Rozdział 4

Zauważyliście, jak szybko idzie mi pisanie tego opowiadania? No szok XD

Rozdział 4

– Gdzie moje ubrania? – spytał Harry, patrząc na Voldemorta. Jego instynkt podpowiadał mu, że jest idiotą, skoro, zamiast się bać, zadaje idiotyczne pytania, ale nie dbał o to. Był chory, wychudzony, a jego magia i tak musiała się odbudować. Jeśli pan gadzia morda miałby go zabić, to już dawno by to zrobił.

– Mówisz o tych starych szmatach, które skrzaty domowe chciały wyprać? – zapytał z wrednym uśmiechem. – Kazałem wszystko spalić. Była z nich całkiem niezła podpałka.

– Czyli co? Mam chodzić nago? – zapytał. – Uprzedzam, że aktualnie nie ma nawet na co popatrzeć. Chyba że ktoś lubi widok kości obleczonych skórą – powiedział, zatrzaskując wieko kufra i nie czekając na odpowiedź, wrócił do łóżka. Z ulgą przykrył się ciepłą kołdrą. Na jego ciele nie było chyba grama tłuszczu i przez to cały czas było mu zimno.

– Nowe ubrania są w szafie – oznajmił spokojnie Czarny Pan. Machnięciem różdżki wyczarował fotel, na którym usiadł. – Ale nie przyszedłem rozmawiać z tobą o czymś tak trywialnym, jak moda. To domena Lucjusza.

Harry skrzywił się i miał wielką chęć, żeby wywrócić oczami. Nie miał jednak siły nawet na to. Jego organizm domagał się ponownego odpoczynku w cieple.

– Chcesz mnie zwerbować? Nic z tego – zaznaczył od razu. – Nie będę służył komuś, kto zabił moich rodziców i skazał mnie na życie z mugolami, dla których wszystko, co magiczne było największym złem.

– Myślę, że zaszło tu spore nieporozumienie, które im szybciej wyjaśnimy, tym lepiej. Zabiłem twoich rodziców, to prawda i nie wypieram się tego, ale jak do tego doszło, to już dłuższa historia, którą chętnie ci opowiem, gdy już nabierzesz sił i nie zaśniesz w połowie.

– Jaką mam gwarancję, że mnie nie zabijesz? Bellatrix powiedziała, że nie zrobisz tego na razie. W każdej chwili możesz zmienić zdanie.

– Bystry chłopak. Umiesz wyłapać to, co umyka innym. Chyba tylko Severus jest w tym lepszy.

– Snape? Nie znam drugiego tak wrednego człowieka.

– To bardzo ciekawe. Raczej nie pałacie do siebie wzajemną sympatią.

– Ciężko czuć sympatię względem kogoś, kto przez kilka lat znęcał się nad tobą bez powodu – zauważył Złoty Chłopiec. – W takim razie, co tutaj robię? Jestem tu dla twojej rozrywki? Nie będę się bawił w zwierzątko domowe.

– Myślę, że moglibyśmy się dogadać. Przynajmniej w pewnych kwestiach, ale to omówimy innym razem. Nie mam zamiaru dyskutować o poważnych prawach z kimś, kto odleci w kilka chwil. Wolałbym, żeby ten twój móżdżek jednak przetrwał naszego dyskusje. Poza tym jest coś, co nas łączy. Nienawiść do Dumbledore'a.

Harry nie skomentował tego. To prawda, że znienawidził dyrektora, kiedy ten nie zaprotestował, nawet gdy zabierano go do Azkabanu. Zawsze wydawało mu się, że Dumbledore miał na względzie dobro swoich uczniów, ale wyglądało na to, że nie miał oporów, żeby pozbyć się kogoś, kto stał się nagle problematyczny do tego stopnia, że zainteresowało się nim ministerstwo. Paradoksalnie przed swoim trzecim rokiem nauki, w złości nadmuchał ciotkę Marge i nikt mu wtedy nic nie zrobił. Nie mógł zrozumieć, jaka była różnica? Powiedziałby, że wtedy zrobił głupotę, nie panując nad swoimi emocjami, ale w czasie turnieju? Nikt nie dał mu dojść do słowa, żeby mógł wyjaśnić, co się stało.

