Cz. 20 - Wiarołomca


Ale się wszystko popierdoliło, co? Tylu bohaterów, tyle ról do odegrania, tyle historii do opowiedzenia. A na dodatek JA zostałem narratorem tego całego burdelu. Bosko. Dobra, przyjrzyjmy się bliżej aktualnej sytuacji naszych kochanych i znienawidzonych bohaterów.
Zaraza i Sobek, wraz z armią krokodyli zbliżają się już do domu. Podróż zajęła im naprawdę dużo czasu, więc są dość wkurwieni i żądni krwi. Zaraza ma jednak plan i mimo, że jest on zupełnie szalony i nie ma szans powodzenia, jest jednocześnie jedyną nadzieją dla Nieba. I Ziemi. W sumie to kurwa dla całego wszechświata.
Atena, Hermes, Chronos, Afrodyta i Puszek wykonują zlecone im zadanie zdobycia wielkiego kutasa. Idzie im, hehe, chujowo. Trafili bowiem do najmroczniejszych głębin Tartaru, gdzie odnaleźli swój cel, starego tytana Kronosa, który najwyraźniej nie ma zamiaru oddawać swojego kutasa dobrowolnie. Stawiam dwie stówki, że cała piątka nie przeżyje tego spotkania.
Lucyfer i Głód wciąż pracują przy odbudowie Piekła. Praca ma się już ku końcowi, co jest naprawdę imponujące, zważywszy na fakt ile czasu stracili na śpiewaniu Barki i chlaniu wódy. W sumie to chyba jedni bohaterowie, którzy jeszcze się dobrze bawią. Jeszcze.
Thor i Odyn, podobnie jak Adam i Ewa wciąż są kurwa martwi.
Adolf Hitler wciąż jest martwy. Jego mąż również.
Bóg też. Tak.
Wojna i Agata nie za fajnie się dogadują. Tak lekko mówiąc. Ich chwilowy sojusz trzyma się na włosku, a fakt, że była dziewczyna naszego lowelasa dostała właśnie jebane super moce od swojego nowego chłoptasia wcale nie ułatwia sprawy. To będzie kurwa ciekawe.
A, jest jeszcze Śmierć. No to ogólnie gdzieś tam sobie jest i czeka na zostanie ciekawą postacią.
Św. Jan i Jezus są tam, gdzie ich zostawiliśmy, czyli wciąż w Niebie. Zanim jednak zdecydowali się zejść na Ziemię, dostali telefon od Zarazy, który wprowadził ich w szczegóły swojego szatańskiego planu. Za jego radą, Jezus ukrył się w Niebie, czekając na dobry moment, by odegrać swoją rolę w tym pojebanym spektaklu. Zaś Jan, jak to typowa postać drugoplanowa, stwierdził, że dołączy do tych ciekawszych bohaterów i spróbuje zostać jednym z nich. Powodzenia. Pewnie dołączy do Wojny, Agaty i Śmierci, którzy kierują się właśnie do Piekła, żeby naradzić się z Lucyferem i Głodem. Nuda.
Cthulhu pływa sobie właśnie po Bałtyku. Wspominam o nim zupełnie bez powodu.
Adolf Hitle... a, to już mówiłem.
Nie wiem czy ktokolwiek pamięta jeszcze Seta, ale on również gdzieś tam jest. Wykopał się spod ruin grobowca i chyba jest wkurwiony. No dobra, jestem wszechwiedzącym narratorem, więc mogę wam to zdradzić - tak, jest wkurwiony. I to bardzo.
Kolejny telefon od Zarazy przekonał Charona do przewiezienia Hadesa przez Styks. Echh, jak potoczyłaby się ta historia, gdyby żaden z bogów i bożków nie miał telefonu komórkowego... Technologia dostała się już nawet w nadprzyrodzone aspekty życia. A wracając do władcy podziemi to biedak nie zdaje sobie sprawy, że jego żona zdradzała go przez ten cały czas z Posejdonem, który nie jest w tym momencie ważną postacią. Ogólnie Posejdon ma strasznie wyjebane na wszystko co się dzieje na świecie.
A Maryja, cóż... Maryja jest wkurwiona. Nie spodziewała się zostać nagle główną antagonistką tej historii, ale nowa rola całkiem jej się podoba. Bycie jednocześnie dobrą i złą daje zupełnie nowe możliwości. Nie ma żadnego złowieszczego planu, spodziewała się, że zdobycie niebiańskiego tronu będzie dużo łatwiejsze. A już na pewno nie spodziewała się, że ci wszyscy wymienieni wyżej będą próbowali ją powstrzymać. No poza Posejdonem, Posejdon wciąż ma wyjebane.
