Rozdział 24

Rozdział 24

– Nie pogryzie was – zapewnił swoich przyjaciół Harry.

Ron i Hermiona omal nie padli na przysłowiowy zawał, kiedy sam Voldemort podszedł do nich i spokojnie się przywitał. Oboje zbladli, kiedy lekko się uśmiechnął.

– Hermiono, oddychaj – powiedział do niej Harry. – Ron, weź się w garść. Nic wam nie zrobi.

– Czyżby? – zapytał Czarny Pan.

– Chcesz mieć moje poparcie? To dotrzymaj słowa – syknął Złoty Chłopiec. – Ty i te twoje wielkie wejścia.

Stojąca dotychczas na schodach Bellatrix zaśmiała się, a potem podeszła i objęła Harry'ego ramieniem.

– O tak. Nasz pan lubi efektowne wejścia.

– Bello. – W głosie Czarnego Pana dało się słyszeć jawne ostrzeżenie, że powinna uważać na słowa, jakie wypowiada przy obcych. – Wolałbym cię nie przywoływać do porządku. Nie mam dziś na to czasu.

Ron i Hermiona popatrzyli na nich, robiąc wielki oczy.

– Granger, Weasley. Opanujcie się! – syknął na nich Severus, domyślając się, o czym ta dwójka mogła pomyśleć. – Powstrzymajcie te swoje dziwne wyobrażenia.

Jakoś udało im się w końcu usiąść w salonie, gdzie Kamyczek podał im herbatę. Harry zajął miejsce pomiędzy swoimi przyjaciółmi, żeby nie czuli się osaczeni. Nie groziło im niebezpieczeństwo, ale nie zmieniało to faktu, że znajdowali się w siedzibie Voldemorta. Kilka chwil później dołączył do nich jeszcze Grindelwald, który odzyskał siły na tyle, że chodził o lasce.

– Widzę, że mamy gości – powiedział, zajmując wolny fotel. – Czemu nikt mnie nie uprzedził?

– Spałeś – powiedziała Bellatrix, jakby to było coś oczywistego. – Kusiło mnie obudzić cię zaklęciem, ale Harry mi zabronił.

– Nic takiego nie mówiłem – zaoponował chłopiec. – Nie budziłaś go, bo wiedziałaś, że potem będziesz wysłuchiwać złośliwych komentarzy na swój temat i będzie udawał zrzędzącego starucha.

Ledwo skończył mówić, a Snape niemal wypluł herbatę, Czarny Pan wywrócił oczami, a Regulus wybuchnął śmiechem tak głośnym, że nawet portrety popatrzyły na niego dziwnie.

– Ciekawe masz o mnie zdanie, Harry – powiedział spokojnie Gellert, biorąc od Kamyczka filiżankę z herbatą. – W zasadzie prawidłowe. Bycie zrzędzącym staruchem bywa całkiem zabawne. Szczególnie ze świadomością, że specjalnie robisz komuś na złość.

– Jesteście wszyscy siebie warci – podsumował chłopak.

– To jacyś wariaci – mruknął mu do ucha Ron. – Jesteś pewien, że tu jest bezpiecznie?

– Nie bardziej niż w każdym innym miejscu – odparł. – Wydawało mi się, że to już sobie wyjaśniliśmy. Nic wam nie zrobią, bo potrzebujemy waszej pomocy.

– Naszej? – spytała Hermiona.

– Zgadza cię, panno Granger – odezwał się Voldemort, a dziewczyna prawie podskoczyła na swoim miejscu. – Spokojnie. Nie zamierzam czytać pani w myślach ani wywierać na panią presji. Myśli nastolatków są tak chaotyczne i dziwne, że aż dostaję zawrotów głowy. Wystarczająco widziałem kiedyś w umyśle Harry'ego. To było traumatyczne przeżycie, ale do rzeczy. Mniemam, że czytaliście numer Proroka Codziennego, w którym był artykuł o Syriuszu Blacku?

– Oczywiście – odpowiedziała, siląc się na spokój. Harry wziął ją za rękę i ścisnął lekko, dodając jej otuchy i starając się uspokoić.

– Świetnie. Potrzebny nam łącznik pomiędzy nami a Syriuszem Blackiem. Myślę, że moglibyście wyświadczyć nam przysługę?

