Rozdział 16

Rozdział 16

Harry nie miał pojęcia, kiedy odbędzie się kolejne spotkanie Śmierciożerców, ale okazało się, że nie było ono konieczne, żeby dopadł Snape'a. Mistrz Eliksirów został wezwany, żeby uwarzyć odpowiednie eliksiry odżywcze dla Grindelwalda.

Złoty Chłopiec śmiał się w najlepsze, gdy usłyszał o reakcji Dumbledore'a na wieść o ucieczce z Nurmengardu. Bellatrix zareagowała podobnie i wcale nie ukrywała swojej wesołości i satysfakcji z zaistniałej sytuacji.

– Szkoda, że nie dołączył do duchów – westchnęła później. – Mielibyśmy jeden problem z głowy.

– Wszystko w swoim czasie Bello – powiedział Czarny Pan spokojnie. – Czekaliśmy już tyle, że poczekamy jeszcze trochę. Ludzie wątpią w niego coraz bardziej, a zaczynają się przekonywać do tego, co mówimy.

– Już zacząłeś działać? – zapytał ciekawie Harry.

– Oczywiście – zapewnił z lekkim uśmiechem. Patrzył na chłopca, jakby ten zadał dziwne pytanie, ale nie skomentował tego szerzej. – Przygotowanie areny do walki jest kluczowym czynnikiem. Trzeba wszystko dobrze przemyśleć, a ponieważ możemy przewidzieć ruchy przeciwnika, możemy ustalić odpowiednią strategię.

– Ron zawsze był świetnym strategiem – mruknął.

– Chyba nie mówisz o Weasleyu, bachorze? – spytał Snape. – To, że jego kociołek nie wybucha tak często, jak Longbottoma, nie znaczy jeszcze, że to, co warzy, nadaje się do jakiegokolwiek użytku.

– Nie porównywałbym jego umiejętności warzenia do jego faktycznych zdolności – powiedział Harry. – Mnie też źle pan ocenił.

– Zamierzasz się tym chwalić?

– Stwierdzam tylko fakt. Może mi pan nie wierzyć, ale Ron naprawdę zna się na przewidywaniu ruchów przeciwnika. Jeszcze nigdy nie wygrałem z nim w szachy. Nie wiem, czy ktoś w Gryffindorze z nim kiedyś wygrał. Na pewno ograł sporo osób z Ravenclawu i Hufflepuffu. Nie mam pojęcia, czy kiedyś rozgrywał partię z jakimś Ślizgonem. Raczej nie, biorąc pod uwagę ich wyjątkową niechęć względem wszystkiego, co nosi kolory czerwieni i złota.

Severus posłał mu mordercze spojrzenie, które mogłoby konkurować ze wzrokiem bazyliszka i nawet nie zwrócił uwagi na to, że Czarny Pan przyglądał się ich wymianie zdań. Potter go drażnił. Bachor czuł się zbyt pewny siebie, ale patrząc na ogół wszystkiego, co się stało, nie powinien być jakoś wyjątkowo zaskoczony, że tak było.

Kiedy Złoty Chłopiec zjawił się w Hogwarcie w glorii i chwale, odniósł wrażenie, że to wszystko go przeraża. Stojąc pośród rówieśników, widać było, że był najmniejszy z nich wszystkich, co już powinno dać wielu osobom do myślenia. Severus znał doskonale zachowanie osoby, u której w domu coś było nie tak. Potter starał się nie wyróżniać, ale jego przeklęta blizna na czole zbyt przykuwała uwagę, żeby mógł zniknąć w tłumie i udawać, że go nie ma. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że chłopak nie był rozpieszczonym księciem, który uważał, że wszystko mu się należy. Tak naprawdę był nieśmiałym i skromnym chłopcem, który chciał mieć tylko grupkę przyjaciół, spędzać z nimi czas i wspólnie się uczyć. To jednak nigdy tak do końca nie było mu dane.