Co się teraz stanie? Kto umrze, a kto przegra? Jako zupełnie bezosobowy narrator muszę wam przyznać, że mimo, że wiem dokładnie co się wydarzy, to i tak przechodzą mnie dreszcze. Kurtyna w górę, przedstawienie czas zacząć!
Zacznijmy od Głodu i Lucyfera. Ta dwójka była dużo sprytniejsza niż komukolwiek się wydawało. Kto by pomyślał, że oni również odegrają kluczową rolę w całej tej historii.
- Wiesz, że będziesz potrzebował zgody Maryi albo pomocy Jezusa, żeby przywrócić połączenie z Niebem, prawda? - stwierdził Głód wymachując kilofem jak pojebany. - Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że męczyliśmy się na darmo i nasze Piekło będzie stać puste?
Lucyfer zapalił papierosa i mocno się zaciągnął.
- Spokojnie, o to się nie martw. - podniósł głowę do góry i z uśmiechem wypuścił dym. - Chociaż dobra, muszę ci się do czegoś przyznać.
- Jesteś hetero? - przeraził się Głód.
- Nie no, nic z tych rzeczy. Chodzi mi o to, że nie powiedziałem ci całej prawdy. Nie odbudowuję Piekła wyłącznie po to, żeby katolickie duszyczki miały gdzie sobie cierpieć. Żeby w ogóle przywrócić połączenie, trzeba najpierw odsunąć Maryję od władzy. Dopiero wtedy będzie można próbować opanować ten cały chaos.
- Nie rozumiem... - Głód zmarszczył czoło.
- Sprowadzimy tu Maryję. - wyjaśnił Lucyfer. - Zastawimy coś w stylu pułapki, sprowadzimy tutaj twoich braci, tych greckich pojebów i całą resztę. Może i była dupą Boga, ale jej czas dobiegł końca.
- Czyli przygotowujemy tutaj arenę? - uśmiechnął się Głód i również zapalił szluga.
- Coś w tym stylu.
* * *
Tymczasem Jan pożegnał się z Jezusem i stworzył portal na Ziemię. Chwilę się wahał czy przeniesienie się do mieszkania Agaty jest dobrym pomysłem, zważywszy na to, co przekazał mu przez telefon Śmierć. Jednak po szybkim zastanowieniu stwierdził, że nie ma pomysłu na inną destynację i wskoczył w błyszczący wir. Kilka chwil później wyszedł z łazienki byłej dziewczyny swojego syna.
- Witam witam. - rzucił na widok leżącej na fotelach trójki.
Wojna, Śmierć i Agata leżeli sobie jak gdyby nigdy nic z nogami na niewielkim stoliczku stojącym na środku pokoju.
- Wreszcie kurwa jesteś. - rzucił wkurwiony Wojna.
- Dzięki, że czekaliście. - odparł Jan i rozłożył się na kanapie. - Ale się wszystko pojebało, nie?
- Nie bardziej niż zwykle. - odparł obojętnie Śmierć bawiąc się swoją kosą. - Jaki mamy plan?
- Plan? - zdziwił się Jan. - O kurwa, wiedziałem, że o czymś zapomniałem.
Agata siedziała cicho i przenosiła powoli wzrok na każdego z rozmówców.
- Szkoda, że nie ma tu z nami Zarazy. - stwierdził nagle Wojna. - On zawsze znajdował sensowne rozwiązania dla wszystkich problemów.
- Taaa, przeważnie był to plan na zasadzie "zgrywaj cwaniaka, a potem zacznij strzelać. I strzelaj dopóki problem się nie rozwiąże". - prychnął Śmierć.
- W ogóle czy ty nie miałeś przyjść razem z Jezusem? - wtrącił się Wojna patrząc pytająco na Jana.
- Zaraza do mnie zadzwonił. - wyjaśnił. - Kazał Mesjaszowi zostać w Niebie. Po czym powiedział żebym dał mu telefon bo chciał mu wyjaśnić szczegóły swojego planu.
- Więc dobrze mówiłem, ten pojeb pewnie już wszystko zaplanował. Ciekawe czy do mnie też dzwonił. - zamyślił się Wojna. - Wciąż nie znalazłem swojego telefonu i chyba naprawdę zostawiłem go w Afryce. Byłoby zabawnie gdyby miał dla mnie jakąś ważną misję do wykonania, w stylu znalezienia jakiegoś kluczowego przedmiotu, który pomógłby nam pokonać Maryję czy coś, a ja bym o tym nie wiedział.
Cała trójka westchnęła.
- To co robimy? - spytała wreszcie Agata. - Chcę wreszcie przetestować na czymś swoje nowe moce, a potem policzyć się z tą życiową spierdoliną. - wskazała na Wojnę.
