Wynajmowane mieszkanie - Jeongguk

Księżyc jak co dzień pojawił się na niebie, aby swoim miękkim i delikatnym światłem rozjaśnić nieco przygotowujący się do nocy Seul. Ludzie wracali z pracy do domu, a w miarę upływu czasu ulice stopniowo pustoszały. Wszystko wydawało się normalne, jak każdego dnia, jak każdego wieczoru. Jednak dziś nie byłem w stanie utożsamiać się ze spokojnie wracającymi do swoich domów ludźmi. Dziś miałem ochotę przeklinać ten oświetlający nas księżyc, chcąc wygnać go z nieba raz na zawsze. Bo po co świecił, jeśli byłem zmuszony kroczyć ulicami Seulu sam? Bez niej?

Przeżyłem już wiele rozstań. Miałem za sobą związki, które... różnie się kończyły. Ale przeważnie źle. Każdy z nich powoli sprawiał, że czułem się tym wszystkim znużony, z czasem też nieco cyniczny, choć najbardziej z tego wszystkiego - samotny. Najgorszym w tym wszystkim była świadomość, że to one zrywały. A ja nie do końca rozumiałem dlatego. Może przez coś, co powiedziałem? Może przez coś, co zrobiłem? Przez jakąś cechę, której mi brakowało? Lub która im wadziła? Nie potrafiłem tego rozgryźć, a one nie potrafiły sprecyzować. „To nie twoja wina, po prostu to nie jest to", mówiły. A ja grzecznie to kupowałem, odchodząc ze złamanym sercem. Odchodząc, jak zawsze do baru. Aby zapić wszystkie smutki.

Długo nad tym wszystkim siedziałem, dywagując trochę z barmanem, a trochę z jakimś tak samo pijanym kolesiem, który napatoczył się przy barze. I wszyscy doszliśmy do jednego wniosku - na razie tylko alkohol pomoże. Dlatego nawet kiedy opuściłem bar, kupiłem po drodze kilka butelek piwa, aby nie siedzieć w mieszkaniu o suchym pysku. Zwłaszcza, że mój współlokator na pewno będzie chciał poznać powód mojego dzisiejszego stanu.

Droga do mieszkania nie była aż tak skomplikowana. Gorzej było już pod samym budynkiem, kiedy moje potrojone palce musiały wpisać kod do drzwi. Na szczęście któryś z sąsiadów zlitował się nad młodym, pijanym chłopakiem ze złamanym sercem i w końcu wpuścił mnie do środka. Winda uratowała dotarcie na drugie piętro. A samo wejście do mieszkania... dobrze, że mieliśmy łatwy kod, inaczej utknąłbym pod drzwiami na wieki. Chyba, że Jimin by się nade mną zlitował i wpuścił, tak jak nasz sąsiad...

Od wejścia brzęczałem butelkami piwa. Starałem się zachowywać w miarę cicho, ale w obecnym stanie nie było to łatwe. Zwłaszcza, gdy po ściągnięciu pierwszego buta, przyszedł czas na drugi i... epickie wywalenie się prosto na jedną z niższych szafek na obuwie. Gleba była w dodatku tak potężna, że nie dość, że narobiłem sporo huku, to jeszcze swoim mocarnym tyłkiem unicestwiłem to biedne, ikeaowskie drewno pode mną...

- O choleraaa - wymamrotałem, o dziwo z mową nie mając aż takich trudności, jak z motoryką.

Jimin niezwykle szybko na to zareagował i zaraz tu przytuptał, nie dowierzając temu, co zastał.

- Jeongguk, co ty zrobiłeś?

- Prze...wróciłem się? - Sam pewien nie byłem, bo przecież tego nie planowałem. Chyba? - Weźmiesz Mimi? - dodałem zaraz, poruszając lekko reklamówką, którą pomimo przebywania obecnie na kupce połamanych desek, trzymałem w górze, ratując jako pierwszą. Bo ani kropla nie mogła się zmarnować!

Chłopak szybko załapał, co mam na myśli, zaraz ją ode mnie odbierając. A kiedy to zrobił, w końcu mogłem rozpocząć oporną współpracę z kończynami, przymuszając je do podniesienia mojego ociężałego ciała.

- Nic ci nie jest? - Blondyn zmartwił się moim stanem, a ja powoli stawałem na nogi.