– Dlaczego mielibyśmy się zgodzić? – odezwał się Ron. – Nie widzę w tym dla nas żadnej korzyści.

Czarny Pan roześmiał się cicho.

– Podoba mi się pańska postawa, panie Weasley – przyznał. – Harry ciągle mówi, że ma pan umysł stratega i zaczynam dostrzegać to, co on.

Ron zarumienił się lekko wbrew sobie i zerknął na przyjaciela. Ten udawał, że wcale nic nie mówił, ale mina go zdradziła. Oczywiście, że chwalił strategiczne umiejętności Rona. Dlaczego miałby tego nie robić, skoro to była prawda? Nigdy nie wygrał z nim w szachy, bo rudzielec potrafił przewidzieć jego ruchy na kilka posunięć do przodu.

– Co ty o mnie nagadałeś? – mruknął Ron, wpatrując się w niego.

– Tylko prawdę – zapewnił w odpowiedzi. – Może i nie masz mózgu Hermiony, jeśli chodzi o wiedzę i naukę, ale masz inne zalety. Mógłbyś je w końcu dostrzec.

– Powtarzam mu ciągle to samo – odezwała się Hermiona. Harry zerknął na nią i zauważył delikatny rumieniec na jej policzkach. – Problem polega na tym, że on ciągle się porównuje do innych.

– Jakbyś miała rodzeństwo i twoja matka wiecznie gadałaby ci, że najlepsza dla ciebie będzie posada w ministerstwie i mogłabyś się postarać jak Percy, to też miałabyś zaniżoną samoocenę – zauważył najmłodszy z braci Weasley. – Ale chyba nie jesteśmy tutaj po to, żeby omawiać nasze sprawy rodzinne? Co dokładnie mielibyśmy zrobić?

– Ron! – Dziewczyna odwróciła się szybko w jego stronę. – Chcesz się zgodzić im pomagać?

– Nic takiego nie powiedziałem. Na razie zamierzam wysłuchać argumentów, a potem rozważyć wszystkie za i przeciw. Poza tym Harry by nas nie narażał.

Czarny Pan roześmiał się głośno.

– No proszę – powiedział po chwili. – Teraz to mi pan zaimponował, panie Weasley. W rzeczy samej ma pan umysł godny stratega. Wysoko pan zajdzie, jeśli ktoś odpowiednio panem pokieruje.

– Na przykład kto? – zapytał, siląc się na spokojny ton. – Miałbym pracować dla Śmierciożerców?

– Ależ skąd. – Tom patrzył na niego rozbawiony. – Nawet Harry odmówił pracy dla mnie, więc czystą głupotą z mojej strony byłoby oczekiwać, że jego przyjaciele zrobią to samo. Nie, nie. Nasz Czarny Książe działa z ukrycia i raczej wolałby, żebyście współpracowali z nim.

Dwójka Gryfonów popatrzyła na siedzącego pomiędzy nimi chłopaka, który właśnie sztyletował Voldemorta wzrokiem i wcale się z tym nie krył. Najwyraźniej nazywanie go Czarnym Księciem było dla niego nieco zawstydzające. Najgorsze było jednak to, że nawet Snape wyglądał na rozbawionego, ale kompletnie nie przejmował się tym, że chłopak zaciskał dłoń na różdżce, gotów kogoś przekląć.

– Ach te młodzieńcze hormony – odezwał się tylko Regulus. – Przyda ci się potem pojedynek przed snem. Jak się porządnie zmęczysz, to przestaniesz się przejmować głupotami.

– Popieram – powiedziała Bellatrix.

Ron i Hermiona ponownie zerknęli na siebie. Zdecydowanie inaczej wyobrażali sobie spotkanie z Voldemortem. Spodziewali się jakichś wrzasków torturowanych ludzi, omawiania planów przejęcia ministerstwa, rzucana klątwami, a nie spotkania przy herbacie w jakiejś dziwnej, rodzinnej atmosferze. Hermiona może i potrafiła szybko łączyć fakty, ale nawet ona nie mogła zrozumieć, dlaczego czarodziej, który zamordował rodziców jej przyjaciela, traktuje go teraz po ojcowsku, a sam Harry zachowuje się, jakby mu to w ogóle nie przeszkadzało. Czyżby czuł się aż tak samotny i tak bardzo zazdrościł innym, że mieli rodziny, że nauczył się funkcjonować pomiędzy tymi ludźmi w taki sposób? Nie znała szczegółów pobytu Harry'ego w Azkabanie, a potem na dworze Czarnego Pana. Opowiedział jej sporo, ale na pewno nie wszystko.

