Kwiaciarnia - Jeongguk
Ciepłe, seulskie poniedziałki jak zawsze pachniały spalinami i potem, wymieszanym z perfumami. Nie miałem tego szczęścia przemieszczać się po ulicach w wypasionej, klimatyzowanej furze, dlatego musiałem znosić tę mieszankę. Ale jadąc na motorze byłem szybszy od tych wszystkich biznesmanów gnających do swojej nudnej, biurowej roboty, czy uczniaków, marnujących sobie czas w szkole. Zwłaszcza w tak piękny poranek. Piękny, bo przecież był to poniedziałek.
Sam gnałem do jednej z moich prac. Tę akurat wykonywałem od dziewiątej do piętnastej. W dodatku współpracując z osobą, którą już po pierwszym spotkaniu miałem ochotę wyciągnąć na randkę. I właśnie dlatego tak bardzo cieszyły mnie poniedziałki. Bo znów mogłem zobaczyć ten jego słodki uśmiech.
Jakoś zdołałem przebić się pod kolorową kwiaciarnię, parkując na moim stałym miejscu. A kiedy schowałem kask, musiałem jeszcze zrobić szybką obczajkę w jednym z lusterek mojej maszyny, upewniając się, że wyglądam odpowiednio seksownie.
Czarna żonobijka jest. Wszystkie kolczyki na miejscu. Jeszcze poczochrać bardziej włosy... Szeroki uśmiech. I do boju!
Kwiaciarnia, w której znalazłem robotę, oferowała usługę poczty kwiatowej. Na jakąś uroczystość, na przeprosiny, na urodziny, czy po prostu pięknej damie. Różne były okazje. Pracowałem tu już kilka miesięcy, a jednak nadal moim ulubionym kwiatem z wszystkich tu dostępnych był sam właściciel i sprzedawca...
- Minnie! - wydarłem się wesoło, tuż po przekroczeniu progu kwiaciarni. - Dobrze, że już poniedziałek - zaanonsowałem, dzieląc się z nim pierwszą myślą, która pojawiła się w mojej głowie tuż po przebudzeniu. Szybko też dotarłem pod blat, na którym chłopak kończył bukiet. Oczywiście nie po to, aby zabrać dzisiejsze zamówienia i jak najszybciej się stąd ulotnić, a po to, aby zobaczyć go z bliska, nacieszyć oczy i trochę pobajerować.
Oparłem się łokciem o blat, przyglądając jego dzisiejszemu strojowi. Bo nawet w zwykłym, jasnym fartuchu i białej koszulce przyciągał mój wzrok. Wystarczyło, że odsłaniała te jego urocze, drobne ręce, które miałem ochotę całe wycałować.
Dopiero po chwili mój wzrok przeniósł się na jego równie uroczą twarz. Ciepłe spojrzenie i uśmiech, który zawsze mi posyłał były jak miód na moje serce.
I jak tu nie lubić poniedziałków?! Mógłbym tu harować dzień i noc!
- Do tego jaki gorący. Huuuuuuu - dorzuciłem do tego mojego komentarza o poniedziałku, łapiąc dwoma palcami za moją bokserkę, aby trochę się nią powachlować. Bo nawet jeśli chodziła tu klima, za bardzo dogrzało mnie w kasku.
- Dzień dobry, Jeongguk. Jesteś chyba jedyną osobą na świecie, która cieszy się, że nastał poniedziałek - stwierdził Jiminnie, a jego głos radował mnie nawet bardziej niż widok.
- Jak ma nie cieszyć, skoro w niedzielę się nie widujemy. Jak ci minął wczorajszy dzień? Mi na tęsknocie za tobą - oznajmiłem, zupełnie szczerze. Tak zawsze było. Ja bajerowałem, a Jimin... trochę to ignorował, a trochę traktował jak żarty.
