Rozdział VIII
- Dobra, ludzie – zaczął Aiden, gdy w pomieszczeniu zgromadziło się sporo ludzi. - Od razu mówię, że w imprezie brać udział mogą tylko osoby od piątego roku nauki. Młodsi muszą nas opuścić.
Wśród towarzystwa rozległy się niezadowolone jęki młodszych, którzy również przybyli na miejsce. Jednak posłusznie ruszyli do wyjścia, nie chcąc narażać się siódmorocznemu. Gdy zamknęły się drzwi za ostatnią wychodzącą osobą, Ślizgon kontynuował:
– A więc na początek zostaniecie podzieleni na grupy. Będziecie musieli współpracować z resztą członków swojej drużyny, nawet jeśli nie lubicie tych osób. Czy to jasne?
Wszyscy pokiwali głowami, chociaż niektórzy niechętnie. Ciężko się współpracowało z osobami z którymi nie miało się zbyt pozytywnych relacji. Postanowili jednak spróbować i dowiedzieć się w końcu, co będą robić.
Zostali więc przydzieleni do poszczególnych grup i o dziwo nikt głośno nie zgłaszał skarg. Następnie Lysander rozdał jednej osobie z każdej grupy kopertę z zadaniami, które musieli wykonać. Mieli ich jednak nie otwierać przed ogłoszeniem startu. Gdy każda grupa miała już swoją kopertę, dowiedzieli się gdzie mają iść. I nie spotkało się to z pozytywną reakcją.
– Zakazany Las?! - Holly z Hufflepuffu nie mogła zrozumieć, jak oni mogli ich wysyłać w takie miejsce. - Przecież to niebezpieczne i wbrew regulaminowi!
– Tchórzysz? - zwrócił się w jej stronę piątoroczny Gryfon o imieniu Archie. - Bez ryzyka nie ma zabawy!
Nie były to zbyt rozsądne słowa, bo w końcu mogli zostać ukarani, albo wcześniej zjedzeni przez jakieś stworzenia z Zakazanego Lasu. Chłopak jednak wydawał się podekscytowany całym przedsięwzięciem i nie mógł się doczekać, kiedy tam wyruszą. Jego koledzy popierali go i spojrzeli z wyzwaniem na Puchonkę i pozostałe osoby, które również się wahały.
– Lysander, nie wydaje mi się to zbyt odpowiednie – stwierdziła Lyra, podchodząc do siostrzeńca. - Nauczyciele nas zobaczą.
Chłopak zerknął na nią z rozbawieniem i pokręcił głową.
– A słyszałaś może kiedyś o zaklęciu niewidzialności? Zaklęcie Kameleona, coś ci świta?
– Och, no tak – zgodziła się z nim. - Ale większość osób może go nie znać. Dalej uważam, że powinniście to odwołać. To niebezpieczne.
– W tej chwili brzmisz jak połączone ze sobą babcia Lily, moja mama i Hermiona – zauważył, ale widząc wzrok Krukonki westchnął. - Będzie dobrze, Lyra. Mamy wszystko pod kontrolą i z pewnością będzie bezpieczniej niż podczas zeszłorocznego Halloween.
– Obyś miał rację – mruknęła cicho i wróciła do swojej drużyny.
*** *** ***
– Zakazany Las?
Isabella, James i Kasper wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia. Od kilku minut podsłuchiwali całą sytuację będąc pod Peleryną Niewidką. Wiedzieli, że tamci nie wpuszczą pierwszorocznych, ale chcieli dowiedzieć się, co planują.
– Ale czad. Ja też chcę! - James ożywił się i ruszył w stronę wyjścia z lochów. Prawie przypadkiem nadepnął na stopę kuzynki, która syknęła z bólu.
– Uważaj trochę – warknęła. - I siedź cicho. O nie...
W tej chwili zorientowali się, że starsi uczniowie za chwilę wyjdą zza drzwi, więc szybko poprawili pelerynę i oddalili się.
*** *** ***
– Co sądzicie o tym pomyśle? - spytała Sabrina, przeskakując nad leżącą kłodą. Rozglądała się wokół uważnie, mając nadzieję, że tego wieczoru nie zostanie zjedzona. Dobrze wiedziała, że w tym lesie żyje wiele niebezpiecznych stworzeń, ale nie chciała rezygnować z tego wszystkiego.