Popatrzyła na niego, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Naprawdę się zmienił. Fizycznie nadal był tym drobnym, niewysokim chłopakiem o zielonych oczach, ale psychicznie nie był już nastolatkiem. Wszystko, co przeżył, zmusiło go, żeby dorósł w trybie wręcz ekspresowym. Mógł zwariować w Azkabanie. Nie było tajemnicą, jak źle reagował na obecność dementorów i tylko patronus mógł mu pomóc. Przyznał się jej, że w więzieniu udało mu się go wyczarować bez użycia różdżki, ale z niezrozumiałych dla niego przyczyn, zmienił on kształt.

– Dlaczego w ogóle mielibyśmy w to wejść? – zapytał Ron, wyrywając ją z rozmyślań. – Co chcecie osiągnąć? Społeczeństwo czarodziejów wydaje się ustabilizowane.

– To akurat jedynie pozory, panie Weasley – odezwał się niespodziewanie Mistrz Eliksirów. – Zna pan prawdziwe powody ostatniej wojny?

– Próba przejęcia kontroli nad czarodziejami – odpowiedział Ron. – Tak ogólnie mówiąc. Jakoś na historii nikt o tym nie mówi, a dorośli nabierają wody w usta, gdy się im zdaje takie pytania. Mówią, że jesteśmy za młodzi, żeby to zrozumieć.

– To prawda, że jesteście młodzi – powiedział Tom. – I dlatego jesteście tak podatni na bodźce, z jakimi mace styczność w Hogwarcie. Powiem wam coś, czego oficjalnie nie mówi się uczniom. Na przestrzeni wieków usunięto z programu nauczania wiele przedmiotów, które były uważane za odpowiednie dla rozwoju młodych czarodziejów, ale myślę, że Harry wspomniał już o tym trochę? – Hermiona skinęła głową. – No właśnie. Mam tu na myśli takie przedmioty jak alchemia, kultura i etyka, rytuały czy elementy polityki. Oczywiście to tylko ułamek przedmiotów, których już się nie uczy.

– Właściwie, dlaczego je usunięto, skoro były tak wartościowe? – zapytała Gryfonka.

– To akurat bardzo proste. Słabo wykształcone społeczeństwo dużo łatwiej kontrolować. Dlatego ludzie, którzy aspirowali do miana przywódców, uznali, że zbyt wielu wybitnie wykształconych czarodziejów będzie stanowić dla nich konkurencję. Uznali zatem, że część przedmiotów należy uznać, że niepotrzebne, a jeszcze kolejne oznaczyć jako nauki zakazane. Do takich przedmiotów zaliczono rytuały. Moim zdaniem jest to kompletna głupota, bo są kraje, które nadal ich uczą. Wielka Brytania jest bardzo zacofana magicznie w porównaniu do niektórych, a to tylko dlatego, że bali się o swoje stołki.

– Nie tylko zresztą to – odezwał się nagle Grindelwald, odstawiając filiżankę na spodek. – Kiedy ja byłem Czarnym Panem, przebywałem jakiś czas w Stanach Zjednoczonych, Francji, Austrii i ogólnie sporo podróżowałem. Niektóre kraje stosują praktyki, które tutejsi czarodzieje uznaliby śmiało za bluźnierstwo. Są społeczeństwa, które nie używają różdżek, co już samo w sobie wydaje się dziwne, ale dla nich to coś normalnego. Były próby przekonywania ich, że to najlepsze narzędzie do czarowania, ale omal nie skończyło się to popsuciem stosunków międzynarodowych. Nawet w Europie są kraje, które nie uznają różdżek. Na przykład narodowości słowiańskie nie przepadają za nimi. Wolą inne artefakty, ułatwiające im czarowanie.

