Rozdział 1

Księżyc w końcu zniknął za horyzontem kończąc swoją zmianę. Wkrótce po tym słońce dumnie wkroczyło na nieboskłon oświetlając miasto ciepłym aczkolwiek jeszcze nikłym blaskiem.
Powietrze było rześkie, a niebo zabarwione na delikatny, szary odcień, przeplatany pojedynczymi promykami porannego słońca.

W Zbrojnej Agencji Detektywistycznej o czwartej rano nie powinno być absolutnie nikogo. W szczególności jej najbardziej leniwego i wykręcającego się od roboty pracownika. Przy teoretycznie rzecz biorąc zawsze pustym biurku siedział wysoki brunet o jasnej jak trup skórze. Można powiedzieć, że w tym świetle była ona nawet już z lekka poszarzała.

Dazai porządkował już tak długo "odkładane na później" papiery w równe, nienaganne stosy. Układał tak wszystko od wieczoru poprzedniego dnia. Zaczynając od zwykłych rachunków za wodę czy prąd, kończąc na ważnych dokumentach dotyczących jego śledztw.

Kiedy skończył tę żmudną dla niego pracę wygodnie rozsiadł się na obrotowym krześle rozprostowując kończyny które przez większą część nocy były nieużywane. Gdyby ktoś kto dobrze znał mężczyznę go teraz zauważył prawdopodobnie wezwał by pogotowie. Osamu wręcz słynął ze swego nieróbstwa, za co z resztą już zbyt wiele razy dostał po głowie.
Mimo nad wyraz przeciętnej inteligencji którą ukazał już i zadziwił innych nie raz i nie dwa, wolał odgrywać [1]"błazna".

Po chwili odpoczynku, brunet wyjął z szuflady biurka swoją książkę z którą nigdy się nie rozstawał i znał już każde słowo z niej na pamięć.
Przekartkował ją i tak jak przypuszczał z pomiędzy stron wyfrunęło zdjęcie które przez nieuwagę Alfy leniwie opadło na ziemię.
Młody mężczyzna cicho westchnął i podniósł fotografię spoglądając na pozbawioną kolorów ilustrację.

Samo zdjęcie było widocznie już dość stare. Osamu zmuszony był nawet w kilku miejscach skleić je taśmą aby zapobiec dalszemu rozdarciu się. Wydrukowano je na nieużywanym już dziś papierze chyba, że na zamówienie. Ilustracja była w odcieniu sepii.

Sama ilustracja przedstawiała jego w wieku może około siedmiu lat oraz kobietę o długich, równie ciemnych co on włosach jak i oczach. Obie postacie uśmiechały się patrząc na kociaka siedzącego przed nimi i bawiącego się białym piórkiem, zgubionym zapewne przez jakiegoś ptaka.

- Gdybyś mnie teraz zobaczyła pewnie dostał bym po głowie za głupotę.

Szybko schował zdjęcie na jego miejsce, czyli między strony i przewrócił kartkę. Na kolejnej również znajdowało się zdjęcie z Osamu w wieku siedmiu lat. Tym razem siedział przytulony do dużego charta perskiego o kolorze dojrzałych owoców kasztanowca. Po lewej stronie zwierzaka natomiast siedział wysoki mężczyzna o jasnych włosach i ciemnych oczach. Niestety ze względu na styl wykonania fotografii realnych kolorów można było się tylko domyślać. Również się uśmiechał trzymając jednocześnie psa za obrożę aby ten nic nie zrobił dziecku, choć na nic takiego się nie zanosiło. Mimo, że była to tylko fotografia gołym okiem można było to dostrzec.

W fali tak nostalgicznych wspomnień Dazai przypomniał sobie jak bardzo jego rodzice naciskali i szukali fotografa który wykona zdjęcia właśnie w takim stylu. Powrócił również wspomnieniami do samych rodziców. Bardzo tradycjonalni. Inne dzieci w jego wieku wyśmiewały jego rodzinę iż byli wyciągnięci ze średniowiecza. Doskonale pamiętał jak bolało go to gdy w szkole jako jedyny nie mógł mieć telefonu jak inne bogate dzieci.
Po czasie nawet przestał zwracać na to uwagę i zajął się książkami z czego jego rodzice byli zadowoleni.

