Rozdział XVII
Lysander z samego rana przygotowywał wszystko, co było potrzebne do jego niespodzianki. Miał nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i nie będzie żadnych wpadek. W kuchni zastała go jego matka, która uśmiechnęła się szeroko, widząc to, co zdążył już zrobić.
– No, widzę, że to całkiem na serio. Kiedy ma się zjawić?
– Oczywiście, że na serio. A co do pytania, to jakoś w porze obiadowej. Tata i dziewczyny jeszcze śpią?
Kobieta kiwnęła głową. Co do córek nie miała takiej pewności, ale Severus w dalszym ciągu chrapał, co ją obudziło. To znaczy, on upierał się, że wcale nie chrapie, ale i tak ona wiedziała lepiej. Alexandra obserwowała czynności wykonywane przez syna, zastanawiając się, kiedy minęło te siedemnaście lat. Niedługo Sophie i Lysander się wyprowadzą i założą własne rodziny, co w pewnym sensie ją smuciło. Cieszyła się ze szczęścia swoich dzieci, ale bała się, że ich kontakt się pogorszy. Z rozmyślań wyrwał ją głos męża, który stanął zaraz za nią.
– Już nie śpicie? - spytał.
– Lysander jest pochłonięty przygotowaniami, a ja nie mogłam spać przez twoje chrapanie – odparła Alexandra, uśmiechając się, gdy mężczyzna zmrużył oczy.
– Wcale nie chrapałem! - oburzył się, ale ona machnęła ręką.
– Już niech ci będzie. Jak rozmowa z Sophie?
Wzruszył ramionami. W zasadzie nie było o czym gadać. Miał nadzieję, że wszystko z nią dobrze i będzie się już normalnie zachowywać. Nadzieja go na szczęście nie zawiodła.
– Dzień Dobry – przywitała się Sophie, tłumiąc dłonią ziewnięcie. Usiadła przy stole i przetarła oczy. Była jeszcze w piżamie.
– Cześć. Jak tam, lepiej? - spytał Lysander, chowając wszystkie potrawy do lodówki, aby dotrwały szczęśliwie do pory obiadowej. Jego siostra śledziła uważnie jego ruchy, próbując domyśleć się, co takiego zaplanował.
– Tak, przepraszam za wczoraj – mruknęła i rozejrzała się po kuchni. - Isa jeszcze nie wstała?
Wyglądało na to, że nie, ale nagle Severus zajrzał za drzwi i zawołał:
– Wychodź!
Do pomieszczenia weszła Isabella z niezadowoloną miną. Tak naprawdę kryła się tam już od jakiegoś czasu, ale wcześniej nikt jej nie zauważył. Wymamrotała niewyraźne przywitanie i usiadła obok starszej siostry.
Sophie spojrzała na nią z rozbawieniem.
– To nie fair, siedziałam cichutko! - poskarżyła się jedenastolatka.
– Nie zapominaj o tym, że byłem szpiegiem. No i za głośno oddychasz – odparł mężczyzna.
Dziewczynka próbowała na początku się kłócić, ale zrezygnowała. Sprzeczki z rana to nigdy nie był dobry pomysł. Poza tym miała ochotę powiedzieć, że niby był szpiegiem, ale pewnych rzeczy nie jest w stanie zauważyć, chociaż dzieją się prawie przed jego nosem. Nie zamierzała jednak nadwyrężać cierpliwości Sophie, bo tamta na pewno zrozumiałaby aluzję.
Śniadanie minęło w dość spokojnej atmosferze a po posiłku Gryfonka postanowiła wybrać się na mały spacer. Przewróciła oczami na prośbę brata, aby wróciła przed obiadem, ale kiwnęła głową. Przecież nie będzie włóczyć się po okolicy niewiadomo ile. Ubrała się ciepło i wyszła z domu.
Spinner's End nie było już tak niebezpiecznym terenem, jak wcześniej. Starsi lokatorzy poumierali, głównie przez problemy z alkoholem, narkotykami czy przez wszelakie choroby. Do domów wprowadzili się nowi ludzie, co nieco ożywiło tę okolicę. Nie była ona obskurna i można się było czuć tam bezpiecznie. Sporo osób miało dzieci, więc zbudowano nawet plac zabaw. Sophie właśnie przechodziła obok niego i uśmiechnęła się lekko na widok dzieci, które łapały świeży śnieg, w dalszym ciągu lecący z nieba. Jakiś chłopczyk leżał na ziemi, by zrobić aniołka. Rodzice oczywiście sprawowali nadzór nad swoimi pociechami, więc nie było potrzeby się o nic martwić.