- JESTEM JEBANYM JEŹDŹCEM APOKALIPSY DZIEWCZYNKO. - wydarł się nagle. - DLA CIEBIE NAJBARDZIEJ PRZYPAŁOWĄ AKCJĄ W ŻYCIU BYŁO PODPIERDOLENIE KREDY ZE SZKOŁY, JA W TAMTYM MOMENCIE SAMODZIELNIE ZABIJAŁEM BOGA. JAK ŚMIESZ W OGÓLE SIĘ TAK DO MNIE ODZYWAĆ?
- Chujowo ci poszło. - uśmiechnęła się szyderczo Agata.
- Twoim rodzicom też.
- Ja przynajmniej ich mam.
- Ej! - wtrącił się Jan. - Teraz i ja czuję się urażony. Może nie byłem najlepszym ojcem, ale...
Wojna i Śmierć odwrócili gwałtownie głowy w jego stronę.
- ...aleeee... eeee... dobra, rzeczywiście byłem chujowym ojcem.
Całą tę idiotyczną kłótnię przerwał hałas za oknem.
- Czy to jakaś pierdolona parada? - wrzasnął Śmierć, próbując przekrzyczeć dźwięki zza okna.
- Chyba jakiś marsz. - odkrzyknął Wojna. - Który dzisiaj mamy, jakieś święto wypada czy ki chuj?
- Nope. - odpowiedział mu Jan odkładając kalendarz. - Nie przypominam sobie niczego ważnego, co wydarzyło się 11 września.
Hałas nagle ucichł i cała czwórka zamarła, nasłuchując, co się dzieje na zewnątrz. Brzmiało to tak, jakby cała ta domniemana parada stanęła centralnie pod blokiem Agaty. Wreszcie rozległo się pukanie do drzwi.
- To twoje mieszkanie. - szepnął Wojna do Agaty. - Idź zobacz czego chcą ci fanatycy nieprzestrzegania ciszy nocnej.
Agata niechętnie podniosła się z fotela i podeszła powoli do drzwi.
- Kto tam? - spytała cicho.
- Kurwa, przecież masz wizjer! - skisł Jan.
- Spierdalaj, nie dosięgam do niego. - odpowiedziała mu fakiem.
- To ja. - odpowiedział głos zza drzwi. - Przyprowadziłem nam całą armię do walki z Maryją, otwórzcie do jasnej kurwy.
Wojna i Śmierć spojrzeli na siebie i błyskawicznie rzucili się do drzwi, odpychając Agatę na bok.
- O kurwa. - wykrztusili obaj na widok postaci na progu.
- Wróciłem chuje. - uśmiechnął się Zaraza i zapalił papierosa, którego trzymał specjalnie na to triumfalne wejście.
* * *
Zapewne interesuje was, co się działo w tym czasie z naszymi greckimi bogami, którzy stanęli w oko w oko z Kronosem. Taaaa, mnie też nie. Ale mimo wszystko, wielki kutas miał stać się kluczowym elementem całej intrygi, więc poświęćmy im trochę uwagi, ok?
- Mamy propozycję. - zaczęła niepewnie Atena. - Możemy pomóc ci się stąd wydostać.
- Serio, to jest twój plan? - szepnął do niej Chronos. - Jesteś jebaną boginią mądrości.
Kronos chyba się zaśmiał czy coś.
- Skąd pomysł, że w ogóle chciałbym się stąd wydostać? Co miałbym do roboty, tam na górze?
Hermes w końcu podniósł się z ziemi i przyłączył się do rozmowy.
- Dobra, inaczej. Co byś chciał w zamian za swojego wielkiego kutasa?
Pozostali bogowie i Puszek spojrzeli na niego przerażeni. Kronos podrapał się ręką po skałach na swojej głowie.
- Żeby mi Syzyf nie napierdalał w nocy tym swoim kamieniem bo mnie to strasznie wkurwia i nie mogę spać. - odpowiedział po chwili.
- Serio? - spytała zdziwiona Afrodyta, przecierając potłuczone żebra.
- Zjebało was? - zaśmiał się tytan. - Za chuja nie oddam swojego wielkiego kutasa. Jest zbyt fajny i wielki. Macie jeszcze jakieś idiotyczne pomysły, czy mogę was już zabić?
- CHYBA ZJEBALIŚCIE. - stwierdził Puszek.
- No co ty? - Chronos przewrócił oczami. - Tyle dobrego, że przynajmniej odrodzimy się dość blisko, w Hadesie.
- Na pewno? - spytała Afrodyta. - A Maryja przypadkiem nie zniszczyła też połączeń z innymi zaświatami?
Chwila buforowania.
- O chuj. - stwierdziła zgodnie pozostała czwórka.
