#Chapter 7
SEJEONG
Zajęłam miejsce za biurkiem, za którym przez prawie dwadzieścia pięć lat zasiadał mój ojciec. Przed oczami zaczęły mi przelatywać urywki wspomnień -moje odwiedziny u ojca w firmie po szkole albo w sobotnie popołudnie.
-Przyzwyczaiłaś się już do nowego miejsca? -Wujek Robbie wszedł do gabinetu, odrywając mnie od wspomnień.
-Tak -uśmiechnęłam się. -Chyba tak. Właśnie wspominałam czasy, kiedy przychodziłam tutaj jako dziecko.
-To nie było tak dawno temu. Posłuchaj, SeJeong, czy ojciec kiedykolwiek rozmawiał z tobą na temat sytuacji firmy?
-Nie. -Zmarszczyłam brwi. -Czemu miałby to robić?
-Nie wspominał ci o żadnych problemach?
-Problemach? Jakich problemach? -Przechyliłam głowę.
-Firma ma kłopoty.
-W porządku. Wyjaśnisz mi, jakiego typu są to kłopoty?
Westchnął.
-W ciągu ostatnich paru lat twój ojciec podjął kilka złych decyzji biznesowych. Susza sprawiła, że zaczęły się problemy z winnicą, która zaopatruje nas w winogrona. Cena poszła do góry, jakość poszła w dół, a twojemu ojcu wcale się to nie spodobało. Dlatego zaczął robić interesy z ludźmi z azjatyckiego rynku, jednak firmie nie wyszło to na dobre. Kosztowało nas to miliony dolarów. Jesteśmy w finansowej ruinie, SeJeong.
-Dlaczego, do cholery, nie powiedziałeś mi o tym, zanim zdecydowałam się przejąć firmę? -Byłam wściekła.
-Bo to firma twojego ojca. Ta sama, którą budował od chwili, kiedy lata temu bank udzielił mu niewielkiej pożyczki. Próbował znaleźć sposób, żeby ją ocalić. -Czy Rachel o tym wie?
-Nie. Twój ojciec o niczym jej nie powiedział. Nie chciał jej martwić. -Ale mnie mianował prezesem, bo miał w dupie, czy będę się martwić, czy też nie?
-Rozmawiał o tym ze mną. Chciał, żeby firma przeszła na ciebie, jego jedyną córkę. Walczył jak lew, żeby firma nie poszła na dno. Lee Wines to było jego marzenie. Kto jak kto, ale ty powinnaś to rozumieć...
-Wiem o tym! -Wycelowałam w jego stronę palcem. -Mówił tylko o firmie. Te wszystkie noce, kiedy nie było go w domu, ponieważ w Lee Wines był kryzys. Odwołane wakacje, bo nie był w stanie zostawić firmy na kilka dni. Wszystkie opuszczone szkolne przedstawienia, występy taneczne, studniówka, ponieważ praca była ważniejsza. A potem przydarzyła się ta nieszczęsna stłuczka i życie mojej rodziny zmieniło się na zawsze.
-Małżeństwo twoich rodziców już praktycznie nie istniało, kiedy spotkał Rachel.
-Chcę zobaczyć wszystkie raporty i dokumenty.
-Jasne. -Podniósł się z krzesła. -Jesteś inteligentną kobietą, SeJeong. Firma cię potrzebuje. Nie zapominaj też, że ojciec umarł nagle, nie planował zostawiania ci na głowie tego całego bałaganu.
-Chcę po prostu spojrzeć na raporty i dokumenty, wujku Robbie -westchnęłam.
Pierwszy dzień na nowym stanowisku, a ja już czułam, że zmierzamy w kierunku
spektakularnej porażki. W głowie mi się to nie mieściło! Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer MinYoung.
-Co tam, Se?
-Skoczymy na drinka dziś wieczorem? Rozpaczliwie potrzebuję się napić... -Ciężki pierwszy dzień w pracy?
-Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo.
-W takim razie idziemy się napić. Pegu, koło siódmej?
-Do zobaczenia!
W połowie przeglądania raportów, odrzuciłam długopis i zaczęłam masować skronie. Wujek Robbie nie przesadzał. Firma tkwiła po uszy w gównie. Wepchnęłam resztę dokumentów do torebki, wskoczyłam do swojego czerwonego kabrioletu bmw i pojechałam do Pegu. MinYoung już na mnie czekała. Usiadłam naprzeciwko niej, a ona przechyliła głowę i zmrużyła oczy.
-Wyglądasz na wykończoną. Było aż tak źle?
Gestem przywołałam kelnerkę i zamówiłam earl grey martini. -Jeszcze gorzej... Lee Wines popadło w głębokie długi.
-Wow. Jak głębokie?
-Jak ocean.
-Cholera. Czy twój ojciec o tym wiedział? -Upiła łyk swojego drinka.
-Earl grey martini dla pani. -Kelnerka postawiła przede mną kieliszek. -Chciałaby pani zamówić coś do jedzenia?
-Tak. Poproszę przegrzebki, krewetki w mleczku kokosowym oraz porcję pierożków wonton z kurczakiem. -Już się robi -uśmiechnęła się.
-Wow! -roześmiała się MinYoung. -Serio?
-No co? Jestem zestresowana, a kiedy jestem zestresowana, jem. Muszę iść do łazienki, zaraz wracam.
Odświeżyłam się trochę i ruszyłam z powrotem do stolika. Nagle gwałtownie przystanęłam. Ciemnoszary garnitur od znanego projektanta, brązowe włosy, idealny profil. Cholera! To znowu on. Na dodatek siedzi na moim miejscu.
-Przepraszam, ale to moje miejsce. -Przechyliłam głowę, stając przed nim z rękami na biodrach.
