Cz. 18 - Szczypta Depresji
Jak tylko wyszliśmy z portalu, Wojna zaczął biec. Nie wiem jakim cudem miał na to jeszcze siłę, ale strzelam, że wizja tego, co działo się właśnie w mieszkaniu Agaty podnosiła mu bez przerwy poziom adrenaliny. A za wszystko odpowiadał Outsider, chuj, który zjawił się na urodzinach Zarazy i Głodu. Zginął już dwa razy, a wciąż nie nauczyło go tego, żeby trzymać się od nas z daleka. Nie ukrywam, w głębi duszy trochę się ucieszyłem, że Wojna wreszcie przekona się jak boli złamane serce. Może to kwestia tego, że kiedyś sam się w Agacie kochałem i za każdym razem jak widziałem ich razem, moje serce przeszywały małe, kurewsko ostre igiełki. Ale teraz to przestało mieć znaczenie - związek Agaty i Wojny został wystawiony na ostateczną próbę, a ja zamierzałem zrobić wszystko, by zapobiec jego rozpadowi. Głód również. A Zaraza... Chuj wie Zarazę, on pewnie też.
Okazało się jednak, że przybyliśmy za późno. Dużo za późno. Kiedy stanęliśmy pod drzwiami mieszkania Agaty, niespodziewanie otworzyli nam jej rodzice. Na widok trzech brudnych, wychudzonych meneli i starszego gościa ściskającego Biblię, szczęki opadły im do samej ziemi.
- Ja do Agaty, koledzy już sobie idą. - wyjaśnił Wojna i dał nam znak, żebyśmy spierdalali.
Kiedy niechętnie przeszliśmy na drugą stronę ulicy, Głód wyjął z torby lornetkę i zaczął obserwować co się dzieje, na bieżąco zdając nam relację. Całe szczęście, że potrafił całkiem nieźle czytać z ruchu warg, dzięki czemu wiedzieliśmy, że nic nas nie ominie.
Wyglądało na to, że rodzice Agaty nie chcieli wpuścić go do środka. No trudno się kurwa dziwić. Wyglądał jak gówno, a oni nawet nie mieli pojęcia, że ich córka ma chłopaka.
- Co się dzieje? - spytał Jan siadając na krawężniku. - Nic nie widzę z tej odległości.
- Chyba poszli po Agatę. - stwierdził Głód. - Oho, przyszła. I jest z nią... Outsider...
Wyrwałem mu lornetkę z dłoni.
- O chuj, o chuj. - wyjąkałem.
- "To mój nowy chłopak". - przekazał nam Głód po odebraniu lornetki z powrotem. - "Cieszę się, że w końcu się poznaliście. Marku, to jest mój kumpel Krzysztof. Dużo ci o nim opowiadałam, pamiętasz?". Co ona kurwa robi?
- Jej rodzice się na nich patrzą. - wyjaśnił Jan. - Niezły teatrzyk.
Wojna nic nie mówił. Po prostu stał i patrzył na tę nieszczęsną dwójkę. Dobrze, że nie widzieliśmy jego twarzy, chyba nie zniósłbym widoku jego miny. Nie ruszył się przez następny kwadrans, nawet po tym jak za Agatą i Outsiderem zamknęły się drzwi.
- Kurwa, brakuje tylko deszczu. - stwierdził Głód wyciągając z plecaka chińszczyznę na wynos, którą kupił po drodze.
I wtedy zaczęło padać.
Siedzieliśmy na ulicy jeszcze przez dłuższą chwilę. Krople deszczu napierdalały w ziemię z ogromną siłą. A Wojna wciąż stał, niczym posąg.
- Może powinnyśmy do niego podejść? - zaproponowałem nieśmiało.
Ani Głód, ani Jan nie odpowiedzieli. Poziom depresji sięgał naprawdę olbrzmich wartości.
Ten dramatyczny moment przerwał dźwięk telefonu, który prawie został zagłuszony przez szum deszczu. Dzwonił Hermes.
- Hej, słyszałem, że wróciliście, może chcecie wpaść do Olimpu na ambrozję? - spytał radośnie.