– Kazałeś zabić Cedrica – syknął nagle przez zęby. – Znalazł się tam przypadkiem, a ty potraktowałeś go jak śmiecia.

– Przyznaję, że nie byłem wtedy w pełni władz umysłowych – odparł Voldemort spokojnie. – Nadal nie jestem do końca stabilny, ale niedługo będę, a ty mi w tym pomożesz.

– Dlaczego miałbym ci w czymkolwiek pomagać? Może i jestem chory, ale jeszcze mi nie odbiło.

– Ależ oczywiście, że nie – zaśmiał się kpiąco. – Powiedzmy, że niedługo wszystko zrozumiesz, a wtedy będziesz musiał podjąć kilka bardzo ważnych dla siebie decyzji.

– O ile doczekam wyzdrowienia. Twoi Śmierciożercy nie pałają do mnie nadmierną sympatią.

– Poza Bellatrix, jej mężem i szwagrem nikt więcej nie wie, że tu jesteś, a oni nie puszczą pary z ust. Swoją drogą moja droga Bella cię polubiła. Nigdy nie widziałem u niej wcześniej instynktu macierzyńskiego. Rudolf właściwie powinien być zazdrosny. – Czarny Pan zaśmiał się cicho, jakby to o czym powiedział, wyjątkowo go rozbawiło. – Inni, którzy cię widzieli, zostali poddani skutecznej modyfikacji tego konkretnego wspomnienia, wiec sugeruję, żebyś nie spacerował sobie nadmiernie po mojej posiadłości, gdy będą się odbywać spotkania Śmierciożerców.

– Jakoś niespecjalnie mam ochotę na towarzystwo osób, które najchętniej widziałyby mnie martwego.

– Zdecydowanie nie czujesz się najlepiej. Zwykle nie ripostujesz na poziomie Severusa.

Harry miał ochotę jęknąć. Dlaczego nagle wszyscy nawiązywali do Snape'a? O co tutaj chodziło? Może uda mu się rozwiązać tę dziwną zagadkę, kiedy wyzdrowieje i zacznie jaśniej myśleć. Na razie ponownie zaczynała go boleć głowa i chyba było to po nim widać, bo Voldemort wstał ze swojego miejsca i skierował się do drzwi.

– Dokończymy tę rozmowę, gdy dojdziesz do siebie – zakomunikował i wyszedł.

Złoty Chłopiec został sam na sam ze swoimi myślami. Miał wrażenie, że znalazł się nagle w jakiejś innej rzeczywistości, bo to nie było możliwe, żeby ktoś, kto zabił jego rodziców i Cedrica, nagle patrzył na niego nieco łaskawszym okiem. Tu miało być jakieś drugie dno, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć, że wstawiennictwo Bellatrix załatwiło całą sprawę. Zawsze mógł ją nieco podpytać, kiedy znowu się zjawi, ale nie miał gwarancji uzyskania jakichś odpowiedzi. Za to zaczął się zastanawiać nad osobą Snape'a.

Wszystko wskazywało na to, że Snape był Śmierciożercą. Pytanie brzmiało, co w takim razie robił w Hogwarcie? Czyżby Dumbledore chciał poprzez niego, mieć innych na oku? To wszystko było tak dziwne i tak bardzo zatopił się we własnych myślach, że prawie zignorowałby pukanie w szybę.

– Hedwiga! – ucieszył się i szybko wstał z łóżka. Jego ukochana sowa nie zapomniała o nim. Wpuścił ją szybko do środka, a ta otrzepała skrzydła ze śniegu, po czym usiadła mu na ramieniu i uszczypała w ucho. – Ja też za tobą strasznie tęskniłem. Nie było mi łatwo, wiesz? Nadal nie jest. A z tobą wszystko w porządku?

W odpowiedzi usłyszał hukanie, które mógł chyba wziąć za odpowiedź twierdzącą. Sowa usadowiła się na ramie łóżka, kiedy Harry do niego wrócił.

– Strasznie się rozchorowałem – powiedział jej. – Niewiele brakowało, a już by mnie nie było. Nawet nie wyobrażasz sobie, jakie to wszystko jest pokręcone. Nie wiem, co myśleć. Może Snape miał rację, twierdząc, że nie umiem używać mózgu?