Kronos miał już chyba dość tej uroczej pogawędki bo zamachnął się łapą, żeby zmiażdżyć tę bandę frajerów. Ale wtedy, w filmowej ostatniej sekundzie coś pierdolnęło go prosto w ryj. Nasz biedny suicide squad zsunął się z jego ciała i stoczył się jeszcze głębiej w otchłań Tartaru. W bladym świetle oczu Kronosa pojawiła się nagle gigantyczna sylwetka.
- Co do kurwy? - spytał retorycznie Hermes, który najwyraźniej złamał sobie kolejną kończynę.
Przed starym tytanem stanął nagle Cthulhu we własnej potworze. Nie spodziewaliście się go, gdyż powiedziałem wam wcześniej, że wciąż pływa sobie w Bałtyku. Niespodzianka kurwa, jestem królem emocjonalnych narracji. Tak serio to przez cały ten czas przekopywał się z dna morskiego w głębiny Tartaru. I oczywiście dotarł na miejsce w ostatniej chwili.
- Niech zgadnę, Zaraza do ciebie zadzwonił? - wrzasnęła Afrodyta.
- NIE. - odparł Cthulhu, który powoli uczył się mówić po polsku. - ON.
Po ramieniu giganta zsunęła się chuda jak szkielet postać. Dopiero po chwili cała piątka ogarnęła, że to naprawdę jest szkielet.
- No elo kurwa. - przywitał się kulturalnie Charon. - Nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie.
Dramatyczne urwanie akcji po raz kolejny.
* * *
Jezus może i miał najłatwiejsze zadanie, nie znaczy to jednak, że było ono łatwe.
- Kurwa mać. - przeklnął po raz kolejny, wpatrując się w ekran komputera, przez którego miał przywrócić połączenie z zaświatami. - Kto tu kurwa zainstalował Linuxa?
* * *
Niespodziewane zjednoczenie w nowopowstałym Piekle było naprawdę wzruszające. Głód i Lucyfer z zaskoczeniem przywitali w nim Wojnę, Śmierć, Agatę i Jana, a z jeszcze większym zaskoczeniem przyjęli Zarazę i Sobka, wraz z ich wielką armią krokodyli, które ledwo się tam mieściły.
- Ekipa już prawie w całości. - ucieszył się Lucyfer. - Brakuje już chyba tylko tych greckich przychlastów i Puszka. No i oczywiście mojego brata.
- Spokojnie. - odparł Zaraza z fascynacją przyglądając się Nowemu Piekłu. - Niedługo powinni się zjawić. Dałem im naprawdę banalne zadania.
- A tak właściwie to czemu ty nagle stałeś się naszym przywódcą? - spytała nagle Agata.
- Od kiedy stałaś się tak wredną szmatą? - odpowiedział zaskoczony.
- Od kiedy z nią zerwałem. - wtrącił się Wojna.
- Ty ze mną zerwałeś? - zirytowała się jego była dziewczyna. - Ty kłamliwa...
- Dzieci, nie kłóćcie się. - odezwał się Jan.
- Spierdalaj. - powiedzieli jednocześnie wszyscy zgromadzeni, poza Sobkiem i Lucyferem, którzy mieli wyjebane na ten cały szajs.
- Czy ktoś mi łaskawie powie, co my tu kurwa robimy? - odezwał się wreszcie bóg krokodyli. - Mieliśmy zapierdolić Matkę, a na razie jestem świadkiem jak wszyscy skaczecie sobie do gardeł. Zapierdolimy się jak tylko ogarniemy ten cały burdel.
- Jestem za. - ucieszyła się Agata.
- Jak chcesz tak właściwie pokonać Maryję? - wtrącił się Jan. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest nieśmiertelna, prawda?
- Ogólnie to poczekamy aż sama tu do nas przyjdzie. - wyjaśnił Zaraza. - To dosłownie kwestia czasu. Potem się przekonacie, że jestem najlepszym planoratorem na świecie.
- Takie słowo nie istnieje. - zauważył Głód.
- Tak jak twoje życie towarzyskie. - burknął całkiem trafnie Zaraza.
- Nie powinnyśmy poczekać na greków? - wtrącił się Lucyfer.
- Naaah. Z pewnością idzie im świetnie i wkrótce tu będą.
* * *
- Kurwa jak na tym gównie zamyka się kartę przeglądarki?! - niosło się przez całe Niebo.
* * *
Maryja tymczasem przygotowywała swoje anielskie zastępy do walki, wygłaszając tak nudną i generyczną przemowę, że nawet nie będę jej tu przytaczał. Była pewna siebie, wiedziała bowiem, że żadna broń nie jest w stanie jej zranić.