- Chciałbym móc cofnąć czas. - Mruknął cicho pod nosem ciemnooki i zamknął książkę odkładając ją na biurku.

- Akurat Ciebie się tu nie spodziewałem o tak wczesnej porze, Dazai. - Usłyszał spokojny głos swojego szefa.

- Nie chciałem znów dostać po głowie od Kunikidy. - Zaśmiał się cicho. Zastosował jedną z "masek" by ukryć swoje chwilowe rozkojarzenie. Opuszkiem palca pogładził w tym samym momencie gładką okładkę książki.

- Po prostu chciałeś posiedzieć w samotności, to nic złego. W moim przypadku jest podobnie, ale skoro już tu jesteś napijmy się razem herbaty na dobry początek dnia.

Fukuzawa wszedł do gabinetu, lekkim skinieniem głowy nakazując młodszej Alfie aby szła za nim.

Ociężałym krokiem spowodowanym zastygnięciem stawów przez praktycznie całą noc, ruszył do gabinetu starszego mężczyzny.

Dazai usiadł po drugiej stronie biurka po chwili dostając do rąk kubek z zieloną herbatą.

- Szefie. Już od dłuższego czasu chciałem z Panem o czymś porozmawiać na osobności. - Zaczął spokojnie Osamu rozkoszując się ciepłym naparem. - Nie zamierzam pracować już na pełen etat w Agencji. Właściwie to odchodzę.

Większość szefów zapewne nie chciała nawet o tym słyszeć. Dazai mimo lenistwa był wartościowym pracownikiem. Jednak siwowłosy mężczyzna siedzący na przeciwko tylko delikatnie skinął głową.
- Mogę znać tego przyczynę?

- Od dłuższego czasu zbierałem pieniądze na konkretny cel, nawet gdy pracowałem dla Pana Mori'ego przez ostatni rok. Teraz trafiłem na idealną propozycję która może się już nie powtórzyć. - Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w zaparzoną herbatę i dobierał odpowiednie słowa - Mam zamiar otworzyć kawiarnię.

Takich słów mało kto spodziewał się od tego osobnika. Właściwie na ogół mało kto byłby w stanie w ogóle to sobie wyobrazić. To tak jakby pies chciał wspinać się na drzewa, a kot chciałby szukać narkotyków na lotnisku.

Na twarzy starszego mężczyzny pojawił się lekki uśmiech.
- Cóż... Tego się po tobie nie spodziewałem, Dazai. - Sam szef w sumie nie wiedział czego się spodziewać po brunecie siedzącym na przeciwko. Czego chciał młody mężczyzna? Jaki był w ogóle cel otwarcia takiego lokalu? Był on istną zagadką której nie mogli rozgryźć nawet najbliżsi mu ludzie. Chociaż najbliżsi to dużo powiedziane. Brunet nigdy nie mówił czy kiedykolwiek znał swoją rodzinę. Również w aktach nie było o nich ani słowa jakby co najmniej Osamu wziął się z powietrza.

- Wie szef... Nie powinno się oceniać książki po okładce. Co do pracy chcę odejść na końcu tego miesiąca. Po wypłacie.

Pomieszczenie przez chwilę wypełniła cisza, niezmącona nawet bzyczeniem muchy.
- Niech będzie. W takim razie to nasze ostatnie trzy tygodnie współpracy.

Mimo, że Fukuzawa właśnie stracił jednego z i tak nielicznych pracowników nie prosił go o przemyślenie decyzji. Rozmawiał z Ougai'em na temat bruneta. Doskonale zdał sobie sprawę, że Osamu jest jak kocur wypuszczony w świat; pójdzie własną ścieżką bez względu na innych.

Obydwu Alfom świt minął szybko na spokojnej i niezobowiązującej rozmowie, która na pewno nie zostanie wydana poza cztery ściany gabinetu Yukichi'ego. Gołym okiem widać było mimo to, że Osamu utrzymuje ten fałszywy uśmiech chcąc już wyjść. Fukuzawa natomiast przygotowany na wszystko podczas rozmowy stanowczo patrzył mu w oczy.