Jego myśli znowu jakoś tak samoistnie powędrowały do Mistrza Eliksirów. Zastanawiał się, czy gdyby wiedział, że tutaj jest, to czy od razu powiedziałby Dumbledore'owi? Czy to by w ogóle coś dało? Wątpił. Snape go nienawidził i nigdy się z tym nie krył. Często mówił, że chętnie pozbyłby się Harry'ego ze swoich zajęć. Paradoksalnie teraz powinien być szczęśliwy. Jego znienawidzony uczeń nie tylko został usunięty ze szkoły, ale też trafił do Azkabanu. Oczami wyobraźni widział, jak mężczyzna świętuje swoje zwycięstwo nad nim. Tylko, o co tak naprawdę chodziło?

Snape ciągle mu powtarzał, że jest jak jego ojciec, ale Harry nie znał swojego ojca. Poza tym, co słyszał od ludzi, nic więcej nie wiedział. Wszyscy mówili mu, że James Potter był popularny, przystojny, że był prefektem i świetnym graczem quidditcha, ale poza tym były to jakieś drobne informacje. O jego mamie mówili niewiele, więc nikt nie powinien nawet mówić, że jest do kogoś podobny. Jak miałby być, skoro jego rodzice nie mogli być dla niego wzorcami? Kompletnie tego nie rozumiał, ale jakiś powód być przecież musiał.

Podobnie było zresztą w przypadku Syriusza i Remusa. Lupin był wilkołakiem i tu jeszcze mógł zrozumieć w jakimś stopniu obawy innych o swoje bezpieczeństwo. Udowodnił jednak, że jest zdyscyplinowany i dopóki przyjmuje odpowiednie eliksiry, to nie stanowi zagrożenia dla innych. Wyjątkiem był tamten incydent, spowodowany tak naprawdę okolicznościami. Wszystkiemu wtedy winny był Peter Pettigrew i Harry żałował, że darował mu wtedy życie. Powinien był pozwolić, żeby Syriusz i Remus rozszarpali tego zdrajcę.

Poczuł nieprzyjemne ukłucie, myśląc o swoim ojcu chrzestnym i wilkołaku. Czy chociaż oni martwili się o niego? Syriusz wiedział, jak potwornym miejscem był Azkaban. Siedział tam niesprawiedliwie latami, więc powinien rozumieć, że jego chrześniak też trafił tam niesprawiedliwie.

Ciche pohukiwanie Hedwigi sprawiło, że ponownie zasnął. Obudził go Kamyczek, który przyniósł mu posiłek i kolejne eliksiry. Widząc sowę, siedzącą na ramie łóżka, szybko zorganizował dla niej odpowiednią żerdź i jedzenie.

– Dziękuję – powiedział Harry. Był szczerze wdzięczny skrzatowi za pomoc.

Kolejne dni mijały mu podobnie. Odwiedzała go Bellatrix, która najwyraźniej faktycznie postanowiła mu matkować. Poznał też jej męża i szwagra. Gołym okiem widać było po nich, że są fanatykami czystej krwi, a do tego nie kryli się ze swoimi poglądami. Pomiędzy nimi i Harrym wywiązała się ostra dyskusja na ten temat. Było tak głośno, że nawet Czarny Pan zainteresował się tematyką. Bellatrix z kolei siedziała sobie w fotelu i obserwowała ich z rozbawieniem. Miała minę, jakby chciała obstawić, kto pierwszy odpuści.

– Widzę, że czujesz się znacznie lepiej – zauważył Voldemort, kiedy Bella zgarnęła swojego męża i szwagra z pokoju. Dyskusja nie została rozstrzygnięta i wyglądało na to, że będzie kontynuowana w najbliższym czasie.

– Powiedzmy – odparł. Nie musiał już leżeć w łóżku i kiedy miał pewność, że w posiadłości nie ma żadnej osoby postronnej, spacerował po skrzydle, w którym był jego pokój. – Na pewno nie jest gorzej, ale szybko się męczę.

– To oczywiste skoro jeszcze kilka dni temu wyglądałeś jak chodzący trup.

– Ten przystojny się odezwał – burknął cicho pod nosem.