- Cholerne platformy - przekląłem, zrzucając to wszystko na buty, które zaraz oberwały z lekkiego kopa. - Jutro po pracy to poskłaa... - zacząłem, wskazując na szafkę, która... nie, raczej nie nadawała się do składania. - Odkupię - poprawiłem się zaraz, kręcąc na to wszystko głową. A raczej głównie na siebie.

Odwiesiłem jeszcze tylko kurtkę, po czym skierowałem swoje kroki do pokoju, odpalając boczną lampkę. Ległem się na łóżko w poprzek, wzdychając ciężko.

Jimin na szczęście za mną poszedł, chętny na choć krótką, terapeutyczną rozmowę.

- Na pewno wszystko w porządku? Dawno nie byłeś tak pijany.

- Sohee ze mną zerwała - wyznałem, mamrocząc to już w zagłębienie łokcia, którym zasłoniłem sobie twarz. - Sohee, jeszcze wcześniej Eunha... i Yubi... - przypomniałem, wzdychając ciężko. - Co ze mną nie tak?

No właśnie. Co ze mną nie tak do cholery?

Nie staram się być jakimś społecznym pasożytem, grzecznie studiując, pracując i odbywając praktyki. Raczej... jestem przystojny, co słyszałem od wielu dziewczyn, młodszych i starszych, a nie tylko od matki i ciotek. Poświęcałem im czas. Kupowałem prezenty. W łóżku... też wydawały się zadowolone. Ale tak jak to wcześniej rozważałem - może jest coś, czego nie widzę?

- Och... - Jimin początkowo tylko tak na to zareagował. Brzmiał na smutnego. A po jego krokach i ruchach wywnioskowałem, że odłożył gdzieś butelki, siadając przy mnie na łóżku.

Nasza relacja była dość bliska. Był moim hyungiem. Był miły i taktowny. Dobrze się dogadywaliśmy, mieszkając ze sobą przez te dwa ostatnie lata. Dlatego nie miałem nic przeciwko temu, gdy jego ręka w ramach pocieszenia zaczęła głaskać mnie po udzie. Bo zapewne w mojej obecnej pozycji tam było mu najłatwiej sięgnąć.

- Przykro mi, Jeonggukie.

- Byłem dla niej za młody... Ale nigdy się tak nie zachowywałem. Starałem się... być dla niej dobrym i dojrzałym chłopakiem... Czuję, że to jakaś kolejna głupia wymówka - wylewałem dalej swoje żale, nadal trochę mamrocząc w rękę.

- Wybierasz sobie jakieś głupie dziewczyny. Nie doceniają w ogóle, jak fajny jesteś - stwierdził na to od razu Jiminnie, w sumie... trochę mnie tym zaskakując. Bo przecież doszukiwałem się jakiejś ukrytej wady, o co zaraz postanowiłem dopytać, zabierając już rękę z twarzy.

- Serio? Nie jestem nieświadomie jakimś bucem nieszanującym uczuć innych, czy coś?

Jimin wyglądał na nieco zasmuconego, zapewne całkowicie nieświadomie wydymając nieco dolną wargę. A choć mój ciężko działający obecnie wzrok nie widział nawet cyferek na panelach przy drzwiach naszego budynku, tak to zobaczył wyraźnie, specjalnie się do tego wyostrzając.

Dziwne. Podejrzane. Albo i... zrozumiałe?

- Absolutnie nie. Nigdy w twoich działaniach nie widziałem niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że jesteś złym chłopakiem. A mieszkamy razem już dwa lata - przypomniał z lekkim, uroczym uśmiechem. - Starasz się dla tych dziewczyn, kupujesz im kwiaty bez okazji, stawiasz kawę, nie wstydzisz się przytrzymać im torebki. A jako współlokator dbasz o czystość, więc gdybyś z jakąś zamieszkał, to też nie miałaby z tobą źle. Nawet pysznie gotujesz. Więc to one są głupie - podsumował to wszystko, wymieniając też kilka sytuacji, które mogą się wydawać normalne, ale w niektórych związkach bywały rzadkością lub przymusem. A dla mnie... normalnym było, aby uszczęśliwiać ukochaną osobę.

- I ty to widzisz, a one nie. To może powinienem zacząć się z tobą umawiać i olać te głupie baby - rzuciłem, jak gdyby nigdy nic, w sumie chyba jeszcze nigdy nie kierując do Jimina takiego tekstu. Ale to może przez tę wydętą wargę, która wydawała się tak urocza?