Jako pierwszy przerwał im Doppo, solidnie i uparcie trzymający się swojego idealnego, obliczonego w każdej sekundzie dnia grafiku. Widząc prezesa i partnera w spokoju rozmawiających jakby ci znali się jak dwa łyse konie z lekka się zdziwił. Przez chwilę nawet pomyślał, że tylko zaspał do pracy i dalej śni. Swoją drogą było to niemożliwe. Sam organizm blondyna zdawał się idealnie współpracować z umysłem. Nakazując wstawać sobie dokładnie o 5:15, zawsze o tej porze wstawał.

- Szefie. Mamy dziś umówione już trzy spotkania z klientami. - Blondyn położył na biurku dokumenty i przy okazji omiótł bruneta wzrokiem mówiącym aby przestał się tak wygodnie rozlewać na fotelu jak leniwy kocur rozpasiony przez właściciela w gabinecie szefa i szedł do pracy jak na przyzwoitego pracownika Agencji przystało.

- Jest szósta rano. Nie spinaj się tak z samego rana, Kunikida-kun. - Prychnął ze śmiechem ciemnooki i wstał z fotela chowając ręce do kieszeni płaszcza. - Może ty poszukasz sobie Omegi? Przyda ci się wiesz... Rozluźnienie~ - Zadrwił z zachowania swojego znajomego. W szczególności sprawiło mu to niebywałą satysfakcję gdyż blondyn był Betą, co z resztą na każdym kroku mu wypominał na najrozmaitsze sposoby.

Bety nie wiązały się z Omegami na ogół. Fakt, wyjątki były aczkolwiek... Mówiono, że Beta nie zaspokoi Omegi tak jak Alfa. Było to spowodowane przez bardzo nikłe feromony Bet, które były dość mało wonne.

- Dazai. Możesz już iść. - Fukuzawa szybko uciszył Dazai'a próbującego wszcząć kłótnię z blond cholerykiem co z resztą już mu się wstępnie udało. Na skroni Doppo można było gołym okiem dostrzec pulsującą żyłkę.

Ciemnowłosa Alfa powoli wstała i rzucając tylko rozbawione oraz w pewnym sensie triumfalne spojrzenie Doppo, wyszedł z gabinetu by po niedługim czasie opuścić budynek gdzie pracował. Poświęcił chwilę na rozejrzenie się po okolicy.

Mimo tak wczesnej pory ulice już tętniły życiem. Ludzie wyprowadzali psy których z resztą brunet nienawidził.

Psy są zbyt wierne.

Będą trwały przy swoim właścicielu nawet jeśli będą musiały zginąć rzucając się w żywe płomienie. Nawet jeśli sam właściciel będzie okładać je drewnianym kijem oraz zdzierać sobie gardło na krzyku na czworonogi one tylko zaskomlą ale będą czekać dalej aż ich opiekun wypowie ich imię.
Nawet po zamknięciu w metalowej klatce czy upięciu na grubym łańcuchu bez wody będą się nieprzyzwoicie cieszyć na widok ich ukochanego pana i tylko radośnie zamachają ogonem.

Obrzydliwe.

Odwrócił się z dłońmi ukrytymi głęboko w kieszeniach beżowego płaszcza. Lekko zgarbiwszy się ruszył prosto przed siebie.

***

Kilka godzin później wszyscy członkowie Agencji byli już gdzie być powinni. Na swoich miejscach, przy biurkach. No może oprócz jednego, ciemnookiego wyjątku błakąjcego się po mieście i planującego Bóg wie jakie kolejne samobójstwo. Jednak mimo to wszystkie dokumenty zostały uzupełnione i uporządkowane więc nawet Kunikida chwilowo nie zwracał uwagi na ten brak jednego elementu.

Jasnowłosa Omega o złotych oczach mieniących się w świetle słońca, a także blasku księżyca podeszła do biurka swojego mentora szukając teczki z potrzebnymi dokumentami.

- Panie Kunikida... Tu ich na pewno nie ma... - Narzekał Atsushi który nawet nie ośmielił się dotknąć biurka wysokiego bruneta i obserwował wszystko z bezpiecznej odległości.

- Zobacz w szufladzie. On ma tendencję do chowania najważniejszych rzeczy poza zasięg wzroku. - Odparł beznamiętnie Doppo przyzwyczajony już do Osamu robiącego wszystko na przekór. - Nie zdziwię się jeśli schował to pod panelami. W końcu siedział tu całą noc. Ewentualnie sprawdź sufit bądź lampy.