Mistrz Eliksirów był zmuszony przestać negować pewne fakty, gdy na oczach tysięcy osób dziecko trafiło do Azkabanu. Nic dziwnego, że zarówno Albus, jak i Korneliusz trafili w końcu w ogień ostrej krytyki. Prorok Codzienny zaczął w ostatnim czasie nawet zamieszczać porównujące ich artykuły. Rita Skeeter miała używanie, rozpisując się o ich sukcesach i porażkach. Ewidentnie chciała pokazać ich w jak najgorszym świetle, a podstawą do tego została oczywiście historia Harry'ego.

Ludzie ponownie zaczęli się rozczulać nad losem Złotego Chłopca i coraz więcej osób zaczęło głośno mówić o usunięciu Dumbledore'a ze stanowiska dyrektora Hogwartu. Severus wiedział, że nie byłoby to proste. Albus był święcie przekonany, że nikt i nic nie mogło go usunąć z zamku. Wydawał się jednak zapominać, że Hogwart nie był jego własnością i nigdy nie będzie.

Severus zaklął pod nosem, kiedy Czarny Pan polecił mu przygotować bachora do SUMów. Jakby miał mało roboty na co dzień. Mógł zrozumieć, że chłopak nie chciał zaniedbywać edukacji, ale co takiego zrobił w poprzednim życiu, że los nadal karał go towarzystwem Złotego Chłopca.

– Twój entuzjazm jest jak zawsze powalający, Severusie – stwierdził Czarny Pan z sadystycznym uśmiechem. – Pomyśl, że dzięki temu nie będziesz musiał aż tak często oglądać tego starego pryka. – Grindelwald burknął ze swojego miejsca, łypiąc na Toma, który kompletnie nic sobie z tego nie robił. Nawet nie odwrócił głowy w jego stronę.

– Za to będę skazany ponownie na oglądanie tego bachora – mruknął, siląc się na spokój. – To jest kompletny antytalent z eliksirów.

– Nikt z nas nie jest tak biegły w tej sztuce, jak ty. Tytuł najmłodszego Mistrza Eliksirów w tym stuleciu zobowiązuje.

– Profesorowi raczej chodziło o to, że jest kiepskim materiałem na nauczyciela – odezwał się Harry, sięgając jednocześnie do talerza z ciastkami, które podrzucił mu Kamyczek.

– Potter! – warknął Severus, zanim zdołał się powstrzymać.

– Mówię prawdę. Nie umniejszam pańskim zdolnościom warzelniczym, ale mało to razy widziałem, jak tracił pan cierpliwość, kiedy ktoś niepoprawnie trzymał nóż albo źle coś odmierzył?

– To są fundamentalne podstawy, mające chronić delikwenta i jego otoczenie przed katastrofą!

– Więc czemu nie zaczął pan pierwszych zajęć od czegoś tak prostego? – zapytał chłopiec, patrząc na niego. – Szczerze mówiąc, to dopiero teraz tutaj do mnie dotarło, że żaden nauczyciel w Hogwarcie nie robi choćby krótkiego wstępu do swoich zajęć. Tylko jedziemy z materiałem, jakby wszystko było dla wszystkich jasne. Dla mnie nie było i wiem, że wiele osób też tak myśli.

– Co ty mi tu sugerujesz bachorze? Że profesorzy w Hogwarcie źle prowadzą swoje zajęcia?

– I widzi pan? Zamiast słuchać, co mówię, usłyszał pan to, co chciał. Jaki jest sens tej rozmowy w takim razie?

Voldemort i Grindelwald przysłuchiwali się ciekawie ich rozmowie. Zeszli nieco z głównego tematu, ale Tom zauważył, że jego wychowanek miał rację. Kiedy sam zjawił się w Hogwarcie jako uczeń, żaden z nauczycieli nie poświęcił nawet pięciu minut, żeby wyjaśnić pewne zasady tym, którzy przybyli z mugolskiego świata. Musiał się wielu rzeczy domyślać albo pytać starszych uczniów z rodzin czystokrwistych, którzy nie byli zbyt uprzejmie nastawieni do uczniów mieszanej krwi albo mugolaków. Tych traktowali wyjątkowo pogardliwie, uważając samych siebie za lepszych.