– Może być ciekawie – stwierdził Harry, który tak naprawdę nie do końca lubił swoje imię. Rodzice nadali mu je na cześć chłopca, który uratował magiczny świat i w zasadzie mugolski też. - Co mamy robić? Felix, otwieraj tę kopertę!
Po wejściu do Zakazanego Lasu mogli zdjąć zaklęcia niewidzialności i drużyny rozproszyły się po całym terenie. Krukon westchnął i otworzył kopertę a następnie wyjął z niej kartkę z zadaniami.
– Pierwsze zadanie. Na początek coś łagodnego, w stu procentach nic strasznego. Pewne stworzonko nie rzuca się w oczy, ale te oczy możesz przez nie stracić. Strażnik drzew da ci to, czego potrzebujesz, jeśli tylko ich ulubiony przysmak mu podarujesz – przeczytał, marszcząc brwi, ale po chwili już wiedział. Pobiegł w kierunku znanym tylko sobie.
– Gdzie biegniemy? - zawołała Aurora i razem z resztą ruszyła za chłopakiem.
– Nieśmiałki!
To jedno słowo miało być wytłumaczeniem, ale większość osób od razu zrozumiało. Zatrzymali się przy jednym z drzew, gdzie Felix odwrócił się do zebranych. Wskazał dziuplę na pewnej wysokości drzewa.
– Ktoś musi tam wejść i wyjąć z tej dziupli tę rzecz, którą mamy zdobyć.
– A mogłem wziąć miotłę – jęknął jakiś chłopak, patrząc do góry.
– Miotła tu za wiele by nie wskórała. Za dużo gałęzi – odparła Sophie. - Jeśli nikt nie chce, to ja wchodzę. Ma ktoś korniki?
Okazało się, że w kopercie dołączona była fiolka z kornikami i pęseta, więc dziewczyna zabrała obie rzeczy i zaczęła się wspinać po gałęziach. Gdy była już na odpowiedniej wysokości, wysypała ostrożnie korniki na gałąź, gdzie znajdowało się parę Nieśmiałków. Następnie szybko włożyła rękę do dziupli i pomacała jej wnętrze. Napotkała na jakiś przedmiot, który natychmiast wyciągnęła. Był to kryształ w kolorze rubinu.
– Sabrina, orientuj się! - zawołała i zrzuciła kryształ prosto w ręce przyjaciółki. Zeszła na dół i podeszła do reszty, ciekawa dalszego ciągu.
W tym samym momencie cała drużyna usłyszała głośny, przerażający krzyk. Prawdopodobnie należał do dziewczyny i trwał on kilkanaście sekund. Gdy ucichł, młodzież wymieniła między sobą spojrzenia bez słów. Nikt nie miał pojęcia, co powiedzieć.
– C-Co to było? - wykrztusiła Holly.
– Nie wiem – mruknęła Sabrina – ale trzeba się dowiedzieć. Idziemy w stronę, skąd dobiegał krzyk.
Jak powiedziała, tak zrobili. Nie byli stuprocentowo pewni, gdzie było źródło dźwięku, ale postanowili zaryzykować i się przekonać. Im dłużej szli, tym głębiej wchodzili w las i tym ciemniej się robiło. Poza tym był późny wieczór, więc zapadł już mrok. W pewnym momencie zobaczyli jakąś postać znajdującą się na ziemi. Skierowali się więc tam, by ocenić sytuację, ale tego się nie spodziewali.
Ich oczom ukazała się Maddy Palley, a raczej jej ciało, która leżała przy jednym z drzew na plecach. Podeszli bliżej, mając nadzieję, że nic jej się nie stało. Nadzieja ich jednak zawiodła, bo dziewczyna miała poderżnięte gardło, a reszta jej ciała była oblepiona krwią. Jej oczy były szeroko otwarte z przestrachem, jakby przed śmiercią coś ją wystraszyło.
– Kto to mógł zrobić? - spytała Sabrina ze łzami w oczach, kucając przy ciele przyjaciółki. Już wyciągała dłoń w jej kierunku, kiedy zatrzymała ją Sophie.
– Nie dotykaj jej – poprosiła cicho. - Lepiej być ostrożnym.