– A czy przypadkiem ministrem w jednym z nich nie jest jakiś wybitny alchemik? – spytała Bellatrix. – Kiedyś chciałeś się z nim rozmówić, jeśli dobrze pamiętam – zwróciła się do Toma.

– Tak. Minister Twardowski – potwierdził Tom. – Kawał upartego czarodzieja, który silną ręką trzyma całe społeczeństwo czarodziejów w swoim kraju. Doskonale wie, jak nimi rządzić.

– I nikt się nie sprzeciwia? – spytała Hermiona.

– To nie są kraje totalitarne, panno Granger – zapewnił ją Grindelwald. – Są demokratyczne. Po prostu społeczność czarodziejów zgadza się mieć takiego przywódcę, który będzie je odpowiedni reprezentował na arenie międzynarodowej. Przykro mi to mówić, ale obecny minister Wielkiej Brytanii to fajtłapa, która dla jedynie o własny stołek, ale w tym wszystkim jest też niebezpieczny. Tak bardzo boi się stracić stanowisko, że podejmuje nieracjonalne decyzje. Jedna z nich siedzi obok pani. – Wskazał na Harry'ego. – Drugą jest Syriusz Black. I tutaj robi się bardzo ciekawie.

– To prawda. – Tom uśmiechnął się lekko. – Black nie miał procesu, nie przeprowadzono żadnego dochodzenia, nie podano mu eliksiru prawdy. To wszystko sprawia, że mógłby z łatwością pogrążyć zarówno ministra, ale też Dumbledore'a. Skoro Black był po jasnej stronie, to dlaczego pozwolił mu gnić w Azkabanie? Dlaczego wybronił Severusa, a świetnego aurora skazał na dożywocie? Ponieważ Black był dla niego niewygodny. Myślę, że uznał, iż łatwiej będzie go kontrolować, gdy nie będzie w pełni władz umysłowych. Nie wiedział jednak, że miał do czynienia z animagiem. Dlatego zamierzamy doprowadzić do uniewinnienia Blacka, co w rezultacie pozwoli nam obalić Knota i Dumledore'a. Chcemy pokazać, że przywódcy, w których nadzieję pokłada społeczeństwo, dbają jedynie o siebie.

– Mamy rozumieć, że pod rządami Śmierciożerców wszystko będzie lepiej? – spytała Hermiona. – Jakoś ciężko mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę niektóre wydarzenia.

– Nie powiesz chyba, że jako mugolaczka, nie chciałabyś żyć w świecie, w którym ceni się magię, a nie pochodzenie? Jestem pewien, że wiele razy doświadczyłaś dyskryminacji ze strony czystokrwistych. Przyznam, że do niedawna sam podzielałem te poglądy, ale Harry dość dobitnie mi wytłumaczył, że nie tędy droga.

– Po prostu się pokłóciliśmy kilka razy – mruknął Złoty Chłopiec.

– Wolę to nazywać zażartą dyskusją. Wróćmy jednak do pytania twojej koleżanki. Nie będzie lepiej, czy gorzej, panno Granger. Będzie po prostu inaczej – zwrócił się do niej. – Brytyjscy czarodzieje stoją w miejscu. Stare rody dbają o tradycje, ale idą w złym kierunku. Uważają mugolaków za zagrożenie dla swoich zwyczajów, nie biorąc pod uwagę nawiązania z nimi sojuszu.

– Nazywacie to sojuszem?

– Z braku lepszego określenia. Przyznaję się do błędu, że kiedyś sam nie doceniałem nowej krwi, którą wprowadzając do naszego świata czarodzieje mugolskiego pochodzenia, Nawet nasza droga Bellatrix trochę zmieniła o nich zdanie.

– Ale tylko trochę – burknęła czarownica ze swojego miejsca. – I tylko dlatego, że Harry mnie przekonał. O czymś trzeba było dyskutować, będąc sąsiadami w celach.