Podniosłem się nieco, łapiąc zaraz za moją czarną czapkę z daszkiem, która do tej pory jako tako utrzymywała się na mojej głowie, i przełożyłem ją na tę Jimina. Była na niego za duża. O wiele. Ale tak wyglądał jeszcze bardziej uroczo.

Musnąłem jego podbródek delikatnie palcem, puszczając oczko, po czym wstałem, kierując do przełożonych przez niego na biurko butelek.

- Nie opowiadaj głupot - wymruczał na to wszystko, a mnie albo oczy myliły, albo na tych okrągłych policzkach pojawiły się... rumieńce?

Szybko powróciłem do niego z dwoma butelkami piwa, otwierając jedno o drugie i zaraz mu je podając.

- Pierwszy prezent dla mojego nowego chłopaka - oznajmiłem, posyłając mu uśmiech, kiedy Jimin przyjął grzecznie procentowy podarunek.

- Nie gadaj głupot, tylko rozglądaj się za następną dziewczyną. I dzięki.

- Na razie dam sobie spokój. Ewentualnie zacznę celować w dziewiątki i ósemki, bo dziesiątki nie są zainteresowane dłuższym związkiem - zauważyłem, w międzyczasie rozpoczynając pierwszą próbę otwarcia drugiego piwka o łóżko. Ale tak jak na trzeźwo nie miałem z tym problemu, tak po pijanemu... ciężko było dobrze utrafić. I w sumie dopiero za trzecim razem się udało.

- Połamiesz je kiedyś - stwierdził słusznie rozbawiony Jimin, popijając już otworzony dla niego trunek, do czego się dołączyłem, biorąc kilka łyków tego mojego. - Może przedstawię cię moim koleżankom z pracy, skoro lubisz starsze - zaproponował nagle, a ja od razu się tym zainteresowałem.

- Jaki przedział wiekowy?

- Roczniki 95-92.

- Hmmm... to idealnie. Zabierz mnie kiedyś na jakiś firmowy wypad - poprosiłem, zacieszając.

- Dobrze, obiecuję.

- Ale na razie... mam moją ulubioną dziewięćdziesiątkę piątkę na pocieszenie - zauważyłem, obejmując Jimina ramieniem.

Chwilę po prostu się do niego uśmiechałem, popijając piwko.

- Tylko ja ci nie zrobię loda, jak tamte dziewczyny - wypalił nagle, a ja... po prostu się roześmiałem, kompletnie nie spodziewając takiego komentarza.

- Dlaczego robienie loda było pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślałeś, Mimi? - dopytałem, nadal przez śmiech, bo to było... naprawdę niespodziewane. Nie z jego ust.

- Bo skoro cię nie doceniały, to pewnie tylko seks z nimi był zadowalający - stwierdził, pokazując jakie wnioski z tego wyciągnął.

- A bo ja wiem... W sumie bez rewelacji... Ale tak teraz sobie pomyślałem, a raczej uświadomiłem, że odkąd zaczęliśmy mieszkać razem, jeszcze chyba nie przyprowadziłeś żadnej laski, Mimi? Nie kręcą się żadne przy tobie? Czy wolisz je po prostu ukrywać? - zasypałem go pytaniami, bo może... był z jakąś dziesiątką? Którą boi się mi pokazać? Z różnych względów.

Ale... to chyba nie było to. Przynajmniej sądząc po smutnej minie, jaką początkowo zrobił.

- Jeśli ci powiem prawdę, prawdopodobnie któryś z nas będzie się musiał wyprowadzić.

Aż tak źle?! Może jest z... JEDYNKĄ, a nie dziesiątką?!

Ale nie ma co wyciągać pochopnych wniosków samemu, lepiej wyciągnąć to z Jimina.

- Jaką prawdę? Mów, o co chodzi, Mimi.

- Naprawdę to nieistotne - stwierdził, nie mając chyba zamiaru mi odpowiadać, zwłaszcza, że podniósł się, odkładając na szafkę wręczone mu przed chwilą piwo. - Dzięki za piwko i nie martw się babami - rzucił jeszcze tylko, po czym zaczął kierować się do wyjścia z mojego pokoju.

- Jimin... - Oczywiście próbowałem go zatrzymać, ale mój refleks po pijaku był dość słaby. Choć to nie oznaczało, że pozwolę mu uniknąć tego tematu i ot tak pójść do swojego pokoju, czy gdzie tam się wybierał.

Złapałem go na korytarzu, zagradzając drogę.

- Jaką prawdę? Myślisz, że cię teraz ot tak puszczę?