Na początku Tom podzielał ich poglądy do tego stopnia, że nie przyjmował do wiadomości, że sam może być półkrwi. Nikt też wtedy nie wiedział, że jest wężousty. Jedyną osobą, której się do tego przyznał był Dumbledore i dziś pluł sobie przez to w brodę. Był jednak wtedy dzieckiem, które nie rozumiało jeszcze, że pewnych rzeczy się nie mówi, ale ponieważ rozmowy z wężami były czymś rzadkim, uznał, że w ten sposób zabłyśnie. To był błąd, który dużo go kosztował, bo pozwolił temu człowiekowi mieć się na oku. Nie pozwolił mu tak naprawdę nigdy zniknąć w tłumie, a z perspektywy czasu widział, że wtedy dużo prościej byłoby mu zebrać dla siebie poparcie.

Nigdy nie uważał się za naiwnego. Życie w sierocińcu nauczyło go, że na świecie każdy może być twoim wrogiem i każdy może cię zdradzić. Było niewiele rzeczy w jego życiu, których mógłby żałować. Pierwszą był właśnie brak dyskrecji, wynikający z dziecięcego niedoświadczenia, a kolejną w jakimś sensie było stworzenie horkruksów. Gdyby wiedział, że od tego oszaleje i zamiast odpowiednio wpływać na środowisko czarodziejów, zacznie siać terror, to dyskretnie puknąłby się w głowę. Nie uwierzyłby wtedy w fałszywą przepowiednię, nie zaatakowałby Potterów i nie straciłby kilkunastu lat swojego życia jako bezcielesny byt. Jedyne pocieszenie było takie, że ta lista mogła być o wiele dłuższa.

Uśmiechnął się lekko pod nosem, obserwując, jak Harry i Severus przerzucają się argumentami i wyzwiskami. To był ciekawy obrazek. Patrząc na chłopca, którego kiedyś pragnął pozbawić życia, poczuł, że czegoś mu brakowało. Nigdy nie myślał o zakładaniu rodziny, zwłaszcza mając tak niechlubne wzorce, jak matka, która wolała umrzeć, niż się nim zaopiekować i ojca, który uciekł, jak tylko eliksir miłosny przestał działać. Gdy poznał prawdę, nie wiedział, kogo nienawidził bardziej z nich dwojga. Był zraniony, że przez ludzkie słabości został sam ze swoim bólem i problemami. Jego matka nie zachowała się w porządku, ale nie mógł jej winić za chęć ucieczki z pełnego przemoc domu. Jedyny plus jej osoby był taki, że była potomkinią samego Slytherina.

Harry pomimo wychowywania się wśród mugoli, którzy robili wszystko, żeby uniemożliwić mu poznanie samego siebie, nie czuł względem nich nienawiści. Nie znosił ich i cieszył się, że nigdy więcej ich nie zobaczy, ale sam przyznał kiedyś, że chociaż nie wyrzucili go na ulicę jak psa, gdy działo się coś dziwnego wokół niego.

– Nie bronię ich, bo są koszmarni, ale niech sobie żyją swoim nudnym życiem, skoro to im pasuje – powiedział zaskoczonemu Tomowi.

– Nie chciałbyś, żeby zniknęli? To tylko prymitywni mugole.

– Mugole nie są prymitywni – odparł. – Moi krewni? Owszem. Dopóki nie muszę z nimi znowu mieszkać, wolałbym do nich nie nawiązywać. Już samo mieszkanie z nimi było koszmarne, więc po co mam jeszcze o nich rozmawiać?

Wbrew temu, co często powtarzał Severus, Harry wcale nie był głupi. Zakładał, że jego niewiedza wynikała często z wychowania wśród mugoli, a potem nikt nie wpadł na pomysł, żeby zrobić odpowiednie zajęcia wprowadzające dla takich uczniów jak on. Nie każdy był Hermioną Granger, która w wieku jedenastu lat przeczytała „Historię Hogwartu".

– Mam świetny słuch! – syknął Mistrz Eliksirów, wyrywając Toma z jego myśli. – W przeciwieństwie do ciebie.

– Słuch to ja mam świetny, ale podobno, jak jeden zmysł zawodzi, to drugi się wyostrza – odparował chłopak.