– Uważaj na słowa. Jesteś moim gościem, ale mimo wszystko jesteś na gorszej pozycji.

– Niech zgadnę. Jestem poszukiwanym zbiegiem z Azkabanu?

– Uznano cię za zaginionego. Od naszego drogiego Severusa wiem, że Dumbledore prawie padł na zawał, gdy okazało się, że zniknąłeś. Najwyraźniej Bellatrix swoim nagle obudzonym instynktem macierzyńskim zniszczyła jego plany – zaśmiał się mrocznie. – Szkoda, że naprawdę nie padł. Byłby jeden problem z głowy.

Harry przyglądał mu się przez chwilę. Po spotkaniu z duchem Toma Riddle'a w Komnacie Tajemnic wiedział, że Voldemort nie wyglądał kiedyś jak karykatura człowieka. Był pewien, że jego ówczesny wygląd działał na jego korzyść. Ostatnio Bellatrix wspominała coś, że chciałby odzyskać dawną postać i przygotowywał odpowiedni rytuał. Jego zdaniem był to krok w dobrą stronę, o ile kogoś mogło to interesować. Obecna twarz Voldemorta nie napawała specjalną zachętą do żadnych interakcji z nim.

– Czyli z kryminalisty nagle stałem się zaginionym? Cudownie. Coś jeszcze powinienem wiedzieć? A może nadal będę trzymany w niepewności? – zapytał.

– Normalny człowiek bałby się o swoje życie w takiej sytuacji jak twoja.

– Nie boję się, jeśli to chcesz wiedzieć. Po prostu czuję niepewność, bo nie wiem, czego się spodziewać. Irytuje mnie to. Po zachowaniu mojego wujostwa czy ludzi w szkole mogłem przewidzieć, co się stanie. Jedynie Snape był dla mnie zawsze niewiadomą. Nie mogę rozgryźć tego faceta. Nie mam pojęcia, czemu od samego początku mnie nienawidzi. Im dłużej o tym myślę, tym mam większą pewność, że gość to jakiś frustrat, który szukał sobie kozła ofiarnego.

Nagły wybuch wesołości Czarnego Pana zaskoczył go nieco. Wyglądało na to, że nawet ktoś taki miał poczucie humoru. Skrzywione na całego, ale jednak. Zawsze przedstawiano go jako bezdusznego tyrana, którego ambicją było pozbycie się mugoli i mugolaków, ale Harry czuł, że tutaj też musi się kryć jakaś tajemnica. Jego niechęć do mugoli obejmowała głównie jego krewnych i kilka innych osób, z którymi miał niemiłe doświadczenia, ale nie cały ich rodzaj. Jego dziadkowie od strony mamy przecież nie byli magiczni, a mimo to wiedział, że kochali swoją magiczną córkę. Nie mógł więc wrzucić wszystkich do jednego worka.

– Severus to Severus – oznajmił Czarny Pan.

– Bellatrix twierdzi, że nie może być zdrajcą.

– Tak naprawdę każdy może być zdrajcą. Sam się o tym przekonałeś. Nie czujesz się zdradzony przez przyjaciół? – zapytał.

Voldemort uderzył w czuły punkt. Oczywiście, że tak się czuł. Nie miał pojęcia, jak na to wszystko zareagowali Ron i Hermiona. Czy chociaż trochę protestowali i chcieli, żeby ktoś mu pomógł, czy jednak posłuchali niektórych i postawili na nim kreskę? Już wiedział, że Dumbledore miał go gdzieś, a czarodziejskie społeczeństwo wyzywało go od morderców z tak błahego powodu, jak ten kretyński turniej.

– Nie wiem, co myślą o tej całej sytuacji – powiedział szczerze. – Jestem wściekły na Dumbledore'a. Bella przedstawiła mi kiedyś swoją teorię na ten temat i zaczynam myśleć, że może mieć rację. Skoro wcześniej już dyrektor bawił się w kogoś, kto wyciągnął mnie od okropnych mugoli, żebym był mu wdzięczny za możliwość wyjazdu od nich, to czemu tym razem miałby nie postąpić podobnie? Jeśli taki miał plan, to bardzo się zawiedzie. Nie zamierzam nigdy więcej mu pomagać. Niech sobie znajdzie innego rycerzyka, bo ja nie będę nigdy więcej idealnym i bohaterskim Gryfonem. Skończyło się.