Chłopak wyglądał na niepewnego. I może nieco wystraszonego? Ale po chwili westchnął ciężko.

- Mieszkamy razem już długo. Wcześniej miałem naprawdę okropnych współlokatorów, dlatego nie chciałem psuć sobie relacji z tobą... Ale no... powinieneś znać prawdę. Tylko to pewnie będzie dla ciebie niekomfortowe - stwierdził tajemniczo, skupiając wzrok na swoich palcach, którymi bawił się nerwowo. - Nie przyprowadziłem tu nigdy żadnej dziewczyny, bo... wolę facetów - zdradził, nadal nie podnosząc na mnie wzroku. Jedynie jego ręce nieco się uniosły, jakby... chciał się w razie czego przede mną obronić?

Ale fakt, nigdy nie gadaliśmy o naszych poglądach. A tym bardziej o orientacji. A ja uchodziłem raczej za... zatwardziałego hetero? Tyle, że było to spowodowane moim środowiskiem i otoczeniem. A Korea nie była zbyt tolerancyjnym krajem. Dlatego rozumiałem, że mógł mieć przez to jakieś nieprzyjemności.

Musiałem to chwilę przemyśleć i przeanalizować. Ale wiedziałem, że po prostu powiem wprost to, co myślę.

- Nie odbierz tego źle, ale w sumie... aż tak mnie to nie zdziwiło... No bo... Czasami tak sobie to wszystko analizowałem i dochodziłem do takich wniosków. Ale ty nic nie mówiłeś, to nie naciskałem. A teraz jestem trochę pijany... to i bardziej... ciekawski... - wyjaśniłem, bo w sumie Jimin wydawał mi się czasami pod tym względem podejrzany. Czy to nie komentując wyglądu kobiet tak, jak komentowali go inni moi znajomi, czy po prostu będąc zbyt uroczą i delikatną osobą, jak na hetero związek. - No ale to... Nie umawiasz się z jakimś chłopakiem? - dodałem, bo w tym momencie w sumie tylko to mnie interesowało.

- Nie tak łatwo o to w tym kraju. Czasem chodzę do klubu, ale większości chce tylko seksu.

Ahaa. Dobra, dobra. Ale wracając do naszego przekomarzania z łóżka...

- Czyliiii... mogłeś przyjąć moją ofertę umawiania się ze mną - wytknąłem mu, patrząc na niego uważnie, bo to był akurat ważny temat. Ale pewnie... nie byłem w jego typie?

Dlatego nie czekałem na jakąkolwiek odpowiedź. Po prostu westchnąłem, wymijając go i kierując z powrotem do mojego pokoju.

- Nie chcę umawiać się z kimś, kto nigdy nic do mnie nie poczuje - usłyszałem jeszcze za sobą, ale już byłem w trakcie rzucania się na łóżko, aby znów wygodnie na nim rozłożyć.

- I już sobie założyłeś, że tak będzie? - odkrzyknąłem na to, nawet nie wiedząc, czy to do niego dotrze, bo w sumie mógł już pójść do siebie.

Jednak nie minęło kilka sekund, a w drzwiach mojego pokoju pojawiła się ta urocza, blond czupryna, z której chyba pozbył się już mojej czapki, zapewne odwieszając ją gdzieś na wieszak, skoro prawie spadała z jego drobniejszej głowy.

- A nie? - rzucił, chyba chcąc jednak kontynuować ten temat. A to z kolei wywołało na mojej twarzy szeroki uśmieszek.

- Słyszę nadzieję w twoim głosie?

- Co? Nie. Na pewno nie - zaczął zaprzeczać, znów się tym zawstydzając. - Po prostu... ty nie jesteś homo. Ani nawet bi.

- Widzę ten rozbiegany wzrok - wytknąłem mu, nadal zacieszając, bo było to urocze. I dawało mi... nadzieję? Ale... na co? - I w sumie nie wiem... Myślę, że... jakiś mały pocałunek pomógłby mi to określić - rzuciłem sobie. Ot tak. Chętnie obserwując jego reakcję.

Jest chętny? Nie?

Ale Mimi stał jedynie w drzwiach, mocno niezdecydowany, nie wykonując żadnego ruchu. Zapewne też to wszystko analizował, zastanawiając się, czy znowu sobie z niego nie żartuję.

- Za mało wypiłem, by robić takie rzeczy - stwierdził po dłuższej chwili, co nie powiem, trochę zabolało.

