W tajemniczej kryjówce Hebe

Hejka. Z okazji tysiąca głosów na Czarodzieju i Herosie, za które bardzo wam dziękuję, publikuję kolejny rozdział wcześniej. Dzięki!

Annabeth

Annabeth była przerażona.

 Clarisse i ten czarodziej, Draco razem z dość dużą grupą potworów poganiali dziewczyny. Prowadzili je przez las. 

Córka Ateny odwróciła głowę. Za ich plecami zostały łowczynie z chłopakami. Został Percy. Po raz kolejny ich rozdzielono. Próbowała powstrzymać rozpacz.

-Clarisse, czemu to robisz? Ty? Jakim cudem?- odezwała się. Córka Aresa tylko prychnęła.

-Teraz masz przykład tego, że wszystko jest możliwe.- odpowiedziała.- To już chyba dobra odległość, Draco.

-Tak. Teraz możemy bez problemu teleportować się do Hebe. Potter i reszta pewnie już nas ścigają. Ciekawe co zrobią, kiedy dowiedzą się, że czeka tu na nich grupa potworów, ale dziewczyn brak.- powiedział chłopak. Wtedy złapał nas za ręce. Hermiona próbowała wyrwać się z uścisku, ale to nic nie dało.

Annabeth zakręciło się w głowie. Zacisnęła powieki. Po chwili poczuła ciepło. Odważyła się otworzyć oczy. Znajdowali się w jakiejś wielkiej hali. Na środku zauważyła kobietę. To musiała być ona, Hebe. 

-Znakomicie!- krzyknęła z radością i odwróciła się do nas.- Czyli jednak się na was nie zawiodłam! 

-Idiotka...- szepnęła Hermiona. 

-Co takiego powiedziałaś? Idiotka? Może jednak powinnaś tak nazwać siebie.- odpowiedziała na to Hebe. 

-Chyba raczej nie.- powiedziała Annabeth. W tym momencie Clarisse szturchnęła ją lekko w ramię. Dziewczyna spojrzała na nią. Clarisse pokręciła głową. Córkę Ateny to zdziwiło. Czyżby chciała ją ostrzec przed gniewem bogini?

-Muszę się zastanowić czy po wykorzystaniu was w moim celu nie zostaniecie stracone. Do cel!

Clarisse i Draco zaprowadzili dziewczyny do cel. Annabeth miała celę tak daleko od Hermiony jak to tylko było możliwe. 

W środku nie było nic. Kompletnie nic.

***

Annabeth spędziła w celi jakieś dwanaście godzin- dwanaście godzin nudów. Rozmyślała nad różnymi rzeczami, ale po kilku godzinach miała już serdecznie dosyć swojej głowy i pomyślała, że pójdzie spać. To niestety się nie udało. Sen nie przyszedł. Po kolejnych kilku godzinach Annabeth myślała, że oszaleje, gdy ktoś przyszedł do celi. Tym kimś był Draco. Otworzył drzwi celi.

-Wychodź zanim ktoś się zorientuje.- szepnął. Annabeth wpadła we wściekłość. Podeszła do chłopaka i przerzuciła go przez ramię.

-Czy ty naprawdę myślisz, że po tym wszystkim ci zaufam?! Pomagałeś Hebe!- krzyknęła.

-Raczej powinnaś być wdzięczna, że ja Clarisse to zrobiliśmy.- odpowiedział.

-Dlaczego niby?- zapytała ze złością.

-Powiedziała, że jeśli tego nie zrobimy to was zabije.- odpowiedział. 

-Kłamiesz!- krzyknęła Annabeth.

-Nie. Musisz mi uwierzyć.- powiedział.

-No dobra! Już i tak nie może być gorzej.- stwierdziła.- Ale musimy uwolnić Hermione. 

-Jasne. Clarisse już po nią poszła.- powiedział Draco otrzepując się z kurzu. Wtedy usłyszeli jakieś kroki. Draco szybko wyszedł z celi i zamknął drzwi. Po chwili nadeszła trójka empuz. 

-Hejka, Draco. Co tu robisz?- zapytała jedna z nich robiąc uroczy uśmiech.

-Aaa... właściwie to sprawdzam cele. I sprawdzam jak się czują nasi nowi więźniowie.- odpowiedział Draco drapiąc się po głowie. Empuzy podeszły do celi.

-Aha. To ta Annabeth. Chętnie bym ją schrupała. Może Hebe jednak się na to zgodzi.- powiedziała jedna z nich.

-Żartujesz? Będzie moja!- krzyknęła druga.

-Eeeem... dziewczyny. Nie chcę wam nic narzucać, ale mogłybyście pozwolić mi dokończyć robotę?- spytał chłopak. Empuzy westchnęły i odeszły. Draco chwilę poczekał i pozwolił Annabeth wyjść z celi.

-Dobra, a teraz idziemy po Clarisse i Hermione.- powiedziała. Chłopak przytaknął. Wtedy ruszyli w stronę celi Hermiony.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top