Zakończyłem połączenie.
- Czas ruszyć dupska. - stwierdziłem.
- Gdzie? - zapytał Głód niechętnie podnosząc się z chodnika. - Nie mamy już mieszkania. Żadnego.
- Zawsze możemy zaszyć się w Hadesie. Charon wciąż nie przewiózł Hadesa przez Styks, a Persefona z całą pewnością nie będzie miała nic przeciwko temu, że chwilowo tam pomieszkamy.
- To idiotyczny pomysł.
- Wiem. Ale nie mam lepszego. Wróćmy się po konie.
Nagle obaj zamarliśmy, bo uświadomiliśmy sobie jednocześnie, że zapomnieliśmy jeszcze o kimś.
- O KURWA, A CO Z PUSZKIEM?
Przed wyjazdem do Afryki zostawiliśmy Puszka w garażu Agaty. Jednak szanse, że wciąż tam był, były wręcz minimalne. Mieliśmy tylko nadzieję, że nie znaleźli go jej rodzice, bo wtedy mielibyśmy dużo większy problem.
- Dobra chłopaki, poszukajcie swojego zwierzątka, ogarnijcie Wojnę, a ja wracam do Nieba. - stwierdził Jan.
- Zjebało cię? - przeraziłem się. - Przecież Maryja chciała cię kurwa zabić!
- Wiem. Dlatego zaproszę ją na kulturalną kolację i porozmawiam z nią o tym jak człowiek.
Kiedy Jan zniknął w portalu, spojrzeliśmy na siebie z Głodem i zgodnie stwierdziliśmy, że w tej sytuacji Wojna jest jednak priorytetem. Powoli zbliżyliśmy się do posągu, który wciąż wpatrywał się tępo w drzwi.
- Chodź chłopie, pojedziemy do Hadesu. - zaczął Głód. - Poleję nam wódeczki, zaparzę naszą ulubioną herbatkę i wszystko nam opowiesz. Możesz też płakać, jeśli chcesz.
- Nie chcę. - szepnął Wojna. - Chcę się kurwa zajebać.
- Ej! - wkurwiłem się. - Bycie edgy to moja rola.
- Macie rację. Chodźmy stąd jak najdalej. Mam dość tego gówna.
- Czyli jednak herbatka? - ucieszył się Głód.
W ten oto sposób znaleźliśmy się w Hadesie. Pomachaliśmy Charonowi, który właśnie przeprawiał jakąś duszę, pokazaliśmy środkowe palce Hadesowi, który darł na nas mordę i ostatecznie dotarliśmy do jego uroczego, podziemnego zamku. Persefona zgodziła się nas ulokować, pod warunkiem, że jak znajdziemy czas przetransportujemy jej męża przez Styks. Ostatecznie do żadnej herbatki ani nawet wódy nie doszło, i to nie dlatego, że żadnej z tych rzeczy nie było w greckich zaświatach, ale dlatego, że Wojna najzwyczajniej w świecie przestał kontaktować ze światem zewnętrznym. Nie odpowiadał na pytania, nie reagował na szturchanie go wibratorami Persefony, nic. Zaczął za to regularnie chodzić na siłkę i skończyło się na tym, że widywaliśmy go średnio raz na tydzień. Później Głód dostał telefon od Lucyfera i spierdolił pomagać mu w odbudowie Piekła. I zostałem sam.
Lubiłem samotność, nie potrzebowałem nigdy partnera do chlania ani kogoś, komu mógłbym 24/7 powtarzać, że chcę się zajebać. Kiedy jeszcze istniało Piekło, parę razy popełniłem samobójstwo i wróciłem z powrotem, ale teraz, kiedy wiedziałem, że już nie będę miał możliwości powrotu... Jeśli mam być szczery, zawsze myślałem, że coś jest ze mną nie tak. Nie pasowałem do swoich braci, wszystkie moje związki rozpadały się szybciej niż zdążyłem powiedzieć "życieniemasensu". A najgorsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nie miałem nawet powodu do tego, żeby narzekać. To jest tak kurewsko przykre, być całe życie smutnym, podczas gdy wszystko było tak naprawdę w porządku. Chyba po prostu tak wyobrażał mnie sobie Jan. Kawał chuja z niego.
