#Chapter 25
SEJEONG
Odstawiłam szklankę i poszłam na górę. Usiadłam na brzegu łóżka. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się taka samotna. Chciałam, żeby został na noc w moim łóżku, żeby mnie trzymał w swoich mocnych ramionach. Poczułam się dobrze, kiedy stanął w mojej obronie, gdy zostałam zaatakowana przez JiMin'a. Więcej -poczułam się w pewien sposób wyjątkowa. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Ale i tak nie został na noc. Po prostu nigdy tego nie robił. Miał fobię na punkcie związków, a ja chciałam dowiedzieć się dlaczego. Ja miałam konkretny powód, żeby unikać angażowania się w relację.
Nie ufałam mężczyznom.
Poczucie, że jestem wykorzystywana, zdradzana, że jestem niczym -to było zbyt dużo, nie dawałam sobie z tym rady. Lubiłam seks z NamJoon'em, podobało mi się, że nie ma między nami żadnych zobowiązań. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było zaangażowanie się w związek, oddanie komuś części mojego życia, a następnie przyglądanie się, jak na moich oczach to wszystko legnie w gruzach.
Nie, dziękuję!
Podobało mi się życie singielki, robienie wszystkiego po swojemu, nietłumaczenie się nikomu ze swoich decyzji.
Tylko... dlaczego czułam się taka samotna?
Musiałam z kimś pogadać. Może z jakimś terapeutą. Kimś, kto pomógłby mi zrozumieć, dlaczego tak się czuję. Kiedy tak zmagałam się z myślami, mój telefon piknął, sygnalizując, że przyszła wiadomość. NamJoon do mnie napisał.
„Bezpiecznie dotarłem do domu. Zobacz, poprosiłaś mnie, żebym coś zrobił, a ja to zrobiłem. Nie zapomniałem, bo nie chciałem, żebyś się martwiła"
Uśmiechnęłam się.
„Dziękuję Ci. Doceniam to. Cieszę się, że jesteś już w domu"
„Dobranoc, SeJeong"
„Dobranoc, NamJoon"
Wzięłam kubek turystyczny, wsiadłam do auta i pojechałam spotkać się z MinYoung w centrum medycznym, gdzie miała wyznaczoną pierwszą ciążową wizytę u ginekologa. W poczekalni opowiedziałam jej wszystko, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru.
-Cholera, że też nie widziałam tego na własne oczy!
-To było całkiem zabawne! Szczególnie kiedy na mnie naskoczył, a NamJoon stanął w mojej obronie...
Pielęgniarka wezwała nas do gabinetu i kazała MinYoung się położyć, żeby mogła ją przygotować do USG.
-Dzień dobry, MinYoung!
-Dzień dobry, doktorze Grant! To moja najlepsza przyjaciółka, SeJeong.
Cholercia jasna! Doktor Grant był najgorętszym lekarzem, jakiego w życiu widziałam. Wysoki, błękitnooki, z włosami ściętymi na militarnego jeżyka i cieniem porannego zarostu na szczęce.
-Miło cię poznać, SeJeong! A teraz, MinYoung, sprawdzimy, co się dzieje w twoim brzuszku. Mówisz, że zrobiłaś cztery testy ciążowe i wynik wszystkich był pozytywny?
-Tak.
-Dobrze. Zaczniemy od USG, a potem pobierzemy ci krew.
Wzięłam MinYoung za rękę. Doktor Grant wycisnął trochę żelu na jej brzuch, a następnie zaczął powoli ślizgać się po nim głowicą.
-To twój dzidziuś. -Uśmiechnął się, wskazując na małą fasolkę na ekranie. -A tak bije mu serduszko.
-O mój Boże! -MinYoung spojrzała na mnie ze łzami w oczach. -To moje dziecko...
Nie będę kłamać, mówiąc, że ja też nie miałam łez w oczach.
-Tak -uśmiechnęłam się, ściskając jej dłoń.
-Jesteś na początku dziewiątego tygodnia ciąży -powiedział doktor Grant. -Przepiszę ci witaminy prenatalne. Zażywaj je codziennie i widzimy się za cztery tygodnie. Rozumiem, że ojciec nie będzie uczestniczył w ciąży?