- A dziękuję, dobrze. Byłem w kinie i spacerowałem trochę po parku. Uwielbiam tę porę roku, więc cieszę oczy pełnym rozkwitem przyrody - zdradził, co już doskonale wiedziałem, wychwytując to z jednej z naszych rozmów. Bo każde jego słowo wręcz spijałem z tych ust, zachowując w sercu. - A ty co robiłeś?
- Aaa świrowałem trochę ze znajomymi, nic ciekawego. Sam byłeś w kinie? Czy na randce? Powinienem być zazdrosny? - zacząłem dopytywać, niestety już wyobrażając sobie najgorsze scenariusze. W końcu Park Jimin był słodkim chłopakiem. Uganiały się za nim różne osoby, obu płci. I jedna z nich przecież mogła go namówić na taki wypad...
- A jak ci powiem, że tak, to co zrobisz? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie, rozbawiony, jak zawsze traktując moje „bycie zazdrosnym" jak żarty.
Aj śliczny chłopaku ty...
- To liczę na to, że była tragiczna i ciągle miałeś z tyłu głowy: "A mogłem się umówić z Jeonggukiem" - stwierdziłem, zadowolony z siebie.
- Była wspaniała i na pewno jeszcze zabiorę moją bratanicę na jakąś bajkę do kina - wyjaśnił, tykając mnie kwiatkiem po nosie, a mi kamień spadł z serca, bo nadal miałem szansę! - Skończę ten bukiet i możesz jechać z pierwsza partią - dodał zaraz. I choć zazwyczaj na takie słowa reagowałem lekkim buntem, zarządzając jeszcze kilka minut rozmowy, dziś musiałem to sobie odpuścić. Zwłaszcza, że mój wzrok przyciągnął kwiatek, który Jimin właśnie dokładał do bukietu.
- Lubisz hiacynty, prawda? Bo to wiosenne kwiaty - powtórzyłem jego słowa, które jak wszystkie inne zapamiętałem. To właśnie niebieski hiacynt jako ostatni lądował w kompozycji, którą obecnie tworzył. Nie byłem jakimś znawcą, czy fanem kwiatów, po prostu kiedy o nich opowiadał, a ja zadawałem mu kolejne pytania w stylu: „Jakie są najpopularniejsze kwiaty w bukietach ślubnych?", czy też: „Jakie warunki potrzebne są do uprawy róż w ogrodzie?", aby tylko go posłuchać, mimowolnie się tego uczyłem. Tak samo, jak rodzajów, ich uprawy, i tak dalej.
- Tak, lubię. Ale chyba wszystkie kwiaty lubię - przyznał, związując już bukiet i delikatnie poprawiając niektóre kwiatki. A na jego ustach pojawił się nieco rozczulony uśmiech.
- A jakie lubisz... dostawać? - zapytałem, co było dość... podejrzane. Choć nie w naszym przypadku, skoro Minnie odbierał wszystko jako żarty.
- Każde. Chociaż... Chyba nigdy żadnych nie dostałem - stwierdził, śmiejąc się przy tym, zapewne trochę rozczarowany...
Upewnił się jeszcze, czy bukiet jest na pewno dobrze związany, po czym odpowiednio go zabezpieczył, aby przetrwał podróż.
- Gotowe, możemy pakować - zarządził, na co od razu sięgnąłem po torbę, z którą przyszedłem. Przesunąłem ją koło blatu, rozsuwając. Przypominała tę dostawców jedzenia, choć była nieco szersza, z przegródkami i odpowiednim wypełnieniem, aby pomieścić i bezpiecznie przewieźć trzy bukiety.
Zajęliśmy się pakowaniem, wszystko sprawnie przekładając. A kiedy mogłem się już zbierać, rzuciłem tylko:
- Chwila moment i będę.
Po czym puściłem mu oczko, kierując się do wyjścia.
- Tylko nie szarżuj i jedź ostrożnie - usłyszałem jeszcze za sobą, uśmiechając się na to martwienie o moje zdrowie. Ewentualnie „zdrowie" kwiatów Jimina...
