmy wrócili do domu, chlali wódę całymi dniami i nie przejmowali się niczym. I chcę, żeby ta dwójka była z nami!
- NIE WIERZĘ CI! – wtrącił się Bóg. – NIE ZNALAZŁEŚ GO! NIE MOGŁEŚ!
- Bo co, bo uwięziłeś go w Niebie? – odezwał się Głód, który jako jedyny poza mną rozumiał wszystko. – Chciałeś, żeby Hades pierdolnął, podobnie jak Piekło. Jedyne co ci pozostało to udawać, że wciąż ci zależy.
- A więc dlatego nasłałeś anioły na Lucyfera... – szepnął cicho Śmierć. – Nie chciałeś znowu konkurencji.
- Mało tego. – wciął się mu Wojna. – Mogę się założyć, że to nie Kojtyła opłacał nordyckich zabójców. To od początku byłeś ty, prawda? Chciałeś się nas dyskretnie pozbyć, nie sprowadzając na siebie podejrzeń. Ta twoja „łaska” darowania nam życia była tylko na pokaz. Bo przecież Bóg jest miłosierny...
Jezus podniósł się wreszcie z podłogi i otarł krew rękawem koszuli.
- Czy to prawda ojcze? Mów! CZY TO WSZYSTKO PRAWDA?!
Wszechmogący nie odpowiedział. Zamiast tego uderzył Mesjasza z całej siły w twarz i stanął na ołtarzu.
- NIE ODPOWIEM NA WASZE ZARZUTY, BOWIEM JESTEM STWÓRCĄ ŚWIATA, WSZECHMOGĄCYM, WSZECHWIEDZĄCYM...
- Gówno prawda. – przerwałem mu. – Nie jesteś ani wszechmogący, ani wszechwiedzący.
Oskarżony spojrzał na mnie z czymś co podejrzanie przypominało przerażenie.
- Nie miałeś pojęcia, że od dawna cię przejrzałem. Nie miałeś pojęcia, że Charon nie tkwi już w twoim więzieniu. To wszystko jest tylko na pokaz, mam rację?
Nie odpowiedział, a ja mówiłem dalej.
- Widzisz, od dłuższego czasu zastanawiało mnie jedno. Każdy z nas stworzył sobie te ziemskie powłoki, pod którymi się ukrywamy. Zrobiliśmy sobie ciała według własnego upodobania. Ale nie ty. Kiedy ty schodzisz na Ziemię, jesteś nędznym, starym dziadem z długą, siwą brodą. Jesteś wszechmocny, a nie próbujesz nawet stworzyć dla siebie jakiejś godnej formy?
Bracia stali obok z szeroko otwartymi ustami, bo wreszcie zrozumieli.
- Ty nie tworzysz siebie. To wiara innych ludzi decyduje o tym co ci wolno, a czego nie. Jeśli większość wyobraża sobie ciebie jako starca, oto jesteś. Jeśli mówią, że jesteś wszechmogący, to ty również powtarzasz te słowa razem z nimi. Ale oni w nie nie wierzą. Ślepa wiara tłumów sprawia, że nie jesteś już niczym poza ideą. Przestałeś byś sobą, przestałeś być miłosiernym, DOBRYM Bogiem. Teraz jesteś tylko strachem, zakazami, gniewem i nienawiścią. Ludzie wierzą, że istniejesz ale nie wierzą, że jesteś taki jak oni.
Drzwi od kaplicy otworzyły się pod wpływem soczystego kopniaka.
- O, cześć tatusiu. – uśmiechnął się Lucyfer. – Patrz kogo przyprowadziłem. – wskazał dłonią na podążający za nim szkielet w łańcuchach. – Nie zgadniesz, gdzie go znalazłem. W NIEBIAŃSKIM WIĘZIENIU.
Uśmiechnąłem się triumfalnie i mrugnąłem do Głodu. Miło jest potwierdzić się w przekonaniu o swoim geniuszu. W poprzednim wcieleniu musiałem być co najmniej Sherockiem Holmesem.
Całą kapliczką wstrząsnął przeraźliwy ryk.
- NIE! NIE! NIE! JAM JEST PAN WASZ, JAM JEST...
Nagle z klatki piersiowej Stwórcy wytrysnął strumień krwi. Dopiero gdy w panice się obrócił, ujrzeliśmy rękojeść ostrza wystającą mu z pleców.
- MI.. MICHAŁ...? CO TY ZROBIŁEŚ, CO TY...?
Wojna wybuchnął śmiechem i zaczął klaskać z radości. Ktoś dokończył za niego robotę. Niestety nasz entuzjazm ostudził Lucyfer.
- Nie zabijecie go w ten sposób. Każdy z nas ma własną wizję Boga. I każdy z nas się myli. Zło, którym napakowaliśmy ideę jego istnienia może zostać zniszczone tylko w jeden sposób. – zrobił gwałtowną pauzę. – Musimy pozbyć się z serc fałszywych wizji Stwórcy.
Tymczasem staruszek spadł z krzykiem z ołtarza i rzucając się na wszystkie strony, wrzeszczał:
- JESTEM PRAWDZIWY! JESTEM WASZ! JESTEM WAAAAAASZ!!!
Podszedłem szybko do Michała i Adolfa, którzy ściskali się z radości.
- Myślałem, że on cię naprawdę, no wiesz... – wyjąkał Adolf.
- To nie jest mój Bóg. – odpowiedział Archanioł i pocałował swojego męża. – Żyjąc z wami nauczyłem się więcej o tym czym jest dobro, niż przez całe swoje istnienie w Niebie. Cokolwiek wiara zrobiła z mojego Pana, przestał nim już być.
Z całej siły uściskałem ich obu.
Tymczasem Wojna z Agatą podeszli do konającego Stwórcy.
- Chcesz? - spytał mój brat podając swojej wybrance ostrze.
Potaknęła i wbiła je w martwe już ciało. I jeszcze raz. kolejny. I jeszcze kilkanaście.
Trudno było się nie roześmiać, patrząc jak oddana chrześcijanka morduje własnymi rękami sens istnienia swojej religii.
Doszło również do niespodziewanego rodzinnego spotkania.
- Jezus.
- Lucyfer.
- No chodź tu braciszku, mam nadzieję, że już się na mnie nie gniewasz?
- Taaa, powiedzmy. – roześmiał się Mesjasz i mocno przytulił swojego dawno niewidzianego brata.
Charon skorzystał z okazji i wymknął się z kapliczki. Zostawił po sobie list z przeprosinami i obietnicę, że natychmiast wróci do Hadesu.
Śmierć tymczasem podszedł do Głodu i pomógł mu zdjąć sutannę przez głowę.
- Pierdolę to. – stwierdził początkujący ksiądz. – Może jednak zostanę tym muzykiem rockowym. Po czym wziął gitarę i zaczął grać Chop Suey, jak gdyby nigdy nic.