-Nie. Nie będzie.
-To jakiś dupek z Tindera -wyjaśniłam.
-Aaaa, Tinder... Sporo się o tym nasłuchałem od swoich pacjentek. -Puścił do nas oko.
-Miłego dnia, MinYoung! Nie zapomnij o tych witaminach. Miło cię było poznać, SeJeong!
-Dziękuję, doktorze Grant.
-Pana też było miło poznać. -Westchnęłam.
-Nie myśl, że nie zauważyłam, że cały czas się na niego gapiłaś -zagadnęła MinYoung po wyjściu z gabinetu.
-Nie mówiłaś, że jest taki gorący! Jezu, MinYoung, czy to nie dziwne, mieć takiego ginekologa?
-Jak dotąd spotkałam go tylko raz, wypisał mi receptę na tabletki antykoncepcyjne. Jego ojciec był moim ginekologiem, ale trzy miesiące temu przeszedł na emeryturę, a jego miejsce zajął syn. Kiedy dziś wszedł do gabinetu, byłam dokładnie tak samo zaszokowana jak ty. Próbuję nie myśleć o tym, jaki jest przystojny. To krępujące...
-Jak można nie myśleć o tym, jaki jest przystojny? Dobry Boże...
Na parkingu uściskałyśmy się na do widzenia.
-Dzięki, że ze mną poszłaś!
-Przecież właśnie od tego są najlepsze przyjaciółki! I nie martw się, będę ci towarzyszyć podczas każdej wizyty... -Uśmiechnęłam się przebiegle.
-Spokojnie, dziewczyno! -Roześmiała się.
-Dzień dobry, Josh -powiedziałam, przechodząc koło jego biurka w drodze do gabinetu.
-Dzień dobry, SeJeong. Trzej kolejni kontrahenci zerwali z nami umowę, co oznacza, że już ponad trzydzieści sklepów nie będzie sprzedawało Lee Wines.
-Wspaniale. -Wywróciłam oczami. -Coś jeszcze?
-Zdobyłem informacje na temat każdego członka rady nadzorczej. -Uśmiechnął się tajemniczo.
-Coś ciekawego?
-O, tak... Powiedziałbym, że bardzo ciekawy materiał. -Wręczył mi żółtą kopertę.
-Przejrzę później. I mam szczerą nadzieję, że nigdy nie będę musiała używać tych informacji.
-A, Robbie chce cię widzieć w swoim gabinecie.
Westchnęłam.
-Wiesz może, w jakiej sprawie? Bo naprawdę nie jestem w nastroju, żeby mieć z nim teraz do czynienia.
-Nie mam pojęcia.
-Dzięki, Josh.
Kiedy dzisiaj rano otworzyłam oczy, obiecałam sobie, że to będzie wspaniały dzień. Będę pozytywnie nastawiona i będę pracować jak szalona, żeby znaleźć sposób na wyciągnięcie Lee Wine z długów. Niechętnie skierowałam się w stronę gabinetu wujka Robbiego.
-Chciałeś się ze mną widzieć?
-Tak. Siadaj. -Westchnął głęboko. -Czy NamJoon Kim przekazał ci już ofertę?
-Tak. -Kiwnęłam głową.
-I?
-Powiedziałam mu, że potrzebuję tygodnia na zastanowienie się nad tym.
-Tygodnia? SeJeong, do cholery, na co tu czekać? Potrzebujemy tych pieniędzy już teraz!
-Chce przejąć pakiet kontrolny.
Wujek Robbie odchylił się na krześle i splótł palce.
-Może to najlepsze rozwiązanie dla firmy.
-Och, doprawdy? Więc ty też uważasz, że sobie nie poradzę z prowadzeniem tej firmy?
-Tego nie powiedziałem, SeJeong. Nie wkładaj mi w usta nie moich słów. Śmierć twojego ojca i twój debiut w roli prezesa nastąpiły w nie najlepszym dla firmy czasie. Szczerze, to jej dni są policzone. Jeśli jest okazja, żeby ją uratować, trzeba to zrobić.
