#Chapter 38
SEJEONG
-Coś nie tak? -NamJoon spojrzał na mnie z niepokojem.
-Spróbuj tego wina. -Podałam mu kieliszek.
-Wow. -Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Prawda? To chyba najlepsze wino, jakie w życiu piłam! Cholera jasna, NamJoon! Jest o wiele lepsze niż wina Lee Wines.
-Masz rację.
Kelnerka postawiła przed nami jedzenie.
-Przepraszam -zagadnęłam. -Gdzie państwo kupują wino?
-Sami je robimy -uśmiechnęła się.
-Sami robicie wino, które tu sprzedajecie?
-Tak. Bar jest własnością naszej rodziny, sami też produkujemy swoje wino. Robimy to od ponad czterdziestu lat.
-Jest bardzo dobre. Hodujecie winogrona czy macie swojego dostawcę?
-Hodujemy je na naszej farmie, tej koło drogi.
-Hm, to najlepsze wino, jakie w życiu piłam! Macie też inne rodzaje? -zapytałam.
-Dziękuję! Owszem, mamy Pino Grigio, Chardonnay, Moscato, Shiraz oraz Cabernet Sauvignon.
-Poproszę o kieliszek każdego.
-Już się robi!
NamJoon zmarszczył brwi.
-Kieliszek każdego? Chcesz się upić czy coś takiego?
-Przecież nie wypiję tego całego wina! Będę próbować po odrobinie -uśmiechnęłam się przebiegle.
-Po co? -Spojrzał na mnie zmrużonymi oczami. -Co ci chodzi po tej ślicznej główce?
-Nic. Po prostu lubię dobre wino i chciałabym sprawdzić, czy inne rodzaje są tutaj tak dobre jak merlot.
-Nie przyjechaliśmy tu na degustację wina.
-Ciiii... -powiedziałam, wgryzając się w swoją kanapkę z homarem.
Kelnerka wróciła i postawiła przede mną kieliszki z winem.
-Dziękuję -odezwałam się uprzejmie.
Upiłam łyk z każdego kieliszka, każde kolejne było jeszcze lepsze.
-Cholera jasna, NamJoon! Spróbuj tego.
-Bardzo dobre.
-Więcej niż dobre, a ty dobrze o tym wiesz. -Wycelowałam w jego stronę palec.
-Ta kanapka z homarem też jest więcej niż dobra -odrzekł.
-Przepraszam! -Podniosłam do góry palec, żeby zwrócić na siebie uwagę stojącej za barem kelnerki.
-Tak? -Podeszła do naszego stolika.
-Czy sprzedajecie też to wino na butelki?
-Nie. Robimy je na własny użytek i sprzedajemy tylko na kieliszki.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę!
-Dlaczego? Zdaje sobie pani sprawę, że to prawdopodobnie najlepsze wino na rynku?
-Co tu się dzieje? -Do rozmowy wtrącił się ten sam co wcześniej wścibski starszy pan.
-Klientce bardzo zasmakowało nasze wino i chciałaby kupić butelkę.
-Nie sprzedajemy wina na butelki. Czy mogę zapytać o pani godność? -Gniewnie łypnął na mnie spod oka.
-Nazywam się SeJeong Lee. A pan? -Wyciągnęłam do niego rękę.
-Jim Fields, właściciel tego baru. -Lekko potrząsnął moją dłonią. -Więc pan robi to wino osobiście? -chciałam się upewnić.
-Tak.
-Na farmie, tej koło drogi?
-Właśnie tak.
-Zastanawiał się pan kiedyś nad wypuszczeniem tego wina na rynek, żeby było sprzedawane w sklepach i innych restauracjach?
-Nie. -Lekceważąco machnął ręką.
-A ja, owszem, miałem to na uwadze, panno Lee. -Do stolika podszedł kolejny starszy dżentelmen.
-Przepraszam za syna. Mamy inne podejście do interesów. Czy pani nie jest przypadkiem spokrewniona z Chrisem Lee?
-Tak. Był moim ojcem.
-Był?
-Niedawno zmarł.
-Rozumiem. Przykro mi.
-Dziękuję. A pan jest... -Przechyliłam głowę, a on dosiadł się do naszego stolika.
-Linden Fields. Jestem właścicielem tego baru i farmy, tej koło drogi.
-Skąd pan zna mojego ojca?
-Przyjechał tu kilka lat temu, zamówił kieliszek wina i zaproponował mi interes. Chciał, żebyśmy produkowali wino dla jego firmy. Nawet zakupił kawałek ziemi, żeby powiększyć winnicę. Poprosił, żebym rozrysował plany, i powiedział, że musi zdobyć środki, żebyśmy ruszyli z produkcją na większą skalę. Potem zadzwonił i powiedział, że na razie ma kłopoty finansowe i skontaktuje się, gdy tylko wyjdzie na prostą.
-Kiedy to było?
-Pomyślmy... Ziemię kupił jakieś dwa lata temu, a ostatni raz rozmawiałem z nim prawdopodobnie niecały rok temu. Nie miałem pojęcia, że umarł.
-Możemy obejrzeć pana farmę? -zapytałam. -Och, przepraszam... To jest NamJoon Kim.
NamJoon wyciągnął w jego stronę rękę, ale mężczyzna przez moment tylko dziwnie mu się przyglądał.
-Syn Thomasa i SoRin Kim?
-Znał pan moich rodziców?
-Jakżeby inaczej! -Potrząsnął wreszcie jego ręką. -Kiedy ostatni raz cię widziałem, miałeś trzy lata.
-Skąd pan znał moich rodziców?
-Twoja matka była moją najlepszą przyjaciółką. Dorastaliśmy razem.
-Moja matka dorastała w Maine?
-Tak. Nie wiedziałeś?
-Nie.
-Kochała to miejsce.
-W takim razie dlaczego wyjechała?
-Bo pojawił się twój ojciec i całkowicie zawrócił jej w głowie. -Uśmiechnął się Linden.
-Ale mój ojciec dorastał w Los Angeles.
-Wiem. Poznali się, kiedy tutaj był z rodziną na wakacjach. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Jak to możliwe, że nic na ten temat nie wiesz?
-Ojciec nigdy nie opowiadał o matce. Nigdy. Za każdym razem, gdy o nią pytałem, mówił, że to nieważne, bo przecież już jej nie ma.
Myślałam, że mi pęknie serce, kiedy usłyszałam te słowa, ponieważ jego głos przepełniony był bezbrzeżnym smutkiem.
-Czy pan może wie, gdzie znajduje się ta działka, którą pan Lee kupił od mojego ojca?
-Wiem. To zaraz koło mojej farmy i winnicy -uśmiechnął się. -Jeśli już skończyliście, od razu was tam zabiorę. I nie przejmujcie się rachunkiem, lunch był na koszt firmy.
-Dziękuję, ale nalegam... -powiedział NamJoon, wyciągając portfel.
-Nie. Schowaj ten portfel, synu. Dzisiaj ja stawiam.
*
*
*
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top