Moje samotne życie przerwał Wojna, który pewnego dnia wrócił z siłki i usiadł obok.
- Chcę, żebyś poszedł do niej ze mną. - powiedział.
- Po co? Nie chcę, żebyś zrobił coś głupiego. - odparłem.
- Chcę po prostu pogadać. Będziesz pilnował, żeby wszystko było jak należy.
- Czyli mam cię pilnować, żebyś nie zajebał jej gonga w ryj?
- Dokładnie.
Zgodziłem się.
Parę dni później stanęliśmy znowu pod tymi nieszczęsnymi drzwiami. Wojna upewnił się wcześniej, że rodzice Agaty byli poza domem, więc przynajmniej tego nie musieliśmy się obawiać. Otworzyła nam jego była dziewczyna we własnej osobie.
- Czego chcecie? - spytała obojętnie.
- Pogadać. - powiedział Wojna i podrapał się zdenerwowany po głowie.
- W porządku. Wejdźcie.
Wspomnienia tego, co działo się w tym mieszkaniu pod nieobecność jej rodziców wycisnęły mi z oka łezkę. Siedliśmy na tej samej kanapie, na której zawsze leżał Głód, wpierdalając jakieś chipsy albo solone orzeszki.
- Chciałem tylko zapytać - dlaczego? - zaczął Wojna. - Dlaczego nie pogadałaś ze mną, dlaczego nie zerwałaś ze mną w normalny sposób? Nie jestem na ciebie zły. Jestem wkurwiony jak jasny chuj.
Agata uśmiechnęła się.
- Pogadać? Z tobą? No błagam, nigdy nie sprawiłeś, że miałam ochotę ci o czymkolwiek powiedzieć. Ty też nigdy mi o niczym nie mówiłeś, więc to działało w obie strony. Nie znaliśmy się zupełnie. Jedyne do czego ci byłam potrzebna to ruchanie. Naprawdę tego nie zauważyłeś? Byłeś dla mnie skurwysynem, zakładałeś, że zaakceptuję wszystko, co ty i twoi pojebani bracia odpierdolicie. Zrobiliście z tego mieszkania swoją cholerną bazę wywiadowczą. Pierdolona Matka Boska rozjebała mi całą kuchnię, a wasz kundel zasrał mi pół garażu. A ja byłam na tyle głupia, że się na to wszystko godziłam.
- Uratowałem cię z psychiatryka... - szepnął smutno Wojna.
- Do którego sam mnie wysłałeś, dzięki ci wielkie. Wolałabym już tam zostać. - prychnęła Agata.
- Ale dlaczego on, dlaczego Outsider? - dopytywał dalej sad boy.
- A czemu nie? On przynajmniej mnie rozumie, nie traktuje mnie jak swoją zabawkę i jest wobec mnie szczery. Posłuchaj, nie chodziło mi o to, żeby znaleźć sobie pierwszego lepszego fagasa, którym mogłabym zastąpić ciebie. Uwierz mi, jestem szczęśliwa. I mam nadzieję, że ty też będziesz, prędzej czy później.
- Dzięki. - powiedział cicho Wojna.
- Nie mówiłam do ciebie, tylko do Śmierci. - parsknęła Agata. - Ciebie wciąż mam w dupie.
W tym momencie do pokoju wszedł Outsider. Musiał przez ten cały czas stać cichutko w kuchni i podsłuchiwać.
- Okej, pogadaliście sobie, a teraz macie wypierdalać z tego domu. - uśmiechnął się. Jego czarne oczy wciąż mnie przerażały.
- Bo co? - Wojna zerwał się z kanapy i wyciągnął z pochwy swój miecz. - Zmuś mnie.
Ousider zaśmiał się i podszedł do Agaty.
- Ja nie będę się już w to mieszał. Rozwiążcie to między sobą. - to mówiąc chwycił swoją nową dziewczyną za dłoń.