– Cóż za zmiana myślenia – zakpił Voldemort. Nawet nie próbował ukryć swojego rozbawienia. – I co zamierzasz z tym zrobić? Zemścić się na nim?

– Możliwe, ale najpierw chcę poznać wszystkie okoliczności. Nie pobiegnę już prosto w ogień, a chyba tego właśnie oczekiwał. Że kiedy przyjdzie czas, bez oporu stanę przeciwko tobie, ale w tej chwili w moich oczach to on jest tym najgorszym. Chętnie bym cię zabił – przyznał Harry. – Za zabicie moich rodziców, bo przez to zostałem skazany na dzieciństwo wśród mugoli, ale nie zrobię tego. Nic by mi to teraz nie dało. Tylko Dumbledore triumfowałby w najlepsze. Nie dam mu tej satysfakcji. Nikomu jej nie dam w żadnym aspekcie. Nawet tobie. I nie ufam ci. Mogłeś mi pomóc, ale w moim odczuciu nadal nie mam podstaw do zaufania.

– Czyli się rozumiemy. Gdybyś mi od razu zaufał, uznałbym cię za większego głupca niż Dumbledore'a.

– Raczej nie pałacie do siebie sympatią.

Voldemort skrzywił się tylko i nie podjął tematu.

– Ponieważ czujesz się lepiej, uznałem, że najwyższa pora zająć się twoją dalszą edukacją. Bellatrix, Rudolf i Rabastan będą cię uczyć tego, co powinieneś wiedzieć. Bella wspominała, że twoja wiedza w zakresie takich podstaw jak kultura i zwyczaje czarodziejów jest, delikatnie mówiąc, szczątkowa. O sprawach politycznych nawet nie mówię. Trzeba się tym zająć, jeśli chcesz kiedyś mierzyć się z najlepszymi.

– Dlaczego miałbym to zrobić?

– O ile mi wiadomo, Potterowie są bardzo starym rodem, a ty jesteś jego ostatnim przedstawicielem. Byłoby szkoda, gdybyś z tego nie skorzystał. Ja wykorzystałem swoje pochodzenie całkiem nie nieźle, chociaż mogło być lepiej. Obaj mamy ogromne wpływy. Stare rodziny są nad wyraz cenione w czarodziejskim społeczeństwie. Spójrz na takiego Lucjusza. Malfoyowie od dawna zajmują wysokie stanowiska, a to daje im spore możliwości manewru. Ja musiałem udowodnić swoją wartość, ale wygląda na to, że nie doceniłem pewnych osób.

– Mówisz o Dumbledorze?

– Dumbledore chce za wszelką cenę pozostać tym dobrym, podczas gdy ma sporo na sumieniu. Skoro tak bardzo ceni sobie innych, to dlaczego wybronił Severusa przed Azkabanem, a Syriusza Blacka już nie? – spytał, uśmiechając się wrednie. – Stary głupiec myśli najwyraźniej, że Severus przeszedł na jego stronę. Może się bardzo zdziwić, gdy pozna prawdę.

– Snape jest nauczycielem – zauważył Harry. – Wrednym do bólu, ale jednak.

– Zapewniam cię, że nasz drogi Mistrz Eliksirów ma powody, żeby czuć do Dumbledore'a przynajmniej niechęć. Zdziwiłbym się, gdyby jednak nie pałał do niego jakimś rodzajem nienawiści. Nigdy nie chciał być nauczycielem. Jeszcze z nim nie rozmawiałem na ten temat, ale domyślam się, dlaczego przyjął taką posadę. Niemniej jednak okazało się to dla mnie całkiem korzystne. To jak? Chcesz wysłuchać mojej propozycji?

Harry patrzył na niego przez dłuższą chwilę, zanim skinął głową. Nie miał już nic do stracenia.

---

Niech mi ktoś powie, czemu pisząc to opowiadanie wyobrażam sobie Harry'ego ubranego w czarną skórę? Proszę mnie oświecić, czemu mój mózg podsuwa mi taki obraz? XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top