Rozdział XV
Sophie przez większą część pozostałego czasu umierała z nudów. Nie miała przy sobie żadnej książki, więc nie mogła nawet poczytać. Gapiła się w sufit i jeszcze raz przetwarzała w głowie wydarzenia sprzed kilku godzin. Była wściekła na Ellie za to, co rudowłosa jej zrobiła. Nigdy by się nie spodziewała takiego czynu po przyjaciółce, ale jak widać nawet przyjaciele mogą zranić. Miała nadzieję, że dziewczyna nie rozpowie innym o tym jednym małym fakcie. W przeciwnym razie byłoby gorzej niż źle.
Miała ochotę wrócić do dormitorium, ale kazali jej zostać jeszcze przez kilka dni ze względu na dokładne wyleczenie ran. Pocieszała się jedynie myślą, że w mugolskim szpitalu spędziłaby pewnie z miesiąc lub więcej. Leczenie za pomocą magii było dużo szybsze.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciła głowę w tamtym kierunku i zdziwiła się, widząc stojącego w wejściu Matta. Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł bliżej.
– Co ty tu robisz? - zapytała, gdy usiadł na krześle przy łóżku.
– Hm... Siedzę? - zażartował. - A tak naprawdę, to przyszedłem z tobą porozmawiać na spokojnie i bez świadków. Jest tu ktoś jeszcze?
– Nie. Jak widać wokół ani żywej duszy.
Wskazała ręką na pozostałe łóżka, które były puste. Mężczyzna kiwnął głową i spojrzał uważnie na Gryfonkę. Ta poczuła się nieswojo pod wpływem jego spojrzenia, więc poruszyła się niespokojnie.
– Mam coś na twarzy? - Uniosła brew pytająco.
Pokręcił głową, ale dalej na nią patrzył. W końcu odezwał się ponownie.
– Zastanawiam się po prostu... To znaczy, mam wrażenie, że to nie ma sensu.
– Czasami jest dużo sensu w nonsensie, jeśli zechce się go poszukać* - wypaliła, ale w dalszym ciągu nie miała pojęcia o czym on właściwie mówi.
Matthew zaśmiał się cicho z jej słów.
– Może masz rację. Zresztą, plotę głupstwa. Mało spałem tej nocy – wyjaśnił i ziewnął, jakby na potwierdzenie. Przetarł twarz i jeszcze raz zwrócił się do dziewczyny.
– Jak się teraz czujesz? Nienajlepiej wyglądasz.
Ona westchnęła zrezygnowana, słysząc pierwsze pytanie. Kolejny...
– Umieram, wiesz? - mruknęła. - A po drugie ty też byś tak wyglądał, gdybyś przez kilka dni siedział w jakiejś celi.
Musiał przyznać jej rację. Wiedział jednak, że niedługo znów będzie tak jak przedtem. No, przynajmniej miał taką nadzieję. Wyprostował się na krześle i zastanowił się chwilę. W Hogwarcie przez te kilkanaście lat było zadziwiająco spokojnie, aż tu nagle nieszczęścia się namnożyły. Pozostało tylko się modlić, żeby nic więcej się już nie zdarzyło. Przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Sophie spróbowała tym razem usiąść i udało jej się to. Oparła się o poduszki i uśmiechnęła się tajemniczo. Korzystając z okazji, nachyliła się i pocałowała Matta w policzek. To go wyrwało z zamyślenia i spojrzał na nią zdziwiony. Miał już pytać co ona właściwie wyprawia, ale tym razem jej usta dotknęły jego. Miał tylko nadzieję, że nikt w tej właśnie chwili nie wejdzie, bo byłoby bardzo źle. Nadzieja go jednak opuściła.
Do środka weszła Isabella Snape razem ze swoim opiekunem domu. Chciała odwiedzić swoją siostrę, bo Lyra jej powiedziała, że Sophie leży w Skrzydle Szpitalnym. Ze sprawozdania ciotki wynikało, że ze starszą panną Snape jest lepiej, ale młodsza wolała sprawdzić to sama. Po drodze napotkała profesora Scamandera, który musiał o czymś porozmawiać z pielęgniarką. Do Skrzydła weszli więc razem. Musieli jednak przejść obok jednej z sal, a była to właśnie sala Sophie. Dziewczynka jednak nie spodziewała się tego, co tam zobaczyła.