– Harry ma bardzo słaby wzrok, Severusie – odezwał się Czarny Pan. – Nawet eliksir wzmacniający nerwy nic tutaj nie pomógł. On bardziej bazuje na słuchu i dotyku niż na wzroku.

Mistrz Eliksirów popatrzył na chłopaka, który tylko wzruszył ramionami, a potem sięgnął i zdjął mu okulary z nosa. Podniósł je na wysokość swoich oczu i skrzywił się, kiedy dotarło do niego, jak poważną wadę wzroku miał chłopak.

– Dlaczego nie powiedziałeś o tym pani Pomfrey na badaniach? – zapytał, oddając mu je po chwili.

– Jakich badaniach? – zdziwił się, wkładając okulary na nos.

– Potter! Każdy pierwszoroczny wysyłany jest do skrzydła szpitalnego, gdzie uzupełnia się jego kartę medyczną.

– Pierwsze słyszę. Nigdy nie wezwano mnie na takie badania, co jest chyba aż dziwne, biorąc pod uwagę, ile razy wylądowałem w skrzydle szpitalnym.

Severus zazgrzytał zębami. Po powrocie do Hogwartu zamierzał natychmiast udać się do Poppy i zapytać ją o dokumentację medyczną tego irytującego bachora. Zastanawiał się, czy jeszcze jacyś uczniowie zostali zaniedbani w ten sposób. Gdyby okazało się, że Potter miał uczulenie na któryś ze składników, mogłoby się to skończyć tragicznie.

Nigdy nie warzył eliksirów, które wpływałyby bezpośrednio na naprawdę nerwów wzrokowych, ale zawsze chciał spróbować. Choćby z tego powodu musiał przetestować bachora na potencjalne reakcje alergiczne. Bywały momenty, gdy bardzo chętnie by go nieco otruł, ale sytuacja uległa drastycznej zmianie. W całej tej sytuacji wszyscy byli ofiarami Dumbledore'a, zwykłymi pionkami w jego grze o podtrzymanie władzy z cienia. Nadal wyjątkowo niechętnie myślał o perspektywie prywatnych zajęć z Potterem, ale nie miał wyjścia. Nie mógł się wykpić obowiązkami w Hogwarcie, nawet gdyby bardzo chciał, bo prawda była taka, że w ostatnim czasie bardzo chętnie stamtąd uciekał. Od kiedy poznał prawdę, czuł się tak jeszcze bardziej nie na miejscu, niż wcześniej. Potter miał rację, mówiąc, że nie był materiałem na nauczyciela. Nigdy nie zamierzał uczyć, ale to było lepsze, niż dożywotni urlop w Azkabanie.

– Zapewniam cię, że bardzo dokładnie przyjrzę się twojemu przypadkowi i zbadam go – powiedział, patrząc na bachora, który spokojnie wgryzał się w kolejne ciastko.

– Będę musiał się rozebrać? – spytał jakby nigdy nic.

– POTTER! – warknął Mistrz Eliksirów, w tym samym momencie, gdy pozostałe osoby w pomieszczeniu zaczęły się śmiać. Nawet Grindelwald chichotał w najlepsze. – Uwierz mi na słowo, że nie mam najmniejszej osoby na oglądanie twojego ciała, które spokojnie mogłoby rywalizować ze szkieletem.

– Uważaj Severusie – odezwał się Tom. – Nasz Harry nabył ostatnio całkiem nowej umiejętności zwanej bezczelnością. Jak widać, świetnie ją wykorzystuje.

– Obawiam się, że to raczej cecha wrodzona zwana potocznie kretynizmem, mój panie – odparł.

Niemniej jednak Severus musiał znowu uczyć tego bachora. Uprzedził go, że zajęcia będą raz w tygodniu w piątkowe wieczory, gdy miał chociaż trochę czasu. Zwykle wykorzystywał go na uzupełnianie eliksirów dla skrzydła szpitalnego, a teraz będzie musiał go podzielić i mieć nadzieję, że uda mu się jakoś to wszystko pogodzić. Skoro jednak miał szansę na wyrwanie się spod kurateli Dumbledore'a, to zamierzał zagryźć zęby i marnować swój prywatny czas na tego bachora. Nie, żeby miał jakiś wybór. W końcu Czarnemu Panu się nie odmawia.