-I zrobimy. Mam tydzień na znalezienie rozwiązania.
-Ja szukam rozwiązania od dwóch lat, czyli od momentu, gdy twój ojciec dał się wciągnąć w ten niekorzystny interes. A ty chcesz znaleźć rozwiązanie w tydzień?
-Cóż, siedzenie tu i gadanie o niczym na pewno tego nie przyspieszy... -Wstałam z miejsca. -Przepraszam cię, ale mam mnóstwo pracy.
Ciężko usiadłam za swoim biurkiem i oparłam czoło o jego blat. W tym momencie zajrzał do mnie Josh.
-Znowu ucinasz sobie drzemkę?
-Zostaw mnie. Muszę pomyśleć.
-Dzwoni twoja macocha.
-Serio? -Podniosłam głowę i spojrzałam na niego.
-Tak, serio. -Wywrócił oczami.
Wzięłam głęboki oddech i podniosłam słuchawkę.
-Witaj, Rachel!
-Cześć, SeJeong! Zastanawiałam się, czy nie miałabyś ochoty wpaść do mnie dzisiaj na domową kolację? -W jej głosie wyczułam nutę smutku.
Nie widziałam się z nią od pogrzebu i, na swój sposób, było mi z tego powodu głupio. Nie miała dzieci, a cała jej rodzina mieszkała na Florydzie.
-Jasne. O której?
-Cudownie! -Jej głos brzmiał teraz o wiele radośniej. -Może być piąta?
-W takim razie do zobaczenia o piątej!
Po zakończeniu rozmowy znowu oparłam głowę o biurko, ale ponownie mi przerwano.
Tyle że tym razem głos, który się odezwał, nie był głosem Josha...
-Widzę, że ciężko pracujesz -powiedział NamJoon.
Podniosłam głowę i nie mogłam się nie uśmiechnąć, na widok stojącego przede mną ucieleśnienia seksowności. Ponad sto osiemdziesiąt centymetrów czystego seksu!
-Myślę...
-Zawsze myślisz w ten sposób? -Usiadł naprzeciwko biurka.
-Czasami. Co mogę dla pana zrobić, panie Kim?
-O, przychodzi mi do głowy wiele rzeczy, które możesz dla mnie zrobić... -Uśmiechnął się dwuznacznie. -Szczególnie coś, co się wczoraj rano przydarzyło pod prysznicem...
-Ciii! Chcesz, żeby cię wszyscy usłyszeli? -Na samo wspomnienie musiałam zacisnąć nogi.
-Drzwi są zamknięte. Nikt nas nie usłyszy. A tak z innej beczki, to miałem nadzieję, że może miałaś wczoraj chwilę, żeby się zastanowić nad moją propozycją?
-Dałeś mi tydzień do namysłu, NamJoon.
-Wiem. Może po prostu potrzebowałem pretekstu, żeby cię zobaczyć.
-Mogłeś po prostu zadzwonić i zaprosić mnie na kolację.
-Mogłem, ale prawdopodobnie odrzuciłabyś zaproszenie.
-Masz rację. Dziś wieczorem jem kolację z moją macochą.
-Sama widzisz! W takim razie dobrze, że wpadłem.
Lekko się do niego uśmiechnęłam i spuściłam wzrok.
-Muszę już iść. Mam spotkanie. -Podniósł się z krzesła, podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i puścił do mnie oko.
-Miłego dnia, panie Kim! -zawołałam, kiedy otwierał drzwi.
Przystanął i odwrócił się w moją stronę.
-Już jest miły.
*
*
*
Pamiętacie 750 obserwacji na instagramie i pojawi się coś nowiutkiego także warto słoneczka zajrzeć i się postarać!
Mój instagram: wanessa_w._
Ale co to dla was przecież jesteście najlepsi!
Dziękuję. Zostaw po sobie ślad.
Głos + komentarz = zadowolona, pełna energii pisarka!
Brakuje mi waszych komentarzy więc poproszę więcej!!!
Pozdrawiam was, Wanessa
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top