– Sophie?
Jej własna siostra właśnie całowała się z nauczycielem Obrony przed Czarną Magią. Gryfonka po jej słowach natychmiast odsunęła się od mężczyzny i spojrzała zaskoczona na młodszą siostrzyczkę. Raz po raz otwierała usta, ale nie miała pojęcia, co powiedzieć. Opiekun Ravenclawu również zajrzał do środka.
– Matt, co ty robisz? - syknął Rolf, rozglądając się na boki, czy nikt ich nie obserwuje. - Możesz mieć problemy!
– Mówisz mi to, co już wiem. Nie wygadasz się, prawda? - spytał Matthew, patrząc błagalnie na kolegę z kadry nauczycielskiej. Przeklinał siebie w duchu, bo przecież powinien być bardziej odpowiedzialny. Powinien wiedzieć, że w każdym momencie ktoś może wejść.
– Oczywiście, że nie. Nie jestem donosicielem – obruszył się Scamander i zerknął przelotnie na Sophie, która nie wiedziała gdzie podziać oczy. - Ale Snape nie jest głupi i prędzej czy później się dowie. McGonagall tak samo. Jeśli tego nie przerwiesz, możesz kopać sobie grób. Oczywiście przy założeniu, że nie zrobiłeś nic bez jej zgody.
Nie mógł uwierzyć, że Matt mógł coś takiego zrobić. To znaczy podejrzewał coś w poprzednim roku, ale jednak nie miał żadnych dowodów. A teraz nie był głupi, żeby lecieć do Severusa i składać mu raport. Wiedział, że obaj mężczyźni się przyjaźnili, a to na pewno zepsułoby ich relację. Jeśli jednak ta sytuacja wydarzyłaby się bez zgody dziewczyny, konsekwencje byłyby poważniejsze.
– Nie, to ja... - odezwała się Gryfonka. - To ja pierwsza zaczęłam.
– Nie jest istotne, kto zaczął – stwierdził. - To nie jest normalne i poważnie wam radzę, abyście to zakończyli, cokolwiek między wami jest. Ja wychodzę.
Skierował się do drzwi, prosząc Isabellę by nie siedziała za długo. Nie miał ochoty karać Krukonów za wędrówki po ciszy nocnej. Evmoon wyszedł zaraz za nim, żeby jeszcze go dogonić. Musiał mu wszystko wyjaśnić, żeby nie wyobrażał sobie nie wiadomo czego.
Tak więc siostry zostały same. Krukonka nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić, więc stała dalej w tym samym miejscu. W końcu Sophie się nad nią ulitowała i poklepała kawałek materaca obok siebie. Jedenastolatka od razu tam podeszła i usiadła, patrząc na szatynkę z niedowierzaniem.
– Czy ty właśnie całowałaś się z nauczycielem? - chciała się upewnić, ale siostra zatkała jej dłonią usta.
– Cicho – poprosiła. - I odpowiadając na twoje pytanie, tak. Ale mam nadzieję, że nie piśniesz ani słówka rodzicom ani Lysowi. A najlepiej nikomu.
– Oczywiście, że nikomu nie powiem. Za kogo ty mnie masz? - oburzyła się dziewczynka i odsunęła rękę starszej. Nie wygadałaby się nawet, gdyby tamta jej o to nie prosiła. Wiedziała jaką burzę mogłoby to wywołać. Ojciec byłby wściekły i pewnie dyrektor McGonagall musiałaby szukać nowego nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Coś jej jednak nie dawało spokoju.
– A co z Nathanielem? - spytała po chwili. - Wszyscy myślą, że będziecie parą.
– Ja i Nath? - powtórzyła ze zdziwieniem. - Nie! Jesteśmy tylko przyjaciółmi i tyle.
– No dobra, ale może on chciałby czegoś więcej. Może on nie chce być jedynie przyjacielem. Musisz umieć odczytywać jego intencje.
Gryfonka spojrzała z rozbawieniem na siostrę.
– Skąd ty wiesz takie rzeczy, co?
– Podsłuchało się rozmowy starszych Krukonek tu i tam. - Wzruszyła ramionami z uśmiechem. - Szpiegowanie innych jest całkiem fajne.