Blondynka kiwnęła głową, odsuwając się. Było w tym trochę racji, bo na ciało zmarłej mogła zostać nałożona klątwa. A w przypadku klątw należało się mieć na baczności.
– Co teraz? - spytał cicho Harry, dalej wpatrując się w trupa. - Jesteście pewne, że to nie farba ani ketchup?
– Zrobiliby nam aż taki okropny żart? - zastanowiła się Sophie, mając na myśli swojego brata i Aidena. Coś jej w tym wszystkim nie pasowało. Ta krew wyglądała niestety na prawdziwą i nie zapowiadało się na to, żeby to była fikcja. Z drugiej strony, w tym lesie prawie każde stworzenie mogło zrobić coś takiego.
Po chwili usłyszeli odgłosy świadczące o tym, że ktoś do nich biegnie. Wszyscy trzymali różdżki w pogotowiu na wypadek potrzeby obrony. Przybyszem okazał się jednak Lysander.
– Co się stało? Słyszeliśmy przerażający krzyk – odezwał się. - Jesteście caa...
Urwał, gdy podszedł bliżej i zobaczył leżące ciało Gryfonki. Zbladł momentalnie i spojrzał na pozostałych, by zapytać:
– Co jej się stało?
– O to samo chcielibyśmy zapytać ciebie. Ta impreza ma na celu mordowanie Gryfonów, czy robicie sobie z nas żarty? - Sophie patrzyła mu w oczy ze złością i uczuciem bezradności. Jedna z jej przyjaciółek została zamordowana, a ten jeszcze udaje, że o niczym nie wie.
– Nie mamy z tym nic wspólnego! - zaczął się bronić. Podszedł bliżej i pomachał różdżką na ciałem, rzucając zaklęcie sondujące.
– Nie żyje.
Jego siostra przewróciła oczami. Powiedział coś, co już oni wszyscy wiedzieli. Lepiej by było, gdyby podał jakieś konkrety. Już miała coś odpowiedzieć, kiedy przemknął obok nich jakiś cień. Rozejrzała się wokół, by ustalić dokąd się kierował, ale nie udało jej się to. Za to usłyszeli kolejny wrzask, ale tym razem należał do chłopaka. Postanowili ruszyć w tamtą stronę, lewitując ciało Maddy za sobą.
Na miejsce przybyli równocześnie z grupą B, której brakowało jednej osoby. A była nią właśnie martwa Gryfonka. I tu również znaleźli kolejne ciało, ale należące do siódmorocznego Krukona – Aarona. On również miał poderżnięte gardło, co było cechą wspólną z poprzednią ofiarą. Nadal jednak nie mieli pojęcia, kto stał za tymi morderstwami.
Do ciała chłopaka przypadł Archie, którego próbował odciągnąć Nathaniel.
– Zostawcie mnie! - zawołał, szarpiąc się. - To mój brat!
Uklęknął przy członku swojej rodziny i szarpnął go za rękę.
– Aaron, wstawaj! Nie udawaj trupa, bo to już na mnie nie działa!
Krukon jednak nie podniósł się, ale młody dalej do niego mówił. Pozostali obserwali bezradnie sytuację, nie wiedząc co zrobić z Archiem. Widać było, że chłopiec jest załamany stratą brata.
– Aaron, nie żartuj sobie ze mnie. Jesteś moim jedynym bratem, nie możesz mnie zostawić! - jęknął. Wiedział, że nie powinien się mazać w wieku piętnastu lat, bo ponoć „chłopaki nie płaczą", ale nie mógł wytrzymać. Co on teraz powie rodzicom, kiedy wróci na święta do domu? Jak zareagują, gdy Krukon przestanie odpisywać na sowy?
Lyra westchnęła i kucnęła obok Archiego.
– On nie chciałby, żebyś płakał, wiesz? - zwróciła się do niego spokojnie. Sama czuła się okropnie, bo zmarły był jej przyjacielem, ale musiała w pierwszej kolejności uspokoić młodszego ucznia.
– Skąd wiesz? - spytał, podnosząc na nią wzrok. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i podała mu chusteczkę.
– Był moim przyjacielem – wyjaśniła. - Powiedział mi kiedyś, że jeśli za kilkadziesiąt lat będzie miał swój pogrzeb i ktoś będzie na nim płakał, to wstanie z grobu i tego kogoś zje.