Chciałbym tutaj pochylić się choć na chwilę nad jej dziwaczną motywacją. Wbrew wszystkiemu, co myśleli o niej pozostali bohaterowie, Maryja tak naprawdę nie była wcale "zła". To trzeba jej jednak przyznać - była wytrwała i potrafiła walczyć o swoje. No bo na logikę - komu po śmierci Boga należał się tron jak nie jej? Zasługiwała na niego i nie miała zamiaru pozwolić tej bandzie randomowych bożków na odebranie sobie władzy. Z początku, owszem, rządzenie Niebem jej zupełnie nie interesowało, aczkolwiek Maryja, niczym kobieta, zmienną jest. Życie na wygnaniu trochę ją znudziło, a wszystko, co przeżyła przez tych dobrych parę wieków, nauczyło ją, że trzeba korzystać z okazji. Tak też zrobiła.
Nie potrzebowała broni, ale zaopatrzyła się mimo to w olbrzymi, niebiański topór o błękitnym ostrzu. Kochała broń palną, ale do tej walki postanowiła podejść na poważnie, z klasą. Spojrzała jeszcze raz na swoje wierne sługi i uniosła oręż do góry.
- NA PIEKŁO! - wrzasnęła najgłośniej jak potrafiła i otworzyła portale.
Wiedziała, że to pułapka, ale i tak chciała w nią wpaść.
* * *
Przyznaję się, wspomniałem wcześniej o Secie wyłącznie dla beki. Po prostu bawiło mnie strasznie, że odegrał tak małą rolę w całej historii i postanowiłem dać mu trochę atencji. Niech się cieszy, ulana kurwa.
* * *
Zdecydowanie przesadzam z tymi gwiazdkami.
* * *
Do Nowego Piekła zaczęły napływać pierwsze zastępy aniołów. Portale pootwierały się na wszystkich powierzchniach, na skalnych ścianach, suficie i podłożu.
- Oho, zaczyna się. - ucieszył się Zaraza i chwycił za swój rewolwer.
- Najwyższy czas. - potwierdził Śmierć i złapał za swoją kosę.
Krokodyle pierwsze rzuciły się do ataku, rozszarpując na starcie kilkunastu zaskoczonych aniołów. Błękitna krew lała się na wszystkie strony.
Wojna ruszył do walki wraz z nimi, radosny, że wreszcie ma się na czym wyżyć. Agata zaraz za nim, teleportując się co chwila i strzelając miniaturowymi trąbami powietrznymi z rąk.
Lucyfer zapalił papierosa i podniósł do góry swoją latarenkę.
- To będzie ciekawe. - stwierdził, odpalając ją świeżym szlugiem.
Jan stanął obok Zarazy i wspólnie z nim pruł ze swojej kuszy do napływających coraz większymi falami oponentów. Najwyraźniej świetnie się przy tym bawił bo co chwila wydawał z siebie dziwaczne dźwięki, które miały chyba na celu wyrzucenie z siebie tych ogromnych pokładów adrenaliny. Głód na początku stał obok nich, nie wiedząc do końca co robić, ale po chwili przyłączył się do szarżującego Sobka i na jego grzbiecie ruszył do boju, w jednej ręce ściskając oczywiście swoją nierozłączną gitarę, a w drugiej równie nierozłączny bicz. On również bawił się wspaniale.
Aniołów było już tak dużo, że Zaraza i Jan mogli po prostu napierdalać pociskami na oślep, a i tak trafialiby w cel. Wojna przedzierał się przez ten tłum z pomocą swojego miecza, szatkując oponentów na plasterki. Podobnie zresztą Śmierć, który wkrótce stanął u jego boku i przyłączył się do zabawy. Pozostałych członków drużyny trudno było dostrzec w gęstwinie kłębiących się ciał.
- Ej, Zaraza! - wrzasnął nagle Głód wynurzając się na chwilę z tego chaosu. - Masz może wódy? Średnio mi się walczy na trzeźwo.
Zaraza westchnął i sięgnął do plecaka. W tym momencie ze stropu oderwał się stala-kurwa- coś i pierdolnął w podłoże tuż obok nich. Jebło naprawdę nieźle, pół Nowego Piekła zatrzęsło się w posadach. Powstała dziura zaczęła się coraz bardziej powiększać, aż w końcu dosięgła ich obu, pochłaniając w mroczną przepaść.
- O chuj. - zdążyli to skomentować nim zniknęli w tej czarnej dziurze.
- O chuj. - stwierdził Jan i wrócił do napierdalania w anioły bełtami z kuszy.
* * *
- A gdybym zrobił coś takiego... - mruczał do siebie Mesjasz, próbując nauczyć się obsługi Linuxa. - Nope, to wciąż gówno daje. Kto by pomyślał, że przywrócenie połączenia z Piekłem będzie tak kurewsko trudne. Ja pierdolę, nawet ctrl alt delt nie działa, cudownie.