Oho, pomyślała Sophie, rośnie nam mały szpieg. Co jak co, ale Isabella potrafiła poruszać się najciszej z całej ich trójki. No i też najdłużej potrafiła siedzieć cicho. W końcu dziewczyny się pożegnały, bo brunetka musiała uciekać do dormitorium.
I tak mijały kolejne tygodnie. Oceny semestralne zostały wystawione i uczniowie mogli sobie pozwolić na trochę luzu. W końcu zbliżały się święta.
Sophie mogła po kilku dniach wrócić do szkolnego życia i na lekcje. Przez cały czas uważnie obserwowała Ellie, która najwyraźniej nikomu nic nie powiedziała. Zastanawiała się, czy czekała na odpowiedni moment, czy też w ogóle nie miała zamiaru tego wyjawiać. Sama nie wiedziała co myśleć, ale wolała trzymać się tej drugiej opcji.
Lysander czuł się już lepiej psychicznie, a Aiden udawał, że nic się nie wydarzyło. Czuł się oszukany i nie miał ochoty o tym mówić. Nic dziwnego, Śmierciożercy potrafili oszukać większość młodzieży.
Listopad minął w strasznie szybkim tempie i prawie wszyscy czekali z utęsknieniem na przerwę świąteczną. Większość osób wracało na święta do domu rodzinnego, więc zaczynali powoli się pakować. W Wielkiej Sali została już ustawiona ogromna choinka przystrojona ozdobami.
Evmoon postarał się ograniczyć spotkania z Sophie, które i tak nie odbywały się za często. Lepiej było nie ryzykować.
W pociągu w drodze do Londynu paczka przyjaciół usiadła w jednym przedziale. Obiecali sobie, że prezenty prześlą każdemu przez sowę, ewentualnie przekażą już w Hogwarcie. Życzyli sobie również wesołych świąt i udanego Sylwestra.
– Prawie trzy tygodnie bez nauki. - Sabrina odetchnęła z ulgą i usiadła wygodniej. - Jakie to cudowne...
– Mówisz to już piąty raz dzisiaj – stwierdził Nathaniel z rozbawieniem. - W ogóle to życzyliśmy sobie udanego Sylwestra, ale w zasadzie możemy go spędzić razem.
Pozostali wymienili między sobą spojrzenia. W sumie to był dobry pomysł, ale trudniejszy do zrealizowania.
– No czemu nie, ale niby u kogo? - spytała Sophie. - U mnie nie ma szans.
– U mnie też nie. - Lyra odgarnęła włosy z twarzy i zamyśliła się. - A czy właściwie musimy robić imprezę u kogoś w domu? Możemy iść do klubu, choćby mugolskiego.
Sabrina od razu klasnęła w ręce z entuzjazmem. Według niej był to świetny pomysł.
– Wszystko super, ale kto nas wpuści? Trzeba mieć chyba osiemnaście lat – przypomniał Nathaniel, w międzyczasie przecierając szybę rękawem. Uśmiechnął się, gdy widoczność się poprawiła i zaczął obserwować widoki za oknem.
– Zostawcie to mnie. - Ellie uśmiechnęła się tajemniczo. Już ona wiedziała, co zrobić. - Wyślę wam wiadomość gdzie macie się stawić.
Sophie nie wydawała się do tego przekonana, a po minie swojej ciotki widziała, że ona również miała podobne odczucia. Obie miały nadzieję, że mugolaczka nie wpakuje ich w żadne kłopoty.
Resztę drogi spędzili na rozmowie o różnych bieżących sprawach. W pewnym momencie wpadł nawet Ted i poinformował, że zbiera wymiary siódmorocznych z każdego domu. Wydało im się to dziwne, szczególnie dlatego, że nie wyjaśnił po co mu to. Uzyskał potrzebne informacje i zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Gdy pociąg zatrzymał się na peronie 9 i 3/4, uczniowie zaczęli się „wysypywać" z środka transportu, szukając swoich rodzin. Gryfońscy przyjaciele i Krukonka również się pożegnali i rozdzielili.
Sophie ruszyła wraz z Lyrą na poszukiwanie kogokolwiek z ich rodziny. Szczerze mówiąc nawet nie miały pojęcia kto je odbierze. Jak się okazało, czekały na nie Alexandra i Lily, a przy nich stali już James, Isa i Lysander.
– Jak wy to tak szybko? - zdziwiła się Lyra, widząc pozostałą trójkę.