Roześmiałem się, dość gorzko, zaraz postanawiając mu to wytknąć:

- Potrzebujesz procentów, żebym ci się spodobał. Ahaaa. A ty mi się nawet na trzeźwo podobasz. No suuuper - ironizowałem, z niezadowoloną i nieco naburmuszoną miną.

- Tego nie powiedziałem. Ale całowanie się z tobą... Jak miałbym ci jutro spojrzeć w oczy...

Dla mnie odpowiedź na to pytanie była prosta, zwłaszcza przy moim zamroczonym alkoholem umyśle:

- Normalnie. Żeby mnie znowu pocałować?

- Nie żartuj sobie... - Tym razem jego głos zabrzmiał dość... smutno. Odbierał to nadal jako zwykłe przekomarzanie. Jako moje głupie żarciki. W których chyba zawsze było... choć trochę prawdy? I może przez to te moje związki były jakie były? Bo choć byłem przekonany, że dobrze mi, czy to z Eunhą, czy to z Sohee, może mój wzrok, moje myśli, czasami za bardzo kierowały się ku Park Jiminowi? Całkowicie nieświadomie?

- Nie żartuję - zapewniłem, zupełnie poważnie, jeszcze chwilę leżąc na łóżku i wpatrując się w Jimina, który zaczął nieco marszczyć brwi.

Ale skoro słowa do niego nie trafiały, musieliśmy to przecież sprawdzić i przetestować? Dlatego poderwałem się do góry i nadal nieco chwiejnym krokiem skierowałem prosto do blondyna. I zanim zdążył na to jakkolwiek zareagować, zanim w ogóle zdążył zrozumieć, co zamierzam, już połączyłem nasze usta.

Początkowo było to zwykłe cmoknięcie. Ale takimi pocałunki to mogły się obdarowywać dzieci w podstawówce. Dlatego musnąłem jego wargi. Raz, a później drugi, czekając na jego odpowiedź. Iiii... dopiero przy trzecim delikatnym muśnięciu nieco się rozluźnił, na szczęście mnie nie odpychając, a po prostu łącząc ze mną swoje usta w nieco głębszym muśnięciu. I było to... naprawdę przyjemne. Tak, jak się tego spodziewałem, gdy od czasu do czasu zastanawiałem się, jak smakują te jego pełne wargi.

Dłuższą chwilę się od siebie nie odrywaliśmy. W dodatku Jimin oplótł mnie rękoma, przyciągając jeszcze bliżej siebie, a ja chętnie na to przystałem, włączając w to wszystko języki. Bo mój upojony alkoholem mózg właśnie tego potrzebował. W dodatku tylko z Park Jiminem.

Oderwaliśmy się od siebie po naprawdę dłuuuugiej chwili, uśmiechając się w swoje usta. A ja chętnie otworzyłem oczy, aby zobaczyć jego reakcję na to wszystko. Był mocno zaczerwieniony, a przez to jeszcze bardziej uroczy i całuśny!

- To co, Mimi? Chcesz się ze mną umawiać? - rzuciłem, nieco rozbawiony, zaraz obrywając za to w ramię.

- Głupek - skomentował to tylko, a jego głowa szybko postanowiła ukryć się przed moim wzrokiem, gdy wtulił się w moje ramię. - Ale nie zostawisz mnie dla żadnej noony?

- Po co, jeśli mam tak słodkiego hyunga? - zauważyłem, jedną dłonią obejmując go szczelnie, gdy drugą powoli wsunąłem w jego włosy, chcąc go tam delikatnie pomiziać, ciesząc się tym przyjemnym i szczęśliwym momentem.

- Więc cofam moje słowa. Nie przedstawię cię moim znajomym z pracy.

- Nieee? I co te biedne noony teraz poczną beze mnie - zażartowałem rozbawiony, gdy moja dłoń postarała się, aby twarz Jimina znów się przede mną znalazła. Tak uroczo zaczerwieniona i śliczna.

- Będą mi zazdrościć tak fajnego chłopaka, który w końcu zostanie doceniony za to, jaki jest - stwierdził, co mocno mnie rozczuliło. Bo od teraz nie musiałem już więcej szukać miłości wśród niezdecydowanych i czasami nieco niewdzięcznych dziewczyn. W końcu mogłem skupić się na tak słodkim, uroczym i czułym chłopaku, który potrafi troszczyć się o innych i okazywać zrozumienie. W końcu mogłem obdarzyć miłością odpowiednią osobę, kończąc ten nieszczęsny łańcuszek nieudanych związków.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top