* * *
- Gdzie jesteśmy? - spytał Głód obmacując swoje ciało. - Nic nie widzę.
- To chyba sala ze Starego Piekła. - szepnął Zaraza. - Mamy przejebane.
W oddali zaświeciło się jakieś dziwne, blade światło, a w nim stanęła sylwetka kolesia z siekierą.
- Ale was zajebię. - stwierdził ochoczo i zniknął w ciemnościach.
- Co to kurwa było? - przeraził się Głód.
- To pomieszczenie wykorzystuje nasze największe fobie i obawy, żeby nas dręczyć. Musimy się stąd wydostać. - wyjaśnił zesrany Zaraza. - Serio, boisz się Jasona z Piątku trzynastego?
- Nie, boję się facetów z siekierami, którzy chowają się w ciemnościach. On nie może nas skrzywdzić, prawda?
- Chuj wie, szukaj wyjścia lepiej.
- Nic nie widzę.
- Ja też nie.
- Nie mam zamiaru zbliżać się do tego światła, tam przed chwilą stał ten koleś.
- I chuj? Prawdopodobnie nie jest nawet materialny.
Zapadła cisza.
- Głód? - zawołał przerażony Zaraza. - To nie jest zabawne.
Wciąż cisza.
- O nie. - szepnął Zaraza, który właśnie zrozumiał, że najbardziej boi się samotności.
* * *
Tymczasem Matka wreszcie pojawiła się na placu boju. Póki co, anioły dostawały nieźle po dupach, więc jej interwencja była całkiem zrozumiała. Pierwszą osobą, która zauważyła jej przybycie był Śmierć, który bez wahania ruszył na dyktatorkę ze swoją ukochaną kosą.
- Chyba sobie żartujesz. - parsknęła Maryja na jego widok. - Naprawdę myślisz, że masz ze mną szanse?
- Nie. - odparł. - Ale nie mam też nic do stracenia.
Topór i kosa skrzyżowały się z głośnym brzęknięciem.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem nieśmiertelna?
- Sklep pizdę i walcz. - odrzucił niewzruszony.
Walczyła lepiej od niego. Dużo lepiej. Mimo, że jej oręż był dużo cięższy i potrzebowała dużo więcej czasu, by w ogóle się zamachnąć, i tak nie dawała mu chwili wytchnienia. Ledwo nadążał z blokowaniem kolejnych ciosów, nie mówiąc już o atakowaniu.
- Zmiażdżę cię. - uśmiechnęła się szyderczo.
- Wiem. - odpowiedział jej jeszcze szerszym uśmiechem.
Wokół nich panował kompletny chaos. Trudno było stwierdzić kto bije się z kim. Wszystko było ochlapane krwią, zarówno anielską, jak i krokodylą. Szanse powoli się wyrównywały.
- Co sprawia, że chcesz zostać pokonany? - spytała zdziwiona Maryja, patrząc na słabnący zapał Śmierci.
- Brak celu w życiu, zero motywacji do czegokolwiek. - wyjaśnił jej zdyszany. - Jeśli mam umrzeć, to przynajmniej walcząc w imię tego, na czym mi najbardziej zależy.
- Czyli?
- W imię swojej rodziny kurwo! - wrzasnął, podstępnym zamachem odcinając jej rękę trzymającą topór.
* * *
- Jasny szlag, jasny szlag. - bełkotał Zaraza zataczając się w ciemnościach.
Przed oczami mignął mu jakiś kształt. Co to było? Jacyś ludzie?
Jak się okazało, parę metrów dalej stała grupka żydów. O co chodziło, przecież się ich nie bał. Albo Piekłu się coś pojebało, albo po prostu zaczynał mieć halucynacje z przerażenia.
Coś nagle pojawiło się za jego plecami, dysząc ciężko. Bez wahania odwrócił się gwałtownie i posłał w ciemność cały bęben rewolweru. Chyba trafił. Niezidentyfikowana istota upadła ciężko na ziemię i zaczęła jęczeć.
- O nie, o nie... - wymamrotał Zaraza podchodząc bliżej.
Pod jego nogami leżała Agata z przestrzeloną klatką piersiową. Nabój przeszedł jej dokładnie między cyckami. Z góry ponad nią przebijało się światło, wychodzące z dziury, do której musiała wpaść.
- Powiedzcie mi proszę, że to tylko część moich strachów, błagam, błagam... - zaczął jęczęć panicznie.
Z góry dobiegł go odgłos walącej się ściany.