- Nie pozwolił dotykać swoich rzeczy... Niech Pan to zrobi.

Zrezygnowany blondyn wstał od swojego stanowiska pracy i podszedł do białowłosego po czym jednym ruchem podniósł z biurka fioletową teczkę z dokumentami. Warto podkreślić, że leżała ona na samym wierzchu niezasłonięta nawet jedna luźną kartką.

- Mówiłem, że na pewno położył ją na wierzchu. Bądź bardziej pewny na przyszłość. - Pouczył chłopaka starszy blondyn i wrócił z teczką na swoje miejsce uprzednio stukając go w czoło znalezioną dopiero teczką.

- Tak jest... - Fioletowo-złoty wzrok zwrócił się znów na biurko zawalone dokumentami. Tym razem napotkał coś o wiele ciekawszego niż jakąś tam teczkę z dokumentami których nawet sam nie rozumiał.

Źrenice chłopaka zwiększyły się jak u kota, który dostrzegł ulubioną piłeczkę w rogu pokoju. Pod teczką którą zabrał blondyn leżała książka, a dokładniej słynny poradnik dotyczący popełniania samobójstwa. No przynajmniej okładka tak mówiła. Nikt nigdy nie zaglądnął do środka, a po brunecie można było spodziewać się absolutnie wszystkiego. Mogłyby być to nawet wycinki z "Playboya" gdzie na każdej stronie znajdują się hojnie obdarowane przez naturę Omegi nieważne jakiej płci, ubrane w najrozmaitsze erotyczne stroje zachęcające czytelników do coraz bardziej grzesznych czynów.

- Co tam masz Atsushi? Wyglądasz jak kot który zobaczył piłkę - Zaśmiała się lekko kobieta wychodząca ze swojego gabinetu po porannym przejrzeniu swoich lekarskich narzędzi. Spojrzała w ten sam punkt co Nakajima.

- Pan Dazai nigdy nie pozwala jej nikomu dotykać... - Rzekł tygrysołak.

- I lepiej nie dotykajcie jej. Skąd wiecie co on tam trzyma? Jeszcze się czymś zarazicie od tego idioty. Poza tym to jego prywatna sprawa co tam czyta. - Szarooki nawet nie podniósł wzroku znad przeglądanych papierów.

- Ale... Jeśli tylko zerknę nic się nie stanie... W końcu to tylko książka! Co on może tam trzymać? - "Pewna" siebie Omega drżącymi dłońmi otworzyła książkę na pierwszej stronie, a za nim niemal cała Agencja śledziła bacznie jego ruchy.

Na pierwszej stronie było tylko wprowadzenie. Nic ciekawego. Notatka od autora o dziwo wydrukowana wyjątkowo ładną, estetyczną czcionką jak na zwykłą książkę. Po tym kilka stron zostawiono czystych. Na kolejnych zaś jak mogli się spodziewać i chyba ku ich uldze były porady jak popełnić samobójstwo. Co ich bardziej zdziwiło niż sama treść, porady były napisane odręcznie, piórem. I na pewno nie było to pismo Osamu. Jednak porady można było podziwiać tylko przez kilka pierwszych stron. Na stronie piętnastej było zapisane kształtnym i pełnym elegancji pismem "Grzechy których nigdy nie odpokutuję". Atsushi przewrócił stronę; tu był wydrukowany fragment jakiejś książki. Mocno psychologicznej i takiej którą pojąć może umysł Osamu w jedyny i tylko dla siebie unikatowy sposób. Było również kilka przypisów po łacinie.

- Atsushi. Myślę, że powinieneś ją już odłożyć. To nie jest dobry pomysł... To prywatne sprawy które są zbyt... Prywatne aby czytać je jak pierwszą lepszą książkę dla dzieci. - Powiedziała w końcu Yosano.

- I o ile nie chcesz wylądować na ścianie jako gustowne futro z tygrysa. - Dodał Ranpo zajmujący się pudełkiem lodów o smaku wanilii. Obok stały dwa inne pudełka. Lody pistacjowe oraz truskawkowe. Nie jest to zbyt wielka zagadką, że znikną w ciągu kilkunastu następnych minut. - Dazai od 10 minut stoi pod drzwiami i dobrze wie co robisz.