Trochę dalej znajdowała się kawiarnia, gdzie można było usiąść i napić się jakiegokolwiek napoju i skosztować pysznych ciast. Często odbywały się tam również występy początkujących kapel, które chciały zaistnieć na rynku muzycznym, a miały ograniczony budżet.
Minęła się z jakimś chłopakiem, który jechał rozdać gazety. Młodzież mugolska dorabiała sobie na różne sposoby. Ona również chciała podjąć się pracy w mugolskiej restauracji czy w jakimkolwiek innym miejscu, ale nigdzie nie było wolnych miejsc. Spróbowała więc swoich sił na Pokątnej w sklepie Freda i George'a Weasleyów. Na wakacje była to wystarczająca oferta i nie miała powodów do narzekania. No i miała wypłatę w galeonach, więc nie musiała biegać do Banku Gringotta, by wymieniać walutę, gdy jechała do Hogwartu.
Śnieg zaczął padać coraz mocniej, dlatego postanowiła wejść na chwilkę do kawiarni. Na szczęście była już otwarta. O tej porze było zaledwie kilka osób i z łatwością znalazła wolny stolik. Od razu podbiegła do niej znajoma kelnerka z szerokim uśmiechem.
– Sophie, wieki cię nie widziałam! - Zoe przytuliła ją mocno. - Jak tam? Opowiadaj!
Z Zoe znała się już jakieś trzy lata, bo wtedy mugolka przeprowadziła się do Londynu. Widywały się za każdym razem, kiedy czarownica przybywała na przerwę do domu. Nie było wiele takich momentów w ciągu roku, dlatego starały się należycie spożytkować ten czas.
Opowiedziała dziewczynie co wydarzyło się ostatnio w jej życiu, bo wiedziała, że mogła jej zaufać. Źle czuła się z tym, że bardziej ufała mugolskiej znajomej niż rodzicom, ale cóż, taka była prawda.
– Ojejku, to nieźle! Nie wyobrażam sobie siebie na twoim miejscu w tej sytuacji - stwierdziła Zoe i potrząsnęła głową, przez co jej brązowe włosy przesunęły się na plecy.
– Da się przeżyć – Wzruszyła ramionami. - Mogę prosić o herbatę?
Młoda kelnerka energicznie pokiwała głową i pobiegła przygotować napój. Po chwili wróciła z parującym płynem i położyła kubek przed koleżanką. Obiecała, że za moment wróci, tylko obsłuży pozostałych klientów.
Tymczasem Sophie chwyciła naczynie w dłonie, czując przyjemne ciepło i zapach. Zamknęła na chwilę oczy i westchnęła. Niedługo będzie musiała wracać.
– Przepraszam... Ty jesteś Sophie? - Usłyszała obcy damski głos i momentalnie otworzyła oczy. Ujrzała stojącą przy jej stoliku blondynkę ze zdjęcia, które przerobiła Ellie.
– Eeee, tak. O co chodzi? - spytała, czując się niepewnie. Nie miała pojęcia jak owa kobieta ją znalazła i czego od niej chciała. - I może Pani usiąść, jeśli Pani chce.
– Och, wystarczy Aileen. Jestem od ciebie zaledwie sześć lat starsza. - Uśmiechnęła się i usiadła na krześle naprzeciwko. - Matt opowiadał mi o tobie, ale nie sądziłam, że cię tu spotkam.
W głowie Sophie powoli zaczęło się rozjaśniać i zorientowała się, że ta dziewczyna to kuzynka Matta. Co on jej musiał naopowiadać? Aileen chyba musiała zobaczyć przestraszoną minę rozmówczyni, bo zaśmiała się cicho i wyjaśniła, że nie ma się czym martwić. Kuzyn wyrażał się o dziewczynie w samych superlatywach. Mogła więc spokojnie odetchnąć.