Ron i Hermiona wzdrygnęli się wyraźnie. Patrząc na Harry'ego, nikt nie domyśliłby się, że spędził tyle miesięcy w więzieniu, ale oni to wiedzieli. Pamiętali, jak go zabrano, jak próbowali przekonywać ludzi, że jest niewinny, ale poza nielicznymi nikt nie chciał ich słuchać. Dopiero później ludzie zaczęli zmieniać zdanie, gdy artykuły w gazetach zaczęły najpierw podważać kompetencje pracowników ministerstwa, a następnie samego ministra i dyrektora Hogwartu. Dumbledore może i chciał w końcu uwolnić Harry'ego, ale nie wziął pod uwagę, że Knot mógł stanąć mu na drodze. Ministerstwo do tej pory zaprzeczało powrotowi Voldemorta, a ponieważ nie było żadnych ataków ze strony Śmierciożerców, a to była bardzo korzystna sytuacja dla Korneliusza, który postanowił zerwać się ze smyczy dyrektora. Na pewno nie zrobił tego świadomie, ale biorąc pod uwagę, jak często prosił Albusa o rady, był zwykłą marionetką na wysokim stanowisku urzędniczym.

– Co dokładnie mielibyśmy zrobić? – zapytał Ron. – Nie zamierzam narażać mojej rodziny jakimiś dziwnymi działaniami – zastrzegł od razu.

– W zasadzie nic wielkiego – powiedział Tom. – Jak już mówiliśmy, musimy skontaktować się dyskretnie z Syriuszem Blackiem. Z oczywistych powodów Regulus nie może się z nim spotkać. To samo dotyczy Harry'ego. Black jest obserwowany przez Dumbledore'a, a zatem każda niecodzienna aktywność w jego stron, może wzbudzić podejrzenia.

– Syriusz nie może nawet opuścić swobodnie swojego domu – powiedziała Hermiona. – To nie jest sprawiedliwe.

– Właśnie dlatego chcemy coś z tym zrobić, Hermiono – odezwał się Harry. – Syriusz już dość wycierpiał. Chyba nawet więcej ode mnie. Regulus mówił, że miał konflikt z rodzicami.

– Delikatnie mówiąc – odparł wspomniany. – Nie popierał poglądów naszych rodziców. Na mnie patrzyli łaskawym okiem, bo przystąpiłem do Śmierciożerców, ale na tym ich aprobata w moją stronę się kończyła. Syriusz może i był dla nich zdrajcą, ale potrafił się im postawić i żyć na własnych zasadach. Szkoda tylko, że bywa strasznie krótkowzroczny i nie potrafi czasem właściwie ocenić sytuacji. Zawsze mu powtarzałem, że z Peterem coś było nie tak. A tak właściwie to, gdzie jest ten szczur?

– Nie musicie się o niego martwić – zapewnił ich Tom. – Znalazłem mu odpowiednie zajęcie.

Harry wolał nie pytać, chociaż jego magia drżała niebezpiecznie na wspomnienie tego zdrajcy. Tak po prostu wydał swoich przyjaciół na pewną śmierć. Był gorszy od Dumbledore'a i tego nie mógł znieść. Najchętniej zobaczyłby go, jak jest torturowany. Może w jakiejś piwnicy albo celi? Był pewien, że Tom miał w swoim dworze coś takiego, ale jakoś nie był przekonany, czy pytanie go o to, byłoby dobrym pomysłem. Już i tak dostrzegał w sobie dziwne zmiany. Nie był już tym nieśmiałym chłopakiem, który zawsze czuł się nie na miejscu. Nawet w Hogwarcie musiał szukać swojego miejsca, a gdy już myślał, że je znalazł, ktoś postanowił mu to wszystko odebrać.

Był wdzięczny, że w tym całym zamieszaniu, jakim było jego życie, los postanowił zrobić jednak dla niego coś dobrego i postawił na jego drodze Rona i Hermionę. Dla kogoś patrzącego z boku wydawać by się to mogło niczym szczególnym, ale dla niego to było coś wielkiego. Chciał zmienić ten świat również dla swoich przyjaciół. Chciał, żeby wszyscy byli sobie równi i nie musieli się wstydzić tego, że są inni. Jeśli miał to osiągnąć, popierając Toma, to zamierzał to zrobić.

---

Mój mózg ma traumę. Czytam książkę, której recenzji nie widziałam jeszcze nigdzie. Myślałam, że to będzie coś lekkiego. Pomyłka... Nie dość, że pełna błędów wszelkiego rodzaju, to jeszcze nudna jak flaki z olejem. Jednak dzielnie dobrnę do końca. A potem zafunduję sobie jakąś terapię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top