Ale na razie nie miałem czasu na takie analizy. Skierowałem się prosto do mojego motorka. Choć tylko po to, aby wyciągnąć przytarganą tu karteczkę, zapisując ją szybko. Zaraz przyczepiłem ją do jednego z bukietów i już wracałem do kwiaciarni Minniego, krzycząc od progu to, co zazwyczaj oznajmiam naszym klientom:
- Poczta kwiatowa!
Blondyn definitywnie się tego nie spodziewał, będąc już w trakcie sprzątania blatu po porannych bukietach. A jego zaskoczone spojrzenie od razu się na mnie przeniosło.
- Zapomniałeś o czymś Jeongguk?
Jednak ja postanowiłem dalej grać swoją rolę:
- Pan Park Jimin? - zapytałem, grzecznym i oficjalnym tonem, kierując się do niego z bukietem niebieskich hiacyntów i białych stokrotek. Podszedłem mu go wręczyć, jak gdyby nigdy nic, zachowując pokerową twarz. - Ktoś chyba postanowił sprawić panu niewielki prezent w postaci bukietu kwiatów - dodałem, podając mu go tak, aby przymocowany do niego liścik od razu rzucił mu się w oczy.
Jimin był zszokowany. I to bardzo. Ale wcale mu się nie dziwiłem, skoro jeszcze przed chwilą rozmawialiśmy o tym, że nigdy nie otrzymał żadnych kwiatów, a po kilku sekundach nagle mu je wręczałem.
- Naprawdę? - dopytywał jeszcze, rozkładając już liścik, który zaczął czytać.
A ja nadal udawałem, że o niczym nie wiem, nachylając się do niego, aby też zerknąć na tę wiadomość.
- Co to? Od kogo? - rzuciłem, choć na mojej twarzy od razu pojawił się niewielki uśmiech, widząc fragment mojego nieco koślawego pisma.
„Jak już mówiłem - poniedziałek jest moim ulubionym dniem tygodnia, bo po niedzielnej przerwie od pracy, znów mogę Cię zobaczyć. To może tym razem to ze mną pójdziesz do kina? ~ JK."
Chwila ciszy. Chwila niepewności.
Czy dostanę zaraz kosza?
- Jeongguk, to... to ty nie żartowałeś przez cały ten czas? - wymruczał w końcu Minnie, a jego twarz zrobiła się... czerwoniutka.
JESZCZE BARDZIEJ UROCZY.
- Nooo... w sumie nie - przyznałem, już nieco lekko zakłopotany, przez co moja ręka zaraz zaczęła maltretować moje włosy, a wzrok uciekł na chwilę gdzieś na bok.
Nie wypali mi zaraz z „ale ja wolę dziewczyny", co?
Początkowo po prostu zasłonić tę swoją zarumienioną twarzyczkę bukietem, co było... dobrym znakiem. I dopiero po tym usłyszałem odpowiedź na całe to zajście i moje pytanie z kartki:
- To... jeśli chcesz do tego kina... to ja bardzo chętnie.
Na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki, szczęśliwy uśmiech. Poczekałem chwilę, aż trochę obniży ten bukiet. A jak tylko to zrobił, nieco się pochyliłem, dając mu szybkiego buziaka w ten miękki policzek.
- To dziś po pracy? - rzuciłem szybko, trochę zawstydzając się tym gestem, dlatego zaraz zacząłem kierować się do wyjścia, uśmiechając od ucha do ucha.
- Bardzo chętnie. Tylko uważaj na siebie! - poprosił. A kiedy się do niego odwróciłem, będąc tuż przy wejściu, posłałem mu jeszcze buziaka, nie mogąc nacieszyć faktem, że w końcu ten śliczny florysta pójdzie ze mną na randkę. I możliwe, że od teraz to każda niedziela będzie moją ulubioną, gdy postanowimy spędzać ją razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top