– Przyszłam tu tak naprawdę przypadkiem. W Londynie jestem rzadko, ale postanowiłam tutaj zajrzeć. Wchodzę i widzę ciebie, więc podchodzę. Jak mu o tym powiem, to mi nie uwierzy! - Parsknęła śmiechem i wyprostowała się na krześle.
– Hm... Ale czy to wszystko nie wydaje ci się trochę dziwne?
– Dziwne? Nie. Może niecodzienne, ale nie dziwne – odparła, biorąc od niej łyczka herbaty. - Wybacz, zabiegana dzisiaj będę i nawet nie mam czasu niczego zamówić. Wpadłam tylko na chwilkę. Może spotkamy się jeszcze kiedyś? Matt powinien cię zaprosić na wakacje, serio! Byłoby super.
Blondynka wydawała się strasznie rozemocjonowana i wyrzucała z siebie co tylko ślina jej przyniosła na język. Potem pożegnała się szybko i opuściła lokal, śpiesząc się gdzieś.
Sophie zaś porozmawiała jeszcze chwilę z Zoe i również postanowiła wrócić do domu.
Gdy nastało południe, na stole było przygotowane już wszystko, co przygotował Lysander, a wszyscy mieli się przebrać w coś eleganckiego. Sophie oczywiście musiała trochę pomarudzić, ale to już inna sprawa.
– Czy przychodzi do nas Minister Magii, że musimy takie cyrki odstrajać? - spytała, poprawiając ramiona sukienki.
Odpowiedź przyszła wraz z dzwonkiem do drzwi. Lysander poszedł otworzyć, a Sophie jęknęła cicho, widząc kogo przyprowadził. Okazało się, że ich gościem miała być Ellie wraz z rodzicami.
– Co ona tu robi? - spytała Sophie, patrząc z niechęcią na rudą dziewczynę.
– Jest moją dziewczyną, więc zaprosiłem ją i jej rodziców. Nasi rodzice się zgodzili – odparł Lysander. - W czym problem?
– W tym, że nie zapytałeś mnie o zdanie! Też tu mieszkam i nie chcę jej tutaj widzieć! To, że nie widzisz jaka ona jest naprawdę, to twój problem, ale ja nie zamierzam tego popierać.
– Co ty właściwie do niej masz? Byłyście przyjaciółkami właściwie nierozłącznymi. Co się zmieniło?
Tym razem Sophie nie wytrzymała i wybuchła.
– Co się zmieniło? Wszystko! Chociażby to, że chciała mi rozbić związek, sfałszowała zdjęcia, przekonywała mnie o czymś, co się nie wydarzyło, nastawiała mnie przeciwko pewnej osobie, pocieszała mnie i oferowała ramię do wypłakania się a cały czas wiedziała, że to ściema! Przyjaciele się tak nie zachowują!
– Chciałam dobrze! - próbowała się bronić Ellie.
– Dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. Mogę być z kim chcę, a tobie nic do tego!
– Tak? A ciekawe, czy twoi rodzice będą tego samego zdania. Jak myślisz?
Isabella przeczuwała, co się wydarzy. Postanowiła się wtrącić.
– STOP! Czy możecie przestać się kłócić?
Wszyscy spojrzeli na nią. W pierwszej chwili poczuła się nieswojo, ale odchrząknęła i ponownie się odezwała.
– Czy możecie usiąść przy stole i chociaż na moment się uspokoić? Nikt tu nie ma pojęcia o co wam chodzi i robicie bezsensowne przedstawienie.
Sophie spojrzała ostatni raz ze złością na Ellie, ale niechętnie zgodziła się z siostrą i usiadła na krześle jak najdalej od byłej przyjaciółki. Rodzice rudowłosej wymienili zdezorientowane spojrzenia z gospodarzami, jednak również zajęli wolne miejsca. Zapadła krótka cisza, przerywana cichym szczękiem sztućców.
– Hm... Cieszymy się, że zaprosili nas Państwo do siebie. - Uśmiechnęła się lekko matka Elisabeth. - Pierwszy raz mamy okazję zobaczyć czarodziejski dom.