Jakby tego było mało, bachor postanowił go potem wspaniałomyślnie odprowadzić do drzwi.

– Wiem, że myślenie nie jest twoją mocną stroną, Potter, ale zauważ, że nie przepadam za twoim towarzystwem, a poza tym wiem, gdzie są drzwi – skomentował, gdy schodzili po schodach.

– Mam pytanie, ale nie mogłem go zadać przy wszystkich – odparł chłopak. – Niektórzy mogliby je odebrać, jako dość mocne naruszenie prywatności.

– Przypomnę ci łaskawie, że w naruszaniu cudzej prywatności jesteś mistrzem.

– Oczywiście. – Harry przewrócił oczami. Snape nigdy się nie zmieni, ale przekomarzanie się z nim, było na swój sposób oczyszczające i relaksujące.

– Skoro już nie mam wyjścia i muszę cię wysłuchać, to pospiesz się i nie marnuj mojego czasu.

– Czy eliksir miłosny wpływa na ludzki płód? – spytał wprost.

Severus chyba jeszcze nigdy nie był tak zaskoczony, jak w momencie, gdy usłyszał to pytanie. Miał wrażenie, że się przesłyszał.

– Potter – syknął cicho. – Czy ty mnie właśnie spytałeś o...?

– O wpływ eliksiru miłosnego na płód w łonie matki? Owszem. Powtórzyć jeszcze raz?

– Potter! Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego zadajesz mi takie pytanie? Mam nadzieję, że nie masz w planach uwieść jakiejś niewinnej dziewczyny? Nie wiem, czy ona by to przeżyła.

– Zabawne i interesujące, ale nie skorzystam. Chodzi mi o Toma – przyznał szczerze.

– O Czarnego Pana? Wplątałeś się w coś jeszcze dziwniejszego niż do tej pory? Masz wybitny talent do pakowania się w kłopoty.

– Nie. W nic się nie wpakowałem – zapewnił. – Tom nigdy się nie ożenił, prawda? – Snape skinął głową. – I wygląda na to, że nigdy nie był też zakochany. Wiem od niego, że jego matka podała jego ojcu eliksir miłosny. Bardzo prawdopodobne, że amortencję. Trwało to około roku. Stąd moje pytanie o jego niestabilność emocjonalną na tym tle.

– Kiedy już miałem nadzieję, że może minimalnie zmądrzałeś, ty wpadłeś na genialny pomysł, żeby analizować sobie zdolność odczuwania uczuć przez Czarnego Pana.

Na taki pomysł chyba do tej pory nikt nie wpadł. Tylko ktoś taki jak Potter, mógł się zainteresować czymś takim. Niemniej jednak samo zagadnienie było intrygującego i Severus skłamałby, gdyby powiedział, że nie połknął haczyka. Czytał o eliksirach miłosnych. Warzył je na praktykach dawno temu, ale nigdy potem nie sięgnął po te przepisy. Uważał je za skrajnie niebezpieczne w użyciu. Ile to razy przyłapywał w okolicach Walentynek uczennice, które próbowały uwieść jakichś chłopców? Odbierał wtedy nie tylko fiolki, ale również ogromne ilości punktów. Po podaniu takiego eliksiru wszystko mogło pójść nie tak. Delikwent mógł dostać nagle z miłości małpiego rozumu i wpaść na jakiś „genialny" pomysł, jakby tu najbardziej spektakularnie wyznać miłość swojej „wybrance". Napatrzył się na takie sytuacje wiele razy i miał dość. Nigdy jednak nie czytał artykułu o wpływie eliksiru miłosnego na ciążę. Temat był wart analizy.

– Dowiem się, ile zdołam, ale nie robię tego dla ciebie, bachorze – zaznaczył. – Powiedzmy, że temat mnie zaciekawił. Lepiej zacznij się przygotowywać na piątek.

Po tych słowach wyszedł z siedziby Czarnego Pana, a potem za bramą aportował się do Hogwartu.

---

Mój mózg przetrwał kryzys i zaczął tworzyć kolejne pomysły.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top