-O, witam panią, Lucy Collins! -uśmiechnął się, wbijając we mnie spojrzenie swoich niesamowitych, brązowych oczu.
-Co ty tu robisz?
-Wpadłem na drinka z przyjacielem. -Wskazał siedzącego nieopodal mężczyznę. -Tak się złożyło, że postanowiłem się rozejrzeć i w tym momencie zobaczyłem ciebie, siedzącą tutaj z uroczą przyjaciółką. Chciałem podejść i się przywitać, ale ty akurat wstałaś i poszłaś do łazienki. Więc zrobię to teraz: witaj!
-Witaj. -Z trudem przełknęłam ślinę. -Skoro się już przywitaliśmy, to może będziesz tak uprzejmy i usuniesz się z mojego miejsca? Poza tym mam wrażenie, że twój przyjaciel czeka z niecierpliwością na twój powrót.
Wstał, ale się nie przesunął, więc nadal nie mogłam usiąść.
-Nic mu nie będzie. Rozumie, że rozmowa z piękną kobietą może zająć trochę czasu.
Przełknęłam ślinę.
-Mogę o coś zapytać?
-O co tylko zechcesz. -Uśmiechnął się cierpko.
-Śledzisz mnie? Bo to już trzeci raz, kiedy na siebie wpadamy.
Parsknął krótkim śmiechem.
-Nie, nie śledzę cię. To czysty przypadek, że na każdym kroku się spotykamy. Dziwne, prawda?
-Bardzo. Teraz przepraszam cię, ale chciałabym usiąść.
-Przesunę się, kiedy tylko dasz mi swój numer telefonu, żebym mógł zadzwonić i zaprosić cię na kolację, Lucy. -Kąciki jego ust lekko powędrowały w górę.
-Masz na myśli, żebyś mógł zaprosić mnie na kolację, a następnie mnie przelecieć.
Wzruszył ramionami.
-Ja nie powiedziałem niczego o seksie, ale jeśli tego właśnie chcesz, to chętnie spełnię twoje życzenie. Nigdy nie odmawiam pięknej kobiecie, która proponuje mi seks.
-Nie wątpię.
Stałam bez ruchu, próbując go rozgryźć. Bacznie mu się przyglądając. Planując kolejny ruch.
-Bardzo mi przykro. -Wydęłam usta. -Okłamałam cię. Nie nazywam się Lucy Collins.
-Dlaczego to zrobiłaś? -Przechylił pytająco głowę.
-Ponieważ kobieta w tym mieście musi być bardzo ostrożna... Ale skoro wpadamy na siebie już trzeci raz i widzę, że jesteś prawdziwym dżentelmenem, nie ma potrzeby nadal kłamać. -Wyciągnęłam w jego stronę rękę. -Jestem Elle Hemsworth.
-Miło cię poznać, Elle. -Uśmiechnął się, podając mi dłoń.
Kiedy nasze palce się zetknęły, odruchowo cofnęłam rękę, ponieważ nagle zawładnęło mną oszałamiające uczucie. Wstrząs, porażenie, grom z jasnego nieba -cholera, wie, co! Wiedziałam tylko, że jego dłoń w mojej to zbyt wiele, że moje ciało nie jest w stanie tego znieść.
Był tak przystojny, że aż zapierało mi dech w piersiach, ale wiedziałam, że to gracz.
Kobieciarz.
Mężczyzna, który wykorzystuje kobietę, a potem pozbywa się jej jak śmiecia.
-Numer telefonu? -podpowiedział.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na MinYoung, która miała w ręku długopis. Wzięłam go od niej i zanotowałam numer na białej serwetce.
-Proszę. Zadzwoń. -Złożyłam serwetkę na pół i podałam mu.
-Och, na pewno zadzwonię. -Puścił do mnie oko i zaczął się oddalać.
-Czekaj! -zawołałam, a on się odwrócił w moją stronę. -A twoje imię? Kąciki jego ust podniosły się do góry w przebiegłym uśmieszku.
-Dowiesz się wszystkiego, kiedy zadzwonię.
Kiedy się oddalił, żeby dołączyć do przyjaciela, ciężko osunęłam się na swoje miejsce i wypiłam earl grey martini, jakby to była woda.
-Hemsworth? Serio? -Uśmiechnęła się złośliwie MinYoung.
-Akurat przyszedł mi do głowy Chris.
-Facet jest cholernie gorący. Nie rozumiem, dlaczego tak się wzbraniasz, żeby się z nim umówić?
-Ponieważ to typowy ważniak z korporacji. Widać to gołym okiem. Właśnie wyplątałam się z jednego złego związku i nie mam zamiaru pchać się od razu w kolejny, szczególnie z facetem jego pokroju.
-Nawet go nie znasz! Poza tym kto mówi coś o związku? Facet po prostu chce cię zaprosić na kolację.
-Kolacja prowadzi do seksu, a seks prowadzi do większej ilości seksu i, zanim się obejrzysz, już jesteś w związku. Następnie facet zaczyna cię zdradzać, szczególnie jeśli masz do czynienia z takim kobieciarzem, jak ten. Nie, dziękuję -uśmiechnęłam się.
MinYoung wpatrywała się we mnie sceptycznie, kręcąc głową.
-Myślę, że masz poważne problemy.
-Masz całkowitą rację. -Wycelowałam w nią palec. -Owszem. Ponadto mam na głowie upadającą firmę, którą muszę jakimś cudem przywrócić do życia. I właśnie to jest jedyna rzecz, na jakiej mam się teraz zamiar skupić. Nie potrzebuję żadnego ważniaka z korporacji, który będzie mnie rozpraszał. A teraz zbierajmy się stąd, zanim zadzwoni i zorientuje się, że podałam mu fałszywy numer.
*
*
*
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top