Wszyscy jak jeden mąż udali, że zajmują się swoimi sprawami, bezdusznie zostawiając białowłosego samego, na środku Agencji. Jak widać nikt nie miał ochoty z samego rana podpadać brunetowi.
Tygrysołak niemal jak poparzony odłożył książkę i wyprostował się patrząc na drzwi wielkimi oczami.

On mi nic nie zrobi... W końcu wie, że czasem popełniam błędy... Każdy je popełnia. Pan Dazai nie jest z tych co krzywdzą bliskie mu osoby...

Próbował się jakoś pocieszać w duchu nastolatek.

Nadszedł ten moment. Drzwi się otworzyły i do pomieszczenia wszedł wysoki brunet z obojętnym wzrokiem wbitym ostro w Omegę. To nie był radosny Dazai który robił wszystko wszystkim na złość, pocieszna Alfa z uśmiechem opowiadająca o idealnych samobójstwach które naturalnie planuje popełnić. Teraz wyglądał jak zza czasów gdy jeszcze należał do Mafii; gdy poderżnięcie gardła komuś kto zawinił było tylko codzienną rutyną. Błąd równy był z surowymi konsekwencjami. Puste i ciemne jak dno studni oczy patrzące na biedną Omegę kulącą się tuż przy jego biurku nie wyrażały żadnych emocji.

- Atsushi. - Syknął niemal plując jadem jak wąż, a niewielkie kły były w tym momencie całkiem dobrze widoczne.

- P-Przepraszam... Ja po prostu... Byłem tylko ciekaw... - Omega bezskutecznie próbowała się wytłumaczyć przed Osamu który swoją postawą wyrażał niemal chęć mordu. Za co? Za głupią książkę.

Brunet jednym nieufnym ruchem zabrał książkę z blatu biurka wsuwając ją do kieszeni ani na chwilę nie spuszczając wzroku z chłopaka.

Wystarczył jeden fałszywy ruch ze strony Omegi.

Dazai powoli położył dłoń na karku białowłosego i gwałtowniejszym ruchem przygarnął do siebie. Zacisnął palce na jasnych włosach i wbił paznokcie w delikatną skórę nieprzygotowaną na takie okrucieństwa. Wszystko to na oczach ludzi z pracy. Jak widać nie obchodziło go to czy ktoś patrzy czy nie.

- Posłuchaj Atsushi. Nigdy nie dotykaj rzeczy które nie należą do ciebie. Rozumiesz? Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - Warknął Osamu i odepchnął od siebie Omegę. - Dobrze wiesz, że nic ci nie zrobię. Tylko dlatego, że jesteś Omegą. - Wycedził przez zaciśnięte zęby. Mimo to jego głos był dalej opanowany, można powiedzieć że nawet martwy i płaski.

Brunet wyprostował się i skierował bezemocjonalny wzrok na blondyna stojącego przy biurku i gotowego gdyby musiał stanąć w obronie osiemnastolatka gdyby Osamu przyszło coś do głowy i nagle zmienił zdanie.

- Dazai. - Zaczął okularnik tonem nie znoszącym sprzeciwu - Wyjdź już stąd. Ochłoń sobie na zewnątrz.

Ciemnooka Alfa nic nie odpowiedziała. Żadnego odpyskowania czy śmiechu który skutecznie rozluźniłby atmosferę panującą w pokoju. Nic. Zacisnął usta w wąską kreskę, a linie jego szczęki wyostrzyły się.

Gdybyście tylko widzieli do czego jestem zdolny. I co robię po godzinach.

Osamu odwrócił się i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi zostawiając w Agencji po sobie tylko martwą ciszę i gęstą jak masło atmosferę.

Był zły i jednocześnie z lekka rozczarowany. Skoro nawet im nie mógł zaufać, to komu? Naprawdę nie mogli uszanować jego prywatności? Wiedział, że w ciemnej części miasta trzeba się mieć na baczności i absolutnie nie ukazywać emocji, ale tu? I to jeszcze wśród ludzi których poniekąd darował zaufaniem?

Westchnął tylko zaciskając palce mocniej na książce schowanej w kieszeni jakby była ze złota.
Ruszył na znacznie bardziej znany przez siebie teren gdzie spędził można powiedzieć, że większość dzieciństwa; Port.
Terytorium Portowej Mafii od której jeszcze niedawno tak bardzo stronił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top