– Nie ma sprawy. Miło poznać bliżej rodziców dziewczyny Lysandra – odparła Alexandra, odwzajemniając uśmiech kobiety. - Wyobrażam sobie, że to musiało być szokujące doświadczenie, kiedy Ellie ujawniła swoje magiczne zdolności.
Małżeństwo mugoli zaśmiało się cicho. Przypomniał im się właśnie moment, kiedy dowiedzieli się, że ich córka nie jest zwyczajnym dzieckiem. Na początku ich to przestraszyło, ale finalnie okazało się, że to wcale nie jest takie złe.
– Owszem, szokujące. Ale Ellie jest naszym oczkiem w głowie i kochamy ją taką, jaką jest. Przecież rodzice powinni akceptować swoje dzieci bez względu na wszystko.
Alexandra zerknęła kątem oka na siedzącego obok męża, który nie pokazał tego po sobie, ale poczuł dziwne ukłucie w sercu. Starał się zapomnieć o czasach swojego dzieciństwa, ale niektóre rzeczy siedziały głęboko w pamięci i nie dało się ich wyrzucić tak łatwo.
– Ehm... Tak – zgodził się, ale w tym samym momencie zmrużył oczy i skierował wzrok na swoją starszą córkę. - Sophie, co wyprawiasz z tą różdżką?
Dziewczyna szybko schowała swój magiczny patyk do kieszeni, uśmiechając się niewinnie. Na jej ojca jednak to nie podziałało, więc wyciągnął dłoń w jej stronę.
– Ale zawsze mówisz, że nie wolno nikomu oddawać swojej różdżki. Tato, nie żartuj sobie... - zaprotestowała, kręcąc głową.
- Ale widziałem, co chciałaś zrobić, więc wolę zapobiec nieszczęściu. Poproszę twoją różdżkę i nie zachowuj się jak rozpieszczona dziewucha.
Skrzywiła się, ale westchnęła i oddała ojcu różdżkę. Założyła ręce na piersi, udając obrażoną. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie było to zbyt dojrzałe, ale nie umiała się powstrzymać. Lysander pokręcił głową z politowaniem, widząc zachowanie siostry, ale nie skomentował tego. Jego dziewczyna jednak zrobiła coś, czego Sophie się nie spodziewała.
– Przepraszam.
Wszyscy spojrzeli na rudą, zastanawiając się za co właściwie przeprasza. Postanowiła więc wyjaśnić.
– Przepraszam, Sophie. Może faktycznie nie powinnam tego wszystkiego robić. Ja... Nie wiem co mną kierowało. Martwiłam się po prostu o ciebie, bo byłaś... jesteś moją przyjaciółką i nie chciałam, żebyś cierpiała. Myślałam, że robię dobrze. Wyszło inaczej, ale czy jest coś, co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła?
Patrzyła prosto na Gryfonkę ze smutkiem w oczach, ale wzrok tamtej pozostał nieufny.
– Dlaczego mam ci uwierzyć? Skąd mam pewność, że nie zrobisz czegoś takiego drugi raz?
Ellie spuściła wzrok. Wiedziała, że Sophie ma rację. Zawiodła jej zaufanie, więc dlaczego miała jej dać drugą szansę?
– Może jednak warto spróbować od nowa? - wtrąciła Alexandra, uśmiechając się do obu dziewczyn. - Obojętnie o co się pokłóciłyście. Czasem druga szansa daje dużo dobrego. Człowiek ma możliwość odkupienia swoich win.
Sophie miała mętlik w głowie. Z jednej strony chciała odzyskać przyjaciółkę i zacząć od nowa, ale z drugiej... Bała się ponownego zranienia. Bała się ryzyka. Może brzmiało to śmiesznie, bo w poprzednim roku stykała się z ryzykiem wiele razy, ale tak było. Co jeśli Ellie zrobi coś gorszego?
– Zastanowię się – mruknęła i machnęła ręką na znak, że temat skończony.
Rozmowa zeszła na tor szkoły, chociaż młodzież nie była z tego powodu zadowolona. Komu chciałoby się rozmawiać o nauce podczas przerwy świątecznej? Sophie jednak rozluźniła się odrobinę i włączyła się aktywnie do dyskusji.
I wszystko było dobrze, gdyby nie to, że parę godzin później rozległo się łomotanie do drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top