* * *
Na pole walki kroczył właśnie Cthulhu. Na jego ramionach siedziało pół greckiej mitologii, Chronos, Hermes, Atena, Charon i Afrodyta. Puszek radośnie tuptał sobie za nimi. Ściana, którą właśnie przebili była tą samą ścianą, przy której stał chwilę temu Jan, wciąż napierdalając ze swojej kuszy. Nikt nie był świadomy, że właśnie przywaliła go olbrzymia sterta gruzu, która zmiażdżyła mu natychmiastowo wszystkie żebra i roztrzaskała czaszkę.
Zamiast płakać, pozostali na placu boju, nieświadomi tego, że członek ich drużyny właśnie umiera, zaczęli wiwatować. Lucyfer oderwał się na chwilę od obijania mord aniołom i pomachał do nich radośnie. Wojna był jednak zbyt pochłonięty walką, żeby zauważyć to widowiskowe wejście i kontynuował swoją krwawą krucjatę u boku Sobka, który coraz szybciej opadał z sił. Śmierć triumfalnie spojrzał na Maryję, której właśnie odrastała ręka.
- To koniec szmato. - uśmiechnął się ponownie. - Znaleźliśmy sposób, żeby cię pokonać.
- Ach tak?
W tym momencie nasza kochana Przenajświętsza Panienka oberwała wielkim kutasem Kronosa prosto w ryj. Cthulhu podniósł triumfalnie ręce do góry, zrzucając przy tym wszystkich pasażerów.
- Chyba nie o to chodziło Zarazie. - zauważył Sobek. - Źródłem jej mocy był fakt, że jest Niepokalaną Dziewicą, a nie wiem czy wiecie, że rozdziewiczanie nie przebiega w ten sposób.
Śmierć podszedł do zdezorientowanej Matki i odciął jej ledwo co zrośniętą dłoń. Po chwili oczekiwania podskoczył radośnie do góry i krzyknął ile sił w płucach:
- ZADZIAŁAŁO! ROZDZIEWICZYLIŚMY MATKĘ BOSKĄ WIELKIM KUTASEM! NIE JEST JUŻ NIEŚMIERTELNA!
- Co. - spytał tępo Sobek buforując co się właśnie odjebało. Chwilę dezorientacji wykorzystał jednak jeden z aniołów i z rozpędu wleciał w niego z wysuniętym do przodu mieczem. Broń wbiła mu się w samą paszczę, pozbawiając krokodylego boga życia.
- Co. - powtórzył przerażony Lucyfer, nie nadążając za akcją.
W tym momencie nasi bohaterowie zauważyli stojącą na samym środku areny postać. Był to Zaraza, trzymający w rękach ciało Agaty.
- Co. - powiedzieli wszyscy jednocześnie.
* * *
- Dobra, chyba już rozumiem. - powiedział do siebie Syn Boży zamykając poradnik. - Mam nadzieję, że nikt z naszych jeszcze nie umarł tam na dole.
* * *
Wojna odrzucił miecz na bok i podszedł do ciała, które Zaraza ułożył na skale. Nie miał pytań. Nie chciał wiedzieć co się stało. Gdyby do tego nie doszło, nikt nie dowiedziałby się prawdy. A prawda była taka, że mimo całego burdelu, jaki zapanował w ich relacji, wciąż kochał Agatę. Kiedy spojrzał w jej puste oczy i zobaczył otwarte w wyrazie przerażenia usta... coś w nim pękło. Po jego policzku pociekła łza. Spłynęła aż do podbródka, gdzie zmieszała się z anielską krwią, którą był cały ochlapany. Spojrzał bezradnie na walczących, a potem na Agatę. Po raz ostatni złapał ją za rękę i ruszył z gołymi pięściami do walki. Odkopał miecz na bok i spojrzał na swoją dłoń, na której pojawiło się znamię Outsidera, ostatni prezent od byłej dziewczyny.
- Mam tę moc. - szepnął do siebie.
Wszyscy obserwowali w milczeniu jak wbiega w rój krokodyli i aniołów. Nikt go przed tym nie powstrzymał.
* * *
Św. Jan wydał ostatnie tchnienie, pogrzebany żywcem pod stertą głazów. Nikt go przed tym nie powstrzymał.
* * *
Głód błąkał się samotnie po świecie swoich największych koszmarów, bezskutecznie próbując odnaleźć wyjście. Nie było przy nim nikogo, kto mógłby mu pomóc.
* * *
Grecy stali bezradnie obok Cthulhu i tak jak on patrzyli się żałośnie na to, co się dzieje. Maryja podniosła się ciężko z klęczek i odepchnęła na bok zdruzgotanego Śmierć.
- Macie na co zasłużyliście! - wrzasnęła. - Wszyscy podzielicie jej los.
