ROZDZIAŁ 9

Jack:

To co się działo w środku to była istna rzeźnia. Wszędzie leżały zwłoki agentów. Niektórzy byli przecięci na pół, innych wnętrzności były zmasakrowane, niektórzy nie mieli kończyn. Ale jedno co łączyło wszystkie te ciała to brak oczu, co oznacza, że za tą rzeźnie była odpowiedzialna Lili.

-Ale rzeźnia...

-Dokładnie to samo pomyślałem.

-Lili to zrobiła - Mówię rozglądając się. Ciała są świeże więc daleko nie poszła.

-Co...? - Liam o mało się nie udławił.

-To co słyszałeś. A to oznacza jedno... - powiedziałem.

-Straciła kontrolę - kończy Ben.

-Biegiem!

Wszyscy ruszyliśmy tropem martwych ciał. Jeśli tego nie powstrzymamy będzie jeszcze gorzej niż jest teraz. Lili może się zatracić i stać się maszynką do zabijania już na stałe.

Liam:

Jeszcze w życiu nie widziałem czegoś takiego. Owszem widziałem martwe ciała ale to co się tu dzieje to jakaś masakra! Wszędzie śmierdziało zwłokami, podłoga była niemalże cała we krwi, zwłoki zmasakrowane...

Biegliśmy schodami do góry aż dotarliśmy do rozwidlenia korytarza.

-I co teraz?

-Rozdzielamy się. Ja, LJ i Liam pójdziemy w prawo, reszta idzie w lewo. Jak ją znajdziecie dajcie znać - mówi Jack i tak jak powiedział tak zrobiliśmy.

Nie musieliśmy długo szukać. Już po chwili naszym oczom ukazała się Lili ale.... Wyglądała inaczej. Jej włosy były kruczo-czarne, ubranie całe we krwi, w rękach trzymała sztylety. Na jej twarzy gościł złowrogi uśmiech, a oczy DOSŁOWNIE były całe czarne.

-Lili...

-To nie jest Lili - przerywa mi LJ.

-Jak to?

-LJ ma rację. To nie Lili. Jakby to powiedzieć... To jest jej druga strona... Tak jakby jej alter ego. Teraz jest czymś... Sam nie wiem...

-Jest teraz tym czym powinna być. Krwawą Mary - kończy LJ.

-Nie rozumiem...

-Widzisz... Druga natura Lili jest niestabilna. Ona nie potrafi tego kontrolować. Jeśli Lili waha się emocjonalnie lub kiedy górę bierze nienawiść dzieje się właśnie to. Jej natura Mary wykorzystuje to i przejmuje nad nią kontrole. W tej chwili nie jest świadoma tego co robi.

-Rozumiem... Ale jak ją sprowadzić spowrotem?

-Trzeba jej przypomnieć kim tak naprawdę jest - mówi LJ.

-A potem dowiedzieć się co wywołało u niej to wszystko - dodaje Jack. Wyprostowałem się i ruszyłem w stronę czarnowłosej.

-Co ty robisz?!

-Przypomnę jej kim jest - mówię i staje przed nią. Jej uśmiech oraz wzrok przyprawiał mnie o dreszcze, ale nie dałem tego po sobie poznać.

Kątem oka zobaczyłem jak Jack i LJ się rozdzielają. Spojrzałem na Lili.

-Lili...

-Ludzie tak szybko umierają... To takie nudne... Może z tobą będzie więcej zabawy - mówi z zabójczym uśmiechem.

-Lili to nie jesteś ty!

-Nie? Hmm... Poczekaj niech sobie przypomnę... Jesteś zabójcą i nie ważne jak bardzo będziesz żałować, nadal będziesz tylko maszynką do zabijania - powtórzyła moje słowa. Cholera no!

-Lili prosze cie...!

-Hahahahahahaha!! Co chcesz osiągnąć? W końcu jestem wolna! Mogę robić co mi się podoba, a teraz... Pobawmy się - i rzuciła się na mnie. Chwyciła mnie za barki i kopnęła mnie z całej siły w brzuch. Zacząłem kaszleć i padłem na ziemię - hm jak na agenta jesteś kiepski. Mam nadzieję, że wola życia w tobie jest ogromna - już miała wbić mi sztylet w brzuch, ale Jack ją powstrzymał.

-Pomyśl dziesięć razy zanim coś zrobisz - pomógł mi wstać, a w tym czasie LJ walczył z Lili, a raczej Mary? A chuj wiecie o co mi chodzi!

-Hej, dlaczego Lili tak dziwnie walczy.

-Poznaje LJ i próbuje walczyć. Przejąć nad tym kontrole.

Nie mieliśmy zbytniego wyboru i obserwowaliśmy akcje. LJ był niezły. Lili nie mogła za nim nadążyć. Walka w ręcz z LJ wygląda na niewykonalną.

-Co on...

-LJ zna ją lepiej niż ona siebie. Wie co robić i mam nadzieję, że to pomoże -  mówi Jack.

Spojrzałem na nich. Lili widocznie próbowała się powstrzymać ale ledwo dawała radę.

-Lili jesteś silniejsza od tego - mówi LJ, cały czas unikając jej ciosów.

-Nie... Jestem... Lili! Ta słabeuszka nie potrafiła porządnie wykorzystać swoich zdolności! - warczy, wyprowadzając atak za atakiem.

-Lili jest od ciebie silniejsza - mówi Jack, a Lili w pewnym momencie się zatrzymała. Złapała się za głowę. Oczy miała zamknięte i mocno zaciśnięte.

-Co się dzieje?

-Lili teraz walczy... Ze sobą.

Spojrzałem na nią. Z jej oczu lały się krwawe łzy. Widać, że cierpiała. Mogę jej jakoś pomóc...?

-Nie... Pozwolę... - mówi przez zaciśnięte zęby. Po chwili otworzyła oczy. Znów były czerwone, a policzki mokre od łez. Padła by na ziemię gdyby nie LJ, który w ostatniej chwili ją złapał. Bez wahania ja i Jack pobiegliśmy w ich stronę.

-Lili jak się czujesz? - pyta Jack. Ta tylko mruknęła pod nosem "nic mi nie jest". Próbowała wstać ale nogi się pod nią uginały.

-Liam pomóż jej, ja powiem reszcie, że spadamy, spotkamy się na zewnątrz - mówi i razem z LJ wybiegli z pomieszczenia. Podszedłem do Lili. Nie była w stanie ustać na nogach więc wziąłem ją na ręce. Nie protestowała, była zmęczona.

Dziwnie się czuje. Kiedyś to pewnie bym ją dobił ale teraz... Czuje, że jesteśmy rodziną, dlatego będę się starał zdobyć jej zaufanie i być dla niej bratem.

Tylko czy mi się to uda?
___________________________

Oto kolejny rozdział moich wypocin ;) w ogóle to muszę wam podziękować. Rozwaliliście normalnie system! Nie spodziewałam się że ta książka aż tak wam się spodoba. Sam prolog ma 112 wyświetleń i 10 gwiazdek! Wstawiłam tą książkę bo sobie tak myślę "mam nowy pomysł. Zobaczymy co inni o nim pomyślą" ale tego się nie spodziewałam. Dziękuję wam :***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top