– Na pewno żartował. - parsknął Archie, uśmiechając się blado.
– Może i tak. - wzruszyła ramionami. - Jednak nie wiem jak ty, ale ja wolałabym nie zostać zjedzona. Może wstaniemy i postaramy się dowiedzieć, co się tutaj właściwie dzieje?
Kiwnął głową i chwycił wyciągniętą rękę Krukonki, która pomogła mu wstać.
W trakcie rozmowy rudej i Gryfona, Sophie stanęła obok brata i nachyliła się do niego.
– Nie mógłbyś... no wiesz? - szepnęła.
– Nie – odparł krótko, domyślając się, o co jej chodziło. Zapewne pytała o możliwość wskrzeszenia tych dwojga.
– Ale...
– Śmierć to właściwa kolej rzeczy – uciął, nie dając jej dokończyć. - Wiem, że mieli tylko szesnaście i siedemnaście lat, ale to już nie nasza sprawa.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że go to nie obchodzi.
– Aaron był bratem Archiego – przypomniała. - Jakbyś się czuł, gdyby to Isa została zamordowana?
Ślizgon nie odpowiedział, ale spojrzał na nią chłodno. Doskonale wiedział, jakby się czuł. Problem w tym, że nie mógł wskrzeszać każdego zmarłego, bo wtedy naruszyłby równowagę między żywymi a martwymi. To nie zależało od niego.
– Świetnie – syknęła po chwili ciszy. - Jeśli chcesz mieć dwie osoby na sumieniu, to proszę bardzo. To ty i Aiden przyprowadziliście nas do tego okropnego lasu i to wy ponosicie za to odpowiedzialność. Chwila, co to?
W oddali pojawiła się Wiedźma. Dokładnie taka, jak były opisywane czarownice w bajkach mugolskich. Stara, okropna, w dziwnym kapeluszu, zgarbiona. Uśmiechała się szyderczo, co jeszcze bardziej dodawało jej brzydoty. Sophie zaczęła podejrzewać, że to ona jest winna tym wypadkom, więc podjęła decyzję o zlikwidowaniu jej. To była spontaniczna decyzja, a takie zwykle były wadliwe. Tak więc nie patrzyła gdzie stawia stopy i w efekcie trafiła nogą do dziury w ziemi. Nie zauważyła jej, dlatego upadła i usłyszała trzask oraz poczuła towarzyszący mu przeszywający ból, a zaraz potem ogarnęła ją ciemność.
Odzyskała na chwilę przytomność, gdy poczuła na skórze zimne krople deszczu. Zorientowała się, że znajduje się nad ziemią, więc uchyliła delikatnie powieki. Zauważyła, że jest niesiona przez Matta, więc w pierwszym odruchu chciała zejść na ziemię. On ją jednak trzymał mocniej, niż jej się wydawało.
– Śpij, jeśli nie chcesz się jeszcze bardziej uszkodzić. I tak macie już duże kłopoty – odezwał się chłodnym tonem, którego bardzo rzadko używał. Dzięki temu uświadomiła sobie, że naprawdę ich sytuacja była nieciekawa.
*** *** ***
Kobieta chodziła po pomieszczeniu, oczekując na pewną osobę. Ten ktoś nie zjawiał się już od pewnego czasu i zaczynała się denerwować. Ceniła punktualność, dlatego irytowali ją spóźnialscy. Wiedziała, że czasem nie uda mu się wyślizgnąć z Hogwartu na czas, ale bez przesady.
– Gdzie ten chłopak? - warknęła do siebie, robiąc już któreś z kolei okrążenie.
– Jeszcze nie przyszedł?
W drzwiach stanął trzydziestoparoletni mężczyzna i podszedł bliżej, widząc zdenerwowanie kobiety. Gdy pokręciła głową, westchnął i przytulił ją do siebie.
– Może coś go zatrzymało. Wiesz, jaka jest sytuacja – stwierdził i wsunął palce we włosy swojej żony.
– Wiem – mruknęła. - I to mi się nie podoba.
– Jest już środek nocy – zauważył. - Dzisiaj już się nie zjawi. Powinnaś położyć się spać. Najwcześniej przybędzie jutro rano.
Nie do końca podobał jej się ten pomysł, ale małżonek chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę sypialni.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top