Wiedziałem co robi, Wojna zresztą też. Dał jej swoje znamię, którego równało się z przyjęciem niesamowitych mocy. Każdy człowiek oddałby swoją duszę, żeby je zdobyć. Oczy Agaty zgasły. Kiedy przymknęła powieki, na jej twarzy zakwitł złowieszczy uśmiech.
- A więc to moja kolej, żeby posmakować trochę boskiej mocy. - powiedziała radośnie.
Jej oczy stały się zupełnie czarne. Moje ciało przeszedł dreszcz i rzuciłem się prosto do Wojny.
- Czas spierdalać. - wyjąkałem.
- Nie. - odpowiedział. - Czas na zemstę.
Zamachnął się mieczem, ale zanim zdążył go opuścić na Agatę, ta przeteleportowała się na drugi koniec pokoju.
- Łał. - stwierdziła. - To jest naprawdę niesamowite.
Outsider w tym czasie rozpłynął się w powietrzu. Jebany tchórz zostawił tę dwójkę, żeby się nawzajem pozabijali. Bosko.
Agata machnęła dłonią, a z jej palców gwałtownie uleciało powietrze. Miniaturowa trąba powietrzna powaliła Wojnę na glebę, ale nie odebrała chęci do walki. Podniósł się błyskawicznie i ponowił cios. Tym razem dziewczyna była za wolna. Ostrze przeorało jej udo, nim zdążyła się przeteleportować na bezpieczną odległość.
- AAAAAAAAAAND IIIIIIIIIIIIIIIII WIIIIIIIIIL AAAAAAAALWAAAAYS LOOOOOOOOVEEEEEE YOUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU. - rozległ się nagle dzwonek mojego telefonu.
- Sorki na chwilę. - uśmiechnąłem się przepraszająco do walczących i odebrałem. - Halo?
- Czemu Zaraza, Głód i Wojna nie odbierają? - spytał Jan.
- Zarazę gdzieś wcięło, nie widzieliśmy go od miesiąca, Głód pomaga Lucyferowi odbudować Piekło... - zacząłem wymieniać. - ...a Wojna właśnie zabija Agatę.
- Co robi?! - wrzasnął po krótkiej pauzie.
- Długa historia, nie mam za bardzo czasu, żeby streścić. - odparłem. - A co u ciebie?
- Matka znalazła sposób, żeby uczynić się nieśmiertelną, a my z Jezusem właśnie spierdalamy z Nieba, żeby się do was dostać. Jesteście całkiem nieźli w radzeniem sobie z tego typu rzeczami, więc radzę wam jak najszybciej przygotować się do walki. Będzie grubo.
- Okej, pa. - rzuciłem i rozłączyłem się.
Wojna z Agatą tymczasem rozjebali już pół mieszkania. Nowa bogini przyzwała dodatkowo kilkadziesiąt szczurów, które w teorii miały chyba jeść Wojnę, a spierdoliły do kuchni, gdzie zaczęły opróżniać zawartość szafek.
- Ej, dobra, zróbcie sobie małą przerwę. - krzyknąłem.
Oboje zamarli w swoich bojowych pozycjach, nie spuszczając z siebie wzroku.
- O chuj ci chodzi? - spytał wkurwiony Wojna. - Jesteśmy trochę zajęci.
- W dużym skrócie, Maryja jest teraz nieśmiertelna i leci nam wpierdolić. Jezus i Jan są już w drodze, więc lepiej szybko się ogarnijcie. - wyjaśniłem.
Spojrzeli na siebie groźnie, ale przynajmniej opuścili już ręce.
- To co, skusisz się na jeszcze jedną pojebaną przygodę? - spytał niechętnie mój braciszek.
- Ten jeden, ostatni raz. A potem się zajebiemy. Deal?
- Deal.
Radośnie uniosłem ręce do góry.
- Dobra, to ja dzwonię do... eee... wszystkich. Musimy zebrać nasz suicide squad. Do tej walki będziemy potrzebować dosłownie każdego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top