Ale wtedy stało się coś eee... co najmniej dziwnego. Ciało przed ołtarzem nagle rozpłynęło się w powietrzu, a przed każdym z nas pojawił się...
- O nie... – szepnął Lucyfer. – Natychmiast przestańcie wierzyć! Przestańcie!
Przed każdym z nas pojawił się Bóg. Dosłownie. Postać Wszechmogącego, jaką mieliśmy do tego momentu w głowie, nagle z niej wyszła i stanęła przed nami. Osobiście zawsze wierzyłem w to, że jest on dużo bardziej ludzki niż przedstawiają to chrześcijanie. Dużo bardziej podobny do mnie. I oto dostałem to czego chciałem. Mój Bóg... był mną.
- Witaj Zaraza. – powiedziałem Ja-Bóg.
Odwróciłem się i spojrzałem na resztę. Najwyraźniej Jezus i Lucyfer mieli wspólną wizję swojego ojca, bo przed nimi, na kamiennych płytach leżał olbrzymi, czarny wąż.
- MOI SSSSYNOOOWIEEE. – wysyczał i zaczął sunąć w ich kierunku.
Śmierć z kolei widział w Bogu Otchłań, którą wciąż kochał, wbrew sobie i jakiejkolwiek logice. Z racji tego, że jej nierealny i zmyślony obraz wrył się w jego umysł zbyt głęboko, stała się ona dla niego istotą idealną, na miarę samego Stwórcy. 
Wojna nigdy się nie bał nikogo i niczego, z samym Bogiem włącznie, więc przed nim pojawiła się tylko mała, szczelnie zamknięta trumienka, przebita na wylot mieczem.
Agata i Michał mieli jednak większy problem. Oboje wierzyli w miłosiernego Boga bardzo mocno i szczerze od zawsze, więc ich wspólna wizja była najbardziej upiorna. Był to Bóg kochający. Prawdziwy. Mieli przed sobą tę jego cząstkę, która zachowała się przez wieki w tej dziwacznej i skomplikowanej idei. Widzieli Boga w jego najbardziej niewinnej i naiwnej formie.
- Skarby... – szeptał do nich. – Czemu chcecie mi się sprzeciwić? Zawsze byłem dla was taki dobry, kochałem was z całego serca.
Adolf był ateistą, więc jako jedyny stał bezradny, nie mając pojęcia jak nam pomóc.
Głód miał z kolei najłatwiejsze zadanie – jego wiara była zawsze dość płytka i w swojej wizji miał tylko chudego jak patyk, nagiego starca z transparentem „Homoseksualizm to grzech”. Nie minęło kilka sekund jak chuchro leżało na ziemi ze skręconym karkiem, a Głód wrócił go gry na gitarze.
- MUSICIE PRZESTAĆ WIERZYĆ! – powtórzył Lucyfer. – TO KŁAMSTWA, BÓG NIE JEST ŻADNĄ Z TYCH RZECZY, MUSICIE, KURWA, PRZESTAĆ!