- Nie ja. - powiedziała Afrodyta i wyciągnęła sztylet. - Zbyt długo żyłam w strachu, żeby stanąć z tobą do walki. Masz jeszcze jedną rękę, idealnie się składa.
Rzuciła jej topór leżący wśród anielsko-krokodylich zwłok.
- Zapłacisz za to.
Maryja przyjęła wyzwanie. Nawet z jedną ręką walczyła wyśmienicie. Afrodyta była szybka, jednak wciąż zbyt słaba. Jej odwaga została szybko zgaszona przez serię szybkich, gwałtownych uderzeń. Ostatnie z nich wyprowadziło boginię ruchańska z równowagi i wybiło jej broń z ręki.
Zanim jednak Matka zdołała zadać ostateczny cios, jej biodro przeszyła kula.
- NIE WAŻ SIĘ JEJ TKNĄĆ! - wydarł się Zaraza.
Nie powstrzymało jej to jednak. Zanim ktokolwiek z widzów i walczących zdołał zainterweniować, ostrze topora zatopiło się w twarz bogini.
- NIE! - wrzask pierwszego Jeźdźca zagłuszył wszystko. Na tę jedną, drobną chwilę czas stanął w miejscu.
Nikt nie miał pojęcia dlaczego temu debilowi tak bardzo zależało na ocaleniu życia swojej byłej rybki. Jako wszechwiedzący narrator poinformuję was więc, że Zaraza celowo dał się skusić Szatanowi na pustyni, tylko dla jednego życzenia. Chciał, aby Afrodyta się w nim zakochała. Tak po prostu. Chciał wreszcie to poczuć. Poczuć, że ktoś odwzajemnia jego uczucie. Tylko tyle. Jego naiwne pragnienie miłości po raz kolejny zostało zniszczone. Dosłownie zamordowane na jego oczach. Powiedziałbym, że mi go szkoda, gdyby to była prawda.
- Nie, nie, nie... - zajęczał cicho i osunął się na ziemię.
* * *
- Dobra, mam to. - ucieszył się Jezus. - Teraz pozostało tylko połączyć ze sobą te dwa foldery.
W tym momencie niebiański komputer wyjebał bluescreena.
- NO CHYBA SOBIE KURWA ŻARTUJESZ.
* * *
Wojna opadał z sił. Jego szaleńczy szał powoli ustępował. Wiedział, że nie ma szans, wiedział, że zginie. Chciał zginąć. Czuł się jak ostatni śmieć, jak nieodpowiedzialny rodzic, który spuścił swoje dzieci z oczu. Czuł się... odpowiedzialny za to wszystko... Czuł się... żałosny.
* * *
- KURWO JEBANA, DZIAŁAJ DO JASNEGO CHUJA. - nie przestawał krzyczeć Zbawiciel.
Spojrzał bezradnie na bezużyteczny komputer.
- Ech, w filmach zawsze to działa. - stwierdził i z całej siły pierdolnął w klawiaturę.
Chwilę napięcia przerwał nagle radosny okrzyk.
- Najwyraźniej w pastach też. - uśmiechnął się i odpalił folder "Zaświaty".
* * *
Wojna umierał. To nie było wcale takie złe jak mu się kiedyś wydawało. Świadomość, że zaraz wszystko się skończy koiła jego puste serce. Bolało go bardziej to, że umierał sam. Nie widział swoich przyjaciół, nie wiedział co się z nimi dzieje. Kątem oka wychwycił Puszka, który desperacko próbował mu pomóc, ale nie był w stanie przebić się przez ten cały chaos. Czuł, że to koniec i miał rację.
* * *
Zaraza wreszcie podniósł się z ziemi i wyciągnął z kieszeni rewolwer. Powoli ruszył w stronę leżącej wśród trupów Maryi, która śmiała się głośno, kaszląc i plując krwią.
- Zaraza, nie rób tego, ona się nam jeszcze przyda. - wtrącił Chronos, którego użyteczność w tej walce była równa zeru.
- Zamknij mordę. - warknął.
- Agata to nie twoja wina, naprawdę...
Zaraza przystanął.
- Czy ty naprawdę myślisz, że chodzi mi o Agatę? Nie obchodziła mnie ani za życia, ani teraz, gdy przypadkowo wpakowałem jej kulkę w klatę.
- Więc odłóż broń, mamy ją w garści, nic już nie odpierdoli. - wtrącił się Hermes. - Serio.
- Już odpierdoliła. I za to zapłaci.
- Chodzi ci o tę dziwkę? O tą...
Urwał gwałtownie swoją uspokajającą przemowę. Miał ku temu całkiem dobry powód. Dziurę między oczami.
* * *
- Doooobra, teraz tylko potwierdzić... - szepnął Jezus.

W momencie, w którym kliknął enter, serce Wojny stanęło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top