– Trzeba było siedzieć bliżej przodu. - Lysander wzruszył ramionami. - Idziemy?
Gdy przeteleportowali się do celu podróży, Sophie zmarszczyła brwi. Była pewna, że razem z siostrą i bratem oraz matką wróci do domu na Spinner's End, ale tymczasem wylądowali przed Norą. Od razu zapytała z jakiej to okazji.
– Dzisiaj są urodziny Dominique, zapomniałaś? - odpowiedziała jej matka, a dziewczyna omal nie jęknęła. Znowu impreza rodzinna? Przecież tak naprawdę nie należała do rodziny Weasley, więc po co miała tam siedzieć?
W odpowiedzi usłyszała, że ma nie narzekać, bo Pani Weasley zaprosiła wszystkich przyjaciół rodziny, więc wypada się zjawić. No cóż... Trzeba było zacisnąć zęby i wytrzymać te kilka godzin.
Lyra wydawała się podzielać jej nastawienie, bo ukradkiem podeszła do swojej mamy i szepnęła jej na ucho, czy przypadkiem nie mogą po prostu się ulotnić czy coś, ale otrzymała odmowną odpowiedź. Zrezygnowana westchnęła cicho i ruszyła za resztą do Nory.
To wcale nie było tak, że nie lubiła rodziny Weasley, ale zaczynały już ją męczyć te wszystkie wydarzenia rodzinne. Urodziny, wesela, chrzciny i tak dalej. Postanowiła jednak wytrzymać jakiś czas, no i poza tym była ciekawa, czy jej szwagier też się w to wplątał. On nie lubił tych imprez jeszcze bardziej.
W Norze nie było jeszcze zbyt wielu osób. Molly wraz z Fleur krążyły tu i tam z naczyniami pełnymi jedzenia, pilnując żeby niczego nie zabrakło. Francuzka chciała, żeby wszystko wyszło jak najlepiej. To były w końcu trzynaste urodziny jej młodszej córki. Rudowłosa Pani Weasley od razu zauważyła przybyłych gości i pospieszyła ich przywitać.
– Och, jak miło was widzieć! Siadajcie, siadajcie. - Zaprowadziła ich do kuchni, gdzie stał już odpowiednio wydłużony stół. Kilka znajomych twarzy już tam siedziało. Na jednym z krzeseł siedział Severus, wpatrując się z niezadowoleniem w Hermionę, która próbowała mu coś wytłumaczyć.
– No mówię Panu, że hipotetycznie można by...
– A czy ja mogę cię hipotetycznie udusić? - przerwał jej wypowiedź. - Nie wierzę, że to mówię, ale chciałbym, żeby już wrócił Malfoy. Może by cię uciszył.
Kobieta posłała mu obrażone spojrzenie, ale rozpromieniła się, gdy zobaczyła przybyszy. Wstała z miejsca i mocno przytuliła Alexandrę i Lyrę, uśmiechnęła się szeroko do Lily a potem wyściskała pozostałych.
– No wreszcie – odezwał się Severus. - Dłużej się nie dało?
– Pociąg się spóźnił – odparła Alexa zgodnie z prawdą. Było małe opóźnienie.
– Hogwart Express? On prawie nigdy się nie spóźnia. - Snape uniósł brew, ale machnął na to ręką.
Zerknął na zegar, sprawdzając ile będzie musiał tam jeszcze siedzieć. Chciał już wrócić do domu i mieć święty spokój. No, może nie całkowity, ale zawsze coś. Uśmiechnął się złośliwie na widok wyrazu twarzy swojej starszej córki oraz swojej szwagierki. Obie najwyraźniej też nie miały ochoty na żadne świętowanie.
Poczuł obecność Sophie na krześle obok, więc rzucił jej pytające spojrzenie.
– Nie możemy jednak wrócić do domu? - spytała szeptem z nadzieją, ale on pokręcił głową.
– Nie chcę robić przykrości Molly – wyjaśnił. - Damy radę.
Gryfonka skrzywiła się, ale kiwnęła głową na znak zrozumienia. Wstała z krzesła i ruszyła zapytać, czy może w czymś pomóc. Wszystko jedno, byle się czymkolwiek zająć.
* Cytat z książki autorstwa Cassandry Clare pt. "Mechaniczny Anioł"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top