I don't think you trust

Spojrzałem na swój obraz Wszechmogącego. Czy naprawdę wierzyłem w to, że jestem Bogiem? Czy naprawdę byłem aż tak wielkim narcyzem i arogantem? Wiedziałem, że nie wygram z samym sobą. Byłem zbyt upartym skurwysynem, a fizyczna walka trwałaby wieczność i zapewne zakończyłaby się śmiercią nas obu. Miałem za to plan, a fałszywy Zaraza miał tylko siebie.

In my self-righteous suicide

Chwyciłem za rewolwer, a on powtórzył ten ruch za mną. Jednak zamiast wycelować broń w oponenta, opuściłem ją w dół. Nie sądziłem, że będzie bolało tak bardzo, ale w sumie trudno się dziwić, w końcu przestrzeliłem sobie stopę, czego innego mogłem się spodziewać. Żałowałem, że nie mogę zarazić samego siebie przez dotyk, ale kula i tak zrobiła swoją robotę. Mój klon rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając po sobie tylko chmurkę zdmuchniętego z posadzki kurzu. Nigdy nie sądziłem, że kiedyś zostanę ateistą, ale sytuacja była wyjątkowa. Zostało mi już tylko pięć kul zarażonych ateizmem, więc zacząłem strzelać do swoich przyjaciół, mając nadzieję, że mi to wybaczą jak już będzie po wszystkim.

I cry when angels deserve to die

Najpierw postrzeliłem Jezusa i Lucyfera, którym wielki wąż oplatał się dookoła głów i miał najwyraźniej zamiar zadusić ich obu na śmierć. Kto by pomyślał, synowie boży, którzy przestali wierzyć we własnego ojca. Musiałem tylko pamiętać, żeby potem znowu zarazić nas wiarą. Ale na razie miałem jeszcze trzy kule do rozdania. Po braciach sprzedałem kulkę Śmierci, którego Otchłań miała właśnie zamiar nadziać na jego własną kosę. Następna była Agata, która zemdlała z bólu, po tym jak kula przeszła jej przez stopę. Wojna spojrzał na mnie groźnie, ale zdawał sobie sprawę z tego, że było to konieczne i natychmiast zaczął ją opatrywać.

Father, Father, Father, Father

Potem wymierzyłem w Michała i nacisnąłem spust, który odpowiedział cichym szczęknięciem.
- O nie nie nie nie! – nie mogłem w to uwierzyć, ale źle przeliczyłem pociski. Komora była pusta, a zapasowej amunicji ze sobą nie wziąłem. – Kurwaaaa!

Father, into your hands I commend my spirit

Chciałem podejść do Michała, żeby zarazić go własnoręcznie, ale potwór udający Wszechmogącego zagrodził mi drogę.
- Musisz przestać w niego wierzyć skarbie! – krzyknął do Archanioła Hitler. – To nie jest twój Bóg!

Father, into your hands

- Nie. – rozpłakał się Michał. – To właśnie JEST mój Bóg.

Why have you forsaken me

To co uznawał za podłoże swojej wiary odwróciło się w naszą stronę i obdarzyło nas przerażającym uśmiechem.
- Spokojnie, wy będziecie następni w kolejce do zbawienia.

In your eyes forsaken me

- Nie. – powiedział nagle Michał, ocierając twarz. – Nie tkniesz ich palcem, nędzna kreaturo.
To mówiąc, rzucił się do przodu, najwyraźniej próbując przekonać samego siebie, że chce walczyć.

In your thoughts forsaken me

Ale nie wierzył w swoją niewiarę. Był zbyt oddany idei, którą pielęgnował cały swój żywot.

In your heart forsaken me, oh

Wiedział jak to się skończy. Zdawało mi się, że w ostatnich chwilach swojego życia, obrócił głowę w kierunku swojego męża, w ramach pośpiesznego i niedbałego pożegnania.

Trust in my self-righteous suicide

A potem monstrum, które wyszło z jego głowy rozszarpało naszego przyjaciela na kawałki, po czym rozpłynęło się w powietrzu, straciwszy swojego żywiciela.

I cry

W ciszy, która zapadła potem, rozległo się stłumione stęknięcie. Odgłos ciała upadającego na podłogę i głuchy brzęk boskiego ostrza potwierdziły tylko nasze obawy. Nie musieliśmy się nawet odwracać, żeby upewnić się, że Adolf Hitler dołączył do swojego kochanka w nicości do której ich obu zaprowadziliśmy.

when angels deserve to die

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top